15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

- Mamy <strong>te</strong>raz do wyboru - wysapał. - Albo oderwać sejf od<br />

kadłuba i zabrać go ze sobą na Ziemię, gdzie będziemy mogli<br />

spokojnie nad nim popracować, albo otworzyć go tutaj. Może<br />

Dagenham kłamał. Tak czy owak wszystko zależy od <strong>te</strong>go, jakie<br />

narzędzia miał Sam na Weekendowiczu. Wracamy na sta<strong>te</strong>k,<br />

Jiz. Uwijając się w poszukiwaniu narzędzi po powrocie na Weekendowicza,<br />

nie zauważył nawet jej milczenia i zaabsorbowania.<br />

- Nic nie ma! - wykrzyknął w końcu rozwścieczony. - Nie ma<br />

na pokładzie ani młotka, ani wiertła. Nic prócz otwieraczy do<br />

bu<strong>te</strong>lek i racji żywnościowych.<br />

Jisbella nie odpowiedziała. Ani na chwile nie spuszczała<br />

wzroku z jego twarzy.<br />

- Czego się tak na mnie gapisz. - zawołał Foyle.<br />

- Jes<strong>te</strong>m zafascynowana - odparła wolno Jisbella.<br />

- Czym?<br />

- Coś ci pokaże, Gully.<br />

- Co?<br />

- Jak bardzo tobą gardzę.<br />

Jisbella wymierzyła Foylowi policzek, po<strong>te</strong>m drugi i trzeci.<br />

Foyle poderwał się z furią, czując piekący ból twarzy. Jisbella<br />

podsunęła mu pod nos lus<strong>te</strong>rko.<br />

- Spójrz na siebie, Gully - powiedziała spokojnie. - Spójrz na<br />

swoją twarz.<br />

Spojrzał. Zobaczył stare linie tatuażu płonące pod skorą krwawoczerwoną<br />

barwą, przekształcające jego twarz w szkarłatnobiałą<br />

maskę tygrysa. Był tak sparaliżowany tym przerażającym<br />

widokiem, że jego wściekłość ulotniła się bez śladu i jednocześnie<br />

zniknęła maska.<br />

- Mój Boże... wyszeptał. - O mój Boże...<br />

- Musiałam cie zdenerwować, żeby ci to pokazać - powiedziała<br />

spokojnie Jisbella.<br />

- Co to ma znaczyć, Jiz? Czy Baker spieprzył robotę?<br />

- Nie sądzę. Myślę, że masz blizny pod skórą, Gully... po oryginalnym<br />

tatuażu, a także od jego wywabiania. Blizny po igle.<br />

Normalnie ich nie widać, ale pokazują się, kiedy twoje emocje<br />

biorą górę i twoje serce zaczyna pompować krew... kiedy jes<strong>te</strong>ś<br />

wściekły lub przestraszony, albo namiętny, albo opętany... Rozumiesz?<br />

Potrząsnął głową przypatrując się ciągle swej twarzy i dotykając<br />

jej z niedowierzaniem.<br />

- Powiedziałeś, że chciałbyś mnie nosić w kieszeni, żebym<br />

ciebie szczypała, ilekroć stracisz panowanie nad sobą. Masz <strong>te</strong>raz<br />

coś lepszego, Gully, albo może coś gorszego, biedaku. Masz<br />

<strong>te</strong>raz swoją twarz.<br />

- Nie! - jękną] Foyle. - Nie!<br />

- Nie możesz nigdy stracić kontroli nad sobą, Gully. Nigdy nie<br />

będziesz mógł pić za dużo, jeść za dużo, kochać się za „dużo,<br />

nienawidzieć za bardzo... Musisz trzymać się w żelaznych karbach.<br />

- Nie! - zapro<strong>te</strong>stował rozpaczliwie. - To można usunąć. Baker<br />

to potrafi , albo kto inny. Nie mogę spacerować po świecie w<br />

ciągłym strachu, żeby czegoś nie poczuć, bo przemieni mnie to<br />

w dziwoląga!<br />

- Nie sądzę, żeby można to było usunąć, Gully.<br />

- Przeszczep skory...<br />

- Nie. Te blizny są zbyt głęboko, żeby przeszczep coś tu pomógł.<br />

Nigdy nie pozbędziesz się <strong>te</strong>go piętna, Gully. Musisz nauczyć<br />

