o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
– Przepraszam – westchnęła. – Kula mi upadła. Zaprosiłam ją dziś wieczorem… – W takim razie – przerwałam jej – zaraz pójdę do sklepu. I przyjdę do pani. – Może chciałaby pani wstąpić po pieniądze? – zapytała nieśmiało. – Nie ma takiej potrzeby – zapewniłam ją. – Wezmę rachunek, a pani mi zwróci… Błyskawicznie się ubrałam i wyszłam na poszukiwanie pożądanych przez Martę produktów. Szczęście mi dopisało, znalazłam wszystko już w pierwszym osiedlowym sklepie. Niespełna pół godziny później zadzwoniłam do drzwi. Poczekałam, aż przykuśtyka i otworzy mi sama. Drugi raz nie chciałam popełnić tego samego błędu jak wtedy, kiedy otworzyłam sobie własnym kluczem. Kiedy otworzyła, weszłam tylko do przedpokoju i postawiłam torbę na podłodze. – Wszystko dostałam – powiedziałam. – Wniosę do kuchni, jeśli pani chce. – Bardzo dziękuję – odparła, a ja uznałam to za zachętę. – Ile jestem pani winna? – spytała, wyjmując portmonetkę z torebki. – Dwadzieścia osiem złotych i sześćdziesiąt cztery grosze razem z sernikiem. – Podałam jej rachunki ze spożywczego i cukierni. Podała mi banknot dwudziestozłotowy i dziesiątkę. Wyjęłam torebkę i wyjęłam z portfela złotówkę i trzydzieści sześć groszy. Podałam jej, a ona zawahała się i wzięła ode mnie drobne. Widziałam, że chciała zapytać, czy nie jest coś winna „za fatygę”, ale się nie odważyła. – Pani Marto – położyłam jej rękę na ramieniu – jeśli potrzebuje pani pomocy, wystarczy zadzwonić. Ja nie mam wiele do roboty i chętnie przyniosę pani coś ze sklepu. – Dziękuję bardzo. – Uśmiechnęła się nieśmiało. – A teraz wejdę do kuchni i naleję pani wody do garnka – oznajmiłam. – Kiedy przyjdzie pani znajoma, wystarczy tylko podpalić płomień. Postawiłam wodę na kuchence gazowej, wzięłam sól z szafki i wsypałam łyżeczkę. Postawiłam także patelnię na fajerce obok i spytałam, czy otworzyć słoik z sosem.
– Jeśli pani może. – Obserwowała mnie wsparta na kulach. Otworzyłam słoik i wylałam jego zawartość na patelnię. – Kiedy woda się zagotuje i wrzuci pani spaghetti, wystarczy podgrzać sos, a potem wymieszać. Wyjmę pani durszlak do odcedzania makaronu. Teraz pewnie pani sobie już poradzi… – Tak, bardzo pani dziękuję… – Dalej uśmiechała się niepewnie. – Życzę miłego spotkania – powiedziałam, wychodząc. – Dziękuję – powtarzała. – Naprawdę, pani Marto, to nic takiego – rzuciłam na odchodnym. – Trzeba sobie pomagać… Wyszłam z budynku i poszłam do bloku naprzeciwko, czyli do siebie, gdzie zajęłam miejsce przy oknie, przedtem zgasiwszy światło. Nie mówiłam Marcinowi ani Marcie, że mieszkam tak blisko wynajmowanego mieszkania. Nie pisnęłam także słowa o usytuowaniu moich okien, tego, że mogłam patrzeć wprost na ich okna. Być może Marta podejrzewała, że mieszkam gdzieś blisko, przecież z zakupami uporałam się w pół godziny, ale to były tylko podejrzenia. Czekałam w napięciu na dalszy rozwój sytuacji. Byłam bardzo podekscytowana. Chciałam poznać dalszy ciąg tej historii. Zastanawiałam się, czy ta zawiedziona miłość ma jakąkolwiek szansę na szczęśliwe zakończenie. Może one dwie przy spaghetti kupionym przeze mnie wyjaśnią sobie wszystko i Marta przestanie uciekać na tych swoich profesjonalnych butach przed odpowiedzialnością. Właśnie tak, jej bieganie dla mnie to była ucieczka: przed sobą, codziennością, problemami, które jedynie wyczuwałam, nie mając żadnych dowodów. Te bluzeczki inteligentne, oddychające, sprawiały, że kontrolowała swoje życie, przynajmniej tak jej się zdawało. Ale każdy tęskni za prawdziwym życiem, nawet tak samotna osoba jak ja. Tyle że ja z konieczności podglądałam cudze, tylko do takiego miałam dostęp. Rozsmakowywałam się w historiach, które oglądałam. Do tych strzępów ukradzionych, podejrzanych skrycie, dodawałam resztę, nie troszcząc się o prawdę. Nie byłam przecież typem detektywa, nikogo nie tropiłam i o nic nie oskarżałam. Kiedy Marcin zniknął z mojego życia, myślałam, żeby go odszukać pod pretekstem chociażby pieniędzy, które był mi winien. Doszłam jednak do wniosku, że dał mi coś więcej niż pieniądze.
