Gazeta Studentów AM w Poznaniu - Puls UM
Gazeta Studentów AM w Poznaniu - Puls UM
Gazeta Studentów AM w Poznaniu - Puls UM
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
<strong>Gazeta</strong> Studentów <strong>AM</strong> w <strong>Poznaniu</strong><br />
Nr 71 Luty 2004 Rok 8<br />
W numerze:<br />
- wywiad z Prof.dr.hab.Witoldem Woźniakiem<br />
- rozmowa z Prof.dr.hab.Zbigniewem Religą<br />
- relacja z praktyk w Zambii oraz w Egipcie<br />
- „Głos w sprawie…ignorancji”, czyli kto ma lepiej – my, czy studenci<br />
zagraniczni?
2<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
Od Redakcji<br />
Witajcie w ten piękny zimowy czas, czas lepienia bałwanów,<br />
wojaży na sankach i…sesji (przede wszystkim, niestety!).<br />
Zapraszamy Was gorąco do przeczytania lutowego wydania<br />
„<strong>Puls</strong>u <strong>AM</strong>” oraz przypominamy, iż czekamy na wszystkie<br />
pomysłowe osoby, chętne do pisania artykułów, reportaży,<br />
przeprowadzania wywiadów, tworzenia rysunków..! Dołączcie<br />
do nas!<br />
W momencie zamykania numeru otrzymaliśmy informację, że<br />
biblioteka Wydziału Nauk o Zdrowiu przyłączyła się do programu<br />
„uwalniania książek” (nie chodzi bynajmniej o oddawanie<br />
wypożyczonych książek). Więcej o tej akcji, zwanej<br />
również „bookcrossingiem” dowiecie się w bibliotece WNoZ<br />
przy ul. Smoluchowskiego lub na stronie:<br />
www.bookcrossing.pl<br />
<strong>Puls</strong> <strong>AM</strong> <strong>Gazeta</strong> Studentów Akademii Medycznej w <strong>Poznaniu</strong><br />
Redaktor Naczelny: Daria Martenka, dariam@poczta.onet.pl<br />
Z.-ca Redaktora Naczelnego: Dorota Wesół, dorotawesol@o2.pl<br />
Sekretarz:<br />
Witold Pawelczak, witoldpawelczak@o2.pl<br />
Współpracownicy:<br />
Piotr Arcimowicz, Piotr Chomiak, Dorota Karmowska,<br />
Ewa Kozber, Tomasz Ługowski, Aneta Orczyk<br />
Adres Redakcji: ul. Przybyszewskiego 39, D.S. Eskulap, pok. 3 (obok administracji)<br />
60 – 356 Poznań, tel. (061) 869-44-35, e-mail: pulsam@wp.pl, pulsam.prv.pl<br />
Redakcja zastrzega sobie prawo do skracani i audiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.<br />
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za fantazję reporterów.<br />
Nadesłanych tekstów nie zwracamy.<br />
Druk: Wydawnictwo Uczelniane Akademii Medycznej w <strong>Poznaniu</strong>, nakład 1500 egz.
P u l s A M<br />
3<br />
Echa publikacji.<br />
W numerze 67 zamieściliśmy duży materiał, który przedstawiał uwagi<br />
i propozycje studentów dotyczące kształcenia na Wydziale Lekarskim I.<br />
Zasugerowaliśmy, aby skonfrontować stan obecny z faktami opisanymi.<br />
Nieoficjalnie dotarło do nas kilka komentarzy, z których wynikało, że nie<br />
wszyscy dokładnie zapoznali się ze „słowem wstępnym” i w złym kontekście<br />
rozpatrywali przedstawione dane. Nadeszła jedna oficjalna wiadomość,<br />
którą cytujemy poniżej.<br />
Studenci roku VI Wydziału Lekarskiego I, którzy odbyli ćwiczenia w Klinice<br />
Chorób Tropikalnych i Pasożytniczych w Szpitalu Klinicznym nr 2,<br />
przy ul. Przybyszewskiego, nie zgadzają się z opinią na temat sposobu<br />
prowadzenia zajęć, przedstawionego w listopadowym numerze „<strong>Puls</strong>u<br />
<strong>AM</strong>”. Uważamy, iż zajęcia były przeprowadzone w sposób interesujący,<br />
profesjonalny i bezstresowy, za co bardzo dziękujemy wszystkim pracownikom<br />
Kliniki.<br />
Rok VI WL I<br />
Po publikacji dotarło do nas również pismo od RUSS, z którego wynikało,<br />
że opracowanie „Propozycje studentów<br />
dotyczące udoskonalenia procesu dydaktycznego<br />
na kierunku lekarskim rok<br />
2002/2003” znalazło się na łamach bez ich<br />
zgody i wiedzy. Sytuacja ta została<br />
określona jako sprzeczna z prawem prasowym<br />
i w związku z tym zostaliśmy<br />
poproszeni o sprostowanie, które zamieszczamy<br />
poniżej.<br />
SPROSTOWANIE…<br />
W związku z pismem od RUSS, muszę zaznaczyć, sporne informacje nie<br />
zostały opublikowane bez zgody i wiedzy RUSS. Ich obecność w numerze<br />
67 jest jedynie wynikiem nieporozumienia i obustronnego błędu<br />
w procesie przekazywania informacji i jej autoryzowania. Pomimo okoliczności,<br />
które towarzyszyły publikacji, „<strong>Puls</strong> <strong>AM</strong>” jest nadal otwarty na<br />
współpracę.<br />
Witold Pawelczak<br />
Sekretarz „<strong>Puls</strong>u <strong>AM</strong>”
4<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
MIKROSKOP<br />
czyli porcja interesujących nowinek ze świata nauki specjalnie dla Was!!!<br />
Rewolucja w owulacji<br />
Wyniki nowych badań w dziedzinie ginekologii wywołały ogromne kontrowersje wśród<br />
lekarzy. Zespół kanadyjskich naukowców twierdzi, że kobiety mogą jajeczkować częściej niż<br />
raz w ciągu cyklu miesięcznego. Jeśli te informacje się potwierdzą, to wiele od dawna uznanych<br />
rozdziałów w książkach dotyczących ludzkiego rozrodu trzeba będzie napisać od nowa,<br />
donosi „New Scientist”.<br />
Zespół Rogera Piersona z University of Saskatchewan poddał codziennej kontroli ultrasonograficznej<br />
grupę 63 zdrowych, regularnie miesiączkujących kobiet w wieku 18-40 lat. Badania<br />
trwały przez sześć tygodni. W ich trakcie analizowano średnice pęcherzyków jajnikowych<br />
w poszczególnych fazach rozwoju. Fizjologicznie w pierwszej fazie cyklu wzrasta i dochodzi<br />
do powierzchni jajnika grupa składająca się z 15-20 pęcherzyków. Ostatecznie jeden z nich<br />
przerasta pozostałe i następnie, przy odpowiednim stężeniu hormonów, uwalnia komórkę jajową,<br />
która kieruje się do jajowodu i jamy macicy. Pozostałe pęcherzyki obumierają.<br />
Do tej pory uważano, że w czasie jednego cyklu występuje tylko jedna taka „fala wzrostowa<br />
pęcherzyków” i jedna owulacja. – W rzeczywistości wcześniej nikt nie zweryfikował tej tezy,<br />
była ona jednak powszechnie akceptowana, mówi Pierson. W trakcie badań, jego zespół<br />
stwierdził, że wszystkie kobiety miały więcej niż jedną „falę wzrostową pęcherzyków”, u 68%<br />
z nich wystąpiły dwie, a u 32% aż trzy, jednak nie wszystkie kończyły się owulacją. W trakcie<br />
sześciu tygodni trwania eksperymentu, 50 kobiet jajeczkowało jednokrotnie, u siedmiu nie<br />
doszło do owulacji, a u pozostałych sześciu stwierdzono dwukrotne jajeczkowanie w ciągu<br />
jednego cyklu, w dwóch różnych jego dniach.<br />
O komentarz na temat tych doniesień poproszono eksperta zajmującego się problematyką<br />
ludzkiego rozrodu, Williama Ledgera z University of Sheffield w Wielkiej Brytanii: - To, co<br />
zaskoczyło mnie najbardziej, to fakt, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, by przeprowadzić<br />
podobne badania. Według niego zjawisko podwójnej owulacji może wyjaśniać, dlaczego aż<br />
w 10% przypadków dochodzi do ciąż dwujajowych, kiedy to rodzą się bliźniaki, z których<br />
każdy ma indywidualny zestaw materiału genetycznego. Tłumaczyłoby to także, skąd biorą się<br />
różnice w czasie trwania okresu rozrodczego – U kobiet z wielokrotnymi owulacjami w ciągu<br />
cyklu szybciej dochodziłoby do „wyczerpania” zapasu komórek jajowych i w związku z tym<br />
wcześniej występowałaby u nich menopauza - uważa Ledger - Jeśli stwierdzono by w tym wypadku<br />
zależność genetyczną, to otwierałoby to drogę do stworzenia testu, który wskazywałby<br />
przybliżony czas trwania okresu kobiecej płodności, dodał.<br />
Zespół Piersona planuje już kolejne badania, w których spróbują oni ustalić, dlaczego niektóre<br />
z „fal wzrostowych pęcherzyków” kończą się owulacją, a inne nie. Podejrzewa on, że<br />
odpowiada za to regulacja hormonalna, w wyniku której po owulacji zablokowane zostaje<br />
dojrzewanie kolejnych pęcherzyków.<br />
Odkrycia te zdają się być ważnym krokiem w medycynie, nie brak jednak i głosów sceptyków. Richard<br />
Kennedy z Brytyjskiego Towarzystwa Płodności twierdzi: - Fazy wzrostu pęcherzyków jajnikowych<br />
były już dokładnie badane przez dziesięciolecia. Doniesienia Piersona wpisują się w naszą dotychczasową<br />
wiedzę, a ich wyniki wciąż wymagają potwierdzenia.<br />
Na podstawie „New Scientist”tłum. (tł)
P u l s A M<br />
5<br />
MIAŁEM BYĆ KADETEM<br />
Rozmowa z Prof.dr.hab. Witoldem Woźniakiem, Kierownikiem Katedry i Zakładu<br />
Anatomii Prawidłowej.<br />
Przez wielu studentów jest Pan Profesor postrzegany<br />
jako człowiek mający ogromną wiedzę i umiejętność jej<br />
przekazywania, ale również jako surowy wykładowca.<br />
Czy taki rygor na anatomii jest konieczny?<br />
Co Pani ma na myśli mówiąc „surowy”?<br />
Bardzo wymagający...<br />
Wrażenie rygoru wynika z dużego zakresu materiału.<br />
Wśród studentów krąży fałszywa informacja, że muszą<br />
opanować siedem, no, teraz pięć nowych tomów podręcznika<br />
Bochenka-Reichera na pamięć. W trakcie zajęć<br />
okazuje się, że tak nie jest. Nie ukrywam, że przedmiot jest<br />
obszerny i że trzeba aktywnie uczestniczyć w ćwiczeniach anatomicznych. Wyobrażenie<br />
o rygorze wynika też z tego, że wymagamy punktualności, systematycznego uczęszczania<br />
na zajęcia i choćby ogólnego do nich przygotowania. Opracowaliśmy zbiorowy, krótki podręcznik,<br />
ułatwiający studiowanie.<br />
Regulamin zajęć z anatomii rzeczywiście wymaga dużej dyscypliny od studentów.<br />
Regulamin zajęć z każdego przedmiotu, w tym również anatomii, jest przedstawiany dziekanowi<br />
i zatwierdzany przez kolegium dziekańskie z udziałem reprezentantów studentów.<br />
Wiecie przecież, że jestem elastyczny jeśli chodzi np. o zmiany terminów sprawdzianów,<br />
ustalanie terminów egzaminów. Jestem też jednak wrażliwy na punkcie systematyczności<br />
i obowiązkowości. Punktualność jest cechą dobrego wychowania. To dawny mit, że dobrego<br />
lekarza poznaje się po tym, że zawsze się na niego czeka. Taka dyscyplina studiów jest na<br />
zachodzie, a wiadomo, co nas czeka od maja. Powiedzmy szczerze, że regulaminu nie akceptują<br />
osoby, które go często naruszają. To tak jak z prawem.<br />
Część studentów i lekarzy zastanawia się: „Po co nam taki zakres anatomii”? Co Pan<br />
Profesor o tym sądzi?<br />
W tej chwili nie wymagamy takich rzeczy, jakie nie mają zastosowania klinicznego dla lekarza<br />
ogólnego. Nie wymagamy np. przyczepów końcowych mięśni przedramienia, trzeciorzędowych<br />
odgałęzień naczyń i nerwów, jak również dokładnej anatomii kości. Obecny<br />
zakres wymaganych wiadomości jest bardzo zredukowany i nie można go bardziej ograniczyć.<br />
Dlaczego na niektórych uczelniach anatomia trwa dwa, a na innych, trzy semestry?<br />
To, czy trwa dwa czy trzy semestry, absolutnie nie warunkuje zakresu wymaganej wiedzy.<br />
Ilość godzin przeznaczona na anatomię jest jednakowa na wszystkich uczelniach. Ja byłem<br />
zwolennikiem rozciągnięcia przedmiotu na trzy semestry.<br />
Dlaczego?<br />
Zakres przedmiotu jest bardzo szeroki, jednak to nauka podstawowa dla wszystkich specjalności.<br />
Wymaga dłuższego okresu nauczania po to, by utrwalić wiadomości. Jest ona wtedy<br />
bardziej zintegrowana z fizjologią. Drugim celem jest to, aby anatomia nie stanowiła przedmiotu<br />
odsiewowego na pierwszym roku. Anatomia może być nauczana w sposób zblokowany,<br />
ale wtedy egzamin jest też wcześniej. Wejście do Unii zmieni nauczanie.
