wielki joe I N-te POKOLENIE
wielki joe I N-te POKOLENIE
wielki joe I N-te POKOLENIE
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Gwiazdy moje przeznaczenie<br />
- Rozpustnik - wymruczała Jiz. - Zwierze...<br />
- Och, Jiz...<br />
- Światło - szepnęła Jisbella. Foyle sięgnął na oślep do wyłącznika<br />
ściennego i nacisnął przycisk. Saturnowy Weekendowicz<br />
mknął dalej w stronę as<strong>te</strong>roidów z wygaszonymi iluminatorami.<br />
Unosili się razem w kabinie godzinami, drzemiąc, pomrukując<br />
i dotykając się czule.<br />
- Biedny Gully - szeptała Jisbella. - Biedny, kochany Gully...<br />
- Nie biedny - odpowiedział. - Bogaty i to już niedługo.<br />
- Tak, bogaty i pusty. Nic nie masz w środku, mój drogi Gully...<br />
Nic prócz nienawiści i żądzy zemsty.<br />
- To mi wystarczy.<br />
- Wystarczy na <strong>te</strong>raz, ale co później?<br />
- Później? To zależy.<br />
- To zależy od twego wnętrza, Gully, od <strong>te</strong>go co zdołasz w nim<br />
zamknąć.<br />
- Nie. Moja przyszłość zależy od <strong>te</strong>go, czego się pozbędę.<br />
- Gully... dlaczego nie byłeś ze mną szczery w Gouffre Mar<strong>te</strong>l?<br />
Dlaczego nie powiedziałeś mi o fortunie znajdującej się na<br />
pokładzie „Nomada”, chociaż o niej wiedziałeś?<br />
- Nie mogłem.<br />
- Nie ufałeś mi?<br />
- Nie, to nie to. Nie potrafi łem się przełamać. To przez to, co<br />
we mnie siedzi... przez to, czego musze sie pozbyć.<br />
- Znowu tracisz panowanie nad sobą, co Gully? Ponosi cie.<br />
- Tak, ponosi mnie. Nie mogę nauczyć się panowania nad<br />
sobą, Jiz. Chce, ale nie potrafi ę.<br />
- A próbujesz?<br />
- Próbuje. Bóg mi świadkiem. Próbuje. Ale po<strong>te</strong>m coś się staje<br />
i...<br />
- I w<strong>te</strong>dy miotasz się jak tygrys.<br />
- Gdybym tak mógł nosić cie w kieszeni, Jiz... żebyś mnie<br />
ostrzegała... żebyś mnie czasem uszczypnęła...<br />
- Nikt nie może robić <strong>te</strong>go za ciebie, Gully. Musisz nauczyć<br />
się samego siebie. Trawił przez chwile jej słowa, po czym odezwał<br />
się z wahaniem w głosie:<br />
- Jiz... co do pieniędzy...<br />
- Do diabła z pieniędzmi.<br />
- Daj mi jednak powiedzieć.<br />
- Och, Gully.<br />
- Tylko nie pomyśl sobie... nie pomyśl sobie, że chce cie oszukać.<br />
Gdyby to nie było na „Vorge”, oddałbym ci tyle, ile byś<br />
chciała. Oddałbym ci wszystko! Kiedy załatwię <strong>te</strong> sprawę,-oddam<br />
ci do ostatniego centa wszystko co zostanie. Ale jes<strong>te</strong>m nawiedzony,<br />
Jiz. „Vorga” jest twarda... zważywszy, że na drodze<br />
do niej stoją Pres<strong>te</strong>ign, Dagenham i <strong>te</strong>n prawnik Sheffi eld. Musze<br />
się iiczyć z każdym cen<strong>te</strong>m, Jiz. Boje się, że jeśli pozwolę<br />
zabrać ci chociaż jedną kredytke, to zaważy to na mojej wojnie<br />
z „Vorgą”. Czekał chwile. - Co ty na to?<br />
- Jes<strong>te</strong>ś całkiem opętany - powiedziała znużonym głosem. -<br />
Nie trochę. Właśnie całkiem.<br />
- Nie.<br />
- Tak, Gully. To tylko twoja powłoka kocha się ze mną. Reszta<br />
żyje „Vorgą”.<br />
W tym samym momencie w s<strong>te</strong>rowni dziobowej rozległ się<br />
alarm radarowy - przykry w brzmieniu i ostrzegający.<br />
- Miejsce przeznaczenia - zero - mruknął Foyle. Odprężenie<br />
