I. Czym jest dobroczynność II. Klęski jednoczące <strong>spo</strong><strong>ł</strong>eczeństwo – powodzie, epidemie, wojny i powstania III. Instytucje i organizacje dobroczynne – bractwa, przytu<strong>ł</strong>ki, towarzystwa IV. Placówki medyczne i opieki paliatywnej – szpitale, zak<strong>ł</strong>ady dla przewlekle chorych, domy starców V. Placówki wychowawcze i opiekuńcze – szko<strong>ł</strong>y, przedszkola i ż<strong>ł</strong>obki, sierocińce, zak<strong>ł</strong>ady przy<strong>spo</strong>sobienia zawodowego VI. Placówki naukowe i kulturalne VII. Organizacje <strong>spo</strong>rtowe i zdrowotne – zwolenników uprawiania różnych dyscyplin <strong>spo</strong>rtowych, zrzeszające propagatorów zdrowia VIII. Przedsięwzięcia powsta<strong>ł</strong>e z inicjatywy <strong>spo</strong><strong>ł</strong>ecznej – cechy rzemieślnicze, organizacje zawodowe, organizacje branżowe IX. Przyk<strong>ł</strong>ady ufundowanych świątyń X. Pomniki powsta<strong>ł</strong>e ze sk<strong>ł</strong>adek i fundacji <strong>spo</strong><strong>ł</strong>ecznych XI. Poczet <strong>spo</strong><strong>ł</strong>eczników – biogramy wyróżniających się <strong>spo</strong><strong>ł</strong>eczników i fi lantropów – od najdawniejszych czasów po wspó<strong>ł</strong>czesność XII. Kalendarium XIII. Zestawienie źróde<strong>ł</strong> SPIS TREŚCI strona 9 13 19 35 53 59 67 75 85 89 93 139 157
Z pozoru wydaje się, iż zamożne państwa nie potrzebują budować struktur organizacji dobroczynnych, bo ich <strong>spo</strong><strong>ł</strong>eczeństwa żyją na stosunkowo wysokiej stopie w porównaniu do obywateli innych krajów. Dobrobyt jest jednak rzeczą nabytą i trwa tak d<strong>ł</strong>ugo, jak d<strong>ł</strong>ugo jest dobra koniunktura w ekonomii i go<strong>spo</strong>darce, co przek<strong>ł</strong>ada się na u<strong>spo</strong>kojenie <strong>spo</strong><strong>ł</strong>eczne. Jednak wystarczy zmiana stabilnej pogody, wcale nie kierunków w polityce go<strong>spo</strong>darczej, kiedy s<strong>ł</strong>ońce chowa się za chmury, a z tych chmur na ziemię spadają potoki lawinowego deszczu. Spokojne dotychczas rzeki występują z brzegów i podnosząc swój poziom zalewają ulice, wlewając się do domów. Tymczasem ich mieszkańcy w pop<strong>ł</strong>ochu szukają schronienia na wyższych piętrach. Znamy te scenariusze z ostatnich miesięcy 2010 roku, kiedy bogactwo zamienia się w nędzę, a zamożni do niedawna obywatele sami oczekują pomocy państwa, w<strong>ł</strong>adz samorządowych i w konsekwencji – bliźnich. Jak tu żyć bez organizacji niosących pomoc, poza wojskiem, policją i strażą pożarną. To tylko skromny i niezbyt wyszukany przyk<strong>ł</strong>ad na to, że zorganizowana pomoc jest potrzebna w każdym kraju. Należy pamiętać, iż nie zawsze kwit<strong>ł</strong> solidaryzm, a raczej w poglądach dawnych <strong>spo</strong><strong>ł</strong>eczeństw, pod wszystkimi szerokościami geografi cznymi, dominowa<strong>ł</strong> egoizm i obojętność względem nie potrafi ących sobie radzić z problemami dnia codziennego, cierpiących g<strong>ł</strong>ód i niedostatek. W miarę postępu cywilizacji przysz<strong>ł</strong>a refl eksja, iż bieda generuje przestępców, z<strong>ł</strong>odziei, którzy dla zdobycia