04.06.2014 Views

o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

geniuszy, którzy dobrze się zapowiadali, a niestety te zapowiedzi<br />

przeciągnęły im się do sześćdziesiątki albo i dłużej.<br />

– Powiedz mi tak, jak wiesz, prostej kobiecie… – zaczęłam<br />

w przeddzień eliminacji, kiedy widziałam, że Marcin jest tak strasznie<br />

zdenerwowany, że prawie nie może oddychać. – Dlaczego niektórzy<br />

polscy pianiści, którzy dochodzą do finału, nie robią żadnej kariery<br />

w kraju? Przynajmniej dla zwykłych ludzi słuch o nich ginie.<br />

– Często ten niby najlepszy wcale nie jest najlepszy… – wyjaśniał.<br />

– Ma najbardziej wpływowego profesora albo ten profesor jest w jury.<br />

Albo w jury jest ktoś blisko związany z tym profesorem.<br />

Rzeczywiście, to miało sens. Młodzi, zdolni pianiści zakwitali<br />

niczym kwiaty i więdli niepodlewani koncertami, bez cieplarnianych<br />

warunków do ćwiczeń i rozwoju. Niektórzy mieli szczęście, jak mi<br />

wyjaśnił Marcin, i podpisywali kontrakty z wytwórniami płytowymi.<br />

Wtedy nagrywali płyty albo koncertowali w największych salach<br />

koncertowych świata. Tak na przykład stało się z Rafałem Blechaczem.<br />

– Nie kojarzę go – powiedziałam. – Kiedy był konkurs… No cóż<br />

– głos mi się nieco załamał. – Wtedy akurat nie najlepiej się czułam…<br />

– On jeden koncertuje naprawdę. Reszta ciągnie ogony… Ale ja…<br />

Ja…<br />

I zaczynał opowiadać o salach, koncertach, interpretacjach,<br />

dyrygentach, z którymi będzie „pracował”. Bardzo mu kibicowałam.<br />

Tamtego dnia przywiozłam mu rosół i kotlety z ziemniakami. Usiadłam,<br />

żeby towarzyszyć mu przy jedzeniu, bo szczerze mówiąc, bałam się, że<br />

wyrzuci obiad za okno. Patrzyłam, jak dziobał kotlet i łykał z trudem, ale<br />

widocznie wiedział, że powinien jeść, chociażby przez rozum, dlatego<br />

wzdychał i łykał systematycznie, jak kaczka, prawie bez gryzienia.<br />

– Jutro zaśpię po tym pani obiedzie – westchnął, kiedy skończył.<br />

– Ale dziękuję…<br />

Następnego dnia od rana trzymałam kciuki i ścierając kurze we<br />

własnym domu, cały czas myślałam o tym biednym, osieroconym na<br />

własne życzenie dzieciaku, który nic nie rozumiał z otaczającego go<br />

świata, a muzykę przeliczał na godzinoćwiczenionuty. Pod wieczór nie<br />

wytrzymałam i poszłam do niego do domu. Już na klatce schodowej<br />

usłyszałam radosne wrzaski, poszłam więc na górę uspokojona,

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!