Religijny sens Szoa.pdf - Pracownia Pytań Granicznych ...
Religijny sens Szoa.pdf - Pracownia Pytań Granicznych ...
Religijny sens Szoa.pdf - Pracownia Pytań Granicznych ...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Gernot Weirich<br />
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów<br />
w obozach koncentracyjnych<br />
w perspektywie religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u <br />
Zasadniczym celem mojego opracowania jest zdiagnozowanie możliwości<br />
mówienia o religijnym <strong>sens</strong>ie ludzkiej egzystencji po katastrofie człowieczeństwa,<br />
która dokonała się za sprawą niemieckiego systemu nazistowskiego.<br />
Moją tezą jest, że katastrofa ta odsłoniła dramatyczną niewystarczalność tradycyjnego<br />
języka religijnego (jako kompletnego religijnego czy wprost wyznaniowego<br />
systemu znaków), a zarazem pokazała, że na poziomie bardziej<br />
podstawowym – takich doświadczeń ludzkiej egzystencji, które mogą, ale bynajmniej<br />
nie muszą być interpretowane w kategoriach religijnych, czy tym<br />
bardziej wyznaniowych – trwają doświadczenia <strong>sens</strong>u w swoim sednie niezniszczalne.<br />
Mam tu na myśli ludzką autotranscendencję ku bezwarunkowemu<br />
<strong>sens</strong>owi życia, której nie jest w stanie zakwestionować nawet śmierć.<br />
Zdaję sobie sprawę z wątpliwości, które może budzić taka teza – ich wyrazem<br />
jest między innymi drugi artykuł w tej części książki, autorstwa Beaty<br />
i Tomasza Polaków, powstały jako krytyczny koreferat do mojej wypowiedzi.<br />
Sądzę jednak, że na dzisiaj nie mamy innej możliwości niż zaakceptowanie<br />
spornego i niejednoznacznego statusu języka i <strong>sens</strong>ów religijnych, a zarazem<br />
podtrzymanie toczącej się wokół nich dysputy, uwzględniającej także najbardziej<br />
tragiczne doświadczenia człowieczeństwa. Taką właśnie postawę przyjmuję<br />
w tym opracowaniu.<br />
W moim przedłożeniu zwrócę uwagę najpierw na usytuowanie samoświadomościowe,<br />
moralne, kulturowe i społeczno-religijne katów (w stosunkowo<br />
wąskim zakresie), a następnie ofiar obozów koncentracyjnych (w zakresie<br />
znacznie szerszym) – nie po to jednak, by jeszcze raz je opisywać, skoro zosta-<br />
<br />
Artykuł przetłumaczony z języka niemieckiego i zredagowany przez Tomasza Polaka na<br />
podstawie materiałów dostarczonych przez Gernota Weiricha.
134 Gernot Weirich<br />
ło to uczynione już wielokrotnie, ale by potraktować je jako możliwość wglądu<br />
w nieewidentne wymiary ludzkich postaw – obecne stale i regulowane<br />
przez zespoły systemowych praw i struktur społecznych, a ujawniające swoją<br />
destrukcyjną lub pozytywną siłę, kiedy struktury te zostają zakwestionowane,<br />
zachwiane lub zniszczone. Wgląd ten prowadzi do poszukiwania takiej reinterpretacji<br />
<strong>sens</strong>u religijnego, by był on w stanie sprostać katastrofalnym doświadczeniom,<br />
wobec których stanęliśmy. Zdaję sobie sprawę, że proponowana<br />
przeze mnie interpretacja nie dostarcza w tej dziedzinie rozstrzygnięcia.<br />
Myślenie o religijnym <strong>sens</strong>ie egzystencji – w tradycyjnym tegoż <strong>sens</strong>u ujęciu<br />
– nie będzie już nigdy tak naiwnie jednoznaczne, jak było to w poprzednich<br />
stuleciach; zostało ono bowiem zakwestionowane tak silnie, że klasyczne odpowiedzi<br />
religijne pozostają w nieusuwalnym zawieszeniu wobec braku odpowiedzi<br />
na pytanie o odpowiedzialność Boga za zło dokonane w historii. Nie<br />
ma odpowiedzi na to pytanie – choć wielu jej nadal oczekuje. Sądzę więc, że<br />
szukając religijnego <strong>sens</strong>u katastrofy, którą przeżyliśmy, trzeba umieć przyjąć<br />
twarde słowa Wolfganga Hildesheimera – najpierw zewnętrznego żydowskiego<br />
świadka <strong>Szoa</strong> (w czasie wojny przebywał w Londynie), a następnie tłumacza<br />
i sekretarza sądowego Procesów Norymberskich: „Niezrozumiałości życia<br />
nie można (…) przedstawiać jako próby odpowiedzi, bo oznaczałoby to, że<br />
daje się ona interpretować, i życie staje się [w ten sposób] zrozumiałe. Niezrozumiałość<br />
ta może zostać przedstawiona tylko tak, że ujawnia się cała jej<br />
bezlitosna wielkość i staje przed nami jak pytanie czysto retoryczne: kto czeka<br />
wyjaśnienia, czeka na próżno. Nie otrzyma go, jak długo ktoś kompetentnie<br />
nie objaśni mu <strong>sens</strong>u stworzenia, to znaczy nigdy” .<br />
I. Usytuowanie katów i ofiar w obozach koncentracyjnych<br />
1. Kaci<br />
Analizując usytuowanie obozowych katów, zatrzymam się przede wszystkim<br />
na dwu zjawiskach, które w moim przekonaniu stanowią klucz do sytuacyjnego<br />
zrozumienia ich postaw i działań, choć bynajmniej nie wyjaśniają wszystkiego,<br />
z czym mamy w tym zakresie do czynienia. Chodzi najpierw o zjawisko<br />
strukturalnej i indywidualnej anomii, która dotknęła znaczną część społeczeństwa<br />
niemieckiego w latach międzywojennych, a następnie o swoistą naśladowczą<br />
deformację „osobowości zbiorowej” – w miejsce tradycyjnego stabilnego<br />
układu wartości społecznych, prawnych i moralnych społeczeństwa,<br />
<br />
W. Hildesheimer, Über das absurde Theater, w: tenże, Gesammelte Werke, t. VII, Frank- VII, Frankfurt/Main<br />
1991, s. 17; cytat pochodzi z mowy, którą Hildesheimer wygłosił podczas Międzynarodowego<br />
Tygodnia Teatrów Studenckich w Erlangen w 1960 roku.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 135<br />
w swojej strukturze jeszcze silnie feudalnego (w obu niemieckojęzycznych<br />
cesarstwach), po katastrofie Wielkiej Wojny wchodzi specyficzna struktura<br />
neoplemienna: naśladowcze odniesienie do narcystyczno-sadystycznych postaci<br />
wodzowskich.<br />
Odnoszę się do tych właśnie zjawisk, ponieważ pozwalają one uchwycić<br />
pewne cechy usytuowania katów, które dają się obserwować także w strukturze<br />
obrazu świata i przeżyć ich ofiar – choć oczywiście nie sytuują jednych<br />
i drugich w tych samych rolach. Chodzi o dotykające całą społeczność zakwestionowanie,<br />
czy nawet zniszczenie tradycyjnej struktury społecznego wyrazu<br />
wartości – w tym w szczególności wartości religijnych czy parareligijnych<br />
– stabilizującej osiągnięty poziom cywilizacyjny, kulturowy i prawny całości<br />
społeczeństwa. Stabilizacja ta, jak się okazało, działała już tylko siłą rozpędu<br />
– swoistej bezwładności idei i wyobrażeń o życiu społecznym – w swoim<br />
rdzeniu została jednak zakwestionowana. Sposób odnoszenia się do owego<br />
zakwestionowania różni niewątpliwie (i to skrajnie!) katów i ofiary. Jednakże<br />
samo owo źródłowe zjawisko jest dla jednych i drugich takie samo . Do kwestii<br />
tej wrócę w dalszych częściach tego opracowania.<br />
a) Anomia katów<br />
Erich Fromm, mówiąc o „anomii”, wskazał problem, który na początku ery narodowo-socjalistycznej<br />
objął znaczną część społeczności niemieckiej – przede<br />
wszystkim ludzi młodych i nieświadomych źródeł własnych postaw i działań<br />
– i pociągnął ich do przyłączenia się do narodowych socjalistów. „Anomia”,<br />
o której tu mowa, oznacza „zniszczenie wszystkich tradycyjnych więzi<br />
społecznych” .<br />
W warunkach międzywojennych Niemiec, w szczególności na tle kryzysu<br />
gospodarczego i związanego z nim zachwiania podstaw egzystencji znacznych<br />
grup ludności, powstały warunki rozwoju takiej właśnie anomii. Na tym tle należy<br />
widzieć siłę oddziaływania NSDAP, która natychmiast po dojściu do władzy<br />
rozpoczęła „podporządkowujące ujednolicenie” (Gleichschaltung) wszystkich<br />
dotychczas działających organizacji społecznych w ramach jednego systemu,<br />
co oznaczało ich faktyczne zniszczenie. Hierarchie wartości tych organizacji wyrastały<br />
z tradycji, które pod kierownictwem narodowo-socjalistycznym uległy<br />
perwersji i stały się podkładem propagandy.<br />
<br />
Ma to zapewne związek z wnioskami płynącymi z eksperymentów Zimbardo („więźniowie”<br />
i „nadzorcy”), Ascha (siła konformizmu wewnątrzgrupowego) i Milgrama (sterowanie<br />
okrucieństwem tzw. zwyczajnych ludzi przez narzucony, ale zaakceptowany przez nich autorytet),<br />
pokazującymi jak łatwo o skrajne rozwarstwienie postaw w tej samej grupie społecznej,<br />
kiedy powstaną ku temu odpowiednie warunki sytuacyjne. O eksperymentach tych i płynących<br />
z nich wnioskach szerzej mówią w tej książce Beata i Tomasz Polakowie – por. ss. 251-254.<br />
<br />
E. Fromm, Anatomie der menschlichen Destruktivität, Stuttgart 1974, s. 97.
136 Gernot Weirich<br />
Sama ideologia narodowosocjalistyczna składała się, jak wiadomo z elementów,<br />
silnie heterogennych. Funkcjonariusze systemu – także tacy, jak<br />
nadzorcy obozów, od komendanta do najniższych szczebli – nie mieli scalonego<br />
światopoglądu. Ich obraz świata koncentrował się wokół idei nadczłowieka<br />
(aryjczyka) i ideologii rasowej.<br />
Większość członków SS żyła na poziomie przeciętnego standardu, bez istotnych<br />
życiowych frustracji, co bynajmniej nie pomagało usunąć anomii, nawet<br />
wtedy, kiedy poszczególni funkcjonariusze identyfikowali się z państwem i jego<br />
ideologią. Inaczej mówiąc: zachwiane zostały podstawy spójnego obrazu<br />
świata, a w ich miejsce weszło poczucie sprawczości i usprawiedliwienia własnego<br />
postępowania, dostarczane przez siłę państwowej ideologii.<br />
Szczególnie mocnym przykładem owego zniszczenia fundamentów ludzkich<br />
zachowań przez anomię jest stosunek do zabijania. Albo trzeba przyjąć,<br />
że istnieje pierwotne utożsamienie człowieka z wszystkimi istotami żywymi<br />
– na takim poziomie, że jego skutkiem jest opór przed zabijaniem, albo przyjąć,<br />
że takie residuum humanum jest do zakwestionowania, i zastanowić się,<br />
czego przykładem jest to, co się stało. Fromm zwraca np. uwagę na to, że<br />
w społeczeństwach pierwotnych karą za ciężkie przestępstwa było raczej wygnanie,<br />
niż śmierć przestępcy. To poczucie humanum jest właściwe także ludziom<br />
współczesnym (czymkolwiek ono jest: postulatem do spełnienia czy<br />
istotnym aspektem ludzkiej rzeczywistości). Skoro zaś odczucie to sprawia,<br />
że w zwykłym porządku rzeczy brak motywacji koniecznej do działań agresywnych<br />
czy morderczych, osiągnąć takie działania można jedynie za cenę<br />
zniszczenia owego wewnętrznego oporu i przekonania działających, że ich<br />
nieprzyjaciel nie jest człowiekiem. Z tych właśnie względów tak potrzebne<br />
okazało się w Niemczech między rokiem 1933 a 1945 pojęcie „podczłowieka”<br />
oraz odpowiednio: „szkodnika”, „krwiopijcy”, „pasożyta” czy „bestii”. Wystarczy<br />
przeanalizować słownik SS-manów, by zrozumieć, że istotna część ich<br />
kształcenia polegała na indoktrynacji do przekonania, że przeciwnik jest niczym,<br />
że nie zasługuje na istnienie, należy go więc czym prędzej unicestwić<br />
i „wymazać”.<br />
Trzeba jednak raz jeszcze podkreślić, że nie ukierunkowanie ideologiczne,<br />
ale „brak struktury społecznej, rzeczywistych powiązań i interesów życiowych”<br />
był czynnikiem wzmacniającym agresję. Fromm wykazuje wielokrotnie<br />
na podstawie materiału historycznego, jak działa tego rodzaju społeczna<br />
anomia .<br />
W związku ze stosowanym tu pojęciem „anomii społecznej”, nie należy<br />
jednak przesadnie sugerować się rzekomą niezwyczajnością sytuacji w Trzeciej<br />
Rzeszy, a zwłaszcza niezwyczajnością sytuacji „pokolenia SS” – opisy uwa-<br />
<br />
Tamże.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 137<br />
runkowań i rozwoju anomii w tym pokoleniu, takie jak wyżej cytowane, zwracają<br />
wprawdzie uwagę na szereg skumulowanych czynników specyficznych,<br />
związanych z sytuacją ideową, polityczną, kulturową, gospodarczą i społeczną<br />
ówczesnych Niemiec, czynniki te same w sobie nie tłumaczą jednak charakteru<br />
i siły zjawisk, o których tu mowa. Inaczej mówiąc, trzeba przyznać<br />
rację tym, którzy twierdzą, że wymienione wyżej czynniki „sytuacyjne” służyły<br />
jedynie swoistemu zdjęciu blokad z mechanizmów natury ludzkiej, obecnych<br />
w niej stale i możliwych do uruchomienia w każdej chwili. Oczywiście rozwój<br />
cywilizacyjny stworzył w tym zakresie blokady silne i funkcjonujące skutecznie<br />
– przynajmniej na płaszczyźnie działalności publicznej, zinstytucjonalizowanej,<br />
powiązanej deklaratywnie z akceptowanymi oficjalnie ideałami życia<br />
społecznego i państwowym systemem wartości. Szczególnie wyraźnie można<br />
to obserwować na przykładzie stopniowego „cywilizowania” europejskich<br />
struktur władzy, w rozwoju ku społecznościom realnie demokratycznym. Zarazem<br />
jednak pozostaje faktem, że obecność owej warstwy deklaratywnoinstytucjonalnej<br />
życia społecznego nie przekształca bynajmniej natychmiast<br />
jego przedkulturowych biologicznych (a także psycho- i socjobiologicznych)<br />
uwarunkowań i powiązanych z nimi poziomów oczekiwań, zamiarów, wyborów<br />
i ich ekspresji . Dlatego „zdjęcie blokady” może skutkować – tak właśnie<br />
jak stało się to w społeczności Trzeciej Rzeszy – wybuchem postaw i działań,<br />
które w świetle dotychczasowego rozwoju cywilizacyjnego wydawały się już<br />
niemożliwe. W kontekście głównego założenia projektu, w ramach którego<br />
powstaje to opracowanie, trzeba więc powiedzieć, że humanistyczna retoryka<br />
kultury europejskiej okazała się stosunkowo cienką warstwą osłonową<br />
nad tymi elementami podstawowego splotu natura – kultura, które stanowią<br />
realny grunt zachowań indywidualnych i zbiorowych.<br />
Nie oznacza to, że musimy akceptować teorie o naturalnie destrukcyjnym<br />
nastawieniu człowieka jako gatunku. Trzeba raczej przyjąć, że w historii interakcji<br />
natura – kultura mamy do czynienia z co najmniej dwoma silnymi<br />
kierunkami tych interakcji, a ich wzajemne uwarunkowania i oddziaływania<br />
są bardziej złożone, niż przyjmowały to naiwne modele rozwoju i postępu<br />
cywilizacyjnego. To ostatnie stwierdzenie może się wydać banalne, najwyraźniej<br />
jednak nie zostało wciąż jeszcze dostatecznie przyswojone przez myśl humanistyczną,<br />
mimo tragicznych doświadczeń historii dawnej i najnowszej.<br />
b) Deformacje „osobowości zbiorowej”<br />
Stale powracają teorie, które próbują wykazać, że okrucieństwo i przyjemność<br />
zabijania są człowiekowi wrodzone. Za ich sprawą zabijanie zostaje zbagatelizowane<br />
jako czynnik polityczny i gospodarczy – nowoczesne społeczeń-<br />
<br />
Por. rozdział o uniwersalizującym myśleniu eschatologicznym w IV części tej książki.
138 Gernot Weirich<br />
stwa tworzą sobie w tej kwestii „filogenetyczny” listek figowy. Erich Fromm<br />
pisze: „Prawie każdy wyciąga ten sam wniosek: skoro ludzie cywilizowani tak<br />
chętnie oddają się wojnie, o ileż bardziej chętnie musieli czynić to ludzie pierwotni.<br />
Ale wyniki badań Wrighta potwierdzają tezę przeciwną, że tzw. ludzie<br />
pierwotni byli najmniej nastawieni na wojnę i że chęć uczestniczenia w wojnach<br />
rośnie wraz z rozwojem cywilizacji. Gdyby destrukcja była człowiekowi<br />
wrodzona, tendencja powinna być przeciwna” .<br />
W czwartym i trzecim tysiącleciu p.n.e. rozwinął się agresywny porządek<br />
społeczny – władzy centralnej i autorytarnej. Mniejszość rządząca używała<br />
coraz bardziej drastycznych środków gwałtu – po takie, których już nie przewyższono<br />
nigdy, aż po nasze czasy, jak twierdzi Lewis Mumford . Objawem był<br />
„boski sadyzm” – bezwzględne panowanie nad życiem i śmiercią innych ludzi.<br />
Motywem pociągającym ku takim formom gwałtu była, według Mumforda,<br />
mordercza nekrofilia. Paralele do systemu narodowo-socjalistycznego i jego<br />
„mitologii śmierci” narzucają się same, kiedy Mumford mówi o „micie zorientowanym<br />
na śmierć” , o hierarchii, elitarności, przeciwieństwach klasowych,<br />
pogardzie dla indywiduum. Ów kult śmierci był najwyraźniej pierwotnie rodzimym<br />
elementem ideologii elity narodowosocjalistycznej. Umrzeć za ojczyznę<br />
to najwyższy honor. Nadużyto nawet narodowego zmysłu Fryderyka Hölderlina,<br />
by wzmocnić ten właśnie motyw 10 . Również analiza architektury Alberta<br />
Speera – jako wyraziciela owej ideologii – pokazuje, że jej wewnętrznym motywem<br />
jest pomnik zmarłego bohatera i miejsce jego kultu, przy czym chodzi<br />
o śmierć jako mistyczne przeznaczenie owego bohatera.<br />
W tym samym kontekście można dostrzec formy łączące agresję defensywną<br />
i niedefensywną – aż po skrajnie destrukcyjne i „niepotrzebne” okrucieństwo.<br />
Ich podkładem jest nieświadomie zakwestionowany narcyzm, karmiący<br />
się z nadrealnego/irrealnego wyobrażenia o własnych kwalifikacjach<br />
i zdolnościach, które właśnie jako takie jest w nie uświadamianym odczuciu<br />
zaburzonego podmiotu nieustannie kwestionowane.<br />
Szczególnie wyraźne było takie nastawienie u Adolfa Hitlera – połączenie<br />
narcystycznej samoświadomości i przekonania o charyzmatycznej misji oddziaływało<br />
na masy zwolenników i było odczytywane jako demoniczne, ale<br />
nie patologiczne. Wobec jakiegokolwiek sprzeciwu Hitler uruchamiał natychmiast<br />
destrukcyjną agresję, nieprzejednanie i wieczną zemstę. Mania wielkości<br />
domaga się stale nowych potwierdzeń, hołdu mas, spektakularnych sukcesów,<br />
bo brak w niej podstawowego przekonania o własnej wartości, siły<br />
moralnej i zdolności do kochania siebie samego i innych.<br />
<br />
E. Fromm, dz. cyt., s. 133. Por. Q. Wright, A Study of War, Chicago 1965, s. 447.<br />
E. Fromm, dz. cyt., s. 144, L. Mumford, The City in History, San Diego 1961.<br />
E. Fromm, dz. cyt., s. 148.<br />
10<br />
F. Hölderlin, Der Tod fürs Vaterland, 1796, w: tenże, Sämtliche Werke und Briefe, t. I,<br />
München 1970, ss. 235-236.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 139<br />
Osobowość Hitlera w zaskakująco wysokim stopniu została odzwierciedlona<br />
w zbiorowo-narcystycznych „osobowościach” formacji narodowosocjalistycznych<br />
– takich jak SA i SS. Identyfikacja z Führerem oznaczała przekroczenie<br />
własnej nędznej pozycji egzystencjalnej ku świadomości elitarnej.<br />
Fanatyzm uruchamiał moc, czy wręcz szał działania i tłumił skrupuły – kierowana<br />
takimi emocjami organizacja nabierała cech „związku sprzysiężonych”,<br />
działających poza normami obywatelskimi: z wyższych racji i dla wyższych celów.<br />
„Moralnością” takiej struktury jest jej zwartość (aż po nadrzędność tożsamości<br />
wspólnej nad indywidualną) i jej sukces. Opór i krytyka to zagrożenie,<br />
które musi być wykluczone bezwzględnie – stąd skrajna agresja, zwłaszcza<br />
tam, gdzie pojawiały się znaki deziluzji i realistycznej oceny postaw i działań<br />
organizacji i jej ludzi.<br />
Raz uruchomiony proces narcystycznego samowywyższenia przez poniżenie<br />
innych, skazanych na zagładę, domaga się nieustannego wzmacniania,<br />
które osiąga z jednej strony przez zwiększanie liczby ofiar i siły kierowanego<br />
przeciw nim okrucieństwa, z drugiej, przez coraz bardziej frenetyczne zaspakajanie<br />
własnych popędów i pragnień – ekscesy w dziedzinie rabunku dóbr<br />
ofiar, obżarstwa i pijaństwa, życia seksualnego itd.<br />
Na tym tle zauważyć trzeba, jako zjawisko dodatkowe, swoistą „sedymentację”<br />
grupy katów, widoczną zwłaszcza w „ascetycznym samowywyższeniu”<br />
członków Waffen-SS nad SS-manów, wykonawców zadań policyjno-obozowych<br />
czy nadzorców Zagłady. Ci drudzy, właśnie ze względu na wspomniane<br />
prymitywne ekscesy, byli przez tych pierwszych uważani za pożałowania godny<br />
plebs; ci pierwsi widzieli w sobie „arystokratyczny zakon”, wyższy nad prymitywne<br />
pożądania i potrzeby, i jako właściwych strażników germańskiej tradycji,<br />
prowadzących do zwycięstwa. To do nich odnoszą się słowa Heinricha<br />
Himmlera ze słynnego przemówienia w Poznaniu: „(…) musicie wiedzieć, co<br />
to jest 100 trupów ułożonych obok siebie, albo nawet 500 lub 1000. Czyniąc<br />
tak, poza paroma wyjątkami wynikającymi z ludzkich słabości, musicie pozostać<br />
uczciwymi ludźmi – to nas utwardza. To stronica chwały naszej historii,<br />
która nigdy nie została i nie zostanie napisana...” 11 .<br />
SS-man, który nie mógł zdobywać bogactw, wyżywał się z reguły na więźniach.<br />
Sadyzm, korupcja, oszustwo, „boski despotyzm” – decydujący o życiu<br />
i śmierci, lenistwo i tchórzostwo, to charakterystyki przeważającej części<br />
strażników obozowych. Trzeba się zgodzić z diagnozą Ericha Fromma pokazującą,<br />
że taki stan jest „symptomem dysfunkcji psychicznej polegającej na<br />
braku centrum osobowości” 12 – chodzi „o przedmiot czci, który może być ogniskiem<br />