6<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
Jakie Pan Profesor widzi możliwości rozwoju Katedry Anatomii? Czy zmieni się na<br />
przykład forma egzaminu?<br />
Tak, na pewno ulegnie to zmianie, kiedy zniknie tzw. sesja ciągła i będzie tylko jeden termin<br />
dla wszystkich studentów. Egzamin testowy jest najbardziej obiektywny.<br />
Jaki charakter ma anatomia jako dziedzina nauki - rozwija się obecnie, czy też może<br />
jest zamknięta?<br />
Nowoczesna anatomia nie jest tylko anatomią opisową, ale dziedziną, która w opisie nawiązuje<br />
do czynności i do wymogów nowoczesnych technik diagnostycznych: TK, MR, USG,<br />
angiografia... Rozwój tych technik wymaga dokładnego poznania ważnych struktur oraz<br />
znajomości tzw. anatomii warstwowej. Wprowadzenie np. operacji naprawczych stawu biodrowego<br />
wymaga bardzo dokładnego poznania poszczególnych więzadeł i unaczynienia<br />
stawu. Konieczna jest anatomia powierzchniowa: to, co lekarz bada, a to wymaga znajomości<br />
rzutowania narządów, naczyń, nerwów na powierzchnię ciała.<br />
Jakie są ostatnie odkrycia na polu anatomii?<br />
Dziś zwraca uwagę anatomia rozwojowa, odmiany anatomiczne, dokładne unaczynienie<br />
narządów. Największe odkrycia w chwili obecnej dotyczą anatomii układu nerwowego<br />
i sercowo-naczyniowego. Nerw promieniowy - ku szczęściu studentów - biegnie tak samo!<br />
W jaki sposób udaje się Panu Profesorowi tak ciekawie opowiadać na wykładach<br />
o rzeczach z pozoru nudnych jak na przykład mięśnie ręki?<br />
Anatomia jest tylko wtedy interesująca, jeśli przy opisie narządów nawiązuje się do ich<br />
czynności i do faktów klinicznych. Tutaj istotne jest także zapraszanie na wykłady klinicystów<br />
i upraktycznienie zajęć.<br />
Talent?<br />
Praca. Nic wrodzonego! To doświadczenie pedagogiczne, które nabywa się w jej trakcie.<br />
Teraz wiem dobrze, czego studenci nie umieją i jak im to przekazać.<br />
Czy przed wykładem powtarza Pan Profesor anatomię?<br />
Tak.<br />
Czyta Pan Profesor Bochenka?<br />
Nie tylko Bochenka. Czytam nowsze podręczniki i nawet obszerniejsze np. Gray’a czy Testut’a.<br />
Zapoznaję się z zagadnieniami dydaktyki anatomicznej. Przed każdym wykładem<br />
rozważam sposób prezentowania wiadomości – co mam napisać, co pokazać. Przygotowuję<br />
się także w domu. Przed wykładem w Zakładzie Anatomii „nie ma mnie przez minimum pół<br />
godziny”.<br />
Kilkakrotnie przebywał Pan Profesor na uczelniach medycznych w USA. Jakie zaobserwował<br />
Pan Profesor różnice w sposobie nauczania oraz podejściu do nauki studentów<br />
amerykańskich i polskich?<br />
Amerykanie mają nauczanie zblokowane, w krótkim czasie. Liczba godzin i zakres wiedzy<br />
są porównywalne, z tym, że bardziej jest tam rozbudowana anatomia układu nerwowego.<br />
Amerykańscy studenci są po college’ach, są starsi i do tego bardziej zmotywowani, choćby<br />
dlatego, że płacą dużo za studia. Nie ma powtarzania roku. Studia są bardzo rygorystyczne.<br />
Student amerykański nie może sobie pozwolić na niezdanie egzaminu. Urlop dłuższy niż pół<br />
roku niesie za sobą konsekwencję w postaci utraty pożyczki na studia.<br />
Co mógłby Pan Profesor powiedzieć na temat ich stosunku do nauczycieli akademickich?<br />
Są bardziej wymagający. Jeśli wykładowca jest zły i niekompetentny, idą do dziekana i wyrażają<br />
dezaprobatę. Zarówno nauczyciele jak i studenci są systematycznie oceniani. Studenci<br />
oceniają nauczycieli i odwrotnie. Są bardziej aktywni na zajęciach niż nasi studenci. Pytają
P u l s A M<br />
7<br />
w trakcie wykładu! Są tak wychowani, że jeśli im się coś należy, to żądają. Amerykańscy<br />
studenci aktywizują naszych. To ich dobry wpływ.<br />
Czego brakuje polskim studentom?<br />
Większość to dobrzy studenci. Część jednak wybiera studia, w tym medyczne, bez umotywowania.<br />
W Polsce student zdaje równocześnie na kilka różnych uczelni. W Stanach jest<br />
tak, że jeśli zdaje równocześnie, to na kilka uczelni medycznych. Część studentów jest mało<br />
samodzielna. To nie ich wina. Odczuwa się nadopiekuńczość rodziców. Przyzwyczajeni są<br />
do „prowadzenia za rękę”. Mówi im się: nie pytaj, nie wychylaj się, nie wyróżniaj się. Amerykanie<br />
przeciwnie.<br />
Czyli pasywny charakter polskich studentów to wina ich mentalności czy wychowania?<br />
Nie tylko. To też jest spowodowane postawą niektórych nauczycieli akademickich, którzy<br />
uważają, że student nie ma prawa dyskutować. Słaby pedagog zaczyna zajęcia od pytania,<br />
bo pyta wtedy z tego, co sam wie.<br />
Robi Pan Profesor kolokwia asystentom?<br />
Nauczyciel akademicki powinien pogłębiać wiedzę. Wiedza asystentów w zakładzie jest<br />
sprawdzana. Asystenci podlegają ocenom okresowym przez władze uczelni. W dyscyplinach<br />
podstawowych istnieje bardzo duża rotacja kadrowa, co spowodowane jest przechodzeniem<br />
asystentów do dyscyplin klinicznych, pojawiają się młodzi pracownicy, z małym<br />
doświadczeniem dydaktycznym, co często rzutuje na relacje student-asystent.<br />
Co Pan Profesor lubi w polskich studentach?<br />
Są bardzo uprzejmi, grzeczni. Odnoszą się z szacunkiem do wykładowców.<br />
Czy zawsze chciał Pan Profesor być lekarzem? Dlaczego medycyna..?<br />
Miałem być kadetem. Mój ojciec był zawodowym wojskowym przed wojną. Wojna moje<br />
plany pokrzyżowała. Drugą wymarzoną dyscypliną była medycyna. Już w szkole średniej<br />
kierunkowałem się na tę dziedzinę.<br />
Jak się potoczyła kariera Pana Profesora po studiach? Dlaczego anatomia?<br />
Anatomię polubiłem już na pierwszym roku studiów. Dlaczego? Ponieważ była to dyscyplina<br />
od początku mająca najwięcej związku z medycyną (Marksizm nią nie był...). Pod koniec<br />
pierwszego roku byłem w Anatomicznym Kole Naukowym, a już w czasie studiów pracowałem<br />
jako wolontariusz w Katedrze Anatomii.<br />
Który to był rok studiów?<br />
Drugi, potem byłem stypendystą naukowym. Od czwartego roku pracowałem jako „prowadzący<br />
ćwiczenia”. Po ukończeniu studiów w 1960 roku zostałem asystentem anatomii, a po<br />
dwóch latach obroniłem doktorat z układu nerwowego. Myślałem wtedy o tym, by rozpocząć<br />
specjalizację z ginekologii. Otrzymałem też propozycję, by specjalizować się z chirurgii,<br />
później myślałem o pediatrii. Gdy w 1967 roku wyjechałem na roczny pobyt do Zakładu<br />
Anatomii w St.Louis, zrezygnowałem z medycyny klinicznej.<br />
Jaką ocenę miał Pan Profesor z anatomii?<br />
Bardzo dobrą, choć nie zdałem sprawdzianu z osteologii, o czym zawsze mówię studentom.<br />
Czy jest jakiś dział anatomii, jakiego Pan Profesor nie lubił?<br />
Nie ma. No, może najmniej wdzięcznym dla mnie działem anatomii są narządy ruchu.<br />
Odniosłam wrażenie, że ten dział Pan Profesor bardzo lubi!<br />
Powiedzmy, że jest to zagadnienie najmniej interesujące dla studentów.<br />
Panie Profesorze, obserwował Pan tyle pokoleń studentów. Proszę powiedzieć, jakie<br />
Pan Profesor zaobserwował różnice w mentalności studentów na przestrzeni lat?<br />
To trudne pytanie. Pozytywny dziś trend: to, że coraz więcej studentów stara się uzyskiwać<br />
lepsze wyniki w nauce. Nie wystarcza im już zdanie egzaminu czy uzyskanie dyplomu. Te-
8<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
raz studenci mają większe ambicje co do oceny. Nie ma to jednak odzwierciedlenia w uznaniu<br />
społecznym. Poza tym, kiedyś grupa studencka to była rodzina! Teraz jest większa indywidualizacja,<br />
zanik życia grupowego. Uważam jednak, że większa konkurencyjność to<br />
pozytywne zjawisko.<br />
Książki w życiu Pana Profesora…<br />
Czytam trudne książki. Polecam „Pasję życia” J.Palczewskiego. Jednak moją ulubioną pozycją<br />
relaksującą, do której ciągle wracam jest „Trylogia” Henryka Sienkiewicza.<br />
Wymarzone miejsce na wakacje, a może to marzenie już się spełniło?<br />
Moim marzeniem była Grecja - i ono spełniło się już nie raz. Mentalność Greków, klimat,<br />
sposób życia - wszystko to sprawia, że człowiek czuje się kompletnie zrelaksowany i świetnie<br />
odpoczywa. Lubię też wyjazdy do USA.<br />
Do którego stanu konkretnie?<br />
Najpiękniejszy to Kalifornia, podobna do Grecji... W Kalifornii byłem kilkakrotnie, w Uniwersytecie<br />
Kalifornijskim w Davis koło Sacramento jako konsultant z zakresu neurobiologii<br />
rozwojowej w ramach stypendium NIH. Wiążę z pobytem tam milsze wspomnienia niż<br />
z St.Louis.<br />
Hobby Pana Profesora...<br />
Historia medycyny i anatomii, prowadzenie samochodu, praca na działce, kibicowanie sportowe.<br />
Trzy rzeczy, których Pan Profesor nie lubi.<br />
Bezsensowne gadanie (rewelacje przez rekonstrukcję), kłamstwa i brak lojalności.<br />
Proszę o dokończenie zdania: W życiu najważniejsze jest...<br />
Przyzwoitość, profesjonalizm.<br />
Czego Pan Profesor życzyłby studentom w Nowym Roku?<br />
Spełnienia wszystkich marzeń, ukończenia studiów wymarzonej specjalizacji i - dobrych<br />
kontraktów po studiach!<br />
Rozmawiała: Ewa Kozber<br />
PRAKTYKA WAKACYJNA W KABANANA<br />
HOME-BASED CARE PROJECT<br />
LUSAKA (Z<strong>AM</strong>BIA) 2003<br />
Zambia, niegdyś jeden z najlepiej rozwijających się krajów Afryki Subsaharyjskiej, po<br />
załamaniu się koniunktury na miedź, przeżywa jeden z największych kryzysów w regionie.<br />
W Zambii choruje niemal wszystko: służba zdrowia, ludzie, przemysł, ekonomia; szaleje za<br />
to korupcja. Tylko 5 % obywateli pracuje legalnie i odprowadza podatki. Od roku odzyskania<br />
niepodległości (1964) średnia długość życia spadła z 54 do zaledwie 37 lat.<br />
A tłem dla całego tego obrazu jest epidemia AIDS. Mogłem się temu przyjrzeć dzięki stypendium<br />
Fundacji „Redemptoris Missio” – Medicus Mundi Poland, podczas praktyki wakacyjnej<br />
latem 2003 roku.<br />
Zambia liczy sobie ponad 752 tys.km 2 powierzchni oraz około 10 mln mieszkańców,<br />
co sprawia, że gęstość zaludnienia jest około 10 razy mniejsza niż w Polsce. Mimo to<br />
ok. ¾ obywateli mieszka w miastach na bardzo małym skrawku tego ogromnego kraju.<br />
Z tego powodu mieszkańcy posiadają małe działki budowlane, a na nich niewielkie, prymitywne<br />
zabudowania z pustaków, często bez prądu i bieżącej wody. I w tak trudnych warun-
P u l s A M<br />
9<br />
kach bytowych domy zasiedlone są często po kilkanaście osób. Od razu pojawiają się pytania<br />
o warunki sanitarne, higienę, wodę pitną, żywność, warunki socjalne. Odpowiem tak:<br />
przeciętny Europejczyk nie potrafi sobie tego wyobrazić. Ja nie potrafiłem...<br />
Była godzina 13:30 dnia 17 lipca 2003r., gdy wraz z moimi przyjaciółmi z Akademii<br />
Medycznej w <strong>Poznaniu</strong> postawiliśmy stopy na tafli lotniska stolicy Zambii Lusaki. Cała<br />
nasza piątka została rozdzielona. Magdalena Jankowska rozpoczęła pracę w „Mother of<br />
Mercy Hospice” w Chilandze, Gabriela Majkut w sierocińcu w Kasisi, a Dawid Szmydt<br />
i Dawid Szpecht w „Our Lady’s Hospice” w Kalingalinga (Lusaka). Ja z kolei zatrzymałem<br />
się w St. John’s Parish w Kabanana (Lusaka). Jest to placówka składająca się z kościoła,<br />
szkoły z kuchnią dla sierot, projektu Home-Based Care, dużej sali o różnorakich funkcjach,<br />
pomieszczeń z wyposażeniem dla kursantów krawiectwa oraz sala komputerowa. Całość<br />
opatrzono nazwą „St. John’s Parish Community Centre”. Co to jest Home Based Care Project?<br />
Jest to struktura, która ma za zadanie zapewnienie podstawowej opieki chorym na<br />
gruźlicę oraz AIDS (najczęściej obu naraz) w<br />
ich własnym domu. Do tego celu projekt skupia<br />
wokół siebie 46 wolontariuszy (care givers, czyli<br />
opiekunów społecznych, pracujących za worek<br />
kukurydzy na miesiąc), pielęgniarkę, osobę odpowiedzialną<br />
za finanse i dystrybucję żywności.<br />
Nad wszystkim czuwa koordynatorka projektu<br />
Monica Lumoso oraz proboszcz Fr. Billy Fereeck.<br />
Do zadań pani Lumoso należy też counselling,<br />
czyli poradnictwo w zakresie podstawowej<br />
wiedzy na temat AIDS. Pacjentami są najczęściej<br />
ludzie pozbawieni jakiejkolwiek opieki, schorowani, cierpiący, którzy czasem nie mają<br />
nikogo, kto by ich nakarmił lub umył. Warunkiem koniecznym do spełnienia, aby móc liczyć<br />
na pomoc, jest przedstawienie dokumentów potwierdzających rozpoczęcie leczenia<br />
przeciwgruźliczego lub dodatni wynik testu na obecność we krwi przeciwciał przeciw HIV.<br />
Po załatwieniu formalności (niewielu) odpowiedni opiekun ma obowiązek doglądać takiego<br />
pacjenta. Gdy jest z nim gorzej, odwiedza on wtedy pielęgniarkę w projekcie lub pielęgniarka<br />
składa wizytę w jego własnym domu. Niestety lekarz, który jest przypisany Kabananie,<br />
odwiedza to miejsce średnio raz na 3 miesiące. Opieka jest więc w zasadzie pielęgniarska,<br />
a nie lekarska. Do dyspozycji jest jedna szafa z lekami (podstawowe antybiotyki, leki przeciwbólowe,<br />
przeciwgruźlicze, przeciwmalaryczne, witaminy i nieliczne z innych grup farmaceutycznych)<br />
oraz minimum (!) środków opatrunkowych (w tym nic jałowego). Dodam<br />
tylko termometr i zepsuty ciśnieniomierz. W taką właśnie rzeczywistość musiałem się wpasować<br />
ze swoim stetoskopem i głową studenta po piątym roku wydziału lekarskiego.<br />
Wszystko, z czego mogłem korzystać, jeśli chodzi o stawianie diagnoz i wybór odpowiedniego<br />
