o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
obiad dla Marcina. Od tej pory to ja będę panią swojego czasu i losu. Nawet jeśli zgodzę się gotować dla jakiegoś lokatora czy też sprzątać dom. Mieszkanie było w znacznej mierze uporządkowane. W kuchni zastałam dwa talerze i dwa kubki oparte na kratce do wysychania. Poza tym w jednej z szafek stały dwa rodzaje płatków śniadaniowych, kukurydziane i czekoladowe, te drugie w znacznie mniejszym opakowaniu. Wydedukowałam, że Helena chciała zrekompensować Anieli tułaczkę po nocy i ryzyko spania w nieznanym dla dziecka miejscu. W pojemniku na pieczywo był zwyczajny chleb, a w lodówce kilka artykułów, w tym wędlina, paczkowany ser żółty i masło. Podobało mi się, że Helena nie jada margaryny. Nie wiem, jak można jadać coś tak obrzydliwego, twierdząc ponadto, że to samo zdrowie. Ludzie, którzy jedzą margarynę, nigdy nie budzili mojego zaufania. Być może wyniosłam to jeszcze z domu rodzinnego, gdzie jadaliśmy wyłącznie masło roślinne na zmianę z margaryną, które matka przynosiła po prostu ze szkolnej kuchni jakby nigdy nic, nie uważając tego ani za kradzież, ani nadużycie. Podejrzewam, że nie przyszło jej do głowy spowiadać się z artykułów, które trafiały do naszego domu ze szkolnej kuchni. Ot, taki przywilej szkolnych kucharek za czasów komuny. Łudziłam się, że znajdę jeszcze coś, co pozostawiła dla mnie Carmen, ale w domu nie było żadnego więcej śladu po tej dziewczynie. Ile razy tam wchodziłam za jej czasów, czułam ulotny zapach piżma, chyba perfumy, nie wiem, jak się nazywały, bo żadnych nie znalazłam na półce w łazience, pewnie nosiła je w torebce między portfelem a terminarzem. Od momentu jej wyprowadzki nie było już nuty piżma w kuchni ani w salonie. Mieszkanie było równie bezosobowe jak przed jej wprowadzeniem się, jakby wypowiedziała zaklęcie, które sprawiło, że odeszła razem ze wszystkimi przedmiotami i zapachami. Wraz ze zniknięciem tkanin i poduszek odszedł też blask, jaki zauważyłam w mieszkaniu, biel szafek i przytulność pokoi. Nowego zapachu jeszcze nie wyczuwałam. Przez jedną noc Helena nie zdążyła oswoić mieszkania. Weszłam do łazienki. Na półce stał samotny flakonik Poison Diora. To były chyba jakieś bardzo stare perfumy, zupełnie klasyczne. Być może tylko te zabrała ze sobą z miejsca, skąd uciekała. Perfumy nie
miały urządzenia do psikania, trzeba było wyjąć szklany korek, żeby je otworzyć. Dobrze, że zauważyłam, bo łatwo można by je stłuc przy wzięciu flakonika za rzeźbiony w szkle, okrągły korek. Poza tym na półce były dwie szczoteczki do zębów, zupełnie zwyczajne, żadne tam elektroniki, końcówki i inne odciągające od mycia zębów urządzenia, pasta z fluorem, jeden krem nawilżający „opóźniający starzenie” dobrej, drogiej firmy. Wzięłam go do ręki i powoli odkręciłam nakrętkę. Był żółty i pachniał wanilią. W sypialni na wieszakach wisiały trzy jedwabne bluzki w bladych kolorach i trzy spódnice o podobnym kroju. Obok każdej spódnicy znalazłam żakiety pasujące do nich deseniem. Na półkach leżało kilka jednokolorowych swetrów z cieniutkiej jedwabnej przędzy, koszulki oraz spodenki i spódniczki Anielki. Nie wyglądało na to, że to jedyne rzeczy moich nowych lokatorek. Chyba te stroje i przybory uznały za