aktywności i fundamentem efektywnych wartości”. Utrata (lub roz-<br />
11<br />
Por. s. 21, przypis 7.<br />
12<br />
E. Fromm, dz. cyt., s. 188.
140 Gernot Weirich<br />
wojowa atrofia) takiego punktu odniesienia skutkuje właśnie stanem anomii<br />
– obserwowalnym zwłaszcza w większości przypadków młodych strażników<br />
obozowych – członków SS.<br />
c) Wstępny wniosek<br />
Wyprowadzę tu pewien wstępny wniosek – zdając sobie sprawę z jego bardzo<br />
dyskusyjnego charakteru. W moim przekonaniu źródłem skrajnej grozy<br />
zachowań obozowych katów – w szczególności urządzanych przez nich demonstracyjnych<br />
orgii przemocy – jest ta sama ludzka zdolność autotranscendowania,<br />
o której szerzej powiem na tle analizy doświadczeń i postaw więźniów.<br />
W przypadku katów została ona połączona z quasi-boską pozycją wobec<br />
„podludzi”, nadaną im przez system, któremu postanowili służyć. Dlatego<br />
wyrazem autotranscendencji są w ich przypadku bezwzględnie niszczycielskie<br />
decyzje o życiu i śmierci owych „podludzi” – a podejmujący te decyzje stają<br />
poza zwyczajnym, tradycyjnie społecznie usankcjonowanym porządkiem<br />
życia. Można powiedzieć, że przez śmierć innych: tych których oni sami pozbawiają<br />
życia, otrzymują to, co ich ofiary znajdują w autotranscendentnej<br />
akceptacji własnej śmierci.<br />
Zdaję sobie sprawę z kontrowersyjności takiego wniosku. Wyprowadzając<br />
go, w żadnym wypadku nie mam zamiaru usprawiedliwiać katów, pomniejszać<br />
ich winy, zrównywać ich z ich ofiarami, czy tym bardziej lekceważyć tragicznego<br />
losu ofiar. Jeśli jednak mam rację, pytania, które trzeba postawić dotychczasowemu<br />
rozumieniu <strong>sens</strong>u religijnego, a w szczególności <strong>sens</strong>u tradycji<br />
chrześcijańskiej, okazują się nierównie bardziej dramatyczne, niż to przyjmują<br />
ci, którzy wychodzą od „czystego” moralnie podziału na katów i ofiary.<br />
2. Więźniowie<br />
W książce „… trotzdem Ja zum Leben sagen”. Ein Psychologe erlebt das Konzentrationslager<br />
(„… mimo wszystko Tak dla życia”. Psycholog przeżywa obóz<br />
koncentracyjny) Viktor E. Frankl opisuje trzy fazy życia obozowego i z ogromną<br />
intensywnością przedstawia reakcje własne i współwięźniów. Skromnie<br />
wskazuje Frankl, że psychopatologię więźniów stworzono już po pierwszej<br />
wojnie światowej, mówi o diagnozie „choroby drutów kolczastych” – na podstawie<br />
doświadczeń jeńców wojennych. Sam opisuje swoje doświadczenia<br />
obozowe, jako więźnia czterech obozów koncentracyjnych. Kierował się przy<br />
tym impulsem bycia dla kolegów przykładem człowieczeństwa i pragnieniem<br />
wzmocnienia ich woli przetrwania. W przedmowie do tej książki pisze Maria<br />
Enzesdorf: „Trudno wyobrazić sobie bardziej chrześcijańską postawę niż ta,<br />
którą prezentuje ten niearyjczyk i niechrześcijanin. Głosił on i urzeczywistniał
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 141<br />
<strong>sens</strong> życia, w który nieugięcie wierzył także w ekstremalnej bliskości śmierci”.<br />
Podzielam ten pogląd, co jednak oznacza, że rozumiem tu „chrześcijaństwo”<br />
nie wyznaniowo, ale jako pewną podstawową strukturę ludzkiej egzystencji,<br />
którą historyczna religia chrześcijańska przejęła i zinterpretowała w kategoriach<br />
własnego systemu doktrynalno-symbolicznego, i oczywiście także<br />
w swoich strukturach społeczno-instytucjonalnych 13 .<br />
Usytuowanie więźniów w perspektywie mojego głównego pytania o możliwość<br />
podtrzymania religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u w świecie dotkniętym<br />
katastrofą <strong>Szoa</strong> i obozów koncentracyjnych przedstawię, po pierwsze, odnosząc<br />
się do świadectw o sposobie przeżywania obozu koncentracyjnego<br />
w perspektywie zaproponowanej właśnie przez Frankla (trzy fazy obozowe),<br />
następnie obserwując z tej samej perspektywy mechanizmy obronne i mechanizmy<br />
„odmowy życia” (sytuacja obozowych muzułmanów), a następnie próby<br />
zachowania lub odtworzenia życia religijnego w warunkach obozowych,<br />
wreszcie, stawiając pytanie o wnioski antropologiczne płynące ze skrajnych<br />
doświadczeń życia wobec wszechogarniającej obozowej śmierci.<br />
a) Trzy fazy obozowe<br />
Faza pierwsza: szok początkowy<br />
Elementy fazy pierwszej – przyjęcia do obozu – pokazują, jak skonstruowany<br />
był zamierzony przez twórców systemu obozowego szok początkowy. Przybywających<br />
nowych więźniów witali więźniowie zdrowi, przyjaźni, dobrze odżywieni<br />
– chodziło o mobilizację podstawowego optymizmu w niepewności<br />
nowej sytuacji. Frankl opisuje tę sytuację w kontekście maniakalnego oczekiwania<br />
ułaskawienia (Begnadigungswahn), które zna psychiatria: więźniowie<br />
do ostatniej chwili wierzą, że zostaną ułaskawieni czy też uwolnieni. Więźniowie<br />
przybywający do obozu nie wiedzieli, że witający ich zostali specjalnie<br />
dobrani, by przyjmować nowe transporty, by odbierać przybywającym ich<br />
rzeczy osobiste i formować ich w kolumny męskie i kobiece, nie napotykając<br />
ich oporu. Nie wiedzieli także, jaka jest funkcja eleganckiego SS-mana, który<br />
wskazywał jednym tę, a drugim inną łaźnię (w pierwszym wypadku komorę<br />
gazową). Pieczołowite zbieranie przedmiotów osobistych miało budzić nadzieję,<br />
że ich oddanie nastawia pozytywnie dozorców. Frankl opisuje moment<br />
utraty tego pozytywnego przekonania: zapytał starszego więźnia o możliwość<br />
zachowania manuskryptu naukowego, który miał przy sobie, a tamten odpowiedział<br />
z cynicznym wyrazem twarzy jednym słowem: „Scheisse”. Frankl do-<br />
13<br />
Por. krytyczne odniesienie do tego poglądu w koreferacie Beaty Anny Polak i Tomasza<br />
Polaka w tej części książki.
142 Gernot Weirich<br />
powiada: wiedziałem już, że nie mam na co liczyć – „nie ma już całego mojego<br />
dotychczasowego życia” 14 .<br />
Kolejną reakcją tych, którzy zostali jako więźniowie zachowani przy życiu,<br />
była specyficzna ulga („żyjemy, jeszcze nic strasznego się nie stało”) połączona<br />
z wybuchami szubienicznego humoru, zastępowanego następnie coraz<br />
bardziej chłodną obserwacją tego, co dzieje się z nimi i wokół nich, zmierzającą<br />
do stadium apatii 15 .<br />
W opisie Frankla: „Ja funkcjonowało, jakkolwiek było afektywnie sparaliżowane,<br />
działało prawie automatycznie. Panika wielu więźniów była nieświadomie<br />
hamowana przez wyparcie, tam gdzie tego mechanizmu zabrakło, ludzie<br />
tracili zdolność rozumnych reakcji lub byli tak przytłoczeni strachem, że<br />
załamywali się z krzykiem lub próbowali popełnić samobójstwo. Tam, gdzie<br />
funkcjonowały psychiczne mechanizmy obronne, nie pojawiało się rozeznanie<br />
niebezpieczeństwa, ale »psychiczne bezczucie«” 16 . Ta pierwsza faza, według<br />
E. A. Cohena 17 faza reakcji inicjalnej, stawała się z tego powodu ciężką<br />
traumą psychiczną, zwłaszcza kiedy więźniowie – jak w Auschwitz – rozumieli,<br />
że ich żony, dzieci, rodzice i rodzeństwo już zostali zamordowani. To odróżnia<br />
reakcje więźniów Auschwitz w tej pierwszej fazie przeżywania obozu od reakcji<br />
więźniów innych obozów 18 .<br />
Więźniowie, którzy wiedzieli, że ich bliscy pozostali w domu, byli wystawieni<br />
na inne cierpienia. Tęsknota pochłaniała całą energię wielu z nich. Zdobycie<br />
emocjonalnego dystansu było zatem szansą przeżycia. Józefa Bukowska<br />
piesze: „Pracowałam w obozie ciężko nad tym, żeby się nie załamać, bo wtedy<br />
bym nie przeżyła; musiałam unikać wszystkich myśli, zapomnieć o domu<br />
i rodzinie. Ponieważ miałam dobre koleżanki, było mi łatwiej. Organizowałam<br />
wszystko z koleżankami i dzieliłyśmy wszystko między sobą” 19 .<br />
Francuski członek ruchu oporu, Jacques Lusseyran, deportowany do Buchenwaldu,<br />
opisuje „zapomnienie” jako nakaz chwili. „Nie po to, by oszczędzić<br />
sobie bólu – ból był i tak nieubłagany – ale po to, by zachować siły życiowe.<br />
Wspomnienia są zbyt blisko lęku, pochłaniają energię” 20 .<br />
Obok wypowiedzi o lęku o rodzinę, który zmniejszał szanse przeżycia,<br />
mamy świadectwa, według których miłość i troska mobilizowały więźniów do<br />
14<br />
V. E. Frankl, „…trotzdem Ja zum Leben sagen”. Ein Psychologe erlebt das Konzentrationslager,<br />
München 1991, s. 32.<br />
15<br />
Tamże. Por. R. J. Lifton, Der Verlust des Todes. Über die Sterblichkeit des Menschen und<br />
die Fortdauer des Lebens, München 1986.<br />
16<br />
R. J. Lifton, dz. cyt.<br />
17<br />
E. A. Cohen, Human Behaviour in the Concentration Camp, London 1988.<br />
18<br />
E. Rosenfeld, G. Luckner (red.), Lebenszeichen aus Piaski. Briefe Deportierter aus dem<br />
Distrikt Lublin 1940-1943, München 1968, s. 27 nn.<br />
19<br />
J. Bukowska, w: Die Auschwitz-Hefte, t. I, Weinheim – Basel 1987, s. 21.<br />
20<br />
Por. J. Lusseyran, Das wiedergefundene Licht, München 2011, rozdz. X: Ein Mystiker im<br />
Konzentrationslager Buchenwald.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 143<br />
wytwarzania mechanizmów obronnych, by traumatycznym sytuacjom obozowym<br />
odebrać ich obsesyjny charakter – Zofia Przanowska: „To, że cała się<br />
zatapiałam w myślach o moich bliskich na wolności, że martwiłam się o nich<br />
ze względu na ich niebezpieczne działania w podziemiu, pomagało – zwłaszcza<br />
w momentach, kiedy nie miałam od nich długo wieści – by nie być świadomą<br />
wielkości własnego zagrożenia” 21 .<br />
Faza druga: adaptacja<br />
Przejście do drugiej fazy – według Cohena fazy adaptacyjnej, w której według<br />
Frankla dochodziło do trwałych zmian charakteru więźniów, charakteryzuje<br />
następująca wypowiedź byłego więźnia: „Każdy, kto wraz ze mną 14 czerwca<br />
1940 trafił do Auschwitz, może potwierdzić, że pierwsze tygodnie tam były<br />
koszmarem. Kiedy razem z innymi patrzyłem na »wielkie czyny« przedstawicieli<br />
»narodu panów« i odczuwałem je na własnej skórze, nie wierzyłem już,<br />
że jestem jeszcze na tej samej Ziemi i że mam do czynienia z ludźmi jak ja.<br />
Bałem się ich, ale ten lęk przekształcał się w niezwykły instynkt zaszczutego<br />
zwierzęcia. Rozwijała się szczególna czujność i przymus nieustannej koncentracji.<br />
Nie wiem, jak to było z innymi, ja w stosunku do SS-manów odczuwałem<br />
tylko nienawiść i lęk” 22 . Ów stan rozszczepienia osobowości pokazuje<br />
rodzaj zmian charakterologicznych, o których tu mowa.<br />
Aktywizacja tego rodzaju sił: nadzwyczajnej czujności i koncentracji połączonej<br />
z lękiem i nienawiścią, czyli redukcja do stanu zaszczutego zwierzęcia,<br />
dokonuje się jako uwarunkowane wyłączenie ludzkich namiętności na rzecz<br />
przewagi popędów instynktownych – można się tu powołać na analizy K. Lorenza<br />
i E. Fromma 23 . Działanie instynktów z tego poziomu oznaczało zarazem<br />
opór przed rezygnacją wyrażającą się w byciu obozowym „muzułmanem”.<br />
Inne świadectwo nieświadomej walki o przetrwanie pochodzi od Jadwigi<br />
Apostoł-Staniszewskiej: „Skoro przyjmiemy, że każda istota żywa instynktownie<br />
próbuje się chronić przed grożącym niebezpieczeństwem, muszą istnieć<br />
ukryte siły, do których się ona odwołuje, kiedy świadome, myślowe postaci<br />
samoobrony stają się nieskuteczne. W takiej sytuacji pomaga instynkt, zwyczajny<br />
zwierzęcy Instynkt, który nie pozwala nam popaść w rezygnację – lub<br />
np. jak to było w sytuacjach obozowych – stać się muzułmanami” 24 .<br />
Zdolność rozpoznawania niebezpieczeństw zanim się pojawią, ucieczki natychmiastowej,<br />
reakcje odbierane w normalnej skali jako „nadodważne”, są odczytywane<br />
jako wyraz tej właśnie niekontrolowanej aktywności instynktów.<br />
21<br />
Z. Przanowska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 27.<br />
22<br />
Świadectwo bezimienne, tamże, s. 58.<br />
23<br />
E. Fromm, dz. cyt., s. 4 nn.<br />
24<br />
J. Apostoł-Staniszewska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 31.
144 Gernot Weirich<br />
Kiedy Fromm i inni mówią o „nieustannie zmniejszającej się determinacji<br />
zachowań przez instynkty”, właśnie „bezreakcyjne” umieranie wielu więźniów<br />
wyraża brak owego popędu organicznego i wynikających z niego zachowań 25 .<br />
Bowiem zwyczajna rozumność okazywała się w obozie bezradna, a zarazem<br />
więzień nie był w stanie się jej pozbyć.<br />
Neurofizjologowie wskazują na reakcje o charakterze niesterowalnych refleksów<br />
w przypadku długotrwałego zagrożenia życia, a także głodu. Pod wpływem<br />
tego rodzaju bodźców wykształca się zachowanie, które można określić<br />
„instynktem zaszczutego zwierzęcia”. „W późniejszej fazie życia obozowego<br />
nabyta rutyna i instynkt zaszczutego zwierzęcia, który na czas ostrzegał mnie<br />
przed niebezpieczeństwem, okazały się kluczowe dla przeżycia. Byłem w stanie<br />
także w bezpośrednim zagrożeniu życia zdobywać żywność. Oznacza to,<br />
że moment podejmowania ryzyka decydował o dalszej egzystencji” (Edward<br />
Ferenc) 26 .<br />
Charakterystyczne jest, że objawy apatii aż po bycie „muzułmanem” ujawniali<br />
częściej więźniowie, którzy w życiu przedobozowym byli np. aktywnymi<br />
artystami. Jadwiga Apostoł-Staniszewska opisuje tę fazę tak: „Maria Hawlowa<br />
i Stanisława Gruca, dwie spokojne i zrównoważone kobiety, które dobrze<br />
znałam, powiedziały kilka dni po przybyciu do obozu: »Nie przeżyję tu«. Nie<br />
trwało długo, a obie straciłam z oczu na zawsze. Kiedy porównamy te dwa<br />
zdania: »Nie przeżyję tu« i »Muszę płynąć z tą masą«, widać, jak ekstremalnie<br />
różne były reakcje więźniów na pierwszy kontakt z obozem. Była jeszcze trzecia,<br />
niekonkluzywna reakcja: »Wszystko jedno …« I tak też zapewne było. Jedni<br />
próbowali płynąć z prądem, inni rezygnowali. Niektórzy dopłynęli, inni umarli.<br />
Jedni przepłynęli rzekę, inni pozostali na brzegu, z którego nie ma powrotu” 27 .<br />
Większość więźniów objawiała jednak w owej drugiej fazie inne zachowania:<br />
przekształcenia charakteru z niezwykle wysoką zdolnością dostosowania<br />
się do sytuacji, taką, która zapewniała przeżycie. Objawem takiego rozwoju<br />
była według B. Bettelheima, E. A. Cohena i V. E. Frankla 28 nie apatia,<br />
ale przeciwnie, rosnące pobudzenie jako wyraz zmiany charakteru. Stanowiła<br />
ona reakcję obronną na postępujące zdeklasowanie do poziomu zwierzęcia,<br />
któremu chodzi już tylko o jedzenie. Więźniowie z trudem przyzwyczajali się<br />
do tego, że w obozie są tylko „śmieciem”. Także osoby z silną samoświadomością<br />
z trudem stawiały czoła niewyobrażalnemu zdeklasowaniu, którego<br />
na nich dokonywał obóz. Apatia, podobnie jak agresja (bitki wśród więźniów),<br />
oznaczały ostatecznie poddanie się i samozniszczenie. Wielu pozostawało już<br />
tylko pragnienie jedzenia – Frankl mówi w tym kontekście o „prymitywnych<br />
25<br />
E. Fromm, dz. cyt., s. 201.<br />
26<br />
E. Ferenc, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 31.<br />
27 J. Apostoł-Staniszewska, dz. cyt., s. 26.<br />
28<br />
V. E. Frankl, „…trotzdem...”, s. 42.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 145<br />
marzeniach” i o regresie do popędu jedzenia, aż po rozmowy, nazywane przez<br />
samych więźniów „onanizmem jedzeniowym/żołądkowym” 29 .<br />
Zarazem jednak Frankl zwraca uwagę na przetrwanie w tej fazie dwu ludzkich<br />
potrzeb, które nie obumierały: polityki i religii. Wyraża zdumienie nad<br />
wielorakimi formami obozowej religijności, stwierdzając, że mimo duchowego<br />
wyjałowienia wielu więźniów, u innych – zwłaszcza tych, którzy w życiu<br />
przedobozowym byli duchowo aktywni, utrzymał się pewien wymiar uwewnętrznienia;<br />
ci, którzy w najbardziej niesprzyjających warunkach zachowali<br />
choćby minimum wewnętrznej wolności, byli zdolni do przetrwania bardziej<br />
niż inni, tego wymiaru pozbawieni. Owo uwewnętrznienie nie musiało mieć<br />
rysów formalnie religijnych; dla samego Frankla była nim w skrajnych sytuacjach<br />
myśl o jego żonie i miłość do niej 30 .<br />
Obecne były także zachowania, które można nazwać „mieszanymi” – wynikały<br />
z zachowania wewnętrznej wolności, a zarazem były manifestacjami<br />
zewnętrznymi – do takich należały przejawy sztuki w obozie – włącznie z aranżacjami<br />
sytuacji świątecznych (w szerokim, nie religijnym <strong>sens</strong>ie tego słowa).<br />
Na takim tle chciałbym w drugiej części opracowania podjąć myśl Frankla<br />
o ludzkiej autotranscendencji – jako wskazówkę na drodze pytań o możliwość/<br />
niemożliwość odnalezienia (religijnego) <strong>sens</strong>u doświadczeń obozowych.<br />
Faza trzecia: odciążenie/rezygnacja<br />
Trzecia faza, faza odciążenia, a według E. A. Cohena „faza rezygnacji”, charakteryzuje<br />
się szczególnymi przeżyciami depersonalizacji. Rzeczywistość przeżywana<br />
jest bez emocji. Jeden z byłych więźniów pisze: „Kiedy zostałem uwolniony<br />
z obozu, byłem jak w transie. Wszystko robiłem jak na rozkaz. Oczy wyskakiwały<br />
z orbit i nie patrzyły dalej, jak tylko na najbliższe otoczenia. Dopiero<br />
później włączyło się pragnienie zemsty” 31 .<br />
Utrwalone deformacje z długoletniego życia obozowego nie tylko nie zostają<br />
usunięte przez szok uwolnienia, ale trwają wobec niespójności doświadczonej<br />
traumy i życia pozaobozowego. Do przeżyć podstawowych, wymagających<br />
pomocy terapeutycznej, należą, obok ewentualnej „deformacji moralnej”,<br />
przede wszystkim utrwalone stany rozgoryczenia i zawodu.<br />
Szczególnie silne przykłady owej trzeciej fazy pokazuje Frankl, odnosząc się<br />
do momentu wyzwolenia obozu, opisując szeroko niezdolność więźniów do<br />
ogarnięcia nowej sytuacji – wolności. Świat zewnętrzny w stosunku do obozu<br />
wydaje się nierzeczywisty: „Zatrzymujesz się, nie wchodzisz dalej w ową<br />
29<br />
V. E. Frankl, Psychohygienische Erfahrungen im Konzentrationslager, w: Grundzüge der<br />
Neurosenlehre, München – Berlin – Wien 1972, ss. 735-747.<br />
30<br />
V. E. Frankl, „…trotzdem…”, s. 66.<br />
31<br />
Świadectwo bezimienne, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 77.
