15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

je następnie w słowa zdałbyś sobie sprawę z własnej nicości. A<br />

w<strong>te</strong>dy nie odpowiedziałbyś mi na pytanie - dodał odchodząc.<br />

• • •<br />

Varden leżał i miął róg prześcieradła w bezsilnej złości. Czekał<br />

na moment, w którym przyjdzie spłacić zaciągnięty dług,<br />

dotrzymać danej obietnicy. W każdej chwili spodziewał się odwiedzin<br />

nieznajomego, każde skrzypniecie drzwi budziło w nim<br />

strach, każdy krok na korytarzu powodował dreszcze.<br />

• • •<br />

Z izby tortur zostałem wyniesiony jakby cudownym podmuchem.<br />

Lekko opadłem na zieloną trawę błyszczącą kropelkami<br />

rosy. Stanąłem i rozejrzałem się wokół podziwiając wspaniały<br />

krajobraz. Nie mógł ocalić mnie Bóg, ocalił mnie wiec Szatan.<br />

Z Jego to pomocą uwolniłem się od strachu, męczarni i bólu.<br />

Byłem obojętny Bogu, a wiec On będzie obojętny mnie. Od <strong>te</strong>raz.<br />

Skazał mnie na męczarnie, pozwolił na nie, mimo iż jest<br />

podobno tak dobrotliwy i miłosierny.<br />

Szatan jest zbuntowanym Aniołem, który wyrwał się spod dyktatorskiej<br />

tyranii Boga. To właśnie Szatan pomaga człowiekowi,<br />

ofi aruje mu radość życia codziennego. Bóg natomiast mami,<br />

kusi i obiecuje, aby zamęczyć, zastraszyć...<br />

- Grzeszysz - eksplodował mi w mózgu potężny głos. Trwałem<br />

zawieszony w Ciemnościach. Ogarnięty uczuciem osamotnienia<br />

i żalu. Byłem sam jeden pośród pustki.<br />

- Nie jes<strong>te</strong>ś sam - zabrzmiał głos, tym razem łagodny i dobrotliwy,<br />

tchnący miłością. - Ja jes<strong>te</strong>m z tobą.<br />

Rozejrzałem się, ale wzrok nie przeniknął ciemności.<br />

- Mnie się nie widzi, lecz czuje sercem. Błogosławieni ci, którzy<br />

nie widzieli, a uwierzyli. Zaufaj mi, idź moją drogą. Tą drogą,<br />

którą szedłem, aby was wyzwolić. Ale to dzieło jest jeszcze niezakończone,<br />

bowiem zadecydować musicie wy - ludzie. O tym<br />

czy chcecie znaleźć wieczną radość w Bogu, czy rozkosz doczesnego<br />

życia w Szatanie.<br />

Głos cichł powoli, rozwiewał się w pustce. Ruszyłem przed siebie.<br />

Szedłem może przez godzinę, może przez dzień.” A może<br />

- pomyślałem - ide w stronę Wieczności”.<br />

Nagle zobaczyłem zbliżający się z dala ognik. Gdy byłem już<br />

blisko niego, płomień zapalniczki oświetlił twarz Spingera.<br />

Obok sunął nieznajomy. Twarze ich były ponure i zacię<strong>te</strong>.<br />

- A wiec jes<strong>te</strong>ś, Kersen - rzekł Spinger - znowu wyrwałeś mi się<br />

i znów cie mam.<br />

Chciał zacisnąć kajdanki na przegubach moich dłoni, ale nieznajomy<br />

odtrącił go na bok.<br />

- Nie, Spinger - rzekł chrapliwym głosem - Kersen ma prawo<br />

wyboru.<br />

Spojrzałem w ich oczy rozmazujące się w wątłym świetle. Cienie,<br />

które kładły się na ich twarze tworzyły groźny, lecz i fascynujący<br />

widok.<br />

- Wybieraj!<br />

- Wybieraj!<br />

Suche palce Spingera mocno objęły moje nadgarstki.<br />

- Wybieraj! - zagrzmiał po raz trzeci głos nieznajomego. Milczałem.<br />

Cóż mogłem wybrać? Meke na ziemi, a w zamian za to<br />

niepewną rozkosz w niebie? Nie chciałem wracać do izby tortur!<br />

Spinger zatrzasnął już kajdanki na przegubach moich rąk.<br />

- Nie chce - krzyknąłem - nie chce tam wracać!<br />

Kajdanki zniknęły. Spinger rozwiał się w ciemności. Nieznajomy<br />

skrzywił usta w lekkim uśmiechu.<br />

• • •<br />

Olbrzymi cień Wojownika wydłużony w wąziutką igłę dotknął<br />

powierzchni skał. Harvey zapamiętał miejsce i ruszył biegiem<br />

z wzrokiem<br />

wciąż w nie utkwionym. Po krótkiej chwili cień zniknął,<br />

ale Harvey stał już przy nie<strong>wielki</strong>ej szczelinie, wcisnął się w nią<br />

z <strong>wielki</strong>m trudem i przez kilkanaście minut czołgał się w dół<br />

