o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
Z drugiej strony słuchawki rozległ się czyjś chichot. Niemal zobaczyłam, jak Julia obejmuje Martę i całuje ją w szyję, a ta opędza się od niej jak od uprzykrzonej muchy. – No to… – stwierdziła niezręcznie. Chichot przycichł. – Bardzo proszę – powiedziałam bez sensu. – Dziękuję i pozdrawiam. Byłam u niej tylko po pieniądze, jeszcze dwa razy. W mieszkaniu, o ile mogłam dojrzeć, nic się nie zmieniło. Nie mogłam wejść do sypialni, żeby zobaczyć, czy zdjęcie Julii stoi. Zachowanie Marty się nie zmieniło. Nie była ani bardziej radosna, ani smutna. Nie wyczuwałam także lęku czy niepewności. Nie biegała już, chociaż longeta została zdjęta z jej nogi, podobnie jak kule zniknęły z mieszkania. Już nie kupowała napojów energetycznych, a oddychające stroje do biegania leżały na półce, a nie w pojemniku na brudną bieliznę. Może zresztą lekarz zabronił jej na razie biegać, a ona stosowała się do zaleceń. Słowem, nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wyniosła się równiutko, jak zapowiadała, po dwóch miesiącach. Zniknęła tak niespodziewanie, jak się pojawiła. Mieszkanie pozostało nienaruszone, jakby nikt tam nie mieszkał. Nie zapomniała niczego, nawet pościel powlokła moją, zamiast zostawić odsłoniętą kołdrę i poduszkę. Nie lubiłam jej, zatem mi jej nie brakowało, tak jak wcześniej Marcina. Chociaż czasem myślałam, gdzie jest, czy w tym domu, którego akt własności nosiła ze sobą, czy sama, ze starą rodziną, czy może jednak z Julią. • Carmen wprowadziła się zaraz po Marcie. Widać było, że mieszkanie nie przypadło jej specjalnie do gustu, ale czego mogła się spodziewać prawie w centrum Warszawy za taką cenę. Omiotła wzrokiem kąty i zapytała, czy może trochę upiększyć, po swojemu, a ja zapytałam, co to znaczy. – No nic złego. – Uśmiechnęła się. – Pracuję jako scenograf. Może sprowadzić tutaj jakieś fajne tkaniny na czas, kiedy będę mieszkała. Może nawet coś będzie mogło zostać… Jeśli tylko pani to zaakceptuje.
– Oczywiście. – Byłam zaciekawiona. Carmen była brunetką o oliwkowej skórze i ciemnych oczach z piękną oprawą. Miała długie, lśniące włosy, których nie wiązała ani w koński ogon, ani w kok, tylko pozwalała im spływać swobodnie na plecach. Im bardziej jej się przyglądałam, tym pewniejsza byłam, że w życiu nie widziałam tak pięknej dziewczyny. Poruszała się z gracją, miała niski, bardzo przyjemny głos i sprawiała wrażenie wesołej i lubiącej zabawę. Ubrana była w bardzo kolorową sukienkę. Pomyślałam, że to kolory z płaszcza Józefa, mimo że przecież nie byłam specjalnie religijna. – Jest pani scenografem w filmie czy w teatrze? – spytałam zaciekawiona. – W operze – odpowiedziała, pokazując w uśmiechu rząd lśniących, białych zębów. – Aktualnie w Teatrze Wielkim. Ale pracowałam w teatrach w Barcelonie, Madrycie, Frankfurcie i Neapolu… Miała ze sobą walizkę, którą wtaszczyła na górę, ignorując windę i moje uwagi, że szkoda kręgosłupa i rąk. – Patrząc na panią – stwierdziłam szczerze – powiedziałabym, że pani jest studentką. Tak pani młodo wygląda. – Mam trzydzieści lat – roześmiała się. – My, kobiety z Południa, bardzo długo młodo wyglądamy, ale potem… dość gwałtownie się starzejemy… – Pani jest z Południa? – Taka ciekawość wydawała mi się normalna. Carmen pewnie też, chętnie mówiła o swoim pochodzeniu, wplatając sporo szczegółów i rodzinnych historii. – Moja mama jest Hiszpanką, a ojciec był Polakiem. Poznali się w Polsce, gdzie mama studiowała śpiew operowy. Tylko że potem ojciec odszedł od mamy, a ona nie zdecydowała się na powrót do Hiszpanii. Wychowałam się tutaj, otoczona miłością mamy, chociaż ojca zabrakło… Taktownie nie pytam o nic więcej. To chyba odległe wspomnienia. Carmen uśmiechała się. Mówiła z odrobiną smutku, ale nie wydawało mi się, że czuje szczególną krzywdę. Taka dziewczyna, nawet opuszczona przez ojca, z matką, która nie zdecydowała się wrócić do domu, kto wie
- Page 112 and 113: dalsze losy. - A gdzie druga pociec
- Page 114 and 115: nie miał prawa zauważyć, że nie
- Page 116 and 117: Nic, co pani powie, nie może zosta
- Page 118 and 119: - Radzę sobie. - Zapewniłam. - We
- Page 120 and 121: i marynarki, uporczywie odmawiając
- Page 122 and 123: - O, taka… przystojna kobieta…
- Page 124 and 125: esztki ze sklepu… Zamknęła i po
- Page 126 and 127: - A jakeś ty to zrobiła, że mu,
- Page 128 and 129: Pierwszym moim lokatorem był nieś
- Page 130 and 131: „cholerny”. Dyrektorka spróbow
- Page 132 and 133: traktowaniem go jak gościa a syna
- Page 134 and 135: chęci i zgrzytanie determinacji. W
- Page 136 and 137: geniuszy, którzy dobrze się zapow
- Page 138 and 139: - Tylko że to moje granie to bardz
- Page 140 and 141: krawatów, nowoczesne, przecinając
- Page 142 and 143: - Powinnaś go wyrzucić z mieszkan
- Page 144 and 145: obserwować wszystko z korytarza Fi
- Page 146 and 147: poszukać… - Zaraz, proszę pani.