- Page 106 and 107: - Narzeczona zostawiła go, jak ju
- Page 108 and 109: kończą swoje dania dla dwojga i w
- Page 110 and 111: pozwolili jej wyjść z domu. W ko
- Page 112 and 113: dalsze losy. - A gdzie druga pociec
- Page 114 and 115: nie miał prawa zauważyć, że nie
- Page 116 and 117: Nic, co pani powie, nie może zosta
- Page 118 and 119: - Radzę sobie. - Zapewniłam. - We
- Page 120 and 121: i marynarki, uporczywie odmawiając
- Page 122 and 123: - O, taka… przystojna kobieta…
- Page 124 and 125: esztki ze sklepu… Zamknęła i po
- Page 126 and 127: - A jakeś ty to zrobiła, że mu,
- Page 128 and 129: Pierwszym moim lokatorem był nieś
- Page 130 and 131: „cholerny”. Dyrektorka spróbow
- Page 132 and 133: traktowaniem go jak gościa a syna
- Page 134 and 135: chęci i zgrzytanie determinacji. W
- Page 136 and 137: geniuszy, którzy dobrze się zapow
- Page 138 and 139: - Tylko że to moje granie to bardz
- Page 140 and 141: krawatów, nowoczesne, przecinając
- Page 142 and 143: - Powinnaś go wyrzucić z mieszkan
- Page 144 and 145: obserwować wszystko z korytarza Fi
- Page 146 and 147: poszukać… - Zaraz, proszę pani.
- Page 148 and 149: i różowych jak landrynki. Brałam
- Page 150 and 151: takiej dziesięcio- i dwudziestokil
- Page 152 and 153: Wymyśliłam pierwszą lepszą wym
- Page 154 and 155: makaronu, ryżu ani kaszy, nawet m
- Page 158 and 159: Namiastkę dziecka, którym mogłam
- Page 160 and 161: zasypiając natychmiast. Śniła mi
- Page 162 and 163: Z drugiej strony słuchawki rozleg
- Page 164 and 165: dlaczego. Może miała nadzieję,
- Page 166 and 167: urządź wstępnie, a ja pojadę do
- Page 168 and 169: ma gdzieś publiczność oraz dyrek
- Page 170 and 171: dziewczyna sprawnie porusza się w
- Page 172 and 173: - Kawa ma mniej kofeiny, jeśli cho
- Page 174 and 175: - Świetnie! - Ucieszyła się i za
- Page 176 and 177: - Mario Cavaradossi maluje… - Car
- Page 178 and 179: pokazuje ten wachlarz Tosce - konty
- Page 180 and 181: Przypomniało mi się, jak byłam n
- Page 182 and 183: osiemdziesiąt stopni - widzimy Flo
- Page 184 and 185: - Pomaga mi przy scenografii… Ale
- Page 186 and 187: stał za kontrowersyjnym pomysłem
- Page 188 and 189: - Czasami tak bywa - pokiwałam gł
- Page 190 and 191: sprawiała kłopotu. Może uda mi s
- Page 192 and 193: Wieczorem zapytałam o to Carmen. -
- Page 194 and 195: musi skoczyć z wysokości czy tam
- Page 196 and 197: - Może ja wezwę lekarza? Coś pan
- Page 198 and 199: na miarę greckiej. Mieszkanie był
- Page 200 and 201: i obejrzałyśmy odcinek telenoweli
- Page 202 and 203: Rodzice, do których poszłam na ni
- Page 204 and 205: Czułam się jak dziecko, któremu
– Przepraszam – westchnęła. – Kula mi upadła. Zaprosiłam ją dziś<br />
wieczorem…<br />
– W takim razie – przerwałam jej – zaraz pójdę do sklepu.<br />
I przyjdę do pani.<br />
– Może chciałaby pani wstąpić po pieniądze? – zapytała nieśmiało.<br />
– Nie ma takiej potrzeby – zapewniłam ją. – Wezmę rachunek,<br />
a pani mi zwróci…<br />
Błyskawicznie się ubrałam i wyszłam na poszukiwanie pożądanych<br />
przez Martę produktów. Szczęście mi dopisało, znalazłam wszystko już<br />
w pierwszym osiedlowym sklepie. Niespełna pół godziny później<br />
zadzwoniłam do drzwi. Poczekałam, aż przykuśtyka i otworzy mi sama.<br />
Drugi raz nie chciałam popełnić tego samego błędu jak wtedy, kiedy<br />
otworzyłam sobie własnym kluczem. Kiedy otworzyła, weszłam tylko do<br />
przedpokoju i postawiłam torbę na podłodze.<br />
– Wszystko dostałam – powiedziałam. – Wniosę do kuchni, jeśli<br />
pani chce.<br />
– Bardzo dziękuję – odparła, a ja uznałam to za zachętę.<br />
– Ile jestem pani winna? – spytała, wyjmując portmonetkę<br />
z torebki.<br />
– Dwadzieścia osiem złotych i sześćdziesiąt cztery grosze razem<br />
z sernikiem. – Podałam jej rachunki ze spożywczego i cukierni.<br />
Podała mi banknot dwudziestozłotowy i dziesiątkę. Wyjęłam<br />
torebkę i wyjęłam z portfela złotówkę i trzydzieści sześć groszy.<br />
Podałam jej, a ona zawahała się i wzięła ode mnie drobne. Widziałam, że<br />
chciała zapytać, czy nie jest coś winna „za fatygę”, ale się nie odważyła.<br />
– Pani Marto – położyłam jej rękę na ramieniu – jeśli potrzebuje<br />
pani pomocy, wystarczy zadzwonić. Ja nie mam wiele do roboty<br />
i chętnie przyniosę pani coś ze sklepu.<br />
– Dziękuję bardzo. – Uśmiechnęła się nieśmiało.<br />
– A teraz wejdę do kuchni i naleję pani wody do garnka<br />
– oznajmiłam. – Kiedy przyjdzie pani znajoma, wystarczy tylko podpalić<br />
płomień.<br />
Postawiłam wodę na kuchence gazowej, wzięłam sól z szafki<br />
i wsypałam łyżeczkę. Postawiłam także patelnię na fajerce obok<br />
i spytałam, czy otworzyć słoik z sosem.