02.01.2014 Views

Religijny sens Szoa.pdf - Pracownia Pytań Granicznych ...

Religijny sens Szoa.pdf - Pracownia Pytań Granicznych ...

Religijny sens Szoa.pdf - Pracownia Pytań Granicznych ...

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Gernot Weirich<br />

Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów<br />

w obozach koncentracyjnych<br />

w perspektywie religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u <br />

Zasadniczym celem mojego opracowania jest zdiagnozowanie możliwości<br />

mówienia o religijnym <strong>sens</strong>ie ludzkiej egzystencji po katastrofie człowieczeństwa,<br />

która dokonała się za sprawą niemieckiego systemu nazistowskiego.<br />

Moją tezą jest, że katastrofa ta odsłoniła dramatyczną niewystarczalność tradycyjnego<br />

języka religijnego (jako kompletnego religijnego czy wprost wyznaniowego<br />

systemu znaków), a zarazem pokazała, że na poziomie bardziej<br />

podstawowym – takich doświadczeń ludzkiej egzystencji, które mogą, ale bynajmniej<br />

nie muszą być interpretowane w kategoriach religijnych, czy tym<br />

bardziej wyznaniowych – trwają doświadczenia <strong>sens</strong>u w swoim sednie niezniszczalne.<br />

Mam tu na myśli ludzką autotranscendencję ku bezwarunkowemu<br />

<strong>sens</strong>owi życia, której nie jest w stanie zakwestionować nawet śmierć.<br />

Zdaję sobie sprawę z wątpliwości, które może budzić taka teza – ich wyrazem<br />

jest między innymi drugi artykuł w tej części książki, autorstwa Beaty<br />

i Tomasza Polaków, powstały jako krytyczny koreferat do mojej wypowiedzi.<br />

Sądzę jednak, że na dzisiaj nie mamy innej możliwości niż zaakceptowanie<br />

spornego i niejednoznacznego statusu języka i <strong>sens</strong>ów religijnych, a zarazem<br />

podtrzymanie toczącej się wokół nich dysputy, uwzględniającej także najbardziej<br />

tragiczne doświadczenia człowieczeństwa. Taką właśnie postawę przyjmuję<br />

w tym opracowaniu.<br />

W moim przedłożeniu zwrócę uwagę najpierw na usytuowanie samoświadomościowe,<br />

moralne, kulturowe i społeczno-religijne katów (w stosunkowo<br />

wąskim zakresie), a następnie ofiar obozów koncentracyjnych (w zakresie<br />

znacznie szerszym) – nie po to jednak, by jeszcze raz je opisywać, skoro zosta-<br />

<br />

Artykuł przetłumaczony z języka niemieckiego i zredagowany przez Tomasza Polaka na<br />

podstawie materiałów dostarczonych przez Gernota Weiricha.


134 Gernot Weirich<br />

ło to uczynione już wielokrotnie, ale by potraktować je jako możliwość wglądu<br />

w nieewidentne wymiary ludzkich postaw – obecne stale i regulowane<br />

przez zespoły systemowych praw i struktur społecznych, a ujawniające swoją<br />

destrukcyjną lub pozytywną siłę, kiedy struktury te zostają zakwestionowane,<br />

zachwiane lub zniszczone. Wgląd ten prowadzi do poszukiwania takiej reinterpretacji<br />

<strong>sens</strong>u religijnego, by był on w stanie sprostać katastrofalnym doświadczeniom,<br />

wobec których stanęliśmy. Zdaję sobie sprawę, że proponowana<br />

przeze mnie interpretacja nie dostarcza w tej dziedzinie rozstrzygnięcia.<br />

Myślenie o religijnym <strong>sens</strong>ie egzystencji – w tradycyjnym tegoż <strong>sens</strong>u ujęciu<br />

– nie będzie już nigdy tak naiwnie jednoznaczne, jak było to w poprzednich<br />

stuleciach; zostało ono bowiem zakwestionowane tak silnie, że klasyczne odpowiedzi<br />

religijne pozostają w nieusuwalnym zawieszeniu wobec braku odpowiedzi<br />

na pytanie o odpowiedzialność Boga za zło dokonane w historii. Nie<br />

ma odpowiedzi na to pytanie – choć wielu jej nadal oczekuje. Sądzę więc, że<br />

szukając religijnego <strong>sens</strong>u katastrofy, którą przeżyliśmy, trzeba umieć przyjąć<br />

twarde słowa Wolfganga Hildesheimera – najpierw zewnętrznego żydowskiego<br />

świadka <strong>Szoa</strong> (w czasie wojny przebywał w Londynie), a następnie tłumacza<br />

i sekretarza sądowego Procesów Norymberskich: „Niezrozumiałości życia<br />

nie można (…) przedstawiać jako próby odpowiedzi, bo oznaczałoby to, że<br />

daje się ona interpretować, i życie staje się [w ten sposób] zrozumiałe. Niezrozumiałość<br />

ta może zostać przedstawiona tylko tak, że ujawnia się cała jej<br />

bezlitosna wielkość i staje przed nami jak pytanie czysto retoryczne: kto czeka<br />

wyjaśnienia, czeka na próżno. Nie otrzyma go, jak długo ktoś kompetentnie<br />

nie objaśni mu <strong>sens</strong>u stworzenia, to znaczy nigdy” .<br />

I. Usytuowanie katów i ofiar w obozach koncentracyjnych<br />

1. Kaci<br />

Analizując usytuowanie obozowych katów, zatrzymam się przede wszystkim<br />

na dwu zjawiskach, które w moim przekonaniu stanowią klucz do sytuacyjnego<br />

zrozumienia ich postaw i działań, choć bynajmniej nie wyjaśniają wszystkiego,<br />

z czym mamy w tym zakresie do czynienia. Chodzi najpierw o zjawisko<br />

strukturalnej i indywidualnej anomii, która dotknęła znaczną część społeczeństwa<br />

niemieckiego w latach międzywojennych, a następnie o swoistą naśladowczą<br />

deformację „osobowości zbiorowej” – w miejsce tradycyjnego stabilnego<br />

układu wartości społecznych, prawnych i moralnych społeczeństwa,<br />

<br />

W. Hildesheimer, Über das absurde Theater, w: tenże, Gesammelte Werke, t. VII, Frank- VII, Frankfurt/Main<br />

1991, s. 17; cytat pochodzi z mowy, którą Hildesheimer wygłosił podczas Międzynarodowego<br />

Tygodnia Teatrów Studenckich w Erlangen w 1960 roku.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 135<br />

w swojej strukturze jeszcze silnie feudalnego (w obu niemieckojęzycznych<br />

cesarstwach), po katastrofie Wielkiej Wojny wchodzi specyficzna struktura<br />

neoplemienna: naśladowcze odniesienie do narcystyczno-sadystycznych postaci<br />

wodzowskich.<br />

Odnoszę się do tych właśnie zjawisk, ponieważ pozwalają one uchwycić<br />

pewne cechy usytuowania katów, które dają się obserwować także w strukturze<br />

obrazu świata i przeżyć ich ofiar – choć oczywiście nie sytuują jednych<br />

i drugich w tych samych rolach. Chodzi o dotykające całą społeczność zakwestionowanie,<br />

czy nawet zniszczenie tradycyjnej struktury społecznego wyrazu<br />

wartości – w tym w szczególności wartości religijnych czy parareligijnych<br />

– stabilizującej osiągnięty poziom cywilizacyjny, kulturowy i prawny całości<br />

społeczeństwa. Stabilizacja ta, jak się okazało, działała już tylko siłą rozpędu<br />

– swoistej bezwładności idei i wyobrażeń o życiu społecznym – w swoim<br />

rdzeniu została jednak zakwestionowana. Sposób odnoszenia się do owego<br />

zakwestionowania różni niewątpliwie (i to skrajnie!) katów i ofiary. Jednakże<br />

samo owo źródłowe zjawisko jest dla jednych i drugich takie samo . Do kwestii<br />

tej wrócę w dalszych częściach tego opracowania.<br />

a) Anomia katów<br />

Erich Fromm, mówiąc o „anomii”, wskazał problem, który na początku ery narodowo-socjalistycznej<br />

objął znaczną część społeczności niemieckiej – przede<br />

wszystkim ludzi młodych i nieświadomych źródeł własnych postaw i działań<br />

– i pociągnął ich do przyłączenia się do narodowych socjalistów. „Anomia”,<br />

o której tu mowa, oznacza „zniszczenie wszystkich tradycyjnych więzi<br />

społecznych” .<br />

W warunkach międzywojennych Niemiec, w szczególności na tle kryzysu<br />

gospodarczego i związanego z nim zachwiania podstaw egzystencji znacznych<br />

grup ludności, powstały warunki rozwoju takiej właśnie anomii. Na tym tle należy<br />

widzieć siłę oddziaływania NSDAP, która natychmiast po dojściu do władzy<br />

rozpoczęła „podporządkowujące ujednolicenie” (Gleichschaltung) wszystkich<br />

dotychczas działających organizacji społecznych w ramach jednego systemu,<br />

co oznaczało ich faktyczne zniszczenie. Hierarchie wartości tych organizacji wyrastały<br />

z tradycji, które pod kierownictwem narodowo-socjalistycznym uległy<br />

perwersji i stały się podkładem propagandy.<br />

<br />

Ma to zapewne związek z wnioskami płynącymi z eksperymentów Zimbardo („więźniowie”<br />

i „nadzorcy”), Ascha (siła konformizmu wewnątrzgrupowego) i Milgrama (sterowanie<br />

okrucieństwem tzw. zwyczajnych ludzi przez narzucony, ale zaakceptowany przez nich autorytet),<br />

pokazującymi jak łatwo o skrajne rozwarstwienie postaw w tej samej grupie społecznej,<br />

kiedy powstaną ku temu odpowiednie warunki sytuacyjne. O eksperymentach tych i płynących<br />

z nich wnioskach szerzej mówią w tej książce Beata i Tomasz Polakowie – por. ss. 251-254.<br />

<br />

E. Fromm, Anatomie der menschlichen Destruktivität, Stuttgart 1974, s. 97.


136 Gernot Weirich<br />

Sama ideologia narodowosocjalistyczna składała się, jak wiadomo z elementów,<br />

silnie heterogennych. Funkcjonariusze systemu – także tacy, jak<br />

nadzorcy obozów, od komendanta do najniższych szczebli – nie mieli scalonego<br />

światopoglądu. Ich obraz świata koncentrował się wokół idei nadczłowieka<br />

(aryjczyka) i ideologii rasowej.<br />

Większość członków SS żyła na poziomie przeciętnego standardu, bez istotnych<br />

życiowych frustracji, co bynajmniej nie pomagało usunąć anomii, nawet<br />

wtedy, kiedy poszczególni funkcjonariusze identyfikowali się z państwem i jego<br />

ideologią. Inaczej mówiąc: zachwiane zostały podstawy spójnego obrazu<br />

świata, a w ich miejsce weszło poczucie sprawczości i usprawiedliwienia własnego<br />

postępowania, dostarczane przez siłę państwowej ideologii.<br />

Szczególnie mocnym przykładem owego zniszczenia fundamentów ludzkich<br />

zachowań przez anomię jest stosunek do zabijania. Albo trzeba przyjąć,<br />

że istnieje pierwotne utożsamienie człowieka z wszystkimi istotami żywymi<br />

– na takim poziomie, że jego skutkiem jest opór przed zabijaniem, albo przyjąć,<br />

że takie residuum humanum jest do zakwestionowania, i zastanowić się,<br />

czego przykładem jest to, co się stało. Fromm zwraca np. uwagę na to, że<br />

w społeczeństwach pierwotnych karą za ciężkie przestępstwa było raczej wygnanie,<br />

niż śmierć przestępcy. To poczucie humanum jest właściwe także ludziom<br />

współczesnym (czymkolwiek ono jest: postulatem do spełnienia czy<br />

istotnym aspektem ludzkiej rzeczywistości). Skoro zaś odczucie to sprawia,<br />

że w zwykłym porządku rzeczy brak motywacji koniecznej do działań agresywnych<br />

czy morderczych, osiągnąć takie działania można jedynie za cenę<br />

zniszczenia owego wewnętrznego oporu i przekonania działających, że ich<br />

nieprzyjaciel nie jest człowiekiem. Z tych właśnie względów tak potrzebne<br />

okazało się w Niemczech między rokiem 1933 a 1945 pojęcie „podczłowieka”<br />

oraz odpowiednio: „szkodnika”, „krwiopijcy”, „pasożyta” czy „bestii”. Wystarczy<br />

przeanalizować słownik SS-manów, by zrozumieć, że istotna część ich<br />

kształcenia polegała na indoktrynacji do przekonania, że przeciwnik jest niczym,<br />

że nie zasługuje na istnienie, należy go więc czym prędzej unicestwić<br />

i „wymazać”.<br />

Trzeba jednak raz jeszcze podkreślić, że nie ukierunkowanie ideologiczne,<br />

ale „brak struktury społecznej, rzeczywistych powiązań i interesów życiowych”<br />

był czynnikiem wzmacniającym agresję. Fromm wykazuje wielokrotnie<br />

na podstawie materiału historycznego, jak działa tego rodzaju społeczna<br />

anomia .<br />

W związku ze stosowanym tu pojęciem „anomii społecznej”, nie należy<br />

jednak przesadnie sugerować się rzekomą niezwyczajnością sytuacji w Trzeciej<br />

Rzeszy, a zwłaszcza niezwyczajnością sytuacji „pokolenia SS” – opisy uwa-<br />

<br />

Tamże.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 137<br />

runkowań i rozwoju anomii w tym pokoleniu, takie jak wyżej cytowane, zwracają<br />

wprawdzie uwagę na szereg skumulowanych czynników specyficznych,<br />

związanych z sytuacją ideową, polityczną, kulturową, gospodarczą i społeczną<br />

ówczesnych Niemiec, czynniki te same w sobie nie tłumaczą jednak charakteru<br />

i siły zjawisk, o których tu mowa. Inaczej mówiąc, trzeba przyznać<br />

rację tym, którzy twierdzą, że wymienione wyżej czynniki „sytuacyjne” służyły<br />

jedynie swoistemu zdjęciu blokad z mechanizmów natury ludzkiej, obecnych<br />

w niej stale i możliwych do uruchomienia w każdej chwili. Oczywiście rozwój<br />

cywilizacyjny stworzył w tym zakresie blokady silne i funkcjonujące skutecznie<br />

– przynajmniej na płaszczyźnie działalności publicznej, zinstytucjonalizowanej,<br />

powiązanej deklaratywnie z akceptowanymi oficjalnie ideałami życia<br />

społecznego i państwowym systemem wartości. Szczególnie wyraźnie można<br />

to obserwować na przykładzie stopniowego „cywilizowania” europejskich<br />

struktur władzy, w rozwoju ku społecznościom realnie demokratycznym. Zarazem<br />

jednak pozostaje faktem, że obecność owej warstwy deklaratywnoinstytucjonalnej<br />

życia społecznego nie przekształca bynajmniej natychmiast<br />

jego przedkulturowych biologicznych (a także psycho- i socjobiologicznych)<br />

uwarunkowań i powiązanych z nimi poziomów oczekiwań, zamiarów, wyborów<br />

i ich ekspresji . Dlatego „zdjęcie blokady” może skutkować – tak właśnie<br />

jak stało się to w społeczności Trzeciej Rzeszy – wybuchem postaw i działań,<br />

które w świetle dotychczasowego rozwoju cywilizacyjnego wydawały się już<br />

niemożliwe. W kontekście głównego założenia projektu, w ramach którego<br />

powstaje to opracowanie, trzeba więc powiedzieć, że humanistyczna retoryka<br />

kultury europejskiej okazała się stosunkowo cienką warstwą osłonową<br />

nad tymi elementami podstawowego splotu natura – kultura, które stanowią<br />

realny grunt zachowań indywidualnych i zbiorowych.<br />

Nie oznacza to, że musimy akceptować teorie o naturalnie destrukcyjnym<br />

nastawieniu człowieka jako gatunku. Trzeba raczej przyjąć, że w historii interakcji<br />

natura – kultura mamy do czynienia z co najmniej dwoma silnymi<br />

kierunkami tych interakcji, a ich wzajemne uwarunkowania i oddziaływania<br />

są bardziej złożone, niż przyjmowały to naiwne modele rozwoju i postępu<br />

cywilizacyjnego. To ostatnie stwierdzenie może się wydać banalne, najwyraźniej<br />

jednak nie zostało wciąż jeszcze dostatecznie przyswojone przez myśl humanistyczną,<br />

mimo tragicznych doświadczeń historii dawnej i najnowszej.<br />

b) Deformacje „osobowości zbiorowej”<br />

Stale powracają teorie, które próbują wykazać, że okrucieństwo i przyjemność<br />

zabijania są człowiekowi wrodzone. Za ich sprawą zabijanie zostaje zbagatelizowane<br />

jako czynnik polityczny i gospodarczy – nowoczesne społeczeń-<br />

<br />

Por. rozdział o uniwersalizującym myśleniu eschatologicznym w IV części tej książki.


138 Gernot Weirich<br />

stwa tworzą sobie w tej kwestii „filogenetyczny” listek figowy. Erich Fromm<br />

pisze: „Prawie każdy wyciąga ten sam wniosek: skoro ludzie cywilizowani tak<br />

chętnie oddają się wojnie, o ileż bardziej chętnie musieli czynić to ludzie pierwotni.<br />

Ale wyniki badań Wrighta potwierdzają tezę przeciwną, że tzw. ludzie<br />

pierwotni byli najmniej nastawieni na wojnę i że chęć uczestniczenia w wojnach<br />

rośnie wraz z rozwojem cywilizacji. Gdyby destrukcja była człowiekowi<br />

wrodzona, tendencja powinna być przeciwna” .<br />

W czwartym i trzecim tysiącleciu p.n.e. rozwinął się agresywny porządek<br />

społeczny – władzy centralnej i autorytarnej. Mniejszość rządząca używała<br />

coraz bardziej drastycznych środków gwałtu – po takie, których już nie przewyższono<br />

nigdy, aż po nasze czasy, jak twierdzi Lewis Mumford . Objawem był<br />

„boski sadyzm” – bezwzględne panowanie nad życiem i śmiercią innych ludzi.<br />

Motywem pociągającym ku takim formom gwałtu była, według Mumforda,<br />

mordercza nekrofilia. Paralele do systemu narodowo-socjalistycznego i jego<br />

„mitologii śmierci” narzucają się same, kiedy Mumford mówi o „micie zorientowanym<br />

na śmierć” , o hierarchii, elitarności, przeciwieństwach klasowych,<br />

pogardzie dla indywiduum. Ów kult śmierci był najwyraźniej pierwotnie rodzimym<br />

elementem ideologii elity narodowosocjalistycznej. Umrzeć za ojczyznę<br />

to najwyższy honor. Nadużyto nawet narodowego zmysłu Fryderyka Hölderlina,<br />

by wzmocnić ten właśnie motyw 10 . Również analiza architektury Alberta<br />

Speera – jako wyraziciela owej ideologii – pokazuje, że jej wewnętrznym motywem<br />

jest pomnik zmarłego bohatera i miejsce jego kultu, przy czym chodzi<br />

o śmierć jako mistyczne przeznaczenie owego bohatera.<br />

W tym samym kontekście można dostrzec formy łączące agresję defensywną<br />

i niedefensywną – aż po skrajnie destrukcyjne i „niepotrzebne” okrucieństwo.<br />

Ich podkładem jest nieświadomie zakwestionowany narcyzm, karmiący<br />

się z nadrealnego/irrealnego wyobrażenia o własnych kwalifikacjach<br />

i zdolnościach, które właśnie jako takie jest w nie uświadamianym odczuciu<br />

zaburzonego podmiotu nieustannie kwestionowane.<br />

Szczególnie wyraźne było takie nastawienie u Adolfa Hitlera – połączenie<br />

narcystycznej samoświadomości i przekonania o charyzmatycznej misji oddziaływało<br />

na masy zwolenników i było odczytywane jako demoniczne, ale<br />

nie patologiczne. Wobec jakiegokolwiek sprzeciwu Hitler uruchamiał natychmiast<br />

destrukcyjną agresję, nieprzejednanie i wieczną zemstę. Mania wielkości<br />

domaga się stale nowych potwierdzeń, hołdu mas, spektakularnych sukcesów,<br />

bo brak w niej podstawowego przekonania o własnej wartości, siły<br />

moralnej i zdolności do kochania siebie samego i innych.<br />

<br />

E. Fromm, dz. cyt., s. 133. Por. Q. Wright, A Study of War, Chicago 1965, s. 447.<br />

E. Fromm, dz. cyt., s. 144, L. Mumford, The City in History, San Diego 1961.<br />

E. Fromm, dz. cyt., s. 148.<br />

10<br />

F. Hölderlin, Der Tod fürs Vaterland, 1796, w: tenże, Sämtliche Werke und Briefe, t. I,<br />

München 1970, ss. 235-236.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 139<br />

Osobowość Hitlera w zaskakująco wysokim stopniu została odzwierciedlona<br />

w zbiorowo-narcystycznych „osobowościach” formacji narodowosocjalistycznych<br />

– takich jak SA i SS. Identyfikacja z Führerem oznaczała przekroczenie<br />

własnej nędznej pozycji egzystencjalnej ku świadomości elitarnej.<br />

Fanatyzm uruchamiał moc, czy wręcz szał działania i tłumił skrupuły – kierowana<br />

takimi emocjami organizacja nabierała cech „związku sprzysiężonych”,<br />

działających poza normami obywatelskimi: z wyższych racji i dla wyższych celów.<br />

„Moralnością” takiej struktury jest jej zwartość (aż po nadrzędność tożsamości<br />

wspólnej nad indywidualną) i jej sukces. Opór i krytyka to zagrożenie,<br />

które musi być wykluczone bezwzględnie – stąd skrajna agresja, zwłaszcza<br />

tam, gdzie pojawiały się znaki deziluzji i realistycznej oceny postaw i działań<br />

organizacji i jej ludzi.<br />

Raz uruchomiony proces narcystycznego samowywyższenia przez poniżenie<br />

innych, skazanych na zagładę, domaga się nieustannego wzmacniania,<br />

które osiąga z jednej strony przez zwiększanie liczby ofiar i siły kierowanego<br />

przeciw nim okrucieństwa, z drugiej, przez coraz bardziej frenetyczne zaspakajanie<br />

własnych popędów i pragnień – ekscesy w dziedzinie rabunku dóbr<br />

ofiar, obżarstwa i pijaństwa, życia seksualnego itd.<br />

Na tym tle zauważyć trzeba, jako zjawisko dodatkowe, swoistą „sedymentację”<br />

grupy katów, widoczną zwłaszcza w „ascetycznym samowywyższeniu”<br />

członków Waffen-SS nad SS-manów, wykonawców zadań policyjno-obozowych<br />

czy nadzorców Zagłady. Ci drudzy, właśnie ze względu na wspomniane<br />

prymitywne ekscesy, byli przez tych pierwszych uważani za pożałowania godny<br />

plebs; ci pierwsi widzieli w sobie „arystokratyczny zakon”, wyższy nad prymitywne<br />

pożądania i potrzeby, i jako właściwych strażników germańskiej tradycji,<br />

prowadzących do zwycięstwa. To do nich odnoszą się słowa Heinricha<br />

Himmlera ze słynnego przemówienia w Poznaniu: „(…) musicie wiedzieć, co<br />

to jest 100 trupów ułożonych obok siebie, albo nawet 500 lub 1000. Czyniąc<br />

tak, poza paroma wyjątkami wynikającymi z ludzkich słabości, musicie pozostać<br />

uczciwymi ludźmi – to nas utwardza. To stronica chwały naszej historii,<br />

która nigdy nie została i nie zostanie napisana...” 11 .<br />

SS-man, który nie mógł zdobywać bogactw, wyżywał się z reguły na więźniach.<br />