- Page 148 and 149: i różowych jak landrynki. Brałam
- Page 150 and 151: takiej dziesięcio- i dwudziestokil
- Page 152 and 153: Wymyśliłam pierwszą lepszą wym
- Page 154 and 155: makaronu, ryżu ani kaszy, nawet m
- Page 156 and 157: - Przepraszam - westchnęła. - Kul
- Page 158 and 159: Namiastkę dziecka, którym mogłam
- Page 160 and 161: zasypiając natychmiast. Śniła mi
- Page 164 and 165: dlaczego. Może miała nadzieję,
- Page 166 and 167: urządź wstępnie, a ja pojadę do
- Page 168 and 169: ma gdzieś publiczność oraz dyrek
- Page 170 and 171: dziewczyna sprawnie porusza się w
- Page 172 and 173: - Kawa ma mniej kofeiny, jeśli cho
- Page 174 and 175: - Świetnie! - Ucieszyła się i za
- Page 176 and 177: - Mario Cavaradossi maluje… - Car
- Page 178 and 179: pokazuje ten wachlarz Tosce - konty
- Page 180 and 181: Przypomniało mi się, jak byłam n
- Page 182 and 183: osiemdziesiąt stopni - widzimy Flo
- Page 184 and 185: - Pomaga mi przy scenografii… Ale
- Page 186 and 187: stał za kontrowersyjnym pomysłem
- Page 188 and 189: - Czasami tak bywa - pokiwałam gł
- Page 190 and 191: sprawiała kłopotu. Może uda mi s
- Page 192 and 193: Wieczorem zapytałam o to Carmen. -
- Page 194 and 195: musi skoczyć z wysokości czy tam
- Page 196 and 197: - Może ja wezwę lekarza? Coś pan
- Page 198 and 199: na miarę greckiej. Mieszkanie był
- Page 200 and 201: i obejrzałyśmy odcinek telenoweli
- Page 202 and 203: Rodzice, do których poszłam na ni
- Page 204 and 205: Czułam się jak dziecko, któremu
- Page 206 and 207: Heleny. Jej potrzeba było domu, pe
- Page 208 and 209: przyjść i sprzątać mieszkanie.
- Page 210 and 211: obiad dla Marcina. Od tej pory to j
Z drugiej strony słuchawki rozległ się czyjś chichot. Niemal<br />
zobaczyłam, jak Julia obejmuje Martę i całuje ją w szyję, a ta opędza się<br />
od niej jak od uprzykrzonej muchy.<br />
– No to… – stwierdziła niezręcznie. Chichot przycichł.<br />
– Bardzo proszę – powiedziałam bez sensu. – Dziękuję<br />
i pozdrawiam.<br />
Byłam u niej tylko po pieniądze, jeszcze dwa razy. W mieszkaniu,<br />
o ile mogłam dojrzeć, nic się nie zmieniło. Nie mogłam wejść do<br />
sypialni, żeby zobaczyć, czy zdjęcie Julii stoi. Zachowanie Marty się nie<br />
zmieniło. Nie była ani bardziej radosna, ani smutna. Nie wyczuwałam<br />
także lęku czy niepewności. Nie biegała już, chociaż longeta została<br />
zdjęta z jej nogi, podobnie jak kule zniknęły z mieszkania. Już nie<br />
kupowała napojów energetycznych, a oddychające stroje do biegania<br />
leżały na półce, a nie w pojemniku na brudną bieliznę. Może zresztą<br />
lekarz zabronił jej na razie biegać, a ona stosowała się do zaleceń.<br />
Słowem, nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wyniosła się równiutko, jak<br />
zapowiadała, po dwóch miesiącach. Zniknęła tak niespodziewanie, jak<br />
się pojawiła. Mieszkanie pozostało nienaruszone, jakby nikt tam nie<br />
mieszkał. Nie zapomniała niczego, nawet pościel powlokła moją,<br />
zamiast zostawić odsłoniętą kołdrę i poduszkę. Nie lubiłam jej, zatem mi<br />
jej nie brakowało, tak jak wcześniej Marcina. Chociaż czasem myślałam,<br />
gdzie jest, czy w tym domu, którego akt własności nosiła ze sobą, czy<br />
sama, ze starą rodziną, czy może jednak z Julią.<br />
•<br />
Carmen wprowadziła się zaraz po Marcie. Widać było, że<br />
mieszkanie nie przypadło jej specjalnie do gustu, ale czego mogła się<br />
spodziewać prawie w centrum Warszawy za taką cenę. Omiotła<br />
wzrokiem kąty i zapytała, czy może trochę upiększyć, po swojemu, a ja<br />
zapytałam, co to znaczy.<br />
– No nic złego. – Uśmiechnęła się. – Pracuję jako scenograf. Może<br />
sprowadzić tutaj jakieś fajne tkaniny na czas, kiedy będę mieszkała.<br />
Może nawet coś będzie mogło zostać… Jeśli tylko pani to zaakceptuje.