o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
– A jakeś ty to zrobiła, że mu, wiesz, się postawiłaś? Streściłam jej pokrótce historię, jak zniechęciłam do siebie Wieczorka. – W końcu byli zadowoleni, że pracowałam w przedszkolu, tylko… – Wnuków chcieli? – domyśliła się. Powiedziałam jej i o tym, jak ze Sławkiem latami walczyliśmy o dzieci. – Ano tak… – Zmarszczyłam czoło. – Ale powiedz, czemu mama narzeczonego ci przegoniła? Przychodziła do mnie w każdy wtorek i czwartek, bo od 16.00 przychodził do sklepu kuzyn, a ona miała wolne. Zanim się poznałyśmy, włóczyła się gdzieś po mieście albo szła do kina. Za nic nie chciała wracać do domu. Matka była sprawna, nie wymagała opieki, przeciwnie – gotowała jej obiady i musztrowała na każdym kroku. A kiedy wieczorem szła spać, Dorota do północy, a czasem i białego rana przesiadywała na „czacie”. – Powiedziała mu, że ja nie będę mieć nic wspólnego z chłopem… – Odważna… – I Jurek biedny poszedł… A on był nie z byle jakiej wsi. Gospodarkę to mieli jak złote jabłko. I jedynak. I dobry… – Pewnie lepiej byłoby ci na wsi, jak tu w tym sklepie… – A pewnie. – Jej niskie czoło zmarszczyły poziome bruzdy. – Ja bym lubiła… I gotować przecież umiem. Kiedyś byłam z nim tam u nich i pracowałam. A jego matka powiedziała, że żąć umiem jak stara i kosić jak stara… – A nie mogłaś wbrew woli rodziców za tego Jurka pójść? – specjalnie użyłam jej języka. – No nie – zaprzeczyła. – Bo jego rodzice, jak moi tak powiedzieli, to oni już nie chcieli… A Jurek się nie sprzeciwiał ich woli… Westchnęła. Widać było, że ten Jurek jej leży na sercu, chociaż to tyle już lat. Swoją drogą, cóż to za chłop, który wyciągnąć dziewczyny spod spódnicy matki nie potrafi, a jeszcze własnej matczynej kiecki się trzyma. Spojrzałam na nią. Nie była ładna, ale z oczu patrzyła jej dobroć. Na pewno byłaby dobrą żoną i pewnie spłodziliby z Jurkiem ze czwórkę
dorodnego potomstwa. Kiedy do mnie przychodziła, zawsze przynosiła „coś do herbaty”, a potem namawiała mnie na sprzątanie albo sama brała odkurzacz i doprowadzała kąty do porządku. Miała misję, żeby mi pomóc stanąć na nogi po śmierci Sławka i depresji. To dzięki niej wpadłam na pomysł, żeby przeprowadzić się do mieszkania po babci, a swoje wynająć ludziom. Moja renta była śmiesznie mała, poza tym potrzebowałam wyzwania, jakiejś zmiany, rozpaczliwie pragnęłam jej całym sercem. Dorota, po wysłuchaniu historii o dziadkach, zapytała z prostotą, co się dzieje z mieszkaniem po nich, a ja powiedziałam, że stoi sobie tak po prostu. Kiedy przeprowadziliśmy się ze Sławkiem „na swoje”, ojciec wynajął jednemu małżeństwu, ale ci zachowywali się niczym Rosjanie, którzy stacjonowali w polskich domach po okupacji. To zresztą słowa ojca. Tak zdemolowali lokal, że ojciec musiał wymieniać sedes, który był pęknięty, i umywalkę, która chyba była scenerią bitew morskich dwójki małych dzieci, bo tuż przy odpływie tkwiła spora dziura wybita młotkiem. Ściany były zbryzgane jakąś brązową substancją, a poduszki pozbawione pierza. Kołdry przedsiębiorcze małżeństwo zabrało ze sobą, podobnie jak talerze z arkopalu. Przez dłuższy czas temat mieszkania pozostawał tabu. W domyśle miało to być mieszkanie dla moich dzieci, ale po wyznaniu prawdy i rodzinnym katharsis zostało zamknięte na cztery spusty i stało puste, bo jeść przecież nie wołało, a to też były słowa ojca. Dzięki Dorocie ja zapragnęłam zmiany, jakiegoś wyzwania dla siebie, pracy czy czegokolwiek, co mogłoby dać mi złudne poczucie bycia potrzebną, nie dlatego, że się bałam, że coś sobie zrobię, ale musiałam wejść w drugi akt żałoby, żeby ją przeżywać głębiej i pełniej. Któregoś popołudnia zatargałyśmy z Dorotą dwie walizki mojego osobistego dobytku i w ten sposób wróciłam tam, gdzie ze Sławkiem spędziliśmy lata, napawając się sobą i ciesząc ciasnymi, ale własnymi kątami. •
- Page 76 and 77: do tyłu i prosił, żebym przesta
- Page 78 and 79: uratuje Sławka i pobłogosławi na
- Page 80 and 81: podłodze, ponieważ łazienka był
- Page 82 and 83: dziwne”, pamiętam jak dziś, że
- Page 84 and 85: Sławkowi przynieść, a one powied
- Page 86 and 87: Usiadłam, nie przestając trzymać
- Page 88 and 89: natychmiast się przewracałam. Prz
- Page 90 and 91: zapłacimy… Ja już wtedy nie pł