146 Gernot Weirich<br />
przestrzeń wolności, stoisz, rozglądasz się, patrzysz w górę – i klękasz. W tym<br />
momencie nie wiesz prawie nic o sobie i świecie, słyszysz w sobie tylko to<br />
jedno zdanie: »z ucisku wołałem do Pana i wyprowadził mnie na miejsce<br />
przestronne«” 32 .<br />
b) Mechanizmy nieświadome – acedia<br />
Psychoanalityk i były więzień Buchenwaldu, Bruno Bettelheim opowiada o losie<br />
swojego węgierskiego krewnego, który stawił opór akcji wywózki i ratował<br />
żydowskich sąsiadów. Części rodzin żydowskich nie udało mu się skłonić do<br />
ucieczki. Ci spośród Żydów, którzy nie wierzyli, że pod okupacją sprawy będą<br />
się toczyć jak przed wojną, przeżyli. Kiedy zbliżali się Niemcy, zostawili wszystko<br />
i uciekli do Rosji, choć większość z nich nie ufała tamtejszemu systemowi.<br />
Byli tam wprawdzie obywatelami drugiej klasy, ale przynajmniej uważano<br />
ich za istoty ludzkie. Ci, którzy zostali i prowadzili swoje interesy jak dotąd,<br />
zginęli. Droga do komory gazowej była w ich wypadku konsekwencją hasła<br />
„business as ustal”. To już wtedy dokonał się krok, który nie sprzeciwił się<br />
zagrożeniu śmiercią i nie odczytał instynktownie owego zagrożenia; krok ten<br />
można nazwać „zasadą bezwładności”. Ów pierwszy krok został uczyniony<br />
długo przed transportem do obozu śmierci 33 . Coraz silniejsze trzymanie się<br />
własności i „normalności” życia okazało się drogą ku śmierci w komorze gazowej.<br />
Bettelheim próbuje wykazać, że właśnie taka postawa umożliwiła nie napotykające<br />
na opór rozszerzanie się narodowosocjalistycznej polityki wyniszczania.<br />
„Zasada bezwładności” nie jest w stanie pokonać pędu ku śmierci. To<br />
śmierć jest tu wyborem raczej niż trudna egzystencja 34 . Te same postawy Bettelheim<br />
obserwował nie tylko u swoich współobywateli, ale także u więźniów<br />
w obozie koncentracyjnym. „Skutkiem była silniejsza identyfikacja niektórych<br />
z SS i wyniszczaniem więźniów, niż z tymi współwięźniami, którzy trzymali się<br />
życia i którym z tego powodu powiodła się ucieczka” 35 . Każdy więzień musiał<br />
się nauczyć nie podpadania SS albo kapo. Motto: „Nigdy niczego nie rób dobrowolnie”<br />
symbolizuje ten rodzaj reakcji.<br />
Isa Vermehren opisuje ten fenomen jako „acedię” – pisze: „Nadzieja upadała<br />
wobec przytłaczającej mocy zła, a modlitwa milkła. To początek rozpaczy,<br />
całkowite wydanie się acedii, owemu ciężkiemu smutkowi, który już nie<br />
chce niczego wielkiego, do czego człowiek miałby być powołany” 36 . Acedia<br />
jako reakcja na sytuacje społeczne jest w czasach panowania narodowo-so-<br />
32<br />
V. E. Frankl, „…trotzdem…”, s. 142.<br />
33<br />
B. Bettelheim, Aufstand gegen die Masse. Die Chance des Individuums in der modernen<br />
Gesellschaft, Frankfurt/Main 1989, ss. 278, 280.<br />
34<br />
Tamże, s. 280.<br />
35<br />
Tamże, s. 281.<br />
36<br />
I. Vermehren, Reise durch den letzten Akt. Ravensbrück, Buchenwald, Dachau: eine Frau<br />
berichtet, Reinbeck b. Hamburg 1979, s. 90.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 147<br />
cjalistycznego rozpowszechniona jako reakcja nieświadoma. Isa Vermehren<br />
ostrzega: „Jeśli się nie powiedzie wypełnienie próżni, w której znalazła się<br />
osobista samoświadomość, od wewnątrz – a nie ma innej obrony przed nihilizmem<br />
– z dzisiaj uwolnionych więźniów wyrośnie nowa SS” 37 . Acedia – brak<br />
reakcji i zapadnięcie się we własnym smutku wobec straszliwej sytuacji, której<br />
nie dało się pojąć – prowadziła do paraliżu egzystencji.<br />
Bettelheim interpretuje ową „zasadę bezwładności”, pokazując, że oznacza<br />
ona brak oporu wobec instynktu śmierci i że tak właśnie nie wprost umożliwiła<br />
część procesów, które obserwujemy w epoce narodowo-socjalistycznej.<br />
Nie powinno jednak przy tym powstawać wrażenie, że chodzi o działania<br />
zawinione! Skoro zorganizowany opór oznaczał narażenie się na niebezpieczeństwo<br />
śmierci, a dla wielu ludzi ze środowisk obywatelskich był ponadto<br />
nie do pomyślenia, rozwijały się psychiczne reakcje obronne. Bettelheim<br />
przedstawia ich logikę następująco: „Lęk, potrzeba zabezpieczenia własnego<br />
przeżycia, zmuszały do porzucenia czegoś, co w istocie było najlepszą szansą<br />
przeżycia: zdolności prawidłowej reakcji i decyzji. Kto pozbawił się tej zdolności,<br />
był jak dziecko. Wiedział, że musi decydować i działać, by pozostać przy<br />
życiu, ale próbował pozostać przy życiu, bez reakcji”. Mechanizmy świadome<br />
i nieświadome splatają się tu ze sobą ściśle 38 .<br />
Czy toczona w obozach dyskusja o napięciu między tajnymi akcjami pomocy<br />
współwięźniom a funkcjonowaniem obozu zgodnie z wolą nadzorców<br />
z SS – wielu wierzyło, że to ostatnie może pomóc w przeżyciu obozu – da<br />
się uzasadnić etycznie? Stanisław Kłodziński stwierdza: „Bardzo wielu z nas,<br />
więźniów obozów koncentracyjnych, którzy przeżyliśmy, to więźniowie funkcyjni”<br />
39 . Podobnie Frankl: „My wszyscy, którzy przez tysiące i miliony szczęśliwych<br />
przypadków lub cudów (…) wyszliśmy stamtąd z życiem, my wiemy to<br />
dobrze i musimy potwierdzić: najlepsi nie wrócili” 40 .<br />
Zdaję sobie sprawę z dyskusyjności poglądu Bettelheima, a także z wagi<br />
powiązania ekstremalnych przeżyć, o których mowa, i reakcji na nie z szeroko<br />
dyskutowanym i spornym w tradycji chrześcijańskiej pojęciem „acedii”.<br />
Wyjaśniam w związku z tym, że nie stosuję tu żadnego z powyższych pojęć<br />
w wymiarze ocennym; nie twierdzę więc, jak niektórzy teologowie, że „acedia”<br />
– w szczególności w opisanej wyżej postaci – jest grzechem 41 . Uważam,<br />
że w opisie doświadczeń więźniów obozów koncentracyjnych musimy stanąć<br />
poza systemem ocen moralnych zwyczajnie stosowanych w tradycji religijnej,<br />
w szczególności w chrześcijańskiej teologii. Używam więc pojęcia „acedii”<br />
wyłącznie w jego znaczeniu diagnostycznym – bo w moim przekonaniu<br />
37<br />
Tamże, s. 94.<br />
38<br />
B. Bettelheim, dz. cyt., s. 307.<br />
39<br />
St. Kłodziński, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 234.<br />
40<br />
V. E. Frankl, „…trotzdem…”, s. 19.<br />
41<br />
Por. np. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna IIb, q. 35.
148 Gernot Weirich<br />
nie tylko prawidłowo opisuje ono ekstremalne stany psychiczne więźniów<br />
obozów koncentracyjnych, ale w opisie takim stwarza zarazem ekstremalnie<br />
graniczny obrys pewnego pola doświadczeń obecnych i ujawnianych przez<br />
psychoterapeutów także w sytuacjach nieekstremalnych (a przynajmniej nie<br />
tak ekstremalnych jak skrajne zakwestionowanie wartości ludzkiej egzystencji<br />
w obozach koncentracyjnych). Diagnozy „acedii” jako stanu paradepresyjnego<br />
pojawiają się dzisiaj w dyskusjach psychiatrów i psychoterapeutów 42 .<br />
Także to pojęcie umożliwia zatem wprowadzenie i uzasadnienie tezy, że następstwa<br />
skrajnych przeżyć więźniów obozów koncentracyjnych nie powinny<br />
być opisywane jako „stan wyjątkowy” ludzkiej natury, ale jako odsłonięcie<br />
obecnych w niej stale uwarunkowań i sił. Dopiero wtedy analizy świadectw<br />
ekstremalnych doświadczeń więźniów mają szansę nie zostać zlekceważone<br />
przez odesłanie poza to, „co się ludziom zwyczajnie zdarza”, jak to wielokrotnie<br />
próbowano czynić w literaturze odnoszącej się do najtragiczniejszych wydarzeń<br />
XX stulecia.<br />
c) Odmowa życia: status muzułmana<br />
„W odizolowanych od zwyczajnego świata miejscach zagłady istniała tylko<br />
jedna prawda – śmierć. Była ona wszechobecna: w baraku, na ulicy obozowej,<br />
w rewirach, blokach, przed i za bramą, o każdej porze dnia i nocy. Śmierć kryła<br />
się w pejczach, pałkach, podbijanych butach, w rewolwerach, strzykawkach,<br />
puszkach, których zawartość wsypywano do komór gazowych. Śmiercią przesączona<br />
była ziemia pokryta kałem czy grubą skorupą, śmiercią przepojone<br />
było powietrze i niebo nad obozem, przesłonięte pyłem czy chmurami dymu.<br />
Śmiercią były druty pod napięciem i uzbrojeni strażnicy, których widać było<br />
na wieżyczkach (…)” 43 .<br />
Przytaczam te słowa Jadwigi Apostoł-Staniszewskiej, ponieważ wprowadzają<br />
one w tło jeszcze jednej postawy więźniów – przyjmowanej przez wielu<br />
wobec wszechpanującej śmierci i kwestionującej przynajmniej po części powyższy<br />
wywód o trzech fazach życia obozowego – postawy tzw. muzułmanów.<br />
Większość więźniów umierała w takiej właśnie postawie. Jest to odmowa życia<br />
wobec tego, czym miałoby ono być według doświadczenia obozu. Postawa<br />
ta kwestionuje etapowość życia obozowego o tyle, o ile przyjmowana była<br />
przez wielu już w pierwszej fazie: wobec szoku, jakim był obóz. Więźniowie<br />
ci nie przechodzili zatem do dalszych faz życia obozowego, ale właśnie całymi<br />
sobą odmawiali życia na takich warunkach.<br />
Wielokrotnie opisywano izolację muzułmanów i brak współczucia dla nich<br />
ze strony wielu współwięźniów, tym bardziej że ci widzieli w muzułmanach<br />
42<br />
Por. np. A. Gruen, Spiritualität und Depression, „Schweizer Archiv für Neurologie und<br />
Psychiatrie” 5/2009, ss. 182-187, a także inne artykuły z tego zeszytu.<br />
43<br />
J. Apostoł-Staniszewska, dz. cyt., s. 283.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 149<br />
los, którego mogli się spodziewać także dla siebie samych. Jednakże mamy<br />
również wystarczającą liczbę świadectw, które pokazują zupełnie inne zrozumienie<br />
muzułmanów. Bezimienne świadectwo: „Ksiądz profesor Konstanty<br />
Michalski powtarzał nam: »Kto wkracza na teren prawdy, wróci stamtąd spoliczkowany,<br />
znieważony i bezimienny, ale to jemu zawdzięczamy, że świat się<br />
odnawia i że miłość zwycięża«. Muzułman w obozie, ów »szary lump«, ów<br />
»ludzki wrak«, ta »szara postać« czy »pełzający czworonóg«, bo tak ich nazywano,<br />
pozwalał miłości zwyciężać nienawiść. Był bogatszy wewnątrz niż mocny<br />
więzień funkcyjny z pejczem w dłoni i w nabijanych butach. Te półmartwe<br />
stworzenia, które wegetowały w obozach, były czymś jak przebłyski światła<br />
w głębokiej ciemności” 44 .<br />
W perspektywie pytań stawianych przeze mnie w tym opracowaniu muszę<br />
zauważyć, że wśród muzułmanów było szczególnie wielu duchownych<br />
– zapewne najpierw dlatego, że podobnie jak inni reprezentanci życia intelektualnego<br />
i duchowego, byli w obozach poddawani nierównie większym represjom<br />
niż pozostali więźniowie. Stawiano jednak również pytanie, dlaczego<br />
aż tak łatwo poddawali się oni w obozie, stając się muzułmanami, mimo ich,<br />
wydawałoby się, silniejszego zakorzenienia religijno-społecznego. Być może<br />
na pytania o ich „zmuzułmanienie”, o brak komunikacji z nimi, o ich zamieranie<br />
w grozie, należy udzielać odpowiedzi Paula Tillicha: „Zdanie: »Także kiedy<br />
doświadczamy Boga jako nieobecnego, wiemy o nim« straciło znaczenie – boski<br />
duch objawia nam już tylko boską nieobecność i puste miejsce w nas tam,<br />
gdzie miał być Bóg” 45 . Trzeba tu zapytać, dlaczego Bóg pozostawia człowiekowi<br />
jedynie pustkę tam, gdzie miało być Jego miejsce? Odpowiedź Tillicha<br />
jest nie do pojęcia: „Boski duch pokazał niezliczonym ludziom naszych czasów<br />
nieobecność Boga i pustkę, która woła, by to on ją wypełnił” 46 . Wobec tego<br />
można mówić już tylko o teologii, która na Boga czeka – ale go nie posiada.<br />
Być może tak wielu wierzących chrześcijan, zwłaszcza duchownych, umarło,<br />
bo sądzili, że posiadają Boga, a kiedy zrozumieli, że go nie posiadają, nie byli<br />
w stanie na niego na nowo czekać. Oczywiście jest to odpowiedź dotycząca tylko<br />
części obozowych muzułmanów – jak powiedziałem, w szczególności tych,<br />
po których spodziewalibyśmy się silniejszego ugruntowania w religijnym <strong>sens</strong>ie<br />
egzystencji ze względu na ich pozycję religijno-społeczną. Do związanych<br />
z tym pytań powrócę jeszcze w dalszych częściach mojego opracowania.<br />
Postawiłem sobie jako cel tego artykułu zapytanie o możliwość/niemożliwość<br />
religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u w doświadczeniach obozów koncentracyjnych.<br />
Poniżej zarysuję kilka elementarnych propozycji. Zaznaczam jednak,<br />
że moje propozycje same pozostają zakwestionowane przez ich odniesienia<br />
44<br />
Bezimienny, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 150.<br />
45<br />
P. Tillich, Das Ewige im Jetzt, t. III, Stuttgart 1964, s. 87.<br />
46<br />
Tamże.
150 Gernot Weirich<br />
źródłowe. Inaczej mówiąc, nie wyrażam tu przekonania o istnieniu religijnego<br />
<strong>sens</strong>u owych ekstremalnych doświadczeń, a jedynie nadzieję, że pozostawiają<br />
one możliwość poszukiwania takiego <strong>sens</strong>u.<br />
d) Próby odnalezienia <strong>sens</strong>u w sytuacjach obozowych<br />
– rola religijnej codzienności<br />
Religijne doświadczenie egzystencji – pomoc w przeżyciu obozu?<br />
Liczni, zwłaszcza polscy więźniowie obozów świadczą, że znajdowali oparcie<br />
w chrześcijańskiej wierze, przekraczającej sytuacje wyjątkowe, w jakich się<br />
znaleźli, i zintegrowanej z zachowaniem człowieczeństwa. Oto przykładowe<br />
świadectwo Danuty Szonert-Witkowskiej: „Praca dla współwięźniów, którzy<br />
byli w gorszej sytuacji niż ja, pomogła mi przeżyć, czułam się potrzebna, i to<br />
dawało mi siłę do życia. Starałam się pracować sumiennie i oddawać chorym<br />
wszystko, bez czego w tych warunkach mogłam się obyć. To była bardzo ciężka<br />
i odpowiedzialna praca. Każdego wieczora badałam moje sumienie, czy nie<br />
uczyniłam czegoś złego. Chciałam żyć, ale chciałam też pozostać uczciwym<br />
człowiekiem” 47 .<br />
Pytanie, które trzeba w tym kontekście postawić, brzmi: czy tego rodzaju<br />
postawy da się interpretować w tradycyjnych kategoriach religijnych/teologicznych,<br />
czy też stanęliśmy za ich sprawą przed wyzwaniem, które kwestionuje<br />
owe tradycyjne pojęcia. Przychylam się do tego drugiego stwierdzenia.<br />
Nie kwestionuję bynajmniej świadectw, które mówią o religijności więźniów<br />
jako ewidentnej pomocy w zachowaniu nadziei przeżycia, a zwłaszcza<br />
jako motywacji do podejmowanych przez wielu czynów heroicznych dla drugich.<br />
Twierdzę jednak, że język religijny jest tu jedynie narzędziem do wyrażenia<br />
podstawowych doświadczeń ludzkiej egzystencji, pierwotnych wobec ich<br />
ewentualnego wyrazu religijnego.<br />
Formy religijności obozowej<br />
Formy i przejawy religijności więźniów obozów koncentracyjnych omówiłem<br />
szczegółowo w mojej pracy Die Extremsituation als Herausforderung fuer den<br />
religioesen Glauben – dargestellt durch Zeugnisse und Berichte aus nationalsozialistischen<br />
Konzentrationslagern 48 . Tu odniosę się pokrótce jedynie do<br />
wniosków, które wyciągam z dokonanej tam analizy.<br />
47<br />
D. Szonert-Witkowska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 22.<br />
48<br />
W. G. Weirich, Die Extremsituation als Herausforderung für den religiösen Glauben<br />
– dargestellt durch Zeugnisse und Berichte aus nationalsozialistischen Konzentrationslagern<br />
(Ekstremalna sytuacja wyzwania dla wiary religijnej przedstawiona na podstawie świadectw<br />
i raportów z narodowo-socjalistycznych obozów koncentracyjnych), Weimar 1997, praca przyjęta<br />
przez Wydział Teologiczny Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie jako podstawa habilitacji.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 151<br />
Świadectwa pokazują dwa podstawowe typy formalnych zachowań religijnych<br />
więźniów w obozach koncentracyjnych – odpowiadające zresztą postawom<br />
i zachowaniom w stosunku do innych dziedzin życia „przedobozowego”:<br />
1. Próby zachowania, o ile to możliwe, form religijności społecznej i indywidualnej<br />
znanych i obdarzanych zaufaniem w życiu „przedobozowym”, a więc:<br />
wspólne modlitwy i śpiewy, obchodzenie świąt liturgicznych, udzielanie sakramentów<br />
(dla katolików zwłaszcza msza i spowiedź), inne formy klasycznej działalności<br />
duszpasterskiej (np. kazania, medytacje prowadzone przez duchownych<br />
lub też przez świeckich więźniów) – w większości wypadków odbywające<br />
się w ukryciu przed nadzorcami, ale po części także oficjalne lub półoficjalne.<br />
Na podstawie świadectw wyodrębniam następujące religijne zachowania<br />
indywidualne:<br />
a) działania rytualne jako obrona intymności w masie ludzkiej, w której<br />
więźniom przyszło żyć (rytuały prywatne, momenty religijnej intymności<br />
i ukrycia, nieujawniane współwięźniom);<br />
b) dialogiczność religijna lub parareligijna przez wewnętrzny dyskurs toczony<br />
w codziennych sytuacjach obozowych – np. podczas pracy, przemarszów,<br />
apeli; w tym modlitwa prośby w sprawach dotyczących samych więźniów<br />
lub ich bliskich;<br />
c) modlitwa w oczekiwaniu ostatecznego – odwołania religijne wobec otaczających<br />
więźniów sytuacji ekstremalnych – także modlitwa w zwątpieniu<br />
i akty modlitwy w bezpośrednim niebezpieczeństwie;<br />
d) zamilknięcie i modlitwa jako regres/próba ukrycia się przed grozą.<br />
Wszystkie powyższe zachowania można próbować objaśnić działaniem<br />
wspomnianej wyżej „zasady bezwładności” – jako kurczowego trzymania się<br />
elementów „normalności” w skrajnie od normalności odbiegających okolicznościach.<br />
Jednakże w warunkach obozowych, zwłaszcza wobec zakazów<br />
egzekwowanych bezwzględnie przez władze obozowe, miały one także charakter<br />
protestu i buntu, i w tym <strong>sens</strong>ie stanowiły coś więcej niż tylko próbę<br />
podtrzymania za wszelką cenę elementów życia „przedobozowego”. To sytuuje<br />
owe akty stosunkowo blisko transcendentalizujących postaw wobec śmierci,<br />
o których powiem niżej.<br />
2. Specyficzne formy życia religijnego (także duszpasterstwa) powstające<br />
w warunkach obozowych i do nich dostosowane. Chodzi o zjawiska, postawy<br />
i działania, które sami więźniowie współtworzyli i interpretowali jako religijne<br />
– choć nie mają one odpowiedników w „przedobozowym” życiu religijnym<br />
lub też mają odpowiedniki dalekie i niezwiązane z ekstremalnymi sytuacjami<br />
obozowymi. Do takich zachowań zaliczam:<br />
a) rozdawanie chleba jako działanie religijne/duszpasterskie – tak interpretowano<br />
w wielu wypadkach gotowość dzielenia się skrajnie skąpym własnym<br />
przydziałem jedzenia z potrzebującymi go jeszcze bardziej;
152 Gernot Weirich<br />
b) próby podtrzymywania tożsamości w wierze – tworzenie sieci powiązań<br />
i symbolicznych komunikatów, pozwalających odczuwać religijną wspólnotę,<br />
kiedy nie mogła ona być uzewnętrzniana;<br />
c) religijne rozumienie cierpienia/ofiary; historia doktryny i duchowości<br />
chrześcijańskiej, a zwłaszcza późnośredniowieczna koncentracja uwagi (aż<br />
po fiksację) na zastępczym i wynagradzającym charakterze cierpienia Jezusa<br />
Chrystusa, spowodowała obecną w duchowości chrześcijańskiej różnych wyznań<br />
łatwość interpretowania ludzkiego cierpienia jako ofiary przynoszącej<br />
dobro innym (nie cierpiącym). Stąd stosunkowo częste próby poszukiwania<br />
<strong>sens</strong>u cierpienia w kategoriach „ofiary zastępczej”, dokonywane zarówno<br />
przez samych więźniów, jak też w stosunku do nich ze strony tych, którzy,<br />
sami nie cierpiąc, stali się świadkami ich cierpienia. Próby te wkraczają w obszar<br />
moralnie wysoce problematyczny – i część podejmujących je zdaje sobie<br />
z tego sprawę.<br />
d) ciał-pasterstwo i dusz-pasterstwo – opieka i bezpośrednia fizyczna pomoc<br />
chorym i umierającym więźniom była traktowana jako pierwszy nakaz<br />
duszpasterski; przejawy takiej pomocy znaczna część więźniów interpretuje<br />
religijnie, a przynajmniej przypisuje pomagającym motywacje religijne; nie<br />
oznacza to, że ze strony więźniów niereligijnych takiej pomocy brak; można<br />
natomiast zaobserwować tendencję do „ureligijnienia” interpretacji takich<br />
postaw, podobnie jak to czyni Maria Enzesdorf w stosunku do ludzkiej postawy<br />
Viktora Frankla;<br />
e) pragnienie spowiedzi – świadectwa więźniów-katolików mówią stosunkowo<br />
często o braku możliwości spowiedzi i o pragnieniu, by się wyspowiadać.<br />
Po części pragnienie to jest uwarunkowane katolicką „pedagogiką spowiedzi”<br />
– przekazywanym intensywnie przekonaniem, że śmierć bez spowiedzi<br />
oznacza zagrożenie wiecznego zbawienia. U niektórych więźniów rodziło<br />
się na tym tle swoiste pojęcie „spowiedzi pragnienia” – aż po wewnętrzne czy<br />
nawet uzewnętrzniane wobec współwięźniów (nie duchownych) wyznania<br />
grzechów „jak na spowiedzi”;<br />
f) zachowania w obliczu śmierci; wiele świadectw mówi o ukrytych gestach<br />
religijnych wykonywanych wobec umierających, a także o praktyce duchownych<br />
jawnego (jeśli to tylko było możliwe) lub ukrytego towarzyszenia<br />
umierającym przez gesty rytualne (absolucja, błogosławieństwa, modlitwy<br />
wstawiennicze).<br />
Obraz życia religijnego wyłaniający się z przeanalizowanych przeze mnie<br />
świadectw więźniów obozów koncentracyjnych skłania mnie do wyrażenia<br />
następujących wniosków:<br />
1. Skrajne doświadczenia obozowe w zaskakująco niewielkim stopniu zmieniły<br />
religijne postawy więźniów i formy wyrażania tych postaw. Nie można mówić<br />
ani o znaczącym wzroście religijności w obozach, ani o jej ewidentnym
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 153<br />
zakwestionowaniu czy zniszczeniu przez ekstremalne warunki życia obozowego.<br />
Oczywiście, publiczny wyraz religijności, zwłaszcza w formach zbiorowych,<br />
został przez przepisy obozowe i towarzyszący im terror skrajnie ograniczony,<br />
jednakże w stosunkowo niewielkim stopniu zmodyfikowało to pragnienia i postawy<br />
religijne więźniów.<br />
2. Przyjmuję jako ostrożny wniosek, że sytuacja obozowa odzwierciedla<br />
rzeczywisty stan religijnej socjalizacji społeczności, z których pochodzili więźniowie<br />
– stosunkowo silne zakorzenienie zewnętrznych elementów tożsamości<br />
wyznaniowej i powiązanych z nimi zachowań rytualnych, które jednak<br />
może funkcjonować w warunkach obozowych tylko o tyle, o ile funkcjonowanie<br />
to umożliwia wewnętrzne, transcendentalne uwarunkowania postaw<br />
i zachowań poszczególnych więźniów. To samo odnoszę zresztą do niektórych<br />
przynajmniej zachowań katów: zarówno negujących religię i jej symbolikę, jak<br />
też w przypływach porozumienia (solidarności?) z więźniami, tolerujących ich<br />
religijne zachowania (np. świadectwa o „łagodnym” traktowaniu więźniów<br />
w noc wigilijną; owa „łagodność” polegała na braku zwyczajnej brutalnej interwencji<br />
wobec takich zachowań – por. np. świadectwo Konrada Szwedy 49 ).<br />
3. Skłaniam się do przekonania, że wspomniane „wewnętrzne, transcendentalne<br />
uwarunkowania postaw i zachowań” są zjawiskiem podstawowym<br />
dla ludzkiej egzystencji, i w tym <strong>sens</strong>ie powszechnym. Dlatego nie tylko nie<br />
dały się one zredukować i zniszczyć w życiu obozowym, ale przeciwnie, dla<br />
znacznej części więźniów stanowiły możliwość zachowania lub odzyskiwania<br />
<strong>sens</strong>u własnej egzystencji w tych warunkach.<br />
4. Muszę równocześnie przyjąć, że język religijny (a zwłaszcza symbolicznodoktrynalne<br />
formy wyrazu religii) po tak skrajnym doświadczeniu, jakim były<br />
obozy koncentracyjne i <strong>Szoa</strong>, utracił przyznawaną sobie przez długie stulecia<br />
pierwotną niewinność i zdolność objaśniania świata ludzkich doświadczeń.<br />
Nie można po prostu podtrzymywać jako <strong>sens</strong>ownych formuł religijnego wyrazu,<br />
które zostały w tak drastyczny sposób zakwestionowane. Nie umożliwia<br />
tego również opisane wyżej przetrwanie religijności w warunkach obozowych.<br />
Postuluję wobec tego poszukiwanie ewentualnego religijnego <strong>sens</strong>u ludzkiej<br />
egzystencji indywidualnej i społecznej na podstawie bardziej pierwotnej, niezależnej<br />
od systemowych, i tym bardziej od wyznaniowych przejawów religii.<br />
e) Transcendowanie śmierci<br />
Odniosę się tu do świadectw i przekazów mówiących o gotowości przyjęcia<br />
śmierci i o wpływie takiej postawy na losy więźniów. Perspektywa większości<br />
świadectw, do których się tu odwołuję, zakłada przeżycie obozu jako wartość<br />
