wielki joe I N-te POKOLENIE
wielki joe I N-te POKOLENIE
wielki joe I N-te POKOLENIE
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
I<br />
Jego Ekscelencja Pan Push, Arcykapłan Jedynej Prawdziwej Świątyni<br />
Boga, Spółka Akcyjna, ściskając w obu dłoniach diamentową rękojeść<br />
podniósł powoli ku niebu kamienny sztylet. Pokry<strong>te</strong> brązowymi<br />
plamami ostrze przepłynęło wzdłuż jego nagiego, wymalowanego ciała<br />
i zatrzymało się tuż nad głową. Zaintonował świętą litanie. Głos został<br />
chwycony przez wiszący na szyi mikrofon i rzucony ku wypełniającym<br />
ogromny stadion ludziom. Jednak tam, gdzie siedział kaleka, w najbardziej<br />
odległym sektorze z miejscami po 2,50, trudno było rozróżnić<br />
poszczególne słowa. W przejściu miedzy rzędami sprzedawca słodyczy<br />
wykrzykiwał swoje: „Koola! Kasztany! Zimna koola! Gorące kasztany!”<br />
i śpiew Arcykapłana ginął we wrzaskach handlarza. Beznogi,<br />
przywiązany do małego wózka mężczyzna o twarzy opalonej na ciemny<br />
brąz podnosi do oczu lornetkę i skierował ją ku ołtarzowi ofi arnemu,<br />
próbując z ruchu warg Arcykapłana wyczytać choćby niektóre słowa.<br />
Litania dobiegła końca i tłum w religijnym uniesieniu wykrzykiwał odpowiedzi.<br />
Beznogi mężczyzna przesunął szybko lornetkę wzdłuż stadionu<br />
i z powro<strong>te</strong>m spojrzał ku ołtarzowi. Arcykapłan wygiął się nieco<br />
do tyłu, żebra wypchnęły wymalowaną skórę. Błyskawicznym ruchem<br />
opuścił sztylet, mocno, wprost w czerwone koło pod lewą piersią nagiej<br />
dziewczyny. Sztylet zanurzył się po rękojeść. Tłum zawył, zrywając się<br />
na nogi i rzucając w powietrze ofi arne róże.<br />
Kaleka schował lornetkę do pokrowca. Z plastykowej torebki wysypał<br />
wprost do ust resztkę prażonej kukurydzy. Wyprężone, podskakujące<br />
ciała były w <strong>te</strong>j chwili wszystkim, co mógł oglądać. Ryk narastał, głosy<br />
stawały się tak przenikliwe, iż wydawało się niemożliwe, aby mogły się<br />
zrodzić w ludzkich gardłach.<br />
Gdy wrzawa nieco ucichła beznogi kaleka zwrócił się do najbliższych<br />
sąsiadów, prosząc o zestawienie wózka z siedzenia. Przenieśli go do<br />
przejścia miedzy rzędami i kaleka z trudem potoczył się w górę, w stronę<br />
wyjścia. Z tyłu, za jego plecami składano ofi arę z następnej dziewicy.<br />
Opuścił stadion i odpychając się przymocowanymi do rąk drewnianymi<br />
klockami skierował wózek w stronę ślizgów towarowych,<br />
pobłyskujących w pobliżu jak żywe srebro. Zbliżał sie do stacji przeładunkowo-kontrolnej,<br />
jadąc wzdłuż najbliższego pasa. Pojemniki z<br />
towarami z wizgiem przemykały obok niego. Rampowy, mężczyzna<br />
w nieokreślonym wieku żujący czekoladowy obwarzanek, nawet nie<br />
podniósł głowy, gdy kaleka silnymi, wioślarskimi ruchami wtaczał się<br />
na krótką, metalową rampę. Jednak gdy wózek zatrzymał się przy jego<br />
kabinie, wychylił się, by spojrzeć w dół. Jego oczy zwęziły się w cienkie<br />
szparki.<br />
- Czego? - rzucił opryskliwie.<br />
- Ja... hmm... Nie stać mnie na ślizg pasażerski. Myślałem sobie właśnie,<br />
czy by mi pan nie pozwolił przejechać do 147 Okrężnej towarowym?<br />
Rampowy pokręcił głową.<br />
- Nie.<br />
- Nie musi mnie pan nawet przywiązywać - nalegał kaleka. Mogę to<br />
zrobić sam. Dla pana to żadna fatyga.<br />
Rampowy odwrócił się plecami.<br />
- Będę bardzo zobowiązany - naciskał kaleka. Rampowy znów się odwrócił<br />
i spojrzał na niego ze złością.<br />
- To wbrew przepisom, chłopie, sam to wiesz. Nie chce o tym słyszeć.<br />
Turlaj się stąd.<br />
Opalona na brązowo twarz kaleki pociemniała jeszcze bardziej, nozdrza<br />
zadrgały jak u zwierzęcia.<br />
- Niezły z ciebie drań! - warknął. -Jak myślisz, ty skurwysynu, co mnie<br />
w <strong>te</strong>n sposób skróciło? Pracowałem na ślizgach, tak samo jak ty! Oddałem<br />
obie nogi <strong>te</strong>j robocie i <strong>te</strong>raz przychodzę prosić o jakieś gówno<br />
takiego samego faceta, jakim byłem i co słyszę? Stul pysk i<br />
spieprzaj! A wszystko, o co proszę to przejazd do Okrężnej! Taka cholernie<br />
wielka rzecz, ty bydlaku, co? Rampowy otworzył szeroko oczy<br />
ze zdumienia.<br />
ZABÓJCA Harlan<br />
Ellison<br />
ŚWIATÓW<br />
(Worlds to Kill)<br />
Harlan Opowiadanie Ellison<br />
