o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
Wieczorem zapytałam o to Carmen. – Nie myślałam o tym w tych kategoriach – przyznała, pokazując mi na ekranie komputera prawie ukończone dekoracje. – Niech takie dylematy rozstrzyga reżyser… Ostatnim życzeniem Maria przed śmiercią jest napisanie listu do ukochanej – zaczęła tłumaczenie. – Bo on myśli, że go zabiją… – Wiem – przerwałam jej. – Pięknie urządziłaś ten pokój. Szpinak, za którym nigdy nie przepadałam, po tym, jak w szkole raczono nas tą „bombą” witaminową, smakował niczym ambrozja. Carmen wymieszała go ze śmietaną czy jakimś serem, powiedziała mi nawet nazwę, ale zapomniałam, niczym brzmiała. Potem zawinęła go w pierogi z ciasta francuskiego i upiekła. Na stole był inny obrus, zielono-fioletowy, bardzo pasował do koloru szpinaku i wina w kieliszkach. Carmen wyglądała na odmienioną, była trochę poważniejsza, bardziej refleksyjna, nie śmiała się już tak beztrosko jak przy naszych wcześniejszych spotkaniach. Zastanawiałam się, co się stało, że taka była inna, ale nie śmiałam pytać. Może przy okazji deseru, który tradycyjnie przyniosłam, zagadnę, czy coś się nie stało ważnego. Teraz nie. Wielkie pudło lodów bakaliowych, które kupiłam, wywołało uśmiech na jej twarzy i komentarz, że mama zawsze przynosiła jej lody. Byłam bardzo ciekawa tych zmian w salonie, ale cierpliwie czekałam, kiedy pójdziemy do pokoju i będę je mogła zobaczyć. Wreszcie zasiadłyśmy w odmienionym salonie i piłyśmy herbatę. Oprócz lodów, które tak naprawdę dała mi Dorota, zwracając uwagę na upływającą za kilka dni datę ważności, przyniosłam keks własnej roboty, z rodzynkami, orzechami i polewą czekoladową. Jadła nieuważnie, popijając herbatą z nowych, kolorowych kubków, skoncentrowana na komputerowych zdjęciach. Ja tymczasem bez skrępowania rozglądałam się wokoło. Pokój był nie do poznania. Kanapa zyskała nowe, intensywnie błękitne obicie, a okna niebieskie zasłony w srebrne gwiazdki i delikatne, muślinowe firanki. Stare fotele pokryte były granatową tkaniną. W każdym spoczywała poduszka w czerwono-niebieskie wzory. Szary dywan już nie wyglądał ponuro, a nawet pasował do intensywnych kolorów kapy, foteli i poduszek. Na kanapie także leżały poduszki. Materiał, z którego były zrobione,
ównież był w gwiazdki, ale złote, mieniące się przy patrzeniu pod różnymi kątami. Stary regał dziadków był wyczyszczony z odłażącego lakieru i pokryty nowym, a ich plastikowe bibeloty gdzieś zniknęły. Zamiast tego stały liczne zdjęcia w ładnych prostych oprawkach, przedstawiające Carmen jako małą dziewczynkę, licealistkę, a potem dorosłą kobietę. Podeszłam, żeby obejrzeć je z bliska. Na większości zdjęć Carmen była sama, tylko na jednym towarzyszyła jej czarnowłosa kobieta, w której rozpoznałam jej mamę. – Niech pani spojrzy tutaj – przywołała mnie gestem. Oderwałam się od zdjęć i wróciłam do niej i do komputera. Na zdjęciach, które zaczęła pokazywać, nie było już wirtualnej scenografii. Tym razem oglądałam obrazy z teatru z