nadrzędną. Ma to skutki w sposobie odnoszenia się zwłaszcza do obozowych<br />
49<br />
K. Szweda, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., ss. 286-325.
154 Gernot Weirich<br />
muzułmanów, traktowanych jako ci, którzy utracili ową nadrzędną wartość.<br />
Zwracam uwagę, że próba, którą podejmuję niżej, może zostać odniesiona<br />
także do wewnętrznych doświadczeń muzułmanów obozowych – o ile w ogóle<br />
potrafimy do nich uzyskać mentalny dostęp.<br />
Wyjdę od trzech przykładowych świadectw: Marii Ślisz-Orzyńskiej, Viktora<br />
Frankla i Jadwigi Apostoł-Staniszewskiej. Z ich zderzenia i porównania chciałbym<br />
wyprowadzić pewien wstępny wniosek, który posłuży mi do dalszej analizy<br />
ludzkiej auto-transcendencji w sytuacjach ekstremalnych.<br />
Maria Ślisz-Orzyńska pisze tak: „Od pierwszego momentu naszego pobytu<br />
w obozie towarzyszyła nam śmierć. Śmierć była wszechobecna, wszędzie<br />
zabijano: na bloku, w ubikacjach, więźniarki wpychano do dołów kloacznych,<br />
gdzie tonęły, zabijano podczas zbiórek apelowych, podczas apelu, jeśli któraś<br />
nie mogła ustać na nogach, w drodze do pracy, podczas pracy, w drodze<br />
powrotnej do obozu, podczas przemarszu przez obóz. Człowiek jako indywiduum<br />
nie liczył się zupełnie, nawet w masie nie (…). Najdłużej trwało palenie<br />
Żydów, trzy dni i trzy noce bez przerwy, ponieważ krematoria nie nadążały,<br />
palono ich w specjalnie w tym celu założonych fosach, tam palono żydowskie<br />
dzieci, wrzucając je wprost do ognia. Często zabijano ludzi pałkami, zadeptywano,<br />
najpierw kopano leżącego więźnia, by wstał, a potem z czystej przyjemności<br />
zabijania szczuto więźniów psami, które ich zagryzały. Takie sceny<br />
odgrywały się na oczach wszystkich. Od pierwszego momentu aresztowania<br />
przez Gestapo buntowałam się, także przeciw Bogu, ale wobec tych okropnych<br />
scen stałam sparaliżowana tym, że to w ogóle było możliwe” 50 . Widać<br />
tu, że były w obozie sytuacje, które nie pozwalały więźniom wyjść z pierwszej<br />
fazy doświadczenia obozu. Myśleli, że gorzej już być nie może, a groza wciąż<br />
rosła. Jest więc rzeczą prawie niewyobrażalną uchwycenie jakiegokolwiek<br />
<strong>sens</strong>u w świecie, w którym tak panuje śmierć. Ślisz-Orzyńska nie była w stanie<br />
tego zrobić.<br />
A jednak postulat <strong>sens</strong>u pojawia się i w takich okolicznościach – Viktor E.<br />
Frankl postuluje wobec grozy obozu „<strong>sens</strong> przekraczający ludzkie możliwości<br />
pojmowania (w znaczeniu czegoś, co jest ponad życiem), <strong>sens</strong>, którego<br />
nie można już pojąć” 51 . Mimo wszystko próbuje zdefiniować owo niepojęte<br />
„ponad-życie” i próbuje o tym rozmawiać, także ze współwięźniami. Wierzy<br />
w życie, które samo w sobie jest niezniszczalne. Jest to rzeczywistość zapomniana<br />
w ludzkiej codzienności – Frankl dostrzega sytuacje, w których pamięć<br />
o niej ożywa. Odwołuje się w tym kontekście do sposobu przeżywania aktualnej<br />
obecności zmarłych przez tych żyjących, którzy pozostają z nimi w aktyw-<br />
50<br />
M. Ślisz-Orzyńska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 288.<br />
51<br />
Por. V. E. Frankl, Der Mensch vor der Frage nach dem Sinn, Zürich 1989, s. 259. Frankl<br />
używa sformułowania „Über-Leben”, które stanowi grę słów z „überleben” w znaczeniu „przeżyć”<br />
– przyp. Tomasz Polak.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 155<br />
nej relacji, choć oczywiście owa obecność zmarłych jest nie do zlokalizowania.<br />
Ostatecznym odniesieniem takiego rozumienia jest dla niego obiektywny<br />
wymiar ludzkiej nieśmiertelności – w czymś, „co jest w istocie poza czasem<br />
i przestrzenią i nie może nigdy umrzeć” 52 .<br />
Trzecie świadectwo pochodzi od Jadwigi Apostoł-Staniszewskiej i dotyczy<br />
doświadczenia związku ze skazanym na śmierć i w końcu zamordowanym<br />
przyjacielem (Tadeuszem): „Pełne cztery tygodnie Tadeusz czekał na śmierć<br />
w nieoświetlonej celi, przywiązany za ręce i nogi do ściany. Przez Kassibera<br />
otrzymałam od niego wieści. Pisał urywkowe zdania na skrawkach papieru.<br />
»Wiem, że umrę. Łańcuchy uciskają. Jest mi zimno. Kiedy się modlę, jest mi<br />
lżej. Czas się dłuży. Zachowaj dobrą pamięć o mnie …« Byłam bezradna. Nie<br />
rozumiałam, dlaczego nie wykonano wyroku natychmiast po zakończeniu<br />
śledztwa, ale męczono więźnia dodatkowo (…). Kiedy 17 września 1942 roku<br />
go rozstrzelano, czekałam na moją śmierć, stałam się tak obojętna, że nie czułam<br />
strachu. Potem strach powrócił, a z nim pełna świadomość. Nie bałam<br />
się myśleć o martwym Tadeuszu. Przeciwnie, stale o nim myślałam, a z nim<br />
o wszystkich, których nie było już wśród żywych. Nie potrafię określić tego<br />
stanu ducha, ale właściwie byłam z nimi bardziej niż z żyjącymi. Czułam się<br />
w tamtym ich świecie lepiej niż w tym, i prawie im zazdrościłam, prawie chciałam<br />
już rzeczywiście być z nimi (…)” 53 . W tym doświadczeniu uwidacznia się<br />
transcendowanie śmierci. Oczywiście przeżycie to nie neguje przepaści między<br />
życiem i śmiercią. Karmi się ono czymś z archetypicznego obszaru naszej<br />
nieświadomości, która wie o nieśmiertelnym. Taka wiedza dawała ludziom<br />
w ekstremalnych sytuacjach obozowych <strong>sens</strong>: zaufanie do własnej woli, w której<br />
ugruntowana jest cała ludzka egzystencja.<br />
Nie należy moim zdaniem takich doświadczeń interpretować religijnie czy<br />
wyznaniowo, choć, jak sądzę, mają one także pewne uwarunkowania w wielopokoleniowej<br />
socjalizacji religijnej. Jednakże partnerami większości rozmów,<br />
jakie na ten temat prowadziłem z byłymi więźniami obozów, byli komuniści<br />
i socjaldemokraci, nie wyznający światopoglądu religijnego – pytań<br />
o ewentualne motywacje czy odniesienia religijne swoich przeżyć najczęściej<br />
nawet nie rozumieli. Przyjmuję więc, że mamy tu do czynienia ze strukturą<br />
ludzkiej egzystencji bardziej pierwotną niż religijna socjalizacja i od takiej czy<br />
innej socjalizacji w istocie niezależną. Z mojej własnej perspektywy – chrześcijańskiego<br />
teologa – gotów jestem, jak wspomniałem, przypisywać tej<br />
strukturze zarówno genetyczne uwarunkowania religijne, jak też możliwość<br />
jej religijnej interpretacji; zdaję sobie jednak sprawę z partykularyzmu takiego<br />
stanowiska. Najważniejszym wnioskiem, który wyprowadzam z przytoczo-<br />
52<br />
Tamże, s. 256.<br />
53<br />
J. Apostoł-Staniszewska, dz. cyt., s. 294.
156 Gernot Weirich<br />
nych tu przykładowych świadectw jest, że struktura ludzkiej egzystencji nie<br />
pozwala się zamknąć w śmierci – także wtedy, kiedy próba takiego zamknięcia<br />
przeprowadzana jest z tak brutalną konsekwencją, z jaką czynili to kaci w obozach<br />
koncentracyjnych.<br />
II. Możliwa odpowiedź: autotranscendencja?<br />
Viktor E. Frankl uznaje wiarę w możliwość przetrwania w obozie za kategorię<br />
transcendentalną 54 . To psychiczna rzeczywistość transcendencji. Skoro<br />
„ludzkie istnienie jest zawsze istnieniem ku <strong>sens</strong>owi” 55 , Frankl uważa, że także<br />
samobójstwo jest wyrazem tej woli – brak woli życia/śmierci oznaczałby<br />
niezdolność do jakiegokolwiek działania. Oczywiście, nie mówimy tu o transcendencji<br />
w rozumieniu religijnym, ale o pewnym istotnym egzystencjale<br />
– podstawowej strukturze bytowej człowieka.<br />
Pod pojęciem autotranscendencji – można ją także nazywać „transcendencją<br />
psychiczną” – rozumie Frankl fakt, że „ludzkie bycie wskazuje zawsze<br />
poza siebie samo – na coś, czym samo nie jest (coś lub kogoś): na <strong>sens</strong>, który<br />
należy spełnić, albo też choćby na bycie z drugim człowiekiem, którego ktoś<br />
spotyka i kocha. Innymi słowy, człowiek jest właściwie tylko wtedy człowiekiem<br />
i samym sobą, kiedy pomija i zapomina samego siebie – w stosunku do<br />
jakiegoś zadania lub też w oddaniu innej osobie…” 56 .<br />
„Autotranscendencja” jest dla Frankla, a także dla Elizabeth Lukas 57 , zjawiskiem<br />
z podstawowego poziomu antropologicznego. „W służbie pewnej<br />
sprawy lub w miłości do osoby człowiek się spełnia. Im bardziej stapia się ze<br />
swoim zadaniem, im bardziej wydaje się partnerowi, tym bardziej jest człowiekiem,<br />
tym bardziej jest sobą samym. Urzeczywistnić siebie można zatem<br />
właściwie tylko w takim stopniu, w jakim zapomina się o sobie samym, w jakim<br />
nie patrzy się na siebie samego” 58 .<br />
54<br />
V. E. Frankl, Der Mensch..., dz. cyt., s. 236.<br />
55<br />
Tamże, s. 184.<br />
56<br />
Tamże.<br />
57<br />
E. Lukas, Auch dein Leben hat Sinn, Freiburg 1995, ss. 184-185.<br />
58<br />
V. E. Frankl, Das Leiden am sinnlosen Leben (Psychoterapie fuer heute), Freiburg 1977,<br />
ss. 18, 110: „Owa autotranscendencja ludzkiej egzystencji daje się najlepiej objaśnić z pomocą<br />
odniesienia do oka. Czy zauważyliście paradoks, że zdolność oka do postrzegania świata uwarunkowana<br />
jest jego niezdolnością do postrzegania samego siebie? Kiedy oko widzi siebie lub<br />
coś z siebie? Tylko wtedy, kiedy jest chore. Kiedy cierpię na zaćmę, wtedy widzę ją w postaci<br />
zamglenia, kiedy choruję na jaskrę, widzę wokół źródeł światła wszystkie kolory tęczy. Tak czy<br />
inaczej w tym stopniu, w jakim oko widzi coś z samego siebie, postrzeganie jest zakłócone. Oko<br />
musi być zdolne do niedostrzegania siebie. I dokładnie tak jest też z człowiekiem. Im bardziej<br />
nie dostrzega siebie samego, im bardziej siebie zapomina, oddając się jakiejś sprawie lub drugiemu<br />
człowiekowi, tym bardziej jest człowiekiem, tym lepiej urzeczywistnia siebie samego.<br />
Dopiero samozapomnienie prowadzi do wrażliwości, a samowydanie do twórczości”.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 157<br />
Uważam, że można wykazać religijne zakorzenienie owego podstawowego<br />
antropologicznego stanu rzeczy – to znaczy jego zakorzenienie w takim pojęciu<br />
transcendencji, które oznacza doświadczenie „przekroczenia poszczególnych<br />
ludzkich doświadczeń” ku wymiarowi ponadludzkiemu 59 . Oznacza to, że<br />
„religia transcendencji” jako sposób doświadczania rzeczywistości należy do<br />
porządku podstawowych doświadczeń ludzkich – co z kolei nie oznacza jednak,<br />
że każda historyczna postać religijności spełnia taką rolę 60 .<br />
Świadectwa więźniów obozów koncentracyjnych, mówiące o zachowaniu<br />
przez nich w warunkach obozowych „wewnętrznej przestrzeni nadziei”<br />
– czasem powiązanej z ich dotychczasową religijnością, ale nie wyrażającej<br />
się już w aktach religijnych (kultowych) albo wyrażającej się w nich w postaci<br />
silnie zredukowanej, interpretuję jako znaki takiego właśnie procesu<br />
transcendowania.<br />
Nikodem Pieszczoch opowiada: „Człowiek zamyka się w swoim małym<br />
świecie, osłania się niewiedzą i żyje swoimi wyobrażeniami. Trzyma się kurczowo<br />
jednej myśli: przeżyję to piekło (…). Ale do tego potrzebna jest po pierwsze<br />
przewodnia myśl, po drugie zdrowy system nerwowy. Wierzyć i jeszcze<br />
raz wierzyć! Ślepą dziecięcą wiarą! Wszystko jedno w co! »Wiara przenosi<br />
góry« – dziś to rozumiem! Może to być wiara w Boga jako istotę, która kieruje<br />
naszymi losami, może to być wiara w sprawiedliwość, w zwycięstwo komunizmu,<br />
w cokolwiek. Musi to jednak być wiara idealna, płonąca w każdym<br />
oddechu” 61 .<br />
Owa „transcendencja wewnątrz egzystencji” nie jest oczywiście doświadczeniem<br />
wiary zakorzenionym w objawieniu 62 . Chcę jednak w związku z tym<br />
wskazać na pewien proces religijny, który stanowi kontynuację transcendowania<br />
wewnątrz egzystencji. Intensywne doświadczenie egzystencji, które<br />
wskazuje na nieuświadamianą obietnicę („zapowiedź” czy „przyrzeczenie”)<br />
i nadaje ludzkiemu istnieniu orientację („zadanie”), prowadzi w końcu do<br />
religijnego samookreślenia egzystencji 63 Paul Tillich formułuje to następująco:<br />
„… są akty odwagi, w których akceptujemy moc istnienia, czy o tym wiemy,<br />
czy nie. Nawet jeśli tego nie wiemy, akceptujemy je mimo to i mamy w nim<br />
udział” 64 Owa „ślepa dziecięca wiara” ma odwagę akceptowania życia. „Uka-<br />
59<br />
H. Hark, Der Traum als Gottes vergessene Sprache. Symbolpsychologische Deutung biblischer<br />
und heutiger Träume, Olten 1982, s. 221.<br />
60<br />
Powołam się tu również na wywód Frankla dotyczący analogii języków religii i psychoterapii<br />
– a zwłaszcza na jego przekonanie o wielości równoległych języków – wśród nich języków<br />
religijnych – w których mogą się wyrażać podstawowe ludzkie doświadczenia – por. V. E. Frankl,<br />