leczenia, to moje oczy, uszy i to, co między nimi. Szczęśliwie 70-80% poprawnego<br />
rozpoznania to wywiad, bo z innych metod diagnostycznych pozostawało tylko badanie<br />
lekarskie, żadnego labolatorium, RTG, USG, czegokolwiek. Najbardziej bolał brak leków.<br />
Pacjenci za nie nie płacili, ale czasem nawet najlżejszych przypadków nie było czym leczyć.<br />
Odesłanie pacjenta do kliniki było bezcelowe, gdyż szpitale rządowe cierpią na chroniczne<br />
strajki. A gdy w Zambii się strajkuje, to na całego i pacjenci zostają bez opieki. Na przykład<br />
w szpitalu w Ndoli (Copperbelt) w samym tylko sierpniu z powodu strajku zmarło 400 pacjentów.<br />
Za to chorych, o których mowa, nie stać na prywatne leczenie. Pracowałem od<br />
godziny 8.00 do 16.00 z przerwą na tradycyjny obiad (przygotowany przez kucharki projek-
10<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
tu; spożywany tradycyjnie, czyli rękoma). Część czasu spędzałem w „gabinecie” przyjmując<br />
pacjentów, a resztę -odwiedzając chorych, którzy nie byli w stanie przyjść o własnych siłach.<br />
Najczęściej miałem do czynienia z gruźlicą i innymi chorobami dróg oddechowych,<br />
biegunkami różnego pochodzenia, zakażeniami układu moczowego, uogólnionymi stanami<br />
zapalnymi stawów. Bardzo duży procent stanowiły przypadki dermatologiczne, zwłaszcza<br />
świerzb, grzybice skóry i paznokci, choroby przenoszone drogą płciową (najczęściej kiła –<br />
na podstawie obrazu klinicznego), mnogie ropnie, mięsaki Kaposiego. Łatwo się jednak<br />
domyślić, że podłoże wszystkich niemalże wyżej wymienionych chorób jest jedno... Społeczeństwo<br />
Zambii cierpi z powodu jednej z największych epidemii AIDS na świecie. Według<br />
najnowszych obliczeń aż 20,5% Zambijczyków jest nosicielami HIV. Jak twierdzi prof.<br />
Michael Kelly z University of Zambia (jezuita), średnio 300 osób dziennie (czyli jedna co<br />
5 minut!) umiera w tym kraju z powodu AIDS i tyle też zakaża się HIV w tym samym czasie.<br />
Sytuacja epidemiologiczna w Zambii jest tematem bardzo obszernym wartym odrębnego<br />
opracowania. Kabanana Community Centre to nie tylko chorzy, ale także młodzież<br />
i dzieci. Co rano przychodzą do szkoły sieroty z okolicznych domostw. Dzieci rozpoczynają<br />
dzień śniadaniem (owsianką), potem mają lekcje do południa, chwilę zabawy, następnie<br />
lunch i mogą iść do domu (tzn. krewnych bądź dziadków; rodzice to ofiary AIDS), w którym<br />
najczęściej nie uświadczają już kolacji. Na około 100 sierot z Kabanany (w całej Zambii<br />
jest ich już ponad 600.000) blisko 60 jest nosicielami HIV. Te, które dorastają wieku<br />
szkolnego, to silniejsze jednostki. Zazwyczaj HIV-dodatnie dziecko umiera w wieku 1-3 lat.<br />
Dodam, że HIV-dodatnia matka ma 30-40% szans na to, że przekaże wirusa każdemu swojemu<br />
dziecku z osobna czy podczas ciąży, w trakcie porodu, bądź też w okresie karmienia<br />
piersią. Powstają z tego względu specjalne placówki mające na celu edukację w zakresie<br />
planowania rodziny. Z drugiej strony medalu Zambia jest wprost przepiękną i przeuroczą<br />
krainą (nawet w porze suchej tj. między kwietniem a listopadem). Wystarczy wyjechać niedaleko<br />
poza teren zurbanizowany, aby dostrzec skrawki raju na Ziemi. Wymienię tu chociażby<br />
Wodospad Wiktorii wraz z dzikimi wodami Zambezi, Jezioro Kariba, leniwą Luangwę,<br />
południowy brzeg Jeziora Tanganika, góry w Mpanshyi oraz zwierzęta na wolności.<br />
A Zambijczycy? To niezmiernie przyjazny, otwarty i radosny naród. Nie znają tam na szczęście<br />
wojen. Są bardzo biedni, ale żyjąc w zgodzie z naturą od wieków, zdają się być do<br />
ubóstwa dostosowani i chwilami odniosłem wrażenie (wcale nie takie subiektywne), że do<br />
zmian nie bardzo im się spieszy. Pośpiechu w tym kraju nie widać w ogóle. Może to wina<br />
rozleniwiającego, wszechobecnego, gorącego słońca, którego nie brakuje nawet w sezonie<br />
deszczowym między grudniem a marcem. Cóż, co kraj, to obyczaj. Za 10 długich i wspaniałych<br />
tygodni spędzonych w Afryce pragnę podziękować pracownikom i Zarządowi Fundacji<br />
„Redemptoris Missio” z Poznania. Wyrazy uznania kieruję do siostry Franciszki z Chilangi,<br />
siostry Crucis z Kalingalinga, ojca Billego Fereecka z Kabanany oraz braci jezuitów z Luwisha<br />
House w Lusace. Dziękuję współtowarzyszom „niedoli” i sobie za kawał dobrej roboty,<br />
jaką odpracowaliśmy w służbie najbardziej potrzebującym chorym.<br />
Wiele jeszcze wody upłynie w Zambezi zanim Zambia „stanie na nogi” i będzie mogła sama<br />
zadbać o swoje zdrowie. Przysłowie mówi, że biednemu zawsze wiatr dmucha prosto<br />
w oczy. Ja uważam, że tak wcale nie musi być i że możemy to zmienić. Wystarczy, że każdy<br />
włoży w dzieło pomocy potrzebującym odrobinę własnego wysiłku. Wyjechałem z Polski<br />
z jedną walizką, a wróciłem z o wiele większym bagażem doświadczeń, wrażeń, wiedzy<br />
i umiejętności. I niech ktoś mi powie, że podróże nie kształcą!<br />
Adam Chicheł, student VI roku Wydziału Lekarskiego <strong>AM</strong> w <strong>Poznaniu</strong>
P u l s A M<br />
11<br />
BIURO FUNDACJI:<br />
Fundacja Pomocy Humanitarnej<br />
„Redemptoris Missio”<br />
Medicus Mundi Poland<br />
Ul. Dąbrowskiego 79 pok. 809<br />
60-529 Poznań<br />
telefon: (0-61) 847-74<br />
74-58 w. 195<br />
*************************************<br />
Wymiana studentów na Wydziale Farmaceutycznym<br />
Realizując postanowienia umowy zawartej w 1996 roku pomiędzy Państwowym Uniwersytetem<br />
Medycznym im. Daniła Halickiego we Lwowie a Akademią Medyczną im. Karola<br />
Marcinkowskiego w <strong>Poznaniu</strong>, w dniach od 27 do 29 października 2003r. przedstawiciel<br />
Wydziału Farmaceutycznego naszej Uczelni, dr hab. Lucjusz Zaprutko przebywał<br />
z roboczą wizytą na Wydziale Farmaceutycznym Uniwersytetu Lwowskiego. W jej efekcie<br />
ustalono zakres dalszej współpracy pomiędzy Katedrą Chemii Farmaceutycznej, Organicznej<br />
i Bioorganicznej Uniwersytetu Lwowskiego oraz Katedrą Chemii Organicznej naszej<br />
Akademii. Uzgodniono m.in. wspólne podejmowanie prac badawczych, wymianę magistrantów<br />
i doktorantów, wymienny udział w konferencjach naukowych danego kraju, oraz<br />
wymianę stażystów finansowaną przez instytucje przemysłowe. Postanowiono także podjąć<br />
wspólne działania zmierzające do uzyskania finansowania prowadzonych badań przez programy<br />
UE. W ramach nawiązanej współpracy, w styczniu i lutym 2004r. przebywać będzie<br />
na stażu w <strong>Poznaniu</strong> prowizor farm. Oksana Hrem.<br />
Podczas pobytu we Lwowie dr hab. L. Zaprutko podejmowany był przez rektora tamtejszego<br />
Uniwersytetu, prof. dr n. farm. Borysa Zimenkowskiego oraz prorektora ds. nauki,<br />
prof. dr n. med. Mieczysława Grzegotskiego. Rektor wyraził nadzieję, że wspólne przedsięwzięcia<br />
wymienionych Katedr dadzą dobry początek szerszej współpracy całych Wydziałów<br />
Farmaceutycznych.<br />
W efekcie dalszych kontaktów ustalono, że już w bieżącym roku będzie mogło dojść do<br />
wymiany studentów wykonujących prace magisterskie w zakresie chemii organicznej. Wymiana<br />
ta w kolejnych latach będzie prawdopodobnie mogła być rozwinięta również na inne<br />
Katedry Wydziału Farmaceutycznego.<br />
Dorota Karmowska
12<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
„Głos w sprawie...ignorancji”<br />
O tym, że polscy studenci naszej uczelni skarżą się na czasem<br />
niewłaściwe ich traktowanie w porównaniu ze studentami<br />
zagranicznymi, wszyscy – tak władze uczelni, jak i prowadzący zajęcia asystenci – świetnie<br />
zdają sobie sprawę. Wśród nas – studentów – nie jeden raz spotkałam się z głosami co najmniej<br />
niezadowolenia z tej sytuacji, ale ponieważ nigdy nie stanęłam w jej obliczu, jak<br />
większość z Was, nie przejmowałam się tym szczególnie. Zapewne gdzieś głęboko tkwi<br />
w nas przekonanie, że tak już być musi, że to nie my tutaj decydujemy. Najwidoczniej nie<br />
wierzymy też w siłę sprawczą naszych przedstawicieli w samorządzie studenckim. Opiszę<br />
więc sytuację, której byłam niedawno świadkiem.<br />
Na zajęciach z chirurgii zdarzyło się, że mieliśmy równolegle zajęcia ze studentami zagranicznymi.<br />
Akurat była szansa na przypatrywanie się zabiegowi kardiochirurgicznemu,<br />
a zatem – nie lada to gratka dla studentów. Nasz asystent bardzo musiał postarać się, abyśmy<br />
weszli na salę operacyjną, ponieważ, jak nas wprost uprzedził: „Studenci zagraniczni<br />
mają, niestety, pierwszeństwo!” Mało tego-dokonał „wykroczenia”, rozdając nam maseczki<br />
jednorazowego użytku, co jak wiadomo, nie jest zwyczajem, gdyż studenci korzystają z tych<br />
wielokrotnego użytku. Spotkało się to z ostra reakcją jednej z pielęgniarek, która bez ogródek<br />
przyznała, że „jednorazowych dla polskich studentów nie ma!” Dla zagranicznych –<br />
owszem, znalazły się. Dziękuję Panu Doktorowi, że się nie ugiął, ale nie zmienia to faktu, że<br />
sytuacja była dla nas niemiła, wręcz upokarzająca.<br />
Nie wiem, kto wydaje podobne zarządzenia, ale z pewnością nie mają one nic wspólnego<br />
ze sprawiedliwością i tworzeniem przejrzystej, przyjaznej atmosfery w relacji na linii<br />
student-asystent oraz studenci polscy-zagraniczni. Nie podoba mi się, że na uczelni, która<br />
szczyci się osiągnięciami w zakresie współpracy międzynarodowej, buduje śmiało swój<br />
pozytywny wizerunek w oparciu o prestiż z tego wynikający, że – tutaj właśnie – tak wyraźnie<br />
brakuje jasnych reguł, otwartości, równego traktowania. A podobno my, Polacy, jesteśmy<br />
ludźmi „mówiącymi tak na tak, nie na nie”? Tymczasem prawdę o tym, że warunki<br />
studiowania niekoniecznie są równe dla wszystkich słyszymy za zamkniętymi drzwiami. Bo<br />
faktycznie – nie ma się czym chwalić, jest to prawda krepująca, stawiająca wszystkich<br />
w niełatwym położeniu. Nie dziwię się, że tylko się o niej „przebąkuje” – zamiast ją dosadnie<br />
artykułować. Chciałabym, jak zapewne wielu z was, znać powody, racje stojące za tymi,<br />
którzy taki porządek ustanawiają lub dają na niego ciche przyzwolenie poprzez swoją bierność.<br />
Trudno też uwierzyć, że chodzi tylko o czyjąś złą wolę i nadgorliwość. Winne jest też<br />
nasze ograniczone zainteresowanie, brak otwartości dyskusji, która hamuje nasz polski<br />
kompleks ksenofoba. Tylko nazywając rzeczy po imieniu i domagając się wyjaśnień można<br />
tego rodzaju trudności przezwyciężyć. W pierwszym rzędzie trzeba sobie jednak uświadomić,<br />
jakiego studiowania na tej uczelni sobie życzymy i w naprawianie tego, co nam się nie<br />
podoba, osobiście się angażować. W przeciwnym razie inni wymyślą naszą rzeczywistość,<br />
a nam samym pozostanie tylko święte oburzenie i ukochane... narzekanie.<br />
Małgorzata Kruk, Vrok WL I
P u l s A M<br />
13<br />
KOMENTARZ<br />
O skomentowanie powyższego artykułu poprosiliśmy Prof.dr.hab.n.med. Władysława<br />
Manikowskiego – Dziekana Wydziału Lekarskiego I. Pan Dziekan był zbulwersowany<br />
zaistniałą sytuacją. Takie wydarzenie jest karygodne i nie powinno mieć<br />
miejsca! Nikt nie ukrywa, że pieniądze, które płacą studenci obcojęzyczni są potrzebne<br />
Uczelni, ale to nie daje im większych „przywilejów”, niż mają studenci<br />
uczący się w języku polskim.<br />
Dziekan walczy z „podobnymi zjawiskami” już dłuższy czas, gdyż dochodzą do<br />
niego tylko słuchy, że „gdzieś”, „ktoś” i „coś” się stało, a nie ma konkretnych nazwisk,<br />
a już najwyższy czas pociągnąć do odpowiedzialności konkretne osoby! Dlatego,<br />
w imieniu Dziekana, zwracamy się z prośbą o zgłaszanie wszelkich „podobnych”<br />
incydentów, może wspólnie uda nam się uzdrowić chore relacje. Nie chcemy<br />
bynajmniej wszczynać konfliktu między studentami polsko– i obcojęzycznymi, gdyż<br />
nikt ze studentów tu nie zawinił, ale życzylibyśmy sobie, by studia nie były rywalizowaniem<br />
o dostęp do źródeł wiedzy, względy asystentów czy korzystniejsze warunki<br />
do nauki, ale by, poza czysto merytoryczną wiedzą, uczyły również współpracy<br />
i odpowiedzialności za siebie nawzajem. Czy to życzenie jest tylko utopią? – To<br />
już zależy od nas wszystkich.<br />
Redakcja (Dorota Wesół)<br />
Grupa dyskusyjna studentów<br />
<strong>AM</strong> w <strong>Poznaniu</strong><br />
Z inicjatywy Oddziału Lokalnego Poznań<br />
IFMSA-Poland powstała grupa dyskusyjna<br />
dla studentów Akademii Medycznej w<br />
<strong>Poznaniu</strong>.<br />
Aby się zapisać wystarczy wysłać maila<br />
na:<br />
<strong>AM</strong>-poznansubscribe@yahoogroups.com<br />
Stanowi internetową płaszczyznę do wymiany<br />
doświadczeń, rozwiązywania problemów<br />
oraz integracji studentów naszej<br />
uczelni. Zapraszamy!!!<br />
PRZYPOMIN<strong>AM</strong>Y<br />
O PRZEDŁUŻENIU PODRĘCZNIKÓW –<br />
TERMIN WYPOŻYCZENIA UPŁYWA<br />
Z DNIEM 1 MARCA.<br />
KSIĄŻKI MOŻNA<br />
PRZEDŁUŻAĆ OD 9-GO –<br />
LUTEGO (ANI DNIA<br />
WCZEŚNIEJ ZE<br />
WZGLĘDU NA SYSTEM<br />
KOMPUTEROWY).<br />
WYSTARCZY SPISAĆ<br />
N<strong>UM</strong>ERY SYGNATUR<br />
Z KSIĄŻEK I DOSTARCZYĆ JE DO<br />
BIBLIOTEKI. JEŚLI N<strong>UM</strong>ER TEN JEST<br />
NIECZYTELNY, MOŻNA PRZEPISAĆ<br />
N<strong>UM</strong>ER SPOD KODU KRESKOWEGO.<br />
PS. Ciekawe, kiedy będzie można przedłużyć<br />
książki telefonicznie?