prawdziwymi, chociaż jeszcze prowizorycznymi dekoracjami. Na niektórych była Carmen, na innych odtwórcy głównych ról. – To jest taras, a tu Ola-Tosca opiera się o kolumnę… – Ta Ola jest śliczna – powiedziałam szczerze. – I bardzo miła – ożywiła się Carmen. – Mogłaby zadzierać nosa, ale to profesjonalistka. A Julian… – Skąd on się tam w ogóle wziął? – ciągle zastanawiałam się, czy przebrzmiała gwiazda podoła roli. Zaczęła się śmiać. – Normalnie mówi się, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A u nas, artystów, niby podobnie, ale jeśli nie wiadomo, skąd się wziął na danym miejscu, to chodzi o łóżko. – Kto? – zdziwiłam się. – Wysoko – powiedziała. – W ministerstwie kultury… Skrzywiła się znacząco. – To fascynujący mężczyzna – mruknęła bardziej do siebie niż do mnie. – Myślałam, że jest średnim śpiewakiem, ale przekonałam się, że to nieprawda. Jest… wspaniały, wielki… Kiedy śpiewa… Kiedy śpiewał, Carmen przechodziły ciarki, co więcej, czuła, że on śpiewa tylko dla niej. Była wybraną. Co mogły go obchodzić inne kobiety, nawet jeśli jakaś Attavanti pozowała mu do portretów. Tosca wiedziała, że jest tą wybraną. Jedną z milionów. Carmen też to czuła. Pierwszy raz, kiedy stanęła blisko niego i powiedziała stanowczo, że
- Page 142 and 143: - Powinnaś go wyrzucić z mieszkan
- Page 144 and 145: obserwować wszystko z korytarza Fi
- Page 146 and 147: poszukać… - Zaraz, proszę pani.
- Page 148 and 149: i różowych jak landrynki. Brałam
- Page 150 and 151: takiej dziesięcio- i dwudziestokil
- Page 152 and 153: Wymyśliłam pierwszą lepszą wym
- Page 154 and 155: makaronu, ryżu ani kaszy, nawet m
- Page 156 and 157: - Przepraszam - westchnęła. - Kul
- Page 158 and 159: Namiastkę dziecka, którym mogłam
- Page 160 and 161: zasypiając natychmiast. Śniła mi
- Page 162 and 163: Z drugiej strony słuchawki rozleg
- Page 164 and 165: dlaczego. Może miała nadzieję,
- Page 166 and 167: urządź wstępnie, a ja pojadę do
- Page 168 and 169: ma gdzieś publiczność oraz dyrek
- Page 170 and 171: dziewczyna sprawnie porusza się w
- Page 172 and 173: - Kawa ma mniej kofeiny, jeśli cho
- Page 174 and 175: - Świetnie! - Ucieszyła się i za
- Page 176 and 177: - Mario Cavaradossi maluje… - Car
- Page 178 and 179: pokazuje ten wachlarz Tosce - konty
- Page 180 and 181: Przypomniało mi się, jak byłam n
- Page 182 and 183: osiemdziesiąt stopni - widzimy Flo
- Page 184 and 185: - Pomaga mi przy scenografii… Ale
- Page 186 and 187: stał za kontrowersyjnym pomysłem
- Page 188 and 189: - Czasami tak bywa - pokiwałam gł
- Page 190 and 191: sprawiała kłopotu. Może uda mi s
- Page 194 and 195: musi skoczyć z wysokości czy tam
- Page 196 and 197: - Może ja wezwę lekarza? Coś pan
- Page 198 and 199: na miarę greckiej. Mieszkanie był
- Page 200 and 201: i obejrzałyśmy odcinek telenoweli
- Page 202 and 203: Rodzice, do których poszłam na ni
- Page 204 and 205: Czułam się jak dziecko, któremu
- Page 206 and 207: Heleny. Jej potrzeba było domu, pe
- Page 208 and 209: przyjść i sprzątać mieszkanie.
