o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf

04.06.2014 Views

i marynarki, uporczywie odmawiając noszenia krawata. Założył krawat tylko kilka razy na jakieś bardzo oficjalne okazje i źle się z tym czuł. Na co dzień ubierał się w dżinsy i koszule albo swetry, w zależności od pogody. Nie znosił mieć koszuli pod swetrem. Zawsze musiał wkładać t-shirt. W końcu zaczął nosić dwa garnitury, które kupiliśmy, na zmianę, ale nawet do nich nie zakładał krawata. – Ty też nie lubisz halek – mówił, kiedy oskarżałam go, że dziwaczy. – Halki to przeżytek. Nasze matki noszą takie rzeczy… – Ale mnie się podoba, kiedy haleczka wystaje… – A u kogo taką haleczkę obserwowałeś? – pytałam skrzywiona, a on za każdym razem udawał, że jest bardzo speszony. – No… – mówił. – Śniłaś mi się w haleczce… Śmiałam się wtedy i dawałam spokój. Niechby chodził ubrany, jak chce, tylko żeby żył. Zasnęłam na jego ubraniach mokrych od moich łez i wydzieliny z nosa. Rano obudziłam się z takim samym bólem głowy, z jakim się położyłam. W dodatku ból promieniował na cały kark i tył głowy. Osa najwyraźniej tłukła się w najlepsze. • Nie usłyszałabym go i nie zauważyła, gdyby nie zapiszczał. Takim cienkim piskiem przypominającym nie miauczenie, ale kwilenie małego dziecka. Szarpnęło mnie za serce. Małe dziecko, mały kot. Bury, brzydki jak noc, z wyżartymi plackami skóry, pewnie grzybica. Zapchlony, głodny. Nie chciałam go brać do domu. Sięgnęłam pamięcią do zawartości lodówki. Chyba nic tam nie było, może mleko. Koty chyba lubią mleko. Popatrzyłam w te zielono-żółte oczy i powiedziałam cicho: – O nie, bracie… Wierz mi, jestem bardzo złą panią, bardzo nieodpowiednią dla małego kota. Dla dużego kota też. Miauknął tym razem jak kot. – Uważasz, że wiesz lepiej? Proszące kwilenie. Po chwili wylazł zza kontenera na śmieci. Wyglądał jeszcze gorzej, niż kiedy siedział za kontenerem. Wcielenie

turpizmu. Podszedł śmiało. Zdjęłam chustkę z szyi i wzięłam go na ręce. W domu zastanowiłam się, czego kotu do szczęścia potrzeba. Na początek dałam mu mleka i chleba. Zjadł i wylizał wszystko do cna. Otworzyłam drzwi. Czmychnął na schody, a stamtąd na podwórko. Wróciłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Teraz nie było tam nawet mleka. Ostatnią kromkę chleba też mu dałam. I dobrze, najwyżej nie będę jadła. Może jednak pójść do sklepu i kupić sobie jakieś jedzenie? Miałam ochotę na biały, tłusty ser. Moja babcia taki jadała, polewając go gęstą śmietaną. Smak dzieciństwa. Nie zawsze chciała mi dać, bo, jak mówiła, za tłuste to dla dzieciaka i zaszkodzi na wątrobę. Opowiadałam to Sławkowi. Powiedział, że babcia pewnie była skąpa i nie chciała się ze mną podzielić swoim serem ze śmietaną. Pewnie była nieużyta, bo ile razy zdarzyło mi się z rodzicami przyjechać do dziadków, zawsze czekała na nas jakaś cienka zupka, najwyżej mielone. Poczłapałam do sklepu, ale odbiłam się od drzwi. Okazało się, że była niedziela. Nawet nie zauważyłam. Na szczęście był otwarty taki mały osiedlowy sklepik wciśnięty między cukiernię a monopolowy. Poszłam tam i okazało się, że jak zwykle jest otwarty do późnych godzin wieczornych. – Nie nudzi się pani tak siedzieć w niedzielę? – zagadnęłam sprzedawczynię. – W domu nie ma nic do roboty… – mruknęła, ale uśmiechnęła się do mnie i wyprostowała na krześle. Na pewno chciała porozmawiać – A telewizję oglądać? – indagowałam. – Mieszkam ze starą matką – powiedziała. – W kółko słucha Radia Maryja, a że głucha trochę… I uważa, że telewizja to diabeł, sam seks i przemoce różne… – To niewesoło… – No, życia sobie nie ułożyłam, tylko tę jedną budę mam… Omiotłam spojrzeniem malutkie pomieszczenie. Panował tam wzorowy porządek. Czysto, schludnie, artykuły poukładane na półeczkach. – Ale ładnie tu u pani… – powiedziałam z przekonaniem. – Dzieci nie zastąpi… – mruknęła. – Pani pewnie chce coś szybko kupić… Na obiad dla dzieci czegoś zabrakło? – Nie – zaprzeczyłam. – Ja też nie mam dzieci…

i marynarki, uporczywie odmawiając noszenia krawata. Założył krawat<br />

tylko kilka razy na jakieś bardzo oficjalne okazje i źle się z tym czuł. Na<br />

co dzień ubierał się w dżinsy i koszule albo swetry, w zależności od<br />

pogody. Nie znosił mieć koszuli pod swetrem. Zawsze musiał wkładać<br />

t-shirt. W końcu zaczął nosić dwa garnitury, które kupiliśmy, na zmianę,<br />

ale nawet do nich nie zakładał krawata.<br />

– Ty też nie lubisz halek – mówił, kiedy oskarżałam go, że<br />

dziwaczy.<br />

– Halki to przeżytek. Nasze matki noszą takie rzeczy…<br />

– Ale mnie się podoba, kiedy haleczka wystaje…<br />

– A u kogo taką haleczkę obserwowałeś? – pytałam skrzywiona,<br />

a on za każdym razem udawał, że jest bardzo speszony.<br />

– No… – mówił. – Śniłaś mi się w haleczce…<br />

Śmiałam się wtedy i dawałam spokój. Niechby chodził ubrany, jak<br />

chce, tylko żeby żył. Zasnęłam na jego ubraniach mokrych od moich łez<br />

i wydzieliny z nosa. Rano obudziłam się z takim samym bólem głowy,<br />

z jakim się położyłam. W dodatku ból promieniował na cały kark i tył<br />

głowy. Osa najwyraźniej tłukła się w najlepsze.<br />

•<br />

Nie usłyszałabym go i nie zauważyła, gdyby nie zapiszczał. Takim<br />

cienkim piskiem przypominającym nie miauczenie, ale kwilenie małego<br />

dziecka. Szarpnęło mnie za serce. Małe dziecko, mały kot. Bury, brzydki<br />

jak noc, z wyżartymi plackami skóry, pewnie grzybica. Zapchlony,<br />

głodny. Nie chciałam go brać do domu. Sięgnęłam pamięcią do<br />

zawartości lodówki. Chyba nic tam nie było, może mleko. Koty chyba<br />

lubią mleko. Popatrzyłam w te zielono-żółte oczy i powiedziałam cicho:<br />

– O nie, bracie… Wierz mi, jestem bardzo złą panią, bardzo<br />

nieodpowiednią dla małego kota. Dla dużego kota też.<br />

Miauknął tym razem jak kot.<br />

– Uważasz, że wiesz lepiej?<br />

Proszące kwilenie. Po chwili wylazł zza kontenera na śmieci.<br />

Wyglądał jeszcze gorzej, niż kiedy siedział za kontenerem. Wcielenie

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!