14<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
Drodzy Czytelnicy, w poprzednim numerze „<strong>Puls</strong>u <strong>AM</strong>” rozpoczęliśmy cykl artykułów,<br />
w których prosimy znanych i lubianych wykładowców naszej Uczelni o opis wspomnień<br />
z czasów studenckich. Jacy byli, co ich wzruszało i bawiło, co najbardziej utkwiło im<br />
w pamięci. Jeśli jest taka osoba, której wspomnienia chcielibyście poznać, napiszcie do<br />
nas, czekamy na Wasze propozycje! A teraz serdecznie zapraszamy do lektury – oto, co<br />
napisał dla nas prof. dr hab.Wojciech Kozubski, Kierownik Katedry i Kliniki Neurologii<br />
Akademii Medycznej w <strong>Poznaniu</strong>.<br />
Pamiętam jak dziś.<br />
Moi mistrzowie – Profesor Antoni Prusiński<br />
Chciałbym napisać kilka zwykłych, ciepłych słów o Profesorze Prusińskim tak, żeby nie<br />
wypadło to laurkowo i przez to sztucznie i nieprzekonująco. Mija 50 lat Jego pracy zawodowej,<br />
jest to na pewno okazja do wspomnień; nie chciałbym, aby moje miały oficjalny<br />
charakter, wystarczająco dużo takich pojawi się w innych miejscach i okolicznościach.<br />
Znam profesora Prusińskiego od około 25 lat – co (obym się nie mylił) ustawia mnie w szacownym<br />
gronie osób np. Vladimir Nabokov, których głównym kapitałem są już jedynie<br />
wspomnienia.<br />
Poznałem Profesora jako student 3 roku Wydziału Lekarskiego łódzkiej <strong>AM</strong>, rozpoczynałem<br />
wówczas studia w ramach Indywidualnego Toku Studiów w Klinice Neurologii. Profesora<br />
pamiętam z obchodów lekarskich (tzn. wizyt), na które gorliwie „uczęszczałem”,<br />
prawdopodobnie (a nawet bardziej niż prawdopodobnie) nie mając pojęcia, czym jest i czym<br />
ma dla mnie być neurologia kliniczna. Profesor ujmował ciepłym, spolegliwym, syntoniczym<br />
stosunkiem do pacjenta. Był cierpliwy, wyrozumiały, nawet dla ciekawskich pytań<br />
takich żółtodziobów, jak (powiedzmy w tym czasie) ja. W następnym roku z równą gorliwością<br />
bywałem na wykładach Profesora, pomimo że mój rok studiów przewidziane miał zajęcia<br />
wykładowe dopiero na roku V. Profesor wykładał jasno, niemalże zawsze demonstrując<br />
wywód badaniem pacjenta. Na wykładach nie odpytywał, nie strofował, nie ośmieszał jak<br />
tylu innych przed Nim i po Nim – publicznie studentów; był dla nich – studentów, wykładał<br />
po to, aby przekazać wiedzę, wiadomości, nauczyć stosunku do chorego.<br />
Na rok przed należnym terminem będąc studentem ITS-u zdawałem egzamin u Profesora:<br />
był przyjazny, dyskutujący (dalekim awansem, co oczywiste), pytał o zagadnienia neurologii<br />
klinicznej, jakby pytał o radę. Nie było w Profesorze nic z besserwiserstwa demiurga<br />
wieszczącego ex caetedra, jedynego szafarza prawdy. I takim był i pozostał: partnerski,<br />
dyskutujący, nie nakazujący, uważnie słuchający zdania interlokutora, nigdy nie narzucający<br />
swojej "jedynej racji".<br />
W latach 1980-83 byłem doktorantem Katedry i Kliniki Neurologii <strong>AM</strong> w Łodzi, specjalizowałem<br />
się wówczas również z neurologii. Pamiętam życzliwą bezinteresowność, z jaką<br />
Profesor pomagał mi zarówno zawodowo, jak i naukowo. Nie zapomnę swojego pierwszego<br />
dyżuru w Klinice: Profesor przyszedł wieczorem dodać mi otuchy; rano zaś, kończąc odprawę,<br />
zaznaczył cicho: Sukcesem pierwszego dyżuru jest, jeżeli przeżyje lekarz. Cały Pokój<br />
Lekarski wybuchnął zdrowym – i adekwatnym, na dodatek – śmiechem.<br />
W latach 80-tych, zaznaczonych w kraju przez swoją „specyficzną" atmosferę biedy<br />
i beznadziejności względnie – z dzisiejszego punktu widzenia – często wyjeżdżaliśmy
P u l s A M<br />
15<br />
z Profesorem na zagraniczne zjazdy, sympozja, „konwektyle” naukowe. Szczupłość (mało<br />
powiedziane) środków finansowych niejednokrotnie zmuszała nas do mieszkania w jednym<br />
pokoju hotelowym lub „nie-hotelowym”. Profesor był uroczym, niekrępującym, dowcipnym,<br />
ironicznym (i autoironicznym) rozmówcą, trochę gorzkim i sarkastycznym, co jedynie<br />
przydawało autentyczności naszym rozmowom.<br />
Profesor dał się poznać jako człowiek w pełni spolegliwy w rozumieniu prof. Kotarbińskiego.<br />
Wielokrotnie znajdowałem się w opresjach życiowych z własnej woli czy winy,<br />
a także z pomocą „życzliwych”, których nigdy nie brak. Zawsze mogłem liczyć na pomoc<br />
Profesora; kilkukrotnie miałem możliwość przekonać się o tym. Swoją spokojną, konkretną,<br />
pomocną życzliwością wybawiał mnie z opresji lub chociażby wspierał radą.<br />
Profesor dbał o rozwój „młodej kadry naukowej”, ułatwiał kontakty (a miał ich niemało),<br />
pomagał w zjazdowych, kongresowych czy sympozjalnych wyjazdach, bardzo popierał,<br />
pomagał w stypendialnych czy szkoleniowych wyjazdach zagranicznych, które w tym czasie<br />
(w czasie Jego kierowania Kliniką) były prawdziwą atrakcją: naukową, społeczną, towarzyską;<br />
pozwalały na rozwinięcie skrzydeł, na powiększenie dorobku naukowego, rozszerzały<br />
horyzonty naukowe, zawodowe, czasem, choć zwykle w niewielkim stopniu, pomagały finansowo.<br />
Profesor był – powszechnie wiadomo – niestrudzonym animatorem, propagatorem wiedzy,<br />
nauki o bólach głowy. Był organizatorem – jednym z nielicznych w tym czasie, międzynarodowych<br />
konferencji nt. migreny i pokrewnych bólów głowy. Był twórcą i wieloletnim<br />
Przewodniczącym Sekcji Migrenowej Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, twórcą<br />
i pierwszym Prezesem Polskiego Towarzystwa Bólu Głowy. Poświęciłem znaczną część<br />
życia zawodowego i „naukowego” zagadnieniom bólów głowy: to wyłączna zasługa Profesora<br />
Prusińskiego, to On przez wiele lat cierpliwie pomagał, doradzał, ułatwiał pracę, kontakty,<br />
poprawiał moje niewprawne maszynopisy „prac naukowych”.<br />
W 1998 roku, w zakończeniu I Zjazdu Polskiego Towarzystwa Bólu Głowy przekazał<br />
mi rodzaj dziedzictwa: prezesurę Towarzystwa. W okresie kadencji pełnionych obowiązków<br />
Prezesa próbowałem kontynuować linię działalności Profesora na polu bólów głowy. Nie<br />
jestem pewien, czy choćby w części mi się to udało.<br />
Przeszedłem pod kierunkiem Profesora długą drogę; nie wiem i nie mnie to oceniać, czy<br />
wyniosłem jakikolwiek kapitał wiedzy, który w kontaktach ze mną próbował mi przekazać<br />
Profesor Prusiński: poczucie odpowiedzialności za chorego człowieka, rzetelność w „uprawianiu”<br />
nauki, spolegliwy, pomocny stosunek do nieszczęścia, czy (choćby tylko) kłopotów<br />
drugiego człowieka.<br />
Chciałbym, abym mógł przekazać swoim współpracownikom choćby część tej wiedzy,<br />
prawdy o życiu, o chorym człowieku i naszym lekarskim obowiązku w stosunku do tego, co<br />
Seneka nazywał res sacra miser, a co wyniosłem z kontaktów z Profesorem Prusińskim.<br />
Prof. dr hab. med. Wojciech Kozubski<br />
Katedra i Klinika Neurologii Akademii Medycznej w <strong>Poznaniu</strong>
16<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
CICHE WAGONY<br />
Ostatnio wiele słyszało się o nowym projekcie PKP, by wprowadzić na długich trasach „ciche<br />
wagony”, w których obowiązywałby zakaz prowadzenia głośnych rozmów, korzystania z telefonów<br />
komórkowych, czyli jednym słowem, siedź człowieku cicho jak mysz pod miotłą i nie przeszkadzaj<br />
innym. Pomysł wydaje się być trochę kontrowersyjny, gdyż, jakby na to nie spojrzeć, ogranicza nasze<br />
swobody osobiste. Z drugiej jednak strony, gdy przypomnę sobie moją ostatnią podróż pociągiem…<br />
Zrelaksowana i wypoczęta po długiej przerwie świątecznej niestety musiałam wracać do Poznania.<br />
Swoją drogą, dlaczego wszystkie święta trwają tak krótko? Przede mną rozciągała się wizja<br />
koszmarnego tygodnia (począwszy, o zgrozo, od poniedziałku!!!), no i całej końcówki semestru wypełnionej<br />
po brzegi kołami, zaliczeniami, a „na deser” – egzaminem (po prostu żyć nie umierać).<br />
Jeszcze tylko pożegnanie z przyjaciółmi na dworcu i wsiadłam do wagonu. Czekała mnie dwugodzinna<br />
jazda, więc znalazłam sobie miejsce, rozłożyłam się i wyciągnęłam notatki z fizjologii. Zauważyłam<br />
jeszcze kilka osób z podobnymi planami nadrobienia „świątecznych” zaległości. Chłopak<br />
po prawej studiował pilnie podręcznik (chyba coś z prawa), a dwa boksy dalej ktoś wertował notatki.<br />
Wkuwanie czas zacząć… ☹ Niestety na przeciwko siedziały jakieś dwie dziewczyny z kolegą. Gdy<br />
tylko pociąg ruszył, jedna z nich zaczęła swą „opowieść życia”. Pomiędzy erytropoezą, leukopoezą<br />
a prawami Landsteinera poznałam burzliwe dzieje związku owej „niewiasty” z nieszczęsnym Rafałem.<br />
Zanim pociąg zatrzymał się we Wrześni, wiadomo było wszystkim współ pasażerom, że ów<br />
Rafał nie może przeboleć straty i stara się ową dziewczynę odzyskać na różnorakie sposoby (szczegóły<br />
również zostały nam „przedstawione”), a ona ma tego serdecznie dość. Swoją drogą – plus dla<br />
niego za wytrwałość, ale czy warto? Potem zaczęła się opowieść o studiach. Z rozmowy wynikało, że<br />
to I rok chemii na U<strong>AM</strong>. Dowiedziałam się, że jakaś dziewczyna „jest głupia”, bo mylą się jej nawet<br />
symbole pierwiastków, z czym (jak się sama do tego przyznała) miała również problemy mówiąca,<br />
o budowie atomów nie wspominając. Gdy pociąg zatrzymał się w Swarzędzu, na samą myśl, że za<br />
15 minut będę wysiadać, szczerze się ucieszyłam. Co za ulga!<br />
Tego typu opowieści można się nasłuchać za każdym razem, gdy korzysta się z jakichkolwiek<br />
publicznych środków transportu. Raz poznałam<br />
historię choroby pewnej pani w średnim wieku, innym<br />
razem nasłuchałam się nader „interesujących”<br />
rzeczy o moich znajomych. Jakaś nieuważna<br />
dziewczyna (którą, nota bene, znam), że się tak<br />
wyrażę, paplała wszem i wobec co to nie oni. Śmiać<br />
mi się chciało, bo znałam sytuację, o której była<br />
mowa i, powiedzmy, że mogłam zweryfikować „zasłyszane<br />
nowości”. Tu przestroga dla jeżdżących<br />
koleją – uważaj, gdy mówisz o kimś coś złego, nigdy<br />
nie wiesz, kto cię słyszy.<br />
Jeszcze sprawa nieszczęsnych „smyczy”. Świetną<br />
sprawą jest, że posiadacz komórki jest niemal<br />
wszędzie osiągalny, ale gdy w przedziale zacznie<br />
nagle dzwonić telefon co drugiego pasażera albo,<br />
o zgrozo (!) jakiś „jednokomórkowiec” zacznie demonstrować wszystkie możliwe dzwonki, to przyznam<br />
się szczerze, krew mnie zalewa! Nie ma nic bardziej irytującego, jak tego typu „znęcanie się”<br />
nad współpasażerem, który po całym koszmarnym dniu/tygodniu/miesiącu/semestrze (wybrać właściwe<br />
☺) ostatkiem sił próbuje dostać się do upragnionej oazy spokoju – domu, nierzadko oddalonego<br />
o dziesiątki, a nawet setki kilometrów.<br />
Z uwagi na własne „przejścia” byłabym nawet za utworzeniem takich „cichych wagonów”. Ograniczenie<br />
swobody osobistej? Przecież na własne życzenie i zupełnie świadomie wybrałabym taki<br />
przedział, jeżeli miałabym ochotę na podróż w błogim spokoju. Z drugiej jednak strony, patrząc na<br />
kłopoty finansowe PKP, nie sądzę, aby było ich na nie stać. Choć kto wie, może stałyby się hitem?
P u l s A M<br />
17<br />
Tak więc studencie – podróżniku koleją (czy jakimkolwiek wehikułem publicznym), daj żyć innym<br />
i tego samego wymagaj od nich! Z okazji zbliżającego się masowego powrotu do domów (powodzenia<br />
na wszelkich egzaminach i zaliczeniach), życzę wszystkim UDANEJ PODRÓŻY!!!<br />
Dorota K.<br />
************************************************<br />
PRAKTYKA MEDYCZNA W EGIPCIE<br />
czyli krótkie opowiadanie nie tylko o Sfinksie,<br />
upale i piramidach...<br />
Zabrzmi to może egzotycznie, ale tak się złożyło, że zeszłoroczną wakacyjną praktykę<br />
medyczną odbyłam w kraju faraonów, Sfinksa i raf koralowych – Egipcie. Wyjazd ten zorganizowało<br />
IFMSA – Międzynarodowe Stowarzyszenie Studentów Medycyny. Po uzyskaniu<br />
określonej liczby punktów potrzebnych do zakwalifikowania się do wyjazdu, musiałam<br />
zdecydować, który z krajów chcę odwiedzić. Do wyboru miałam dwa: Rumunię i Egipt.<br />
W pierwszej chwili wahałam się – obydwa, każde na swój sposób, wydawały mi się ciekawe<br />
i kuszące; stanęło jednak na Egipcie – Rumunia jest bliżej, więc może jeszcze kiedyś pojadę,<br />
poza tym, miałam nadzieję, że dzięki tej podróży uda mi się odkryć Egipt inny niż ten, znany<br />
z kolorowych katalogów biur podróżniczych. I tak też się stało, ale może od początku.<br />
Praktykę odbywałam w Aleksandrii – mieście, w którym znajdował się dawniej jeden<br />
z cudów świata starożytnego: latarnia z wyspy Faros. Cytadelę stojącą na tym miejscu, jak<br />
i Morze Śródziemne, widziałam z okien akademika, co zachwyciło mnie już pierwszego<br />
dnia. Może dzięki temu zaszła tu pewna równowaga, ponieważ warunki sanitarne zakwaterowania,<br />
co tu dużo mówić, trochę zmroziły mi krew w żyłach już zaraz na początku, pomimo,<br />
że psychicznie nastawiałam się na<br />
tego typu „niespodzianki”. Dziesięć niezbyt<br />
czystych pokoi, unoszący się zapach<br />
wilgoci i zaduchu, trzy łazienki ( w jednej<br />
nie było wody w toalecie, w drugiej światła,<br />
w trzeciej - wody w umywalce), do tego<br />
przemykające pod ścianą<br />
dziesięciocentymetrowe karaluchy, które<br />
mieliśmy okazję poznać bliżej dopiero<br />
w godzinach wieczornych, jak się<br />