Sadyzm, korupcja, oszustwo, „boski despotyzm” – decydujący o życiu<br />

i śmierci, lenistwo i tchórzostwo, to charakterystyki przeważającej części<br />

strażników obozowych. Trzeba się zgodzić z diagnozą Ericha Fromma pokazującą,<br />

że taki stan jest „symptomem dysfunkcji psychicznej polegającej na<br />

braku centrum osobowości” 12 – chodzi „o przedmiot czci, który może być ogniskiem<br />

aktywności i fundamentem efektywnych wartości”. Utrata (lub roz-<br />

11<br />

Por. s. 21, przypis 7.<br />

12<br />

E. Fromm, dz. cyt., s. 188.


140 Gernot Weirich<br />

wojowa atrofia) takiego punktu odniesienia skutkuje właśnie stanem anomii<br />

– obserwowalnym zwłaszcza w większości przypadków młodych strażników<br />

obozowych – członków SS.<br />

c) Wstępny wniosek<br />

Wyprowadzę tu pewien wstępny wniosek – zdając sobie sprawę z jego bardzo<br />

dyskusyjnego charakteru. W moim przekonaniu źródłem skrajnej grozy<br />

zachowań obozowych katów – w szczególności urządzanych przez nich demonstracyjnych<br />

orgii przemocy – jest ta sama ludzka zdolność autotranscendowania,<br />

o której szerzej powiem na tle analizy doświadczeń i postaw więźniów.<br />

W przypadku katów została ona połączona z quasi-boską pozycją wobec<br />

„podludzi”, nadaną im przez system, któremu postanowili służyć. Dlatego<br />

wyrazem autotranscendencji są w ich przypadku bezwzględnie niszczycielskie<br />

decyzje o życiu i śmierci owych „podludzi” – a podejmujący te decyzje stają<br />

poza zwyczajnym, tradycyjnie społecznie usankcjonowanym porządkiem<br />

życia. Można powiedzieć, że przez śmierć innych: tych których oni sami pozbawiają<br />

życia, otrzymują to, co ich ofiary znajdują w autotranscendentnej<br />

akceptacji własnej śmierci.<br />

Zdaję sobie sprawę z kontrowersyjności takiego wniosku. Wyprowadzając<br />

go, w żadnym wypadku nie mam zamiaru usprawiedliwiać katów, pomniejszać<br />

ich winy, zrównywać ich z ich ofiarami, czy tym bardziej lekceważyć tragicznego<br />

losu ofiar. Jeśli jednak mam rację, pytania, które trzeba postawić dotychczasowemu<br />

rozumieniu <strong>sens</strong>u religijnego, a w szczególności <strong>sens</strong>u tradycji<br />

chrześcijańskiej, okazują się nierównie bardziej dramatyczne, niż to przyjmują<br />

ci, którzy wychodzą od „czystego” moralnie podziału na katów i ofiary.<br />

2. Więźniowie<br />

W książce „… trotzdem Ja zum Leben sagen”. Ein Psychologe erlebt das Konzentrationslager<br />

(„… mimo wszystko Tak dla życia”. Psycholog przeżywa obóz<br />

koncentracyjny) Viktor E. Frankl opisuje trzy fazy życia obozowego i z ogromną<br />

intensywnością przedstawia reakcje własne i współwięźniów. Skromnie<br />

wskazuje Frankl, że psychopatologię więźniów stworzono już po pierwszej<br />

wojnie światowej, mówi o diagnozie „choroby drutów kolczastych” – na podstawie<br />

doświadczeń jeńców wojennych. Sam opisuje swoje doświadczenia<br />

obozowe, jako więźnia czterech obozów koncentracyjnych. Kierował się przy<br />

tym impulsem bycia dla kolegów przykładem człowieczeństwa i pragnieniem<br />

wzmocnienia ich woli przetrwania. W przedmowie do tej książki pisze Maria<br />

Enzesdorf: „Trudno wyobrazić sobie bardziej chrześcijańską postawę niż ta,<br />

którą prezentuje ten niearyjczyk i niechrześcijanin. Głosił on i urzeczywistniał


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 141<br />

<strong>sens</strong> życia, w który nieugięcie wierzył także w ekstremalnej bliskości śmierci”.<br />

Podzielam ten pogląd, co jednak oznacza, że rozumiem tu „chrześcijaństwo”<br />

nie wyznaniowo, ale jako pewną podstawową strukturę ludzkiej egzystencji,<br />

którą historyczna religia chrześcijańska przejęła i zinterpretowała w kategoriach<br />

własnego systemu doktrynalno-symbolicznego, i oczywiście także<br />

w swoich strukturach społeczno-instytucjonalnych 13 .<br />

Usytuowanie więźniów w perspektywie mojego głównego pytania o możliwość<br />

podtrzymania religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u w świecie dotkniętym<br />

katastrofą <strong>Szoa</strong> i obozów koncentracyjnych przedstawię, po pierwsze, odnosząc<br />

się do świadectw o sposobie przeżywania obozu koncentracyjnego<br />

w perspektywie zaproponowanej właśnie przez Frankla (trzy fazy obozowe),<br />

następnie obserwując z tej samej perspektywy mechanizmy obronne i mechanizmy<br />

„odmowy życia” (sytuacja obozowych muzułmanów), a następnie próby<br />

zachowania lub odtworzenia życia religijnego w warunkach obozowych,<br />

wreszcie, stawiając pytanie o wnioski antropologiczne płynące ze skrajnych<br />

doświadczeń życia wobec wszechogarniającej obozowej śmierci.<br />

a) Trzy fazy obozowe<br />

Faza pierwsza: szok początkowy<br />

Elementy fazy pierwszej – przyjęcia do obozu – pokazują, jak skonstruowany<br />

był zamierzony przez twórców systemu obozowego szok początkowy. Przybywających<br />

nowych więźniów witali więźniowie zdrowi, przyjaźni, dobrze odżywieni<br />

– chodziło o mobilizację podstawowego optymizmu w niepewności<br />

nowej sytuacji. Frankl opisuje tę sytuację w kontekście maniakalnego oczekiwania<br />

ułaskawienia (Begnadigungswahn), które zna psychiatria: więźniowie<br />

do ostatniej chwili wierzą, że zostaną ułaskawieni czy też uwolnieni. Więźniowie<br />

przybywający do obozu nie wiedzieli, że witający ich zostali specjalnie<br />

dobrani, by przyjmować nowe transporty, by odbierać przybywającym ich<br />

rzeczy osobiste i formować ich w kolumny męskie i kobiece, nie napotykając<br />

ich oporu. Nie wiedzieli także, jaka jest funkcja eleganckiego SS-mana, który<br />

wskazywał jednym tę, a drugim inną łaźnię (w pierwszym wypadku komorę<br />

gazową). Pieczołowite zbieranie przedmiotów osobistych miało budzić nadzieję,<br />

że ich oddanie nastawia pozytywnie dozorców. Frankl opisuje moment<br />

utraty tego pozytywnego przekonania: zapytał starszego więźnia o możliwość<br />

zachowania manuskryptu naukowego, który miał przy sobie, a tamten odpowiedział<br />

z cynicznym wyrazem twarzy jednym słowem: „Scheisse”. Frankl do-<br />

13<br />

Por. krytyczne odniesienie do tego poglądu w koreferacie Beaty Anny Polak i Tomasza<br />

Polaka w tej części książki.


142 Gernot Weirich<br />

powiada: wiedziałem już, że nie mam na co liczyć – „nie ma już całego mojego<br />

dotychczasowego życia” 14 .<br />

Kolejną reakcją tych, którzy zostali jako więźniowie zachowani przy życiu,<br />

była specyficzna ulga („żyjemy, jeszcze nic strasznego się nie stało”) połączona<br />

z wybuchami szubienicznego humoru, zastępowanego następnie coraz<br />

bardziej chłodną obserwacją tego, co dzieje się z nimi i wokół nich, zmierzającą<br />

do stadium apatii 15 .<br />

W opisie Frankla: „Ja funkcjonowało, jakkolwiek było afektywnie sparaliżowane,<br />

działało prawie automatycznie. Panika wielu więźniów była nieświadomie<br />

hamowana przez wyparcie, tam gdzie tego mechanizmu zabrakło, ludzie<br />

tracili zdolność rozumnych reakcji lub byli tak przytłoczeni strachem, że<br />

załamywali się z krzykiem lub próbowali popełnić samobójstwo. Tam, gdzie<br />

funkcjonowały psychiczne mechanizmy obronne, nie pojawiało się rozeznanie<br />

niebezpieczeństwa, ale »psychiczne bezczucie«” 16 . Ta pierwsza faza, według<br />

E. A. Cohena 17 faza reakcji inicjalnej, stawała się z tego powodu ciężką<br />

traumą psychiczną, zwłaszcza kiedy więźniowie – jak w Auschwitz – rozumieli,<br />

że ich żony, dzieci, rodzice i rodzeństwo już zostali zamordowani. To odróżnia<br />

reakcje więźniów Auschwitz w tej pierwszej fazie przeżywania obozu od reakcji<br />

więźniów innych obozów 18 .<br />

Więźniowie, którzy wiedzieli, że ich bliscy pozostali w domu, byli wystawieni<br />

na inne cierpienia. Tęsknota pochłaniała całą energię wielu z nich. Zdobycie<br />

emocjonalnego dystansu było zatem szansą przeżycia. Józefa Bukowska<br />

piesze: „Pracowałam w obozie ciężko nad tym, żeby się nie załamać, bo wtedy<br />

bym nie przeżyła; musiałam unikać wszystkich myśli, zapomnieć o domu<br />

i rodzinie. Ponieważ miałam dobre koleżanki, było mi łatwiej. Organizowałam<br />

wszystko z koleżankami i dzieliłyśmy wszystko między sobą” 19 .<br />

Francuski członek ruchu oporu, Jacques Lusseyran, deportowany do Buchenwaldu,<br />

opisuje „zapomnienie” jako nakaz chwili. „Nie po to, by oszczędzić<br />

sobie bólu – ból był i tak nieubłagany – ale po to, by zachować siły życiowe.<br />

Wspomnienia są zbyt blisko lęku, pochłaniają energię” 20 .<br />

Obok wypowiedzi o lęku o rodzinę, który zmniejszał szanse przeżycia,<br />

mamy świadectwa, według których miłość i troska mobilizowały więźniów do<br />

14<br />

V. E. Frankl, „…trotzdem Ja zum Leben sagen”. Ein Psychologe erlebt das Konzentrationslager,<br />

München 1991, s. 32.<br />

15<br />

Tamże. Por. R. J. Lifton, Der Verlust des Todes. Über die Sterblichkeit des Menschen und<br />

die Fortdauer des Lebens, München 1986.<br />

16<br />

R. J. Lifton, dz. cyt.<br />

17<br />

E. A. Cohen, Human Behaviour in the Concentration Camp, London 1988.<br />

18<br />

E. Rosenfeld, G. Luckner (red.), Lebenszeichen aus Piaski. Briefe Deportierter aus dem<br />

Distrikt Lublin 1940-1943, München 1968, s. 27 nn.<br />

19<br />

J. Bukowska, w: Die Auschwitz-Hefte, t. I, Weinheim – Basel 1987, s. 21.<br />

20<br />

Por. J. Lusseyran, Das wiedergefundene Licht, München 2011, rozdz. X: Ein Mystiker im<br />

Konzentrationslager Buchenwald.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 143<br />

wytwarzania mechanizmów obronnych, by traumatycznym sytuacjom obozowym<br />

odebrać ich obsesyjny charakter – Zofia Przanowska: „To, że cała się<br />

zatapiałam w myślach o moich bliskich na wolności, że martwiłam się o nich<br />

ze względu na ich niebezpieczne działania w podziemiu, pomagało – zwłaszcza<br />

w momentach, kiedy nie miałam od nich długo wieści – by nie być świadomą<br />

wielkości własnego zagrożenia” 21 .<br />

Faza druga: adaptacja<br />

Przejście do drugiej fazy – według Cohena fazy adaptacyjnej, w której według<br />

Frankla dochodziło do trwałych zmian charakteru więźniów, charakteryzuje<br />

następująca wypowiedź byłego więźnia: „Każdy, kto wraz ze mną 14 czerwca<br />

1940 trafił do Auschwitz, może potwierdzić, że pierwsze tygodnie tam były<br />

koszmarem. Kiedy razem z innymi patrzyłem na »wielkie czyny« przedstawicieli<br />

»narodu panów« i odczuwałem je na własnej skórze, nie wierzyłem już,<br />

że jestem jeszcze na tej samej Ziemi i że mam do czynienia z ludźmi jak ja.<br />

Bałem się ich, ale ten lęk przekształcał się w niezwykły instynkt zaszczutego<br />

zwierzęcia. Rozwijała się szczególna czujność i przymus nieustannej koncentracji.<br />

Nie wiem, jak to było z innymi, ja w stosunku do SS-manów odczuwałem<br />

tylko nienawiść i lęk” 22 . Ów stan rozszczepienia osobowości pokazuje<br />

rodzaj zmian charakterologicznych, o których tu mowa.<br />

Aktywizacja tego rodzaju sił: nadzwyczajnej czujności i koncentracji połączonej<br />

z lękiem i nienawiścią, czyli redukcja do stanu zaszczutego zwierzęcia,<br />

dokonuje się jako uwarunkowane wyłączenie ludzkich namiętności na rzecz<br />

przewagi popędów instynktownych – można się tu powołać na analizy K. Lorenza<br />

i E. Fromma 23 . Działanie instynktów z tego poziomu oznaczało zarazem<br />

opór przed rezygnacją wyrażającą się w byciu obozowym „muzułmanem”.<br />

Inne świadectwo nieświadomej walki o przetrwanie pochodzi od Jadwigi<br />

Apostoł-Staniszewskiej: „Skoro przyjmiemy, że każda istota żywa instynktownie<br />

próbuje się chronić przed grożącym niebezpieczeństwem, muszą istnieć<br />

ukryte siły, do których się ona odwołuje, kiedy świadome, myślowe postaci<br />

samoobrony stają się nieskuteczne. W takiej sytuacji pomaga instynkt, zwyczajny<br />

zwierzęcy Instynkt, który nie pozwala nam popaść w rezygnację – lub<br />

np. jak to było w sytuacjach obozowych – stać się muzułmanami” 24 .<br />

Zdolność rozpoznawania niebezpieczeństw zanim się pojawią, ucieczki natychmiastowej,<br />

reakcje odbierane w normalnej skali jako „nadodważne”, są odczytywane<br />

jako wyraz tej właśnie niekontrolowanej aktywności instynktów.<br />

21<br />

Z. Przanowska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 27.<br />

22<br />

Świadectwo bezimienne, tamże, s. 58.<br />

23<br />

E. Fromm, dz. cyt., s. 4 nn.<br />

24<br />

J. Apostoł-Staniszewska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 31.


144 Gernot Weirich<br />

Kiedy Fromm i inni mówią o „nieustannie zmniejszającej się determinacji<br />

zachowań przez instynkty”, właśnie „bezreakcyjne” umieranie wielu więźniów<br />

wyraża brak owego popędu organicznego i wynikających z niego zachowań 25 .<br />

Bowiem zwyczajna rozumność okazywała się w obozie bezradna, a zarazem<br />

więzień nie był w stanie się jej pozbyć.<br />

Neurofizjologowie wskazują na reakcje o charakterze niesterowalnych refleksów<br />

w przypadku długotrwałego zagrożenia życia, a także głodu. Pod wpływem<br />

tego rodzaju bodźców wykształca się zachowanie, które można określić<br />

„instynktem zaszczutego zwierzęcia”. „W późniejszej fazie życia obozowego<br />

nabyta rutyna i instynkt zaszczutego zwierzęcia, który na czas ostrzegał mnie<br />

przed niebezpieczeństwem, okazały się kluczowe dla przeżycia. Byłem w stanie<br />

także w bezpośrednim zagrożeniu życia zdobywać żywność. Oznacza to,<br />

że moment podejmowania ryzyka decydował o dalszej egzystencji” (Edward<br />

Ferenc) 26 .<br />

Charakterystyczne jest, że objawy apatii aż po bycie „muzułmanem” ujawniali<br />

częściej więźniowie, którzy w życiu przedobozowym byli np. aktywnymi<br />

artystami. Jadwiga Apostoł-Staniszewska opisuje tę fazę tak: „Maria Hawlowa<br />

i Stanisława Gruca, dwie spokojne i zrównoważone kobiety, które dobrze<br />

znałam, powiedziały kilka dni po przybyciu do obozu: »Nie przeżyję tu«. Nie<br />

trwało długo, a obie straciłam z oczu na zawsze. Kiedy porównamy te dwa<br />

zdania: »Nie przeżyję tu« i »Muszę płynąć z tą masą«, widać, jak ekstremalnie<br />

różne były reakcje więźniów na pierwszy kontakt z obozem. Była jeszcze trzecia,<br />

niekonkluzywna reakcja: »Wszystko jedno …« I tak też zapewne było. Jedni<br />

próbowali płynąć z prądem, inni rezygnowali. Niektórzy dopłynęli, inni umarli.<br />

Jedni przepłynęli rzekę, inni pozostali na brzegu, z którego nie ma powrotu” 27 .<br />

Większość więźniów objawiała jednak w owej drugiej fazie inne zachowania:<br />

przekształcenia charakteru z niezwykle wysoką zdolnością dostosowania<br />

się do sytuacji, taką, która zapewniała przeżycie. Objawem takiego rozwoju<br />

była według B. Bettelheima, E. A. Cohena i V. E. Frankla 28 nie apatia,<br />

ale przeciwnie, rosnące pobudzenie jako wyraz zmiany charakteru. Stanowiła<br />

ona reakcję obronną na postępujące zdeklasowanie do poziomu zwierzęcia,<br />

któremu chodzi już tylko o jedzenie. Więźniowie z trudem przyzwyczajali się<br />

do tego, że w obozie są tylko „śmieciem”. Także osoby z silną samoświadomością<br />

z trudem stawiały czoła niewyobrażalnemu zdeklasowaniu, którego<br />

na nich dokonywał obóz. Apatia, podobnie jak agresja (bitki wśród więźniów),<br />

oznaczały ostatecznie poddanie się i samozniszczenie. Wielu pozostawało już<br />

tylko pragnienie jedzenia – Frankl mówi w tym kontekście o „prymitywnych<br />

25<br />

E. Fromm, dz. cyt., s. 201.<br />

26<br />

E. Ferenc, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 31.<br />

27 J. Apostoł-Staniszewska, dz. cyt., s. 26.<br />

28<br />

V. E. Frankl, „…trotzdem...”, s. 42.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 145<br />

marzeniach” i o regresie do popędu jedzenia, aż po rozmowy, nazywane przez<br />

samych więźniów „onanizmem jedzeniowym/żołądkowym” 29 .<br />

Zarazem jednak Frankl zwraca uwagę na przetrwanie w tej fazie dwu ludzkich<br />

potrzeb, które nie obumierały: polityki i religii. Wyraża zdumienie nad<br />

wielorakimi formami obozowej religijności, stwierdzając, że mimo duchowego<br />

wyjałowienia wielu więźniów, u innych – zwłaszcza tych, którzy w życiu<br />

przedobozowym byli duchowo aktywni, utrzymał się pewien wymiar uwewnętrznienia;<br />

ci, którzy w najbardziej niesprzyjających warunkach zachowali<br />

choćby minimum wewnętrznej wolności, byli zdolni do przetrwania bardziej<br />

niż inni, tego wymiaru pozbawieni. Owo uwewnętrznienie nie musiało mieć<br />

rysów formalnie religijnych; dla samego Frankla była nim w skrajnych sytuacjach<br />

myśl o jego żonie i miłość do niej 30 .<br />

Obecne były także zachowania, które można nazwać „mieszanymi” – wynikały<br />

z zachowania wewnętrznej wolności, a zarazem były manifestacjami<br />

zewnętrznymi – do takich należały przejawy sztuki w obozie – włącznie z aranżacjami<br />

sytuacji świątecznych (w szerokim, nie religijnym <strong>sens</strong>ie tego słowa).<br />

Na takim tle chciałbym w drugiej części opracowania podjąć myśl Frankla<br />

o ludzkiej autotranscendencji – jako wskazówkę na drodze pytań o możliwość/<br />

niemożliwość odnalezienia (religijnego) <strong>sens</strong>u doświadczeń obozowych.<br />

Faza trzecia: odciążenie/rezygnacja<br />

Trzecia faza, faza odciążenia, a według E. A. Cohena „faza rezygnacji”, charakteryzuje<br />

się szczególnymi przeżyciami depersonalizacji. Rzeczywistość przeżywana<br />

jest bez emocji. Jeden z byłych więźniów pisze: „Kiedy zostałem uwolniony<br />

z obozu, byłem jak w transie. Wszystko robiłem jak na rozkaz. Oczy wyskakiwały<br />

z orbit i nie patrzyły dalej, jak tylko na najbliższe otoczenia. Dopiero<br />

później włączyło się pragnienie zemsty” 31 .<br />

Utrwalone deformacje z długoletniego życia obozowego nie tylko nie zostają<br />

usunięte przez szok uwolnienia, ale trwają wobec niespójności doświadczonej<br />

traumy i życia pozaobozowego. Do przeżyć podstawowych, wymagających<br />

pomocy terapeutycznej, należą, obok ewentualnej „deformacji moralnej”,<br />

przede wszystkim utrwalone stany rozgoryczenia i zawodu.<br />

Szczególnie silne przykłady owej trzeciej fazy pokazuje Frankl, odnosząc się<br />

do momentu wyzwolenia obozu, opisując szeroko niezdolność więźniów do<br />

ogarnięcia nowej sytuacji – wolności. Świat zewnętrzny w stosunku do obozu<br />

wydaje się nierzeczywisty: „Zatrzymujesz się, nie wchodzisz dalej w ową<br />

29<br />

V. E. Frankl, Psychohygienische Erfahrungen im Konzentrationslager, w: Grundzüge der<br />

Neurosenlehre, München – Berlin – Wien 1972, ss. 735-747.<br />

30<br />

V. E. Frankl, „…trotzdem…”, s. 66.<br />

31<br />

Świadectwo bezimienne, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 77.