potrzebne, włożyły je do wielkiej walizki, pospiesznie pakując się przed ucieczką z nieprzyjaznego miejsca, które musiały opuścić. Wyobrażałam sobie, że jutro czy pojutrze zajedzie pod dom wielki samochód towarowy i szafy zapełnią się spodniami, spódnicami, swetrami i bluzkami na wszelkie okazje, a łazienka – kosmetykami dla młodych kobiet oraz dziecinnymi, innymi do włosów, ciała, twarzy, oczu, pielęgnacyjnymi, czyszczącymi czy takimi, których przeznaczenia pewnie nie odgadnę. Mimo pucowania podłóg i odkurzania nic nie dało się zrobić z szarością salonu i wypłowiałymi ze starości zasłonami. Pomyślałam ponownie, że ona nie zadomowi się w tym mieszkaniu na długo. Zaraz znajdzie coś bardziej odpowiedniego, weselszego, ładniej urządzonego i uśmiechnąwszy się przepraszająco do mnie, zniknie z mojego życia po raz drugi. Wieczorem zadzwoniła do mnie, dziękując za poniesiony trud. Była wzruszona, tak właśnie powiedziała, że była wzruszona, kiedy wróciła z córeczką do domu i zastała porządek. Wyraziła się o mieszkaniu, w którym spędziła jedną noc: „dom”. Jak bardzo musiała być zdesperowana? Powiedziała mi także, że przygotowała dla mnie umowę i spytała, kiedy mogłabym ją przeczytać i zgłosić ewentualne zastrzeżenia. Chciała wysłać mi ją na adres mejlowy, ale powiedziałam, że nie mam komputera i nie korzystam z żadnych dobrodziejstw sieci.
- Page 160 and 161: zasypiając natychmiast. Śniła mi
- Page 162 and 163: Z drugiej strony słuchawki rozleg
- Page 164 and 165: dlaczego. Może miała nadzieję,
- Page 166 and 167: urządź wstępnie, a ja pojadę do
- Page 168 and 169: ma gdzieś publiczność oraz dyrek
- Page 170 and 171: dziewczyna sprawnie porusza się w
- Page 172 and 173: - Kawa ma mniej kofeiny, jeśli cho
- Page 174 and 175: - Świetnie! - Ucieszyła się i za
- Page 176 and 177: - Mario Cavaradossi maluje… - Car
- Page 178 and 179: pokazuje ten wachlarz Tosce - konty
- Page 180 and 181: Przypomniało mi się, jak byłam n
- Page 182 and 183: osiemdziesiąt stopni - widzimy Flo
- Page 184 and 185: - Pomaga mi przy scenografii… Ale
- Page 186 and 187: stał za kontrowersyjnym pomysłem
- Page 188 and 189: - Czasami tak bywa - pokiwałam gł
- Page 190 and 191: sprawiała kłopotu. Może uda mi s
- Page 192 and 193: Wieczorem zapytałam o to Carmen. -
- Page 194 and 195: musi skoczyć z wysokości czy tam
- Page 196 and 197: - Może ja wezwę lekarza? Coś pan
- Page 198 and 199: na miarę greckiej. Mieszkanie był
- Page 200 and 201: i obejrzałyśmy odcinek telenoweli
- Page 202 and 203: Rodzice, do których poszłam na ni
- Page 204 and 205: Czułam się jak dziecko, któremu
- Page 206 and 207: Heleny. Jej potrzeba było domu, pe
- Page 208 and 209: przyjść i sprzątać mieszkanie.
- Page 212 and 213: Ucichła, pewnie zdziwiona i zażen
- Page 214 and 215: - Będzie miała daleko do domu…
- Page 216 and 217: wypowiedzeniem. - Czy to pani odpow
- Page 218 and 219: Przeraziła się. Czyżby bała si
- Page 220 and 221: kawy na mieście, a potem udawała
- Page 222 and 223: o oryginalnych imionach. Odbierały
- Page 224 and 225: pałętać po Warszawie przez pię
- Page 226 and 227: - Chciała wiedzieć, jak się tu u
- Page 228 and 229: niej wyraźnie lepszy, zdolniejszy
- Page 230 and 231: czarny, przystojny, dobrze ubrany.