się z tym żyć.<br />

W nagłym napadzie wściekłości, Foyle odrzucił od siebie lus<strong>te</strong>rko<br />

i pod jego skórą znowu rozogniła sie krwawoczerwoną<br />

maska. Odbił się gwałtownym pchnięciem od ściany i wyprysną)<br />

z kabiny do głównej śluzy, gdzie ściągnął z wieszaka skafander<br />

i zaczął się w niego ubierać.<br />

- Gully, dokąd idziesz? Co chcesz zrobić?<br />

- Zdobyć narzędzia - warknął. - Narzędzia do sejfu.<br />

- Gdzie?<br />

- W as<strong>te</strong>roidzie. Mają tam z tuzin składów zapchanych narzędziami<br />

z rozwalonych statków. Muszą tam być wiertła... w ogóle<br />

wszystko, czego potrzebuje. Nie idź ze mną. Mogą być kłopoty.<br />

Jak <strong>te</strong>raz z moją cholerną gębą? Pokazało się? Chrys<strong>te</strong>, mam<br />

nadzieje, że będą kłopoty!<br />

Uszczelnił skafander i wrócił do as<strong>te</strong>roidu. Odszukał luk oddzielający<br />

zamieszkałe jądro od zniszczonej warstwy zewnętrznej<br />

i zabębnił w klapę. Poczekał chwile i zabębnił znowu. Powtarzał<br />

to ponaglające wezwanie, aż wreszcie klapa luku uchyliła<br />

się. Spoza niej wysunęło się ramie, wciągnęło go do środka klapa<br />

zatrzasnęła się za nim. Luk nie miał śluzy powietrznej.<br />

Mrugał, oślepiony jaskrawym światłem, spoglądając spode łba<br />

na zgromadzonych przed nim Josepha i jego niewinnych ludzi<br />

o straszliwie przyozdobionych twarzach. Wiedział już, że jego<br />

Alfred Bes<strong>te</strong>r<br />

własne oblicze musi płonąć czerwienią i bielą, gdyż dostrzegł<br />

jak Joseph się wzdryga i widział jak diabelskie usta starca wykrzywiają<br />

się wymawiając sylaby: NO-MAD. Foyle podszedł<br />

do niego roztrącając brutalnie tłum i chlasnął Josepha na odlew<br />

w twarz swoją opancerzoną w rękawice skafandra dłonią.<br />

Zaczął przetrząsać niezamieszkałe korytarze, przypominając<br />

sobie jak przez mgłę ich układ, aż dotarł do komory - w połowie<br />

naturalnej pieczary, w połowie starożytnego kadłuba - w której<br />

przechowywane były narzędzia.<br />

Plądrował i grzebał zbierając wiertła, koronki diamentowe,<br />

<strong>te</strong>rmity, ziarna ścierne, żelatynę wybuchową i zapalniki. W<br />

obracającym się powoli as<strong>te</strong>roidzie, waga brutto <strong>te</strong>go sprzętu<br />

nie przekraczała stu funtów. Zwalił wszystko na stos, obwiązał z<br />

grubsza kablem i opuścił jaskinie-magazyn.<br />

Joseph i jego Ludzie Naukowi czekali na niego jak pchły czyhające<br />

na wilka. Rzucili się na Foyla, a on grzmocił na prawo i<br />

lewo siejąc spustoszenie wśród napastników, zachwycony, okrutny.<br />

Pancerz skafandra chronił go przed ich atakami, szedł wiec<br />

dalej korytarzem, szukając luku prowadzącego na zewnątrz w<br />

próżnie i niewiele sobie robiąc z zaciekłości Ludzi Naukowych.<br />

W<strong>te</strong>m w słuchawkach rozległ się cichutki, podniecony głos<br />

Jisbelli:<br />

- Gully, słyszysz mnie? Mówi Jiz. Gully, słuchaj mnie.<br />

- Dalej, mów.<br />

- Dwie minuty <strong>te</strong>mu nadleciał inny sta<strong>te</strong>k. Dryfuje <strong>te</strong>raz po<br />

drugiej stronie as<strong>te</strong>roidu.<br />

- Co takiego?<br />

- Jest pomalowany w żółto-czarne pasy. Wygląda jak szerszeń.<br />

- To barwy Dagenhama!<br />

- A za<strong>te</strong>m byliśmy śledzeni.<br />

- Cóż innego? Dagenham miał mnie prawdopodobnie na oku<br />

cały czas od kiedy zwialiśmy z Gouffre Mar<strong>te</strong>l. Idiota ze mnie,<br />

