o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
o jest wyjątkowa. – Jesteś bardzo mądrą kobietą Weroniko – powiedziała już głośno. – Kiedy zobaczyłam cię pierwszy raz, biło od ciebie ciepło. Poczułam, że chcę być właśnie tutaj, w tym… – uśmiechnęła się – niezbyt ładnym mieszkaniu. – Starałam się ocieplić to mieszkanie swoją osobą. – Uśmiechnęłam się szelmowsko i objęłam ją, a potem pocałowałam w czoło i pożegnałam się. Do domu wróciłam roztrzęsiona. Skorupka pewności siebie i słuszności podjętych decyzji pękała na Helenie niczym skała podczas trzęsienia ziemi. To, czego jeszcze wczoraj była taka pewna, dziś wydawało się odległe i niewarte uporu. Jeśli nie przekonam jej, żeby szła konsekwentnie raz obraną drogą, odejdzie do swojego życia w złotej klatce, pozwoli się oszukiwać matce i poniżać mężowi. Być może nie wróci nawet do pracy. Kto wie, jaką kotwicę zarzuci jej na szyję Andrzej. Kolejne dziecko? Kierownicze stanowisko w firmie? A może zechce zainwestować w jej własną kancelarię, udając, że został pokonany i wie wreszcie, jakie błędy popełnił w małżeństwie oraz zobowiązuje się, żeby nigdy, ale to nigdy się nie powtórzyły. Zastanawiałam się, dlaczego jej matka nie mówiła o prawdziwym obliczu ojca. To wydawało się kluczem do tego, jaką kobietą była Helena. Od roli ojca w rodzinie, postawy jako mężczyzny, zależy to, jaka jest córka. Przecież mnie ojciec wychowywał w duchu uległości i schodzenia wszystkim z drogi. Gdyby nie Sławek, nigdy nie przeżyłabym niczego, co powoduje drgnienie serca i pragnienie, żeby podążać jakąś drogą. Czy z synami jest tak samo, nie miałam pojęcia. Mój teść był spokojnym człowiekiem, podobnie teściowa. O ile ona lubiła stawiać na swoim, o tyle teść lubił, kiedy mówi mu się, co ma jeść, gdzie jechać na wakacje i jaki kupić samochód. Nie wyglądał przy tym na sfrustrowanego brakiem dominacji w rodzinie. Teściowa dyrygowała nim niczym orkiestrą, a on poddawał się dyrygenturze. Kiedy Sławek umarł, każde z nich zajęło się tym, co potrafiło najlepiej. Teść zapadł się w sobie i skoncentrował na znalezieniu odpowiedzi na pytanie, co zrobić, żeby mniej cierpieć. Teściowa z kolei przykrywała cierpienie działaniem. Dbała o grób, budowała pomnik, grawerowała wciąż literki,
żeby były równie błyszczące jak w dniu, kiedy pierwszy raz zostały wyryte i pokryte złotem. Wydaje się, że nie mieli żadnego wpływu na to, jaki był Sławek. Pomyślałam o teściach i uświadomiłam sobie, że nie widziałam ich od lat. Nie pytałam także moich rodziców, czy wiedzą, co u nich słychać. Jak znam moją matkę oraz ojca, to pewnie wstydzili się ich odwiedzać i podtrzymywać kontakty. Za życia Sławka spotykaliśmy się dwa razy do roku na rodzinnych uroczystościach, po jego śmierci i stypie nie odbyło się właściwie żadne spotkanie. Przez pierwsze lata w czasie świąt przyjmowałam zaproszenie na herbatkę, nigdy na Wigilię, tę spędzałam sama, uparcie