- Page 232 and 233: gadaniną, nabierają poezji. Przyp
- Page 234 and 235: wtrącać. - To prawda - przyznała
- Page 236 and 237: - Oczywiście. - Zerwała się. - W
- Page 238 and 239: yła? Ze szczególnym uwzględnieni
- Page 240 and 241: swoich rzeczy, zupełnie ją przygn
- Page 242 and 243: yłam wtedy na nią, ledwie się po
- Page 244 and 245: na swoje wygodne obuwie, nieco rozc
- Page 246 and 247: azem, kiedy byłam przy niej. Nie u
- Page 248 and 249: sprawy przyziemne ogarniałam, dopr
- Page 250 and 251: z szafy i rozłożone na stole i kr
- Page 252 and 253: W dali widać było zielone palmy.
- Page 254 and 255: możesz odejść… - Ależ mogę -
- Page 256 and 257: - Popatrzyła w bok. Milczałam tak
- Page 258 and 259: o jest wyjątkowa. - Jesteś bardzo
obiad dla Marcina. Od tej pory to ja będę panią swojego czasu i losu.<br />
Nawet jeśli zgodzę się gotować dla jakiegoś lokatora czy też sprzątać<br />
dom.<br />
Mieszkanie było w znacznej mierze uporządkowane. W kuchni<br />
zastałam dwa talerze i dwa kubki oparte na kratce do wysychania. Poza<br />
tym w jednej z szafek stały dwa rodzaje płatków śniadaniowych,<br />
kukurydziane i czekoladowe, te drugie w znacznie mniejszym<br />
opakowaniu. Wydedukowałam, że Helena chciała zrekompensować<br />
Anieli tułaczkę po nocy i ryzyko spania w nieznanym dla dziecka<br />
miejscu. W pojemniku na pieczywo był zwyczajny chleb, a w lodówce<br />
kilka artykułów, w tym wędlina, paczkowany ser żółty i masło. Podobało<br />
mi się, że Helena nie jada margaryny. Nie wiem, jak można jadać coś tak<br />
obrzydliwego, twierdząc ponadto, że to samo zdrowie. Ludzie, którzy<br />
jedzą margarynę, nigdy nie budzili mojego zaufania. Być może<br />
wyniosłam to jeszcze z domu rodzinnego, gdzie jadaliśmy wyłącznie<br />
masło roślinne na zmianę z margaryną, które matka przynosiła po prostu<br />
ze szkolnej kuchni jakby nigdy nic, nie uważając tego ani za kradzież,<br />
ani nadużycie. Podejrzewam, że nie przyszło jej do głowy spowiadać się<br />
z artykułów, które trafiały do naszego domu ze szkolnej kuchni. Ot, taki<br />
przywilej szkolnych kucharek za czasów komuny.<br />
Łudziłam się, że znajdę jeszcze coś, co pozostawiła dla mnie<br />
Carmen, ale w domu nie było żadnego więcej śladu po tej dziewczynie.<br />
Ile razy tam wchodziłam za jej czasów, czułam ulotny zapach piżma,<br />
chyba perfumy, nie wiem, jak się nazywały, bo żadnych nie znalazłam<br />
na półce w łazience, pewnie nosiła je w torebce między portfelem<br />
a terminarzem. Od momentu jej wyprowadzki nie było już nuty piżma<br />
w kuchni ani w salonie. Mieszkanie było równie bezosobowe jak przed<br />
jej wprowadzeniem się, jakby wypowiedziała zaklęcie, które sprawiło,<br />
że odeszła razem ze wszystkimi przedmiotami i zapachami. Wraz ze<br />
zniknięciem tkanin i poduszek odszedł też blask, jaki zauważyłam<br />
w mieszkaniu, biel szafek i przytulność pokoi. Nowego zapachu jeszcze<br />
nie wyczuwałam. Przez jedną noc Helena nie zdążyła oswoić<br />
mieszkania. Weszłam do łazienki. Na półce stał samotny flakonik Poison<br />
Diora. To były chyba jakieś bardzo stare perfumy, zupełnie klasyczne.<br />
Być może tylko te zabrała ze sobą z miejsca, skąd uciekała. Perfumy nie