domyślacie. „I ja mam tu mieszkać przez<br />
miesiąc?” pomyślałam ze zgrozą, a moje<br />
Pamiątkowe zdjęcie ze szpitala w Aleksandrii współlokatorki, dwie dziewczyny z Rumunii<br />
(studentka ze stetoskopem-to ja ☺ )<br />
(znowu ta Rumunia ☺) stały z nieokreślonym<br />
wyrazem twarzy. Jednak, jako że człowiek ponoć może do wszystkiego przywyknąć, postanowiliśmy<br />
potraktować sprawę z przymrużeniem oka (tak, tak, okazało się to możliwe!)<br />
„Hotel Hyde Park” stał się ulubionym tematem żartów i anegdotek, chociaż miał też swoje<br />
plusy – codziennie rano jedliśmy tam śniadanie i lunch, które razem z praktykami szpitalnymi<br />
i zakwaterowaniem gwarantowało nam IFMSA, a także to, że do szpitala klinicznego<br />
były „dwa kroki”. Każdego dnia pokonywaliśmy tę drogę mijając tłum ludzi przyglądających<br />
się nam i wołających: „Welcome to Alex!”, uważając przy okazji, aby nie zostać rozje-
18<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
chanym przez pędzące auta (nie trzeba długich obserwacji, aby stwierdzić, że „główna zasada<br />
na ulicach Aleksandrii to kompletny brak zasad!”). Wśród mieszkańców Aleksandrii<br />
wzbudzaliśmy ogólną ciekawość, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzaj ubioru – wszystkie Egipcjanki<br />
chodzą w długich, szerokich sukniach. Niektóre z nich mają zakrytą twarz, my natomiast,<br />
nawet w swoich długich spódnicach i koszulkach z krótkim rękawkiem stanowiłyśmy<br />
„atrakcję”. Do dzisiaj śmiać mi się chce na wspomnienie zabawnej sytuacji – jednej koleżance<br />
ktoś poradził w jej kraju, że jeśli zostanie zaczepiona w Egipcie przez kogoś nachalnego,<br />
ma mu stanowczo powiedzieć: „Jalla”, co oznacza „Odejdź, dość”. Po kilku dniach,<br />
czytając przewodnik, natknęłam się na słowniczek z rozmówkami, w którym – jak byk! –<br />
było napisane, że „Jalla” to znaczy... „Chodźmy!” W jednej chwili zrobiło mi się aż słabo,<br />
ale wkrótce śmiechowi nie było końca. Tak na marginesie - „Dość” po arabsku to: „Chalas!”<br />
Może się przydać, gdyż Europejki spacerujące samotnie po ulicach arabskiego miasta są<br />
naprawdę „atrakcją” i trzeba być ostrożną. My staraliśmy się wszędzie chodzić razem,<br />
a było nas niemało – ponad dwadzieścia osób z całej Europy: z Wielkiej Brytanii (grupka<br />
z Londynu, która w większości pochodziła z Indii oraz chłopak z Chin), Hiszpanii, Włoch,<br />
Grecji, Rumunii, Węgier, Czech, Słowacji, Bułgarii, Turcji i ja jedyna, z Polski. W pokoju,<br />
jak już wspomniałam, mieszkałam z Daną i Dianą, a więc nasz pokój to był „D-room”.<br />
Wszyscy razem dzieliliśmy jedno piętro i wspólne łazienki, co czasami, a nawet przeważnie,<br />
było dużym utrudnieniem zważywszy na to, że regularnie cierpieliśmy na dolegliwości żołądkowo-jelitowe,<br />
których niestety trudno jest uniknąć mieszkając miesiąc w arabskim kraju.<br />
Poza warunkami zakwaterowania, był to drugi minus tego pobytu, choć wszystko tak<br />
naprawdę zależało (i zależy) od indywidualnego nastawienia i ogólnej zdolności organizmu<br />
do radzenia sobie z drobnoustrojami. Faktem jest jednak, że „diarrhea” stało się najpopularniejszym<br />
słowem pobytu i często zdawaliśmy sobie nawzajem relację o „postępie” lub „remisji”<br />
swojej choroby. Leki przeważnie pomagały, choć na przykład Lucia ze Słowacji<br />
większość pobytu gorączkowała i miała silne bóle brzucha. Ja miałam dwa „ostrzejsze”<br />
incydenty trwające po dwa-trzy dni, ale gdy tylko przeszły, to jak tu nie spróbować takiego<br />
dobrego melona ☺, a podobno „Polak mądry po szkodzie”...<br />
Praktykę szpitalną odbywaliśmy w Main Hospital na oddziale chirurgii, gdzie zajęli się<br />
nami dwaj przesympatyczni lekarze: dr Mohammed Said i dr Mohammed Sharaan. Codziennie<br />
rano mieliśmy krótką „pogadankę” na wybrane tematy (bynajmniej nie po arabsku,<br />
lecz angielsku, tym bardziej, że w Egipcie medycynę studiuje się właśnie w tym języku)<br />
m.in. na temat żółtaczek, przepukliny, raka piersi. Zbieraliśmy wywiad z pacjentami, którzy<br />
okazywali nam dużo wyrozumiałości i serdeczności. Nie zapomnę mojego małego faux pas,<br />
kiedy to w wywiadzie zapytałam pacjentkę o palenie papierosów, co u nas jest przecież jak<br />
najbardziej pożądanym pytaniem, podczas gdy w krajach muzułmańskich kobiety nie stosują<br />
żadnego typu używek (o czym wiedziałam, ale jakoś wypadło mi to w tym momencie<br />
z pamięci). Lekarz na szczęście uświadomił mi to mówiąc, że pytanie to mogłoby skrępować<br />
pacjentkę i lepiej będzie nie tłumaczyć go jej na arabski. W całej naszej praktyce medycznej<br />
mieliśmy także dzień w przychodni, w której wykonywano „drobne” zabiegi chirurgiczne<br />
na przykład... obrzezanie chłopców. Było to dla nas – co dopiero dla tych małych<br />
pacjentów – traumatycznym przeżyciem: szybko zorientowaliśmy się, iż jedynym(!) środkiem<br />
znieczulającym była... potężnie zbudowana, ważąca z dobre 150 kilogramów pielęgniarka,<br />
która swoją posturą kładła się na malucha i przyciskała do stołu, aby nie wiercił się<br />
i nie krzyczał. Za drzwiami z kolei stał tłumek zawodzących kobiet, które po zabiegu, na<br />
widok drącego się wniebogłosy dzieciaczka, zaczęły śpiewać rytualną pieśń. Innym razem<br />
spędziliśmy czas na sali operacyjnej obserwując operacje: tarczycy, wyrostka robaczkowego
P u l s A M<br />
19<br />
itp. Jednym słowem – była to dla nas niezwykle ciekawa, urozmaicona praktyka szpitalna,<br />
wzbogacona o kontakt z ludźmi o odmiennej niż europejska kulturze, lecz równie ( a może<br />
nawet bardziej?) otwartymi i przyjaznymi.<br />
W drugiej połowie sierpnia realizowaliśmy program turystyczny – bo, jak tu być w Egipcie<br />
i nie widzieć piramid? Nasi koledzy z Aleksandrii, grupka wesołych i pomysłowych<br />
studentów medycyny, wspaniale nam tę stronę pobytu zorganizowała. Najpierw pojechaliśmy<br />
na kilka dni do Oazy Siva – jest to miejsce oddalone około dziewięciu godzin drogi od<br />
Aleksandrii na zachód, w stronę Libii. Było tam strasznie gorąco i – magicznie: osiołki chodzące<br />
po ulicach, leniwa atmosfera, wszędzie piasek i pył... Miało się nieodparte wrażenie,<br />
że życie w Oazie tysiąc lat temu niewiele się różniło od tego dzisiaj. Mieszkaliśmy w hoteliku<br />
„Kleopatra”, w którym sprzęty w pokojach pokryte były grubą warstwą piasku i kurzu.<br />
Jedną ze wspanialszych tam atrakcji była wyprawa jeepami po Wielkim Morzu Piasku –<br />
pustyni, na której znajduje się prawdziwy cud natury: niewielkie jezioro otoczone trzcinami…<br />
Po powrocie z Oazy pojechaliśmy do Kairu, gdzie zwiedziliśmy słynne piramidy w Gizie,<br />
Muzeum Egipskie z fascynującymi skarbami Tutanchamona, Cytadelę z Meczetem Alabastrowym<br />
i wiele innych ciekawych zakątków. Wieczorem czekała nas dyskoteka na barce<br />
stojącej na Nilu oraz krótki rejs feluką. Moja uwaga: jeśli wybierzecie się kiedyś do Kairu,<br />
uważajcie na „naganiaczy”, których jest pełno szczególnie pod piramidami – za to, że razem<br />
z koleżanką z Czech usiadłyśmy na wielbłądzie i facet zrobił nam zdjęcie (z piramidami<br />
w tle oczywiście – jakie to „oryginalne” ☺) chciał sto dolarów amerykańskich, mimo, że<br />
obiecywał nam, że będzie to prezent od niego! Na widok naszego oburzenia nie chciał oddać<br />
aparatów fotograficznych, my z kolei nie bardzo umiałyśmy zejść z wielbłąda, co zaowocowało<br />
komiczną sytuacją – siedząc z dwa metry nad ziemią zaczęłyśmy kłócić się z oszustem<br />
i w całej tej scenerii tylko wielbłąd zachował spokój - stojąc jak święta krowa leniwie przeżuwał<br />
coś w pysku. Ostatecznie zapłaciłyśmy dziesięć funtów egipskich (tj. około dwóch<br />
dolarów), ale nerwów kosztowało to sporo.<br />
Po Kairze spędziliśmy blisko tydzień na Synaju, gdzie nurkowaliśmy wśród zachwycających<br />
raf koralowych, odbyliśmy rejs łodzią, z której widzieliśmy delfiny, tańczyliśmy na<br />
dyskotekach, spacerowaliśmy po pięknych plażach... Był to drugi, cudowny aspekt praktyki<br />
szpitalnej w Egipcie, myślę, że na siłę można to „podciągnąć” pod „praktyki z ratownictwa<br />
wodnego”☺. Odwiedziliśmy też Klasztor Św. Katarzyny oraz Górę Synaj – tę, pod którą<br />
Mojżesz miał ujrzeć gorejący krzak z Dziesięciorgiem Przykazań. Z tego właśnie szczytu<br />
powitaliśmy wschód słońca.<br />
Po powrocie z Synaju pojechaliśmy pociągiem z Kairu do Asuanu – miasta najdalej wysuniętego<br />
na południe Egiptu, skąd rozpoczęła się nasza następna wspaniała przygoda – rejs<br />
statkiem-hotelem po Nilu, aż do Luxoru. Przez trzy dni odpoczywaliśmy tam po „programie<br />
Synaj” (gdzie, dzięki licznym atrakcjom spaliśmy średnio trzy godziny na dobę). Leżakując<br />
na pokładzie „The Silver Moon”, podziwialiśmy piękne brzegi Nilu. Wieczorem odbywały<br />
się imprezy m.in. „Galabaya Party”, na którą każdy z nas przebrał się w orientalny, egipski<br />
strój. Nie obyło się też bez pokazu tańcu brzucha, ale jak powiedział nasz kolega z Hiszpanii:<br />
„Tancerki dzielą się na te, które są tancerkami oraz na te, które pracują jako tancerki”.<br />
Nasza „belly – dancer” niestety należała do tej drugiej grupy - jej taniec w żałosny sposób<br />
przypominał pląsy Moby Dicka, za to dwie Włoszki z naszej grupy niespodziewanie zrobiły<br />
prawdziwy popis tej egipskiej przecież atrakcji! I tak upływał nam ten leniwy czas; na ląd<br />
schodziliśmy dopiero wieczorami, aby zwiedzić starożytne świątynie: Kom Ombo, Edfu<br />
i Esna. Jednym z ostatnich punktów zwiedzania była oczywiście Dolina Królów, gdzie upał
20<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
dosłownie zwalał z nóg, a w grobowcach panowała duchota trudna do opisania. Czego się<br />
jednak nie robi, aby zobaczyć „cuda tego świata”. Na pewno było warto!<br />
Po tak wspaniałej i dalekiej wycieczce „krajoznawczej” Aleksandrię powitaliśmy jak dobrze<br />
znany nam dom, a ostatnie tam dni upłynęły na „pożegnalnych” imprezach w akademiku,<br />
jako że co kilka dni ktoś wracał do swojego kraju, a hotel robił się coraz bardziej pusty<br />
i jakiś smutny. Nasi egipscy przyjaciele, którzy w IFMSA działają od dobrych kilku lat,<br />
powiedzieli nam, że ostatnio tak zgraną i wesołą grupę mieli trzy lata temu... i może to<br />
tłumaczyło te wszystkie łzy i ciepłe pożegnania w chwili odjazdu. Moja przygoda dobiegła<br />
końca, ale dzięki temu doświadczeniu wiem tylko jedno – niezależnie, z jakiego kraju pochodzimy<br />
i jakim językiem się porozumiewamy, wszędzie, na całym świecie spotkać możemy<br />
wspaniałych, przyjaznych nam ludzi. Ludzi, którzy dadzą nam na zawsze kawałek<br />
siebie.<br />
Jeśli chcielibyście odbyć praktykę zagraniczną, zachęcam Was do tego z całego serca,<br />
a jeżeli zastanawiacie się może nad Egiptem, tym bardziej – nie wahajcie się! Będzie to dla<br />
Was cudownym przeżyciem i bogatym doświadczeniem i nie są to wcale utarte slogany - ja<br />
to po prostu WIEM ☺. A więc – oby do wakacji!<br />
Daria Martenka<br />
************************************************<br />
HOMO SUBAQUATICUS<br />
- mała dawka nurkowego abecadła,<br />
czyli jak zapoznać się ze światem podwodnym, nie rozstając się jednocześnie z życiem<br />
Człowiek już od prawieków marzył o zagłębieniu się w mroczne, tajemnicze otchłanie mórz,<br />
od początku zniewalające pierwszych morskich podróżników swym ogromem oraz bioróżnorodnością<br />
form żywych. Jak głosi legenda, Aleksander Macedoński polecił opuścić się<br />
w kryształowej beczce na dno morza, gdzie został otoczony przez morskie potwory oddające<br />
mu cześć. Na pierwsze projekty machin podwodnych nadające się do praktycznej realizacji,<br />
trzeba było niestety poczekać dosyć długo, aż do okresu Rewolucji Przemysłowej i wojennej<br />
zawiechury, które to spowodowały sprzyjającą koniunkturę dla rozwoju podwodnej techniki.<br />
Wiele wybitnych umysłów pracowało latami w pocie czoła, by znaleźć sposób na zrównoważenie<br />
sił w odniesieniu do potężnej Floty Angielskiej, posługując się czymś, co w dzisiejszych<br />
czasach nazwalibyśmy miniaturowymi łodziami podwodnymi. Miały one za zadanie przenosić<br />
małe miny, przyczepiać je do nieprzyjacielskiego okrętu i oddalać się w szybki i bezszelestny<br />
sposób. Równolegle jednak istniała grupa ludzi, których zainteresowania nie koncentrowały<br />
się wokół strony militarnej, tylko czysto poznawczej. Chęci przeniknięcia niedostępnego<br />
dotychczas żadnemu człowiekowi milczącego świata i uświadomienia ludziom, że kilkanaście<br />
metrów pod taflą wody istnieje kraina, zawierająca wspaniałości, przy których<br />
bledną najwspanialsze bogactwa królewskich dworów. Przez cały czas, pierwsi śmiałkowie<br />
zdobywali morskie głębiny otoczeni przez grube pancerne skorupy swych batyskafów lub<br />
nieporęczne i ciężkie stroje nurków klasycznych, połączeni grubymi „pępowinami” ze statkiem<br />
– matką, które dostarczały powietrze, umożliwiały komunikację i wyciągnięcie na pokład.<br />
Era nowoczesnego nurkowania swobodnego rozpoczęła się w 1943 roku, kiedy to oficer<br />
marynarki Jaques Cousteau oraz inżynier Emil Gagnan skonstruowali w pełni automatyczny<br />
aparat powietrzny. Od tamtej chwili człowiek otrzymał klucz do całkowitej swobody<br />
i wolności, dzięki któremu miliony dziś ludzi mogą poczuć się obywatelami podwodnego<br />
świata.
