o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
dziewczyna sprawnie porusza się w kuchni. – Rzeczywiście było tu trochę ponuro, ale mieszkała tu moja babcia i jak to starsza osoba… Potem mieszkałam tu z mężem… – Naprawdę? – zainteresowała się. – Tak – potwierdziłam. – Zmieniliśmy tu wszystko, ale potem, kiedy przeprowadziliśmy się do siebie, niedaleko zresztą, to mieszkanie znów było takie jak za czasów, kiedy żyli dziadkowie. – Rozumiem. – Trzymała w ręku moją największą patelnię, odkrytą, z której dochodził oszałamiający zapach grzybów. – Mogę? – Cóż to jest za cudo? – spytałam, zaglądając ciekawie pod pokrywkę. – Tagliatelle z krewetkami i grzybami. – W jej głosie pobrzmiewała nutka dumy. – Prawdę mówiąc, nie jadłam nigdy makaronu innego niż spaghetti i sosu niepomidorowego… – Ja wolę biały sos, jeśli mam być szczera. Pomidory są zbyt kwaśne jak dla mnie. – Bardzo pięknie wygląda – pochwaliłam, kiedy odkryła pokrywkę patelni, a w nozdrza buchnął mi smakowity zapach. – Tak, poproszę parmezanu. Starła mi nad talerzem kawałek prawdziwego sera, a nie – sproszkowanego z marketu, co mnie zdziwiło i wzruszyło. Nalała czerwonego wina do wysokich kieliszków, które musiała kupić, bo dziadkowie mieli tylko toporne kielonki na wino z porzeczek od kuzyna Staśka i małe szklane stakanki do likierów i wódek. – Nie znam też prawdziwego parmezanu – przyznałam się. – Kupowałam tylko takie sproszkowane coś z supermarketu. – Wiem, widziałam – przytaknęła z lekkim obrzydzeniem. – We Włoszech mówią, że to starte paznokcie czarownicy. Roześmiałam się. – To jest przepyszne, Carmen – powiedziałam szczerze. – Jest pani mistrzynią włoskich dań. – Bardzo lubię gotować. – Znów się uśmiechnęła. – Najbardziej kuchnię włoską. Hiszpańską… lubię trochę mniej. Może dlatego, że babcia gotuje jak anioł. Jej paella to kultowe danie wśród rodziny
i znajomych, ja nigdy takiej nie zrobię. Zwłaszcza w Polsce. – Czemu nie? – Choćby dlatego – tłumaczyła – że tu krewetki są mrożone, a u nas kupujemy świeże na targu. No i nie ma odpowiedniego gatunku ryżu… – A to musi być specjalny? – zdziwiłam się. – A pewnie. – Pokiwała głową, popijając wino. – Paella przypala się odrobinę, jakby przywierała do patelni. Tak musi być i to jest bardzo trudne do zrobienia. – I do tego potrzebny jest specjalny ryż, tak? – upewniłam się. – I rodzaj kurczaka. To powinna być w zasadzie kura albo kogut, a nie brojler, ale to najmniejszy problem. A wie pani, byłam kiedyś w Polsce w takiej hiszpańskiej restauracji, nie istnieje już zresztą… Zamówiliśmy ze znajomymi paellę i podali. Była zupełnie dobra. Nie taka jak babci, ale naprawdę bardzo… zbliżona. I siedział tam jeden burak, a jak dostał porcję, to odesłał do kuchni, bo była „przypalona”… Zaczęłam się śmiać. – I co kucharz na to? – spytałam. – Przynieśli mu nową, oczywiście „nieprzypaloną”. Ale jestem przekonana, że kucharz napluł mu do talerza… Szkoda, że już nie ma tej restauracji… Mieściła się przy Pięknej. – Casa Valdemar? – spytałam nieco schrypniętym głosem. Znów ją zobaczyłam, jak rzuca Sławkowi ukradkowe spojrzenia. Przełknęłam ostatni kęs tagliatelli. – Jak idzie praca nad scenografią? – zmieniłam temat. Nie chciałam wspomnień o Waldku i jego domu. – W zasadzie dobrze. – Zgrabnie nawijała wstążki na widelec i popijała winem. – Oczywiście na początku musiałam pokonać niechęć zespołu, który nie jest specjalnie przekonany do mojego stylu pracy. Ale teraz już jest dobrze. Grunt, że reżyser zaakceptował moje pomysły… Chętnie przyjęłam dokładkę. Już dawno nie jadłam czegoś równie smacznego, w dodatku zrobionego specjalnie dla mnie i podanego tak pięknie. – Napije się pani kawy czy herbaty? – spytała. – Herbaty – powiedziałam. – Na kawę trochę chyba za późno.
- Page 120 and 121: i marynarki, uporczywie odmawiając
- Page 122 and 123: - O, taka… przystojna kobieta…
- Page 124 and 125: esztki ze sklepu… Zamknęła i po
- Page 126 and 127: - A jakeś ty to zrobiła, że mu,
- Page 128 and 129: Pierwszym moim lokatorem był nieś
- Page 130 and 131: „cholerny”. Dyrektorka spróbow
- Page 132 and 133: traktowaniem go jak gościa a syna
- Page 134 and 135: chęci i zgrzytanie determinacji. W
- Page 136 and 137: geniuszy, którzy dobrze się zapow
- Page 138 and 139: - Tylko że to moje granie to bardz
- Page 140 and 141: krawatów, nowoczesne, przecinając
- Page 142 and 143: - Powinnaś go wyrzucić z mieszkan
- Page 144 and 145: obserwować wszystko z korytarza Fi
- Page 146 and 147: poszukać… - Zaraz, proszę pani.