zniknęło. Był znowu opętany. Pomknął jak strzała w kierunku<br />
s<strong>te</strong>rowni.<br />
Tak wiec powrócił na niezwykłą planetoide w pasie as<strong>te</strong>roidów<br />
rozciągającym się miedzy Marsem a Jowiszem, na planetkę<br />
Sargasso skleconą ze skały, wraków i strzępów ocalonych<br />
z kosmicznych katastrof przez Ludzi Naukowych. Powrócił do<br />
Josepha i jego Ludzi, którzy wytatuowali mu na twarzy imię<br />
NOMAD i skojarzyli go naukowo z dziewczyną imieniem Moira.<br />
Foyle nadleciał nad as<strong>te</strong>roid z dziką furią wandala-najeźdźcy.<br />
Jak piorun wyprysnął ż przestrzeni, wyhamował pianą płomieni<br />
z dysz dziobowych i z fantazją wprowadził Weekendowicza na<br />
orbitę <strong>te</strong>j s<strong>te</strong>rty złomu. Wirowali wokoło mijając ciemne iluminatory,<br />
<strong>wielki</strong>e luki, przez które wychodził Joseph ze swoimi<br />
Ludźmi Naukowymi udając się na połów kosmicznego śmiecia,<br />
nowy kra<strong>te</strong>r, który wyrwał w as<strong>te</strong>roidzie Foyle, uciekając stąd<br />
swego czasu na Ziemie. Przemknęli obok gigantycznego zlepku<br />
okien cieplarni as<strong>te</strong>roidu, z której gapiły się na nich setki twarzy<br />
- maleńkich, bladych punkcików, pocętkowanych tatuażami.<br />
- A wiec ich nie wymordowałem - mruknął Foyle. - Wycofali<br />
się w głąb as<strong>te</strong>roidu... Mieszkają prawdopodobnie gdzieś głęboko<br />
pod powierzchnią, starając się naprawić resztę.<br />
FANTASTYKA 8/83<br />
- Pomożesz im, Gully?<br />
- A po co?<br />
- Przecież to ty wyrządziłeś <strong>te</strong> szkody.<br />
- Do diabła z nimi. Mam swoje zmartwienia. Ale to ulga. Nie<br />
będą nam zawracać głowy. Okrążyli jeszcze raz as<strong>te</strong>roid i wprowadzili<br />
Weekendowicza w czeluść nowego kra<strong>te</strong>ru.<br />
- Będziemy pracować stąd - powiedział Foyle. - Ubierz się<br />
w skafander, Jiz. Prędzej! Prędzej! Poganiał ją, oszalały z niecierpliwości;<br />
poganiał sam siebie. Nałożyli skafandry próżniowe,<br />
wyszli z<br />
Weekendowicza i przedzierając się przez rupiecie zaśmiecające<br />
kra<strong>te</strong>r, przedostali się do ponurych wnętrzności as<strong>te</strong>roidu.<br />
Przypominało to czołganie się krętymi tunelami, wydrążonymi<br />
przez jakiegoś gigantycznego robaka. Foyle włączył mikrofalówkę<br />
zainstalowaną w skafandrze i przemówił do Jiz:<br />
- Nie musisz się bać, że tu zabłądzimy. Trzymaj się mnie.<br />
Trzymaj się blisko.<br />
- Dokąd idziemy, Gully?<br />
- Do „Nomada”. Pamiętam, że kiedy odlatywałem, wcementowali<br />
go w as<strong>te</strong>roid. Nie pamiętam tylko gdzie. Musimy go odnaleźć.<br />
W korytarzach nie było powietrza, posuwali się wiec bezgłośnie,<br />
nie licząc wibracji przenoszonych poprzez metal i skały.<br />
Przystanęli przy podziobanym kadłubie starożytnego statku<br />
wojennego,” aby zaczerpnąć tchu. Oparli się o niego plecami i<br />
w<strong>te</strong>dy poczuli wibracje nadawanych z wewnątrz sygnałów rytmicznego<br />
stukania.<br />
Foyle uśmiechnął się zawzięcie.<br />
- To Joseph i jego Ludzie Naukowi - powiedział. - Domagają<br />
się kilku słów wyjaśnienia. Dam im wymijającą odpowiedź.<br />
- Walnął dwa razy w kadłub. - A <strong>te</strong>raz osobista wiadomość dla<br />