Der Mensch..., dz. cyt., ss. 73-76.<br />
61<br />
N. Pieszczoch, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 307.<br />
62<br />
H. Stenger, Verwirklichung des Lebens aus der Kraft des Glaubens: Pastoralpsychologische<br />
Texte, Freiburg – Basel – Wien 1989, s. 31.<br />
63<br />
Tamże, s. 28.<br />
64<br />
P. Tillich, Der Mut zum Sein, Stuttgart 1958, s. 131.
158 Gernot Weirich<br />
zuje się tu jakość religijna, która nadaje wydarzeniom życiowym i doświadczeniom<br />
szczególną transparencję. Ta jakość ma swój początek nie w obliczalnej<br />
rzeczywistości materialnej, ale w tym, co boskie, ku czemu też przyzywa” 65 .<br />
Możliwość transcendencji koreluje z istnieniem podstawowego prazaufania,<br />
a to z kolei z zaufaniem do Boga jako owocem transcendencji. Konkretnie<br />
doświadczenie to oznacza, że człowiek prymarnie zakorzeniony jest w podstawowym<br />
zaufaniu. Ma zdolność transcendencji, a z nią – jako znak przebijania<br />
się „religijnej jakości istnienia” – zdolność zaufania Bogu. Nie wynika<br />
stąd prosta możliwość konstrukcji czy rekonstrukcji określonej wyznaniowo<br />
religii z owych podstawowych doświadczeń – jest raczej tak, że istniejące religie<br />
przejmują na swój sposób owe struktury podstawowe; bynajmniej jednak<br />
nie muszą ich przejmować. Cały proces może pozostać na poziomie doświadczeń<br />
podstawowych, w których pojawiają się elementy numinotyczne, ale nie<br />
struktury określonej religii.<br />
Posłużę się tu pewnym wymownym przykładem. Proces, o którym zaświadcza<br />
poetka Gerty Spies, dokumentujący pewien sposób parareligijnego<br />
przeżywania obozu koncentracyjnego, zawiera elementy nieciągłości 66 . Spies<br />
w pewnym szczególnym momencie zwątpienia znalazła w sobie zdolność wydobycia<br />
się z niszczącej męczarni. Rozpoznała destrukcję, której najwyraźniej<br />
była wydana, i w tym momencie odkryła również możliwość wybawienia. Owa<br />
intuicja poetycka wyrwała ją po części z zagrażającej jej zniszczeniem troski<br />
o córkę. Zamiar pisarski, urzeczywistniany podczas pracy palaczki w kotłowni,<br />
organizowanie papieru i materiałów do pisania, szukanie możliwości pisania<br />
i czasu na nie, pozwolił jej ozdrowieć duchowo, dał jej doświadczenie leczące.<br />
Ból i lęk o córkę został przejęty przez to nowe doświadczenie; w miejsce<br />
niszczącego poczucia bez<strong>sens</strong>u pojawiła się nowa namiętność, która dała jej<br />
na nowo zaufanie i <strong>sens</strong> istnienia w wyjściu poza siebie. Poczucie dziecięcej<br />
intymności, wyrażające się wcześniej w optymizmie wiary, które prawie już<br />
przepadło w obozie, zostało odnowione jako postać religijnego zaufania. Takie<br />
zaufanie nie powinno jednak być uznawane za trwałe i ciągłe religijne doświadczenie<br />
egzystencji. „Skok”, którego dokonała, jest wyrazem regresywnego zapanowania<br />
nad sytuacją, a nie owocem procesu dojrzewania. Jej doświadczenie<br />
wynika z tendencji narcystyczno-regresywnej, która odgrywa istotną rolę<br />
jako strategia przeżycia 67 . Niemniej proces ten dokumentuje podstawową<br />
zdolność autotranscendencji – i raz jeszcze charakterystyczne: w doświadczeniu<br />
Gerty Spies jest to zdolność powiązana z wyobrażeniem własnej śmierci 68 .<br />
65<br />
R. Guardini, Religiöse Erfahrung und Glaube, Mainz 1974, s. 8.<br />
66<br />
G. Spies, Im Staube gefunden, München 1987, ss. 20, 36, 56.<br />
67<br />
E. Drewermann, Psychoanalyse und Moraltheologie, t III, Mainz 1992, s. 75<br />
68<br />
Sen o śmierci dochodzi do głosu w następującym wierszu: „Mir träumt, ich lieg’ in meinem<br />
Sarg,/ Sie stehn umher und weinen./ Die Hülle, die mein Leben barg,/ Hat aufgehört zu
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 159<br />
Ten przykład poświadcza ponadto, że transcendowanie śmierci bynajmniej<br />
nie musi prowadzić do wyrazu religijnego w postaci wyznań wiary lub form<br />
rytualnych. Otaczająca rzeczywistość zostaje tu przełamana przez doświadczenie<br />
numinotyczne, które otwiera proces nazwany przez Paula Tillicha „pochwyceniem<br />
przez coś bezwarunkowego” 69 .<br />
Na takim tle chcę teraz sformułować mój najważniejszy wniosek dotyczący<br />
pozytywnej (bo umożliwiającej odkrywanie <strong>sens</strong>u także w sytuacjach skrajnie<br />
tragicznych) autotranscendencji: jej postaci w bezpośrednich doświadczeniach<br />
więźniów i tym bardziej w późniejszym wyrazie, w świadectwach<br />
sformułowanych przez nich po wyjściu z obozu, mogą się wydawać naiwne<br />
i kiczowate – tak jak w cytowanych tu wyznaniach Szczepana Pieszczocha czy<br />
Gerty Spies. Takie określenia nie wytrzymują jednak konfrontacji z sytuacjami,<br />
w których owe przeżycia się pojawiły. Uważam, że nie da się ich objaśnić<br />
samymi mechanizmami narcystyczno-regresywnymi w ramach strategii<br />
przeżycia, choć mechanizmy takie ewidentnie tu występują. Tillich ma rację<br />
– podobnie jak cytowany wcześniej Frankl: chodzi tu o coś bezwarunkowego<br />
ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem. Stąd także moja próba<br />
pokazania, że ta sama podstawowa struktura ludzkiej egzystencji – iż „ludzkie<br />
bycie wskazuje zawsze poza siebie samo – na coś, czym samo nie jest”, powinna<br />
być dostrzegana także w tym, co czynili kaci, że zdolność autotranscendencji<br />
nie jest bynajmniej gwarancją takiego ludzkiego działania, które nie zwróci<br />
się przeciw innemu człowiekowi.<br />
W ten sposób powinna też zostać odsunięta pokusa bezrefleksyjnego wiązania<br />
owej „dobrej autotranscendencji” z transcendencją boską, tak jak jest<br />
ona rozumiana w chrześcijańskiej tradycji filozoficzno-teologicznej – pokusa<br />
skądinąd w myśli chrześcijańskiej wszechobecna i prawie nigdy przez nią nie<br />
odrzucana. Jako chrześcijanin i teolog, i ja dokonuję wprawdzie takiego powiązania,<br />
kiedy doświadczenia ludzkie odnoszę do słowa, przez które wkracza<br />
w nie Bóg. Wiem jednak, że jest to wyraz wiary, której inni nie podzielają<br />
– lub wręcz: wobec której inni protestują. Chcę dlatego pozostać tu na gruncie<br />
takiej wspólnoty podstaw i uwarunkowań ludzkiej egzystencji, której nie<br />
zawłaszcza „zorganizowana wyznaniowo religijność” i której nie są w stanie<br />
usunąć najbardziej drastyczne działania ludzi przeciw ludziom. Oznacza to, że<br />
po pierwsze, jako chrześcijanin i teolog nie mogę pomijać nieusuwalnego już<br />
scheinen.// O klage nicht, mein süßes Kind!/ Ich geh zurück zur Erde,/ Da hin, wo meine Väter<br />
sind,/ Dass ich zu Staube werde.// Streif ab, mein Kind, streif ab, dein Weh,/ Ich flieg hinauf ins<br />
Blaue,/ Dass ich am fernen Weltensee/ Ein Haus aus Sternen baue.// Dort will ich dich empfangen/Einst,<br />
wenn auch du gegangen”. (G. Spies, Im Staube gefunden, München 1987, s. 50).<br />
Pomijam jakość artystyczną tej poezji. Zwracam uwagę jedynie na dochodzące w niej do głosu<br />
podstawowe ustawienia egzystencji.<br />
69<br />
P. Tillich, Die Frage nach der Zukunft der Religion, w: tenże, Gesammelte Werke, t. V,<br />
Stuttgart 1964, ss. 40, 101.
160 Gernot Weirich<br />
zakwestionowania obecności Boga w ludzkim doświadczeniu przez owe drastyczne<br />
działania; po drugie, że jak powiedziałem, muszę dostrzegać ludzką<br />
autotranscendencję nie tylko w postawach tych, którzy znajdują <strong>sens</strong> w najbardziej<br />
drastycznych sytuacjach niszczenia ich egzystencji, ale także w tych,<br />
którzy ich egzystencję niszczą; po trzecie, że w tak tragicznym obrazie ludzkiej<br />
egzystencji muszę szukać miejsca także dla Boga – jeśli w ogóle mam o nim<br />
mówić. W ostatniej części mojego opracowania odniosę się zatem pokrótce<br />
do tych trzech zadań – i do niemożliwości, którą odczuwam, kiedy mam je<br />
wypełnić jako teolog stojący wobec <strong>Szoa</strong>.<br />
III. Teodycea? – odpowiedź niemożliwa<br />
Możliwości teodycei, czyli „wybronienia” Boga i teologii, po Auschwitz poświęcono<br />
szerokie spektrum prac, reprezentujących również pełne spektrum<br />
odpowiedzi: od zdecydowanie negatywnych, pokazujących niemożliwość<br />
teologii po tym, czym była <strong>Szoa</strong> 70 , po próby wytłumaczenia i zintegrowania<br />
jej z religijnym/chrześcijańskim obrazem świata 71 . W tym miejscu nie jest<br />
oczywiście możliwe krytyczne omówienie owego spektrum stanowisk. We<br />
wspomnianej wyżej pracy omówiłem szereg świadectw dotyczących pytania<br />
o obecność i sprawiedliwość/dobroć Boga, stawianego przez więźniów Oświęcimia,<br />
Dachau i Buchenwaldu, a także przez innych świadków katastrofy człowieczeństwa<br />
w Trzeciej Rzeszy – zwłaszcza pisarzy i myślicieli 72 . Również tych<br />
świadectw nie omawiam tu zatem szczegółowo – przytaczam niżej jedynie<br />
dwa z nich, by raz jeszcze pokazać sedno wyzwania stawianego przez nie tradycyjnej<br />
myśli religijnej.<br />
Na tle tych dwu świadectw zaprezentuję zwięźle stanowisko własne, zdając<br />
sobie sprawę, że każde samookreślenie w tak dramatycznej kwestii z konieczności<br />
staje się przedmiotem kontrowersji. Mimo to zajmuję stanowisko,<br />
które uważam za oparte zarówno na mojej wiedzy o najbardziej tragicznych<br />
aspektach ludzkiej historii, jak też na moim przekonaniu, że w historii tej –<br />
także po najtragiczniejszych wydarzeniach – pozostają elementy nadziei, i że<br />
70<br />
Spośród myślicieli żydowskich wskażę paradygmatycznie Richarda Rubinsteina (After<br />
Auschwitz: Radical Theology and Contemporary Judaism, Indianapolis 1966), który jednak<br />
w późniejszych pracach złagodził swoje stanowisko, przechodząc na pozycje ostrożnej akceptacji<br />
deizmu (Boga niezaangażowanego w bieg historii) oraz Hansa Jonasa (Der Gottesbegriff<br />
nach Auschwitz. Eine jüdische Stimme, w: O. Hofius (red.), Reflexionen finsterer Zeit. Zwei Vorträge<br />
von F. Stern und H. Jonas, Tübingen 1984, ss. 61-86; wydanie polskie: H. Jonas, Idea Boga<br />
po Auschwitz, Kraków 2003 – przyp. tłum.), a spośród teologów chrześcijańskich, również paradygmatycznie,<br />
Hermanna Häringa (Das Problem des Bösen in der Theologie, Darmstadt 1985),<br />
Jürgena Moltmanna (Der gekreuzigte Gott, Gütersloh 1972).<br />
71<br />
H. Häring, Das Problem des Bösen in der Theologie, Darmstadt 1985.<br />
72<br />
Por. przypis 48.
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 161<br />
wiążą się one z strukturami (auto)transcendencji ludzkiego istnienia, na które<br />
wskazałem wyżej, a których odniesieniem jest w moim przekonaniu pojęcie<br />
Boga ostatecznie nie pozbawione treści.<br />
a) Dwa świadectwa – Elie Wiesel i Wolfgang Borchert<br />
Elie Wiesel „Gdzie jest Bóg?”<br />
Elie Wiesel jako żydowskie dziecko został uprowadzony przez nazistów i trafił do<br />
kilku obozów koncentracyjnych: Oświęcim, Brzezinka, Buchenwald. W książce<br />
Die Nacht (Noc) opisuje jedno z najbardziej dramatycznych przeżyć:<br />
Gdy pewnego dnia wróciliśmy z pracy, na placu apelowym zobaczyliśmy trzy szubienice.<br />
Do szeregu! Dookoła esesmani z karabinami maszynowymi gotowymi do<br />
strzału, zwykła ceremonia. Trzech związanych kandydatów do śmierci, pomiędzy<br />
nimi mały żydowski chłopiec, anioł o smutnych oczach.<br />
Esesmani wydawali się być bardziej niespokojni niż zwykle. Powiesić dziecko wobec<br />
tysięcy świadków, to nie jest drobnostka. Komendant obozu odczytał wyrok.<br />
Oczy wszystkich skierowane były na chłopca. Twarz miał zszarzałą jak popiół, był<br />
jednak spokojny, zagryzał wargi. Cień szubienicy całkowicie go zasłaniał.<br />
Tym razem kapo odmówił spełnienia roli kata. Podeszło trzech esesmanów, skazani<br />
weszli na stołki. Na trzy szyje równocześnie nałożono pętlę. „Niech żyje wolność!”,<br />
wykrzyknęło dwóch skazanych dorosłych. Dziecko milczało. „Gdzie jest<br />
Bóg, gdzie On jest?”, zapytał ktoś za mną. Na znak komendanta przewrócono stołki.<br />
W obozie panowało absolutne milczenie. Na horyzoncie zachodziło słońce.<br />
„Czapki z głów”, krzyknął komendant. Jego głos był zachrypnięty. Płakaliśmy.<br />
Potem rozpoczął się przemarsz. Dorośli już nie żyli. Widać było ich spuchnięte,<br />
niebieskawe języki. Ale trzeci sznur nie wisiał nieruchomo: lekki chłopiec żył<br />
jeszcze...<br />
Wisiał tak ponad pół godziny i na naszych oczach toczył swą śmiertelną walkę<br />
pomiędzy życiem a śmiercią. A my musieliśmy patrzeć mu w oczy. Żył jeszcze, gdy<br />
przechodziłem obok niego. Jego język był jeszcze czerwony, jego oczy jeszcze nie<br />
zgasły. Za mną usłyszałem tego samego mężczyznę... „Gdzie jest Bóg?” 73 .<br />
Okrucieństwo tego, co Wiesel zobaczył w Auschwitz i czego doświadczył<br />
w kolejnych etapach swojej drogi obozowej, kazało mu porzucić „dziecinną<br />
wiarę w Boga”. Jego historię – jako więźnia, jako świadka i jako wykonującego<br />
sprawiedliwość wobec ukrywających się katów – można zinterpretować jako<br />
historię uwewnętrznienia nieobecności Boga w realnych dziejach ludzkości<br />
(albo dokładniej: nieobecności żadnego innego „boga” niż ów imperatyw,<br />
mocą którego działa odtąd sam Wiesel).<br />
Ośmielę się jednak w tym miejscu nawiązać raz jeszcze do wstępnego<br />
wniosku, który sformułowałem na tle pytania o usytuowanie katów. Pytanie,<br />
73<br />
E. Wiesel, Die Nacht zu begraben, Elischa, München – Eßlingen 1962, s. 70.
162 Gernot Weirich<br />
które muszę postawić, porusza się między poświadczonym przez Wiesela niepokojem<br />
esesmanów czy odmową kapo spełnienia roli kata wobec dziecka,<br />
a tym, co jednak zostało dokonane, milczeniem obozu, i w końcu przemarszem<br />
więźniów wobec umierającego dziecka. Ów niepokój esesmanów czy<br />
odmowa kapo należą do świata, który już w istocie nie istnieje – odszedł bezpowrotnie,<br />
okazało się, że był światem ułudy: naiwnych wyobrażeń o Bogu,<br />
człowieku i porządku życia opartym na wierze w dobroć Boga jako ratunku<br />
z ludzkich nieszczęść, zawinionych i niezawinionych. Ów niepokój, odmowa,<br />
a także milczenie obozu to ostatnie ślady tamtego świata. Uczestnicy drastycznego<br />
wydarzenia, o którym mówi Wiesel (a jest ono tu przecież symbolem<br />
całego zła, które się dokonało), a z nimi my wszyscy, musimy wiedzieć, że<br />
tamtego świata już nie ma. Więcej: wszyscy bezpośredni i pośredni uczestnicy<br />
tego wydarzenia przekraczają ów „dotychczasowy świat” i nikt z nich nie<br />
jest już w stanie do niego wrócić. To przekroczenie, ta „transcendencja”, jest<br />
zarazem ujawnieniem iluzorycznej podstawy porządku tamtego świata, o ile<br />
uznawano za nią właśnie obecność wszechmocnego i dobrego Boga. Mogłoby<br />
się wydawać, że właściwym wyrazem tej deziluzji jest milczenie obozu,<br />
o którym mówi Wiesel – a w konsekwencji i to milczenie, do którego wzywano<br />
wielokrotnie w refleksji nad złem <strong>Szoa</strong>. Jednak nie wolno się zgodzić na<br />
to milczenie. Pytanie o Boga, na które nie ma już odpowiedzi, musi przerwać<br />
(czy raczej wciąż na nowo przerywać) to milczenie, jeśli nie chcemy tracić<br />
z oczu zła, które czeka w nas by dojść do głosu, kiedy tylko mu na to pozwolimy<br />
– a swoją obecność maskuje łatwymi deklaracjami odnalezionego przez<br />
nas rzekomo <strong>sens</strong>u.<br />
Wolfgang Borchert<br />
Bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej Wolfgang Borchert, sam<br />
uczestnik wojny, napisał dramat Draußen vor der Tür (Pod drzwiami). Głównym<br />
bohaterem jest powracający z niewoli rosyjskiej jeniec Beckmann, który<br />
wszystko stracił: jego rodzice popełnili samobójstwo, jego żona znalazła sobie<br />
innego, jego dziecko zginęło w czasie nalotu.<br />
W sztuce Borcherta występuje także Bóg, który musi wysłuchać wyrzutów<br />
Beckmanna. Bóg jest płaczliwym starcem, w którego nikt już nie wierzy. Skarży<br />
się:<br />
Zabijają się. Wieszają. Upijają na śmierć. Mordują, dzisiaj sto, jutro sto tysięcy.<br />
A ja, ja nie mogę tego zmienić.<br />
Beckmann: ... Dzień dobry, starcze. Czy ty jesteś dobrym Bogiem?<br />
Bóg (płaczliwie): Tak, jestem dobrym Bogiem, mój chłopcze, mój biedny chłopcze!<br />
Beckmann: Ach, to zatem ty jesteś dobrym Bogiem. Kto cię tak nazwał, dobry<br />
Boże? Ludzie? Tak? Czy może ty sam?
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 163<br />
Bóg: Ludzie mówią do mnie: dobry Boże.<br />
Beckmann: Dziwne, to muszą być bardzo dziwni ludzie, którzy tak cię nazywają.<br />
To pewnie są ludzie zadowoleni, syci, szczęśliwi, albo ci, co się ciebie boją... ja sam<br />
nie znam żadnego dobrego Boga.<br />
Bóg: Moje dziecko, moje biedne...<br />
Beckmann: Kiedy tak naprawdę jesteś dobry, dobry Boże? Byłeś dobry, gdy pozwoliłeś<br />
na to, żeby mój mały synek, który akurat miał roczek, został rozerwany<br />
przez bombę?<br />
Bóg: Ale ja nie kazałem go zamordować!<br />
Beckmann: Nie, oczywiście. Tylko do tego dopuściłeś. Nie słuchałeś, gdy on<br />
krzyczał, a bomby wyły, dobry Boże. A może byłeś dobry, gdy z mojego oddziału<br />
zginęło jedenastu ludzi? Tych jedenastu na pewno głośno krzyczało w lesie,<br />
ale ciebie tam nie było, ciebie nigdy nie ma, dobry Boże. A może byłeś dobry<br />
w Stalingradzie, dobry Boże?... Kiedy byłeś dobry, Boże, kiedy? Czy troszczyłeś się<br />
kiedyś o nas, Boże?<br />
Bóg: To wy się o mnie nie troszczycie (...). Mój chłopcze, mój biedny chłopcze. Ja<br />
nie mogę tego zmienić. Ja po prostu nie mogę tego zmienić.<br />
Beckmann: Tak, tak właśnie jest, Boże. Ty nie możesz tego zmienić. Nie boimy się<br />
już Ciebie. Nie kochamy Cię. Jesteś nienowoczesny...<br />
Bóg: Nikt mnie nie słucha, już nikt mnie nie słucha. Jesteście zbyt głośni! 74<br />
W świetle tego, o czym mówi Wiesel, tekst Borcherta może się wydać naiwnym<br />
usiłowaniem utrzymania jakiegokolwiek kontaktu z Bogiem – takim,<br />
jakim był on dotąd w oczach ludzi wierzących. Jednak sąd taki byłby niesprawiedliwy<br />
wobec Borcherta. Owo „jesteście zbyt głośni” – to nie tylko wyraz<br />
bezsilności „płaczliwego Boga” Borcherta, to diagnoza ujmująca całe sedno<br />
sprawy między ludźmi a Bogiem – i to nie dopiero tej, która odsłoniła się przez<br />
moralną katastrofę dwudziestego stulecia. Bóg Borcherta skarży się na ludzi,<br />
ale to Beckmann jest jego prawdziwym oskarżycielem. Być może trzeba to<br />
„zbyt głośni” odnieść do całej nieszczęsnej historii ludzkiego mówienia w imieniu<br />
Boga – które z góry zdejmowało z niego jakiekolwiek oskarżenie i odpowiedzialność.<br />
Sednem oskarżenia wypowiedzianego przez Beckmanna nie<br />
są zatem pytania: „Kiedy byłeś dobry, Boże, kiedy? Czy troszczyłeś się kiedyś<br />
o nas, Boże?” – sednem tego oskarżenia jest: „nie możesz już tego zmienić”<br />
– skądinąd w ujęciu Borcherta echo słów samego płaczącego Boga.<br />
Obydwa teksty stawiają więc to samo pytanie: nie o winę człowieka, lecz<br />
o niezrozumiałą (bo dotąd według pojęć religijnych niemożliwą!) winę Boga.<br />
Wobec katastrofy, która okazała się tak ogromna i w tak niepojęty sposób okrutna,<br />
znika chęć zapytania, czy to człowiek tę katastrofę spowodował, gdyż<br />
w wątpliwość poddany zostaje <strong>sens</strong> wszystkiego. Nawet jeśli można znaleźć<br />
osoby winne i pociągnąć je do odpowiedzialności, to jednak owa zasadni-<br />
74<br />
W. Borchert, Draußen vor der Tür, Reinbek 2008, Vorspiel.
164 Gernot Weirich<br />
cza wątpliwość, która przez to zaistniała, nie może już zostać usunięta. Wołanie<br />
o zemstę i sprawiedliwość milknie, gdy przekracza się wymiar ludzkiego<br />
pojmowania i robi miejsce na pytanie: „jak Bóg może na to pozwolić?” Odpowiedź<br />
brzmi: nie może na to pozwolić, ale nie dlatego, że pozwolenie byłoby<br />
sprzeczne z boskimi przymiotami wszechwiedzy, wszechmocy i dobroci,<br />
a dlatego, że jako wszechwiedzący, wszechmocny i dobry okazał się nieobecny<br />
w historii tworzonej przez ludzi.<br />
b) Stanowisko własne<br />
S k a n d a l e m , k a m i e n i e m o b r a z y w r a m a c h c h r z e ś c i j a ń s k i e j<br />
w i a r y w B o g a j e s t d l a m n i e z a ł o ż e n i e j e d n o ś c i p o z n a n i a ,<br />
m o c y i d o b r a w b ó s t w i e . N i e m o g ę m y ś l e ć o B o g u i n a c z e j ,<br />
j a k n i s z c z ą c r a d y k a l n i e j e g o b o s k o ś ć . I n i e m o g ę t a k o n i m<br />
m y ś l e ć , g d y s p o g l ą d a m n a d z i e j e ś w i a t a , j e g o n i e d o l ę , z ł o ,<br />
o p u s z c z e n i e p r z e z B o g a. Tutaj dochodzę do granic mojej pobożności<br />
i nie znajduję żadnego pocieszenia w próbach teologów, którzy chcą wyjaśnić,<br />
dlaczego Bóg dopuścił i spowodował zaistnienie zła, tak wielkiego zła<br />
w czasie i wieczności. Ale przyjmuję odpowiedź, która wystarczyła Hiobowi,<br />
że B ó g w e ź m i e o d p o w i e d z i a l n o ś ć z a m o j e c i e r p i e n i e , t a k ż e<br />
z a ł z y d z i e c i , n i e w i n n ą k r e w i s w ó j „ u d z i a ł ” w z ł u t e g o ś w i a t a<br />
– o d G o l g o t y p o A u s c h w i t z.<br />
IV. Wniosek podsumowujący<br />
Jak widać, w stosunku do kwestii poszukiwania religijnego <strong>sens</strong>u w najtragiczniejszych<br />
doświadczeniach historii, moje stanowisko ostatecznie nie jest<br />
jednoznaczne. Skłania mnie do tego obraz przeanalizowanych świadectw<br />
o ofiarach i ich katach, niemożliwość zinterpretowania tych świadectw w dotychczasowych<br />
kategoriach religijnych czy teologicznych, a zarazem nie ustępujące<br />
oczekiwanie interpretacji, która mogłaby sprostać wyzwaniu, wobec<br />
którego stanęliśmy.<br />
Podtrzymuję moje przekonanie, że doświadczenia, o których mowa, nie<br />
pozwalają już mówić o Bogu inaczej, niż niszcząc radykalnie jego boskość –<br />
odrzucając klasyczne założenie jedności poznania, mocy i dobra w bóstwie.<br />
Nie widzę w tym jednak powodu ani do wyzbycia się pojęcia Boga, ani też do<br />
zdjęcia z niego odpowiedzialności za to, co wydarzyło się i wydarza w ludzkiej<br />
historii. To ostatnie przekonanie jest raz jeszcze wyrazem wiary. Próbuję znaleźć<br />
dla takiej wiary oparcie i uzasadnienie – w analizie ludzkich doświadczeń<br />
i postaw nie pomijającej ogromu zła, którego jesteśmy świadkami w historii.<br />
Taka właśnie analiza – oparta o pojęcie autotranscendencji w tym jego
Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 165<br />
kształcie, który przyjmuję za Viktorem E. Franklem – skłania mnie do przyjęcia<br />
owej niejednoznacznej postawy, której daję tu dowody. Uważam za właściwe<br />
i konieczne – nie tylko dla teologii, ale dla wszelkiego systematycznego myślenia<br />
o duchowym wymiarze ludzkiej egzystencji, a więc i dla nauk humanistycznych<br />
(Geisteswis<strong>sens</strong>chaften) jako całości, wyrażenie zgody na trwałą<br />
i niepokonalną niejednoznaczność tego, co próbują one powiedzieć o człowieku<br />
i o świecie akceptowanych przezeń wartości. Stopień koniecznej redefinicji<br />
podstawowych pojęć obecnych w historii humanistyki starałem się tu<br />
pokazać na przykładzie pytania o religijny <strong>sens</strong>, zdając sobie sprawę z tego, że<br />
wobec zakwestionowania owego <strong>sens</strong>u, redefinicja musi dotyczyć całej struktury<br />
symboli religijnych, którymi posługuje się zarówno tradycja chrześcijańska,<br />
jak też postchrześcijańska myśl humanistyczna. Żadne z obecnych w niej<br />
pojęć, czy to w jego tradycyjnej wersji religijnej, czy też w jego wersjach zlaicyzowanych,<br />
nie może się oprzeć owej redefinicji – a zatem żadne nie może<br />
już powrócić do obszaru swej dawniejszej naiwnej jednoznaczności.
Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu<br />
Międzywydziałowa „<strong>Pracownia</strong> <strong>Pytań</strong> <strong>Granicznych</strong>”<br />
Głos w dyskusji:<br />
Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong><br />
Gernot Weirich w swoim opracowaniu dotyczącym religijnego poszukiwania<br />
<strong>sens</strong>u wobec najtragiczniejszych wydarzeń XX stulecia zajmuje stanowisko<br />
ostatecznie niejednoznaczne. Dostrzega wprawdzie i opisuje przesłanki<br />
zakwestionowania religijnego <strong>sens</strong>u świata i ludzkiego doświadczenia wobec<br />
epifanii zła, w szczególności wobec <strong>Szoa</strong> i wobec doświadczeń więźniów obozów<br />
koncentracyjnych. Dostrzega także – podobnie jak radykalni teologowie<br />
żydowscy i chrześcijańscy, czy też twórcy, na których się powołuje – złamanie<br />
tradycyjnego religijnego konceptu Boga; w szczególności, jak mówi, „założenia<br />
jedności poznania, mocy i dobra w bóstwie”. Mimo to próbuje stworzyć<br />
perspektywę <strong>sens</strong>u, wiążąc ludzką autotranscendencję ze swoistą autodetranscendencją<br />
Boga, który miałby przyjąć odpowiedzialność za zło w historii,<br />
a więc – jak to formułuje Weirich – za „swój »udział« w złu tego świata<br />
– od Golgoty po Auschwitz” . Taki punkt widzenia wpisuje się w „ratowanie”<br />
humanistycznego spojrzenia na człowieka i jego godność, a sposobem tego<br />
ratowania jest systemowe przeniesienia niesamowitości doświadczenia zła<br />
w doświadczeniu <strong>Szoa</strong> na usytuowanie religijne człowieka. Naszym zdaniem<br />
jest to stanowisko nie do utrzymania, bowiem, mimo że zauważa ono podstawowy<br />
problem z humanistycznym ujęciem tych spraw, i mimo iż prawidłowo<br />
je opisuje, unika rozwiązania na poziomie odniesień do człowieka, a takim jest<br />
przecież odniesienie humanistyczne. Chcemy wykazać, że w ramach prawidłowo<br />
skonstruowanej humanistyki nie ma miejsca na takie przeniesienie, i że<br />
takie przeniesienie, jeśli chce się je utrzymać, świadczy na niekorzyść tejże,<br />
a przynajmniej jej dotychczasowego kształtu.<br />
<br />
Por. s. 164.
168 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
Z perspektywy założeń projektu, w ramach którego powstała niniejsza książka,<br />
zajmujemy stanowisko krytyczne wobec głównych tez Gernota Weiricha.<br />
Nasza krytyka odzwierciedla wewnętrzną dyskusję wśród wykonawców tego<br />
projektu, a zarazem wskazuje na konieczność doprowadzenia do końca sporu<br />
o możliwe/niemożliwe religijne znaczenie <strong>Szoa</strong>.<br />
Krytyka pojęć „anomii” i „deformacji osobowości zbiorowej”<br />
jako klucza do postaw i zachowań katów obozowych<br />
i wykonawców <strong>Szoa</strong><br />
Faktem jest, że znaczna część społeczeństwa niemieckiego w połowie okresu<br />
międzywojennego znalazła się w stanie anomii – takiej, jaką ją przedstawia<br />
m.in. Erich Fromm, do którego nawiązuje Weirich – i zapewne rację mają ci,<br />
którzy pokazują, w jak znacznym stopniu taki stan rzeczy ułatwił uruchomienie<br />
procesów zorganizowanej w strukturze państwa niemieckiego przemocy<br />
i zbrodni. Jednakże odwołanie się do „anomii” i „deformacji osobowości<br />
zbiorowej” nie wystarcza jako objaśnienie procesów, które faktycznie zostały<br />
wtedy uruchomione. „Anomie” i „deformacje” powstają bowiem na określonym<br />
podłożu i na podstawie wykonywania się konkretnych mechanizmów,<br />
które tu nie zostały dostatecznie opisane, a które naszym zdaniem stanowią<br />
zarówno o istocie sukcesu nazizmu w Niemczech, jak i o problemach z recepcją<br />
tych sukcesów po odejściu epoki aktywnego nazizmu, czyli po wojnie –<br />
problemach trwających do tej pory, zaledwie dotkniętych ostatnimi ważnymi<br />
publikacjami w rodzaju przełomowej publikacji Petera Fritzsche, Życie i śmierć<br />
w Trzeciej Rzeszy . Tezy i analizy Fritzschego przedstawiamy szerzej w IV części<br />
tej książki. Tu, w krytycznym odniesieniu do tekstu Gernota Weiricha, zwrócimy<br />
uwagę jedynie na to, co w analizach Fritzschego najważniejsze. Otóż dokonując<br />
analizy tła powstawania wspomnianych „anomii” i „deformacji osobowości<br />
zbiorowej”, słusznie zwraca on uwagę na ich wymiar zasadniczy, bo<br />
ontologiczno-systemowy. Wychodzi od tezy, że osiągnięcie tak ogromnej skali<br />
rozbudowy systemu ideowego, a tym nazizm bez wątpienia był, wymagało<br />
zaangażowania całościowego i totalnego, czyli stworzenia totalnej narracji,<br />
zdolnej pomieścić w sobie nie tylko treści dotyczące celów społecznego działania,<br />
ale także wszystkie poziomy usprawiedliwień stosowanych narzędzi,<br />
w tym i biegunowych przełamań dotychczasowej etyki społecznej – także religijnej.<br />
Fritzsche zbadał komponenty tej narracji i pokazał, do jakiego stopnia<br />
fantazmat społeczny, bo tym właśnie jest owa narracja społecznościowa, okazał<br />
się skuteczny, wypełniając miejsce swoistej „duchowości” społecznej. We-<br />
<br />
P. Fritzsche, Życie i śmierć w Trzeciej Rzeszy, Kraków 2010.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 169<br />
dług Fritzschego, fundamentem nazistowskiego systemu fantazmatycznego<br />
było wytworzenie wspólnotowego poczucia konieczności dziejowej: w tym<br />
nakazu przekraczania granic (w szczególności etycznych), które w normalnym<br />
trybie nie zostałyby przekroczone.<br />
Nazizm stawiał sobie więc za cel takie pokierowanie wspólnotą, by ta postępowała<br />
jak jednostka samoświadoma i formułująca swą samoświadomość<br />
wokół jednolitości etnicznej. Tak oto wspólnotowość stała się elementem<br />
samoświadomości wyższej nie tylko ponad wszelką indywidualność obywatelską,<br />
ale i ponad dotychczasowe kategorie moralne. Tak rozumiana „wspólnotowość”<br />
jest wymogiem absolutnym, najwyższą kategorią ontyczną, ramą<br />
i odniesieniem wszelkiej moralności, granicą poznawczą i funkcyjną. To jest<br />
ów poziom uprawnień, które każą stawiać zasadnicze pytania wszelkim narracjom<br />
systemowym – i stąd nasze krytyczne odniesienie do stwierdzeń Gernota<br />
Weiricha w tym zakresie.<br />
Weirich słusznie zauważa wprawdzie, że „nie należy przesadnie sugerować<br />
się rzekomą niezwyczajnością sytuacji w Trzeciej Rzeszy, a zwłaszcza niezwyczajnością<br />
sytuacji »pokolenia SS«” oraz że „specyficzne czynniki, związane<br />
z sytuacją ideową, polityczną, kulturową, gospodarczą i społeczną ówczesnych<br />
Niemiec, (…) same w sobie nie tłumaczą (…) charakteru i siły zjawisk, o których<br />
tu mowa. (…) Trzeba przyznać rację tym, którzy twierdzą, że wymienione<br />
wyżej czynniki »sytuacyjne« służą jedynie swoistemu zdjęciu blokad z mechanizmów<br />
tzw. natury ludzkiej, obecnych w niej stale i możliwych do uruchomienia<br />
w każdej chwili. (…) Oczywiście rozwój cywilizacyjny stworzył w tym<br />
zakresie blokady silne i funkcjonujące skutecznie – przynajmniej na płaszczyźnie<br />
działalności publicznej, zinstytucjonalizowanej, powiązanej deklaratywnie<br />
z akceptowanymi oficjalnie ideałami życia społecznego i państwowym systemem<br />
wartości. Zarazem jednak pozostaje faktem, że obecność owej warstwy<br />
deklaratywno-instytucjonalnej życia społecznego nie przekształca bynajmniej<br />
natychmiast jego przedkulturowych, biologicznych (a także psycho- i socjobiologicznych)<br />
uwarunkowań i powiązanych z nimi poziomów oczekiwań,<br />
zamiarów, wyborów i ich ekspresji. Dlatego »zdjęcie blokady« może skutkować<br />
– tak właśnie jak stało się to w społeczności Trzeciej Rzeszy – wybuchem<br />
postaw i działań, które w świetle dotychczasowego rozwoju cywilizacyjnego<br />
wydawały się już niemożliwe” . Jednakże w dalszym ciągu swoich wywodów<br />
– zwłaszcza wtedy, kiedy omawia udane według niego próby nadania religijnego<br />
<strong>sens</strong>u sytuacjom obozowym, zapomina, jak się wydaje, o swoich własnych<br />
wcześniejszych stwierdzeniach, i akceptuje, czy też usiłuje przywrócić<br />
tradycyjny porządek religijno-społecznych odniesień i wartości, o którym na<br />
innym miejscu powie, że został utracony bezpowrotnie.<br />
<br />
Por. s. 137.
170 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
Sposób przedstawienia usytuowania nadzorców obozów koncentracyjnych<br />
w kluczu „anomii” i „zdeformowanej osobowości zbiorowej” pomija ponadto<br />
bezpośrednie indywidualne uwarunkowania ich usytuowania i postaw. Zjawisko<br />
„anomii” objęło przecież całą społeczność niemiecką (a także austriacką)<br />
tego czasu, choć zapewne z różną intensywnością dotykało różne grupy wiekowe<br />
i warstwy społeczne. Nawet jednak przy założeniu, że objęło ono znaczną<br />
część ludzi młodych i średniego pokolenia, pociągając ich do wspierania<br />
rodzącego się systemu nazistowskiego, pozostaje pytanie o motywacje tych,<br />
którzy zdecydowali się uczestniczyć bezpośrednio w terrorze tego systemu<br />
– wobec wielu innych, którzy jednak się na to nie zdecydowali.<br />
Wprawdzie jako kontrargument można przedstawić opisane w literaturze<br />
procesy aktywnej akceptacji dla zbrodniczych zachowań – np. ze strony członków<br />
jednostek Wehrmachtu, złożonych ze „zwykłych obywateli” powołanych<br />
do wojska w warunkach mobilizacji wojennej, a nie wstępujących tam z własnej<br />
decyzji . Jednakże jakkolwiek jest to wsparcie dla tez Weiricha o anomii<br />
i podporządkowaniu wielu (czy nawet większości) Niemców nowym wodzowskim<br />
autorytetom i upowszechnianej przez nie ideologii, nie jest to wystarczająca<br />
odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wielu dobrowolnie wybierało<br />
bezpośrednie i aktywne uczestnictwo w terrorze obozów koncentracyjnych<br />
i w wykonywaniu Zagłady, aż po wykonawstwo „ostatecznego rozwiązania”,<br />
i dlaczego czynili to z tak skrajnie ekscesywnym okrucieństwem.<br />
Ważniejszy wydaje się nam w związku z tym wniosek, który Weirich wyprowadza<br />
ze swojej analizy uwarunkowań postaw i zachowań katów – kiedy<br />
za źródło skrajnej grozy tych zachowań uznaje tę samą ludzką zdolność autotranscendowania,<br />
o której szerzej mówi na tle analizy doświadczeń i postaw<br />
więźniów, i z której z kolei próbuje wyprowadzać podstawy nadziei, czy też<br />
mimo wszystko możliwego religijnego oczekiwania <strong>sens</strong>u wobec dwudziestowiecznej<br />
katastrofy człowieczeństwa. Jednakże intuicji dotyczącej autotranscendencji<br />
w zachowaniach katów nie rozwija.<br />
W opracowaniu Gernota Weiricha mamy wprawdzie do czynienia z jednej<br />
strony z krytycyzmem wobec własnej tradycji, jakiego wymaga od chrześcijańskiego<br />
teologa samo sformułowanie wspomnianego wniosku o „autotranscendencji<br />
katów” – skoro na jego podstawie „powinna (…) zostać odsunięta<br />
pokusa bezrefleksyjnego wiązania owej (…) »dobrej autotranscendencji«<br />
z transcendencją boską tak jak jest ona rozumiana w chrześcijańskiej tradycji<br />
filozoficzno-teologicznej – pokusa (….) w myśli chrześcijańskiej wszechobecna<br />
i prawie nigdy przez nią nie odrzucana” . Z drugiej strony i tu w wywodach<br />
<br />
Wymownym przykładem jest przedstawiona przez Christophera R. Browninga relacja<br />
o zbrodniach żołnierzy z 101 Policyjnego Batalionu Rezerwy Wehrmachtu. Ch. R. Browning,<br />
Zwykli ludzie. 101. Policyjny Batalion Rezerwy i „ostateczne rozwiązanie” w Polsce, Warszawa<br />
2000.<br />
<br />
Por. s. 159.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 171<br />
autora pozostaje niekonsekwencja, z której on sam po części zdaje sobie<br />
sprawę – obwarowując swoje wnioskowanie zastrzeżeniami o jego kontrowersyjnym<br />
charakterze, a następnie sprowadzając w zakończeniu swojego<br />
opracowania rzecz całą do „niejednoznaczności” dyskursu wokół konsekwencji<br />
<strong>Szoa</strong> dla tradycyjnej pojęciowości religijnej, czy szerzej, dla nauk humanistycznych<br />
(Geisteswis<strong>sens</strong>chaften) jako całości – a tym samym i dla tego,<br />
co próbują one powiedzieć o człowieku i o świecie akceptowanych przezeń<br />
wartości. Jednakże „niejednoznaczność” to naszym zdaniem zdecydowanie<br />
za mało wobec siły zakwestionowania religijnego <strong>sens</strong>u świata przez <strong>Szoa</strong>,<br />
nawet, jeśli „niejednoznaczność” ta w interpretacji Weiricha wsparta jest silnymi<br />
stwierdzeniami o końcu świata zbudowanego wokół tradycyjnej pojęciowości<br />
religijnej. Jakkolwiek został tu dokonany pewien istotny krok przełamujący<br />
naiwność „»czystego« moralnie podziału na katów i ofiary” , i w tym<br />
zabrakło konsekwencji. Weirich stwierdza jedynie, że pytania, które trzeba<br />
postawić dotychczasowemu rozumieniu <strong>sens</strong>u religijnego, a w szczególności<br />
<strong>sens</strong>u tradycji chrześcijańskiej, okazują się nierównie bardziej dramatyczne,<br />
niż to przyjmują ci, którzy akceptują ów „»czysty« moralnie podział”. Jednak<br />
nawet jego własne wnioski kwestionują możliwość „dobrej” czy „u<strong>sens</strong>owiającej”<br />
interpretacji ludzkiej autotranscendencji, która stanowi pozytywny<br />
biegun jego wywodów. Inaczej mówiąc, w o k ó ł p y t a ń o r e l i g i j n y<br />
s e n s l u d z k i c h d o ś w i a d c z e ń w całej historii – a nie tylko w jej najbardziej<br />
tragicznych parkosyzmach – n i e d a s i ę u t r z y m a ć proponowanej<br />
przez Weiricha p o s t a w y n i e j e d n o z n a c z n o ś c i j a k o p o s t a w y<br />
a d e k w a t n e j i k o n s e k w e n t n e j. Pytania te, owszem, pozostają aktywne<br />
(albo jako pytania ludzi religijnych o ich własne usytuowanie egzystencjalne,<br />
albo jako pytania kierowane do ludzi religijnych o ich autokrytycyzm<br />
wobec owego usytuowania) – w tym Weirich ma niewątpliwie rację. Jednakże<br />
wobec zła, które dokonało się i stale dokonuje się w historii, pozostają<br />
one w najlepszym razie śladem długotrwałego i uporczywego złudzenia, że<br />
istnieje odpowiedź od owego zła niezależna i zdolna je przezwyciężyć (a więc<br />
„zbawcza”), w gorszym zaś służą do maskowania owego zła „łatwymi deklaracjami<br />
odnalezionego przez nas rzekomo <strong>sens</strong>u” – co zresztą stwierdza sam<br />
Weirich, interpretując świadectwo Elie Wiesela . Nie znaczy to, że pytania<br />
takie należy całkowicie porzucić, znaczy natomiast, że muszą one pełnić zupełnie<br />
inną rolę niż przewidziana dla nich w „klasycznym” świecie religijnego<br />
<strong>sens</strong>u. Do sprawy tej odniesiemy się w ostatniej części naszego koreferatu.<br />
Gernot Weirich oczywiście zdaje sobie sprawę z wątpliwości co do znaczenia<br />
i nośności dokonanej przez siebie interpretacji sytuacji katów i ofiar,<br />
<br />
Por. s. 140.<br />
<br />
Por. s. 162.
172 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
a w szczególności z wątpliwości związanych ze świadomie wybraną niejednoznacznością<br />
jego wypowiedzi – w zakończeniu swojego opracowania akcentuje<br />
jednak ową niejednoznaczność jako jedyną możliwość, którą widzi<br />
wobec splotu problemów, przed którym stanął. Pisze więc: „Uważam za właściwe<br />
i konieczne – nie tylko dla teologii, ale dla wszelkiego systematycznego<br />
myślenia o duchowym wymiarze ludzkiej egzystencji, a więc i dla nauk<br />
humanistycznych (Geisteswis<strong>sens</strong>chaften) jako całości wyrażenie zgody na<br />
trwałą i niepokonalną niejednoznaczność tego, co próbują one powiedzieć<br />
o człowieku i o świecie akceptowanych przezeń wartości”.<br />
To jest punkt, którego przede wszystkim dotyczy nasza krytyka. Można<br />
oczywiście rozumieć powyższe stwierdzenia jako wezwanie do ciągłej reinterpretacji<br />
wypowiedzi humanistyki „o człowieku i o świecie akceptowanych<br />
przezeń wartości” – tak wydaje się rozumieć je sam Weirich w duchu projektu,<br />
w ramach którego powstało jego opracowanie: żadne z pojęć tradycji<br />
chrześcijańskiej i postchrześcijańskiej „nie może się oprzeć owej redefinicji<br />
– a zatem żadne nie może już powrócić do obszaru swej dawniejszej naiwnej<br />
jednoznaczności”. Nie widzi jednak, że jego własna interpretacja przeczy takiemu<br />
rozumieniu niejednoznaczności humanistyki akceptującej <strong>sens</strong> religijny.<br />
Problem bowiem w tym, że kluczowe pojęcia owej religijno-humanistycznej<br />
tradycji pozostają nienaruszone, niezakwestionowane, i w związku z tym<br />
niezreinterpretowane – i to mimo iż zdaje ona sobie sprawę z wątpliwości,<br />
które takie postępowanie musi budzić wobec świadectw zła, które przytacza<br />
i analizuje. Szczególnie wątpliwym przykładem (nieświadomego?) zakwestionowania<br />
własnej perspektywy jest „najważniejszy wniosek [Weiricha]<br />
dotyczący pozytywnej (bo umożliwiającej odkrywanie <strong>sens</strong>u także w sytuacjach<br />
skrajnie tragicznych) autotranscendencji: jej postaci w bezpośrednich<br />
doświadczeniach więźniów i tym bardziej w późniejszym wyrazie, w świadectwach<br />
sformułowanych przez nich po wyjściu z obozu, mogą się wydawać<br />
naiwne i kiczowate (…). Takie określenia nie wytrzymują jednak konfrontacji<br />
z sytuacjami, w których owe przeżycia się pojawiły. (…) Tillich ma rację<br />
– podobnie jak cytowany wcześniej Frankl: chodzi tu o coś bezwarunkowego<br />
ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem. Stąd także moja próba<br />
pokazania, że ta sama podstawowa struktura ludzkiej egzystencji – iż »ludzkie<br />
bycie wskazuje zawsze poza siebie samo – na coś, czym samo nie jest«,<br />
powinna być dostrzegana także w tym, co czynili kaci, że zdolność autotranscendencji<br />
nie jest bynajmniej gwarancją takiego ludzkiego działania, które nie<br />
zwróci się przeciw innemu człowiekowi”. Ale dalej, mówiąc o wspomnianej<br />
wyżej pokusie „bezrefleksyjnego wiązania (…) »dobrej autotranscendencji«<br />
z transcendencją boską”, dodaje: „Jako chrześcijanin i teolog i ja dokonuję<br />
(…) takiego powiązania, kiedy doświadczenia ludzkie odnoszę do słowa, przez
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 173<br />
które wkracza w nie Bóg. Wiem jednak, że jest to wyraz wiary, której inni nie<br />
podzielają – lub wręcz: wobec której inni protestują” .<br />
Bardzo istotna intuicja sformułowana przez Weiricha: że ta sama struktura<br />
autotranscendencji dochodzi do głosu w postaci „dobrej” – jako szansa odnalezienia<br />
w najbardziej skrajnych sytuacjach, w jakich znaleźli się więźniowie,<br />
<strong>sens</strong>u przekraczającego wszechobecną śmierć – i w postaci „orgii przemocy”<br />
organizowanych przez ich katów, podejmujących bezwzględnie niszczycielskie<br />
decyzje o życiu i śmierci „podludzi” i stających w tych decyzjach poza<br />
zwyczajnym, tradycyjnie społecznie sankcjonowanym porządkiem życia, nie<br />
została przez niego, jak widać, potraktowana konsekwentnie ani rozwinięta.<br />
Stąd nasza próba podjęcia i rozwinięcia tej intuicji (choćby w najważniejszych<br />
zarysach) w ramach niniejszego krytycznego koreferatu.<br />
Krytyka religijnej interpretacji<br />
doświadczeń podstawowych/autotrancendencji<br />
Odniesiemy się teraz do kluczowych elementów wywodu Gernota Weiricha<br />
– do jego tezy o zakwestionowaniu przez zbrodnie nazistowskie tradycyjnego<br />
języka religijnego (jako kompletnego systemu znaków) , a zarazem o podtrzymaniu<br />
możliwości religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u. Odniesiemy się w szczególności<br />
do sposobu, w jaki przeprowadza on uzasadnienie tej tezy, odwołując<br />
się do pojęcia autotranscendencji (czy też, jak mówi zamiennie, „transcendencji<br />
psychicznej”) – w nawiązaniu do Viktora E. Frankla i Paula Tillicha 10 .<br />
Krytykę religijnej interpretacji autotranscendencji dokonanej przez Weiricha<br />
rozpoczniemy od uwag krytycznych na temat uniwersalnego kontekstu<br />
rozumienia doświadczeń religijnych, w jakim umieszcza on to pojęcie. Chodzi<br />
o z a ł o ż e n i e p i e r w o t n e g o c h a r a k t e r u fe n o m e n ó w r e l i g i j n y c h.<br />
Nie jest to oczywiście szczególne założenie Weiricha, ale pogląd szeroko akceptowany<br />
w klasycznej literaturze religioznawczej – wszędzie tam, gdzie mowa<br />
o doświadczeniu sacrum i o źródłowej specyfice związanych z nim fenomenów,<br />
a zwłaszcza tam, gdzie ludzkie doświadczenia są z zasady interpretowane<br />
w horyzoncie boskiej transcendencji. To właśnie takie założenie pierwotnego<br />
charakteru zjawisk religijnych zakłóca, jak pokażemy, wnioskowania Gernota<br />
Weiricha i przekierowuje je ku „ureligijnieniu” ludzkiej egzystencji – i to<br />
także wtedy, kiedy zdaje on sobie sprawę z tego, że nie może przywoływać<br />
po prostu i bezkrytycznie klasycznych religijnych interpretacji doświadczeń,<br />
o których mówi.<br />
<br />
Por. s. 160.<br />
<br />
Por. s. 133.<br />
10<br />
Por. ss. 156-158.
