o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
– Narzeczona zostawiła go, jak już mieli ustaloną datę ślubu. – Widzę, że dobry. Współczuję, że zostawiła go narzeczona. On jest po prostu nie w moim typie – powiedziałam. Złapała mnie za przegub i zacisnęła paluchy tak mocno, że syknęłam. – Daj mu szansę – poprosiła. – Zrób to dla mnie. – Nic z tego nie będzie – perswadowałam. Cóż ja jej byłam winna, że miałabym się spotykać z takim Grzegorzem „dla niej”? I nie dlatego, dodałam w myślach, że jestem niegotowa, to zbyt świeża rana i tak dalej. Nawet nie dlatego, że nie wyobrażałam sobie bycia z kimkolwiek innym, ale przede wszystkim z powodu tego, że Grzegorz – poczciwina, był śmierdzącym grubasem. Tymczasem przemykał się biedaczyna, trzymając w obu rękach herbatę dla mnie i kawę dla Zuzi. Już dzwonił drugi dzwonek, więc naprędce połknęłam skondensowany wrzątek i poszliśmy na salę. Siedziałam obok tego miłego, brzydkiego jak noc gościa i zastanawiałam się, co ja tam robię. Nie potrafię powiedzieć, czy przedstawienie mi się podobało czy nie. Prawie niczego nie słyszałam. Jacyś młodzi ludzie śpiewali, tańczyli, cieszyli się nie wiadomo z czego. Pewnie widzieli przyszłość w samych jasnych kolorach, mieli nadzieję na dobre i dostatnie życie. Ja nie. Plamy tancerzy przesuwały mi się przed oczami jak w kalejdoskopie. – Jakie to świetne. – Grzegorz niebezpiecznie przysunął się do mnie. Odsunęłam się odruchowo, a on najwyraźniej się spłoszył. – Tak, urocze to wszystko – zapewniłam go. – Absolutnie… Podczas przerwy nie musiałam nic mówić. Zuzia gadała za nas oboje. – Jaka ja jestem szczęśliwa, że tu jestem – wykrzykiwała w uniesieniu. – Kiedy było „Metro” w Dramatycznym z Edytą Górniak i Kasią Groniec, to byłam dziesięć razy! Na pewno przyjdę jeszcze raz … A wy? – Ja nie… – pospieszyłam z zapewnieniem. – Ja chyba też nie, chociaż bardzo mi się podobało. – Grzegorz patrzył w bok.
– Idźcie koniecznie na coś innego – namawiała Zuzia. – Razem… Przestańmy udawać, że jesteśmy tu przypadkiem. Nic nie powiedziałam, bo mi się nie chciało ust otwierać. Grzegorz spojrzał pytająco. Pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się krzepiąco. Niech myśli, że to tylko „za wcześnie na nowy związek”. Po owacjach na stojąco i krzykach „brawo” poszliśmy wreszcie do samochodu. Zuzia usiłowała namówić nas na odwiedzenie jakiejś kawiarni, ale nie tylko ja nie miałam na to ochoty. Grzegorz najwyraźniej także miał dość nieudanej randki. Moja koleżanka podjęła jeszcze jedną próbę połączenia nas w jakikolwiek sposób i zażądała odwiezienia jej do domu w pierwszej kolejności. Przytaknęliśmy oboje z Grzegorzem i zawieźliśmy ją na Sadybę, gdzie zniknęła w pokaźnym domku jednorodzinnym. – Uff. – Grzegorz uśmiechnął się do lusterka. Siedziałam z tyłu w bezpiecznej odległości, więc odwzajemniłam uśmiech. W końcu jeszcze tylko jakieś trzydzieści minut i przebiorę się w piżamę Sławka, żeby zasnąć na kanapie przed telewizorem. – A może miałabyś ochotę na herbatę albo coś do zjedzenia? – zapytał cichym głosem. Nie było w nim ani proszenia, ani sugestii, że „może jednak”. – Bo ja nie zjadłem kolacji przed wyjściem… – wyznał. – A w lodówce nie mam prawie nic… Kiwnęłam głową. Nie z żalu czy chęci spędzenia z nim wieczoru, tylko z autentycznego głodu, który jakby wywołany z ciała szarpnął moimi trzewiami. – Tylko coś zwyczajnego – powiedziałam. – Pizza? – Ucieszył się jak dziecko. – W Pizza Hut jest danie dla dwojga. To znaczy – stropił się – można wziąć jedną pizzę na spółkę, sałatkę też i dwa napoje… – Idealnie – zapewniłam. – Nie zjadłabym całej. Staliśmy potem w barze, który kiedyś był „Grubą Kaśką”, i czekaliśmy na stolik. Bardzo mnie to zdumiało. Chadzaliśmy ze Sławkiem do restauracji, głównie na Starym Mieście, i nie przypominam sobie, żebyśmy musieli czekać. Grzegorz chyba się denerwował, że zrezygnuję, ale uspokoiłam go, że miejsc jest dużo, ludzie szybko
- Page 56 and 57: - Powiesz. - Kiwnął stanowczo gł
- Page 58 and 59: - Podejrzewaliśmy to - powiedział
- Page 60 and 61: - W telewizji podają takie… prze
- Page 62 and 63: - A po co sekretarka? Sławek obgry
- Page 64 and 65: w szklanej tafli. Byłam jeszcze pr
- Page 66 and 67: z kobiet nie była w sukience, tylk
- Page 68 and 69: pierwszy ją zobaczyłam. Siedział
- Page 70 and 71: - Cóż ja słyszę? - zakrzyknął
