15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Gwiazdy moje przeznaczenie<br />

Jisbella wróciła po cz<strong>te</strong>rdziestu pięciu minutach. Foyle ociekał<br />

po<strong>te</strong>m i chwiał się na nogach, ale odłączona od kadłuba kula<br />

sejfu unosiła się swobodnie w próżni. Z jej powierzchni s<strong>te</strong>rczało<br />

dwanaście chropawych guzów. Foyle dawał Jisbelli ponaglające<br />

znaki, aby wraz z nim naparła ciężarem swojego ciała<br />

na sejf. Jednak nawet wspólnymi siłami nie mogli poruszyć z<br />

miejsca jego masy. Gdy osłabli wreszcie, wyczerpani włożonym<br />

wysiłkiem i desperacją, jakiś cień przesłonił na chwile światło<br />

słoneczną wpadające poprzez dziury w kadłubie „Nomada”.<br />

Spojrzeli w górę. W odległości nie większej jak ćwierć mili od<br />

as<strong>te</strong>roidu sunął sta<strong>te</strong>k kosmiczny. Foyle przytknął swój hełm do<br />

kasku Jisbelli.<br />

- To Dagenham - wysapał. - Szuka nas. Wysadził już pewnie<br />

oddział, który przeczesuje <strong>te</strong>raz as<strong>te</strong>roid. Jak tylko spikną się z<br />

Josephem, przyjdą tutaj.<br />

- Och, Gully...<br />

- Wciąż jeszcze mamy szanse. Może będą musieli zrobić dwa<br />

okrążenia, zanim znajdą naszego Weekendowicza. Jest przecież<br />

ukryty w wyrwie. Może tymczasem zdążymy załadować sejf na<br />

pokład<br />

- Ale jak, Gully?<br />

- Sam nie wiem. Diabli nadali! Nic mi nie przychodzi do głowy.<br />

- Walnął z bezsilną wściekłością obiema pięściami w stalową<br />

kule. - Jes<strong>te</strong>m skończony.<br />

- A nie moglibyśmy <strong>te</strong>go rozsadzić?<br />

- Rozsadzić...? No i co, bomby zamiast mózgów? I to mówi<br />

Myśląca McQueen?<br />

- Posłuchaj tylko. Potraktuj sejf czymś wybuchowym. To podziała<br />

jak silnik rakietowy... no, da odrzut.<br />

- Tak, myślałem o tym. Ale to po<strong>te</strong>m? Jak załadujemy <strong>te</strong>n bąbel<br />

na sta<strong>te</strong>k? Nie możemy co chwila powodować wybuchów.<br />

Nie mamy na to czasu.<br />

- Nie. Naprowadzimy sta<strong>te</strong>k na sejf.<br />

- Co takiego?<br />

- Wystrzelimy sejf prosto w kosmos. Po<strong>te</strong>m zbliżymy się do<br />

niego statkiem i tak będziemy manewrowali, żeby sejf sam<br />

wpłynął do głównej śluzy. Tak, jakbyś łapał piłkę w kapelusz.<br />

Rozumiesz?<br />

Zrozumiał.<br />

- Na Boga, Jiz, to może się udać. - Foyle rzucił się do s<strong>te</strong>rty<br />

sprzętu i zaczął wybierać z niej laseczki żelatyny wybuchowej,<br />

zapalniki i zawleczki.<br />

- Będziemy musieli skorzystać z mikrofalówki. Jedno z nas<br />

zostaje przy sejfi e, drugie pilotuje sta<strong>te</strong>k. Człowiek przy sejfi e<br />

naprowadza na cel człowieka w statku przez radio. Zgoda.<br />

- Zgoda. Ty jes<strong>te</strong>ś lepszym pilo<strong>te</strong>m, Gully. Ja będę naprowadzać.<br />

Kiwnął głową, zajęty przymocowywaniem ma<strong>te</strong>riału wybuchowego<br />

do powierzchni sejfu i zakładaniem zapalników z zawleczkami.<br />

Po<strong>te</strong>m przyłożył swój hełm do jej.<br />

- To zapalniki próżniowe, Jiz. Są nastawione na dwie minuty.<br />

Kiedy dam sygnał przez radio, ściągnij tylko zawleczki z zapalników<br />

i szybko usuń się z drogi. Dobrze?<br />

- Dobrze.<br />

- Trzymaj się blisko sejfu. Jak tylko wprowadzisz go do statku,<br />

wchodź zaraz za nim. Na nic się nie oglądaj. To by było<br />

wszystko.<br />

Klepnął ją w plecy i wrócił do Weekendowicza. Luk główny<br />

zostawił otwarty, tak samo wewnętrzne drzwi śluzy powietrznej.<br />

Powietrze natychmiast uleciało ze statku. Pozbawiony powietrza<br />

i opróżniony przez Jisbelle, wyglądał ponuro i przygnębiająco.<br />

Foyle pognał prosto do s<strong>te</strong>rowni, zasiadł w fo<strong>te</strong>lu pilota i włączył<br />

mikrofalówkę.<br />

- Uwaga - rzucił przyciszonym głosem. - Wychodzę w kosmos.<br />

Włączył silniki odrzutowe, odpalił boczne, a po trzech sekundach<br />

dziobowe. Weekendowicz drgnął i strząsając z grzbietu i<br />

burt rupiecie jak wynurzający się na powierzchnie wieloryb, wysunął<br />

się rufą do przodu z czeluści kra<strong>te</strong>ru.<br />

- Dynamit, Jiz! Teraz! - zawołał Foyle.<br />

Nie było słychać wybuchu; nie było widać błysku. Pod nim,<br />

w as<strong>te</strong>roidzie otworzyła się nowa wyrwa, a z niej trysnął w górę<br />