P u l s A M<br />
21<br />
PARĘ SŁÓW O SPRZĘCIE<br />
Musimy pamiętać, że zanurzając się pod wodę, stajemy się gośćmi w nowym i nieznanym środowisku.<br />
Nasze zmysły, przyzwyczajone do funkcjonowania na powierzchni, tu mogą często płatać<br />
nam figle. Zaburza się postrzeganie odległości, przedmioty wydają się większe. Wskutek silnej absorpcji<br />
przez wodę fal świetlnych w zakresie czerwieni, na głębokości poniżej 10m krew wydaje się<br />
niebieska! Rękawice i skafander zaburzają czucie i manipulacje drobnymi przedmiotami, a percepcja<br />
dźwięku odbywa się głównie dzięki przewodnictwu kostnemu. Człowiek staje się niezdolny do lokalizacji<br />
jego źródła, co może mieć fatalne konsekwencje, gdy na przykład słyszymy hałas silnika motorówki,<br />
a nam kończy się powietrze i musimy się wynurzyć! Nurkując w polskich wodach, już poniżej<br />
poziomu kilkunastu metrów panuje mrok, a temperatura spada do kilku stopni powyżej zera.<br />
Człowiek staje się zdany na łaskę delikatnego aparatu oddechowego z życiodajnym powietrzem,<br />
z którego należy korzystać w sposób optymalny regulując odpowiednio oddech. Wszystkie te czynniki<br />
wpływają silnie stesująco na początkującego nurka i mogą być przyczyną groźnych sytuacji,<br />
z którymi na lądzie potrafimy poradzić sobie doskonale, a które pod wodą stają się trudne do opanowania.<br />
Tak więc wyposażając się w odpowiedni atestowany sprzęt, dostosowany do warunków nurkowania,<br />
podnosimy nasz poziom bezpieczeństwa i zwiększamy komfort nurkowania.<br />
W zależności od zasobności portfela i ambicji podwodnych eksploracji, w obecnych czasach możemy<br />
zaopatrzyć się praktycznie we wszystko. Wyrosłe jak grzyby po deszczu prywatne firmy specjalizujące<br />
się w produkcji sprzętu nurkowego, wykorzystują stale wzrastający trend zainteresowania<br />
nurkowaniem i kuszą swymi bogatymi ofertami klientów, którzy są w stanie zapłacić kilka tysięcy<br />
dolarów za odrobinę adrenaliny przy odwiedzaniu głęboko położonych wraków czy jaskiń. Tymczasem<br />
to, co często obserwujemy na kanałach typu „Discovery”, pokazujących na przykład penetrowanie<br />
głęboko położonych wraków czy innych podwodnych systemów zamkniętych takich jak groty<br />
i zalane sztolnie kopalń, wymaga naprawdę wyśmienitych umiejętności i bardzo wyrafinowanego<br />
sprzętu o kilku stopniach zabezpieczeń. Niestety, dużego doświadczenia i wiedzy nie da się kupić za<br />
pieniądze, stąd często słyszymy o wypadkach nurkowych, których można było uniknąć, a które za to<br />
na długi czas uplasowują nurkowanie wśród sportów niebezpiecznych i zagrażających życiu. Tymczasem<br />
nurkowanie konwencjonalne, od którego zaczyna każdy początkujący, różni się od nurkowania<br />
technicznego, wspomnianego wyżej, tym czym spacer po parku od wspinaczki na Mount Everest<br />
i przy spełnieniu pewnych zasad sztuki nurkowej nie jest bardziej groźne od jazdy na rowerze.<br />
Zacznijmy zatem od podstawowego wyposażenia<br />
ABC<br />
Podstawowe ABC sprzętowe stanowi maska, płetwy i fajka ( przez laików nazywana „rurką”). Powinni<br />
się w nie zaopatrzyć wszyscy, którzy chcą rozpocząć kurs nurkowy, gdyż pierwsze zajęcia<br />
praktyczne odbywają się na basenie i bez nich nie ma sensu wchodzić do wody.<br />
Skafander<br />
Kolejnym bardzo ważnym zakupem jest skafander nurkowy. Jeśli uświadomimy sobie, że przewodnictwo<br />
cieplne wody jest około 25- krotnie większe od powietrza, staje się jasne, że jeśli nie nurkujemy<br />
w okolicach słonecznych, podzwrotnikowych wysp Umfa-Umfa, lecz w niezbyt rozpieszczających<br />
płetwonurków polskich jeziorach, musimy wyposażyć się w solidną ochronę przed zimnem.<br />
Skafandry generalnie dzielą się na „mokre” i „suche”. Tą pierwszą nazwą nie należy się zbytnio przerażać<br />
widząc nurkujących w nich ludzi pod lodem, gdyż woda przedostająca się przez mikropory<br />
bardzo szybko ogrzewa się od powierzchni skóry i tworzy cieniutką warstewkę między ciałem,<br />
a zewnętrzną neoprenową powłoką. Zaletami tego skafandra są jego niska cena (w granicach kilkuset<br />
złotych), poręczność, niezawodność oraz zachowana izolacja cieplna nawet w przypadku rozdarcia.<br />
Niestety, w warunkach niskiej temperatury lub długiego pobytu pod wodą nie zapewnia on bardzo<br />
dobrej izolacji. Również w przypadku głębokich nurkowań, izopren ulega kompresji ciśnieniowej<br />
i jego grubość dramatycznie maleje i tak na przykład: grube rękawice piankowe na głębokości kilku-
22<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
dziesięciu metrów umożliwiają wyczucie przez palce cienkiej igły. Jeśli chodzi o skafandry „suche”,<br />
to niewątpliwą ich wadą jest cena (około kilku tysięcy złotych). Obecnie produkowane są z bardzo<br />
mocnych i wytrzymałych materiałów. Pod spód zakłada się tzw. „śpiocha” czyli właściwy ocieplasz,<br />
którym jest wewnętrzny kostium z polaru. Wielką zaletą skafandrów „suchych” jest możliwość regulacji<br />
wypełnienia powietrzem przez specjalną złączkę z butli, co kompensuje kurczenie objętości<br />
przestrzeni powietrznych podczas schodzenia na większe głębokości. Skafander posiada hermetyczne<br />
mankiety i zamek gazoszczelny, przez który wchodzi się do środka. W takim skafandrze komfort<br />
nurkowania w zimnej wodzie w porównaniu z „mokrym” jest nieporównywalny.<br />
Pas balastowy<br />
Bardzo istotna częśc sprzętu umożliwiająca zbilansowanie dodatniej pływalności nurka. Bez niego<br />
niego nurek próbujący się zanurzyć przypominałby raczej spławik niż „człowieka-rybę”. Jako balastu<br />
używa się ciężarków ołowianych w liczbie dobranej indywidualnie. Pas posiada specjalną klamrę,<br />
umożliwiającą jego szybkie odrzucenie i wypłynięcie na powierzchnię.<br />
Nóż nurkowy<br />
Wbrew pozorom nie służy do obrony przed rekinami, ale pełni bardzo wiele innych pożytecznych<br />
funkcji. Jego obecność doceniło zapewne wielu nurków, którzy niefortunnie zaplątali się w resztki<br />
sieci rybackich lub musieli wykonać pracę podwodną wymagającą cięcia, podważania, piłowania itp.<br />
Kamizelka wypornościowa<br />
Stanowi nader przydatne urządzenie do regulacji pływalności. Stanowi zbiornik powietrza z wytrzymałego<br />
na rozrywanie materiału zakładanego na ramiona, stanowiącego jednocześnie „noszak” butli.<br />
Jest niezastąpiona jeśli chodzi o np. wyciąganie ludzi spod wody w akcjach ratowniczych, przy wyciąganiu<br />
znalezisk podwodnych czy przy konieczności przepłynięcia po powierzchni dłuższego dystansu<br />
w pełnym ekwipunku.<br />
Butla i automat oddechowy<br />
Stanowią kwintesencję całego wyposażenia nurka i głównie to one decydują o jego bezpieczeństwie.<br />
Obecnie butle produkowane są z metali o bardzo wysokiej wytrzymałości na rozrywanie i umożliwiają<br />
napełnianie ich powietrzem pod ciśnieniem 230 atmosfer. Mając do dyspozycji butlę np. 18 litrową<br />
możemy spędzić spokojnie ponad 2 godziny na głębokości 10 metrów. Automaty nurkowe służą do<br />
dostosowania ciśnienia z butli przez dwa stopnie redukcji, do ciśnienia panującego na danej głębokości.<br />
Tak więc płuca nurka nie ulegają zgnieceniu, gdyż w każdym<br />
przypadku pozostają w idealnej równowadze z ciśnieniem<br />
zewnętrznym. Tu warto wspomnieć jako ciekawostkę o bardzo niebezpiecznym<br />
zjawisku, zwanym po angielsku „squeez”, zdarzającym się<br />
w przypadku nurkowań w skafandrze klasycznym z metalowym<br />
hełmem. Otóż, przy gwałtownym opadnięciu nurka na dno, gdy<br />
powietrze z pomp nie zdoła wyrównać ciśnienia w skafandrze,<br />
dochodzi do zdekompensowania równowagi ciśnień i miękki<br />
skafander wraz z ciałem nurka wgniatany jest do hełmu.<br />
Konsekwencje tego są straszne – siła, jaka działa wtedy na nurka sięga<br />
kilkunastu ton przy różnicy poziomów 10 metrów<br />
( 1kg/cm2 na powierzchnię skafandra – ok. 2m2 ) i powoduje z reguły<br />
śmiertelne obrażenia. W przypadku nurków swobodnych, takie ryzyko<br />
nie grozi, pojawia się natomiast niebezpieczeństwo nadciśnienia<br />
w płucach w trakcie wynurzania, ale o tym później. Do automatu<br />
zwykle podłączona jest tzw. „konsola” czyli manometr,<br />
głębokościomierz i czasomierz; może znajdować się tu także komputer<br />
nurkowy obliczający parametry dekompresji i wiele innych pożytecznych rzeczy jak np. kompas<br />
bardzo ułatwiający utrzymywanie wyznaczonego kierunku, gdy brak jest jakiegokolwiek punktu<br />
odniesienia.<br />
Oczywiście nie jestem w stanie wymienić tu całego repertuaru sprzętu, który nurkowie<br />
zabierają ze sobą eksplorując podwodny świat, gdyż zależy to w dużym stopniu od charakte-
P u l s A M<br />
23<br />
ru ich pracy. Często, pokonując podwodne jaskinie, nurkowie posługują się praktycznie<br />
identycznym ekwipunkiem jak grotołazi czy taternicy. W drugiej części artykułu zostaną<br />
omówione zagadnienia związane z patofizjologią nurkowania, nurkowaniem technicznymi,<br />
„freedivingiem”, ciekawymi miejscami nurkowymi oraz informacjami o klubach organizujących<br />
kursy nurkowe.<br />
Piotr Arcimowicz<br />
*************************************<br />
OBFITE PLONY KRWAWYCH ŻNIW<br />
W dniach 20-22 stycznia b.r. nasze Domy Studenckie „Eskulap”<br />
i „Wawrzynek” zamieniły się na kilka godzin w punkty<br />
krwiodawstwa. Akcja cieszyła się dużym zainteresowaniem.<br />
Chęć oddania krwi wyraziło ponad 200 osób. Ostatecznie na fotelu dla dawców<br />
usiadło 159 bohaterów.<br />
Każdy, kto odwiedził salę telewizyjną „Eskulapa” w dniach 20-21 stycznia<br />
w godzinach 12.00-16.00 oraz salę „Klubu Wawrzynek” 22 stycznia miał okazję<br />
przekonać się, jak wiele jest osób chętnych do oddania krwi. Jednak nie każdy –<br />
pomimo najszczerszych chęci z obu stron – mógł aktywnie przyłączyć się do akcji.<br />
Wchodzący do „punktu” otrzymywał, wraz z ankietą organizatorów i ulotkami<br />
naszego sponsora Centrum Fitness „Olimp”, kwestionariusz Regionalnego Centrum<br />
Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Zawierał on pytania dotyczące stanu zdrowia,<br />
przyjmowanych leków, kontaktu z chorymi i inne. Wiele osób już na tym etapie<br />
zdawało sobie sprawę, że nie odda tego dnia krwi. Ci, którzy szli dalej, ustawiali się<br />
w kolejce do rejestracji. To był najdłuższy i najmniej ciekawy etap marszruty dawców.<br />
Po wypełnieniu niezbędnych formalności nasi bohaterowie byli poddawani<br />
pierwszemu testowi – pobieraniu krwi na badania. Tutaj określano grupę krwi i poziom<br />
hemoglobiny. I tu znowu kilka osób zostało zdyskwalifikowanych na podstawie<br />
zbyt niskiego jej poziomu. Pozostałych czekał już ostatni punkt przed metą: badanie<br />
lekarskie. Ci, którym udało się uzyskać potwierdzenia pełni zdrowia, odbierali<br />
450-mililitrowe woreczki plastikowe, zakładali niebieskie jednorazowe buciki foliowe<br />
i wędrowali w kierunku wygodnych foteli przeznaczonych dla dawców. Potem...chwila<br />
strachu...i po wszystkim. Większość dawców nie odczuła w ogóle utraty<br />
krwi, inni mieli niewielkie zawroty głowy. Wszyscy otrzymali 8 czekolad UNION<br />
(pycha!), herbatniki i soczek oraz legitymację Honorowych Dawców Krwi. Ostatniego<br />
dnia po zakończeniu akcji organizatorzy rozlosowali wśród wszystkich, którzy<br />
wypełnili nasze ankiety ponad 100 nagród (w tym wejściówki do Centrum Fitness<br />
OLYMP, obiady w stołówce Eskulapa, koszulki, kubki, czasopisma medyczne).<br />
A teraz odrobina statystyki opracowanej na podstawie wypełnionych przez<br />
uczestników ankiet: dziewczyny górą - ponad 66% uczestników było płci pięknej!<br />
Średni wiek kobiet: 21.4 lat, mężczyzn: 23.1. Najmłodsze uczestniczki miały 18<br />
wiosen, najstarszy uczestnik – 55. Wniosek – akcja przyciągnęła również gości spoza<br />
naszej uczelni. I rzeczywiście, wśród dawców znalazły się osoby z Politechniki
24<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
Poznańskiej, U<strong>AM</strong>, Akademii Rolniczej, Wyższej Szkoły Handlu i Usług i Liceum<br />
Ogólnokształcącego oraz kilka osób, które już zakończyły edukację.<br />
Wśród naszych studentów przeważali przedstawiciele wydziału lekarskiego<br />
I (46%), co piąta osoba reprezentowała Wydział Nauk o Zdrowiu, byli też stomatolodzy<br />
i farmaceuci ( w sumie ok. 20%). 75% uczestników po raz pierwszy przełamało<br />
swoje opory przed oddaniem krwi właśnie w czasie Krwawych Żniw. Spośród<br />
pozostałych 25% dzielnych dawców: nasz rekordzista oddawał krew trzynasty (!) raz<br />
(GRATULUJEMY). Z ankiety przez nas opracowanej wynika, że 65% z Was chciało<br />
zrobić to już dawno, ale nie miało albo czasu albo motywacji. Cieszy nas fakt, iż<br />
ponad połowa oddała krew, ponieważ lubi pomagać innym i zdaje sobie sprawę, że<br />
on sam lub ktoś z bliskich w każdej chwili może być w potrzebie. Jeszcze większą<br />
radość sprawia nam chęć ponad 75% uczestników do wzięcia udziału w następnych<br />
takich przedsięwzięciach<br />
Ponad 87% respondentów postawiło nam - organizatorom najwyższa notę. Dziękujemy<br />
za docenienie naszych starań i wysiłków włożonych w przygotowanie akcji.<br />
Celem bezpośrednim akcji było zebranie jak największej ilości krwi. Uzbieraliśmy<br />
prawie 72 litry. Ograniczały nas jedynie czas i problemy techniczne, a nie liczba<br />
chętnych. Dlatego uważamy, iż cel ten został w pełni osiągnięty.<br />
Celem dalekim, perspektywicznym, było zachęcenie studentów naszej akademii do<br />
oddawania krwi teraz i w przyszłości. Wyniki ankiety napawają nas optymizmem<br />
i wskazują, że jest szansa na powiększenie się w najbliższym czasie grona stałych<br />
Honorowych Dawców Krwi wśród naszych studentów.<br />
Jako organizatorzy serdecznie dziękujemy władzom uczelni za zgodę na przeprowadzenie<br />
Krwawych Żniw i okazane wsparcie oraz pomoc. Dziękujemy także<br />
ekipom RCKiK za przybycie oraz kierownictwu obu domów studenckich za poparcie<br />
naszej inicjatywy i pomoc w jej realizacji.<br />
Ze swojej strony pragnę podziękować wszystkim kolegom i koleżankom, którzy<br />
włączyli się w realizację tego projektu, a szczególnie: Oli Żebrowskiej, Witoldowi<br />
Pawelczakowi, Kubie Knapikowi, Justysi Pohland, Kasi Zgole, Karoli Gajdziel,<br />
Małgosi Ściskale i Sylwi Radole.<br />
Mam nadzieję, że spotkamy się przy realizacji<br />
kolejnej edycji zbiórki krwi i będziemy się bawić<br />
równie dobrze jak tym razem!<br />
Małgorzata Andrzejewska<br />
Główny koordynator projektu<br />
IFMSA-POLAND OL POZNAŃ<br />
Na fotelu: dawca krwi – nasza Redakcyjna<br />
Koleżanka Dorota ☺
P u l s A M<br />
25<br />
II Ogólnopolska Sesja Edukacyjna<br />
„Postępy w klinice chorób układu krążenia”<br />
W dniach 23-24. stycznia b.r. w SPSK 2 w Sali Zeylanda, odbyła się II<br />
Ogólnopolska Sesja Edukacyjna „Postępy w klinice chorób układu<br />
krążenia” zorganizowana przez członków Studenckiego Towarzystwa<br />
Naukowego. Honorowy patronat objął J.M. Rektor <strong>AM</strong> w <strong>Poznaniu</strong><br />
Prof. dr hab. Grzegorz H. Bręborowicz. Opiekunem merytorycznym<br />
został Prof. dr. hab. med. Romuald Ochotny. Celem spotkania było przedstawienie nowości<br />
w kardiochirurgii: w jakich kierunkach rozwija się ta dziedzina, do czego dąży, jakie są jej<br />
ostatnie sukcesy. Oczywistym jest, iż nie ma lepszego polskiego kandydata do opowiesci na<br />
ten temat niż Prof. dr. hab. med. Zbigniew Religa, który zaszczycił wszystkich zebranych<br />
swoją obecnością. Jak okazało się, nie tylko po to, aby zagłębić się w wyjaśniania naukowych<br />
odkryć i prac prowadzonych w zakresie chirurgii serca, ale i po to, aby tchnąć w nas<br />
optymizm i nadzieję, ukazując sens tego, co robim. Spotkanie podzielono na dwa dni –<br />
„kardiologiczny piątek” i „radiologiczną sobotę”.<br />
23 stycznia obok Prof. Religi wystąpili powszechnie znani, szanowani i lubiani wśród studentów<br />
poznańskiej <strong>AM</strong>:<br />
• Dr med. M. Lesiak<br />
• Prof. dr hab. med. R. Ochotny<br />
• Dr med. P. Mitkowski<br />
• Dr hab. med. K. Lewandowski<br />
24 stycznia zobaczyliśmy i wysłuchaliśmy:<br />
• Prof. dr. hab. med. M. Szczerbo-Trajanowkiej<br />
• Prof. dr. hab. med. St. Zapalskiego<br />
• Prof. dr. hab. med. K. Zawilskiej<br />
• Dr. med. F. Pukackiego<br />
Profesor Religa przedstawiał pierwsze slajdy, a wśród ciszy oczekujących na informacje<br />
siedzących i stojących, gdzie popadnie studentów oraz gości, słyszeliśmy trzaski fleszy<br />
i kroki kamerzystów. Profesor zdecydowanym głosem rozpoczął opowieść o dążeniu<br />
w kardiochirurgii do malej inwazyjności zabiegu: zminimalizowania urazu operacyjnego<br />
przez odstąpienie od krążenia pozaustrojowego, zmniejszenia ilości kaniul podłączonych<br />
w polu operacyjnym itp. Prelegent przedstawiał zalety operacji prowadzonych na bijącym<br />
sercu, przy wykorzystaniu tzw. „ośmiorniczki” – urządzenia stabilizującego obszar działań<br />
chirurga. Następnie poruszony został temat rezygnacji ze sternotomii na rzecz 4-5 centymetrowych<br />
nacięć skóry, przez które wprowadza się torakoskop. Technika ta to TECAB (Totally<br />
Endoskopic Coronary Artery Bypass), którą może wykonywać robot, sterowany<br />
z dowolnego miejsca (nawet z domu) przez chirurga. Przy operowanym pacjencie stoi jeden<br />
asystent, który wprowadza ramiona robota w pole zabiegu. „Nóż? Cóż to? Już się go nie<br />
używa. Teraz liczą się wolne od drżeń i ruchome w pełnym zakresie ręce maszyny. Jej narzędzia<br />
mieszczą się w 3-4 cm-ej przestrzeni międzyżebrowej.” Tak dotarliśmy do punktu<br />
kulminacyjnego tej opowieści - informacji o istnieniu polskiego robota do zabiegów kardiochirurgicznych.<br />
Nasz robot został stworzony przez grupę prof. Podsędkowskiego przy nadzorze<br />
technicznym dr. Zbigniewa Nawrota dzięki staraniom Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii<br />
utworzonej w Zabrzu przez prof. Religę. Obecnie robot jest testowany na zwierzętach.