- Hej, przepraszam chłopie. - Wyglądał na zmartwionego. Kaleka nie<br />
odpowiedział. Chwycił drewniane klocki i zaczął odwracać wózek.<br />
Rampowy zerwał się z krzesła, które z cichym westchnieniem przybrało<br />
pierwotny kształt. Zszedł na dół i stanął tuż przed wózkiem.<br />
- Słuchaj, naprawdę mi przykro. Sam wiesz jak to jest, zamykają cie w<br />
przepisach i zakazach jak w pierdlu. Do diabła z tym wszystkim, wsadzę<br />
cie na <strong>te</strong>n ślizg, poczekaj tylko chwile.<br />
Kaleka mruknął potakująco, jakby dbpiero <strong>te</strong>raz dostawał to, co mu sie<br />
dawno należało.<br />
Rampowy otworzył luk wejściowy i poszedł naprzód, kaleka potoczył<br />
się za nim na wózku. Zjechali windą tuż pod poziom roboczy i przeszli<br />
pod ślizgami; najpierw najszybszymi, po<strong>te</strong>m pod tymi średniego<br />
zasięgu. Przedostali się przez luk przeładunkowy do najwolniejszych i<br />
rampowy opadł na kolana, przygotowując się do wepchnięcia wózka na<br />
ledwie przesuwający się pas.<br />
- Dzięki - kaleka uśmiechnął się.<br />
Rampowy machnął ręką, jakby chciał powiedzieć „w porządku, nieważne<br />
!” i pchnął wózek na taśmę. Wstał i przez chwile patrzył za oddalającym<br />
się kaleką.<br />
- Hej, chłopie, przepraszam! - krzyknął.<br />
Trzy mile dalej kaleka przeskoczył na szybszą taśmę ze zręcznością,<br />
która wprawiłaby rampowego w osłupienie. Przejechał ćwierć<br />
mili na ślizgu średniego zasięgu i znów zmienił taśmę. Teraz był na<br />
najszybszej. Policja Arcykapłana nie miała urządzeń szpiegowskich dosta<strong>te</strong>cznie<br />
precyzyjnych, aby wyselekcjonowały słowa spośród szumu<br />
i stukotu urządzeń napędowych. Kaleka tarł skórę na prawym bicepsie<br />
aż ukazały się zarysy umieszczonego pod nią komunikatora. Zaczął<br />
mówić:<br />
- Końcowe wnioski. Puście to od razu do maszyny. Wstępne ustalenia<br />
wydają się być prawidłowe. Osiągnęli siódme stadium rozwoju <strong>te</strong>chnicznego,<br />
ale społecznie znajdują się gdzieś koło czwar<strong>te</strong>go. Silny mistycyzm<br />
i więzi religijne. Wydaje mi się, że to wszystko łatwo może runąć.<br />
Nie. Jes<strong>te</strong>m <strong>te</strong>go pewien. Przygotujcie atak typu religijnego, może<br />
objawienie się boga słońca albo powtórne zstąpienie, czy coś w tym<br />
rodzaju. To spowoduje duże zamieszanie i pierwsze uderzenie będzie<br />
można przeprowadzić przy minimalnych stratach własnych. Bardziej<br />
szczegółowe dane podam kodem, ale jest tu coś, czego się nie da zakodować.<br />
To są barbarzyńcy, prawdziwe zwierzęta w skórze cywilizowanych<br />
ludzi. To może być nasza najlepsza broń. Zakodujcie z <strong>te</strong>go<br />
co się da, a resztę niech ekstrapoluje analizator. Możecie postawić w<br />
stan gotowości oddziały Arnaka i powiedzcie Folgerowi, że będziemy<br />
potrzebowali tylko lekkiego i średniego uzbrojenia, nic ciężkiego. Mam<br />
tu jednak długą listę wyposażenia, które Nord będzie musiał przygotować<br />
dla zadań specjalnych. W porządku, <strong>te</strong>raz czekam na sygnał, że<br />
maszyna jest wolna...<br />
Przejechał w milczeniu następne trzy mile. Wreszcie rozległo sie ostre,<br />
przykre buczenie i kaleka bezbarwnym głosem zaczął mówić w stronę<br />
swego bicepsa:<br />
- Przewidywany począ<strong>te</strong>k inwazji czas pokładowy pięć kreska dwa pięć<br />
kreska zero dziewięć kreska godzina trzynasta zero zero...<br />
Zanim zakończył nadawanie 147 Okrężna została daleko z tyłu. Słowa<br />
przecięły atmosferę i pomknęły przez próżnie. Stacje pośrednie przechwyciły<br />
jęk wzmocniły i wysłały dalej. W innym sys<strong>te</strong>mie gwiezdnym<br />
transmisja została przyjęta i potwierdzona. Beznogi kaleka na ślizgu<br />
towarowym podniósł się z wózka, rozprostował nogi i szybko zmienił<br />
ubranie. W nędznych, wiejskich łachach wyglądał jak zbieracz wodorostów<br />
z jakiejś zapadłej, nadmorskiej dziury. Przeskoczył z powro<strong>te</strong>m<br />
od najszybszych do najwolniejszych taśm ślizgu i zniknął bez śladu w<br />
podmiejskiej dzielnicy rozrywkowej. Zostało mu jeszcze dwanaście dni<br />
do chwili, w której ta planeta miała umrzeć.<br />
II<br />
Mieszkańcy nazywali ją Rafa. Nazwa pochodziła z czasów, gdy<br />
pierwsi ziemscy emigranci, śmier<strong>te</strong>lnie wymęczeni próżnią i<br />
FANTASTYKA 8/83