płacząc i oglądając nasze wspólne zdjęcia. Chodziłam do teściów w pierwszy dzień świąt, wypijałam herbatę i jadłam ciasto. Pytali, jak sobie radzę, a ja mówiłam szczerze, że nie radzę sobie, ale nie chcę o tym rozmawiać. Nie rozmawialiśmy zatem na żadne „głębsze” tematy, właściwie w ogóle nie rozmawialiśmy. Nie było więc żadnego sensu w tych spotkaniach. Po trzech, czterech latach umarły śmiercią naturalną. A potem, ujmując sprawę skrótowo, załamałam się zupełnie i moi rodzice wstydzili się spotykać z teściami nawet przy grobie Sławka. Na pierwszego listopada palili świeczki bladym świtem, wszystko po to, żeby przypadkiem nie spotkać teściów i nie być zmuszonym do niezręcznego milczenia albo niezręcznych pytań, na które nie ma dobrych odpowiedzi. Już wiedziałam, jak powinnam postępować z Heleną. Nie można jej było namawiać czy przekonywać. To tylko kwestia czasu, kiedy odrzuci wszystkich, którzy dobrze jej radzili. Nie chciałabym, żeby po raz kolejny zaczynała od nowa, tym razem beze mnie. Nie mogłam jej stracić tak, jak straciłam Carmen. Kiedy myślałam o tej czarnowłosej personifikacji życia, zawsze łzy kręciły mi się pod powiekami. Nie tyle z tęsknoty za nią, była przecież Helena, ale z przekonania, że Carmen swoim uporem i złą decyzją zmarnowała swoje życie. Nie pozwolę Helenie na nic podobnego. Z przeszłością należy się rozstać nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa, to zdanie kołatało mi w głowie i powiedziałam je od niechcenia na głos, kiedy odsmażałam pierogi. Szyła coś właśnie, chyba urwany guzik z bluzki córki, miała na środkowym palcu staroświecki naparstek, a igła sprawnie i szybko atakowała czerwień
- Page 208 and 209: przyjść i sprzątać mieszkanie.
- Page 210 and 211: obiad dla Marcina. Od tej pory to j
- Page 212 and 213: Ucichła, pewnie zdziwiona i zażen
- Page 214 and 215: - Będzie miała daleko do domu…
- Page 216 and 217: wypowiedzeniem. - Czy to pani odpow
- Page 218 and 219: Przeraziła się. Czyżby bała si
- Page 220 and 221: kawy na mieście, a potem udawała
- Page 222 and 223: o oryginalnych imionach. Odbierały
- Page 224 and 225: pałętać po Warszawie przez pię
- Page 226 and 227: - Chciała wiedzieć, jak się tu u
- Page 228 and 229: niej wyraźnie lepszy, zdolniejszy
- Page 230 and 231: czarny, przystojny, dobrze ubrany.
- Page 232 and 233: gadaniną, nabierają poezji. Przyp
- Page 234 and 235: wtrącać. - To prawda - przyznała
- Page 236 and 237: - Oczywiście. - Zerwała się. - W
- Page 238 and 239: yła? Ze szczególnym uwzględnieni
- Page 240 and 241: swoich rzeczy, zupełnie ją przygn
- Page 242 and 243: yłam wtedy na nią, ledwie się po
- Page 244 and 245: na swoje wygodne obuwie, nieco rozc
- Page 246 and 247: azem, kiedy byłam przy niej. Nie u
- Page 248 and 249: sprawy przyziemne ogarniałam, dopr
- Page 250 and 251: z szafy i rozłożone na stole i kr
- Page 252 and 253: W dali widać było zielone palmy.