146 Gernot Weirich<br />

przestrzeń wolności, stoisz, rozglądasz się, patrzysz w górę – i klękasz. W tym<br />

momencie nie wiesz prawie nic o sobie i świecie, słyszysz w sobie tylko to<br />

jedno zdanie: »z ucisku wołałem do Pana i wyprowadził mnie na miejsce<br />

przestronne«” 32 .<br />

b) Mechanizmy nieświadome – acedia<br />

Psychoanalityk i były więzień Buchenwaldu, Bruno Bettelheim opowiada o losie<br />

swojego węgierskiego krewnego, który stawił opór akcji wywózki i ratował<br />

żydowskich sąsiadów. Części rodzin żydowskich nie udało mu się skłonić do<br />

ucieczki. Ci spośród Żydów, którzy nie wierzyli, że pod okupacją sprawy będą<br />

się toczyć jak przed wojną, przeżyli. Kiedy zbliżali się Niemcy, zostawili wszystko<br />

i uciekli do Rosji, choć większość z nich nie ufała tamtejszemu systemowi.<br />

Byli tam wprawdzie obywatelami drugiej klasy, ale przynajmniej uważano<br />

ich za istoty ludzkie. Ci, którzy zostali i prowadzili swoje interesy jak dotąd,<br />

zginęli. Droga do komory gazowej była w ich wypadku konsekwencją hasła<br />

„business as ustal”. To już wtedy dokonał się krok, który nie sprzeciwił się<br />

zagrożeniu śmiercią i nie odczytał instynktownie owego zagrożenia; krok ten<br />

można nazwać „zasadą bezwładności”. Ów pierwszy krok został uczyniony<br />

długo przed transportem do obozu śmierci 33 . Coraz silniejsze trzymanie się<br />

własności i „normalności” życia okazało się drogą ku śmierci w komorze gazowej.<br />

Bettelheim próbuje wykazać, że właśnie taka postawa umożliwiła nie napotykające<br />

na opór rozszerzanie się narodowosocjalistycznej polityki wyniszczania.<br />

„Zasada bezwładności” nie jest w stanie pokonać pędu ku śmierci. To<br />

śmierć jest tu wyborem raczej niż trudna egzystencja 34 . Te same postawy Bettelheim<br />

obserwował nie tylko u swoich współobywateli, ale także u więźniów<br />

w obozie koncentracyjnym. „Skutkiem była silniejsza identyfikacja niektórych<br />

z SS i wyniszczaniem więźniów, niż z tymi współwięźniami, którzy trzymali się<br />

życia i którym z tego powodu powiodła się ucieczka” 35 . Każdy więzień musiał<br />

się nauczyć nie podpadania SS albo kapo. Motto: „Nigdy niczego nie rób dobrowolnie”<br />

symbolizuje ten rodzaj reakcji.<br />

Isa Vermehren opisuje ten fenomen jako „acedię” – pisze: „Nadzieja upadała<br />

wobec przytłaczającej mocy zła, a modlitwa milkła. To początek rozpaczy,<br />

całkowite wydanie się acedii, owemu ciężkiemu smutkowi, który już nie<br />

chce niczego wielkiego, do czego człowiek miałby być powołany” 36 . Acedia<br />

jako reakcja na sytuacje społeczne jest w czasach panowania narodowo-so-<br />

32<br />

V. E. Frankl, „…trotzdem…”, s. 142.<br />

33<br />

B. Bettelheim, Aufstand gegen die Masse. Die Chance des Individuums in der modernen<br />

Gesellschaft, Frankfurt/Main 1989, ss. 278, 280.<br />

34<br />

Tamże, s. 280.<br />

35<br />

Tamże, s. 281.<br />

36<br />

I. Vermehren, Reise durch den letzten Akt. Ravensbrück, Buchenwald, Dachau: eine Frau<br />

berichtet, Reinbeck b. Hamburg 1979, s. 90.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 147<br />

cjalistycznego rozpowszechniona jako reakcja nieświadoma. Isa Vermehren<br />

ostrzega: „Jeśli się nie powiedzie wypełnienie próżni, w której znalazła się<br />

osobista samoświadomość, od wewnątrz – a nie ma innej obrony przed nihilizmem<br />

– z dzisiaj uwolnionych więźniów wyrośnie nowa SS” 37 . Acedia – brak<br />

reakcji i zapadnięcie się we własnym smutku wobec straszliwej sytuacji, której<br />

nie dało się pojąć – prowadziła do paraliżu egzystencji.<br />

Bettelheim interpretuje ową „zasadę bezwładności”, pokazując, że oznacza<br />

ona brak oporu wobec instynktu śmierci i że tak właśnie nie wprost umożliwiła<br />

część procesów, które obserwujemy w epoce narodowo-socjalistycznej.<br />

Nie powinno jednak przy tym powstawać wrażenie, że chodzi o działania<br />

zawinione! Skoro zorganizowany opór oznaczał narażenie się na niebezpieczeństwo<br />

śmierci, a dla wielu ludzi ze środowisk obywatelskich był ponadto<br />

nie do pomyślenia, rozwijały się psychiczne reakcje obronne. Bettelheim<br />

przedstawia ich logikę następująco: „Lęk, potrzeba zabezpieczenia własnego<br />

przeżycia, zmuszały do porzucenia czegoś, co w istocie było najlepszą szansą<br />

przeżycia: zdolności prawidłowej reakcji i decyzji. Kto pozbawił się tej zdolności,<br />

był jak dziecko. Wiedział, że musi decydować i działać, by pozostać przy<br />

życiu, ale próbował pozostać przy życiu, bez reakcji”. Mechanizmy świadome<br />

i nieświadome splatają się tu ze sobą ściśle 38 .<br />

Czy toczona w obozach dyskusja o napięciu między tajnymi akcjami pomocy<br />

współwięźniom a funkcjonowaniem obozu zgodnie z wolą nadzorców<br />

z SS – wielu wierzyło, że to ostatnie może pomóc w przeżyciu obozu – da<br />

się uzasadnić etycznie? Stanisław Kłodziński stwierdza: „Bardzo wielu z nas,<br />

więźniów obozów koncentracyjnych, którzy przeżyliśmy, to więźniowie funkcyjni”<br />

39 . Podobnie Frankl: „My wszyscy, którzy przez tysiące i miliony szczęśliwych<br />

przypadków lub cudów (…) wyszliśmy stamtąd z życiem, my wiemy to<br />

dobrze i musimy potwierdzić: najlepsi nie wrócili” 40 .<br />

Zdaję sobie sprawę z dyskusyjności poglądu Bettelheima, a także z wagi<br />

powiązania ekstremalnych przeżyć, o których mowa, i reakcji na nie z szeroko<br />

dyskutowanym i spornym w tradycji chrześcijańskiej pojęciem „acedii”.<br />

Wyjaśniam w związku z tym, że nie stosuję tu żadnego z powyższych pojęć<br />

w wymiarze ocennym; nie twierdzę więc, jak niektórzy teologowie, że „acedia”<br />

– w szczególności w opisanej wyżej postaci – jest grzechem 41 . Uważam,<br />

że w opisie doświadczeń więźniów obozów koncentracyjnych musimy stanąć<br />

poza systemem ocen moralnych zwyczajnie stosowanych w tradycji religijnej,<br />

w szczególności w chrześcijańskiej teologii. Używam więc pojęcia „acedii”<br />

wyłącznie w jego znaczeniu diagnostycznym – bo w moim przekonaniu<br />

37<br />

Tamże, s. 94.<br />

38<br />

B. Bettelheim, dz. cyt., s. 307.<br />

39<br />

St. Kłodziński, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 234.<br />

40<br />

V. E. Frankl, „…trotzdem…”, s. 19.<br />

41<br />

Por. np. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna IIb, q. 35.


148 Gernot Weirich<br />

nie tylko prawidłowo opisuje ono ekstremalne stany psychiczne więźniów<br />

obozów koncentracyjnych, ale w opisie takim stwarza zarazem ekstremalnie<br />

graniczny obrys pewnego pola doświadczeń obecnych i ujawnianych przez<br />

psychoterapeutów także w sytuacjach nieekstremalnych (a przynajmniej nie<br />

tak ekstremalnych jak skrajne zakwestionowanie wartości ludzkiej egzystencji<br />

w obozach koncentracyjnych). Diagnozy „acedii” jako stanu paradepresyjnego<br />

pojawiają się dzisiaj w dyskusjach psychiatrów i psychoterapeutów 42 .<br />

Także to pojęcie umożliwia zatem wprowadzenie i uzasadnienie tezy, że następstwa<br />

skrajnych przeżyć więźniów obozów koncentracyjnych nie powinny<br />

być opisywane jako „stan wyjątkowy” ludzkiej natury, ale jako odsłonięcie<br />

obecnych w niej stale uwarunkowań i sił. Dopiero wtedy analizy świadectw<br />

ekstremalnych doświadczeń więźniów mają szansę nie zostać zlekceważone<br />

przez odesłanie poza to, „co się ludziom zwyczajnie zdarza”, jak to wielokrotnie<br />

próbowano czynić w literaturze odnoszącej się do najtragiczniejszych wydarzeń<br />

XX stulecia.<br />

c) Odmowa życia: status muzułmana<br />

„W odizolowanych od zwyczajnego świata miejscach zagłady istniała tylko<br />

jedna prawda – śmierć. Była ona wszechobecna: w baraku, na ulicy obozowej,<br />

w rewirach, blokach, przed i za bramą, o każdej porze dnia i nocy. Śmierć kryła<br />

się w pejczach, pałkach, podbijanych butach, w rewolwerach, strzykawkach,<br />

puszkach, których zawartość wsypywano do komór gazowych. Śmiercią przesączona<br />

była ziemia pokryta kałem czy grubą skorupą, śmiercią przepojone<br />

było powietrze i niebo nad obozem, przesłonięte pyłem czy chmurami dymu.<br />

Śmiercią były druty pod napięciem i uzbrojeni strażnicy, których widać było<br />

na wieżyczkach (…)” 43 .<br />

Przytaczam te słowa Jadwigi Apostoł-Staniszewskiej, ponieważ wprowadzają<br />

one w tło jeszcze jednej postawy więźniów – przyjmowanej przez wielu<br />

wobec wszechpanującej śmierci i kwestionującej przynajmniej po części powyższy<br />

wywód o trzech fazach życia obozowego – postawy tzw. muzułmanów.<br />

Większość więźniów umierała w takiej właśnie postawie. Jest to odmowa życia<br />

wobec tego, czym miałoby ono być według doświadczenia obozu. Postawa<br />

ta kwestionuje etapowość życia obozowego o tyle, o ile przyjmowana była<br />

przez wielu już w pierwszej fazie: wobec szoku, jakim był obóz. Więźniowie<br />

ci nie przechodzili zatem do dalszych faz życia obozowego, ale właśnie całymi<br />

sobą odmawiali życia na takich warunkach.<br />

Wielokrotnie opisywano izolację muzułmanów i brak współczucia dla nich<br />

ze strony wielu współwięźniów, tym bardziej że ci widzieli w muzułmanach<br />

42<br />

Por. np. A. Gruen, Spiritualität und Depression, „Schweizer Archiv für Neurologie und<br />

Psychiatrie” 5/2009, ss. 182-187, a także inne artykuły z tego zeszytu.<br />

43<br />

J. Apostoł-Staniszewska, dz. cyt., s. 283.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 149<br />

los, którego mogli się spodziewać także dla siebie samych. Jednakże mamy<br />

również wystarczającą liczbę świadectw, które pokazują zupełnie inne zrozumienie<br />

muzułmanów. Bezimienne świadectwo: „Ksiądz profesor Konstanty<br />

Michalski powtarzał nam: »Kto wkracza na teren prawdy, wróci stamtąd spoliczkowany,<br />

znieważony i bezimienny, ale to jemu zawdzięczamy, że świat się<br />

odnawia i że miłość zwycięża«. Muzułman w obozie, ów »szary lump«, ów<br />

»ludzki wrak«, ta »szara postać« czy »pełzający czworonóg«, bo tak ich nazywano,<br />

pozwalał miłości zwyciężać nienawiść. Był bogatszy wewnątrz niż mocny<br />

więzień funkcyjny z pejczem w dłoni i w nabijanych butach. Te półmartwe<br />

stworzenia, które wegetowały w obozach, były czymś jak przebłyski światła<br />

w głębokiej ciemności” 44 .<br />

W perspektywie pytań stawianych przeze mnie w tym opracowaniu muszę<br />

zauważyć, że wśród muzułmanów było szczególnie wielu duchownych<br />

– zapewne najpierw dlatego, że podobnie jak inni reprezentanci życia intelektualnego<br />

i duchowego, byli w obozach poddawani nierównie większym represjom<br />

niż pozostali więźniowie. Stawiano jednak również pytanie, dlaczego<br />

aż tak łatwo poddawali się oni w obozie, stając się muzułmanami, mimo ich,<br />

wydawałoby się, silniejszego zakorzenienia religijno-społecznego. Być może<br />

na pytania o ich „zmuzułmanienie”, o brak komunikacji z nimi, o ich zamieranie<br />

w grozie, należy udzielać odpowiedzi Paula Tillicha: „Zdanie: »Także kiedy<br />

doświadczamy Boga jako nieobecnego, wiemy o nim« straciło znaczenie – boski<br />

duch objawia nam już tylko boską nieobecność i puste miejsce w nas tam,<br />

gdzie miał być Bóg” 45 . Trzeba tu zapytać, dlaczego Bóg pozostawia człowiekowi<br />

jedynie pustkę tam, gdzie miało być Jego miejsce? Odpowiedź Tillicha<br />

jest nie do pojęcia: „Boski duch pokazał niezliczonym ludziom naszych czasów<br />

nieobecność Boga i pustkę, która woła, by to on ją wypełnił” 46 . Wobec tego<br />

można mówić już tylko o teologii, która na Boga czeka – ale go nie posiada.<br />

Być może tak wielu wierzących chrześcijan, zwłaszcza duchownych, umarło,<br />

bo sądzili, że posiadają Boga, a kiedy zrozumieli, że go nie posiadają, nie byli<br />

w stanie na niego na nowo czekać. Oczywiście jest to odpowiedź dotycząca tylko<br />

części obozowych muzułmanów – jak powiedziałem, w szczególności tych,<br />

po których spodziewalibyśmy się silniejszego ugruntowania w religijnym <strong>sens</strong>ie<br />

egzystencji ze względu na ich pozycję religijno-społeczną. Do związanych<br />

z tym pytań powrócę jeszcze w dalszych częściach mojego opracowania.<br />

Postawiłem sobie jako cel tego artykułu zapytanie o możliwość/niemożliwość<br />

religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u w doświadczeniach obozów koncentracyjnych.<br />

Poniżej zarysuję kilka elementarnych propozycji. Zaznaczam jednak,<br />

że moje propozycje same pozostają zakwestionowane przez ich odniesienia<br />

44<br />

Bezimienny, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 150.<br />

45<br />

P. Tillich, Das Ewige im Jetzt, t. III, Stuttgart 1964, s. 87.<br />

46<br />

Tamże.


150 Gernot Weirich<br />

źródłowe. Inaczej mówiąc, nie wyrażam tu przekonania o istnieniu religijnego<br />

<strong>sens</strong>u owych ekstremalnych doświadczeń, a jedynie nadzieję, że pozostawiają<br />

one możliwość poszukiwania takiego <strong>sens</strong>u.<br />

d) Próby odnalezienia <strong>sens</strong>u w sytuacjach obozowych<br />

– rola religijnej codzienności<br />

Religijne doświadczenie egzystencji – pomoc w przeżyciu obozu?<br />

Liczni, zwłaszcza polscy więźniowie obozów świadczą, że znajdowali oparcie<br />

w chrześcijańskiej wierze, przekraczającej sytuacje wyjątkowe, w jakich się<br />

znaleźli, i zintegrowanej z zachowaniem człowieczeństwa. Oto przykładowe<br />

świadectwo Danuty Szonert-Witkowskiej: „Praca dla współwięźniów, którzy<br />

byli w gorszej sytuacji niż ja, pomogła mi przeżyć, czułam się potrzebna, i to<br />

dawało mi siłę do życia. Starałam się pracować sumiennie i oddawać chorym<br />

wszystko, bez czego w tych warunkach mogłam się obyć. To była bardzo ciężka<br />

i odpowiedzialna praca. Każdego wieczora badałam moje sumienie, czy nie<br />

uczyniłam czegoś złego. Chciałam żyć, ale chciałam też pozostać uczciwym<br />

człowiekiem” 47 .<br />

Pytanie, które trzeba w tym kontekście postawić, brzmi: czy tego rodzaju<br />

postawy da się interpretować w tradycyjnych kategoriach religijnych/teologicznych,<br />

czy też stanęliśmy za ich sprawą przed wyzwaniem, które kwestionuje<br />

owe tradycyjne pojęcia. Przychylam się do tego drugiego stwierdzenia.<br />

Nie kwestionuję bynajmniej świadectw, które mówią o religijności więźniów<br />

jako ewidentnej pomocy w zachowaniu nadziei przeżycia, a zwłaszcza<br />

jako motywacji do podejmowanych przez wielu czynów heroicznych dla drugich.<br />

Twierdzę jednak, że język religijny jest tu jedynie narzędziem do wyrażenia<br />

podstawowych doświadczeń ludzkiej egzystencji, pierwotnych wobec ich<br />

ewentualnego wyrazu religijnego.<br />

Formy religijności obozowej<br />

Formy i przejawy religijności więźniów obozów koncentracyjnych omówiłem<br />

szczegółowo w mojej pracy Die Extremsituation als Herausforderung fuer den<br />

religioesen Glauben – dargestellt durch Zeugnisse und Berichte aus nationalsozialistischen<br />

Konzentrationslagern 48 . Tu odniosę się pokrótce jedynie do<br />

wniosków, które wyciągam z dokonanej tam analizy.<br />

47<br />

D. Szonert-Witkowska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 22.<br />

48<br />

W. G. Weirich, Die Extremsituation als Herausforderung für den religiösen Glauben<br />

– dargestellt durch Zeugnisse und Berichte aus nationalsozialistischen Konzentrationslagern<br />

(Ekstremalna sytuacja wyzwania dla wiary religijnej przedstawiona na podstawie świadectw<br />

i raportów z narodowo-socjalistycznych obozów koncentracyjnych), Weimar 1997, praca przyjęta<br />

przez Wydział Teologiczny Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie jako podstawa habilitacji.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 151<br />

Świadectwa pokazują dwa podstawowe typy formalnych zachowań religijnych<br />

więźniów w obozach koncentracyjnych – odpowiadające zresztą postawom<br />

i zachowaniom w stosunku do innych dziedzin życia „przedobozowego”:<br />

1. Próby zachowania, o ile to możliwe, form religijności społecznej i indywidualnej<br />

znanych i obdarzanych zaufaniem w życiu „przedobozowym”, a więc:<br />

wspólne modlitwy i śpiewy, obchodzenie świąt liturgicznych, udzielanie sakramentów<br />

(dla katolików zwłaszcza msza i spowiedź), inne formy klasycznej działalności<br />

duszpasterskiej (np. kazania, medytacje prowadzone przez duchownych<br />

lub też przez świeckich więźniów) – w większości wypadków odbywające<br />

się w ukryciu przed nadzorcami, ale po części także oficjalne lub półoficjalne.<br />

Na podstawie świadectw wyodrębniam następujące religijne zachowania<br />

indywidualne:<br />

a) działania rytualne jako obrona intymności w masie ludzkiej, w której<br />

więźniom przyszło żyć (rytuały prywatne, momenty religijnej intymności<br />

i ukrycia, nieujawniane współwięźniom);<br />

b) dialogiczność religijna lub parareligijna przez wewnętrzny dyskurs toczony<br />

w codziennych sytuacjach obozowych – np. podczas pracy, przemarszów,<br />

apeli; w tym modlitwa prośby w sprawach dotyczących samych więźniów<br />

lub ich bliskich;<br />

c) modlitwa w oczekiwaniu ostatecznego – odwołania religijne wobec otaczających<br />

więźniów sytuacji ekstremalnych – także modlitwa w zwątpieniu<br />

i akty modlitwy w bezpośrednim niebezpieczeństwie;<br />

d) zamilknięcie i modlitwa jako regres/próba ukrycia się przed grozą.<br />

Wszystkie powyższe zachowania można próbować objaśnić działaniem<br />

wspomnianej wyżej „zasady bezwładności” – jako kurczowego trzymania się<br />

elementów „normalności” w skrajnie od normalności odbiegających okolicznościach.<br />

Jednakże w warunkach obozowych, zwłaszcza wobec zakazów<br />

egzekwowanych bezwzględnie przez władze obozowe, miały one także charakter<br />

protestu i buntu, i w tym <strong>sens</strong>ie stanowiły coś więcej niż tylko próbę<br />

podtrzymania za wszelką cenę elementów życia „przedobozowego”. To sytuuje<br />

owe akty stosunkowo blisko transcendentalizujących postaw wobec śmierci,<br />

o których powiem niżej.<br />

2. Specyficzne formy życia religijnego (także duszpasterstwa) powstające<br />

w warunkach obozowych i do nich dostosowane. Chodzi o zjawiska, postawy<br />

i działania, które sami więźniowie współtworzyli i interpretowali jako religijne<br />

– choć nie mają one odpowiedników w „przedobozowym” życiu religijnym<br />

lub też mają odpowiedniki dalekie i niezwiązane z ekstremalnymi sytuacjami<br />

obozowymi. Do takich zachowań zaliczam:<br />

a) rozdawanie chleba jako działanie religijne/duszpasterskie – tak interpretowano<br />

w wielu wypadkach gotowość dzielenia się skrajnie skąpym własnym<br />

przydziałem jedzenia z potrzebującymi go jeszcze bardziej;


152 Gernot Weirich<br />

b) próby podtrzymywania tożsamości w wierze – tworzenie sieci powiązań<br />

i symbolicznych komunikatów, pozwalających odczuwać religijną wspólnotę,<br />

kiedy nie mogła ona być uzewnętrzniana;<br />

c) religijne rozumienie cierpienia/ofiary; historia doktryny i duchowości<br />

chrześcijańskiej, a zwłaszcza późnośredniowieczna koncentracja uwagi (aż<br />

po fiksację) na zastępczym i wynagradzającym charakterze cierpienia Jezusa<br />

Chrystusa, spowodowała obecną w duchowości chrześcijańskiej różnych wyznań<br />

łatwość interpretowania ludzkiego cierpienia jako ofiary przynoszącej<br />

dobro innym (nie cierpiącym). Stąd stosunkowo częste próby poszukiwania<br />

<strong>sens</strong>u cierpienia w kategoriach „ofiary zastępczej”, dokonywane zarówno<br />

przez samych więźniów, jak też w stosunku do nich ze strony tych, którzy,<br />

sami nie cierpiąc, stali się świadkami ich cierpienia. Próby te wkraczają w obszar<br />

moralnie wysoce problematyczny – i część podejmujących je zdaje sobie<br />

z tego sprawę.<br />

d) ciał-pasterstwo i dusz-pasterstwo – opieka i bezpośrednia fizyczna pomoc<br />

chorym i umierającym więźniom była traktowana jako pierwszy nakaz<br />

duszpasterski; przejawy takiej pomocy znaczna część więźniów interpretuje<br />

religijnie, a przynajmniej przypisuje pomagającym motywacje religijne; nie<br />

oznacza to, że ze strony więźniów niereligijnych takiej pomocy brak; można<br />

natomiast zaobserwować tendencję do „ureligijnienia” interpretacji takich<br />

postaw, podobnie jak to czyni Maria Enzesdorf w stosunku do ludzkiej postawy<br />