mojej żony. Twarz mu pociemniała. Grzmotnął ze złością w kadłub<br />
i odwrócił się. - Chodź. Idziemy;<br />
Sygnały ścigały ich jednak w dalszym ciągu. Stało się oczywis<strong>te</strong>,<br />
iż zewnętrzna warstwa as<strong>te</strong>roidu została opuszczona przez<br />
jego mieszkańców; plemię wycofało się do środka planetki.<br />
W<strong>te</strong>m, daleko w głębi szybu wyku<strong>te</strong>go w aluminium otworzył<br />
się luk i w buchającym zeń snopie światła ukazał sie Joseph w<br />
celofanowym skafandrze próżniowym. Stał tam w swym niezgrabnym<br />
worku gapiąc się swymi diabelskimi oczyma, składając<br />
błagalnie ręce i poruszając diabelskimi ustami.<br />
Foyle utkwiwszy wzrok w starcu postąpił krok w jego kierunku<br />
i zatrzymał się, zaciskając pieści z narastającą furią. Grdyka<br />
chodziła mu w górę i w dół. Patrząc na Feyla, Jisbella krzyknęła<br />
z przerażenia. Na jego twarzy powrócił stary tatuaż krwawoczerwony<br />
na tle bladości twarzy, szkarłatny zamiast czarnego<br />
- prawdziwie tygrysia maska, zarówno pod względem barwy jak<br />
i wzoru.<br />
- Gully! - krzyknęła. - Moj Boże! Twoja twarz!<br />
Foyle puścił jej słowa mimo uszu. Stał wpatrując się w Josepha,<br />
który czyniąc błagalne gesty rękoma zapraszał ich, aby<br />
weszli do wnętrza as<strong>te</strong>roidu, po czym zniknął. Dopiero w<strong>te</strong>dy<br />
Foyle zwrócił się do Jisbelli:<br />
- Co? Coś mówiłaś?<br />
Poprzez przezroczystą kule hełmu widziała wyraźnie jego<br />
twarz. I w miarę jak wściekłość Foyla opadała, Jisbella dostrzegła,<br />
że krwawoczerwony tatuaż blednie i znika.<br />
- Widziałaś <strong>te</strong>go pajaca? - spytał Foyle. - To był Joseph. Widziałaś<br />
jak po tym co mi zrobili prosił i błagał...? Mówiłaś coś?<br />
- Twoja twarz, Gully. Wiem co się stało z twoją twarzą.<br />
- O czym ty mówisz?<br />
- Chciałeś czegoś, co kontrolowałoby twoje zachowanie, Gully.<br />
No wiec masz to. Własną twarz. Ona... -Jisbella zaczęła się<br />
his<strong>te</strong>rycznie śmiać. - Będziesz się <strong>te</strong>raz musiał nauczyć panowania<br />
nad sobą, Gully. Nigdy nie będziesz mógł pofolgować emocjom...<br />
żadnym emocjom... bo...<br />
Ale Foyle patrzył gdzieś ponad nią i nagle jak strzała wypuszczona<br />
z łuku wyprysnął z wrzaskiem z aluminiowego szybu. Zatrzymał<br />
się jak wryty przed otwartymi drzwiami i zaczął wydawać<br />
tryumfalne okrzyki. Były to drzwi do schowka na narzędzia<br />
cz<strong>te</strong>ry na cz<strong>te</strong>ry na dziewięć stóp. W schowku znajdowały się<br />
półki oraz walały się stare zapasy żywności i pus<strong>te</strong> pojemniki.<br />
To była trumna Foyla na pokładzie „Nomada”.<br />
Josephowi i jego ludziom udało się włączyć wrak do as<strong>te</strong>roidu,<br />
zanim rzeźnia wywołana ucieczką Foyla uniemożliwiła dalsze<br />
prace. Wnętrze statku pozostało praktycznie nietknię<strong>te</strong>. Foyle<br />
chwycił Jisbelle za ramie i pociągnął ją na krótką wycieczkę<br />
po „Nomadzie”. Zakończyli obchód w kabinie płatnika statku,<br />
gdzie Foyle tak długo darł kupy śmieci i połamanych gratów<br />
zawalających pomieszczenie, dopóki nie odsłonił masywnej,<br />
stalowej kuli, gładkiej i niedostępnej.