- Page 254 and 255: możesz odejść… - Ależ mogę -
- Page 256 and 257: - Popatrzyła w bok. Milczałam tak
- Page 260 and 261: luzeczki. - Jesteś zupełnie inna
- Page 262 and 263: i gotowanie, komponowałam posiłki
- Page 264 and 265: Umiałam raz podjąć decyzję i za
- Page 266 and 267: wybrałam się tam na zakupy. Niest
- Page 268 and 269: W dodatku patrzyła na mnie podejrz
- Page 270 and 271: gośćmi, odwrotnie, to Zofia przyj
- Page 272 and 273: ez zbędnych ceregieli weszłam do
- Page 274 and 275: hummusami… Była zachwycona… -
- Page 276 and 277: najbardziej na świecie. Wiem, że
- Page 278 and 279: - Starał się już wcześniej, ale
- Page 280 and 281: Kot patrzył na mnie smutno, Dorota
- Page 282 and 283: Odsunęła się na milimetr i spojr
- Page 284 and 285: a Helena i Zofia, być może nawet
- Page 286 and 287: zeczami, dając złudne poczucie,
- Page 288 and 289: ci zrobiłam? Tłumaczyłam jej, ż
- Page 290 and 291: - powiedziałam. - Pewnie tak ci ł
- Page 292 and 293: innych par. Spośród gości siedz
o jest wyjątkowa.<br />
– Jesteś bardzo mądrą kobietą Weroniko – powiedziała już głośno.<br />
– Kiedy zobaczyłam cię pierwszy raz, biło od ciebie ciepło. Poczułam,<br />
że chcę być właśnie tutaj, w tym… – uśmiechnęła się – niezbyt ładnym<br />
mieszkaniu.<br />
– Starałam się ocieplić to mieszkanie swoją osobą.<br />
– Uśmiechnęłam się szelmowsko i objęłam ją, a potem pocałowałam<br />
w czoło i pożegnałam się.<br />
Do domu wróciłam roztrzęsiona. Skorupka pewności siebie<br />
i słuszności podjętych decyzji pękała na Helenie niczym skała podczas<br />
trzęsienia ziemi. To, czego jeszcze wczoraj była taka pewna, dziś<br />
wydawało się odległe i niewarte uporu. Jeśli nie przekonam jej, żeby szła<br />
konsekwentnie raz obraną drogą, odejdzie do swojego życia w złotej<br />
klatce, pozwoli się oszukiwać matce i poniżać mężowi. Być może nie<br />
wróci nawet do pracy. Kto wie, jaką kotwicę zarzuci jej na szyję<br />
Andrzej. Kolejne dziecko? Kierownicze stanowisko w firmie? A może<br />
zechce zainwestować w jej własną kancelarię, udając, że został<br />
pokonany i wie wreszcie, jakie błędy popełnił w małżeństwie oraz<br />
zobowiązuje się, żeby nigdy, ale to nigdy się nie powtórzyły.<br />
Zastanawiałam się, dlaczego jej matka nie mówiła o prawdziwym<br />
obliczu ojca. To wydawało się kluczem do tego, jaką kobietą była<br />
Helena. Od roli ojca w rodzinie, postawy jako mężczyzny, zależy to,<br />
jaka jest córka. Przecież mnie ojciec wychowywał w duchu uległości<br />
i schodzenia wszystkim z drogi. Gdyby nie Sławek, nigdy nie<br />
przeżyłabym niczego, co powoduje drgnienie serca i pragnienie, żeby<br />
podążać jakąś drogą. Czy z synami jest tak samo, nie miałam pojęcia.<br />
Mój teść był spokojnym człowiekiem, podobnie teściowa. O ile ona<br />
lubiła stawiać na swoim, o tyle teść lubił, kiedy mówi mu się, co ma jeść,<br />
gdzie jechać na wakacje i jaki kupić samochód. Nie wyglądał przy tym<br />
na sfrustrowanego brakiem dominacji w rodzinie. Teściowa dyrygowała<br />
nim niczym orkiestrą, a on poddawał się dyrygenturze. Kiedy Sławek<br />
umarł, każde z nich zajęło się tym, co potrafiło najlepiej. Teść zapadł się<br />
w sobie i skoncentrował na znalezieniu odpowiedzi na pytanie, co<br />
zrobić, żeby mniej cierpieć. Teściowa z kolei przykrywała cierpienie<br />
działaniem. Dbała o grób, budowała pomnik, grawerowała wciąż literki,