Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
przemawiać, zanim starannie nie wyniosłam go na balkon albo na trawkę<br />
przed dom. „Mój ty biedny szaraku”, szeptałam, robiąc z ręki kulkę<br />
i czerpiąc niemal ekstatyczną przyjemność z dotyku odnóży owada.<br />
„Gdyby złapał cię kto inny, byłbyś już rozgniecioną breją, a tak<br />
pójdziesz sobie na trawkę… zaraz cię wyniosę przez blok, tylko<br />
pamiętaj, nigdy, przenigdy nie chodź tam, gdzie mieszkają ludzie”.<br />
Potem wynosiłam nieszczęśnika tak, jak obiecałam, w ręku albo<br />
w pudełku od zapałek na rzadką trawę wokół huśtawek. Rodzice nie<br />
wiedzieli o moim dziwactwie. Ja zresztą tego tak nie odbierałam. Nie<br />
powiedziałabym, że jestem szczególną miłośniczką zwierząt czy nawet<br />
owadów albo że mam szacunek do wszelkich form życia. Po prostu nie<br />
lubiłam, kiedy owada przygniatano gazetą albo butem, brzydziłam się<br />
rozgniecionej szarej mazi wypływającej spod jego pancerzyka. Bałam<br />
się drgających odnóży umierającego drobiazgu. Nie interesowałam się<br />
światem owadów, ich budową czy funkcjonowaniem w przyrodzie, ale<br />
doceniałam ich urodę i kolory, jakimi obdarzyła je natura. Teraz<br />
wyobrażałam sobie siebie właśnie jako małego owada, który złożył<br />
fioletowo-bordowe skrzydełka, skupił łepek i czułki, a następnie<br />
przycupnął gdzieś w pobliżu ucha Heleny, aby w razie czego być blisko<br />
niej i móc jej doradzić, jak postępować. W każdej chwili Helena mogła<br />
mnie spod tej skóry wydrapać, rozgnieść jak pospolite obrzydlistwo i ze<br />
wstrętem wyrzucić. Miałam jednak wrażenie, że ona by tego nie zrobiła.<br />
Nawet wtedy, gdyby przez przypadek odkryła moją prawdziwą naturę.<br />
Wielokrotnie wyobrażałam sobie, jak ona odkrywa, kim naprawdę<br />
jestem, i w jej zielonych oczach pojawiają się łzy. Czy byłyby to łzy<br />
nienawiści? Na pewno nie. Helena raczej rozpłakałaby się z żalu, że stała<br />
jej się krzywda za moją sprawą, albo lepiej – poczułaby pewnie, że to jej<br />
wina, to wszystko, co się stało, albo co gorsza, mogło stać za moją<br />
sprawą. Na razie jednak niczego nieświadoma chodziła sobie po moim<br />
mieszkaniu, nucąc jakieś melodyjne piosenki i próbując się urządzić<br />
w moim domu.<br />
– Weroniko, nie musisz zabierać swoich rzeczy z szafek…<br />
– powiedziała cichutko, widząc, jak przenoszę stare talerze dziadków.<br />
Taka delikatna istota jak Helena umiała przyjąć mieszkanie ode<br />
mnie za grosze, ale już myśl, że miałabym mieć kłopot w usuwaniu