niskim korytarzem.<br />

W pewnym momencie usłyszał za sobą łoskot i poczuł pył sypiący<br />

sie na twarz. Zrozumiał, że strop runą) zagradzając mu<br />

drogę do wyjścia.<br />

Ale Harvey nie zwątpił. Przeciwnie. Teraz pewien już był, iż<br />

Jacek Piekara<br />

Bóg dobrze nim pokierował.<br />

Tunel otwarł się wychodząc na długi, niezmiernie wysoki korytarz.<br />

Harvey zauważył, iż korytarz ledwo zauważalnie obniżał<br />

się.<br />

Zatopiony w modlitwie ruszył naprzód. Ujrzał przed sobą szeroką<br />

szczelinę, na dnie której szemrał strumień. Wzrok pobiegł w<br />

kilkusetmetrową przepaść. Po chwili Harvey wstąpił w nią i w<br />

miejscu, gdzie powinien osunąć się w dół poczuł twardy grunt.<br />

Przepaść zniknęła. Harvey wiedział, że korytarzem należy iść<br />

prosto, zawsze prosto, obojętnie co widziałoby się obok. Przed<br />

Harveyem stanęła kobieta ubrana w półprzezroczysty kostium.<br />

Mężczyzna )widział jej smukłe nogi, nieduże piersi ze sztywniejącymi<br />

wypukłościami su<strong>te</strong>k. Poczuł, iż kobieta pożąda go!<br />

Opadł kostium i naga piękność zagrodziła drogę Harveyowi. Jej<br />

jasne włosy rozsypały się jakby złotą mgłą na ramiona. Ręce<br />

kobiety oplotły jego szyje, piersi wbiły się w ciało Harveya (był<br />

już nagi!), a uda konwulsyjnie objęły jego uda, zęby wpiły się<br />

w wargi, a sztywny jeżyk poznawał każdy zaką<strong>te</strong>k jego ust. Ale<br />

Harvey wyciągnął ręce i odepchnął kusicielke. Nie znał dotąd<br />

kobiety, gdyż wszystko poświecił Bogu. Nagle poczuł, że nie<br />

może wykonać najmniejszego nawet ruchu. Mięśnie nie poddawały<br />

sie woli mózgu.<br />

Kobieta znów zbliżyła się do Harveya. Delikatnie palce pieściły<br />

mężczyznę, jeżyk-łagodnie dotykał kurczowo zaciśniętych<br />

warg. Harvey nie chciał poddać się pulsującemu rytmowi rozkoszy,<br />

ale po raz pierwszy w życiu poczuł chęć wyładowania<br />

się, spełnienia swej męskiej powinności. Tymczasem kobieta<br />

przyklęknęła, Harvey nie mógł opuścić oczu, ale poczuł co robi<br />

i sprawiało mu to rozkosz.<br />

Zapragnął objąć ją ramieniem, przygarnąć, a po<strong>te</strong>m zdobyć i kochać<br />

bez końca. Odrętwienie ustało i Harvey już chciał schylić<br />

się, aby położyć kobietę na ziemi i ulec jej urokowi, gdy nagle<br />

przypomniał sobie o misji. Ale podniecenie znów zwyciężyło.<br />

Przyklęknął, kobieta ulegle położyła się rozchylając uda i przygarnęła<br />

Harveya.<br />

Upadł i biorąc ją spojrzał w jej oczy. Nie ujrzał w nich własnego<br />

odbicia, lecz tylko bezdenną pustkę.<br />

• • •<br />

Emir el-Hebdi spacerował nadal po ogrodzie nie wiedząc, że<br />

młody kajmakan opuściwszy granice państwa wraca na czele<br />

armii ościennego kraju.<br />

Żaden z poddanych nie ośmieliłby się niepokoić tą wieścią boskiego<br />

majestatu. Dopiero bieganina i jakieś przeraźliwe krzyki<br />

wyrwały władce z zadumy. Rozżalony spojrzał w kierunku, skąd<br />

dochodził zgiełk i podnosząc ze ścieżki na pół zwiędły liść palmy<br />

skierował się w stronę wejścia do pałacu.<br />

• • •<br />

Znów stanąłem na łące pełnej kwiatów, rozbrzmiewającej tysiącami<br />

śpiewnych odgłosów. Odurzający zapach w połączeniu z<br />

jaskrawymi barwami kwiatów, z brzękiem tysięcy wirujących<br />

owadów zniewalał i usypiał. Rany na moim ciele zasklepiły się,<br />

a każdy powiew wonnego wiatru przynosił ulgę i rozkosz. Wyciągnąłem<br />

ciało na miękkim kobiercu roślin - wiec tak wygląda<br />

piekło - pomyślałem - czy <strong>te</strong>ż męczarnią w piekle mam za to zapłacić?<br />

Było mi dobrze, wreszcie bez bólu, bez strachu. Tylko w<br />

mózg wdzierał się rozrywający spokój ostry kolec wątpliwości.<br />

Myśl ledwo uchwytna, ale domagająca się, by ją podjąć. Przymknąłem<br />

oczy. Nie istniały sprawy, dla których warto by było<br />

niszczyć urok <strong>te</strong>j łąki.<br />

• • •<br />

Varden nadal czekał. Słyszał o zwycięstwach wojsk swego generała,<br />

o nowych kieskach wroga i wiedział kto za to zapłaci. Nie<br />

spał od paru dni, a myśli tańczyły bezładnie tworząc setki koszmarów<br />

i majaków. Może zresztą usypiał na moment, ale tylko<br />

po to, aby ujrzeć wyciągającą się dłoń nieznajomego. Nazywał<br />

go nieznajomym, gdyż bał się nawet w myślach wypowiedzieć<br />

jego prawdzi we imię. Imię, które od tysięcy lat zniewalało i<br />

niszczyło silniejszych od Vardena. A Varden bał się i był słaby<br />

Był niczym w porównaniu z potęgą, której chciał stawić czoła.<br />

• • •<br />

FANTASTYKA 8/83

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!