26<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
Pozostaje czekać z niecierpliwością i nadzieją na pozytywne wyniki tych testów. Zaciekawienie<br />
słuchaczy wzbudziła rónież opowieść o perspektywie klinicznego wykorzystania<br />
„vasculogenezy” Dowiedzieliśmy się, że określono już czynniki odpowiadające za pobudzenie<br />
angiogenezy w sercu. Ich wykorzystanie może pomóc w leczeniu chorych z rozsianymi<br />
zmianami w naczyniach wieńcowych, których przy nieskuteczności farmakoterapii trudno<br />
jest leczyć zabiegowo. Czynniki te to: FGF, VEGF, HGF, GMCSF. Najlepszą drogą ich<br />
podania są iniekcje dosercowe.<br />
Jakie jest marzenie profesora Religi? - „...pragnę zbudować sztuczne serce na baterie,<br />
najlepiej polską, by chore dzieci mogły wyjść ze szpitala i grać w piłkę, by ludziom czekającym<br />
na transplantacje serca dać jak najwięcej czasu i komfortu...”<br />
Profesor ze swoim zespołem naukowców, inżynierów, lekarzy dysponują już m.in. polskimi<br />
sztucznymi komorami serca oraz pneumatycznym sztucznym sercem działającym<br />
dzięki zewnętrznej jednostce napędowej. Te wynalazki są już wykorzystywane praktycznie<br />
i pomogły w ratowaniu życia pacjentów.<br />
Te i wiele innych informacji (choćby o implantach zastawek) wywarły na mnie ogromne<br />
wrażenie. Nie byłam jednak sama, gdyż po prelekcji na profesora spadla lawina pytań. Skierowane<br />
nie tylko do lekarza, ale i senatora ukazały profesora w „nowym” świetle. Ten człowiek<br />
jest dla nas wielkim autorytetem. Odnosi sukcesy nie tylko naukowe, ale angażuje się<br />
także w sprawy publiczne, polskie. Pragnie naprawy, ulepszenia, w każdym z tych aspektów,<br />
oddając siebie z ofiarnością sięgającą granic możliwości. Jest osobą szanowaną, budzącą<br />
zaufanie, myślącą otwarcie, przyszłościowo, NIEZALEŻNIE. Myślę, że właśnie takich<br />
wzorów nam potrzeba, które nadają sens oraz napawają optymizmem nasze życie, zajęcia<br />
i marzenia. Przybycie Profesora na Sesję dodało energii nam wszystkim, co dało się słyszeć<br />
m.in. w gromkich oklaskach po zakończeniu wykładu.<br />
Bardzo wysoko postawionej poprzeczki próbowali sięgać kolejni wykładowcy. Czy im<br />
się udało, mieliście szansę osądzić sami, jeśli słuchaliście. Według mnie za dużo pojawiło<br />
się trudno przyswajalnych procentów, wykresów, słupków, często podanych<br />
w „odrzutowym” tempie. Jeśli chodzi o wartość merytoryczną, odsyłam was do konspektów,<br />
które można było nabyć u organizatorów. Przedstawienie jej tu i teraz nie jest moim<br />
zadaniem. Wolę przekazać Wam to, czego tam nie znajdziecie. Są to wyznania prezentujących,<br />
które ożywiły twarze słuchaczy. I tak:<br />
• Prof. Religa stwierdził, że gdyby miał zawał to ze wszystkich dostępnych sposobów<br />
leczenia najchętniej zdecydowałby się na pierwotną angioplastykę<br />
• Dr Lesiak przedstawił obraz typowego zawałowca (61 lat, palacz, z cukrzycą, niewydolnością<br />
krążenia, 25% już po pierwszym zawale, część po PTCA i kilka procent<br />
po by-passach.)<br />
• Prof. Ochotny określił zdrowie jako stan przejściowy między jedną a drugą chorobą.<br />
Pokłada on w nas, studentach, nadzieję na twórców lepszej medycyny, z której sam<br />
wolałby nie korzystać. Jeśli chodzi o ACE-I i ich mechanizm działania, to zgodzi się<br />
ze wszystkim, czego by student na egzaminie nie wymyślił, zastanawiając się najpierw,<br />
co student miał na myśli. Powie o leku, którego nie nazwie, by go nie reklamować.<br />
„W przyszłości wszyscy odniosą korzyści ze stosowania ACE-I.” Karwedilol<br />
ma wpływ na „twardy punkt końcowy” (przedłuża życie).<br />
• Dr Mitkowski mówił o odniesieniu wyników do „żyły, która jest, bo gdyby jej nie<br />
było, to by badanie nie wyszło”. Nowatorsko przedstawił działanie: a) digoksyny –<br />
przyrównał ją do marchewki przed nosem osiołka oraz b) resynchronizacji – „to<br />
jakby osiołkowi dać wrotki”.
P u l s A M<br />
27<br />
Na koniec piątkowej sesji wystąpił dr hab. med. Krzysztof Lewandowski. W błyskawiczny<br />
sposób (prawie, że „kaskadowy”), spłynęła na nas wiedza o: FV Lei den, F 2, TAFI<br />
– cokolwiek by one nie oznaczały.<br />
Zmęczeni, z „rozmaglowanymi” nieco głowami opuściliśmy Salę Zeylanda, by wymienić<br />
ją chwilowo na parkiet Klubu Esculap oraz by powrócić na nią 24.01 z rana. Pomimo<br />
zmęczenia ochoczo, choć w dużo skromniejszym gronie, zajęliśmy się radiologią zabiegową<br />
i nie tylko. Pytaniom do prof. Szczerbo-Trojanowskiej nie było końca.<br />
Kto nie uczestniczył w Sesji, ten wiele stracił. Sporo można było dowiedzieć się, zobaczyć,<br />
wiele spraw zostało klarownie wyjaśnionych. Poznaliśmy prognozy, co do kierunków<br />
rozwoju medycyny, aktualną wiedzę i wiele nowinek. A wszystko to w przemiłej atmosferze<br />
(i o sytym brzuszku ☺). Organizatorom imprezy należy się wielki ukłon i wyrazy uznania<br />
oraz gorące podziękowania od słuchaczy.<br />
Aneta Orczyk<br />
************************************************<br />
Rozmowa z Prof. dr. hab. Zbigniewem Religą<br />
Po wygłoszonym przez Profesora Religę wykładzie, dwójka naszych dzielnych reporterów<br />
rzuciła się w pogoń za już spóźnionym na kolejne spotkanie autorytetem polskiej<br />
kardiochirurgii, aby zadać mu parę pytań. Udało się! Oto kilka słów od Profesora.<br />
Panie Profesorze, jakie można by wprowadzić zmiany w kształceniu polskich<br />
studentów, aby służba zdrowia była u nas tak dobra, jak za zachodnia granica?<br />
Jestem zachwycony systemem anglosaskim (amerykańskim). U nas od pierwszego roku jest<br />
czysta teoria, przynajmniej tak było, jak ja studiowałem i chyba nic nie zmieniło się.<br />
W Ameryce student ma bezpośredni kontakt z praktyką i z chorym, bo to jest najważniejsze.<br />
Wielu rzeczy można nauczyć się z książek, ale nie prawdziwej sztuki lekarskiej, rozmowy<br />
z chorym, diagnozowania. Właśnie tego bym oczekiwał, jeżeli chodzi o dalsze kształcenie<br />
lekarzy. W tej chwili w Polsce to już się zaczyna - chodzi mi o programy szkoleniowe. Jeśli<br />
pani na przykład robi specjalizację, to fakt, czy pani się rozwija czy nie, zależy od kierownika<br />
specjalizacji. Według mnie, by temu zapobiec, musi powstać schemat tego szkolenia na<br />
każde półrocze. Gdy zostanie wypełniony jako każdy punkt, kończąc specjalizację, jest pani<br />
nauczona tego wszystkiego, co specjalista danej dziedziny umieć powinien. Inaczej mówiąc<br />
– zaadaptowałbym system anglosaski, jeśli chodzi o czas studiów i czas podyplomowy. Ale<br />
proszę państwa! Nie narzekajmy, że polska medycyna jest fatalna, że polskie szkolenie jest<br />
złe. Z tym bym się nie zgodził - skończyłem tutaj w Polsce studia, wyrosłem na takiego<br />
lekarza, choć prawdą jest, że dostałem w życiu szanse - pracowałem w USA. Tam wiele się<br />
nauczyłem. Wydaje mi się, że gdy człowiek chce być dobrym lekarzem, to po ukończeniu<br />
studiów ma duże szanse, że nim zostanie, to wszystko zależy od niego.<br />
Panie Profesorze, bardzo często sugeruje się nam, byśmy jednak wyjechali za<br />
granicę, ponieważ w Polsce nie ma dla nas dobrych perspektyw. Czy pan Profesor<br />
również podziela to zdanie, czy też może rozwiać ten pesymizm?<br />
Zdecydowanie nie będzie tak, że wyjazd stanie się jedynym rozwiązaniem dla otrzymania<br />
szansy i dobrej przyszłości. Jestem gorącym zwolennikiem wejścia Polski do Unii Europejskiej.<br />
Bardzo chciałbym, aby ten ważny krok nastąpił. To jest olbrzymia szansa dla postępu<br />
w polskim rozwoju cywilizacyjnym. Również zmieni się sytuacja w polskiej ochronie zdro-
28<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
wia, bo wymusi to sytuacja. To się nie zmieni z dnia na dzień, ale za 10 lat będziemy mieli<br />
kompletnie inną sytuację. Prawdopodobnie będziecie zarabiać w sposób zbliżony do kolegów<br />
z Niemiec czy Anglii. Tutaj, do nas, będą chcieli przyjeżdżać z Zachodniej Europy.<br />
Pewnie, że niektóre osoby z was wyjadą, ja jestem zresztą zwolennikiem tego. Skoro jest<br />
wspólna Europa, to czy będziesz mieszkać i pracować w Warszawie, Paryżu czy Londynie –<br />
nie powinno być różnicy. To nie jest jednak kwestia uwzględniona w powszechnym myśleniu,<br />
ale za parę lat tak będzie. Teraz nie ma już znaczenia, czy ktoś z was wyjedzie czy nie,<br />
dlatego to właśnie tutaj będą chcieli przyjeżdżać. dlatego nie boję się masowej ucieczki lekarzy.<br />
Rozmawiali: Aneta Orczyk i Witold Pawelczak<br />
(Dyktafon trzymał: Maciej Antczak)<br />
Rozmowa ze zwycięzcą plebiscytu na<br />
Najpopularniejszego Sportowca 2003 roku<br />
Sergiuszem Duriaginem<br />
Serdecznie gratulujemy wyróżnienia, czy<br />
spodziewałeś się wygranej?<br />
Nie, na pewno nie.<br />
Powiedz krótko, na jakim jesteś wydziale,<br />
którym roku, jakiej sekcji oraz – jak długo<br />
w niej jesteś?<br />
Studiuję na czwartym roku wydziału lekarskiego<br />
i od dwóch lat należę do sekcji wspinaczki<br />
skałkowej.<br />
Czy twoja wygrana to bardziej zasługa<br />
trenera czy całej rzeszy studentów, która<br />
na Ciebie głosowała, jak uważasz?<br />
Na pewno jest to zasługa naszego trenera,<br />
guru i przyjaciela.<br />
Jak wiele czasu w tygodniu zajmują Twoje<br />
treningi?<br />
W sumie to jestem w dwóch sekcjach: wspinaczki<br />
i kulturystyki. Dlatego ogólnie mam<br />
cztery treningi na tydzień. Sama sekcja wspinaczki<br />
to 2-3 treningi w tygodniu.<br />
Co daje Ci wygrana, oprócz popularności,<br />
uznania i zadowolenia z siebie? Ciekawe<br />
nagrody?<br />
Myślę, że nagrody nie są tutaj ważne. Ja nawet<br />
ich jeszcze nie obejrzałem, ale na pewno<br />
są fajne. Są to rzeczy czysto materialne. Najbardziej<br />
cieszę się, że mam tylu przyjaciół i to<br />
prawdziwych, bo przyszli i na mnie zagłosowali.<br />
W jaki sposób zdobyłeś sobie taką liczbę<br />
fanów? Prowadziłeś jakąś kampanię reklamową?<br />
Nie, nic z tych rzeczy. Może to efekt tego, że<br />
staram się utrzymywać jak najwięcej kontaktów<br />
z ludźmi.<br />
Czy Bal Sportowca to stały coroczny punkt<br />
programu w Twoim życiu?<br />
Nie, to dopiero mój drugi raz, ale w zeszłym<br />
roku było bardzo fajnie☺☺.<br />
A w tym roku???<br />
Jest super!<br />
Gdzie mają zgłosić się osoby zainteresowane<br />
sekcją wspinaczki?<br />
Na ulicę Wielkopolską, tam czeka na nich<br />
ściana wspinaczkowa. Wszystkich bardzo<br />
serdecznie zapraszamy, można do nas dołączyć.<br />
Panuje bardzo mila atmosfera.<br />
Kiedy można do was przyjść?<br />
Każdego dnia w godzinach 9:30- 21:30, a w<br />
soboty i niedziele: 17:00-21:30.<br />
Jak liczna jest wasza sekcja?<br />
W tej chwili uczestniczy w niej 27 osób.<br />
Czy organizujecie jakieś treningi w prawdziwych<br />
skałkach?<br />
Tak, co roku jeździmy w polskie skałki -<br />
Sokoliki. Wyjazdy zagraniczne - tylko we<br />
własnym zakresie. Serdecznie zapraszamy!<br />
Rozmawiała: AnetaOrczyk
P u ls A M<br />
29<br />
Bal Sportowca<br />
I Bal Stomatologa<br />
23.01. b.r. godzina 21:00, piątek. W salach Klubu Studenckiego Eskulap roznosi się głos zapraszający<br />
na scenę, po której „kręcą” się odświętnie wystrojeni organizatorzy. Nad ich głowami<br />
wisi napis nie pozostawiający złudzeń: otwarto SIÓDMY BAL SPORTOWCA I PIERWSZY<br />
BAL STOMATOLOGA. Imprezę zorganizował AZS (Akademicki Związek Sportowy) oraz<br />
PTSS (Polskie Towarzystwo Studentów Stomatologii). Honorowy patronat objął J.M Rektor <strong>AM</strong><br />
w <strong>Poznaniu</strong> Prof. dr. hab. med. Grzegorz H. Bręborowicz, który niestety, z powodu przeziębienia,<br />
nie mógł dotrzeć na Bal. Wśród ogólnego oczekiwania na dalszy rozwój zdarzeń, na scenie<br />
zaczęły pojawiać się osoby, którym prezes AZS-u, Agata Juskowiak, złożyła podziękowania za<br />
współpracę. Na koniec poznaliśmy dwóch wodzirejów, którzy od razu zaczęli rozgrzewać atmosferę.<br />
Zaczęto od wykonania poloneza, który zachęcił i tych, którzy jeszcze przed chwilą stali na<br />
scenie. Następnie – walc, a po nim zaprezentowali się członkowie sekcji tanecznej przy Studium<br />
WFiS.<br />
O godz. 22:00 wywołano trójkę zwycięzców konkursu „Dentista Optimus”. Byli to:<br />
1.lek. stom. Zimowit Franaszek<br />
2.lek. stom. Piotr Andrysiak<br />
3. lek. stom. Przemysław Gajdus<br />
Ogłoszono także wyniki plebiscytu na Najpopularniejszego Sportowca 2003 roku <strong>AM</strong><br />
w <strong>Poznaniu</strong>. Fanfary i nagrody wyróżniły dziesięciu sportowców, z których najważniejszym<br />
został Sergiursz Duriagin.<br />
Kolejno, przez wiele godzin, salę po brzegi wypełniały tłumy. Gromkie śpiewy, okrzyki<br />
i „piski” tancerek, które w zapomnieniu... coraz wyżej zadzierały sukienki. Z każdą chwilą<br />
z widoku ubywały marynarki, kamizelki, krawaty, szale, nawet buty! Totalny szał w kłębach<br />
pary. Dziewczyny zaproszono do kankana, a nasi mężczyźni odtańczyli Greka Zorbę. Ramiona<br />
nas rozbolały przy przebojach dziewczyn z Las Ketchup i YMCA. Przy słynnym „Baranku” Kultu<br />
męskie gardła zaśpiewały: „Na głowie kwietny ma wianek, w ręku zielony badylek...”! Później<br />
– zmiana klimatu i po sali wiły się dwa „węże”, a potem – Desperado. W powietrze pofrunęły<br />
bańki mydlane. Zabawie nie było końca. Przerzedzenie w szeregach obserwowaliśmy dopiero<br />
około czwartej nad ranem.<br />
Uważam, że było nie tylko bardzo fajnie, wesoło i szaleńczo, ale i można użyć słowa – pięknie.<br />
Aneta Orczyk
30<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
Podsumowanie<br />
działalności<br />
w roku akademickim<br />
kim<br />
2002/2003<br />
Jak stanowi Ustawa o Szkolnictwie Wyższym: „Studenci uczelni tworzą samorząd studencki,<br />
a organy samorządu studenckiego są jedynym reprezentantem ogółu studentów”. Ten<br />
fakt sprawia, że samorząd studencki jest najliczniejszą organizacją działającą wśród studentów<br />
naszej uczelni, a powód tego jest bardzo prosty – zrzesza ich wszystkich.<br />
Rada Uczelniana Samorządu Studenckiego (RUSS) reprezentuje wszystkich studentów<br />
Akademii Medycznej zarówno na jej terenie, jak i poza nią. W jej skład wchodzi 12 osób –<br />
przedstawicieli wszystkich 4 wydziałów Uczelni (WL I – 5 osób, OS WL II – 2, WF – 3, WNoZ<br />
– 2).<br />
I. UDZIAŁ W ŻYCIU AKADEMII – DZIAŁALNOŚĆ STATUTOWA<br />
1. Wielokrotne przedstawianie opinii i problemów studentów w różnych ciałach kolegialnych<br />
oraz w rozmowach z decydentami.<br />
2. Zorganizowanie wyjazdu integracyjnego władz Uczelni i studentów do Chaty Studenckiej<br />
„Jagoda” w Święto Niepodległości.<br />
3. Uczestnictwo w:<br />
• Inauguracji roku akademickiego<br />
• dyplomatoriach poszczególnych wydziałów<br />
• spotkaniach z kandydatami na studia podczas „drzwi otwartych” na wszystkich wydziałach.<br />