Viktora Frankla;<br />

e) pragnienie spowiedzi – świadectwa więźniów-katolików mówią stosunkowo<br />

często o braku możliwości spowiedzi i o pragnieniu, by się wyspowiadać.<br />

Po części pragnienie to jest uwarunkowane katolicką „pedagogiką spowiedzi”<br />

– przekazywanym intensywnie przekonaniem, że śmierć bez spowiedzi<br />

oznacza zagrożenie wiecznego zbawienia. U niektórych więźniów rodziło<br />

się na tym tle swoiste pojęcie „spowiedzi pragnienia” – aż po wewnętrzne czy<br />

nawet uzewnętrzniane wobec współwięźniów (nie duchownych) wyznania<br />

grzechów „jak na spowiedzi”;<br />

f) zachowania w obliczu śmierci; wiele świadectw mówi o ukrytych gestach<br />

religijnych wykonywanych wobec umierających, a także o praktyce duchownych<br />

jawnego (jeśli to tylko było możliwe) lub ukrytego towarzyszenia<br />

umierającym przez gesty rytualne (absolucja, błogosławieństwa, modlitwy<br />

wstawiennicze).<br />

Obraz życia religijnego wyłaniający się z przeanalizowanych przeze mnie<br />

świadectw więźniów obozów koncentracyjnych skłania mnie do wyrażenia<br />

następujących wniosków:<br />

1. Skrajne doświadczenia obozowe w zaskakująco niewielkim stopniu zmieniły<br />

religijne postawy więźniów i formy wyrażania tych postaw. Nie można mówić<br />

ani o znaczącym wzroście religijności w obozach, ani o jej ewidentnym


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 153<br />

zakwestionowaniu czy zniszczeniu przez ekstremalne warunki życia obozowego.<br />

Oczywiście, publiczny wyraz religijności, zwłaszcza w formach zbiorowych,<br />

został przez przepisy obozowe i towarzyszący im terror skrajnie ograniczony,<br />

jednakże w stosunkowo niewielkim stopniu zmodyfikowało to pragnienia i postawy<br />

religijne więźniów.<br />

2. Przyjmuję jako ostrożny wniosek, że sytuacja obozowa odzwierciedla<br />

rzeczywisty stan religijnej socjalizacji społeczności, z których pochodzili więźniowie<br />

– stosunkowo silne zakorzenienie zewnętrznych elementów tożsamości<br />

wyznaniowej i powiązanych z nimi zachowań rytualnych, które jednak<br />

może funkcjonować w warunkach obozowych tylko o tyle, o ile funkcjonowanie<br />

to umożliwia wewnętrzne, transcendentalne uwarunkowania postaw<br />

i zachowań poszczególnych więźniów. To samo odnoszę zresztą do niektórych<br />

przynajmniej zachowań katów: zarówno negujących religię i jej symbolikę, jak<br />

też w przypływach porozumienia (solidarności?) z więźniami, tolerujących ich<br />

religijne zachowania (np. świadectwa o „łagodnym” traktowaniu więźniów<br />

w noc wigilijną; owa „łagodność” polegała na braku zwyczajnej brutalnej interwencji<br />

wobec takich zachowań – por. np. świadectwo Konrada Szwedy 49 ).<br />

3. Skłaniam się do przekonania, że wspomniane „wewnętrzne, transcendentalne<br />

uwarunkowania postaw i zachowań” są zjawiskiem podstawowym<br />

dla ludzkiej egzystencji, i w tym <strong>sens</strong>ie powszechnym. Dlatego nie tylko nie<br />

dały się one zredukować i zniszczyć w życiu obozowym, ale przeciwnie, dla<br />

znacznej części więźniów stanowiły możliwość zachowania lub odzyskiwania<br />

<strong>sens</strong>u własnej egzystencji w tych warunkach.<br />

4. Muszę równocześnie przyjąć, że język religijny (a zwłaszcza symbolicznodoktrynalne<br />

formy wyrazu religii) po tak skrajnym doświadczeniu, jakim były<br />

obozy koncentracyjne i <strong>Szoa</strong>, utracił przyznawaną sobie przez długie stulecia<br />

pierwotną niewinność i zdolność objaśniania świata ludzkich doświadczeń.<br />

Nie można po prostu podtrzymywać jako <strong>sens</strong>ownych formuł religijnego wyrazu,<br />

które zostały w tak drastyczny sposób zakwestionowane. Nie umożliwia<br />

tego również opisane wyżej przetrwanie religijności w warunkach obozowych.<br />

Postuluję wobec tego poszukiwanie ewentualnego religijnego <strong>sens</strong>u ludzkiej<br />

egzystencji indywidualnej i społecznej na podstawie bardziej pierwotnej, niezależnej<br />

od systemowych, i tym bardziej od wyznaniowych przejawów religii.<br />

e) Transcendowanie śmierci<br />

Odniosę się tu do świadectw i przekazów mówiących o gotowości przyjęcia<br />

śmierci i o wpływie takiej postawy na losy więźniów. Perspektywa większości<br />

świadectw, do których się tu odwołuję, zakłada przeżycie obozu jako wartość<br />

nadrzędną. Ma to skutki w sposobie odnoszenia się zwłaszcza do obozowych<br />

49<br />

K. Szweda, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., ss. 286-325.


154 Gernot Weirich<br />

muzułmanów, traktowanych jako ci, którzy utracili ową nadrzędną wartość.<br />

Zwracam uwagę, że próba, którą podejmuję niżej, może zostać odniesiona<br />

także do wewnętrznych doświadczeń muzułmanów obozowych – o ile w ogóle<br />

potrafimy do nich uzyskać mentalny dostęp.<br />

Wyjdę od trzech przykładowych świadectw: Marii Ślisz-Orzyńskiej, Viktora<br />

Frankla i Jadwigi Apostoł-Staniszewskiej. Z ich zderzenia i porównania chciałbym<br />

wyprowadzić pewien wstępny wniosek, który posłuży mi do dalszej analizy<br />

ludzkiej auto-transcendencji w sytuacjach ekstremalnych.<br />

Maria Ślisz-Orzyńska pisze tak: „Od pierwszego momentu naszego pobytu<br />

w obozie towarzyszyła nam śmierć. Śmierć była wszechobecna, wszędzie<br />

zabijano: na bloku, w ubikacjach, więźniarki wpychano do dołów kloacznych,<br />

gdzie tonęły, zabijano podczas zbiórek apelowych, podczas apelu, jeśli któraś<br />

nie mogła ustać na nogach, w drodze do pracy, podczas pracy, w drodze<br />

powrotnej do obozu, podczas przemarszu przez obóz. Człowiek jako indywiduum<br />

nie liczył się zupełnie, nawet w masie nie (…). Najdłużej trwało palenie<br />

Żydów, trzy dni i trzy noce bez przerwy, ponieważ krematoria nie nadążały,<br />

palono ich w specjalnie w tym celu założonych fosach, tam palono żydowskie<br />

dzieci, wrzucając je wprost do ognia. Często zabijano ludzi pałkami, zadeptywano,<br />

najpierw kopano leżącego więźnia, by wstał, a potem z czystej przyjemności<br />

zabijania szczuto więźniów psami, które ich zagryzały. Takie sceny<br />

odgrywały się na oczach wszystkich. Od pierwszego momentu aresztowania<br />

przez Gestapo buntowałam się, także przeciw Bogu, ale wobec tych okropnych<br />

scen stałam sparaliżowana tym, że to w ogóle było możliwe” 50 . Widać<br />

tu, że były w obozie sytuacje, które nie pozwalały więźniom wyjść z pierwszej<br />

fazy doświadczenia obozu. Myśleli, że gorzej już być nie może, a groza wciąż<br />

rosła. Jest więc rzeczą prawie niewyobrażalną uchwycenie jakiegokolwiek<br />

<strong>sens</strong>u w świecie, w którym tak panuje śmierć. Ślisz-Orzyńska nie była w stanie<br />

tego zrobić.<br />

A jednak postulat <strong>sens</strong>u pojawia się i w takich okolicznościach – Viktor E.<br />

Frankl postuluje wobec grozy obozu „<strong>sens</strong> przekraczający ludzkie możliwości<br />

pojmowania (w znaczeniu czegoś, co jest ponad życiem), <strong>sens</strong>, którego<br />

nie można już pojąć” 51 . Mimo wszystko próbuje zdefiniować owo niepojęte<br />

„ponad-życie” i próbuje o tym rozmawiać, także ze współwięźniami. Wierzy<br />

w życie, które samo w sobie jest niezniszczalne. Jest to rzeczywistość zapomniana<br />

w ludzkiej codzienności – Frankl dostrzega sytuacje, w których pamięć<br />

o niej ożywa. Odwołuje się w tym kontekście do sposobu przeżywania aktualnej<br />

obecności zmarłych przez tych żyjących, którzy pozostają z nimi w aktyw-<br />

50<br />

M. Ślisz-Orzyńska, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 288.<br />

51<br />

Por. V. E. Frankl, Der Mensch vor der Frage nach dem Sinn, Zürich 1989, s. 259. Frankl<br />

używa sformułowania „Über-Leben”, które stanowi grę słów z „überleben” w znaczeniu „przeżyć”<br />

– przyp. Tomasz Polak.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 155<br />

nej relacji, choć oczywiście owa obecność zmarłych jest nie do zlokalizowania.<br />

Ostatecznym odniesieniem takiego rozumienia jest dla niego obiektywny<br />

wymiar ludzkiej nieśmiertelności – w czymś, „co jest w istocie poza czasem<br />

i przestrzenią i nie może nigdy umrzeć” 52 .<br />

Trzecie świadectwo pochodzi od Jadwigi Apostoł-Staniszewskiej i dotyczy<br />

doświadczenia związku ze skazanym na śmierć i w końcu zamordowanym<br />

przyjacielem (Tadeuszem): „Pełne cztery tygodnie Tadeusz czekał na śmierć<br />

w nieoświetlonej celi, przywiązany za ręce i nogi do ściany. Przez Kassibera<br />

otrzymałam od niego wieści. Pisał urywkowe zdania na skrawkach papieru.<br />

»Wiem, że umrę. Łańcuchy uciskają. Jest mi zimno. Kiedy się modlę, jest mi<br />

lżej. Czas się dłuży. Zachowaj dobrą pamięć o mnie …« Byłam bezradna. Nie<br />

rozumiałam, dlaczego nie wykonano wyroku natychmiast po zakończeniu<br />

śledztwa, ale męczono więźnia dodatkowo (…). Kiedy 17 września 1942 roku<br />

go rozstrzelano, czekałam na moją śmierć, stałam się tak obojętna, że nie czułam<br />

strachu. Potem strach powrócił, a z nim pełna świadomość. Nie bałam<br />

się myśleć o martwym Tadeuszu. Przeciwnie, stale o nim myślałam, a z nim<br />

o wszystkich, których nie było już wśród żywych. Nie potrafię określić tego<br />

stanu ducha, ale właściwie byłam z nimi bardziej niż z żyjącymi. Czułam się<br />

w tamtym ich świecie lepiej niż w tym, i prawie im zazdrościłam, prawie chciałam<br />

już rzeczywiście być z nimi (…)” 53 . W tym doświadczeniu uwidacznia się<br />

transcendowanie śmierci. Oczywiście przeżycie to nie neguje przepaści między<br />

życiem i śmiercią. Karmi się ono czymś z archetypicznego obszaru naszej<br />

nieświadomości, która wie o nieśmiertelnym. Taka wiedza dawała ludziom<br />

w ekstremalnych sytuacjach obozowych <strong>sens</strong>: zaufanie do własnej woli, w której<br />

ugruntowana jest cała ludzka egzystencja.<br />

Nie należy moim zdaniem takich doświadczeń interpretować religijnie czy<br />

wyznaniowo, choć, jak sądzę, mają one także pewne uwarunkowania w wielopokoleniowej<br />

socjalizacji religijnej. Jednakże partnerami większości rozmów,<br />

jakie na ten temat prowadziłem z byłymi więźniami obozów, byli komuniści<br />

i socjaldemokraci, nie wyznający światopoglądu religijnego – pytań<br />

o ewentualne motywacje czy odniesienia religijne swoich przeżyć najczęściej<br />

nawet nie rozumieli. Przyjmuję więc, że mamy tu do czynienia ze strukturą<br />

ludzkiej egzystencji bardziej pierwotną niż religijna socjalizacja i od takiej czy<br />

innej socjalizacji w istocie niezależną. Z mojej własnej perspektywy – chrześcijańskiego<br />

teologa – gotów jestem, jak wspomniałem, przypisywać tej<br />

strukturze zarówno genetyczne uwarunkowania religijne, jak też możliwość<br />

jej religijnej interpretacji; zdaję sobie jednak sprawę z partykularyzmu takiego<br />

stanowiska. Najważniejszym wnioskiem, który wyprowadzam z przytoczo-<br />

52<br />

Tamże, s. 256.<br />

53<br />

J. Apostoł-Staniszewska, dz. cyt., s. 294.


156 Gernot Weirich<br />

nych tu przykładowych świadectw jest, że struktura ludzkiej egzystencji nie<br />

pozwala się zamknąć w śmierci – także wtedy, kiedy próba takiego zamknięcia<br />

przeprowadzana jest z tak brutalną konsekwencją, z jaką czynili to kaci w obozach<br />

koncentracyjnych.<br />

II. Możliwa odpowiedź: autotranscendencja?<br />

Viktor E. Frankl uznaje wiarę w możliwość przetrwania w obozie za kategorię<br />

transcendentalną 54 . To psychiczna rzeczywistość transcendencji. Skoro<br />

„ludzkie istnienie jest zawsze istnieniem ku <strong>sens</strong>owi” 55 , Frankl uważa, że także<br />

samobójstwo jest wyrazem tej woli – brak woli życia/śmierci oznaczałby<br />

niezdolność do jakiegokolwiek działania. Oczywiście, nie mówimy tu o transcendencji<br />

w rozumieniu religijnym, ale o pewnym istotnym egzystencjale<br />

– podstawowej strukturze bytowej człowieka.<br />

Pod pojęciem autotranscendencji – można ją także nazywać „transcendencją<br />

psychiczną” – rozumie Frankl fakt, że „ludzkie bycie wskazuje zawsze<br />

poza siebie samo – na coś, czym samo nie jest (coś lub kogoś): na <strong>sens</strong>, który<br />

należy spełnić, albo też choćby na bycie z drugim człowiekiem, którego ktoś<br />

spotyka i kocha. Innymi słowy, człowiek jest właściwie tylko wtedy człowiekiem<br />

i samym sobą, kiedy pomija i zapomina samego siebie – w stosunku do<br />

jakiegoś zadania lub też w oddaniu innej osobie…” 56 .<br />

„Autotranscendencja” jest dla Frankla, a także dla Elizabeth Lukas 57 , zjawiskiem<br />

z podstawowego poziomu antropologicznego. „W służbie pewnej<br />

sprawy lub w miłości do osoby człowiek się spełnia. Im bardziej stapia się ze<br />

swoim zadaniem, im bardziej wydaje się partnerowi, tym bardziej jest człowiekiem,<br />

tym bardziej jest sobą samym. Urzeczywistnić siebie można zatem<br />

właściwie tylko w takim stopniu, w jakim zapomina się o sobie samym, w jakim<br />

nie patrzy się na siebie samego” 58 .<br />

54<br />

V. E. Frankl, Der Mensch..., dz. cyt., s. 236.<br />

55<br />

Tamże, s. 184.<br />

56<br />

Tamże.<br />

57<br />

E. Lukas, Auch dein Leben hat Sinn, Freiburg 1995, ss. 184-185.<br />

58<br />

V. E. Frankl, Das Leiden am sinnlosen Leben (Psychoterapie fuer heute), Freiburg 1977,<br />

ss. 18, 110: „Owa autotranscendencja ludzkiej egzystencji daje się najlepiej objaśnić z pomocą<br />

odniesienia do oka. Czy zauważyliście paradoks, że zdolność oka do postrzegania świata uwarunkowana<br />

jest jego niezdolnością do postrzegania samego siebie? Kiedy oko widzi siebie lub<br />

coś z siebie? Tylko wtedy, kiedy jest chore. Kiedy cierpię na zaćmę, wtedy widzę ją w postaci<br />

zamglenia, kiedy choruję na jaskrę, widzę wokół źródeł światła wszystkie kolory tęczy. Tak czy<br />

inaczej w tym stopniu, w jakim oko widzi coś z samego siebie, postrzeganie jest zakłócone. Oko<br />

musi być zdolne do niedostrzegania siebie. I dokładnie tak jest też z człowiekiem. Im bardziej<br />

nie dostrzega siebie samego, im bardziej siebie zapomina, oddając się jakiejś sprawie lub drugiemu<br />

człowiekowi, tym bardziej jest człowiekiem, tym lepiej urzeczywistnia siebie samego.<br />

Dopiero samozapomnienie prowadzi do wrażliwości, a samowydanie do twórczości”.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 157<br />

Uważam, że można wykazać religijne zakorzenienie owego podstawowego<br />

antropologicznego stanu rzeczy – to znaczy jego zakorzenienie w takim pojęciu<br />

transcendencji, które oznacza doświadczenie „przekroczenia poszczególnych<br />

ludzkich doświadczeń” ku wymiarowi ponadludzkiemu 59 . Oznacza to, że<br />

„religia transcendencji” jako sposób doświadczania rzeczywistości należy do<br />

porządku podstawowych doświadczeń ludzkich – co z kolei nie oznacza jednak,<br />

że każda historyczna postać religijności spełnia taką rolę 60 .<br />

Świadectwa więźniów obozów koncentracyjnych, mówiące o zachowaniu<br />

przez nich w warunkach obozowych „wewnętrznej przestrzeni nadziei”<br />

– czasem powiązanej z ich dotychczasową religijnością, ale nie wyrażającej<br />

się już w aktach religijnych (kultowych) albo wyrażającej się w nich w postaci<br />

silnie zredukowanej, interpretuję jako znaki takiego właśnie procesu<br />

transcendowania.<br />

Nikodem Pieszczoch opowiada: „Człowiek zamyka się w swoim małym<br />

świecie, osłania się niewiedzą i żyje swoimi wyobrażeniami. Trzyma się kurczowo<br />

jednej myśli: przeżyję to piekło (…). Ale do tego potrzebna jest po pierwsze<br />

przewodnia myśl, po drugie zdrowy system nerwowy. Wierzyć i jeszcze<br />

raz wierzyć! Ślepą dziecięcą wiarą! Wszystko jedno w co! »Wiara przenosi<br />

góry« – dziś to rozumiem! Może to być wiara w Boga jako istotę, która kieruje<br />

naszymi losami, może to być wiara w sprawiedliwość, w zwycięstwo komunizmu,<br />

w cokolwiek. Musi to jednak być wiara idealna, płonąca w każdym<br />

oddechu” 61 .<br />

Owa „transcendencja wewnątrz egzystencji” nie jest oczywiście doświadczeniem<br />

wiary zakorzenionym w objawieniu 62 . Chcę jednak w związku z tym<br />

wskazać na pewien proces religijny, który stanowi kontynuację transcendowania<br />

wewnątrz egzystencji. Intensywne doświadczenie egzystencji, które<br />

wskazuje na nieuświadamianą obietnicę („zapowiedź” czy „przyrzeczenie”)<br />

i nadaje ludzkiemu istnieniu orientację („zadanie”), prowadzi w końcu do<br />

religijnego samookreślenia egzystencji 63 Paul Tillich formułuje to następująco:<br />

„… są akty odwagi, w których akceptujemy moc istnienia, czy o tym wiemy,<br />

czy nie. Nawet jeśli tego nie wiemy, akceptujemy je mimo to i mamy w nim<br />

udział” 64 Owa „ślepa dziecięca wiara” ma odwagę akceptowania życia. „Uka-<br />

59<br />

H. Hark, Der Traum als Gottes vergessene Sprache. Symbolpsychologische Deutung biblischer<br />

und heutiger Träume, Olten 1982, s. 221.<br />

60<br />

Powołam się tu również na wywód Frankla dotyczący analogii języków religii i psychoterapii<br />

– a zwłaszcza na jego przekonanie o wielości równoległych języków – wśród nich języków<br />

religijnych – w których mogą się wyrażać podstawowe ludzkie doświadczenia – por. V. E. Frankl,<br />

Der Mensch..., dz. cyt., ss. 73-76.<br />

61<br />

N. Pieszczoch, w: Die Auschwitz-Hefte, dz. cyt., s. 307.<br />

62<br />

H. Stenger, Verwirklichung des Lebens aus der Kraft des Glaubens: Pastoralpsychologische<br />

Texte, Freiburg – Basel – Wien 1989, s. 31.<br />

63<br />

Tamże, s. 28.<br />

64<br />

P. Tillich, Der Mut zum Sein, Stuttgart 1958, s. 131.


158 Gernot Weirich<br />

zuje się tu jakość religijna, która nadaje wydarzeniom życiowym i doświadczeniom<br />

szczególną transparencję. Ta jakość ma swój początek nie w obliczalnej<br />

rzeczywistości materialnej, ale w tym, co boskie, ku czemu też przyzywa” 65 .<br />

Możliwość transcendencji koreluje z istnieniem podstawowego prazaufania,<br />

a to z kolei z zaufaniem do Boga jako owocem transcendencji. Konkretnie<br />

doświadczenie to oznacza, że człowiek prymarnie zakorzeniony jest w podstawowym<br />

zaufaniu. Ma zdolność transcendencji, a z nią – jako znak przebijania<br />

się „religijnej jakości istnienia” – zdolność zaufania Bogu. Nie wynika<br />

stąd prosta możliwość konstrukcji czy rekonstrukcji określonej wyznaniowo<br />

religii z owych podstawowych doświadczeń – jest raczej tak, że istniejące religie<br />

przejmują na swój sposób owe struktury podstawowe; bynajmniej jednak<br />

nie muszą ich przejmować. Cały proces może pozostać na poziomie doświadczeń<br />

podstawowych, w których pojawiają się elementy numinotyczne, ale nie<br />

struktury określonej religii.<br />

Posłużę się tu pewnym wymownym przykładem. Proces, o którym zaświadcza<br />

poetka Gerty Spies, dokumentujący pewien sposób parareligijnego<br />

przeżywania obozu koncentracyjnego, zawiera elementy nieciągłości 66 . Spies<br />

w pewnym szczególnym momencie zwątpienia znalazła w sobie zdolność wydobycia<br />

się z niszczącej męczarni. Rozpoznała destrukcję, której najwyraźniej<br />

była wydana, i w tym momencie odkryła również możliwość wybawienia. Owa<br />

intuicja poetycka wyrwała ją po części z zagrażającej jej zniszczeniem troski<br />

o córkę. Zamiar pisarski, urzeczywistniany podczas pracy palaczki w kotłowni,<br />

organizowanie papieru i materiałów do pisania, szukanie możliwości pisania<br />

i czasu na nie, pozwolił jej ozdrowieć duchowo, dał jej doświadczenie leczące.<br />

Ból i lęk o córkę został przejęty przez to nowe doświadczenie; w miejsce<br />

niszczącego poczucia bez<strong>sens</strong>u pojawiła się nowa namiętność, która dała jej<br />

na nowo zaufanie i <strong>sens</strong> istnienia w wyjściu poza siebie. Poczucie dziecięcej<br />

intymności, wyrażające się wcześniej w optymizmie wiary, które prawie już<br />

przepadło w obozie, zostało odnowione jako postać religijnego zaufania. Takie<br />

zaufanie nie powinno jednak być uznawane za trwałe i ciągłe religijne doświadczenie<br />

egzystencji. „Skok”, którego dokonała, jest wyrazem regresywnego zapanowania<br />

nad sytuacją, a nie owocem procesu dojrzewania. Jej doświadczenie<br />

wynika z tendencji narcystyczno-regresywnej, która odgrywa istotną rolę<br />

jako strategia przeżycia 67 . Niemniej proces ten dokumentuje podstawową<br />

zdolność autotranscendencji – i raz jeszcze charakterystyczne: w doświadczeniu<br />

