04.06.2014 Views

o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Rodzice, do których poszłam na niedzielny obiad po prawie rocznej<br />

nieobecności, westchnęli na mój widok i odmówili wsparcia<br />

finansowego.<br />

– Wpędzisz nas do grobu. – Matka złapała się za serce. – Przez rok<br />

u nas nie byłaś. Gdybyśmy nie przychodzili sami, to nie wiedzielibyśmy,<br />

czy żyjesz!<br />

Ojciec dodał „właśnie” znad telewizora. Zawsze miał wygodną<br />

pozycję. Albo sam wygłaszał ludowe mądrości i pouczał innych, jak<br />

mają żyć, albo korzystał z tego, co mówiła matka i „przychylał się” do<br />

jej zdania. Zazwyczaj potem mówił mi, nie odrywając oczu od<br />

telewizora, że matka ma rację i powinnam była jej słuchać. Tak było<br />

i tym razem.<br />

– W czym ma rację? – zapytałam.<br />

– Nie przychodzisz do nas. Tak jakbyśmy nie mieli córki…<br />

– Powiedziała tylko, że nie przychodzę, i z tym się mogę zgodzić.<br />

Nie powiedziała, że nie ma córki…<br />

Ojciec z trudem oderwał wzrok od telewizora. Spojrzał na mnie,<br />

jakby nie widział mnie od lat, i westchnął.<br />

– Jesteśmy z matką już starzy. Powinnaś się nami opiekować, a ty<br />

tymczasem…<br />

Podobne teksty już nie robiły na mnie wrażenia. Wypomnieli mi<br />

tyle razy każdą złotówkę, którą musiałam od nich wziąć, kiedy odeszłam<br />

z przedszkola i pogrążyłam się w niebycie. Zresztą nie prosiłam<br />

o pieniądze. Sami przychodzili, robili zakupy, siłą ciągnęli mnie do<br />

lekarza, a nawet pod prysznic. Szczególnie mama beznamiętnie,<br />

z cierpiętniczym wyrazem twarzy, czyniła swoją matczyną powinność.<br />

Potem spowiadała się pewnie w kościele i pytała księdza, co zrobiła nie<br />

tak, że pokarał ją taką córką.<br />

– A ja tymczasem sama wymagam opieki… – dokończyłam.<br />

Domyślałam się, jak bardzo mu to ciążyło. Marzył, żeby moje<br />

życie przypominało szarą egzystencję, którą przecina korowód<br />

trywialnych postaci. Tymczasem ja zafundowałam mu oryginalność,<br />

której się nie spodziewał. Nikt, ani moi dziadkowie, ani matka, Kościół,<br />

ani nawet Wieczorek, który zdaje się, że umarł kilka miesięcy temu, nie<br />

przygotowali go na taki los.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!