o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
kończą swoje dania dla dwojga i wychodzą, robiąc miejsce następnym. Było całkiem miło. Doczekaliśmy się w końcu stolika i zamówiliśmy średnią margaritę, sałatkę oraz napoje pomarańczowe, które przyjemnie pachniały nowoczesną chemią. Pizza była bardzo smaczna, chociaż wiedziałam, że każdy Włoch dostałby zawału na widok grubego na półtora centymetra ciasta pokrytego serem pizzopodobnym i sosem z koncentratu. – Smakuje ci? – zapytał, kiedy pochłonęliśmy po jednym kawałku. – Bardzo smaczna. – Pokiwałam głową. – A sałatka? – indagował. Dostaliśmy mały, dość głęboki talerzyk i Grzegorz rzucił się do baru sałatkowego. Zasada była następująca: napchać do miseczki tyle, ile się da, bez ładu i składu. Grzegorz napchał imponująco dużo. – Bardzo smaczna. – Postanowiłam nie wnikać w istotę sałatek. Przerzuciłam sobie trochę warzyw na talerz, wymieszałam z sosem i zaczęłam dziobać widelcem. – Mogę cię o coś spytać? – Odłożył widelec na talerz. – Jeśli chcesz zjeść mój przydziałowy kawałek i większość sałatki, to ja się zgadzam. – Uśmiechnęłam się. – To też – przymrużył oczy. – Od jak dawna jesteś wdową? – Zuzia ci nie mówiła? – zapytałam. – Rok, miesiąc, dwa dni i … – spojrzałam na zegarek – jakieś siedemnaście godzin. – Zuzia to moja koleżanka z liceum. Nasze matki się przyjaźnią. Jesteśmy sąsiadami… Rodzice uważali, wiesz, że będziemy razem… – Ty też tak uważałeś? – zapytałam, bo wiedziałam, że Zuzia na pewno nigdy nie brała pod uwagę takiego scenariusza. – Przez pewien czas nawet tak. – Pokiwał głową, gryząc pizzę. – Byliśmy bardzo związani jako dzieci. Nawet „chodziliśmy ze sobą”. – Zakreślił w powietrzu cudzysłów. – A co nie zagrało? – zainteresowałam się. – Zuzia to laska, a ja… No cóż… Nie trudziłam się, żeby sprostować. Po co miałam go oszukiwać? – Pod koniec podstawówki ona zaczęła wyrastać na bardzo atrakcyjną dziewczynę, a ja zacząłem mieć kłopoty z nadwagą. Ona była w klasie sportowej i trenowała bieg przez płotki, a ja siedziałem
i czytałem książki… Nie chcę powiedzieć, że ona nie czytała… Odsunęłam talerz od siebie. Od śmierci Sławka nie zjadłam tyle, co tego wieczoru. – Wciąż się w niej kochasz? – spytałam. – Właściwie nie… – zadumał się. – Ja… też jestem wdowcem… w pewnym sensie… – To znaczy? Odłożył widelec, który ściskał w ręku. – Miałem ropień płuc jakieś pięć lat temu. – Uśmiechnął się wstydliwie. – Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Chyba nieleczone przeziębienie, potem kasłałem coraz bardziej i dusiłem się w nocy… W końcu gorączka i gorączka… Kolejne antybiotyki, a w końcu wylądowałem w szpitalu. W dość ciężkim stanie… Tam poznałem Basię. Miała trzydzieści lat. Jak na osobę z mukowiscydozą to bardzo zaawansowany wiek. Nie przerywałam mu, kiedy przestał mówić. Wyraźnie zbierał myśli. – Najpierw rozmawialiśmy. Była bardzo drobna, chudziutka, z garbem… Ale śliczna. Zakochałem się w niej, a ona chyba we mnie… Żyła jeszcze dwa lata. Głównie w szpitalu… – Byliście razem? – spytałam. – Nie mieliśmy ślubu. – Pokręcił głową. – Wyznaczyliśmy datę, ale ona odeszła miesiąc wcześniej… – Nie o to pytałam… – I tak, i nie… Zabierałem ją do kina, na spacery… Nosiłem ją głównie na rękach, bo mogła przejść tylko kilka kroków bez zadyszki… Kiedy jej się pogarszało, jej rodzice dzwonili i w środku nocy przyjeżdżałem i wiozłem ją do szpitala. Wiedziałem, że to może być ten ostatni raz… – I w końcu nie wyszła z tego szpitala? – domyśliłam się. – Nie – skrzywił się. – Umarła we śnie, pierwszej nocy, którą spędziliśmy razem… U mnie w domu… Nie obudziłem się. Rano zobaczyłem… – Umarła szczęśliwa? – Aż tak to nie… Niestety… Wymogliśmy na jej rodzicach, żeby
- Page 58 and 59: - Podejrzewaliśmy to - powiedział
- Page 60 and 61: - W telewizji podają takie… prze
- Page 62 and 63: - A po co sekretarka? Sławek obgry
- Page 64 and 65: w szklanej tafli. Byłam jeszcze pr
- Page 66 and 67: z kobiet nie była w sukience, tylk
- Page 68 and 69: pierwszy ją zobaczyłam. Siedział
- Page 70 and 71: - Cóż ja słyszę? - zakrzyknął
- Page 72 and 73: chociaż je słychać latem, a ona
- Page 74 and 75: yło prawie przyjemne. Miałam na s
- Page 76 and 77: do tyłu i prosił, żebym przesta
