o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
– Będzie miała daleko do domu… – stwierdziłam, zastanawiając się, jak zapytać, jak długo u mnie pomieszkają. – Podjedzie kilka przystanków – zapewniła mnie Helena. – Ona jest bardzo samodzielna. Poza tym jest bezpośredni autobus ze szkoły, który staje tu, na tym przystanku za blokami. Już sprawdzałam. – To prawda, ale nie boi się pani, że jednak się zgubi? – zapytałam bez sensu. – Pojechałam z nią dziś i pojadę jutro, żeby się oswoiła. Panią chciałam poprosić o zgodę na dorobienie kluczu dla mojej córki. Ona nie zgubi, zapewniam. Jest bardzo odpowiedzialna. Dziecko pochłaniało parówki bez słowa, jakbyśmy nie mówiły o niej. – Czemu pani nie je? – spytała Helena z troską. – Dziękuję bardzo, ale ja właściwie nie jadam kolacji, tak dla zdrowia – skłamałam. – Dobrze pani robi. – Uśmiechnęła się. Jadła parówki, jakby były kawałkami łososia, z wielką gracją odkrawając małe kawałeczki, na które zbierała keczup. – Ja niestety najwięcej jem wieczorem. Nie mam czasu na jedzenie w ciągu dnia, wracam zmęczona i strasznie dużo zjadam. – Patrząc na pani figurę, nigdy bym nie powiedziała, że pani je co innego niż listek sałaty i kiełki pszenicy… – Ja bardzo lubię jeść – przyznała się. – Tylko nie lubię i nie umiem gotować. Anielka je obiady w szkole, kłopot będzie tylko w weekendy. Tak na co dzień to gotowała moja mama albo teściowa, ale teraz… Łatwo mogłam sobie wyobrazić, że teściowa nie będzie jej już gotowała, skoro przeprowadziła się tutaj, ale jej mama? – Teraz ja mogłabym to zrobić… – zaproponowałam lekkim tonem. – Nie mogłabym pani fatygować, przecież ma pani swoje życie, a i tak nam pani tak bardzo pomogła… Nie miałam swojego życia. Czułam się tak, jakbym samolotem wylądowała na lotnisku zbudowanym wysoko nad ziemią i mogła wprawdzie opuścić samolot, ale nie zejść na ziemię i dotrzeć do domu.
Pilot już sobie poszedł, sobie tylko znaną drogą, innym pasażerom udało się zejść albo skoczyć, a ja tkwiłam ciągle na wysokości, nie znajdując odpowiedniego podłoża. Nie mogłam ani odlecieć tam, skąd przybyłam, ani naprawdę wrócić do domu. – Szczerze mówiąc, nie mam swojego życia. – Upiłam łyk bladej herbaty i popatrzyłam Helenie prosto w oczy. – Mój mąż umarł i od ponad dziesięciu lat jestem sama. Miałam kilku lokatorów przed panią. Mieszkał tu młody pianista, a ja mu gotowałam i sprzątałam. A jednej dziewczynie to nawet pomagałam w… pracy zawodowej. – Ooo, pianista? – spytała. – Jakiś znany? – Marcin Pietrucha – powiedziałam z odcieniem dumy. – Brał udział w ostatnim Konkursie Chopinowskim… – Nie znam, niestety. – Zrobiła minę, jakby szukała w pamięci nazwiska. – Teraz koncertuje? – Nie wiem… On miał skomplikowaną sytuację rodzinną i wrócił do siebie. Do rodziców… – skłamałam, ponieważ okoliczności naszego rozstania chciałam pozostawić dla siebie. Zerwała się z miejsca i zaczęła sprzątać po kolacji. Pozwoliłam jej na to, przecież nie powiedziała, że chce, żebym prowadziła jej dom, a ja nie chciałam się narzucać. Patrzyłam, jak nieporadnie składa brudne naczynia do zlewu. – Potem umyję – powiedziała jak dziecko, któremu rodzice każą posprzątać, a ono wymawia się lekcjami. Anielka podziękowała i poszła „do siebie”, nie odstawiając nawet talerza i nie pytając matki, czy w czymś nie pomóc. Nie powinno tak być, pomyślałam. Dzieci powinny pomagać rodzicom. Ja bym nie pozwoliła swojej córce tak się obijać. Helena uśmiechnęła się do mnie i zaprowadziła do salonu, który rano jeszcze odkurzałam z pasją, i posadziła na burej kanapie. Ponownie pożałowałam, że Carmen zabrała kapę i poduszki. – Proszę spojrzeć. – Podała mi do ręki zadrukowaną kartkę. Czytałam umowę najmu sporządzoną tak profesjonalnie, jakbym wynajmowała jej nie stare mieszkanie, ale co najmniej pałac Radziwiłłów z restauracją i stajniami. Zwróciłam uwagę, że sporządziła umowę na rok z góry, a rozwiązać ją można było z miesięcznym
- Page 164 and 165: dlaczego. Może miała nadzieję,
- Page 166 and 167: urządź wstępnie, a ja pojadę do
- Page 168 and 169: ma gdzieś publiczność oraz dyrek
- Page 170 and 171: dziewczyna sprawnie porusza się w
- Page 172 and 173: - Kawa ma mniej kofeiny, jeśli cho
- Page 174 and 175: - Świetnie! - Ucieszyła się i za
- Page 176 and 177: - Mario Cavaradossi maluje… - Car
- Page 178 and 179: pokazuje ten wachlarz Tosce - konty
- Page 180 and 181: Przypomniało mi się, jak byłam n
- Page 182 and 183: osiemdziesiąt stopni - widzimy Flo
- Page 184 and 185: - Pomaga mi przy scenografii… Ale
- Page 186 and 187: stał za kontrowersyjnym pomysłem
- Page 188 and 189: - Czasami tak bywa - pokiwałam gł
- Page 190 and 191: sprawiała kłopotu. Może uda mi s
- Page 192 and 193: Wieczorem zapytałam o to Carmen. -
- Page 194 and 195: musi skoczyć z wysokości czy tam
- Page 196 and 197: - Może ja wezwę lekarza? Coś pan
- Page 198 and 199: na miarę greckiej. Mieszkanie był
- Page 200 and 201: i obejrzałyśmy odcinek telenoweli
- Page 202 and 203: Rodzice, do których poszłam na ni
- Page 204 and 205: Czułam się jak dziecko, któremu
- Page 206 and 207: Heleny. Jej potrzeba było domu, pe
- Page 208 and 209: przyjść i sprzątać mieszkanie.