4. Wytypowanie naszych przedstawicieli do organów uczelni i udział w ich pracach:<br />
• senat (5 osób)<br />
• kolegium rektorskie (1 osoba)<br />
• kolegia dziekańskie (4 x 1 osoba)<br />
• komisje senackie (15 osób)<br />
• Rada Programowa Klubu Eskulap (1 osoba)<br />
• Rada Programowa Klubu Wawrzynek (1 osoba)<br />
• Rada Biblioteczna (1 osoba)<br />
• Rektorska Rada ds. witryny internetowej Akademii Medycznej (1 osoba)<br />
• Rektorska Komisja ds. Rozwoju informatyki (1 osoba)<br />
5. Zorganizowanie spotkania studentów z Prorektorem ds. studenckich.<br />
6. Wielokrotne interwencje na wnioski studentów.<br />
7. Przeprowadzenie wyborów uzupełniających do Rady Uczelnianej Samorządu Studenckiego<br />
8. Aktywny udział w pracach nad zmianami w nowym Statucie Akademii Medycznej.
P u ls A M<br />
31<br />
9. Prace nad aktualizacją Regulaminu Domów Studenckich.<br />
II. SPRAWY SOCJALNE I EKONOMICZNE<br />
1. Przeprowadzenie podziału funduszy na działalność studencką pomiędzy organizacje studenckie<br />
naszej Akademii.<br />
2. Podział miejsc w akademikach pomiędzy wydziały.<br />
3. Wybór ubezpieczyciela, oferującego najdogodniejsze warunki finansowe dla studentów.<br />
4. Pomoc Radom Mieszkańców Domów Studenckich: "Eskulap", "Wawrzynek" oraz „Hipokrates”.<br />
5. Opiniowanie odpłatności za miejsca w Domach Studenckich oraz za obiady w nowej stołówce<br />
studenckiej.<br />
6. Opiniowanie wysokości stypendiów naukowych, socjalnych i zapomóg losowych.<br />
7. Opiniowanie podań o obniżenie odpłatności za powtarzane przedmioty.<br />
8. Opiniowanie podań o zapomogi socjalne.<br />
9. Prace nad nowelizacją Regulaminu Pomocy Materialnej dla studentów naszej Akademii.<br />
10. Prace nad powołaniem Studenckiego Biura Karier na naszej Uczelni.<br />
III. DYDAKTYKA<br />
1. Opracowanie wyników przeprowadzonej ankiety dydaktycznej na Wydziale Lekarskim I<br />
oraz ich prezentacja podczas połączonego posiedzenia Rad Wydziałów Lekarskiego<br />
I i II poświęconego dydaktyce.<br />
2. Aktywny udział w pracach Komitetu Organizacyjnego Międzynarodowej Konferencji<br />
„Edukacja medyczna w krajach Europy Środkowej i Wschodniej – od status quo do zmian”,<br />
Poznań 2003.<br />
3. Opracowanie zestawienia propozycji i problemów w nauczaniu.<br />
4. Udział w pracach nad zmianami w sposobie nauczania niektórych przedmiotów na Wydziale<br />
Lekarskim I.<br />
5. Zorganizowanie spotkania ze starostami wszystkich lat i kierunków na Wydziale Nauk o<br />
Zdrowiu w celu omówienia problemów związanych ze sposobem nauczania niektórych<br />
przedmiotów.<br />
6. Udział w pracach nad zmianami w programie nauczania na WNoZ.<br />
7. Współpraca przy wprowadzeniu ankiet dydaktycznych oceniających nauczycieli akademickich.<br />
8. Uzyskanie zgody na wprowadzenie studenckiej ankiety dydaktycznej dodatkowo na Wydziale<br />
Nauk o Zdrowiu oraz Wydziale Farmaceutycznym.<br />
9. Organizacja plebiscytu w celu przyznania tytułów honorowych „Amicus Studentorum” najbardziej<br />
zaangażowanym nauczycielom akademickim za rok 2002/2003.<br />
10. Zorganizowanie spotkania informacyjnego dla studentów <strong>AM</strong> w sprawie Lekarskiego Egzaminu<br />
Państwowego – LEP i Lekarsko-Dentystycznego Egzaminu Państwowego – LDEP.<br />
IV. DZIAŁALNOŚĆ KULTURALNO – ROZRYWKOWA I TURYSTYCZNA<br />
1. Zorganizowanie „Otrzęsin 2002’’/„Freshmen Party” dla pierwszego rocznika naszej Akademii.
32<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
2. Organizacja Spotkania opłatkowego organizacji studenckich z władzami Uczelni.<br />
3. Organizacja „Balu Medyka 2003’’.<br />
4. Organizacja obozu adaptacyjnego w „Jagodzie” dla 30 beanów – sierpień 2002.<br />
5. Nadzór nad Radą Klubu Studenckiego „Wawrzynek” zajmującą się działalnością kulturalnorozrywkową<br />
klubu.<br />
6. Udział w Juwenaliach 2003 – organizacja parady studenckiej oraz imprezy okolicznościowej<br />
na Starym Rynku z Udziałem Władz Uczelni Wyższych i Prezydenta miasta Poznania.<br />
7. Organizacja Medykaliów 2003 – imprezy dla studentów <strong>AM</strong> w ramach Juwenaliów 2003<br />
V. KONTAKTY POZAUCZELNIANE<br />
1. Lobbing parlamentarny na rzecz nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza w artykule dotyczącym<br />
państwowego egzaminu po stażu podyplomowym.<br />
2. Komisja ds. Wyższego Szkolnictwa Medycznego Parlamentu Studentów RP:<br />
• udział w pracach tejże Komisji, a w szczególności wielokrotne wyrażanie opinii i protestów<br />
studentów naszej uczelni na temat sposobu wprowadzenia przez Ministerstwo Zdrowia<br />
nowego programu stażu podyplomowego lekarzy i lekarzy stomatologów, z kończącym<br />
go Lekarskim Egzaminem Państwowym,<br />
• poruszanie powyższych kwestii na spotkaniach z Ministrami Zdrowia Mariuszem Łapińskim<br />
oraz Leszkiem Sikorskim, oraz spotkaniu w Sejmie z Przewodniczącą Komisji<br />
Zdrowia Barbarą Błońską – Fajfrowską.<br />
3. Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej:<br />
• udział w konferencjach szkoleniowych,<br />
• uczestnictwo w dorocznym Zjeździe Parlamentu Studentów RP,<br />
• prace na rzecz poprawy sytuacji studentów Polskich w tejże Radzie Studentów.<br />
4. Powołanie i rozwój CIW - Centrum Informacji o Wyjazdach Studentów Akademii Medycznej<br />
w <strong>Poznaniu</strong>.<br />
5. Opracowanie i udostępnienie w gablotach oraz na stronie internetowej zestawienia dostępnych<br />
wyjazdów i stypendiów zagranicznych.<br />
6. Opracowanie Regulaminu Wyjazdów z Programu Socrates – Erasmus.<br />
7. Czynny udział w pracach Kolegium Samorządów Studenckich Uczelni Wyższych Miasta<br />
Poznania (KSSUWMP) i wspólna organizacja Juwenaliów 2003.<br />
8. Pomoc w pracach Europejskiego Stowarzyszenia Studentów Medycyny (EMSA) na naszej<br />
Uczelni oraz pomoc w zorganizowaniu międzynarodowego spotkania dotyczącego nauczania<br />
medycyny w krajach Unii Europejskiej.<br />
9. Wyjazd przedstawicieli RUSS na spotkanie dotyczące Nauczania Problemowego (PBL) do<br />
Linköping (Szwecja).<br />
10. Wyjazd przedstawiciela RUSS na zorganizowaną przez American Medical Students Association<br />
(<strong>AM</strong>SA) Konferencję w Waszyngtonie, gdzie Akademia Medyczna w <strong>Poznaniu</strong> została<br />
oficjalnie uznana za Oddział Międzynarodowy tejże organizacji.<br />
11. Wyjazd przedstawiciela RUSS na Sympozjum „Diabetologicum’03” w Halle oraz nawiązanie<br />
kontaktów ze studentami tamtejszego Uniwersytetu.
P u ls A M<br />
33<br />
12. Koordynacja prac nad wyjazdem grupy studentów na praktyki wakacyjne na Uniwersytet<br />
Christiana Albrechtsa w Kilonii przy współpracy z DAAD.<br />
13. Pomoc w zabezpieczeniu medycznym organizowanego przez Uniwersytet Adama Mickiewicza<br />
w <strong>Poznaniu</strong> „Spotkania z Unią Europejską”.<br />
VI. INFORMACJA I PROMOCJA<br />
1. Przekazywanie i rozpowszechnianie szeregu informacji wśród studentów Akademii.<br />
2. Rozwój i udoskonalenie witryny internetowej Rady Uczelnianej Samorządu Studenckiego -<br />
www.amp.edu.pl/samorzad<br />
3. Propagowanie adresu e-mail: studenci@amp.edu.pl, jako nowej formy kontaktu studentów<br />
z Prorektorem ds. studenckich.<br />
4. Rozpowszechnienie logo Rady Uczelnianej Samorządu Studenckiego.<br />
5. Aktywizacja gablot samorządu studenckiego.<br />
6. Współpraca z gazetą studencką „<strong>Puls</strong> <strong>AM</strong>” oraz miesięcznikiem „Fakty <strong>AM</strong>”.<br />
Z ŻYCIA WZIĘTE ☺<br />
Rozpoczęła się szkoła. Co nasze dzieci wiedzą o otaczającym je świecie?<br />
Poniżej fragmenty ze szkolnych wypracowań:<br />
* Wszystkie grzyby są jadalne, ale niektóre tylko raz.<br />
* Wiewiórka żywi się orzechami bardzo twardymi,<br />
bo gdyby nie jadła twardego pożywienia, to by jej zarosła paszcza.<br />
* Porażonego prądem należy przede wszystkim wyciągnąć z kontaktu.<br />
* Poznać, że koń jest chory, po tym, że traci swą naturalną wesołość i jest zamyślony.<br />
* Najczęściej spotykanym ssakiem górskim jest góral.<br />
* Znanym drapieżnikiem leśnym jest drapichrust.<br />
* Człowiek rozmnaża się nie przez pączkowanie, tylko przyjemniej.<br />
* Kogut różni się od kury tym, że ma ostrogi, jest bardziej spadzisty, pieje i nie znosi jaj.<br />
* Błony komórkowe spełniają bardzo ważną funkcje w życiu komórki:<br />
wiedzą kogo wpuścić, a kogo wypuścić, czyli funkcje celnika.<br />
* Ślimak ma jednocześnie płeć żeńską i męską, ale z tego nie korzysta.<br />
* Do chorób zawodowych zaliczamy: pylicę, gruźlicę i rzeżączkę.
34<br />
<strong>Gazeta</strong> Studentów<br />
Walentynkowe rozterki<br />
Walentynki – Święto Zakochanych czy zwykła komercja? Moja nauczycielka twierdziła, że nie potrzebuje<br />
specjalnej okazji, by okazać miłość swojemu mężowi. Ma na to cały rok. Jak się nad tym zastanowić…<br />
Rzeczywiście, walentynkowa kampania reklamowa zaczyna się niemal zaraz po Sylwestrze, by<br />
swoje apogeum osiągnąć właśnie 14-ego lutego. Jeżeli z kimś jestem, to przecież nie okazuję mu uczucia<br />
tylko w dniu Św. Walentego. Dlatego osobiście jestem przeciwna szczególnemu celebrowaniu tego dnia. A<br />
walentynkowe „akcesoria” w większości wydają mi się wręcz tandetne. Każdemu miło jest dostać coś od<br />
serca od swojej „drugiej połowy”, a każda taka rzecz nabiera wtedy dla nas szczególnego znaczenia. Osobiście<br />
radziłabym pamiętać o zasadzie „…wystarczą małe gesty” ☺ (Jeżeli macie jakieś ciekawe pomysły,<br />
podzielcie się z nami - najbardziej zaskakujące nagrodzimy upominkami)<br />
Ale jest jeszcze druga strona medalu. Mam wrażenie, że 14 luty powinien być dniem „Skrycie Zakochanych”.<br />
Jest to bowiem dla nich szansa na wyznanie komuś swoich uczuć, chociażby anonimowo. Jest z<br />
tym tylko jeden problem - jaki ma to sens, jeżeli nie dowiemy się, co na to osoba, której to dotyczy. Moim<br />
zdaniem powinno się tak „nie podpisywać” walentynkowych kartek, aby adresat miał szansę odgadnąć,<br />
kim jest nadawca. Jeśli mu się uda, wiele może się w naszym życiu „zmienić” ☺ Jeżeli nie…no cóż, zawsze<br />
można znaleźć wytłumaczenie, że może niezbyt wyraźnie się „nie podpisaliśmy”. Dla odważnych<br />
zostaje jeszcze jedna możliwość – powiedzenie tych „kilku słów” (jeśli oczywiście się da) prosto w oczy.<br />
Czasem jednak najprostsze rzeczy najtrudniej przechodzą przez gardło. Oj, wiem coś o tym!... Ale o ile<br />
łatwiejsze byłoby nasze życie. Warto chyba jednak zebrać się na odwagę. Uwierzcie mi, efekt może was<br />
zaskoczyć bardziej niż byście się tego mogli spodziewać ☺! Przy okazji chciałabym pozdrowić „doktora<br />
Judyma”, który rok temu dokonał czegoś zaskakującego i w końcu stwierdził, że „w jasności lepiej widać”.<br />
☺ W jego przypadku odpowiednie słowa podziałały. Spróbujcie, może wam też uda się coś zmienić!<br />
Jeżeli Walentynki, to zakochani; jak zakochani, to miłość od pierwszego wejrzenia. Istnieje czy nie?<br />
Jesteśmy jak ten mędrzec z ballady Mickiewicza. Czy nasze „szkiełko i oko” pozwalają nam w nią wierzyć?<br />
Podoba mi się pogląd Szymborskiej w wierszu pod tytułem (nota bene) „Miłość od pierwszego wejrzenia”:<br />
„ (…) Bardzo by ich zdziwiło,<br />
że od dłuższego już czasu<br />
bawił się nimi przypadek.<br />
Jeszcze nie całkiem gotów<br />
zamienić się dla nich w los.<br />
Zbliżał ich i oddalał,<br />
zabiegał drogę<br />
i tłumiąc chichot<br />
odskakiwał w bok.<br />
Były znaki, sygnały<br />
Cóż z tego, że nieczytelne. (…)”<br />
Resztę doczytajcie sobie sami (polecam motyw listka!) ☺ Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć<br />
wam udanego dnia 14.lutego i oby Dzień Zakochanych trwał u was cały rok!! Powodzenia….<br />
Dorota Karmowska