przys<strong>ł</strong>owiowej kromki chleba gotowi są napaść na sytego, dobrze odzianego. Może też prowadzić do niepokojów kończących się rewolucją. Zaczęto więc się jednoczyć w celu niesienia pomocy i otwierania instytucji chary tatywnych, co dzisiaj sta<strong>ł</strong>o się już na szczęście normą w zorganizowanych <strong>spo</strong><strong>ł</strong>eczeństwach. Jak sobie radzono dawniej, jakie instytucje dobroczynne powo<strong>ł</strong>ywali nasi przodkowie – i jakie wspierali inicjatywy – możemy prześledzić w tym dziele, nie mającym aspiracji pracy naukowej, a już na pewno z ogromu problemów nie wyczerpującym problematyki, która tutaj jest wyborem autorów. Tadeusz W<strong>ł</strong>adys<strong>ł</strong>aw Świątek Istniejąca przez wieki Warszawa, po wielekroć najeżdżana zbrojnie, okupowana i okradana, nawiedzana przez zarazy, powodzie, pożary, jednoczy<strong>ł</strong>a się, organizowa<strong>ł</strong>a i wspiera<strong>ł</strong>a. Jak to w jednym z rozdzia<strong>ł</strong>ów tej publikacji, o „ja<strong>ł</strong>mużniku Warszawy” – księdzu Baudouinie jest napisane: „w Warszawie już nie azjatyckiej, ale jeszcze nie europejskiej”, potrzeb i osób potrzebujących nie brakowa<strong>ł</strong>o. Ci, którzy dali początek <strong>ruch</strong>owi <strong>spo</strong><strong>ł</strong><strong>ecznikowski</strong>emu, pomagali nade wszystko sobie, wzajemnie się wspierając, tworząc liczne zgromadzenia zawodowe – czyli cechy rzemieślnicze. Nie tylko dbali o interesy swojej branży, ale także o dobro miasta i jego mieszkańców, na przyk<strong>ł</strong>ad walcząc wspólnie z pożarami. Dobry przyk<strong>ł</strong>ad nie tylko, że należy, ale także, iż zdecydowanie trzeba pomagać, dali ci, którzy do tego miasta, jak do ziemi obiecanej z innych części Europy zjeżdżali. Dzieląc się swoimi doświadczeniami i nierzadko szybko zbitymi fortunami, zak<strong>ł</strong>adali organizacje zawodowe i pomocowe, budowali siedziby instytucji dobroczynnych, a następnie <strong>ł</strong>ożyli na ich utrzymanie. Najwięcej przejawów <strong>warszawski</strong>ego <strong>spo</strong><strong>ł</strong>ecznikostwa objawi<strong>ł</strong>o się w czasach zaborów i powstań, kiedy porzucone i zaniedbane miasto zdane by<strong>ł</strong>o tylko na swoją <strong>ł</strong>askę. Obchodząc niekorzystne przepisy narzucone przez zaborców i okupantów, zak<strong>ł</strong>adano instytucje i organizacje, towarzystwa i stowarzyszenia, budowano szpitale i placówki opiekuńcze, wznoszono gmachy użyteczności publicznej oraz stawiano pomniki bohaterom narodowym. Pośród ca<strong>ł</strong>ego legionu darczyńców i fi lantropów, których umiemy dziś wymienić z imienia i nazwiska, istnieje niema<strong>ł</strong>a rzesza bezimiennych dobroczyńców, którzy budowali świątynie, fundowali szpitale oraz zak<strong>ł</strong>adali cmentarze. Wiele zawdzięczamy urzędnikom miasta i jego kolejnym prezydentom, którzy, nie bacząc na mizerię środków, sięgali do w<strong>ł</strong>asnej kieszeni. Dzisiaj przy okazji przytaczania dziejów budowy tej czy innej instytucji charytatywnej, nikt ich już nawet nie wymienia. A przecież, gdyby nie ich przychylność i wsparcie – owych dokonań by wcale nie by<strong>ł</strong>o. Rafa<strong>ł</strong> Chwiszczuk 7