Gerty Spies jest to zdolność powiązana z wyobrażeniem własnej śmierci 68 .<br />

65<br />

R. Guardini, Religiöse Erfahrung und Glaube, Mainz 1974, s. 8.<br />

66<br />

G. Spies, Im Staube gefunden, München 1987, ss. 20, 36, 56.<br />

67<br />

E. Drewermann, Psychoanalyse und Moraltheologie, t III, Mainz 1992, s. 75<br />

68<br />

Sen o śmierci dochodzi do głosu w następującym wierszu: „Mir träumt, ich lieg’ in meinem<br />

Sarg,/ Sie stehn umher und weinen./ Die Hülle, die mein Leben barg,/ Hat aufgehört zu


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 159<br />

Ten przykład poświadcza ponadto, że transcendowanie śmierci bynajmniej<br />

nie musi prowadzić do wyrazu religijnego w postaci wyznań wiary lub form<br />

rytualnych. Otaczająca rzeczywistość zostaje tu przełamana przez doświadczenie<br />

numinotyczne, które otwiera proces nazwany przez Paula Tillicha „pochwyceniem<br />

przez coś bezwarunkowego” 69 .<br />

Na takim tle chcę teraz sformułować mój najważniejszy wniosek dotyczący<br />

pozytywnej (bo umożliwiającej odkrywanie <strong>sens</strong>u także w sytuacjach skrajnie<br />

tragicznych) autotranscendencji: jej postaci w bezpośrednich doświadczeniach<br />

więźniów i tym bardziej w późniejszym wyrazie, w świadectwach<br />

sformułowanych przez nich po wyjściu z obozu, mogą się wydawać naiwne<br />

i kiczowate – tak jak w cytowanych tu wyznaniach Szczepana Pieszczocha czy<br />

Gerty Spies. Takie określenia nie wytrzymują jednak konfrontacji z sytuacjami,<br />

w których owe przeżycia się pojawiły. Uważam, że nie da się ich objaśnić<br />

samymi mechanizmami narcystyczno-regresywnymi w ramach strategii<br />

przeżycia, choć mechanizmy takie ewidentnie tu występują. Tillich ma rację<br />

– podobnie jak cytowany wcześniej Frankl: chodzi tu o coś bezwarunkowego<br />

ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem. Stąd także moja próba<br />

pokazania, że ta sama podstawowa struktura ludzkiej egzystencji – iż „ludzkie<br />

bycie wskazuje zawsze poza siebie samo – na coś, czym samo nie jest”, powinna<br />

być dostrzegana także w tym, co czynili kaci, że zdolność autotranscendencji<br />

nie jest bynajmniej gwarancją takiego ludzkiego działania, które nie zwróci<br />

się przeciw innemu człowiekowi.<br />

W ten sposób powinna też zostać odsunięta pokusa bezrefleksyjnego wiązania<br />

owej „dobrej autotranscendencji” z transcendencją boską, tak jak jest<br />

ona rozumiana w chrześcijańskiej tradycji filozoficzno-teologicznej – pokusa<br />

skądinąd w myśli chrześcijańskiej wszechobecna i prawie nigdy przez nią nie<br />

odrzucana. Jako chrześcijanin i teolog, i ja dokonuję wprawdzie takiego powiązania,<br />

kiedy doświadczenia ludzkie odnoszę do słowa, przez które wkracza<br />

w nie Bóg. Wiem jednak, że jest to wyraz wiary, której inni nie podzielają<br />

– lub wręcz: wobec której inni protestują. Chcę dlatego pozostać tu na gruncie<br />

takiej wspólnoty podstaw i uwarunkowań ludzkiej egzystencji, której nie<br />

zawłaszcza „zorganizowana wyznaniowo religijność” i której nie są w stanie<br />

usunąć najbardziej drastyczne działania ludzi przeciw ludziom. Oznacza to, że<br />

po pierwsze, jako chrześcijanin i teolog nie mogę pomijać nieusuwalnego już<br />

scheinen.// O klage nicht, mein süßes Kind!/ Ich geh zurück zur Erde,/ Da hin, wo meine Väter<br />

sind,/ Dass ich zu Staube werde.// Streif ab, mein Kind, streif ab, dein Weh,/ Ich flieg hinauf ins<br />

Blaue,/ Dass ich am fernen Weltensee/ Ein Haus aus Sternen baue.// Dort will ich dich empfangen/Einst,<br />

wenn auch du gegangen”. (G. Spies, Im Staube gefunden, München 1987, s. 50).<br />

Pomijam jakość artystyczną tej poezji. Zwracam uwagę jedynie na dochodzące w niej do głosu<br />

podstawowe ustawienia egzystencji.<br />

69<br />

P. Tillich, Die Frage nach der Zukunft der Religion, w: tenże, Gesammelte Werke, t. V,<br />

Stuttgart 1964, ss. 40, 101.


160 Gernot Weirich<br />

zakwestionowania obecności Boga w ludzkim doświadczeniu przez owe drastyczne<br />

działania; po drugie, że jak powiedziałem, muszę dostrzegać ludzką<br />

autotranscendencję nie tylko w postawach tych, którzy znajdują <strong>sens</strong> w najbardziej<br />

drastycznych sytuacjach niszczenia ich egzystencji, ale także w tych,<br />

którzy ich egzystencję niszczą; po trzecie, że w tak tragicznym obrazie ludzkiej<br />

egzystencji muszę szukać miejsca także dla Boga – jeśli w ogóle mam o nim<br />

mówić. W ostatniej części mojego opracowania odniosę się zatem pokrótce<br />

do tych trzech zadań – i do niemożliwości, którą odczuwam, kiedy mam je<br />

wypełnić jako teolog stojący wobec <strong>Szoa</strong>.<br />

III. Teodycea? – odpowiedź niemożliwa<br />

Możliwości teodycei, czyli „wybronienia” Boga i teologii, po Auschwitz poświęcono<br />

szerokie spektrum prac, reprezentujących również pełne spektrum<br />

odpowiedzi: od zdecydowanie negatywnych, pokazujących niemożliwość<br />

teologii po tym, czym była <strong>Szoa</strong> 70 , po próby wytłumaczenia i zintegrowania<br />

jej z religijnym/chrześcijańskim obrazem świata 71 . W tym miejscu nie jest<br />

oczywiście możliwe krytyczne omówienie owego spektrum stanowisk. We<br />

wspomnianej wyżej pracy omówiłem szereg świadectw dotyczących pytania<br />

o obecność i sprawiedliwość/dobroć Boga, stawianego przez więźniów Oświęcimia,<br />

Dachau i Buchenwaldu, a także przez innych świadków katastrofy człowieczeństwa<br />

w Trzeciej Rzeszy – zwłaszcza pisarzy i myślicieli 72 . Również tych<br />

świadectw nie omawiam tu zatem szczegółowo – przytaczam niżej jedynie<br />

dwa z nich, by raz jeszcze pokazać sedno wyzwania stawianego przez nie tradycyjnej<br />

myśli religijnej.<br />

Na tle tych dwu świadectw zaprezentuję zwięźle stanowisko własne, zdając<br />

sobie sprawę, że każde samookreślenie w tak dramatycznej kwestii z konieczności<br />

staje się przedmiotem kontrowersji. Mimo to zajmuję stanowisko,<br />

które uważam za oparte zarówno na mojej wiedzy o najbardziej tragicznych<br />

aspektach ludzkiej historii, jak też na moim przekonaniu, że w historii tej –<br />

także po najtragiczniejszych wydarzeniach – pozostają elementy nadziei, i że<br />

70<br />

Spośród myślicieli żydowskich wskażę paradygmatycznie Richarda Rubinsteina (After<br />

Auschwitz: Radical Theology and Contemporary Judaism, Indianapolis 1966), który jednak<br />

w późniejszych pracach złagodził swoje stanowisko, przechodząc na pozycje ostrożnej akceptacji<br />

deizmu (Boga niezaangażowanego w bieg historii) oraz Hansa Jonasa (Der Gottesbegriff<br />

nach Auschwitz. Eine jüdische Stimme, w: O. Hofius (red.), Reflexionen finsterer Zeit. Zwei Vorträge<br />

von F. Stern und H. Jonas, Tübingen 1984, ss. 61-86; wydanie polskie: H. Jonas, Idea Boga<br />

po Auschwitz, Kraków 2003 – przyp. tłum.), a spośród teologów chrześcijańskich, również paradygmatycznie,<br />

Hermanna Häringa (Das Problem des Bösen in der Theologie, Darmstadt 1985),<br />

Jürgena Moltmanna (Der gekreuzigte Gott, Gütersloh 1972).<br />

71<br />

H. Häring, Das Problem des Bösen in der Theologie, Darmstadt 1985.<br />

72<br />

Por. przypis 48.


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 161<br />

wiążą się one z strukturami (auto)transcendencji ludzkiego istnienia, na które<br />

wskazałem wyżej, a których odniesieniem jest w moim przekonaniu pojęcie<br />

Boga ostatecznie nie pozbawione treści.<br />

a) Dwa świadectwa – Elie Wiesel i Wolfgang Borchert<br />

Elie Wiesel „Gdzie jest Bóg?”<br />

Elie Wiesel jako żydowskie dziecko został uprowadzony przez nazistów i trafił do<br />

kilku obozów koncentracyjnych: Oświęcim, Brzezinka, Buchenwald. W książce<br />

Die Nacht (Noc) opisuje jedno z najbardziej dramatycznych przeżyć:<br />

Gdy pewnego dnia wróciliśmy z pracy, na placu apelowym zobaczyliśmy trzy szubienice.<br />

Do szeregu! Dookoła esesmani z karabinami maszynowymi gotowymi do<br />

strzału, zwykła ceremonia. Trzech związanych kandydatów do śmierci, pomiędzy<br />

nimi mały żydowski chłopiec, anioł o smutnych oczach.<br />

Esesmani wydawali się być bardziej niespokojni niż zwykle. Powiesić dziecko wobec<br />

tysięcy świadków, to nie jest drobnostka. Komendant obozu odczytał wyrok.<br />

Oczy wszystkich skierowane były na chłopca. Twarz miał zszarzałą jak popiół, był<br />

jednak spokojny, zagryzał wargi. Cień szubienicy całkowicie go zasłaniał.<br />

Tym razem kapo odmówił spełnienia roli kata. Podeszło trzech esesmanów, skazani<br />

weszli na stołki. Na trzy szyje równocześnie nałożono pętlę. „Niech żyje wolność!”,<br />

wykrzyknęło dwóch skazanych dorosłych. Dziecko milczało. „Gdzie jest<br />

Bóg, gdzie On jest?”, zapytał ktoś za mną. Na znak komendanta przewrócono stołki.<br />

W obozie panowało absolutne milczenie. Na horyzoncie zachodziło słońce.<br />

„Czapki z głów”, krzyknął komendant. Jego głos był zachrypnięty. Płakaliśmy.<br />

Potem rozpoczął się przemarsz. Dorośli już nie żyli. Widać było ich spuchnięte,<br />

niebieskawe języki. Ale trzeci sznur nie wisiał nieruchomo: lekki chłopiec żył<br />

jeszcze...<br />

Wisiał tak ponad pół godziny i na naszych oczach toczył swą śmiertelną walkę<br />

pomiędzy życiem a śmiercią. A my musieliśmy patrzeć mu w oczy. Żył jeszcze, gdy<br />

przechodziłem obok niego. Jego język był jeszcze czerwony, jego oczy jeszcze nie<br />

zgasły. Za mną usłyszałem tego samego mężczyznę... „Gdzie jest Bóg?” 73 .<br />

Okrucieństwo tego, co Wiesel zobaczył w Auschwitz i czego doświadczył<br />

w kolejnych etapach swojej drogi obozowej, kazało mu porzucić „dziecinną<br />

wiarę w Boga”. Jego historię – jako więźnia, jako świadka i jako wykonującego<br />

sprawiedliwość wobec ukrywających się katów – można zinterpretować jako<br />

historię uwewnętrznienia nieobecności Boga w realnych dziejach ludzkości<br />

(albo dokładniej: nieobecności żadnego innego „boga” niż ów imperatyw,<br />

mocą którego działa odtąd sam Wiesel).<br />

Ośmielę się jednak w tym miejscu nawiązać raz jeszcze do wstępnego<br />

wniosku, który sformułowałem na tle pytania o usytuowanie katów. Pytanie,<br />

73<br />

E. Wiesel, Die Nacht zu begraben, Elischa, München – Eßlingen 1962, s. 70.


162 Gernot Weirich<br />

które muszę postawić, porusza się między poświadczonym przez Wiesela niepokojem<br />

esesmanów czy odmową kapo spełnienia roli kata wobec dziecka,<br />

a tym, co jednak zostało dokonane, milczeniem obozu, i w końcu przemarszem<br />

więźniów wobec umierającego dziecka. Ów niepokój esesmanów czy<br />

odmowa kapo należą do świata, który już w istocie nie istnieje – odszedł bezpowrotnie,<br />

okazało się, że był światem ułudy: naiwnych wyobrażeń o Bogu,<br />

człowieku i porządku życia opartym na wierze w dobroć Boga jako ratunku<br />

z ludzkich nieszczęść, zawinionych i niezawinionych. Ów niepokój, odmowa,<br />

a także milczenie obozu to ostatnie ślady tamtego świata. Uczestnicy drastycznego<br />

wydarzenia, o którym mówi Wiesel (a jest ono tu przecież symbolem<br />

całego zła, które się dokonało), a z nimi my wszyscy, musimy wiedzieć, że<br />

tamtego świata już nie ma. Więcej: wszyscy bezpośredni i pośredni uczestnicy<br />

tego wydarzenia przekraczają ów „dotychczasowy świat” i nikt z nich nie<br />

jest już w stanie do niego wrócić. To przekroczenie, ta „transcendencja”, jest<br />

zarazem ujawnieniem iluzorycznej podstawy porządku tamtego świata, o ile<br />

uznawano za nią właśnie obecność wszechmocnego i dobrego Boga. Mogłoby<br />

się wydawać, że właściwym wyrazem tej deziluzji jest milczenie obozu,<br />

o którym mówi Wiesel – a w konsekwencji i to milczenie, do którego wzywano<br />

wielokrotnie w refleksji nad złem <strong>Szoa</strong>. Jednak nie wolno się zgodzić na<br />

to milczenie. Pytanie o Boga, na które nie ma już odpowiedzi, musi przerwać<br />

(czy raczej wciąż na nowo przerywać) to milczenie, jeśli nie chcemy tracić<br />

z oczu zła, które czeka w nas by dojść do głosu, kiedy tylko mu na to pozwolimy<br />

– a swoją obecność maskuje łatwymi deklaracjami odnalezionego przez<br />

nas rzekomo <strong>sens</strong>u.<br />

Wolfgang Borchert<br />

Bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej Wolfgang Borchert, sam<br />

uczestnik wojny, napisał dramat Draußen vor der Tür (Pod drzwiami). Głównym<br />

bohaterem jest powracający z niewoli rosyjskiej jeniec Beckmann, który<br />

wszystko stracił: jego rodzice popełnili samobójstwo, jego żona znalazła sobie<br />

innego, jego dziecko zginęło w czasie nalotu.<br />

W sztuce Borcherta występuje także Bóg, który musi wysłuchać wyrzutów<br />

Beckmanna. Bóg jest płaczliwym starcem, w którego nikt już nie wierzy. Skarży<br />

się:<br />

Zabijają się. Wieszają. Upijają na śmierć. Mordują, dzisiaj sto, jutro sto tysięcy.<br />

A ja, ja nie mogę tego zmienić.<br />

Beckmann: ... Dzień dobry, starcze. Czy ty jesteś dobrym Bogiem?<br />

Bóg (płaczliwie): Tak, jestem dobrym Bogiem, mój chłopcze, mój biedny chłopcze!<br />

Beckmann: Ach, to zatem ty jesteś dobrym Bogiem. Kto cię tak nazwał, dobry<br />

Boże? Ludzie? Tak? Czy może ty sam?


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 163<br />

Bóg: Ludzie mówią do mnie: dobry Boże.<br />

Beckmann: Dziwne, to muszą być bardzo dziwni ludzie, którzy tak cię nazywają.<br />

To pewnie są ludzie zadowoleni, syci, szczęśliwi, albo ci, co się ciebie boją... ja sam<br />

nie znam żadnego dobrego Boga.<br />

Bóg: Moje dziecko, moje biedne...<br />

Beckmann: Kiedy tak naprawdę jesteś dobry, dobry Boże? Byłeś dobry, gdy pozwoliłeś<br />

na to, żeby mój mały synek, który akurat miał roczek, został rozerwany<br />

przez bombę?<br />

Bóg: Ale ja nie kazałem go zamordować!<br />

Beckmann: Nie, oczywiście. Tylko do tego dopuściłeś. Nie słuchałeś, gdy on<br />

krzyczał, a bomby wyły, dobry Boże. A może byłeś dobry, gdy z mojego oddziału<br />

zginęło jedenastu ludzi? Tych jedenastu na pewno głośno krzyczało w lesie,<br />

ale ciebie tam nie było, ciebie nigdy nie ma, dobry Boże. A może byłeś dobry<br />

w Stalingradzie, dobry Boże?... Kiedy byłeś dobry, Boże, kiedy? Czy troszczyłeś się<br />

kiedyś o nas, Boże?<br />

Bóg: To wy się o mnie nie troszczycie (...). Mój chłopcze, mój biedny chłopcze. Ja<br />

nie mogę tego zmienić. Ja po prostu nie mogę tego zmienić.<br />

Beckmann: Tak, tak właśnie jest, Boże. Ty nie możesz tego zmienić. Nie boimy się<br />

już Ciebie. Nie kochamy Cię. Jesteś nienowoczesny...<br />

Bóg: Nikt mnie nie słucha, już nikt mnie nie słucha. Jesteście zbyt głośni! 74<br />

W świetle tego, o czym mówi Wiesel, tekst Borcherta może się wydać naiwnym<br />

usiłowaniem utrzymania jakiegokolwiek kontaktu z Bogiem – takim,<br />

jakim był on dotąd w oczach ludzi wierzących. Jednak sąd taki byłby niesprawiedliwy<br />

wobec Borcherta. Owo „jesteście zbyt głośni” – to nie tylko wyraz<br />

bezsilności „płaczliwego Boga” Borcherta, to diagnoza ujmująca całe sedno<br />

sprawy między ludźmi a Bogiem – i to nie dopiero tej, która odsłoniła się przez<br />

moralną katastrofę dwudziestego stulecia. Bóg Borcherta skarży się na ludzi,<br />

ale to Beckmann jest jego prawdziwym oskarżycielem. Być może trzeba to<br />

„zbyt głośni” odnieść do całej nieszczęsnej historii ludzkiego mówienia w imieniu<br />

Boga – które z góry zdejmowało z niego jakiekolwiek oskarżenie i odpowiedzialność.<br />

Sednem oskarżenia wypowiedzianego przez Beckmanna nie<br />

są zatem pytania: „Kiedy byłeś dobry, Boże, kiedy? Czy troszczyłeś się kiedyś<br />

o nas, Boże?” – sednem tego oskarżenia jest: „nie możesz już tego zmienić”<br />

– skądinąd w ujęciu Borcherta echo słów samego płaczącego Boga.<br />

Obydwa teksty stawiają więc to samo pytanie: nie o winę człowieka, lecz<br />

o niezrozumiałą (bo dotąd według pojęć religijnych niemożliwą!) winę Boga.<br />

Wobec katastrofy, która okazała się tak ogromna i w tak niepojęty sposób okrutna,<br />

znika chęć zapytania, czy to człowiek tę katastrofę spowodował, gdyż<br />

w wątpliwość poddany zostaje <strong>sens</strong> wszystkiego. Nawet jeśli można znaleźć<br />

osoby winne i pociągnąć je do odpowiedzialności, to jednak owa zasadni-<br />

74<br />

W. Borchert, Draußen vor der Tür, Reinbek 2008, Vorspiel.


164 Gernot Weirich<br />

cza wątpliwość, która przez to zaistniała, nie może już zostać usunięta. Wołanie<br />

o zemstę i sprawiedliwość milknie, gdy przekracza się wymiar ludzkiego<br />

pojmowania i robi miejsce na pytanie: „jak Bóg może na to pozwolić?” Odpowiedź<br />

brzmi: nie może na to pozwolić, ale nie dlatego, że pozwolenie byłoby<br />

sprzeczne z boskimi przymiotami wszechwiedzy, wszechmocy i dobroci,<br />

a dlatego, że jako wszechwiedzący, wszechmocny i dobry okazał się nieobecny<br />

w historii tworzonej przez ludzi.<br />

b) Stanowisko własne<br />

S k a n d a l e m , k a m i e n i e m o b r a z y w r a m a c h c h r z e ś c i j a ń s k i e j<br />

w i a r y w B o g a j e s t d l a m n i e z a ł o ż e n i e j e d n o ś c i p o z n a n i a ,<br />

m o c y i d o b r a w b ó s t w i e . N i e m o g ę m y ś l e ć o B o g u i n a c z e j ,<br />

j a k n i s z c z ą c r a d y k a l n i e j e g o b o s k o ś ć . I n i e m o g ę t a k o n i m<br />

m y ś l e ć , g d y s p o g l ą d a m n a d z i e j e ś w i a t a , j e g o n i e d o l ę , z ł o ,<br />

o p u s z c z e n i e p r z e z B o g a. Tutaj dochodzę do granic mojej pobożności<br />

i nie znajduję żadnego pocieszenia w próbach teologów, którzy chcą wyjaśnić,<br />

dlaczego Bóg dopuścił i spowodował zaistnienie zła, tak wielkiego zła<br />

w czasie i wieczności. Ale przyjmuję odpowiedź, która wystarczyła Hiobowi,<br />

że B ó g w e ź m i e o d p o w i e d z i a l n o ś ć z a m o j e c i e r p i e n i e , t a k ż e<br />

z a ł z y d z i e c i , n i e w i n n ą k r e w i s w ó j „ u d z i a ł ” w z ł u t e g o ś w i a t a<br />

– o d G o l g o t y p o A u s c h w i t z.<br />

IV. Wniosek podsumowujący<br />

Jak widać, w stosunku do kwestii poszukiwania religijnego <strong>sens</strong>u w najtragiczniejszych<br />

doświadczeniach historii, moje stanowisko ostatecznie nie jest<br />

jednoznaczne. Skłania mnie do tego obraz przeanalizowanych świadectw<br />

o ofiarach i ich katach, niemożliwość zinterpretowania tych świadectw w dotychczasowych<br />

kategoriach religijnych czy teologicznych, a zarazem nie ustępujące<br />

oczekiwanie interpretacji, która mogłaby sprostać wyzwaniu, wobec<br />

którego stanęliśmy.<br />

Podtrzymuję moje przekonanie, że doświadczenia, o których mowa, nie<br />

pozwalają już mówić o Bogu inaczej, niż niszcząc radykalnie jego boskość –<br />

odrzucając klasyczne założenie jedności poznania, mocy i dobra w bóstwie.<br />

Nie widzę w tym jednak powodu ani do wyzbycia się pojęcia Boga, ani też do<br />

zdjęcia z niego odpowiedzialności za to, co wydarzyło się i wydarza w ludzkiej<br />

historii. To ostatnie przekonanie jest raz jeszcze wyrazem wiary. Próbuję znaleźć<br />

dla takiej wiary oparcie i uzasadnienie – w analizie ludzkich doświadczeń<br />

i postaw nie pomijającej ogromu zła, którego jesteśmy świadkami w historii.<br />

Taka właśnie analiza – oparta o pojęcie autotranscendencji w tym jego


Analiza usytuowania i postaw ofiar i katów... 165<br />

kształcie, który przyjmuję za Viktorem E. Franklem – skłania mnie do przyjęcia<br />

owej niejednoznacznej postawy, której daję tu dowody. Uważam za właściwe<br />

i konieczne – nie tylko dla teologii, ale dla wszelkiego systematycznego myślenia<br />

o duchowym wymiarze ludzkiej egzystencji, a więc i dla nauk humanistycznych<br />

(Geisteswis<strong>sens</strong>chaften) jako całości, wyrażenie zgody na trwałą<br />

i niepokonalną niejednoznaczność tego, co próbują one powiedzieć o człowieku<br />

i o świecie akceptowanych przezeń wartości. Stopień koniecznej redefinicji<br />

podstawowych pojęć obecnych w historii humanistyki starałem się tu<br />

pokazać na przykładzie pytania o religijny <strong>sens</strong>, zdając sobie sprawę z tego, że<br />

wobec zakwestionowania owego <strong>sens</strong>u, redefinicja musi dotyczyć całej struktury<br />

symboli religijnych, którymi posługuje się zarówno tradycja chrześcijańska,<br />

jak też postchrześcijańska myśl humanistyczna. Żadne z obecnych w niej<br />

pojęć, czy to w jego tradycyjnej wersji religijnej, czy też w jego wersjach zlaicyzowanych,<br />

nie może się oprzeć owej redefinicji – a zatem żadne nie może<br />

już powrócić do obszaru swej dawniejszej naiwnej jednoznaczności.


Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu<br />

Międzywydziałowa „<strong>Pracownia</strong> <strong>Pytań</strong> <strong>Granicznych</strong>”<br />

Głos w dyskusji:<br />

Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong><br />

Gernot Weirich w swoim opracowaniu dotyczącym religijnego poszukiwania<br />

<strong>sens</strong>u wobec najtragiczniejszych wydarzeń XX stulecia zajmuje stanowisko<br />

ostatecznie niejednoznaczne. Dostrzega wprawdzie i opisuje przesłanki<br />

zakwestionowania religijnego <strong>sens</strong>u świata i ludzkiego doświadczenia wobec<br />

epifanii zła, w szczególności wobec <strong>Szoa</strong> i wobec doświadczeń więźniów obozów<br />

koncentracyjnych. Dostrzega także – podobnie jak radykalni teologowie<br />

żydowscy i chrześcijańscy, czy też twórcy, na których się powołuje – złamanie<br />

tradycyjnego religijnego konceptu Boga; w szczególności, jak mówi, „założenia<br />

jedności poznania, mocy i dobra w bóstwie”. Mimo to próbuje stworzyć<br />

perspektywę <strong>sens</strong>u, wiążąc ludzką autotranscendencję ze swoistą autodetranscendencją<br />

Boga, który miałby przyjąć odpowiedzialność za zło w historii,<br />

a więc – jak to formułuje Weirich – za „swój »udział« w złu tego świata<br />

– od Golgoty po Auschwitz” . Taki punkt widzenia wpisuje się w „ratowanie”<br />

humanistycznego spojrzenia na człowieka i jego godność, a sposobem tego<br />

ratowania jest systemowe przeniesienia niesamowitości doświadczenia zła<br />

w doświadczeniu <strong>Szoa</strong> na usytuowanie religijne człowieka. Naszym zdaniem<br />

jest to stanowisko nie do utrzymania, bowiem, mimo że zauważa ono podstawowy<br />

problem z humanistycznym ujęciem tych spraw, i mimo iż prawidłowo<br />

je opisuje, unika rozwiązania na poziomie odniesień do człowieka, a takim jest<br />

przecież odniesienie humanistyczne. Chcemy wykazać, że w ramach prawidłowo<br />

skonstruowanej humanistyki nie ma miejsca na takie przeniesienie, i że<br />

takie przeniesienie, jeśli chce się je utrzymać, świadczy na niekorzyść tejże,<br />

a przynajmniej jej dotychczasowego kształtu.<br />

<br />

Por. s. 164.


168 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

Z perspektywy założeń projektu, w ramach którego powstała niniejsza książka,<br />

zajmujemy stanowisko krytyczne wobec głównych tez Gernota Weiricha.<br />

Nasza krytyka odzwierciedla wewnętrzną dyskusję wśród wykonawców tego<br />

projektu, a zarazem wskazuje na konieczność doprowadzenia do końca sporu<br />

o możliwe/niemożliwe religijne znaczenie <strong>Szoa</strong>.<br />

Krytyka pojęć „anomii” i „deformacji osobowości zbiorowej”<br />

jako klucza do postaw i zachowań katów obozowych<br />

i wykonawców <strong>Szoa</strong><br />

Faktem jest, że znaczna część społeczeństwa niemieckiego w połowie okresu<br />

międzywojennego znalazła się w stanie anomii – takiej, jaką ją przedstawia<br />

m.in. Erich Fromm, do którego nawiązuje Weirich – i zapewne rację mają ci,<br />

którzy pokazują, w jak znacznym stopniu taki stan rzeczy ułatwił uruchomienie<br />

procesów zorganizowanej w strukturze państwa niemieckiego przemocy<br />

i zbrodni. Jednakże odwołanie się do „anomii” i „deformacji osobowości<br />

zbiorowej” nie wystarcza jako objaśnienie procesów, które faktycznie zostały<br />

wtedy uruchomione. „Anomie” i „deformacje” powstają bowiem na określonym<br />

podłożu i na podstawie wykonywania się konkretnych mechanizmów,<br />

które tu nie zostały dostatecznie opisane, a które naszym zdaniem stanowią<br />

zarówno o istocie sukcesu nazizmu w Niemczech, jak i o problemach z recepcją<br />

tych sukcesów po odejściu epoki aktywnego nazizmu, czyli po wojnie –<br />

problemach trwających do tej pory, zaledwie dotkniętych ostatnimi ważnymi<br />

publikacjami w rodzaju przełomowej publikacji Petera Fritzsche, Życie i śmierć<br />

w Trzeciej Rzeszy . Tezy i analizy Fritzschego przedstawiamy szerzej w IV części<br />

tej książki. Tu, w krytycznym odniesieniu do tekstu Gernota Weiricha, zwrócimy<br />

uwagę jedynie na to, co w analizach Fritzschego najważniejsze. Otóż dokonując<br />

analizy tła powstawania wspomnianych „anomii” i „deformacji osobowości<br />

zbiorowej”, słusznie zwraca on uwagę na ich wymiar zasadniczy, bo<br />

ontologiczno-systemowy. Wychodzi od tezy, że osiągnięcie tak ogromnej skali<br />

rozbudowy systemu ideowego, a tym nazizm bez wątpienia był, wymagało<br />

zaangażowania całościowego i totalnego, czyli stworzenia totalnej narracji,<br />

zdolnej pomieścić w sobie nie tylko treści dotyczące celów społecznego działania,<br />

ale także wszystkie poziomy usprawiedliwień stosowanych narzędzi,<br />

w tym i biegunowych przełamań dotychczasowej etyki społecznej – także religijnej.<br />

Fritzsche zbadał komponenty tej narracji i pokazał, do jakiego stopnia<br />

fantazmat społeczny, bo tym właśnie jest owa narracja społecznościowa, okazał<br />

się skuteczny, wypełniając miejsce swoistej „duchowości” społecznej. We-<br />

<br />

P. Fritzsche, Życie i śmierć w Trzeciej Rzeszy, Kraków 2010.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 169<br />

dług Fritzschego, fundamentem nazistowskiego systemu fantazmatycznego<br />

było wytworzenie wspólnotowego poczucia konieczności dziejowej: w tym<br />

nakazu przekraczania granic (w szczególności etycznych), które w normalnym<br />

trybie nie zostałyby przekroczone.<br />

Nazizm stawiał sobie więc za cel takie pokierowanie wspólnotą, by ta postępowała<br />

jak jednostka samoświadoma i formułująca swą samoświadomość<br />

wokół jednolitości etnicznej. Tak oto wspólnotowość stała się elementem<br />

samoświadomości wyższej nie tylko ponad wszelką indywidualność obywatelską,<br />

ale i ponad dotychczasowe kategorie moralne. Tak rozumiana „wspólnotowość”<br />

jest wymogiem absolutnym, najwyższą kategorią ontyczną, ramą<br />

i odniesieniem wszelkiej moralności, granicą poznawczą i funkcyjną. To jest<br />

ów poziom uprawnień, które każą stawiać zasadnicze pytania wszelkim narracjom<br />

systemowym – i stąd nasze krytyczne odniesienie do stwierdzeń Gernota<br />

Weiricha w tym zakresie.<br />

Weirich słusznie zauważa wprawdzie, że „nie należy przesadnie sugerować<br />

się rzekomą niezwyczajnością sytuacji w Trzeciej Rzeszy, a zwłaszcza niezwyczajnością<br />

sytuacji »pokolenia SS«” oraz że „specyficzne czynniki, związane<br />

z sytuacją ideową, polityczną, kulturową, gospodarczą i społeczną ówczesnych<br />

Niemiec, (…) same w sobie nie tłumaczą (…) charakteru i siły zjawisk, o których<br />

tu mowa. (…) Trzeba przyznać rację tym, którzy twierdzą, że wymienione<br />

wyżej czynniki »sytuacyjne« służą jedynie swoistemu zdjęciu blokad z mechanizmów<br />

tzw. natury ludzkiej, obecnych w niej stale i możliwych do uruchomienia<br />

w każdej chwili. (…) Oczywiście rozwój cywilizacyjny stworzył w tym<br />

zakresie blokady silne i funkcjonujące skutecznie – przynajmniej na płaszczyźnie<br />

działalności publicznej, zinstytucjonalizowanej, powiązanej deklaratywnie<br />

z akceptowanymi oficjalnie ideałami życia społecznego i państwowym systemem<br />

wartości. Zarazem jednak pozostaje faktem, że obecność owej warstwy<br />

deklaratywno-instytucjonalnej życia społecznego nie przekształca bynajmniej<br />

natychmiast jego przedkulturowych, biologicznych (a także psycho- i socjobiologicznych)<br />

uwarunkowań i powiązanych z nimi poziomów oczekiwań,<br />

zamiarów, wyborów i ich ekspresji. Dlatego »zdjęcie blokady« może skutkować<br />

– tak właśnie jak stało się to w społeczności Trzeciej Rzeszy – wybuchem<br />

postaw i działań, które w świetle dotychczasowego rozwoju cywilizacyjnego<br />

wydawały się już niemożliwe” . Jednakże w dalszym ciągu swoich wywodów<br />

– zwłaszcza wtedy, kiedy omawia udane według niego próby nadania religijnego<br />

<strong>sens</strong>u sytuacjom obozowym, zapomina, jak się wydaje, o swoich własnych<br />

wcześniejszych stwierdzeniach, i akceptuje, czy też usiłuje przywrócić<br />

tradycyjny porządek religijno-społecznych odniesień i wartości, o którym na<br />

innym miejscu powie, że został utracony bezpowrotnie.<br />

<br />

Por. s. 137.


170 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

Sposób przedstawienia usytuowania nadzorców obozów koncentracyjnych<br />

w kluczu „anomii” i „zdeformowanej osobowości zbiorowej” pomija ponadto<br />

bezpośrednie indywidualne uwarunkowania ich usytuowania i postaw. Zjawisko<br />

„anomii” objęło przecież całą społeczność niemiecką (a także austriacką)<br />

tego czasu, choć zapewne z różną intensywnością dotykało różne grupy wiekowe<br />

i warstwy społeczne. Nawet jednak przy założeniu, że objęło ono znaczną<br />

część ludzi młodych i średniego pokolenia, pociągając ich do wspierania<br />

rodzącego się systemu nazistowskiego, pozostaje pytanie o motywacje tych,<br />

którzy zdecydowali się uczestniczyć bezpośrednio w terrorze tego systemu<br />

– wobec wielu innych, którzy jednak się na to nie zdecydowali.<br />

Wprawdzie jako kontrargument można przedstawić opisane w literaturze<br />

procesy aktywnej akceptacji dla zbrodniczych zachowań – np. ze strony członków<br />

jednostek Wehrmachtu, złożonych ze „zwykłych obywateli” powołanych<br />

do wojska w warunkach mobilizacji wojennej, a nie wstępujących tam z własnej<br />

decyzji . Jednakże jakkolwiek jest to wsparcie dla tez Weiricha o anomii<br />

i podporządkowaniu wielu (czy nawet większości) Niemców nowym wodzowskim<br />

autorytetom i upowszechnianej przez nie ideologii, nie jest to wystarczająca<br />

odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wielu dobrowolnie wybierało<br />

bezpośrednie i aktywne uczestnictwo w terrorze obozów koncentracyjnych<br />

i w wykonywaniu Zagłady, aż po wykonawstwo „ostatecznego rozwiązania”,<br />

i dlaczego czynili to z tak skrajnie ekscesywnym okrucieństwem.<br />

Ważniejszy wydaje się nam w związku z tym wniosek, który Weirich wyprowadza<br />

ze swojej analizy uwarunkowań postaw i zachowań katów – kiedy<br />

za źródło skrajnej grozy tych zachowań uznaje tę samą ludzką zdolność autotranscendowania,<br />

o której szerzej mówi na tle analizy doświadczeń i postaw<br />

więźniów, i z której z kolei próbuje wyprowadzać podstawy nadziei, czy też<br />

mimo wszystko możliwego religijnego oczekiwania <strong>sens</strong>u wobec dwudziestowiecznej<br />

katastrofy człowieczeństwa. Jednakże intuicji dotyczącej autotranscendencji<br />

w zachowaniach katów nie rozwija.<br />

W opracowaniu Gernota Weiricha mamy wprawdzie do czynienia z jednej<br />

strony z krytycyzmem wobec własnej tradycji, jakiego wymaga od chrześcijańskiego<br />

teologa samo sformułowanie wspomnianego wniosku o „autotranscendencji<br />

katów” – skoro na jego podstawie „powinna (…) zostać odsunięta<br />

pokusa bezrefleksyjnego wiązania owej (…) »dobrej autotranscendencji«<br />

z transcendencją boską tak jak jest ona rozumiana w chrześcijańskiej tradycji<br />

filozoficzno-teologicznej – pokusa (….) w myśli chrześcijańskiej wszechobecna<br />

i prawie nigdy przez nią nie odrzucana” . Z drugiej strony i tu w wywodach<br />

<br />

Wymownym przykładem jest przedstawiona przez Christophera R. Browninga relacja<br />

o zbrodniach żołnierzy z 101 Policyjnego Batalionu Rezerwy Wehrmachtu. Ch. R. Browning,<br />

Zwykli ludzie. 101. Policyjny Batalion Rezerwy i „ostateczne rozwiązanie” w Polsce, Warszawa<br />

2000.<br />

<br />

Por. s. 159.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 171<br />

autora pozostaje niekonsekwencja, z której on sam po części zdaje sobie<br />

sprawę – obwarowując swoje wnioskowanie zastrzeżeniami o jego kontrowersyjnym<br />

charakterze, a następnie sprowadzając w zakończeniu swojego<br />

opracowania rzecz całą do „niejednoznaczności” dyskursu wokół konsekwencji<br />

<strong>Szoa</strong> dla tradycyjnej pojęciowości religijnej, czy szerzej, dla nauk humanistycznych<br />

(Geisteswis<strong>sens</strong>chaften) jako całości – a tym samym i dla tego,<br />

co próbują one powiedzieć o człowieku i o świecie akceptowanych przezeń<br />

wartości. Jednakże „niejednoznaczność” to naszym zdaniem zdecydowanie<br />

za mało wobec siły zakwestionowania religijnego <strong>sens</strong>u świata przez <strong>Szoa</strong>,<br />

nawet, jeśli „niejednoznaczność” ta w interpretacji Weiricha wsparta jest silnymi<br />

stwierdzeniami o końcu świata zbudowanego wokół tradycyjnej pojęciowości<br />

religijnej. Jakkolwiek został tu dokonany pewien istotny krok przełamujący<br />

naiwność „»czystego« moralnie podziału na katów i ofiary” , i w tym<br />

zabrakło konsekwencji. Weirich stwierdza jedynie, że pytania, które trzeba<br />

postawić dotychczasowemu rozumieniu <strong>sens</strong>u religijnego, a w szczególności<br />

<strong>sens</strong>u tradycji chrześcijańskiej, okazują się nierównie bardziej dramatyczne,<br />

niż to przyjmują ci, którzy akceptują ów „»czysty« moralnie podział”. Jednak<br />

nawet jego własne wnioski kwestionują możliwość „dobrej” czy „u<strong>sens</strong>owiającej”<br />

interpretacji ludzkiej autotranscendencji, która stanowi pozytywny<br />

biegun jego wywodów. Inaczej mówiąc, w o k ó ł p y t a ń o r e l i g i j n y<br />

s e n s l u d z k i c h d o ś w i a d c z e ń w całej historii – a nie tylko w jej najbardziej<br />

tragicznych parkosyzmach – n i e d a s i ę u t r z y m a ć proponowanej<br />

przez Weiricha p o s t a w y n i e j e d n o z n a c z n o ś c i j a k o p o s t a w y<br />

a d e k w a t n e j i k o n s e k w e n t n e j. Pytania te, owszem, pozostają aktywne<br />

(albo jako pytania ludzi religijnych o ich własne usytuowanie egzystencjalne,<br />

albo jako pytania kierowane do ludzi religijnych o ich autokrytycyzm<br />

wobec owego usytuowania) – w tym Weirich ma niewątpliwie rację. Jednakże<br />

wobec zła, które dokonało się i stale dokonuje się w historii, pozostają<br />

one w najlepszym razie śladem długotrwałego i uporczywego złudzenia, że<br />

istnieje odpowiedź od owego zła niezależna i zdolna je przezwyciężyć (a więc<br />

„zbawcza”), w gorszym zaś służą do maskowania owego zła „łatwymi deklaracjami<br />

odnalezionego przez nas rzekomo <strong>sens</strong>u” – co zresztą stwierdza sam<br />

Weirich, interpretując świadectwo Elie Wiesela . Nie znaczy to, że pytania<br />

takie należy całkowicie porzucić, znaczy natomiast, że muszą one pełnić zupełnie<br />

inną rolę niż przewidziana dla nich w „klasycznym” świecie religijnego<br />

<strong>sens</strong>u. Do sprawy tej odniesiemy się w ostatniej części naszego koreferatu.<br />

Gernot Weirich oczywiście zdaje sobie sprawę z wątpliwości co do znaczenia<br />

i nośności dokonanej przez siebie interpretacji sytuacji katów i ofiar,<br />

<br />

Por. s. 140.<br />

<br />

Por. s. 162.


172 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

a w szczególności z wątpliwości związanych ze świadomie wybraną niejednoznacznością<br />

jego wypowiedzi – w zakończeniu swojego opracowania akcentuje<br />

jednak ową niejednoznaczność jako jedyną możliwość, którą widzi<br />

wobec splotu problemów, przed którym stanął. Pisze więc: „Uważam za właściwe<br />

i konieczne – nie tylko dla teologii, ale dla wszelkiego systematycznego<br />

myślenia o duchowym wymiarze ludzkiej egzystencji, a więc i dla nauk<br />

humanistycznych (Geisteswis<strong>sens</strong>chaften) jako całości wyrażenie zgody na<br />

trwałą i niepokonalną niejednoznaczność tego, co próbują one powiedzieć<br />

o człowieku i o świecie akceptowanych przezeń wartości”.<br />

To jest punkt, którego przede wszystkim dotyczy nasza krytyka. Można<br />

oczywiście rozumieć powyższe stwierdzenia jako wezwanie do ciągłej reinterpretacji<br />

wypowiedzi humanistyki „o człowieku i o świecie akceptowanych<br />

przezeń wartości” – tak wydaje się rozumieć je sam Weirich w duchu projektu,<br />

w ramach którego powstało jego opracowanie: żadne z pojęć tradycji<br />

chrześcijańskiej i postchrześcijańskiej „nie może się oprzeć owej redefinicji<br />

– a zatem żadne nie może już powrócić do obszaru swej dawniejszej naiwnej<br />

jednoznaczności”. Nie widzi jednak, że jego własna interpretacja przeczy takiemu<br />

rozumieniu niejednoznaczności humanistyki akceptującej <strong>sens</strong> religijny.<br />

Problem bowiem w tym, że kluczowe pojęcia owej religijno-humanistycznej<br />

tradycji pozostają nienaruszone, niezakwestionowane, i w związku z tym<br />

niezreinterpretowane – i to mimo iż zdaje ona sobie sprawę z wątpliwości,<br />

które takie postępowanie musi budzić wobec świadectw zła, które przytacza<br />

i analizuje. Szczególnie wątpliwym przykładem (nieświadomego?) zakwestionowania<br />

własnej perspektywy jest „najważniejszy wniosek [Weiricha]<br />

dotyczący pozytywnej (bo umożliwiającej odkrywanie <strong>sens</strong>u także w sytuacjach<br />

skrajnie tragicznych) autotranscendencji: jej postaci w bezpośrednich<br />

doświadczeniach więźniów i tym bardziej w późniejszym wyrazie, w świadectwach<br />

sformułowanych przez nich po wyjściu z obozu, mogą się wydawać<br />

naiwne i kiczowate (…). Takie określenia nie wytrzymują jednak konfrontacji<br />

z sytuacjami, w których owe przeżycia się pojawiły. (…) Tillich ma rację<br />

– podobnie jak cytowany wcześniej Frankl: chodzi tu o coś bezwarunkowego<br />

ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem. Stąd także moja próba<br />

pokazania, że ta sama podstawowa struktura ludzkiej egzystencji – iż »ludzkie<br />

bycie wskazuje zawsze poza siebie samo – na coś, czym samo nie jest«,<br />

powinna być dostrzegana także w tym, co czynili kaci, że zdolność autotranscendencji<br />

nie jest bynajmniej gwarancją takiego ludzkiego działania, które nie<br />

zwróci się przeciw innemu człowiekowi”. Ale dalej, mówiąc o wspomnianej<br />

wyżej pokusie „bezrefleksyjnego wiązania (…) »dobrej autotranscendencji«<br />

z transcendencją boską”, dodaje: „Jako chrześcijanin i teolog i ja dokonuję<br />

(…) takiego powiązania, kiedy doświadczenia ludzkie odnoszę do słowa, przez


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 173<br />

które wkracza w nie Bóg. Wiem jednak, że jest to wyraz wiary, której inni nie<br />

podzielają – lub wręcz: wobec której inni protestują” .<br />

Bardzo istotna intuicja sformułowana przez Weiricha: że ta sama struktura<br />

autotranscendencji dochodzi do głosu w postaci „dobrej” – jako szansa odnalezienia<br />

w najbardziej skrajnych sytuacjach, w jakich znaleźli się więźniowie,<br />

<strong>sens</strong>u przekraczającego wszechobecną śmierć – i w postaci „orgii przemocy”<br />

organizowanych przez ich katów, podejmujących bezwzględnie niszczycielskie<br />

decyzje o życiu i śmierci „podludzi” i stających w tych decyzjach poza<br />

zwyczajnym, tradycyjnie społecznie sankcjonowanym porządkiem życia, nie<br />

została przez niego, jak widać, potraktowana konsekwentnie ani rozwinięta.<br />

Stąd nasza próba podjęcia i rozwinięcia tej intuicji (choćby w najważniejszych<br />

zarysach) w ramach niniejszego krytycznego koreferatu.<br />

Krytyka religijnej interpretacji<br />

doświadczeń podstawowych/autotrancendencji<br />

Odniesiemy się teraz do kluczowych elementów wywodu Gernota Weiricha<br />

– do jego tezy o zakwestionowaniu przez zbrodnie nazistowskie tradycyjnego<br />

języka religijnego (jako kompletnego systemu znaków) , a zarazem o podtrzymaniu<br />

możliwości religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u. Odniesiemy się w szczególności<br />

do sposobu, w jaki przeprowadza on uzasadnienie tej tezy, odwołując<br />

się do pojęcia autotranscendencji (czy też, jak mówi zamiennie, „transcendencji<br />

psychicznej”) – w nawiązaniu do Viktora E. Frankla i Paula Tillicha 10 .<br />

Krytykę religijnej interpretacji autotranscendencji dokonanej przez Weiricha<br />

rozpoczniemy od uwag krytycznych na temat uniwersalnego kontekstu<br />

rozumienia doświadczeń religijnych, w jakim umieszcza on to pojęcie. Chodzi<br />

o z a ł o ż e n i e p i e r w o t n e g o c h a r a k t e r u fe n o m e n ó w r e l i g i j n y c h.<br />

Nie jest to oczywiście szczególne założenie Weiricha, ale pogląd szeroko akceptowany<br />

w klasycznej literaturze religioznawczej – wszędzie tam, gdzie mowa<br />

o doświadczeniu sacrum i o źródłowej specyfice związanych z nim fenomenów,<br />

a zwłaszcza tam, gdzie ludzkie doświadczenia są z zasady interpretowane<br />

w horyzoncie boskiej transcendencji. To właśnie takie założenie pierwotnego<br />

charakteru zjawisk religijnych zakłóca, jak pokażemy, wnioskowania Gernota<br />

Weiricha i przekierowuje je ku „ureligijnieniu” ludzkiej egzystencji – i to<br />

także wtedy, kiedy zdaje on sobie sprawę z tego, że nie może przywoływać<br />

po prostu i bezkrytycznie klasycznych religijnych interpretacji doświadczeń,<br />

o których mówi.<br />

<br />

Por. s. 160.<br />

<br />

Por. s. 133.<br />

10<br />

Por. ss. 156-158.