- Page 78 and 79: uratuje Sławka i pobłogosławi na
- Page 80 and 81: podłodze, ponieważ łazienka był
- Page 82 and 83: dziwne”, pamiętam jak dziś, że
- Page 84 and 85: Sławkowi przynieść, a one powied
- Page 86 and 87: Usiadłam, nie przestając trzymać
- Page 88 and 89: natychmiast się przewracałam. Prz
- Page 90 and 91: zapłacimy… Ja już wtedy nie pł
- Page 92 and 93: Powiodłam błędnym wzrokiem doko
- Page 94 and 95: - Ale nie wypada - wyszeptała teś
- Page 96 and 97: i odpowiednio ją „zaszeregowuję
- Page 98 and 99: nieszczęściem, ale w poczuciu spe
- Page 100 and 101: - Śliczny, prawda? - ożywiła si
- Page 102 and 103: chuda. - Czyli jestem gruba? - pyta
- Page 104 and 105: Punktualnie przed mój dom zajecha
- Page 106 and 107: - Narzeczona zostawiła go, jak ju
- Page 110 and 111: pozwolili jej wyjść z domu. W ko
- Page 112 and 113: dalsze losy. - A gdzie druga pociec
- Page 114 and 115: nie miał prawa zauważyć, że nie
- Page 116 and 117: Nic, co pani powie, nie może zosta
- Page 118 and 119: - Radzę sobie. - Zapewniłam. - We
- Page 120 and 121: i marynarki, uporczywie odmawiając
- Page 122 and 123: - O, taka… przystojna kobieta…
- Page 124 and 125: esztki ze sklepu… Zamknęła i po
- Page 126 and 127: - A jakeś ty to zrobiła, że mu,
- Page 128 and 129: Pierwszym moim lokatorem był nieś
- Page 130 and 131: „cholerny”. Dyrektorka spróbow
- Page 132 and 133: traktowaniem go jak gościa a syna
- Page 134 and 135: chęci i zgrzytanie determinacji. W
- Page 136 and 137: geniuszy, którzy dobrze się zapow
- Page 138 and 139: - Tylko że to moje granie to bardz
- Page 140 and 141: krawatów, nowoczesne, przecinając
- Page 142 and 143: - Powinnaś go wyrzucić z mieszkan
- Page 144 and 145: obserwować wszystko z korytarza Fi
- Page 146 and 147: poszukać… - Zaraz, proszę pani.
- Page 148 and 149: i różowych jak landrynki. Brałam
- Page 150 and 151: takiej dziesięcio- i dwudziestokil
- Page 152 and 153: Wymyśliłam pierwszą lepszą wym
- Page 154 and 155: makaronu, ryżu ani kaszy, nawet m
- Page 156 and 157: - Przepraszam - westchnęła. - Kul
kończą swoje dania dla dwojga i wychodzą, robiąc miejsce następnym.<br />
Było całkiem miło. Doczekaliśmy się w końcu stolika<br />
i zamówiliśmy średnią margaritę, sałatkę oraz napoje pomarańczowe,<br />
które przyjemnie pachniały nowoczesną chemią. Pizza była bardzo<br />
smaczna, chociaż wiedziałam, że każdy Włoch dostałby zawału na<br />
widok grubego na półtora centymetra ciasta pokrytego serem<br />
pizzopodobnym i sosem z koncentratu.<br />
– Smakuje ci? – zapytał, kiedy pochłonęliśmy po jednym kawałku.<br />
– Bardzo smaczna. – Pokiwałam głową.<br />
– A sałatka? – indagował.<br />
Dostaliśmy mały, dość głęboki talerzyk i Grzegorz rzucił się do<br />
baru sałatkowego. Zasada była następująca: napchać do miseczki tyle, ile<br />
się da, bez ładu i składu. Grzegorz napchał imponująco dużo.<br />
– Bardzo smaczna. – Postanowiłam nie wnikać w istotę sałatek.<br />
Przerzuciłam sobie trochę warzyw na talerz, wymieszałam z sosem<br />
i zaczęłam dziobać widelcem.<br />
– Mogę cię o coś spytać? – Odłożył widelec na talerz.<br />
– Jeśli chcesz zjeść mój przydziałowy kawałek i większość sałatki,<br />
to ja się zgadzam. – Uśmiechnęłam się.<br />
– To też – przymrużył oczy. – Od jak dawna jesteś wdową?<br />
– Zuzia ci nie mówiła? – zapytałam. – Rok, miesiąc, dwa dni i … –<br />
spojrzałam na zegarek – jakieś siedemnaście godzin.<br />
– Zuzia to moja koleżanka z liceum. Nasze matki się przyjaźnią.<br />
Jesteśmy sąsiadami… Rodzice uważali, wiesz, że będziemy razem…<br />
– Ty też tak uważałeś? – zapytałam, bo wiedziałam, że Zuzia na<br />
pewno nigdy nie brała pod uwagę takiego scenariusza.<br />
– Przez pewien czas nawet tak. – Pokiwał głową, gryząc pizzę.<br />
– Byliśmy bardzo związani jako dzieci. Nawet „chodziliśmy ze sobą”.<br />
– Zakreślił w powietrzu cudzysłów.<br />
– A co nie zagrało? – zainteresowałam się.<br />
– Zuzia to laska, a ja… No cóż…<br />
Nie trudziłam się, żeby sprostować. Po co miałam go oszukiwać?<br />
– Pod koniec podstawówki ona zaczęła wyrastać na bardzo<br />
atrakcyjną dziewczynę, a ja zacząłem mieć kłopoty z nadwagą. Ona była<br />
w klasie sportowej i trenowała bieg przez płotki, a ja siedziałem