- Page 210 and 211: obiad dla Marcina. Od tej pory to j
- Page 212 and 213: Ucichła, pewnie zdziwiona i zażen
- Page 214 and 215: - Będzie miała daleko do domu…
- Page 216 and 217: wypowiedzeniem. - Czy to pani odpow
- Page 218 and 219: Przeraziła się. Czyżby bała si
- Page 220 and 221: kawy na mieście, a potem udawała
- Page 222 and 223: o oryginalnych imionach. Odbierały
- Page 224 and 225: pałętać po Warszawie przez pię
- Page 226 and 227: - Chciała wiedzieć, jak się tu u
- Page 228 and 229: niej wyraźnie lepszy, zdolniejszy
- Page 230 and 231: czarny, przystojny, dobrze ubrany.
- Page 232 and 233: gadaniną, nabierają poezji. Przyp
- Page 234 and 235: wtrącać. - To prawda - przyznała
- Page 236 and 237: - Oczywiście. - Zerwała się. - W
- Page 238 and 239: yła? Ze szczególnym uwzględnieni
- Page 240 and 241: swoich rzeczy, zupełnie ją przygn
Wieczorem zapytałam o to Carmen.<br />
– Nie myślałam o tym w tych kategoriach – przyznała, pokazując<br />
mi na ekranie komputera prawie ukończone dekoracje. – Niech takie<br />
dylematy rozstrzyga reżyser… Ostatnim życzeniem Maria przed<br />
śmiercią jest napisanie listu do ukochanej – zaczęła tłumaczenie. – Bo on<br />
myśli, że go zabiją…<br />
– Wiem – przerwałam jej. – Pięknie urządziłaś ten pokój.<br />
Szpinak, za którym nigdy nie przepadałam, po tym, jak w szkole<br />
raczono nas tą „bombą” witaminową, smakował niczym ambrozja.<br />
Carmen wymieszała go ze śmietaną czy jakimś serem, powiedziała mi<br />
nawet nazwę, ale zapomniałam, niczym brzmiała. Potem zawinęła go<br />
w pierogi z ciasta francuskiego i upiekła. Na stole był inny obrus,<br />
zielono-fioletowy, bardzo pasował do koloru szpinaku i wina<br />
w kieliszkach. Carmen wyglądała na odmienioną, była trochę<br />
poważniejsza, bardziej refleksyjna, nie śmiała się już tak beztrosko jak<br />
przy naszych wcześniejszych spotkaniach. Zastanawiałam się, co się<br />
stało, że taka była inna, ale nie śmiałam pytać. Może przy okazji deseru,<br />
który tradycyjnie przyniosłam, zagadnę, czy coś się nie stało ważnego.<br />
Teraz nie. Wielkie pudło lodów bakaliowych, które kupiłam, wywołało<br />
uśmiech na jej twarzy i komentarz, że mama zawsze przynosiła jej lody.<br />
Byłam bardzo ciekawa tych zmian w salonie, ale cierpliwie czekałam,<br />
kiedy pójdziemy do pokoju i będę je mogła zobaczyć.<br />
Wreszcie zasiadłyśmy w odmienionym salonie i piłyśmy herbatę.<br />
Oprócz lodów, które tak naprawdę dała mi Dorota, zwracając uwagę na<br />
upływającą za kilka dni datę ważności, przyniosłam keks własnej roboty,<br />
z rodzynkami, orzechami i polewą czekoladową. Jadła nieuważnie,<br />
popijając herbatą z nowych, kolorowych kubków, skoncentrowana na<br />
komputerowych zdjęciach. Ja tymczasem bez skrępowania rozglądałam<br />
się wokoło. Pokój był nie do poznania. Kanapa zyskała nowe,<br />
intensywnie błękitne obicie, a okna niebieskie zasłony w srebrne<br />
gwiazdki i delikatne, muślinowe firanki. Stare fotele pokryte były<br />
granatową tkaniną. W każdym spoczywała poduszka<br />
w czerwono-niebieskie wzory. Szary dywan już nie wyglądał ponuro,<br />
a nawet pasował do intensywnych kolorów kapy, foteli i poduszek. Na<br />
kanapie także leżały poduszki. Materiał, z którego były zrobione,