- Page 210 and 211: obiad dla Marcina. Od tej pory to j
- Page 212 and 213: Ucichła, pewnie zdziwiona i zażen
- Page 216 and 217: wypowiedzeniem. - Czy to pani odpow
- Page 218 and 219: Przeraziła się. Czyżby bała si
- Page 220 and 221: kawy na mieście, a potem udawała
- Page 222 and 223: o oryginalnych imionach. Odbierały
- Page 224 and 225: pałętać po Warszawie przez pię
- Page 226 and 227: - Chciała wiedzieć, jak się tu u
- Page 228 and 229: niej wyraźnie lepszy, zdolniejszy
- Page 230 and 231: czarny, przystojny, dobrze ubrany.
- Page 232 and 233: gadaniną, nabierają poezji. Przyp
- Page 234 and 235: wtrącać. - To prawda - przyznała
- Page 236 and 237: - Oczywiście. - Zerwała się. - W
- Page 238 and 239: yła? Ze szczególnym uwzględnieni
- Page 240 and 241: swoich rzeczy, zupełnie ją przygn
- Page 242 and 243: yłam wtedy na nią, ledwie się po
- Page 244 and 245: na swoje wygodne obuwie, nieco rozc
- Page 246 and 247: azem, kiedy byłam przy niej. Nie u
- Page 248 and 249: sprawy przyziemne ogarniałam, dopr
- Page 250 and 251: z szafy i rozłożone na stole i kr
- Page 252 and 253: W dali widać było zielone palmy.
- Page 254 and 255: możesz odejść… - Ależ mogę -
- Page 256 and 257: - Popatrzyła w bok. Milczałam tak
- Page 258 and 259: o jest wyjątkowa. - Jesteś bardzo
- Page 260 and 261: luzeczki. - Jesteś zupełnie inna
- Page 262 and 263: i gotowanie, komponowałam posiłki
Pilot już sobie poszedł, sobie tylko znaną drogą, innym pasażerom udało<br />
się zejść albo skoczyć, a ja tkwiłam ciągle na wysokości, nie znajdując<br />
odpowiedniego podłoża. Nie mogłam ani odlecieć tam, skąd przybyłam,<br />
ani naprawdę wrócić do domu.<br />
– Szczerze mówiąc, nie mam swojego życia. – Upiłam łyk bladej<br />
herbaty i popatrzyłam Helenie prosto w oczy. – Mój mąż umarł i od<br />
ponad dziesięciu lat jestem sama. Miałam kilku lokatorów przed panią.<br />
Mieszkał tu młody pianista, a ja mu gotowałam i sprzątałam. A jednej<br />
dziewczynie to nawet pomagałam w… pracy zawodowej.<br />
– Ooo, pianista? – spytała. – Jakiś znany?<br />
– Marcin Pietrucha – powiedziałam z odcieniem dumy. – Brał<br />
udział w ostatnim Konkursie Chopinowskim…<br />
– Nie znam, niestety. – Zrobiła minę, jakby szukała w pamięci<br />
nazwiska. – Teraz koncertuje?<br />
– Nie wiem… On miał skomplikowaną sytuację rodzinną i wrócił<br />
do siebie. Do rodziców… – skłamałam, ponieważ okoliczności naszego<br />
rozstania chciałam pozostawić dla siebie.<br />
Zerwała się z miejsca i zaczęła sprzątać po kolacji. Pozwoliłam jej<br />
na to, przecież nie powiedziała, że chce, żebym prowadziła jej dom, a ja<br />
nie chciałam się narzucać. Patrzyłam, jak nieporadnie składa brudne<br />
naczynia do zlewu.<br />
– Potem umyję – powiedziała jak dziecko, któremu rodzice każą<br />
posprzątać, a ono wymawia się lekcjami.<br />
Anielka podziękowała i poszła „do siebie”, nie odstawiając nawet<br />
talerza i nie pytając matki, czy w czymś nie pomóc. Nie powinno tak<br />
być, pomyślałam. Dzieci powinny pomagać rodzicom. Ja bym nie<br />
pozwoliła swojej córce tak się obijać. Helena uśmiechnęła się do mnie<br />
i zaprowadziła do salonu, który rano jeszcze odkurzałam z pasją,<br />
i posadziła na burej kanapie. Ponownie pożałowałam, że Carmen zabrała<br />
kapę i poduszki.<br />
– Proszę spojrzeć. – Podała mi do ręki zadrukowaną kartkę.<br />
Czytałam umowę najmu sporządzoną tak profesjonalnie, jakbym<br />
wynajmowała jej nie stare mieszkanie, ale co najmniej pałac<br />
Radziwiłłów z restauracją i stajniami. Zwróciłam uwagę, że sporządziła<br />
umowę na rok z góry, a rozwiązać ją można było z miesięcznym