174 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
Przykładem wspomnianego zakłócenia wnioskowań Weiricha niech będzie<br />
następujący cytat: „Przyjmuję (…), że mamy (…) do czynienia ze strukturą<br />
ludzkiej egzystencji bardziej pierwotną niż religijna socjalizacja i od takiej<br />
czy innej socjalizacji w istocie niezależną. Z mojej własnej perspektywy<br />
– chrześcijańskiego teologa – gotów jestem, jak wspomniałem, przypisywać<br />
tej strukturze zarówno genetyczne uwarunkowania religijne, jak też możliwość<br />
jej religijnej interpretacji; zdaję sobie jednak sprawę z partykularyzmu<br />
takiego stanowiska” 11 . I w innym miejscu: „Uważam, że można wykazać religijne<br />
zakorzenienie owego podstawowego antropologicznego stanu rzeczy<br />
[chodzi o „autotranscendencję”] – to znaczy jego zakorzenienie w takim pojęciu<br />
transcendencji, które oznacza doświadczenie »przekroczenia poszczególnych<br />
ludzkich doświadczeń« ku wymiarowi ponadludzkiemu. Znaczy to, że<br />
»religia transcendencji« jako sposób doświadczania rzeczywistości należy do<br />
porządku podstawowych doświadczeń ludzkich – co z kolei nie znaczy jednak,<br />
że każda historyczna postać religijności spełnia taką rolę” 12 .<br />
Podobnie niejednoznaczny charakter mają jego stwierdzenia podsumowujące<br />
obraz życia religijnego w obozach koncentracyjnych 13 – że warunki obozowe<br />
„w zaskakująco niewielkim stopniu zmieniły religijne postawy więźniów<br />
i formy wyrażania tych postaw” oraz że religijność „może funkcjonować w warunkach<br />
obozowych tylko o tyle, o ile funkcjonowanie to umożliwiają wewnętrzne,<br />
transcendentalne uwarunkowania postaw i zachowań poszczególnych<br />
więźniów”. To samo odnoszę zresztą do niektórych przynajmniej zachowań<br />
11<br />
Por. s. 156.<br />
12<br />
Weirich (wyżej s. 157), z powołaniem się na H. Harka. W końcowej części swojego<br />
opracowania Weirich rozwija te stwierdzenia następująco: „»Transcendencja wewnątrz egzystencji«<br />
nie jest oczywiście doświadczeniem wiary zakorzenionym w objawieniu. Chcę jednak<br />
w związku z tym wskazać na pewien proces religijny, który stanowi kontynuację transcendowania<br />
wewnątrz egzystencji. Intensywne doświadczenie egzystencji, które wskazuje na<br />
nie uświadamianą obietnicę (»zapowiedź« czy »przyrzeczenie«) i nadaje ludzkiemu istnieniu<br />
orientację (»zadanie«), prowadzi w końcu do religijnego samookreślenia egzystencji. Paul Tillich<br />
formułuje to następująco: »… są akty odwagi, w których akceptujemy moc istnienia, czy<br />
o tym wiemy, czy nie«. Nawet jeśli tego nie wiemy, akceptujemy je mimo to i mamy w nim<br />
udział. Owa »ślepa dziecięca wiara« ma odwagę akceptowania życia. Ukazuje się tu jakość<br />
religijna, która nadaje wydarzeniom życiowym i doświadczeniom szczególną transparencję. Ta<br />
jakość ma swój początek nie w obliczalnej rzeczywistości materialnej, ale w tym, co boskie,<br />
ku czemu też przyzywa” (tamże, s. 158) oraz: „Możliwość transcendencji koreluje z istnieniem<br />
podstawowego prazaufania, a to z kolei z zaufaniem do Boga jako owocem transcendencji.<br />
Konkretnie doświadczenie to oznacza, że człowiek prymarnie zakorzeniony jest w podstawowym<br />
zaufaniu. Ma zdolność transcendencji, a z nią – jako znak przebijania się »religijnej jakości<br />
istnienia« – zdolność zaufania Bogu. Nie wynika stąd prosta możliwość konstrukcji czy rekonstrukcji<br />
określonej wyznaniowo religii z owych podstawowych doświadczeń – jest raczej tak, że<br />
istniejące religie przejmują na swój sposób owe struktury podstawowe; bynajmniej jednak nie<br />
muszą ich przejmować. Cały proces może pozostać na poziomie doświadczeń podstawowych,<br />
w których pojawiają się elementy numinotyczne, ale nie struktury określonej religii” – tamże<br />
z powołaniem się na P. Tillicha.<br />
13<br />
Por. s. 153.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 175<br />
katów. Twierdzi zarazem, że „wspomniane »wewnętrzne, transcendentalne<br />
uwarunkowania postaw i zachowań« są zjawiskiem podstawowym dla ludzkiej<br />
egzystencji i w tym <strong>sens</strong>ie powszechnym. Dlatego nie tylko nie dały się<br />
one zredukować i zniszczyć w życiu obozowym, ale przeciwnie, dla znacznej<br />
części więźniów stanowiły możliwość zachowania lub odzyskiwania <strong>sens</strong>u<br />
własnej egzystencji w tych warunkach” 14 .<br />
Autor tych stwierdzeń najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z własnej niekonsekwencji<br />
– czy raczej z arbitralnego charakteru umieszczania „religijności”<br />
zarówno w obszarze niekoniecznych zjawisk związanych ze specyficzną<br />
religijną socjalizacją, jak też – i to również w stosunku do osób, które nie zostały<br />
takiej socjalizacji poddane! – w obszarze genetycznie poprzedzającym podstawowe<br />
doświadczenie autotranscendencji, o którym mówi. Ponadto uzurpuje<br />
sobie prawo religijnej interpretacji owych podstawowych doświadczeń,<br />
których genezę najpierw arbitralnie „ureligijnił” 15 . To właśnie jest punkt, który<br />
wymaga krytycznej reakcji – i to nie tylko w stosunku do poglądów i struktury<br />
wywodu Gernota Weiricha w opracowaniu, do którego się odnosimy, ale<br />
w stosunku do wspomnianej szerokiej akceptacji, jaką w klasycznej literaturze<br />
religioznawczej cieszy się podzielany przezeń pogląd o pierwotnym charakterze<br />
zjawisk religijnych. Do tego podstawowego założenia odniesiemy się<br />
tu, korzystając z krytyki rozumienia źródeł i znaczenia doświadczeń religijnych<br />
dokonanej w artykule Alternatywa: nie-religijne/religijne w opisie doświadczeń<br />
podstawowych. Przykłady autorstwa Tomasza Węcławskiego 16 .<br />
Punktem wyjścia naszej krytyki, zaczerpniętym ze wspomnianego wyżej<br />
artykułu 17 , są dwa stwierdzenia, które mogą zostać uznane za banalne, choć<br />
przynajmniej pierwsze z nich nie jest bynajmniej powszechnie traktowane<br />
jako oczywiste:<br />
1. Religijna interpretacja świata zaczyna się od doświadczeń nie innych, niż<br />
wszystkie inne bieżące doświadczenia indywidualne i społeczne.<br />
2. Warunki do najpierw „wyróżniającej”, a następnie ewentualnie także religijnej<br />
interpretacji takich doświadczeń, stwarzają ludzie o wyższym niż przeciętny<br />
poziomie wrażliwości symbolicznej. Podkreślmy: ludzie ci stwarzają warunki<br />
do religijnej interpretacji świata, ale niekoniecznie sami jej dokonują.<br />
Stwierdzenie pierwsze nie jest podzielane przez tych, którzy uważają, że<br />
religijna interpretacja świata zaczyna się z natury rzeczy od zdarzeń nadzwy-<br />
14<br />
Por. s. 153.<br />
15<br />
O strukturze tego rodzaju uzurpacji mówimy szerzej w tekście o „roszczeniach systemów<br />
uniwersalnych” w IV części tej książki.<br />
16<br />
T. Węcławski (obecnie: T. Polak), Alternatywa: nie-religijne/religijne w opisie doświadczeń<br />
podstawowych. Przykłady, w: P. Bortkiewicz, S Mikołajczak, M. Rybka (red.), Język religijny<br />
dawniej i dziś. Materiały z konferencji (Poznań, 24-26 kwietnia 2006), t. III, Poznań 2007, ss.<br />
193-203.<br />
17<br />
Tamże. Poniższy fragment referuje najważniejsze tezy tego artykułu.
176 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
czajnych – a przynajmniej przekraczających lub choćby przełamujących to, co<br />
oczekiwane w tzw. zwyczajnym porządku rzeczy. Źródłem takiego przekonania<br />
jest niekrytyczne założenie istnienia pierwotnego i specyficznego doświadczenia<br />
sacrum w odróżnieniu od różnorodnych doświadczeń profanum – założenie<br />
to jest przedstawiane jako przekonanie typu common <strong>sens</strong>e przez<br />
tych, którzy akceptują poglądy takich klasyków religioznawstwa jak Rudolf<br />
Otto czy Gerardus van der Leeuw. Poglądy te dzisiaj powinny być jednakże<br />
traktowane już tylko jako partykularna historyczna interpretacja fenomenów<br />
religijnych, przynajmniej po części uwarunkowana ideologicznie, a nie jako<br />
ujęcie powszechnie akceptowane. Istnieją wprawdzie również koncepcje religii<br />
i doświadczenia religijnego posługujące się tą samą logiką, a nie odwołujące<br />
się do pierwotnego doświadczenia sacrum. W podobnej logice porusza<br />
się np. Johannes B. Metz, kiedy mówi: „Najkrótszą definicją religii jest »przerwa«<br />
(Unterbrechung) [w zwyczajnym biegu rzeczy]” 18 . „Przerwa”, o której tu<br />
mowa, nie musi oznaczać rzeczywistości „sakralnej” czy wprost obecności<br />
sacrum. „Przerwy”, czy też nieciągłości – rozumiane identycznie, jak je rozumie<br />
Metz – są cechą konstytutywną (wielu czy też większości) podstawowych<br />
ludzkich doświadczeń, ale nie czynią z nich bynajmniej religii – to raczej<br />
interpretacja religijna nawiązuje do nich i je wykorzystuje, a równocześnie<br />
usiłuje je domknąć i w ten sposób unieszkodliwić. Ujęcie Metza również nie<br />
odpowiada zatem na pytanie, skąd religijne rozumienie owych „przerw” i jak<br />
doświadczenia podstawowe przechodzą w struktury religijne. Pytamy zatem<br />
o możliwość przedstawienia procesów religijnej (i w konsekwencji także religijno-społecznej)<br />
interpretacji doświadczeń podstawowych poza założeniem<br />
pierwotnego charakteru fenomenów religijnych 19 .<br />
Stawiamy w związku z tym następującą tezę: f a k t y c z n a i n t e r p r e t a -<br />
c j a r e l i g i j n a p o d s t a w o w y c h l u d z k i c h d o ś w i a d c z e ń – i tym<br />
samym wyodrębnienie się w ich opisie kategorii językowych, które następnie<br />
zostają uznane za „religijne” – m a c h a r a k t e r d e c y z j i, a nie dokonuje się<br />
za sprawą napotkania czegoś, co samo przedstawia się jako wyjęte ze zwyczajnego<br />
porządku rzeczy i jest już w punkcie wyjścia identyfikowane jako wyjątkowe/religijne<br />
(tym bardziej jako sacrum).<br />
Obserwacja realnych historycznych fenomenów religijnych – a w szczególności<br />
procesów kształtowania się systemów religijnych wokół tzw. doświad-<br />
18<br />
J. B. Metz, Unterbrechungen. Theologisch-politische Perspektiven und Profile, Gütersloh<br />
1981, s. 86.<br />
19<br />
Postępowaniu takiemu można ewentualnie zarzucić również założeniowy charakter:<br />
chodziłoby wtedy o założenie à rebours: b r a k u faktów pierwotnie religijnych, czy też transcendentnej<br />
struktury warunkującej ludzkie doświadczenia podstawowe. Zarzut taki jest jednak<br />
ewidentnie chybiony – choćby tylko z powodu konieczności zastosowania tu „brzytwy Ockhama”:<br />
skoro można dostatecznie objaśnić pewne zjawisko czy proces bez odwoływania się do<br />
jakiegokolwiek warunkującego go elementu pierwotnego czy uprzedniego, nie należy zakładać<br />
istnienia takiego elementu.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 177<br />
czeń założycielskich – pokazuje, że struktura decyzji, o której tu mowa, jest<br />
złożona. Decyzja ta nie ma zazwyczaj jednego sobie właściwego momentu,<br />
w którym zostaje podjęta, i nie ma też jednego określonego podmiotu. Jest<br />
ona podejmowana w stosunkowo długiej sekwencji – jako proces społeczny,<br />
który, oglądany z oddalonej perspektywy, może wydawać się ciągły, ale<br />
faktycznie jest „spękany” (składa się z wielu drobnych „pęknięć”, „przerw”<br />
i w konsekwencji „skoków”). Decyzja ta jest też podejmowana przez wiele<br />
podmiotów – w porozumieniu, które nie jest przez żaden z nich świadomie<br />
sterowane. W pierwszej części tego procesu nie jest ono nawet świadomościowo<br />
obserwowane. Natomiast w drugiej, końcowej części tego procesu,<br />
porozumienie co do meritum owej decyzji jest już na tyle silne, że angażuje<br />
świadomość coraz znaczniejszej grupy podmiotów, które wiedzą o owym porozumieniu<br />
i są gotowe utwierdzać je i bronić go w razie potrzeby 20 .<br />
Można to nazwać uaktywnieniem swego rodzaju (wewnętrznej i/lub zewnętrznej)<br />
„policji religijnej” w bardzo podstawowym znaczeniu tego słowa:<br />
w momencie pojawienia się pewnej wartości ponadkategorialnej, i przynajmniej<br />
w tym <strong>sens</strong>ie uznanej za „religijną”, uaktywnia się obecna w tych, którzy<br />
doświadczają takiej wartości, gotowość jej ochrony. Gotowość ta może<br />
być najpierw prawie wyłącznie wewnętrzna – ktoś, kto dostrzegł w swoim<br />
lub cudzym doświadczeniu <strong>sens</strong> przekraczający to, czego się dotąd dla siebie<br />
i innych spodziewał, gotów jest zrobić wiele, żeby uchronić otwierającą<br />
się w ten sposób szansę czy obietnicę <strong>sens</strong>u. Równocześnie jednak ludzie,<br />
którzy gotowość do takiej obrony reprezentują w stopniu podwyższonym, zaczynają<br />
współtworzyć swoistą „sieć ochronną” dla tego rodzaju szansy. Sieć<br />
ta sprawia, że to, co było pierwotnie jedynie szansą porozumienia za sprawą<br />
współprzeżywanego nowego symbolu, teraz staje się obietnicą, w której<br />
może uczestniczyć praktycznie każdy – także ten, kto sam już nie potrafi<br />
współprzeżywać owego pierwszego symbolicznego odkrycia albo nigdy tego<br />
nie potrafił. Dostęp do niego przybrał strukturę wykonalnego rytu 21 .<br />
Jak widać, proces formowania się struktur religijnych, który tu opisujemy,<br />
nie potrzebuje uwarunkowania czymś „pierwotnie religijnym”, sacrum czy<br />
tym bardziej metafizyczną/boską transcendencją. Co więcej, okazuje się on<br />
przynajmniej w tym <strong>sens</strong>ie pierwotny i uniwersalny, że w jego kategoriach<br />
można opisywać egzystencjalne doświadczenia podstawowe (indywidualne<br />
i wspólne) w bardzo różnych uwarunkowaniach kulturowych czy religijno-<br />
-społecznych – i niezależnie od tych uwarunkowań, podobnie jak można<br />
20<br />
Uwarunkowania i strukturę mentalną takich procesów opisują kognitywne teorie religii<br />
(m.in. Pascal Boyer, Thomas Lawson, Robert McCauley, Justin Barret, Stewart Guthrie) – ich<br />
ustaleń nie przywołujemy tu w szczegółach, bo nie są one konieczne w ramach naszego koreferatu,<br />
odnoszącego się do powstawania religijnych struktur społecznych opartych na doświadczeniach<br />
podstawowych.<br />
21<br />
Por. T. Węcławski, dz. cyt., s. 196.
178 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
w nich opisywać doświadczenia podstawowe ludzi, którzy w ogóle nie przeszli<br />
przez socjalizację religijną. Żeby pokazać to na wyrazistych przykładach z kontekstu,<br />
w którym tutaj tę teorię przywołujemy: opis taki bardzo dobrze odpowiada<br />
zarówno procesom kształtowania się wielkich historycznych wspólnot<br />
religijnych (np. chrześcijaństwa czy islamu) jak i religijnych czy parareligijnych<br />
sekt – w tym i tej, którą nazwano „zakonem SS”, wspomnianej także przez<br />
Weiricha 22 . Ujęcie takie rejestruje istotne cechy doświadczeń podstawowych<br />
przechodzących w doświadczenia zrytualizowane, objaśnia ich historię i dynamikę,<br />
pozwala także pytać, jak i dlaczego zostają one zinterpretowane w kategoriach<br />
coraz bardziej „domkniętych” i sformalizowanych s y s t e m ó w religijnych<br />
lub parareligijnych.<br />
Stąd nasze twierdzenie, że interpretacje doświadczeń podstawowych sugerujące<br />
pierwotność doświadczenia sacrum mają charakter założeniowy i jako<br />
takie są narzucane faktom, doświadczeniom i procesom historycznym, które<br />
mają interpretować. Tak właśnie ma się rzecz z dokonywaną przez Weiricha<br />
religijną (czy raczej „ureligijnioną”) interpretacją struktur „autotranscendencji”.<br />
Jak powiedzieliśmy, nie jest to oczywiście indywidualny i specyficzny błąd<br />
Gernota Weiricha, a raczej raz jeszcze przykład niekrytycznego uczestnictwa<br />
(w tym wypadku jego jako teologa) w opisanym przez nas wyżej procesie tworzenia<br />
ureligijnionej i zuniwersalizowanej struktury obrazu świata.<br />
Pozostaje pytanie, co umożliwia i gwarantuje skuteczność takich procesów.<br />
Wydaje się, że działa tu pewne wypaczenie w obszarze prymarnej cechy<br />
ludzkiej egzystencji, niewątpliwie związanej z autotranscendentną strukturą<br />
tej egzystencji (także i zwłaszcza w jej wymiarze społecznym), mianowicie<br />
zdolności do tworzenia kultury. Można przyjąć, że naturą człowieka jest właśnie<br />
zdolność do kultury, rozumiana tu jako podstawowa zdolność uabstrakcyjniania<br />
i usymboliczniania doświadczanego konkretu. Czym jednak w takim<br />
razie jest tak łatwe oddawanie owej zdolności usymboliczniania pod kuratelę<br />
współtworzonego wraz z nią, a następnie wszechobowiązującego prawa<br />
chroniącego odkrytą właśnie wartość? Dlaczego wartości tej zostają przypisane<br />
cechy, które wyjmują ją spod krytyki, co więcej, wymagają podporządkowania<br />
się jej przez wszystkich, którzy chcą uczestniczyć w niesionej przez<br />
nią obietnicy? Jak wiąże się to z wolnością jako drugą stroną owej prymarnej<br />
cechy ludzkiego istnienia, skoro zdolność do symbolizowania jest z istoty<br />
rzeczy związana z wolnością? Czy nie mamy tutaj do czynienia ze swoistym<br />
nadużyciem, nie tylko w dziedzinie realnego funkcjonowania wolności, ale<br />
także w dziedzinie samego opisu jej pierwszych doświadczeń, bowiem to, co<br />
wyjmujemy opisowo z zakresu wolności i przypisujemy uogólnionej normie,<br />
staje się swoistym przekłamaniem własnego źródła w tej jego postaci, w jakiej<br />
miało ono być udostępnione, czyli w opisie ukazującym jego istotne wła-<br />
22<br />
Por. wyżej, s. 139.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 179<br />
ściwości i związane z nimi możliwości? Czy dzieje się tak w wyniku błędu,<br />
który polega na zbyt szybkim zamknięciu obszaru badania i analizy, czy też<br />
błędu jeszcze innego – na przykład właśnie wskutek wspomnianego włączenia<br />
„sieci ochronnej” dla otwierających się w prymarnych doświadczeniach<br />
szans, która jednak, zamiast je rzeczywiście chronić, przejmuje decyzję o tym,<br />
jakie szanse i jak mają się realizować? 23<br />
Zapewne zachodzą tu między innymi procesy nieświadomego rugowania<br />
różnic. Dążność do unifikacji, wynikająca z potrzeby regulowania zachowań<br />
społecznych, staje się łatwym usprawiedliwieniem zaprzestania każdorazowego<br />
„studium przypadku”, które mogłoby być zadaniem dojrzałej osoby,<br />
i tym bardziej społeczności (a za taką chce zazwyczaj uchodzić uformowana<br />
społeczność religijna). Dochodzimy tutaj do pytania o rozumienie źródeł prawa<br />
(także prawa religijnego – oficjalnego, czyli np. prawa kanonicznego, jak<br />
i nieformalnego, czyli funkcjonującego na mocy uznania: tradycji, obyczaju<br />
i zwyczaju, czy też innego, oddolnego). Diagnozujemy pewien próg ewolucyjny<br />
w rozumieniu prawa, próg, u którego staje dojrzewająca jakościowo społeczność<br />
– trudny mentalnie, ale zarazem nie do uniknięcia. O znaczeniu tego<br />
progu mówimy więcej w przygotowanym przez nas tekście, dotyczącym roszczeń<br />
systemów uniwersalnych.<br />
W każdym wypadku, zdając sobie sprawę ze struktury procesów „ureligijnienia”<br />
interpretacji podstawowych doświadczeń, wracamy do tego, co nie<br />
uogólnione, do indywidualnej historii przekraczającej przedmiot wspólnych<br />
oczekiwań i w ten sposób kwestionującej sankcję społeczną lub wprost prawną<br />
uformowanego języka religii, na straży której stoi wspomniana wyżej wewnętrzna<br />
i zewnętrzna „policja”. Oczywiście, nie każde uogólnienie uznamy<br />
za uzurparcyjne, chodzi tylko o takie, które opiera się na specyficznym oczekiwaniu<br />
wyniku: na prezentacji usankcjonowanej „wyższymi” racjami obietnicy,<br />
rugującej wszelkie odstępstwa od akceptowanej interpretacji, a nie zdającej<br />
się rzetelnie na to, co przydarza się poszczególnym ludziom i społecznościom,<br />
czyli również na to, co nieoczekiwane i niespodziewane.<br />
Być może w ludzkiej naturze leży również dążność do szybkiego pozbywania<br />
się owego niespodziewanego. Ale czy zadaniem, i to co najmniej równym<br />
temu, które porządkuje życie społeczne, nie jest pochylenie się nad tym, co<br />
indywidualne, co wykracza poza uogólnione spodziewanie? Czy nie jest to<br />
zadanie również, albo zwłaszcza dla refleksji nad językiem, doświadczeniem<br />
i <strong>sens</strong>em religijnym realnych ludzkich historii, skoro to w niej tak łatwo i często<br />
dokonuje się wspomniane „przechwycenie” konkretu ludzkiego doświadczenia<br />
przez swoiście uogólnioną obietnicę? 24<br />
23<br />
Por. T. Węcławski, dz. cyt., s. 197.<br />
24<br />
Tamże.