- Page 92 and 93: Powiodłam błędnym wzrokiem doko
- Page 94 and 95: - Ale nie wypada - wyszeptała teś
- Page 96 and 97: i odpowiednio ją „zaszeregowuję
- Page 98 and 99: nieszczęściem, ale w poczuciu spe
- Page 100 and 101: - Śliczny, prawda? - ożywiła si
- Page 102 and 103: chuda. - Czyli jestem gruba? - pyta
- Page 104 and 105: Punktualnie przed mój dom zajecha
- Page 106 and 107: - Narzeczona zostawiła go, jak ju
- Page 108 and 109: kończą swoje dania dla dwojga i w
- Page 110 and 111: pozwolili jej wyjść z domu. W ko
- Page 112 and 113: dalsze losy. - A gdzie druga pociec
- Page 114 and 115: nie miał prawa zauważyć, że nie
- Page 116 and 117: Nic, co pani powie, nie może zosta
- Page 118 and 119: - Radzę sobie. - Zapewniłam. - We
- Page 120 and 121: i marynarki, uporczywie odmawiając
- Page 122 and 123: - O, taka… przystojna kobieta…
- Page 124 and 125: esztki ze sklepu… Zamknęła i po
- Page 128 and 129: Pierwszym moim lokatorem był nieś
- Page 130 and 131: „cholerny”. Dyrektorka spróbow
- Page 132 and 133: traktowaniem go jak gościa a syna
- Page 134 and 135: chęci i zgrzytanie determinacji. W
- Page 136 and 137: geniuszy, którzy dobrze się zapow
- Page 138 and 139: - Tylko że to moje granie to bardz
- Page 140 and 141: krawatów, nowoczesne, przecinając
- Page 142 and 143: - Powinnaś go wyrzucić z mieszkan
- Page 144 and 145: obserwować wszystko z korytarza Fi
- Page 146 and 147: poszukać… - Zaraz, proszę pani.
- Page 148 and 149: i różowych jak landrynki. Brałam
- Page 150 and 151: takiej dziesięcio- i dwudziestokil
- Page 152 and 153: Wymyśliłam pierwszą lepszą wym
- Page 154 and 155: makaronu, ryżu ani kaszy, nawet m
- Page 156 and 157: - Przepraszam - westchnęła. - Kul
- Page 158 and 159: Namiastkę dziecka, którym mogłam
- Page 160 and 161: zasypiając natychmiast. Śniła mi
- Page 162 and 163: Z drugiej strony słuchawki rozleg
- Page 164 and 165: dlaczego. Może miała nadzieję,
- Page 166 and 167: urządź wstępnie, a ja pojadę do
- Page 168 and 169: ma gdzieś publiczność oraz dyrek
- Page 170 and 171: dziewczyna sprawnie porusza się w
- Page 172 and 173: - Kawa ma mniej kofeiny, jeśli cho
- Page 174 and 175: - Świetnie! - Ucieszyła się i za
– A jakeś ty to zrobiła, że mu, wiesz, się postawiłaś?<br />
Streściłam jej pokrótce historię, jak zniechęciłam do siebie<br />
Wieczorka.<br />
– W końcu byli zadowoleni, że pracowałam w przedszkolu,<br />
tylko…<br />
– Wnuków chcieli? – domyśliła się.<br />
Powiedziałam jej i o tym, jak ze Sławkiem latami walczyliśmy<br />
o dzieci.<br />
– Ano tak… – Zmarszczyłam czoło. – Ale powiedz, czemu mama<br />
narzeczonego ci przegoniła?<br />
Przychodziła do mnie w każdy wtorek i czwartek, bo od 16.00<br />
przychodził do sklepu kuzyn, a ona miała wolne. Zanim się poznałyśmy,<br />
włóczyła się gdzieś po mieście albo szła do kina. Za nic nie chciała<br />
wracać do domu. Matka była sprawna, nie wymagała opieki, przeciwnie<br />
– gotowała jej obiady i musztrowała na każdym kroku. A kiedy<br />
wieczorem szła spać, Dorota do północy, a czasem i białego rana<br />
przesiadywała na „czacie”.<br />
– Powiedziała mu, że ja nie będę mieć nic wspólnego z chłopem…<br />
– Odważna…<br />
– I Jurek biedny poszedł… A on był nie z byle jakiej wsi.<br />
Gospodarkę to mieli jak złote jabłko. I jedynak. I dobry…<br />
– Pewnie lepiej byłoby ci na wsi, jak tu w tym sklepie…<br />
– A pewnie. – Jej niskie czoło zmarszczyły poziome bruzdy. – Ja<br />
bym lubiła… I gotować przecież umiem. Kiedyś byłam z nim tam u nich<br />
i pracowałam. A jego matka powiedziała, że żąć umiem jak stara i kosić<br />
jak stara…<br />
– A nie mogłaś wbrew woli rodziców za tego Jurka pójść?<br />
– specjalnie użyłam jej języka.<br />
– No nie – zaprzeczyła. – Bo jego rodzice, jak moi tak powiedzieli,<br />
to oni już nie chcieli… A Jurek się nie sprzeciwiał ich woli…<br />
Westchnęła. Widać było, że ten Jurek jej leży na sercu, chociaż to<br />
tyle już lat. Swoją drogą, cóż to za chłop, który wyciągnąć dziewczyny<br />
spod spódnicy matki nie potrafi, a jeszcze własnej matczynej kiecki się<br />
trzyma. Spojrzałam na nią. Nie była ładna, ale z oczu patrzyła jej dobroć.<br />
Na pewno byłaby dobrą żoną i pewnie spłodziliby z Jurkiem ze czwórkę