04.06.2014 Views

listopad 2006 I okladka ready - Puls UM

listopad 2006 I okladka ready - Puls UM

listopad 2006 I okladka ready - Puls UM

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

<strong>Puls</strong> AM<br />

FELIETON<br />

JESTEM RUCHOMYM CELEM!<br />

(czyli polowanie na biało-czerwony <strong>listopad</strong>)<br />

Normalne funkcjonowanie w naszym wspaniałym Poznaniu<br />

staje się ostatnio coraz trudniejsze. Wszystko przez<br />

zbliżające się wielkimi krokami, jedyne w swoim rodzaju,<br />

WYBORY SAMORZĄDOWE. Jako rodowita poznanianka<br />

ze stałym zameldowaniem jestem oto celem dla całego<br />

zestawu działań marketingowych, które mają za zadanie:<br />

po pierwsze, zmusić mnie do zbliżenia się na odległość<br />

wyciągniętej ręki do urny wyborczej oraz,<br />

po drugie, nakłonić do umieszczenia we wspomnianej<br />

urnie karty do głosowania z najbardziej<br />

obecnie pożądanym krzyżykiem postawionym<br />

przy jedynym słusznym nazwisku.<br />

Walka o mój cenny głos rozpoczyna się już od<br />

samego rana.<br />

Kandydaci tłumnie gromadzą się na przystanku<br />

Pestki. Na pierwszą pozycję, pod względem<br />

liczebności, wysuwa się już od dłuższego czasu<br />

pan Ryszard, który na odrapanej, zielonej barierce<br />

umieścił ponad 20 swoich głów. Inni kandydaci<br />

nie chcą pozostać mu dłużni zwisając majestatycznie<br />

ze słupów, latarni i łatając każdą wolną przestrzeń<br />

w obrębie pestkowej barierki. Pan Andrzej<br />

jako pierwszy wdarł się do tramwaju i obserwuje<br />

mnie z zagadkowym uśmiechem spod sufitu. Napisał<br />

(jako jeden z niewielu) nawet, że: „Da radę”.<br />

Szkoda tylko, że nie wspomniał z czym...<br />

Żegnana tekturowymi spojrzeniami wytaczam<br />

się z trasy pestki w kierunku centrum miasta. Kaponiery<br />

nie widać już w zasadzie spod sterty mniej lub<br />

bardziej znajomych mi twarzy polityków. Tłoczą<br />

się niemal wszędzie! Wysiadając z tramwaju, tracę<br />

przyczepność na uśmiechniętej twarzy pani Ewy,<br />

która (nie wiedzieć czemu) zsunęła się z barierki<br />

i leży spokojnie na chodniku. Nadal nie wymyśliła<br />

hasła wyborczego. Przypatruje się temu z wysokości<br />

swej latarni z litościwym uśmiechem Pan Profesor,<br />

który też co prawda nie ma żadnego hasła, ale<br />

ma za to tytuł naukowy przed nazwiskiem...<br />

Muszę jednak przyznać, że w całym tym bałaganie zaobserwowałam<br />

jedno, niezwykle pozytywne zjawisko! Przyszli<br />

prezydenci/radni/posłowie sejmikowi wyraźnie utrudniają<br />

poznaniakom nieprzepisowe przechodzenie przez jezdnię w<br />

okolicach Kaponiery. Barierki oblepione kandydatami stają<br />

się bardzo trudne do sforsowania „dołem” (uwaga! Można<br />

zaklinować się między chodnikiem a kandydatem), zaś „przeskok<br />

górą” może zakończyć się mało komfortowym zawiśnięciem<br />

na barierce, czego świadkiem stałam się dziś rano.<br />

Muszę przyznać, że ciarki przeszły mi po plecach!<br />

W drodze na zajęcia dostaję jeszcze pokaźną stertę<br />

ulotek, które niezdarnie upycham po kieszeniach (bo nie<br />

zmieściłyby się już w okolicznych śmietnikach).<br />

Mury uczelni pozostają, póki co, azylem od marketingowych<br />

działań zaczepnych. W drodze powrotnej<br />

staję się jednak znów celem licznych ataków.<br />

Powoli czuję się obserwowana. Na przystanku<br />

spogląda na mnie trzech kandydatów na prezydenta.<br />

Wiszą obok siebie i są identyczni, co wprawia<br />

mnie w dość spore zaniepokojenie. Oswajam się<br />

na razie z obecnością podobieństwa bliźniaczego<br />

w naszej polityce, a tymczasem tych najwyraźniej<br />

jest aż trzech! I w dodatku mają tak samo na imię!<br />

Tymczasem kandydaci forsują bilboardy. Nie<br />

ma już serków, czekoladek ani nawet samochodów.<br />

Są tylko oni: uśmiechnięci i coraz częściej odwołujący<br />

się do mojego lokalnego patriotyzmu. Nie<br />

mają programów albo tylko mętne postulaty, ale to<br />

przecież nie szkodzi. Grunt to ładnie się uśmiechać.<br />

Nieświadomie przyspieszam kroku. Jeśli nawet<br />

zdążyłam pomyśleć, że zdołam przed nimi uciec do<br />

domu, moje nadzieje szybko okazują się daremne.<br />

Ze skrzynki wychyla się trzech kandydatów, kolejnych<br />

dwoje czeka już na mnie na wycieraczce. Najbardziej<br />

pomysłowy przylepił się do drzwi na wysokości<br />

moich oczu. Dobrze, że klej nie pozostawia<br />

śladów! Zamknięcie za sobą drzwi mieszkania też<br />

nie załatwia sprawy, bo wysłannicy kandydatów nauczyli<br />

się już pukać, dzwonić i wsuwać małe ulotki<br />

przez szpary. Nawet mój pies przyniósł mi w zębach<br />

jakiś folder. Nie próbowałam mu nawet go odebrać,<br />

toteż podarł go na strzępy w rogu korytarza. A ja powoli<br />

boję się już otworzyć lodówkę.<br />

Kandydaci osiągnęli już chyba, w pewnym sensie,<br />

swój cel. CHCĘ WYBORÓW! Naprawdę. I pójdę do<br />

urny! Ale zejdźcie już z bilboardów, nie zasłaniajcie Kaponiery,<br />

nie wchodźcie mi do skrzynki i pod wycieraczkę,<br />

nie wpychajcie ulotek do kieszeni. Pójdę do wyborów, ale<br />

dajcie mi wreszcie święty spokój.<br />

ola<br />

23

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!