kwiat gruzu, prześcigając w szalonym pędzie matową, stalową<br />

kule, która bez pośpiechu płynęła sobie z tyłu, obracając się w<br />

leniwym wirze.<br />

- Wolniej - rozległ się w słuchawkach opanowany i fachowy<br />

głos Jisbelli. - Za szybko cofasz. A tak nawiasem mówiąc, nadchodzą<br />

kłopoty.<br />

Przyhamował silnikami rufowymi i z niepokojem spojrzał w<br />

dół. Powierzchnia as<strong>te</strong>roidu roiła się od trutni. Był to oddział<br />

ekspedycyjny Dagenhama w skafandrach próżniowych w czar-<br />

FANTASTYKA 8/83<br />

no-żół<strong>te</strong> pasy.’ Naprzykrzali się samotnej fi gurce w bieli, która<br />

wymykała się im, kluczyła i zwodziła. To była Jisbella.<br />

- Tak trzymaj - odezwała się spokojniej Jiz, chociaż słyszał jak<br />

ciężko oddycha. - Troszeczkę wolniej... Zrób ćwierć obrotu.<br />

Prawie automatycznie wypełniał jej polecenia, nie odrywając<br />

oczu od rozgrywającej się w dole szamotaniny. Burta Weekendowicza<br />

przesłaniała całkowicie widok na trajektorie zbliżającego<br />

się sejfu, ale Jisbelle i ludzi Degenhama widział cały czas.<br />

Jiz odpaliła silniczki rakietowe swego skafandra... dostrzegł cieniutką<br />

strużkę płomienia tryskającą z jej pleców.... i odrywając<br />

się od powierzchni as<strong>te</strong>roidu, poszybowała w górę. Z pleców<br />

ścigających ją ludzi Dagenhama trysnęło ze dwadzieścia takich<br />

samych płomyczków. Sześciu z nich zaniechało pościgu za Jisbellą<br />

i pomknęło w kierunku Weekendowicza.<br />

- Zaraz będzie blisko, Gully. - Jisbellą dyszała <strong>te</strong>raz ciężko, ale<br />

jej głos był nadal spokojny. - Sta<strong>te</strong>k Dagenhama wylądował po<br />

drugiej stronie, ale ci tutaj dali mu już pewnie znać i zaraz się tu<br />

pojawi. Tak trzymaj, Gully. Przez jakieś dziesięć sekund...<br />

Trutnie zbliżyły się i opadły maleńki biały skafander.<br />

- Foyle! Słyszysz mnie? Foyle?! - głos Dagenhama dochodził<br />

zrazu poprzez trzaski, ale po chwili stał sie wyraźny. - Na twoim<br />

paśmie mówi Dagenham. Odezwij się, Foyle!<br />

- Jiz! Jiz! Potrafi sz się od nich uwolnić?<br />

- Trzymaj swoją pozycje, Gully... Nadchodzi’. Idzie prosto na<br />

luk! Weekendowiczem targnął potężny wstrząs. To wolno płynący,<br />

ale masywny sejf wpadł do luku głównego. W tym samym<br />

momencie fi gurka w białym skafandrze wyrwała się rojowi os.<br />

Ścigana trop w trop zbliżała się <strong>te</strong>raz pchana odrzu<strong>te</strong>m swych<br />

rakie<strong>te</strong>k do Weekendowicza.<br />

- Gazu, Jiz! - Gazu! - darł się Foyle. - Dawaj, mała, dawaj!<br />

Gdy Jisbellą zniknęła mu z pola widzenia za burtą Weekendowicza,<br />

Foyle nastawił urządzenia kontrolne i przygotował się do<br />

maksymalnego przyspieszenia.<br />

- Foyle! Odpowiesz mi wreszcie? Mówi Dagenham.<br />

- Diabli z tobą, Dagenham - krzyknął Foyle. - Jiz, daj mi znać<br />

jak będziesz już na pokładzie i złap sie czegoś.<br />

- Nie mogę, Gully.<br />

- Dawaj, mała!<br />

- Nie mogę dostać się na pokład. Sejf blokuje luk. Zaklinował<br />

się w pół drogi...<br />

- Jiz!<br />

- Nie ma jak wejść, mówię ci - krzyknęła z rozpaczą. - Jes<strong>te</strong>m<br />

zablokowana. „<br />

Rozejrzał się wokół dzikim wzrokiem. Ludzie Dagenhama<br />

lądowali właśnie na kadłubie Weekendowicza z groźnym zdecydowaniem<br />

zawodowych piratów. Spoza krótkiego horyzontu<br />

as<strong>te</strong>roidu wyłonił sie sta<strong>te</strong>k Dagenhama, kierując się prosto na<br />

niego. Poczuł zawroty głowy.<br />

- Foyle, koniec z tobą! Z tobą i z tą dziewczyną. Ale proponuje<br />

in<strong>te</strong>res...<br />

- Gully, pomóż mi. Zrób coś, Gully. Jes<strong>te</strong>m zgubiona!<br />

- „Vorga” - wyrzęził Foyle. Zamknął oczy i popchnął dźwignie.<br />

Ryknęły rufowe silniki rakietowe. Weekendowicz zadrżał i<br />

jak ogar zrywający się z uwięzi wyprysnął w kosmos strząsając<br />

z siebie grupę abordażową Dagenhama, Jisbelle, groźby i błagania.<br />

Przyspieszenie 10G wtłoczyło Foyla w fo<strong>te</strong>l pilota i zamroczyło,<br />

a było to przyspieszenie mniej przytłaczające, mniej<br />

bolesne i mniej zdradliwe niż pasja, która go gnała.<br />

I gdy zniknął już z pola widzenia, na jego twarzy wykwitło<br />

krwawoczerwone piętno jego opętania.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!