- Page 72 and 73: chociaż je słychać latem, a ona
- Page 74 and 75: yło prawie przyjemne. Miałam na s
- Page 76 and 77: do tyłu i prosił, żebym przesta
- Page 78 and 79: uratuje Sławka i pobłogosławi na
- Page 80 and 81: podłodze, ponieważ łazienka był
- Page 82 and 83: dziwne”, pamiętam jak dziś, że
- Page 84 and 85: Sławkowi przynieść, a one powied
- Page 86 and 87: Usiadłam, nie przestając trzymać
- Page 88 and 89: natychmiast się przewracałam. Prz
- Page 90 and 91: zapłacimy… Ja już wtedy nie pł
- Page 92 and 93: Powiodłam błędnym wzrokiem doko
- Page 94 and 95: - Ale nie wypada - wyszeptała teś
- Page 96 and 97: i odpowiednio ją „zaszeregowuję
- Page 98 and 99: nieszczęściem, ale w poczuciu spe
- Page 100 and 101: - Śliczny, prawda? - ożywiła si
- Page 102 and 103: chuda. - Czyli jestem gruba? - pyta
- Page 104 and 105: Punktualnie przed mój dom zajecha
- Page 108 and 109: kończą swoje dania dla dwojga i w
- Page 110 and 111: pozwolili jej wyjść z domu. W ko
- Page 112 and 113: dalsze losy. - A gdzie druga pociec
- Page 114 and 115: nie miał prawa zauważyć, że nie
- Page 116 and 117: Nic, co pani powie, nie może zosta
- Page 118 and 119: - Radzę sobie. - Zapewniłam. - We
- Page 120 and 121: i marynarki, uporczywie odmawiając
- Page 122 and 123: - O, taka… przystojna kobieta…
- Page 124 and 125: esztki ze sklepu… Zamknęła i po
- Page 126 and 127: - A jakeś ty to zrobiła, że mu,
- Page 128 and 129: Pierwszym moim lokatorem był nieś
- Page 130 and 131: „cholerny”. Dyrektorka spróbow
- Page 132 and 133: traktowaniem go jak gościa a syna
- Page 134 and 135: chęci i zgrzytanie determinacji. W
- Page 136 and 137: geniuszy, którzy dobrze się zapow
- Page 138 and 139: - Tylko że to moje granie to bardz
- Page 140 and 141: krawatów, nowoczesne, przecinając
- Page 142 and 143: - Powinnaś go wyrzucić z mieszkan
- Page 144 and 145: obserwować wszystko z korytarza Fi
- Page 146 and 147: poszukać… - Zaraz, proszę pani.
- Page 148 and 149: i różowych jak landrynki. Brałam
- Page 150 and 151: takiej dziesięcio- i dwudziestokil
- Page 152 and 153: Wymyśliłam pierwszą lepszą wym
- Page 154 and 155: makaronu, ryżu ani kaszy, nawet m
– Idźcie koniecznie na coś innego – namawiała Zuzia. – Razem…<br />
Przestańmy udawać, że jesteśmy tu przypadkiem.<br />
Nic nie powiedziałam, bo mi się nie chciało ust otwierać. Grzegorz<br />
spojrzał pytająco. Pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się<br />
krzepiąco. Niech myśli, że to tylko „za wcześnie na nowy związek”. Po<br />
owacjach na stojąco i krzykach „brawo” poszliśmy wreszcie do<br />
samochodu. Zuzia usiłowała namówić nas na odwiedzenie jakiejś<br />
kawiarni, ale nie tylko ja nie miałam na to ochoty. Grzegorz<br />
najwyraźniej także miał dość nieudanej randki. Moja koleżanka podjęła<br />
jeszcze jedną próbę połączenia nas w jakikolwiek sposób i zażądała<br />
odwiezienia jej do domu w pierwszej kolejności. Przytaknęliśmy oboje<br />
z Grzegorzem i zawieźliśmy ją na Sadybę, gdzie zniknęła w pokaźnym<br />
domku jednorodzinnym.<br />
– Uff. – Grzegorz uśmiechnął się do lusterka. Siedziałam z tyłu<br />
w bezpiecznej odległości, więc odwzajemniłam uśmiech. W końcu<br />
jeszcze tylko jakieś trzydzieści minut i przebiorę się w piżamę Sławka,<br />
żeby zasnąć na kanapie przed telewizorem.<br />
– A może miałabyś ochotę na herbatę albo coś do zjedzenia?<br />
– zapytał cichym głosem.<br />
Nie było w nim ani proszenia, ani sugestii, że „może jednak”.<br />
– Bo ja nie zjadłem kolacji przed wyjściem… – wyznał.<br />
– A w lodówce nie mam prawie nic…<br />
Kiwnęłam głową. Nie z żalu czy chęci spędzenia z nim wieczoru,<br />
tylko z autentycznego głodu, który jakby wywołany z ciała szarpnął<br />
moimi trzewiami.<br />
– Tylko coś zwyczajnego – powiedziałam.<br />
– Pizza? – Ucieszył się jak dziecko. – W Pizza Hut jest danie dla<br />
dwojga. To znaczy – stropił się – można wziąć jedną pizzę na spółkę,<br />
sałatkę też i dwa napoje…<br />
– Idealnie – zapewniłam. – Nie zjadłabym całej.<br />
Staliśmy potem w barze, który kiedyś był „Grubą Kaśką”,<br />
i czekaliśmy na stolik. Bardzo mnie to zdumiało. Chadzaliśmy ze<br />
Sławkiem do restauracji, głównie na Starym Mieście, i nie przypominam<br />
sobie, żebyśmy musieli czekać. Grzegorz chyba się denerwował, że<br />
zrezygnuję, ale uspokoiłam go, że miejsc jest dużo, ludzie szybko