174 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

Przykładem wspomnianego zakłócenia wnioskowań Weiricha niech będzie<br />

następujący cytat: „Przyjmuję (…), że mamy (…) do czynienia ze strukturą<br />

ludzkiej egzystencji bardziej pierwotną niż religijna socjalizacja i od takiej<br />

czy innej socjalizacji w istocie niezależną. Z mojej własnej perspektywy<br />

– chrześcijańskiego teologa – gotów jestem, jak wspomniałem, przypisywać<br />

tej strukturze zarówno genetyczne uwarunkowania religijne, jak też możliwość<br />

jej religijnej interpretacji; zdaję sobie jednak sprawę z partykularyzmu<br />

takiego stanowiska” 11 . I w innym miejscu: „Uważam, że można wykazać religijne<br />

zakorzenienie owego podstawowego antropologicznego stanu rzeczy<br />

[chodzi o „autotranscendencję”] – to znaczy jego zakorzenienie w takim pojęciu<br />

transcendencji, które oznacza doświadczenie »przekroczenia poszczególnych<br />

ludzkich doświadczeń« ku wymiarowi ponadludzkiemu. Znaczy to, że<br />

»religia transcendencji« jako sposób doświadczania rzeczywistości należy do<br />

porządku podstawowych doświadczeń ludzkich – co z kolei nie znaczy jednak,<br />

że każda historyczna postać religijności spełnia taką rolę” 12 .<br />

Podobnie niejednoznaczny charakter mają jego stwierdzenia podsumowujące<br />

obraz życia religijnego w obozach koncentracyjnych 13 – że warunki obozowe<br />

„w zaskakująco niewielkim stopniu zmieniły religijne postawy więźniów<br />

i formy wyrażania tych postaw” oraz że religijność „może funkcjonować w warunkach<br />

obozowych tylko o tyle, o ile funkcjonowanie to umożliwiają wewnętrzne,<br />

transcendentalne uwarunkowania postaw i zachowań poszczególnych<br />

więźniów”. To samo odnoszę zresztą do niektórych przynajmniej zachowań<br />

11<br />

Por. s. 156.<br />

12<br />

Weirich (wyżej s. 157), z powołaniem się na H. Harka. W końcowej części swojego<br />

opracowania Weirich rozwija te stwierdzenia następująco: „»Transcendencja wewnątrz egzystencji«<br />

nie jest oczywiście doświadczeniem wiary zakorzenionym w objawieniu. Chcę jednak<br />

w związku z tym wskazać na pewien proces religijny, który stanowi kontynuację transcendowania<br />

wewnątrz egzystencji. Intensywne doświadczenie egzystencji, które wskazuje na<br />

nie uświadamianą obietnicę (»zapowiedź« czy »przyrzeczenie«) i nadaje ludzkiemu istnieniu<br />

orientację (»zadanie«), prowadzi w końcu do religijnego samookreślenia egzystencji. Paul Tillich<br />

formułuje to następująco: »… są akty odwagi, w których akceptujemy moc istnienia, czy<br />

o tym wiemy, czy nie«. Nawet jeśli tego nie wiemy, akceptujemy je mimo to i mamy w nim<br />

udział. Owa »ślepa dziecięca wiara« ma odwagę akceptowania życia. Ukazuje się tu jakość<br />

religijna, która nadaje wydarzeniom życiowym i doświadczeniom szczególną transparencję. Ta<br />

jakość ma swój początek nie w obliczalnej rzeczywistości materialnej, ale w tym, co boskie,<br />

ku czemu też przyzywa” (tamże, s. 158) oraz: „Możliwość transcendencji koreluje z istnieniem<br />

podstawowego prazaufania, a to z kolei z zaufaniem do Boga jako owocem transcendencji.<br />

Konkretnie doświadczenie to oznacza, że człowiek prymarnie zakorzeniony jest w podstawowym<br />

zaufaniu. Ma zdolność transcendencji, a z nią – jako znak przebijania się »religijnej jakości<br />

istnienia« – zdolność zaufania Bogu. Nie wynika stąd prosta możliwość konstrukcji czy rekonstrukcji<br />

określonej wyznaniowo religii z owych podstawowych doświadczeń – jest raczej tak, że<br />

istniejące religie przejmują na swój sposób owe struktury podstawowe; bynajmniej jednak nie<br />

muszą ich przejmować. Cały proces może pozostać na poziomie doświadczeń podstawowych,<br />

w których pojawiają się elementy numinotyczne, ale nie struktury określonej religii” – tamże<br />

z powołaniem się na P. Tillicha.<br />

13<br />

Por. s. 153.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 175<br />

katów. Twierdzi zarazem, że „wspomniane »wewnętrzne, transcendentalne<br />

uwarunkowania postaw i zachowań« są zjawiskiem podstawowym dla ludzkiej<br />

egzystencji i w tym <strong>sens</strong>ie powszechnym. Dlatego nie tylko nie dały się<br />

one zredukować i zniszczyć w życiu obozowym, ale przeciwnie, dla znacznej<br />

części więźniów stanowiły możliwość zachowania lub odzyskiwania <strong>sens</strong>u<br />

własnej egzystencji w tych warunkach” 14 .<br />

Autor tych stwierdzeń najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z własnej niekonsekwencji<br />

– czy raczej z arbitralnego charakteru umieszczania „religijności”<br />

zarówno w obszarze niekoniecznych zjawisk związanych ze specyficzną<br />

religijną socjalizacją, jak też – i to również w stosunku do osób, które nie zostały<br />

takiej socjalizacji poddane! – w obszarze genetycznie poprzedzającym podstawowe<br />

doświadczenie autotranscendencji, o którym mówi. Ponadto uzurpuje<br />

sobie prawo religijnej interpretacji owych podstawowych doświadczeń,<br />

których genezę najpierw arbitralnie „ureligijnił” 15 . To właśnie jest punkt, który<br />

wymaga krytycznej reakcji – i to nie tylko w stosunku do poglądów i struktury<br />

wywodu Gernota Weiricha w opracowaniu, do którego się odnosimy, ale<br />

w stosunku do wspomnianej szerokiej akceptacji, jaką w klasycznej literaturze<br />

religioznawczej cieszy się podzielany przezeń pogląd o pierwotnym charakterze<br />

zjawisk religijnych. Do tego podstawowego założenia odniesiemy się<br />

tu, korzystając z krytyki rozumienia źródeł i znaczenia doświadczeń religijnych<br />

dokonanej w artykule Alternatywa: nie-religijne/religijne w opisie doświadczeń<br />

podstawowych. Przykłady autorstwa Tomasza Węcławskiego 16 .<br />

Punktem wyjścia naszej krytyki, zaczerpniętym ze wspomnianego wyżej<br />

artykułu 17 , są dwa stwierdzenia, które mogą zostać uznane za banalne, choć<br />

przynajmniej pierwsze z nich nie jest bynajmniej powszechnie traktowane<br />

jako oczywiste:<br />

1. Religijna interpretacja świata zaczyna się od doświadczeń nie innych, niż<br />

wszystkie inne bieżące doświadczenia indywidualne i społeczne.<br />

2. Warunki do najpierw „wyróżniającej”, a następnie ewentualnie także religijnej<br />

interpretacji takich doświadczeń, stwarzają ludzie o wyższym niż przeciętny<br />

poziomie wrażliwości symbolicznej. Podkreślmy: ludzie ci stwarzają warunki<br />

do religijnej interpretacji świata, ale niekoniecznie sami jej dokonują.<br />

Stwierdzenie pierwsze nie jest podzielane przez tych, którzy uważają, że<br />

religijna interpretacja świata zaczyna się z natury rzeczy od zdarzeń nadzwy-<br />

14<br />

Por. s. 153.<br />

15<br />

O strukturze tego rodzaju uzurpacji mówimy szerzej w tekście o „roszczeniach systemów<br />

uniwersalnych” w IV części tej książki.<br />

16<br />

T. Węcławski (obecnie: T. Polak), Alternatywa: nie-religijne/religijne w opisie doświadczeń<br />

podstawowych. Przykłady, w: P. Bortkiewicz, S Mikołajczak, M. Rybka (red.), Język religijny<br />

dawniej i dziś. Materiały z konferencji (Poznań, 24-26 kwietnia 2006), t. III, Poznań 2007, ss.<br />

193-203.<br />

17<br />

Tamże. Poniższy fragment referuje najważniejsze tezy tego artykułu.


176 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

czajnych – a przynajmniej przekraczających lub choćby przełamujących to, co<br />

oczekiwane w tzw. zwyczajnym porządku rzeczy. Źródłem takiego przekonania<br />

jest niekrytyczne założenie istnienia pierwotnego i specyficznego doświadczenia<br />

sacrum w odróżnieniu od różnorodnych doświadczeń profanum – założenie<br />

to jest przedstawiane jako przekonanie typu common <strong>sens</strong>e przez<br />

tych, którzy akceptują poglądy takich klasyków religioznawstwa jak Rudolf<br />

Otto czy Gerardus van der Leeuw. Poglądy te dzisiaj powinny być jednakże<br />

traktowane już tylko jako partykularna historyczna interpretacja fenomenów<br />

religijnych, przynajmniej po części uwarunkowana ideologicznie, a nie jako<br />

ujęcie powszechnie akceptowane. Istnieją wprawdzie również koncepcje religii<br />

i doświadczenia religijnego posługujące się tą samą logiką, a nie odwołujące<br />

się do pierwotnego doświadczenia sacrum. W podobnej logice porusza<br />

się np. Johannes B. Metz, kiedy mówi: „Najkrótszą definicją religii jest »przerwa«<br />

(Unterbrechung) [w zwyczajnym biegu rzeczy]” 18 . „Przerwa”, o której tu<br />

mowa, nie musi oznaczać rzeczywistości „sakralnej” czy wprost obecności<br />

sacrum. „Przerwy”, czy też nieciągłości – rozumiane identycznie, jak je rozumie<br />

Metz – są cechą konstytutywną (wielu czy też większości) podstawowych<br />

ludzkich doświadczeń, ale nie czynią z nich bynajmniej religii – to raczej<br />

interpretacja religijna nawiązuje do nich i je wykorzystuje, a równocześnie<br />

usiłuje je domknąć i w ten sposób unieszkodliwić. Ujęcie Metza również nie<br />

odpowiada zatem na pytanie, skąd religijne rozumienie owych „przerw” i jak<br />

doświadczenia podstawowe przechodzą w struktury religijne. Pytamy zatem<br />

o możliwość przedstawienia procesów religijnej (i w konsekwencji także religijno-społecznej)<br />

interpretacji doświadczeń podstawowych poza założeniem<br />

pierwotnego charakteru fenomenów religijnych 19 .<br />

Stawiamy w związku z tym następującą tezę: f a k t y c z n a i n t e r p r e t a -<br />

c j a r e l i g i j n a p o d s t a w o w y c h l u d z k i c h d o ś w i a d c z e ń – i tym<br />

samym wyodrębnienie się w ich opisie kategorii językowych, które następnie<br />

zostają uznane za „religijne” – m a c h a r a k t e r d e c y z j i, a nie dokonuje się<br />

za sprawą napotkania czegoś, co samo przedstawia się jako wyjęte ze zwyczajnego<br />

porządku rzeczy i jest już w punkcie wyjścia identyfikowane jako wyjątkowe/religijne<br />

(tym bardziej jako sacrum).<br />

Obserwacja realnych historycznych fenomenów religijnych – a w szczególności<br />

procesów kształtowania się systemów religijnych wokół tzw. doświad-<br />

18<br />

J. B. Metz, Unterbrechungen. Theologisch-politische Perspektiven und Profile, Gütersloh<br />

1981, s. 86.<br />

19<br />

Postępowaniu takiemu można ewentualnie zarzucić również założeniowy charakter:<br />

chodziłoby wtedy o założenie à rebours: b r a k u faktów pierwotnie religijnych, czy też transcendentnej<br />

struktury warunkującej ludzkie doświadczenia podstawowe. Zarzut taki jest jednak<br />

ewidentnie chybiony – choćby tylko z powodu konieczności zastosowania tu „brzytwy Ockhama”:<br />

skoro można dostatecznie objaśnić pewne zjawisko czy proces bez odwoływania się do<br />

jakiegokolwiek warunkującego go elementu pierwotnego czy uprzedniego, nie należy zakładać<br />

istnienia takiego elementu.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 177<br />

czeń założycielskich – pokazuje, że struktura decyzji, o której tu mowa, jest<br />

złożona. Decyzja ta nie ma zazwyczaj jednego sobie właściwego momentu,<br />

w którym zostaje podjęta, i nie ma też jednego określonego podmiotu. Jest<br />

ona podejmowana w stosunkowo długiej sekwencji – jako proces społeczny,<br />

który, oglądany z oddalonej perspektywy, może wydawać się ciągły, ale<br />

faktycznie jest „spękany” (składa się z wielu drobnych „pęknięć”, „przerw”<br />

i w konsekwencji „skoków”). Decyzja ta jest też podejmowana przez wiele<br />

podmiotów – w porozumieniu, które nie jest przez żaden z nich świadomie<br />

sterowane. W pierwszej części tego procesu nie jest ono nawet świadomościowo<br />

obserwowane. Natomiast w drugiej, końcowej części tego procesu,<br />

porozumienie co do meritum owej decyzji jest już na tyle silne, że angażuje<br />

świadomość coraz znaczniejszej grupy podmiotów, które wiedzą o owym porozumieniu<br />

i są gotowe utwierdzać je i bronić go w razie potrzeby 20 .<br />

Można to nazwać uaktywnieniem swego rodzaju (wewnętrznej i/lub zewnętrznej)<br />

„policji religijnej” w bardzo podstawowym znaczeniu tego słowa:<br />

w momencie pojawienia się pewnej wartości ponadkategorialnej, i przynajmniej<br />

w tym <strong>sens</strong>ie uznanej za „religijną”, uaktywnia się obecna w tych, którzy<br />

doświadczają takiej wartości, gotowość jej ochrony. Gotowość ta może<br />

być najpierw prawie wyłącznie wewnętrzna – ktoś, kto dostrzegł w swoim<br />

lub cudzym doświadczeniu <strong>sens</strong> przekraczający to, czego się dotąd dla siebie<br />

i innych spodziewał, gotów jest zrobić wiele, żeby uchronić otwierającą<br />

się w ten sposób szansę czy obietnicę <strong>sens</strong>u. Równocześnie jednak ludzie,<br />

którzy gotowość do takiej obrony reprezentują w stopniu podwyższonym, zaczynają<br />

współtworzyć swoistą „sieć ochronną” dla tego rodzaju szansy. Sieć<br />

ta sprawia, że to, co było pierwotnie jedynie szansą porozumienia za sprawą<br />

współprzeżywanego nowego symbolu, teraz staje się obietnicą, w której<br />

może uczestniczyć praktycznie każdy – także ten, kto sam już nie potrafi<br />

współprzeżywać owego pierwszego symbolicznego odkrycia albo nigdy tego<br />

nie potrafił. Dostęp do niego przybrał strukturę wykonalnego rytu 21 .<br />

Jak widać, proces formowania się struktur religijnych, który tu opisujemy,<br />

nie potrzebuje uwarunkowania czymś „pierwotnie religijnym”, sacrum czy<br />

tym bardziej metafizyczną/boską transcendencją. Co więcej, okazuje się on<br />

przynajmniej w tym <strong>sens</strong>ie pierwotny i uniwersalny, że w jego kategoriach<br />

można opisywać egzystencjalne doświadczenia podstawowe (indywidualne<br />

i wspólne) w bardzo różnych uwarunkowaniach kulturowych czy religijno-<br />

-społecznych – i niezależnie od tych uwarunkowań, podobnie jak można<br />

20<br />

Uwarunkowania i strukturę mentalną takich procesów opisują kognitywne teorie religii<br />

(m.in. Pascal Boyer, Thomas Lawson, Robert McCauley, Justin Barret, Stewart Guthrie) – ich<br />

ustaleń nie przywołujemy tu w szczegółach, bo nie są one konieczne w ramach naszego koreferatu,<br />

odnoszącego się do powstawania religijnych struktur społecznych opartych na doświadczeniach<br />

podstawowych.<br />

21<br />

Por. T. Węcławski, dz. cyt., s. 196.


178 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

w nich opisywać doświadczenia podstawowe ludzi, którzy w ogóle nie przeszli<br />

przez socjalizację religijną. Żeby pokazać to na wyrazistych przykładach z kontekstu,<br />

w którym tutaj tę teorię przywołujemy: opis taki bardzo dobrze odpowiada<br />

zarówno procesom kształtowania się wielkich historycznych wspólnot<br />

religijnych (np. chrześcijaństwa czy islamu) jak i religijnych czy parareligijnych<br />

sekt – w tym i tej, którą nazwano „zakonem SS”, wspomnianej także przez<br />

Weiricha 22 . Ujęcie takie rejestruje istotne cechy doświadczeń podstawowych<br />

przechodzących w doświadczenia zrytualizowane, objaśnia ich historię i dynamikę,<br />

pozwala także pytać, jak i dlaczego zostają one zinterpretowane w kategoriach<br />

coraz bardziej „domkniętych” i sformalizowanych s y s t e m ó w religijnych<br />

lub parareligijnych.<br />

Stąd nasze twierdzenie, że interpretacje doświadczeń podstawowych sugerujące<br />

pierwotność doświadczenia sacrum mają charakter założeniowy i jako<br />

takie są narzucane faktom, doświadczeniom i procesom historycznym, które<br />

mają interpretować. Tak właśnie ma się rzecz z dokonywaną przez Weiricha<br />

religijną (czy raczej „ureligijnioną”) interpretacją struktur „autotranscendencji”.<br />

Jak powiedzieliśmy, nie jest to oczywiście indywidualny i specyficzny błąd<br />

Gernota Weiricha, a raczej raz jeszcze przykład niekrytycznego uczestnictwa<br />

(w tym wypadku jego jako teologa) w opisanym przez nas wyżej procesie tworzenia<br />

ureligijnionej i zuniwersalizowanej struktury obrazu świata.<br />

Pozostaje pytanie, co umożliwia i gwarantuje skuteczność takich procesów.<br />

Wydaje się, że działa tu pewne wypaczenie w obszarze prymarnej cechy<br />

ludzkiej egzystencji, niewątpliwie związanej z autotranscendentną strukturą<br />

tej egzystencji (także i zwłaszcza w jej wymiarze społecznym), mianowicie<br />

zdolności do tworzenia kultury. Można przyjąć, że naturą człowieka jest właśnie<br />

zdolność do kultury, rozumiana tu jako podstawowa zdolność uabstrakcyjniania<br />

i usymboliczniania doświadczanego konkretu. Czym jednak w takim<br />

razie jest tak łatwe oddawanie owej zdolności usymboliczniania pod kuratelę<br />

współtworzonego wraz z nią, a następnie wszechobowiązującego prawa<br />

chroniącego odkrytą właśnie wartość? Dlaczego wartości tej zostają przypisane<br />

cechy, które wyjmują ją spod krytyki, co więcej, wymagają podporządkowania<br />

się jej przez wszystkich, którzy chcą uczestniczyć w niesionej przez<br />

nią obietnicy? Jak wiąże się to z wolnością jako drugą stroną owej prymarnej<br />

cechy ludzkiego istnienia, skoro zdolność do symbolizowania jest z istoty<br />

rzeczy związana z wolnością? Czy nie mamy tutaj do czynienia ze swoistym<br />

nadużyciem, nie tylko w dziedzinie realnego funkcjonowania wolności, ale<br />

także w dziedzinie samego opisu jej pierwszych doświadczeń, bowiem to, co<br />

wyjmujemy opisowo z zakresu wolności i przypisujemy uogólnionej normie,<br />

staje się swoistym przekłamaniem własnego źródła w tej jego postaci, w jakiej<br />

miało ono być udostępnione, czyli w opisie ukazującym jego istotne wła-<br />

22<br />

Por. wyżej, s. 139.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 179<br />

ściwości i związane z nimi możliwości? Czy dzieje się tak w wyniku błędu,<br />

który polega na zbyt szybkim zamknięciu obszaru badania i analizy, czy też<br />

błędu jeszcze innego – na przykład właśnie wskutek wspomnianego włączenia<br />

„sieci ochronnej” dla otwierających się w prymarnych doświadczeniach<br />

szans, która jednak, zamiast je rzeczywiście chronić, przejmuje decyzję o tym,<br />

jakie szanse i jak mają się realizować? 23<br />

Zapewne zachodzą tu między innymi procesy nieświadomego rugowania<br />

różnic. Dążność do unifikacji, wynikająca z potrzeby regulowania zachowań<br />

społecznych, staje się łatwym usprawiedliwieniem zaprzestania każdorazowego<br />

„studium przypadku”, które mogłoby być zadaniem dojrzałej osoby,<br />

i tym bardziej społeczności (a za taką chce zazwyczaj uchodzić uformowana<br />

społeczność religijna). Dochodzimy tutaj do pytania o rozumienie źródeł prawa<br />

(także prawa religijnego – oficjalnego, czyli np. prawa kanonicznego, jak<br />

i nieformalnego, czyli funkcjonującego na mocy uznania: tradycji, obyczaju<br />

i zwyczaju, czy też innego, oddolnego). Diagnozujemy pewien próg ewolucyjny<br />

w rozumieniu prawa, próg, u którego staje dojrzewająca jakościowo społeczność<br />

– trudny mentalnie, ale zarazem nie do uniknięcia. O znaczeniu tego<br />

progu mówimy więcej w przygotowanym przez nas tekście, dotyczącym roszczeń<br />

systemów uniwersalnych.<br />

W każdym wypadku, zdając sobie sprawę ze struktury procesów „ureligijnienia”<br />

interpretacji podstawowych doświadczeń, wracamy do tego, co nie<br />

uogólnione, do indywidualnej historii przekraczającej przedmiot wspólnych<br />

oczekiwań i w ten sposób kwestionującej sankcję społeczną lub wprost prawną<br />

uformowanego języka religii, na straży której stoi wspomniana wyżej wewnętrzna<br />

i zewnętrzna „policja”. Oczywiście, nie każde uogólnienie uznamy<br />

za uzurparcyjne, chodzi tylko o takie, które opiera się na specyficznym oczekiwaniu<br />

wyniku: na prezentacji usankcjonowanej „wyższymi” racjami obietnicy,<br />

rugującej wszelkie odstępstwa od akceptowanej interpretacji, a nie zdającej<br />

się rzetelnie na to, co przydarza się poszczególnym ludziom i społecznościom,<br />

czyli również na to, co nieoczekiwane i niespodziewane.<br />

Być może w ludzkiej naturze leży również dążność do szybkiego pozbywania<br />

się owego niespodziewanego. Ale czy zadaniem, i to co najmniej równym<br />

temu, które porządkuje życie społeczne, nie jest pochylenie się nad tym, co<br />

indywidualne, co wykracza poza uogólnione spodziewanie? Czy nie jest to<br />

zadanie również, albo zwłaszcza dla refleksji nad językiem, doświadczeniem<br />

i <strong>sens</strong>em religijnym realnych ludzkich historii, skoro to w niej tak łatwo i często<br />

dokonuje się wspomniane „przechwycenie” konkretu ludzkiego doświadczenia<br />

przez swoiście uogólnioną obietnicę? 24<br />

23<br />

Por. T. Węcławski, dz. cyt., s. 197.<br />

24<br />

Tamże.