180 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
To jest nasz podstawowy zarzut wobec głównej idei opracowania Gernota<br />
Weiricha: tragiczny konkret, do którego się odwołuje, skłonił go wprawdzie<br />
do postawienia dramatycznych pytań wobec „całego religijnego systemu znaków”,<br />
do konstatacji iluzoryczności tradycyjnego języka religijnego jako źródła<br />
adekwatnych odpowiedzi na katastrofę człowieczeństwa, od której jego refleksja<br />
wychodzi, wreszcie do zakwestionowania istotnych elementów pojęcia<br />
Boga, ale nie do zakwestionowania zasady konstrukcyjnej tego systemu,<br />
według której ów Bóg jest obecny zanim się cokolwiek wydarzy i ma mieć<br />
ostatnie słowo wobec tego, co się wydarzyło. O tym ostatnim oczekiwaniu<br />
powiemy więcej w trzeciej części naszego koreferatu – krytycznej wobec niejednoznacznego<br />
odrzucenia teodycei przez Weiricha. W tym miejscu natomiast<br />
dopowiemy najważniejsze wątpliwości wobec sposobu interpretowania<br />
przezeń ludzkiej autotranscendencji.<br />
Charakterystyczne jest, że „religijne” rozwinięcie tej interpretacji pojawia<br />
się w jego opracowaniu tylko tam, gdzie spełniony jest pewien nie nazwany<br />
wprost przez autora warunek: chodzi o autotranscendencję „dobrą” – to<br />
znaczy przywracającą nadzieję, czy też ratującą <strong>sens</strong> ludzkiego istnienia także<br />
w sytuacjach skrajnie tragicznych. Jak powiedzieliśmy, Gernot Weirich zdaje<br />
sobie sprawę z tego, że skoro zdolność autotranscendencji jest podstawową<br />
strukturą ludzkiej egzystencji, musi ona być obecna także w egzystencji obozowych<br />
katów i ujawniać się w ich działaniu. Jednakże, jak powiedzieliśmy,<br />
poza bardzo skrótowym intuicyjnym zasygnalizowaniem jej postaci, nie rozwija<br />
tej perspektywy. Spróbujemy to zatem uczynić teraz – wytyczając przynajmniej<br />
najistotniejsze linie możliwej interpretacji autotranscendentnego<br />
usytuowania wykonawców zbrodni nazistowskich.<br />
Według intuicji Weiricha „wyrazem autotranscendencji są w (…) przypadku<br />
[katów] bezwzględnie niszczycielskie decyzje o życiu i śmierci (…) »podludzi«<br />
– a podejmujący te decyzje stają poza zwyczajnym, tradycyjnie społecznie<br />
usankcjonowanym porządkiem życia. Można powiedzieć, że przez śmierć<br />
innych: tych których oni sami pozbawiają życia, otrzymują to, co ich ofiary<br />
znajdują w autotranscendentnej akceptacji własnej śmierci” 25 .<br />
Można się zgodzić z treściową stroną takiego rozumienia autotranscendencji<br />
w doświadczeniu nazistowskich zbrodniarzy – zapewne ich „religia” (czy<br />
też „parareligia”) co do treści opiera się właśnie na wyniesieniu ich społecznej<br />
i osobistej pozycji ponad innych i ponad zasady moralne obowiązujące dotąd<br />
w życiu społecznym, a w szczególności ponad prawa „podludzi”, włącznie<br />
z ich prawem do życia – i najwyraźniej to właśnie stanowi o akceptowanym<br />
przez nich <strong>sens</strong>ie ich własnej egzystencji. Z punktu widzenia proponowanej<br />
przez nas interpretacji, istotna jest pojawiająca się także w tym przypadku<br />
25<br />
Por. wyżej, s. 140.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 181<br />
społeczna struktura rytualna ich działań, która umożliwia każdemu, kto w nią<br />
zostanie wprowadzony, dokonywanie aktów owej „(para)religii”: zarówno<br />
w postaci aktów skrajnej przemocy wobec więźniów, jak też aktów „arystokratycznej<br />
autoprezentacji” (o której Weirich wspomina w nawiązaniu do słynnego<br />
przemówienia Himmlera o „historii chwały SS, która nigdy nie zostanie<br />
napisana”) – i to bez potrzeby każdorazowego ustanawiania zdolności do tych<br />
aktów przez osobiste doświadczenie każdego jej potencjalnego uczestnika.<br />
Jednak stwierdzenia takie nie wystarczają do uchwycenia sedna procesu,<br />
który doprowadził do uformowania się opisywanej tu świadomości i odpowiadającej<br />
jej struktury grupowego i indywidualnego działania. Pozostaje<br />
mianowicie pytanie, dlaczego ta sama podstawowa struktura ludzkiej autotranscendencji<br />
prowadzi do tak skrajnie różnych postaw wobec życia własnego<br />
i cudzego. Pytanie o ludzką autotranscendencję (także i zwłaszcza w jej<br />
wymiarze „pozytywnym”) trzeba wobec tego najwyraźniej postawić inaczej,<br />
niż to w nawiązaniu do Viktora E. Frankla i innych czyni Gernot Weirich. Owo<br />
„inaczej” jest właśnie konsekwentnym przyjęciem końca iluzorycznego świata<br />
porządkowanego przez odniesienie do transcendentnego dobra zawsze<br />
obecnego przed i ponad ludzką egzystencją poszczególną i zbiorową – a tym<br />
samym końca złudzenia i kiczu tworzonego przez kolejne „narracje zbawcze”.<br />
Stąd nasza teza druga: t r a n s c e n d e n t a l n y m h o r y z o n t e m l u d z -<br />
k i e j a u t o t r a n s c e n d e n c j i nie jest bynajmniej „coś bezwarunkowego<br />
ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem”, j e s t n i m c o ś , c o<br />
w i s t o c i e s t a n o w i w e w n ę t r z n e o c z e k i w a n i e o w e g o b e z p o -<br />
ś r e d n i o d o ś w i a d c z a n e g o ż y c i a – i t y l k o m a s k o w a n e j e s t<br />
( a w e d ł u g p o t r z e b y t a k ż e u s p r a w i e d l i w i a n e ) r z e k o m y m o d -<br />
n i e s i e n i e m d o c z e g o ś , c o m i a ł o b y l u d z k i e ż y c i e b e z w z g l ę d -<br />
n i e p r z e w y ż s z a ć i r a t o w a ć.<br />
Wydaje się, że sednem tego „wewnętrznego oczekiwania” jest obrona<br />
przed zakwestionowaniem własnego życia przez pewne wymaganie, którego<br />
broniący się nie chce i/lub nie może spełnić – a więc swoista samoobrona<br />
uruchamiana w większości wypadków bezrefleksyjnie. Istotą wymagania,<br />
o którym mowa, jest z kolei: dostrzec i przyjąć <strong>sens</strong> własnego życia w nim samym<br />
i przez nie samo, a nie przez porównawcze odniesienie go do czegokolwiek<br />
czy kogokolwiek poza nim. Kto nie chce (lub z jakichkolwiek względów<br />
nie może) spełnić tego wymagania, ma tylko jedno wyjście: ustanowić <strong>sens</strong><br />
własnej egzystencji właśnie w porównawczym odniesieniu do czegoś, co owej<br />
egzystencji <strong>sens</strong> nada – przy czym owo „coś” może być sytuowane jako „inne”<br />
zarówno powyżej, jak i poniżej własnej egzystencji – porównanie może więc<br />
prowadzić do podporządkowania się owemu innemu i/lub do (próby) podporządkowania<br />
go sobie. Owym „innym” może być jakakolwiek podmiotowo<br />
identyfikowalna istota indywidualna lub zbiorowa – od przedmiotu czy zwie-
182 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
rzęcia, przez człowieka, po istoty nadludzkie czy wprost boskie 26 . Jednakże<br />
w każdym przypadku takie porównawcze odniesienie do „innego” jako źródła<br />
<strong>sens</strong>u własnego życia oznacza rezygnację z prymarnej wolności jako sedna<br />
tego, co w każdej ludzkiej egzystencji jest własne i jedyne. Dlatego znajduje<br />
tu zastosowanie to, co wyżej powiedzieliśmy o wypaczeniu dokonującym się<br />
w prymarnym obszarze ludzkiej egzystencji: między podstawową zdolnością<br />
usymboliczniania doświadczanego konkretu a wolnością, z istoty rzeczy związaną<br />
z tą właśnie zdolnością.<br />
Podkreślmy: chodzi o p o r ó w n a w c z e odniesienie własnego życia do<br />
„innego”, a więc o takie odniesienie, które ustanawia między życiem własnym<br />
a „innym” relację wartościującą, a nie o sam fakt powiązania własnego życia<br />
z życiem innych, i o wartościujące odniesienia do własnych i cudzych działań<br />
(czyli przekonania etyczne), które z tego powiązania wynikają.<br />
Porównanie wartościujące w znaczeniu, które mamy na myśli, a więc uznanie<br />
nadrzędności lub podrzędności własnego życia wobec „innego”, prowadzi<br />
do ustanawiania i potwierdzania <strong>sens</strong>u własnego życia przez wykonywanie<br />
konsekwencji owego porównania. Konsekwencją taką może być zarówno rytualna<br />
i/lub moralna rezygnacja z własnej autonomii/wolności, jak też próba<br />
rytualnego, moralnego, prawnego czy materialnego ograniczenia autonomii<br />
„innego” czy „innych”, skoro w wartościującym porównaniu zostali uznani<br />
za podrzędnych (wobec własnej osoby czy społeczności porównującego).<br />
W każdym przypadku prowadzi to do działań niszczących wobec ludzkiego<br />
życia: własnego, jeśli jest ono we wspomnianym porównaniu definiowane<br />
jako podrzędne (w stosunku do „innego” – w szczególności do rzeczywistości<br />
ponadludzkiej/boskiej) lub życia innych – kiedy jest ono w takim porównaniu<br />
określane jako podrzędne wobec życia własnego. Skala takich działań (a za nią<br />
skala zniszczenia) może być zróżnicowana – od podległości uznawanych za niegroźne<br />
po skrajnie niszczące, ale zniszczenie dokonuje się w każdym wypadku,<br />
bo w każdym wypadku mamy do czynienia z działaniem tej samej zasady.<br />
Jak łatwo się przekonać, rozbudowane i zinstytucjonalizowane systemy<br />
religijne czy parareligijne (a także ideologiczne) uruchamiają równocześnie<br />
obie relacje: podrzędności i nadrzędności, i to w tych samych osobach/społecznościach<br />
i strukturach społecznych – i w ten sposób wywołują charakterystyczną<br />
obrotowość powstających w ich ramach wartościowań, aż po<br />
stale tolerowane czy nawet pielęgnowane sprzeczności tych wartościowań;<br />
w konsekwencji produkują zazwyczaj również systemową hipokryzję: te same<br />
osoby i działania będą oceniane różnie (często skrajnie różnie) – w zależności<br />
od ich aktualnego usytuowania według kryteriów systemu, w którym to się<br />
26<br />
Decydująca jest tu właśnie „identyfikowalność podmiotowa” – to znaczy możliwość<br />
odnoszenia się do przedmiotu tej relacji jako do odrębnego podmiotu – choćby tylko metaforycznego.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 183<br />
dzieje, a każda z tych ocen przedstawiana będzie „wewnątrzsystemowo” jako<br />
oczywista i konieczna 27 . Uwarunkowania cywilizacyjno-prawne, w połączeniu<br />
z maską ideologiczną poszczególnych systemów religijnych lub parareligijnych,<br />
zazwyczaj ograniczają ową obrotowość (albo raczej ukrywają ją właśnie<br />
pod systemową hipokryzją). Systemy tak działające nie są więc skłonne<br />
przyznawać się do niej wprost – chyba że przyznanie takie jest wyrazem ich<br />
systemowej tożsamości. Tak właśnie było w przypadku systemu nazistowskiego<br />
(także w jego wymiarze parareliginym) – stąd otwartość, z jaką jego eksponenci<br />
byli gotowi sakralizować dokonywane zniszczenie – i w związku z tym<br />
mówić o „życiu nie wartym życia”, o „podludziach”, „szkodnikach”, „krwiopijcach”,<br />
„pasożytach” czy „bestiach”, nie zasługujących na istnienie, które należy<br />
czym prędzej unicestwić i „wymazać”, a zarazem z najwyższym patosem<br />
wskazywać „stronicę chwały [bezinteresownych bohaterów z SS], która nigdy<br />
nie zostanie zapisana”. Z tego punktu widzenia system nazistowski wyświadczył<br />
(zapewne niechcianą) przysługę innym systemom religijnym i ideologicznym<br />
oraz ich krytykom, odsłaniając bez skrępowania mechanizm, który większość<br />
z nich skrzętnie ukrywa. Odsłonięcie to okazało się skuteczne i trwałe<br />
– nie można już wrócić do stanu sprzed niego, co jednak nie znaczy, że ów<br />
odsłonięty mechanizm przestał działać 28 .<br />
Na takim tle w ostatniej części naszego koreferatu odniesiemy się krytycznie<br />
do tego, co Gernot Weirich mówi o możliwości/niemożliwości teodycei<br />
jako usprawiedliwienia Boga wobec zła dokonującego się w historii. Odniesienie<br />
to będzie zwięzłe, bowiem to, co powiedzieliśmy wyżej, pokazuje dostatecznie<br />
jasno źródło naszych wątpliwości: także w swojej krytyce teodycei<br />
Weirich ujawnia wspomniane wyżej wewnętrzne zakwestionowanie bezpośrednio<br />
doświadczanego ludzkiego życia, maskowane odniesieniem do czegoś<br />
(boskiego), co miałoby owo życie w każdym wypadku przewyższać i ratować.<br />
Trzeba powiedzieć jasno: krytyczne myślenie o teodycei sprzeniewierza się<br />
samemu sobie, kiedy potwierdza to wewnętrzne zakwestionowanie (i stojącą<br />
za nim uniwersalną strukturę), zamiast je demaskować.<br />
Krytyka niejednoznacznego odrzucenia możliwości teodycei<br />
Interpretacja usytuowania katów i ofiar nazistowskich obozów koncentracyjnych<br />
dokonana przez Gernota Weiricha, ustawia biegunowo względem siebie<br />
także przesłanki pytania o teodyceę i sprawia, że odpowiedź na to pytanie<br />
27<br />
Również tej kwestii poświęcimy więcej uwagi w tekście dotyczącym roszczeń systemów<br />
uniwersalnych.<br />
28<br />
Ma tu zastosowanie analiza cynicznego usytuowania ideologii dokonana przez Slavoja<br />
Žižka w nawiązaniu do Petera Sloterdijka. S. Žižek, Wzniosły obiekt ideologii, Wrocław 2001,<br />
s. 43 nn.
184 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />
również jest z autorskiego wyboru Weiricha niejednoznaczna, co szczególnie<br />
mocno dochodzi do głosu w sformułowanym przezeń „stanowisku własnym”:<br />
„Skandalem, kamieniem obrazy w ramach chrześcijańskiej wiary w Boga jest<br />
dla mnie założenie jedności poznania, mocy i dobra w bóstwie. Nie mogę myśleć<br />
o Bogu inaczej, jak niszcząc radykalnie jego boskość. I nie mogę tak o nim<br />
myśleć, gdy spoglądam na dzieje świata, jego niedolę, zło, opuszczenie przez<br />
Boga. Tutaj dochodzę do granic mojej pobożności i nie znajduję żadnego pocieszenia<br />
w próbach teologów, którzy chcą wyjaśnić, dlaczego Bóg dopuścił<br />
i spowodował zaistnienie tak wielkiego zła w czasie i wieczności. Ale przyjmuję<br />
odpowiedź, która wystarczyła Hiobowi, że Bóg weźmie odpowiedzialność<br />
za moje cierpienie, także za łzy dzieci, niewinną krew i swój »udział« w złu<br />
tego świata – od Golgoty po Auschwitz” 29 .<br />
Przesłanki te to zatem, z jednej strony, radykalne zakwestionowanie obecności<br />
Boga w historii (przynajmniej jeśli chodzi o tradycyjne, czy też klasyczne<br />
pojęcie Boga jako jednoczącego wszechwiedzę, wszechmoc i dobro) na<br />
podstawie doświadczeń obecnego w tej historii zła, a tym samym zakwestionowanie<br />
świata, który porządkowany był wokół takiego obrazu Boga – czy<br />
raczej: obrazowi temu miał być podporządkowany; z drugiej zaś, niewygasłe<br />
a wręcz podtrzymywane oczekiwanie, „że Bóg weźmie odpowiedzialność<br />
za (…) swój »udział« w złu tego świata – od Golgoty po Auschwitz”. Weirich<br />
jest świadomy tragizmu pytań zawieszonych między tymi biegunami: między<br />
świadectwami bestialstwa, milczeniem – czy niezdolnością wypowiedzenia<br />
tego, co się wydarzyło, a koniecznością lub nawet przymusem ponawiania<br />
pytania o Boga, „na które nie ma już odpowiedzi” 30 . Konkluduje więc właśnie<br />
stwierdzeniem owego sytuacyjnego przymusu: pytanie o Boga musi wciąż na<br />
nowo przerywać milczenie wobec zbrodni, jeśli nie chcemy tracić z oczu zła,<br />
które czeka w nas, by dojść do głosu, skoro tylko mu na to pozwolimy. W tym<br />
kontekście pojawia się też w jego wywodzie odniesienie do „transcendencji”<br />
innej niż boska – transcendencja ta to wymuszone przez dokonujące się zło<br />
przekroczenie dotychczasowego iluzorycznego świata, zbudowanego wokół<br />
wspomnianego wyżej pojęcia Boga wszechmocnego i dobrego – a tym samym<br />
bezpowrotny koniec takiego świata.<br />
Do kwestii z tym związanych odnieśliśmy się krytycznie w dwu pierwszych<br />
częściach naszego koreferatu, pokazując, że oczekiwanie odpowiedzi na pytanie<br />
o <strong>sens</strong> płynący spoza własnej egzystencji, w najlepszym razie nakłada na obraz<br />
tej egzystencji ideologiczną maskę, w gorszym (a zachodzącym pod ową maską<br />
nieuchronnie) uruchamia procesy niszczenia życia, którym nie można wtedy już<br />
29<br />
Por. wyżej, s. 164.<br />
30<br />
Warto w tym miejscu wprowadzić odniesienie do dyskusji o „milczeniu”, „niewypowiedzianym”<br />
i rzekomej niemożności zobrazowania Zagłady, wywołanej przez Georges’a Didi-Hubermana.<br />
Por. G. Didi-Huberman, Obrazy mimo wszystko, Kraków 2008.
Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 185<br />
nic przeciwstawić – właśnie dlatego, że zakrywa je wspomniana maska oczekiwanej<br />
ostatecznej sprawiedliwości i rzekoma gwarancja <strong>sens</strong>u pochodzącego<br />
z „czegoś bezwarunkowego ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem”.<br />
To naszym zdaniem wystarczy jako uzasadnienie naszej krytyki wobec<br />
niekonsekwentnej krytyki teodycei dokonanej przez Gernota Weiricha.<br />
Zakończymy odniesieniem do jeszcze jednej jego trafnej intuicji – wypowiedzianej<br />
w związku z cytowanym przezeń dramatem Wolfganga Borcherta<br />
Pod drzwiami. Bóg Borcherta, płaczliwy starzec, odchodzi ze słowami: „Nikt<br />
mnie nie słucha, już nikt mnie nie słucha. Jesteście zbyt głośni!” „Owo »jesteście<br />
zbyt głośni« – pisze Weirich – to nie tylko wyraz bezsilności »płaczliwego<br />
Boga« Borcherta, to diagnoza ujmująca całe sedno sprawy między ludźmi<br />
a Bogiem – i to nie dopiero tej, która odsłoniła się przez moralną katastrofę<br />
dwudziestego stulecia. Bóg Borcherta skarży się na ludzi, ale to Beckmann<br />
[a więc: ten oto konkretny cierpiący człowiek] jest jego prawdziwym oskarżycielem.<br />
Być może trzeba to »zbyt głośni« odnieść do całej nieszczęsnej historii<br />
ludzkiego mówienia w imieniu Boga – które z góry zdejmowało z niego jakiekolwiek<br />
oskarżenie i odpowiedzialność”.<br />
Weirich ma rację mówiąc, że sednem oskarżenia skierowanego przeciw<br />
„płaczliwemu Bogu” ukazanemu przez Borcherta są słowa: „nie możesz już<br />
tego zmienić” (jak dodaje: „skądinąd w ujęciu Borcherta echo słów samego<br />
płaczącego Boga”). Jednakże to samo „nie możesz już tego zmienić” odnosi się<br />
też do bezpowrotnego końca świata, w którym ludzie zagłuszają dokonujące<br />
się zło „zbyt głośnym” powoływaniem się na oczekiwane boskie odpowiedzi<br />
– choćby czynili to (tak jak czyni to sam Weirich) j e d y n i e podtrzymując<br />
własne oczekiwania i nadzieje związane z nie ujawnionym jeszcze <strong>sens</strong>em złej<br />
historii. Pytanie o Boga może mieć jeszcze znaczenie tylko o tyle, o ile utrzymuje<br />
w pytających podwójną świadomość: ostatecznego odczarowania i końca<br />
świata zbudowanego wokół oczekiwania „boskiego <strong>sens</strong>u”, i zarazem skrajnego<br />
ryzyka ludzkiej egzystencji: wobec zła, które jest ona w stanie w każdej<br />
chwili uruchomić.