- Page 148 and 149: i różowych jak landrynki. Brałam
- Page 150 and 151: takiej dziesięcio- i dwudziestokil
- Page 152 and 153: Wymyśliłam pierwszą lepszą wym
- Page 154 and 155: makaronu, ryżu ani kaszy, nawet m
- Page 156 and 157: - Przepraszam - westchnęła. - Kul
- Page 158 and 159: Namiastkę dziecka, którym mogłam
- Page 160 and 161: zasypiając natychmiast. Śniła mi
- Page 162 and 163: Z drugiej strony słuchawki rozleg
- Page 164 and 165: dlaczego. Może miała nadzieję,
- Page 166 and 167: urządź wstępnie, a ja pojadę do
- Page 168 and 169: ma gdzieś publiczność oraz dyrek
- Page 172 and 173: - Kawa ma mniej kofeiny, jeśli cho
- Page 174 and 175: - Świetnie! - Ucieszyła się i za
- Page 176 and 177: - Mario Cavaradossi maluje… - Car
- Page 178 and 179: pokazuje ten wachlarz Tosce - konty
- Page 180 and 181: Przypomniało mi się, jak byłam n
- Page 182 and 183: osiemdziesiąt stopni - widzimy Flo
- Page 184 and 185: - Pomaga mi przy scenografii… Ale
- Page 186 and 187: stał za kontrowersyjnym pomysłem
- Page 188 and 189: - Czasami tak bywa - pokiwałam gł
- Page 190 and 191: sprawiała kłopotu. Może uda mi s
- Page 192 and 193: Wieczorem zapytałam o to Carmen. -
- Page 194 and 195: musi skoczyć z wysokości czy tam
- Page 196 and 197: - Może ja wezwę lekarza? Coś pan
- Page 198 and 199: na miarę greckiej. Mieszkanie był
- Page 200 and 201: i obejrzałyśmy odcinek telenoweli
- Page 202 and 203: Rodzice, do których poszłam na ni
- Page 204 and 205: Czułam się jak dziecko, któremu
- Page 206 and 207: Heleny. Jej potrzeba było domu, pe
- Page 208 and 209: przyjść i sprzątać mieszkanie.
- Page 210 and 211: obiad dla Marcina. Od tej pory to j
- Page 212 and 213: Ucichła, pewnie zdziwiona i zażen
- Page 214 and 215: - Będzie miała daleko do domu…
- Page 216 and 217: wypowiedzeniem. - Czy to pani odpow
- Page 218 and 219: Przeraziła się. Czyżby bała si
dziewczyna sprawnie porusza się w kuchni. – Rzeczywiście było tu<br />
trochę ponuro, ale mieszkała tu moja babcia i jak to starsza osoba…<br />
Potem mieszkałam tu z mężem…<br />
– Naprawdę? – zainteresowała się.<br />
– Tak – potwierdziłam. – Zmieniliśmy tu wszystko, ale potem,<br />
kiedy przeprowadziliśmy się do siebie, niedaleko zresztą, to mieszkanie<br />
znów było takie jak za czasów, kiedy żyli dziadkowie.<br />
– Rozumiem. – Trzymała w ręku moją największą patelnię,<br />
odkrytą, z której dochodził oszałamiający zapach grzybów. – Mogę?<br />
– Cóż to jest za cudo? – spytałam, zaglądając ciekawie pod<br />
pokrywkę.<br />
– Tagliatelle z krewetkami i grzybami. – W jej głosie<br />
pobrzmiewała nutka dumy.<br />
– Prawdę mówiąc, nie jadłam nigdy makaronu innego niż spaghetti<br />
i sosu niepomidorowego…<br />
– Ja wolę biały sos, jeśli mam być szczera. Pomidory są zbyt<br />
kwaśne jak dla mnie.<br />
– Bardzo pięknie wygląda – pochwaliłam, kiedy odkryła pokrywkę<br />
patelni, a w nozdrza buchnął mi smakowity zapach. – Tak, poproszę<br />
parmezanu.<br />
Starła mi nad talerzem kawałek prawdziwego sera, a nie<br />
– sproszkowanego z marketu, co mnie zdziwiło i wzruszyło. Nalała<br />
czerwonego wina do wysokich kieliszków, które musiała kupić, bo<br />
dziadkowie mieli tylko toporne kielonki na wino z porzeczek od kuzyna<br />
Staśka i małe szklane stakanki do likierów i wódek.<br />
– Nie znam też prawdziwego parmezanu – przyznałam się.<br />
– Kupowałam tylko takie sproszkowane coś z supermarketu.<br />
– Wiem, widziałam – przytaknęła z lekkim obrzydzeniem. – We<br />
Włoszech mówią, że to starte paznokcie czarownicy.<br />
Roześmiałam się.<br />
– To jest przepyszne, Carmen – powiedziałam szczerze. – Jest pani<br />
mistrzynią włoskich dań.<br />
– Bardzo lubię gotować. – Znów się uśmiechnęła. – Najbardziej<br />
kuchnię włoską. Hiszpańską… lubię trochę mniej. Może dlatego, że<br />
babcia gotuje jak anioł. Jej paella to kultowe danie wśród rodziny