że o tym nie pomyślałem. Musimy działać szybko, Jiz. Wskakuj<br />

w skafander i dołącz do mnie na „Nomadzie”. Bede w kabinie<br />

płatnika. Pośpiesz się, mała.<br />

- Ależ, Gully...<br />

- Wyłącz się. Mogą prowadzić nasłuch na naszym paśmie. Pospiesz<br />

sie!<br />

Pognał przez as<strong>te</strong>roid, dopadł do okratowanego luku, przedarł<br />

się przez pilnującą go straż, wyważył klapę i wypadł w próżnie<br />

zewnętrznych korytarzy. Ludzie Naukowi byli zbyt zaabsorbowani<br />

rozpaczliwym zamykaniem luku, żeby puścić się za nim<br />

w pogoń. Wiedział jednak, że po<strong>te</strong>m będą go ścigali; byli rozjuszeni.<br />

Wijąc się i skręcając doholował swój masywny bagaż do wraka<br />

„Nomada”. Jisbella czekała już na niego w kabinie płatnika.<br />

Uczyniła ruch, chcąc włączyć swoją mikrofalówkę, ale Foyle<br />

powstrzymał ją. Przyłożył swój hełm do jej kasku i krzyknął:<br />

- Nie używaj fal radiowych. Będą prowadzili nasłuch i zlokalizują<br />

nas przez namierzanie. Słyszysz mnie <strong>te</strong>raz, co?<br />

Skinęła głową.<br />

- W porządku. Mamy może z godzinę, zanim Dagenham nas<br />

zlokalizuje. Upłynie godzina, zanim przyjdzie tu Joseph ze swoją<br />

bandą. Znajdujemy się w cholernym położeniu. Musimy działać<br />

szybko.<br />

Znowu skinęła głową.<br />

- Nie ma czasu na otwieranie sejfu i przenoszenie sztabek.<br />

- Jeśli w ogóle tam są.<br />

- Dagenham tu jest, prawda? To najlepszy dowód na to, że<br />

sztabki <strong>te</strong>ż tu są. Musimy wyrwać cały sejf z „Nomada” i zataszczyć<br />

go na Weekendowicza. Po<strong>te</strong>m pryskamy stąd.<br />

- Ale...<br />

- Słuchaj mnie i rób co mówię. Wracaj na Weekendowicza<br />

i opróżnij go. Wyrzuć wszystko, czego nie potrzebujemy...<br />

wszystkie zapasy, oprócz awaryjnych racji żywnościowych.<br />

- Dlaczego?<br />

- Dla<strong>te</strong>go, że nie wiem ile ton waży <strong>te</strong>n sejf. Gdy powróci<br />

grawitacja, sta<strong>te</strong>k może go nie udźwignąć. Musimy wziąć to z<br />

góry pod uwagę. Droga powrotu będzie ciężka, ale opłaci się.<br />

Patroszymy sta<strong>te</strong>k. Szybko! Pośpiesz się, mała, pośpiesz sie!<br />

Popchnął ją i nie patrząc więcej w jej stronę przypuścił szturm<br />

na sejf. Była to masywna, stalowa kula o średnicy jakichś cz<strong>te</strong>rech<br />

stóp, wbudowana w stal konstrukcyjną kadłuba. Przyspawano<br />

ją do płatów blach stanowiących poszycie kadłuba „Nomada”<br />

i do jego wręg w dwunastu różnych miejscach. Foyle<br />

zaatakował kolejno każdą ze spoin kwasami, wiertłami, <strong>te</strong>rmi<strong>te</strong>m<br />

i czynnikami oziębiającymi. Pracował, stosując się do <strong>te</strong>orii<br />

odkształceń sieci krystalicznej metali... podgrzewał, zamrażał i<br />

trawił stal, dopóki jej struktura krystaliczna nie uległa zdeformowaniu,<br />

a wytrzymałość fi zyczna zniszczeniu. Męczył metal.<br />

FANTASTYKA 8/83

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!