180 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

To jest nasz podstawowy zarzut wobec głównej idei opracowania Gernota<br />

Weiricha: tragiczny konkret, do którego się odwołuje, skłonił go wprawdzie<br />

do postawienia dramatycznych pytań wobec „całego religijnego systemu znaków”,<br />

do konstatacji iluzoryczności tradycyjnego języka religijnego jako źródła<br />

adekwatnych odpowiedzi na katastrofę człowieczeństwa, od której jego refleksja<br />

wychodzi, wreszcie do zakwestionowania istotnych elementów pojęcia<br />

Boga, ale nie do zakwestionowania zasady konstrukcyjnej tego systemu,<br />

według której ów Bóg jest obecny zanim się cokolwiek wydarzy i ma mieć<br />

ostatnie słowo wobec tego, co się wydarzyło. O tym ostatnim oczekiwaniu<br />

powiemy więcej w trzeciej części naszego koreferatu – krytycznej wobec niejednoznacznego<br />

odrzucenia teodycei przez Weiricha. W tym miejscu natomiast<br />

dopowiemy najważniejsze wątpliwości wobec sposobu interpretowania<br />

przezeń ludzkiej autotranscendencji.<br />

Charakterystyczne jest, że „religijne” rozwinięcie tej interpretacji pojawia<br />

się w jego opracowaniu tylko tam, gdzie spełniony jest pewien nie nazwany<br />

wprost przez autora warunek: chodzi o autotranscendencję „dobrą” – to<br />

znaczy przywracającą nadzieję, czy też ratującą <strong>sens</strong> ludzkiego istnienia także<br />

w sytuacjach skrajnie tragicznych. Jak powiedzieliśmy, Gernot Weirich zdaje<br />

sobie sprawę z tego, że skoro zdolność autotranscendencji jest podstawową<br />

strukturą ludzkiej egzystencji, musi ona być obecna także w egzystencji obozowych<br />

katów i ujawniać się w ich działaniu. Jednakże, jak powiedzieliśmy,<br />

poza bardzo skrótowym intuicyjnym zasygnalizowaniem jej postaci, nie rozwija<br />

tej perspektywy. Spróbujemy to zatem uczynić teraz – wytyczając przynajmniej<br />

najistotniejsze linie możliwej interpretacji autotranscendentnego<br />

usytuowania wykonawców zbrodni nazistowskich.<br />

Według intuicji Weiricha „wyrazem autotranscendencji są w (…) przypadku<br />

[katów] bezwzględnie niszczycielskie decyzje o życiu i śmierci (…) »podludzi«<br />

– a podejmujący te decyzje stają poza zwyczajnym, tradycyjnie społecznie<br />

usankcjonowanym porządkiem życia. Można powiedzieć, że przez śmierć<br />

innych: tych których oni sami pozbawiają życia, otrzymują to, co ich ofiary<br />

znajdują w autotranscendentnej akceptacji własnej śmierci” 25 .<br />

Można się zgodzić z treściową stroną takiego rozumienia autotranscendencji<br />

w doświadczeniu nazistowskich zbrodniarzy – zapewne ich „religia” (czy<br />

też „parareligia”) co do treści opiera się właśnie na wyniesieniu ich społecznej<br />

i osobistej pozycji ponad innych i ponad zasady moralne obowiązujące dotąd<br />

w życiu społecznym, a w szczególności ponad prawa „podludzi”, włącznie<br />

z ich prawem do życia – i najwyraźniej to właśnie stanowi o akceptowanym<br />

przez nich <strong>sens</strong>ie ich własnej egzystencji. Z punktu widzenia proponowanej<br />

przez nas interpretacji, istotna jest pojawiająca się także w tym przypadku<br />

25<br />

Por. wyżej, s. 140.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 181<br />

społeczna struktura rytualna ich działań, która umożliwia każdemu, kto w nią<br />

zostanie wprowadzony, dokonywanie aktów owej „(para)religii”: zarówno<br />

w postaci aktów skrajnej przemocy wobec więźniów, jak też aktów „arystokratycznej<br />

autoprezentacji” (o której Weirich wspomina w nawiązaniu do słynnego<br />

przemówienia Himmlera o „historii chwały SS, która nigdy nie zostanie<br />

napisana”) – i to bez potrzeby każdorazowego ustanawiania zdolności do tych<br />

aktów przez osobiste doświadczenie każdego jej potencjalnego uczestnika.<br />

Jednak stwierdzenia takie nie wystarczają do uchwycenia sedna procesu,<br />

który doprowadził do uformowania się opisywanej tu świadomości i odpowiadającej<br />

jej struktury grupowego i indywidualnego działania. Pozostaje<br />

mianowicie pytanie, dlaczego ta sama podstawowa struktura ludzkiej autotranscendencji<br />

prowadzi do tak skrajnie różnych postaw wobec życia własnego<br />

i cudzego. Pytanie o ludzką autotranscendencję (także i zwłaszcza w jej<br />

wymiarze „pozytywnym”) trzeba wobec tego najwyraźniej postawić inaczej,<br />

niż to w nawiązaniu do Viktora E. Frankla i innych czyni Gernot Weirich. Owo<br />

„inaczej” jest właśnie konsekwentnym przyjęciem końca iluzorycznego świata<br />

porządkowanego przez odniesienie do transcendentnego dobra zawsze<br />

obecnego przed i ponad ludzką egzystencją poszczególną i zbiorową – a tym<br />

samym końca złudzenia i kiczu tworzonego przez kolejne „narracje zbawcze”.<br />

Stąd nasza teza druga: t r a n s c e n d e n t a l n y m h o r y z o n t e m l u d z -<br />

k i e j a u t o t r a n s c e n d e n c j i nie jest bynajmniej „coś bezwarunkowego<br />

ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem”, j e s t n i m c o ś , c o<br />

w i s t o c i e s t a n o w i w e w n ę t r z n e o c z e k i w a n i e o w e g o b e z p o -<br />

ś r e d n i o d o ś w i a d c z a n e g o ż y c i a – i t y l k o m a s k o w a n e j e s t<br />

( a w e d ł u g p o t r z e b y t a k ż e u s p r a w i e d l i w i a n e ) r z e k o m y m o d -<br />

n i e s i e n i e m d o c z e g o ś , c o m i a ł o b y l u d z k i e ż y c i e b e z w z g l ę d -<br />

n i e p r z e w y ż s z a ć i r a t o w a ć.<br />

Wydaje się, że sednem tego „wewnętrznego oczekiwania” jest obrona<br />

przed zakwestionowaniem własnego życia przez pewne wymaganie, którego<br />

broniący się nie chce i/lub nie może spełnić – a więc swoista samoobrona<br />

uruchamiana w większości wypadków bezrefleksyjnie. Istotą wymagania,<br />

o którym mowa, jest z kolei: dostrzec i przyjąć <strong>sens</strong> własnego życia w nim samym<br />

i przez nie samo, a nie przez porównawcze odniesienie go do czegokolwiek<br />

czy kogokolwiek poza nim. Kto nie chce (lub z jakichkolwiek względów<br />

nie może) spełnić tego wymagania, ma tylko jedno wyjście: ustanowić <strong>sens</strong><br />

własnej egzystencji właśnie w porównawczym odniesieniu do czegoś, co owej<br />

egzystencji <strong>sens</strong> nada – przy czym owo „coś” może być sytuowane jako „inne”<br />

zarówno powyżej, jak i poniżej własnej egzystencji – porównanie może więc<br />

prowadzić do podporządkowania się owemu innemu i/lub do (próby) podporządkowania<br />

go sobie. Owym „innym” może być jakakolwiek podmiotowo<br />

identyfikowalna istota indywidualna lub zbiorowa – od przedmiotu czy zwie-


182 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

rzęcia, przez człowieka, po istoty nadludzkie czy wprost boskie 26 . Jednakże<br />

w każdym przypadku takie porównawcze odniesienie do „innego” jako źródła<br />

<strong>sens</strong>u własnego życia oznacza rezygnację z prymarnej wolności jako sedna<br />

tego, co w każdej ludzkiej egzystencji jest własne i jedyne. Dlatego znajduje<br />

tu zastosowanie to, co wyżej powiedzieliśmy o wypaczeniu dokonującym się<br />

w prymarnym obszarze ludzkiej egzystencji: między podstawową zdolnością<br />

usymboliczniania doświadczanego konkretu a wolnością, z istoty rzeczy związaną<br />

z tą właśnie zdolnością.<br />

Podkreślmy: chodzi o p o r ó w n a w c z e odniesienie własnego życia do<br />

„innego”, a więc o takie odniesienie, które ustanawia między życiem własnym<br />

a „innym” relację wartościującą, a nie o sam fakt powiązania własnego życia<br />

z życiem innych, i o wartościujące odniesienia do własnych i cudzych działań<br />

(czyli przekonania etyczne), które z tego powiązania wynikają.<br />

Porównanie wartościujące w znaczeniu, które mamy na myśli, a więc uznanie<br />

nadrzędności lub podrzędności własnego życia wobec „innego”, prowadzi<br />

do ustanawiania i potwierdzania <strong>sens</strong>u własnego życia przez wykonywanie<br />

konsekwencji owego porównania. Konsekwencją taką może być zarówno rytualna<br />

i/lub moralna rezygnacja z własnej autonomii/wolności, jak też próba<br />

rytualnego, moralnego, prawnego czy materialnego ograniczenia autonomii<br />

„innego” czy „innych”, skoro w wartościującym porównaniu zostali uznani<br />

za podrzędnych (wobec własnej osoby czy społeczności porównującego).<br />

W każdym przypadku prowadzi to do działań niszczących wobec ludzkiego<br />

życia: własnego, jeśli jest ono we wspomnianym porównaniu definiowane<br />

jako podrzędne (w stosunku do „innego” – w szczególności do rzeczywistości<br />

ponadludzkiej/boskiej) lub życia innych – kiedy jest ono w takim porównaniu<br />

określane jako podrzędne wobec życia własnego. Skala takich działań (a za nią<br />

skala zniszczenia) może być zróżnicowana – od podległości uznawanych za niegroźne<br />

po skrajnie niszczące, ale zniszczenie dokonuje się w każdym wypadku,<br />

bo w każdym wypadku mamy do czynienia z działaniem tej samej zasady.<br />

Jak łatwo się przekonać, rozbudowane i zinstytucjonalizowane systemy<br />

religijne czy parareligijne (a także ideologiczne) uruchamiają równocześnie<br />

obie relacje: podrzędności i nadrzędności, i to w tych samych osobach/społecznościach<br />

i strukturach społecznych – i w ten sposób wywołują charakterystyczną<br />

obrotowość powstających w ich ramach wartościowań, aż po<br />

stale tolerowane czy nawet pielęgnowane sprzeczności tych wartościowań;<br />

w konsekwencji produkują zazwyczaj również systemową hipokryzję: te same<br />

osoby i działania będą oceniane różnie (często skrajnie różnie) – w zależności<br />

od ich aktualnego usytuowania według kryteriów systemu, w którym to się<br />

26<br />

Decydująca jest tu właśnie „identyfikowalność podmiotowa” – to znaczy możliwość<br />

odnoszenia się do przedmiotu tej relacji jako do odrębnego podmiotu – choćby tylko metaforycznego.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 183<br />

dzieje, a każda z tych ocen przedstawiana będzie „wewnątrzsystemowo” jako<br />

oczywista i konieczna 27 . Uwarunkowania cywilizacyjno-prawne, w połączeniu<br />

z maską ideologiczną poszczególnych systemów religijnych lub parareligijnych,<br />

zazwyczaj ograniczają ową obrotowość (albo raczej ukrywają ją właśnie<br />

pod systemową hipokryzją). Systemy tak działające nie są więc skłonne<br />

przyznawać się do niej wprost – chyba że przyznanie takie jest wyrazem ich<br />

systemowej tożsamości. Tak właśnie było w przypadku systemu nazistowskiego<br />

(także w jego wymiarze parareliginym) – stąd otwartość, z jaką jego eksponenci<br />

byli gotowi sakralizować dokonywane zniszczenie – i w związku z tym<br />

mówić o „życiu nie wartym życia”, o „podludziach”, „szkodnikach”, „krwiopijcach”,<br />

„pasożytach” czy „bestiach”, nie zasługujących na istnienie, które należy<br />

czym prędzej unicestwić i „wymazać”, a zarazem z najwyższym patosem<br />

wskazywać „stronicę chwały [bezinteresownych bohaterów z SS], która nigdy<br />

nie zostanie zapisana”. Z tego punktu widzenia system nazistowski wyświadczył<br />

(zapewne niechcianą) przysługę innym systemom religijnym i ideologicznym<br />

oraz ich krytykom, odsłaniając bez skrępowania mechanizm, który większość<br />

z nich skrzętnie ukrywa. Odsłonięcie to okazało się skuteczne i trwałe<br />

– nie można już wrócić do stanu sprzed niego, co jednak nie znaczy, że ów<br />

odsłonięty mechanizm przestał działać 28 .<br />

Na takim tle w ostatniej części naszego koreferatu odniesiemy się krytycznie<br />

do tego, co Gernot Weirich mówi o możliwości/niemożliwości teodycei<br />

jako usprawiedliwienia Boga wobec zła dokonującego się w historii. Odniesienie<br />

to będzie zwięzłe, bowiem to, co powiedzieliśmy wyżej, pokazuje dostatecznie<br />

jasno źródło naszych wątpliwości: także w swojej krytyce teodycei<br />

Weirich ujawnia wspomniane wyżej wewnętrzne zakwestionowanie bezpośrednio<br />

doświadczanego ludzkiego życia, maskowane odniesieniem do czegoś<br />

(boskiego), co miałoby owo życie w każdym wypadku przewyższać i ratować.<br />

Trzeba powiedzieć jasno: krytyczne myślenie o teodycei sprzeniewierza się<br />

samemu sobie, kiedy potwierdza to wewnętrzne zakwestionowanie (i stojącą<br />

za nim uniwersalną strukturę), zamiast je demaskować.<br />

Krytyka niejednoznacznego odrzucenia możliwości teodycei<br />

Interpretacja usytuowania katów i ofiar nazistowskich obozów koncentracyjnych<br />

dokonana przez Gernota Weiricha, ustawia biegunowo względem siebie<br />

także przesłanki pytania o teodyceę i sprawia, że odpowiedź na to pytanie<br />

27<br />

Również tej kwestii poświęcimy więcej uwagi w tekście dotyczącym roszczeń systemów<br />

uniwersalnych.<br />

28<br />

Ma tu zastosowanie analiza cynicznego usytuowania ideologii dokonana przez Slavoja<br />

Žižka w nawiązaniu do Petera Sloterdijka. S. Žižek, Wzniosły obiekt ideologii, Wrocław 2001,<br />

s. 43 nn.


184 Beata Anna Polak, Tomasz Polak<br />

również jest z autorskiego wyboru Weiricha niejednoznaczna, co szczególnie<br />

mocno dochodzi do głosu w sformułowanym przezeń „stanowisku własnym”:<br />

„Skandalem, kamieniem obrazy w ramach chrześcijańskiej wiary w Boga jest<br />

dla mnie założenie jedności poznania, mocy i dobra w bóstwie. Nie mogę myśleć<br />

o Bogu inaczej, jak niszcząc radykalnie jego boskość. I nie mogę tak o nim<br />

myśleć, gdy spoglądam na dzieje świata, jego niedolę, zło, opuszczenie przez<br />

Boga. Tutaj dochodzę do granic mojej pobożności i nie znajduję żadnego pocieszenia<br />

w próbach teologów, którzy chcą wyjaśnić, dlaczego Bóg dopuścił<br />

i spowodował zaistnienie tak wielkiego zła w czasie i wieczności. Ale przyjmuję<br />

odpowiedź, która wystarczyła Hiobowi, że Bóg weźmie odpowiedzialność<br />

za moje cierpienie, także za łzy dzieci, niewinną krew i swój »udział« w złu<br />

tego świata – od Golgoty po Auschwitz” 29 .<br />

Przesłanki te to zatem, z jednej strony, radykalne zakwestionowanie obecności<br />

Boga w historii (przynajmniej jeśli chodzi o tradycyjne, czy też klasyczne<br />

pojęcie Boga jako jednoczącego wszechwiedzę, wszechmoc i dobro) na<br />

podstawie doświadczeń obecnego w tej historii zła, a tym samym zakwestionowanie<br />

świata, który porządkowany był wokół takiego obrazu Boga – czy<br />

raczej: obrazowi temu miał być podporządkowany; z drugiej zaś, niewygasłe<br />

a wręcz podtrzymywane oczekiwanie, „że Bóg weźmie odpowiedzialność<br />

za (…) swój »udział« w złu tego świata – od Golgoty po Auschwitz”. Weirich<br />

jest świadomy tragizmu pytań zawieszonych między tymi biegunami: między<br />

świadectwami bestialstwa, milczeniem – czy niezdolnością wypowiedzenia<br />

tego, co się wydarzyło, a koniecznością lub nawet przymusem ponawiania<br />

pytania o Boga, „na które nie ma już odpowiedzi” 30 . Konkluduje więc właśnie<br />

stwierdzeniem owego sytuacyjnego przymusu: pytanie o Boga musi wciąż na<br />

nowo przerywać milczenie wobec zbrodni, jeśli nie chcemy tracić z oczu zła,<br />

które czeka w nas, by dojść do głosu, skoro tylko mu na to pozwolimy. W tym<br />

kontekście pojawia się też w jego wywodzie odniesienie do „transcendencji”<br />

innej niż boska – transcendencja ta to wymuszone przez dokonujące się zło<br />

przekroczenie dotychczasowego iluzorycznego świata, zbudowanego wokół<br />

wspomnianego wyżej pojęcia Boga wszechmocnego i dobrego – a tym samym<br />

bezpowrotny koniec takiego świata.<br />

Do kwestii z tym związanych odnieśliśmy się krytycznie w dwu pierwszych<br />

częściach naszego koreferatu, pokazując, że oczekiwanie odpowiedzi na pytanie<br />

o <strong>sens</strong> płynący spoza własnej egzystencji, w najlepszym razie nakłada na obraz<br />

tej egzystencji ideologiczną maskę, w gorszym (a zachodzącym pod ową maską<br />

nieuchronnie) uruchamia procesy niszczenia życia, którym nie można wtedy już<br />

29<br />

Por. wyżej, s. 164.<br />

30<br />

Warto w tym miejscu wprowadzić odniesienie do dyskusji o „milczeniu”, „niewypowiedzianym”<br />

i rzekomej niemożności zobrazowania Zagłady, wywołanej przez Georges’a Didi-Hubermana.<br />

Por. G. Didi-Huberman, Obrazy mimo wszystko, Kraków 2008.


Głos w dyskusji: Krytyka religijnego poszukiwania <strong>sens</strong>u wobec <strong>Szoa</strong> 185<br />

nic przeciwstawić – właśnie dlatego, że zakrywa je wspomniana maska oczekiwanej<br />

ostatecznej sprawiedliwości i rzekoma gwarancja <strong>sens</strong>u pochodzącego<br />

z „czegoś bezwarunkowego ponad bezpośrednio doświadczanym ludzkim życiem”.<br />

To naszym zdaniem wystarczy jako uzasadnienie naszej krytyki wobec<br />

niekonsekwentnej krytyki teodycei dokonanej przez Gernota Weiricha.<br />

Zakończymy odniesieniem do jeszcze jednej jego trafnej intuicji – wypowiedzianej<br />

w związku z cytowanym przezeń dramatem Wolfganga Borcherta<br />

Pod drzwiami. Bóg Borcherta, płaczliwy starzec, odchodzi ze słowami: „Nikt<br />

mnie nie słucha, już nikt mnie nie słucha. Jesteście zbyt głośni!” „Owo »jesteście<br />

zbyt głośni« – pisze Weirich – to nie tylko wyraz bezsilności »płaczliwego<br />

Boga« Borcherta, to diagnoza ujmująca całe sedno sprawy między ludźmi<br />

a Bogiem – i to nie dopiero tej, która odsłoniła się przez moralną katastrofę<br />

dwudziestego stulecia. Bóg Borcherta skarży się na ludzi, ale to Beckmann<br />

[a więc: ten oto konkretny cierpiący człowiek] jest jego prawdziwym oskarżycielem.<br />

Być może trzeba to »zbyt głośni« odnieść do całej nieszczęsnej historii<br />

ludzkiego mówienia w imieniu Boga – które z góry zdejmowało z niego jakiekolwiek<br />

oskarżenie i odpowiedzialność”.<br />

Weirich ma rację mówiąc, że sednem oskarżenia skierowanego przeciw<br />

„płaczliwemu Bogu” ukazanemu przez Borcherta są słowa: „nie możesz już<br />

tego zmienić” (jak dodaje: „skądinąd w ujęciu Borcherta echo słów samego<br />

płaczącego Boga”). Jednakże to samo „nie możesz już tego zmienić” odnosi się<br />

też do bezpowrotnego końca świata, w którym ludzie zagłuszają dokonujące<br />

się zło „zbyt głośnym” powoływaniem się na oczekiwane boskie odpowiedzi<br />

– choćby czynili to (tak jak czyni to sam Weirich) j e d y n i e podtrzymując<br />

własne oczekiwania i nadzieje związane z nie ujawnionym jeszcze <strong>sens</strong>em złej<br />

historii. Pytanie o Boga może mieć jeszcze znaczenie tylko o tyle, o ile utrzymuje<br />

w pytających podwójną świadomość: ostatecznego odczarowania i końca<br />

świata zbudowanego wokół oczekiwania „boskiego <strong>sens</strong>u”, i zarazem skrajnego<br />

ryzyka ludzkiej egzystencji: wobec zła, które jest ona w stanie w każdej<br />

chwili uruchomić.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!