15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

land wiał lodowaty, północno-wschodni wiatr, rozsiewając kruche<br />

kryształki lodu po rampie wkomponowanej w średniowieczne<br />

ruiny zwane „Szaleństwem Fischera”. Na rampie znajdowała<br />

się druga osoba. Foyle ruszył ku niej chwiejnym krokiem, brnąc<br />

pod wiatr gnający tumany śniegu. To była Jisbella. Wyglądała na<br />

zmarzniętą i zagubioną.<br />

- Dzięki Bogu - wymamrotał Foyle. - Dzięki Bogu. Gdzie Sam<br />

trzyma swojego Weekendowicza? potrząsnął Jisbelle za łokieć.<br />

- Gdzie Sam trzyma swojego Weekendowicza?<br />

- Sam nie żyje.<br />

- Gdzie on trzyma <strong>te</strong>go Saturnowego Weekendowicza?<br />

- Odszedł. Sam odszedł. Już się nie będzie bał.<br />

- Gdzie jest sta<strong>te</strong>k, Jiz?<br />

- Na przystani, koło latarni morskiej.<br />

- Chodź.<br />

- Dokąd?<br />

- Na sta<strong>te</strong>k Sama. - Foyle podsunął Jisbelli pod nos swoją<br />

wielką łapę. Na jego dłoni spoczywał pek błyszczących kluczy.<br />

- Zabrałem jego klucze. Chodź.<br />

- Dał ci?<br />

- Znalazłem je przy jego trupie i zabrałem.<br />

- Hiena! - wybuchneła śmiechem. - Kłamca... Rozpustnik...<br />

Tygrys... Hiena. Nowotwór złośliwy Gully Foyle.<br />

Niemniej jednak poszła za nim przez śnieżyce do Montauk<br />

Light.<br />

Do trzech akrobatów w upudrowanych perukach, cz<strong>te</strong>rech obwieszonych<br />

ozdobami kobiet dźwigających pytony, dziecka<br />

o złocistych kędziorach i ustach cynika, zawodowego pojedynkowicza<br />

w średniowiecznej zbroi oraz człowieka ze sztuczną<br />

szklaną nogą - akwarium, w którym pływała złota rybka, Saul<br />

Dagenham powiedział:<br />

- W porządku, operacja zakończona. Odwołać resztę i powiedzieć<br />

im, żeby zameldowali się w kwa<strong>te</strong>rze Courier.<br />

Towarzyszące show artystyczne jauntowało się i zniknęło. Regis<br />

Sheffi eld przetarł oczy.<br />

- Co to za wariactwo, Dagenham? - spytał.<br />

- Wstrząsnęło twoim prawniczym umysłem, co? Widziałeś<br />

cześć obsady naszej standardowej operacji ZFZK. Zabawa, Fantazja,<br />

Zamieszanie i Katastrofa. - Dagenham zwrócił się do Pres<strong>te</strong>igna<br />

uśmiechając się doń swoim uśmiechem denata. - Jeśli<br />

chcesz, Pres<strong>te</strong>ignie, zwrócę ci twoją zaliczkę.<br />

- Nie kończysz roboty?<br />

- Wprost przeciwnie. Dobrze się bawię. Bede pracował za<br />

darmo. Nigdy nie miałem do czynienia z człowiekiem kalibru<br />

Foyla. On jest wyjątkowy.<br />

- Pod jakim względem? - spytał Sheffi eld.<br />

- Zaaranżowałem jego ucieczkę z Gouffre Mar<strong>te</strong>l. Uciekł, w<br />

porządku, ale nie tak, jak planowałem. Zamieszaniem i katastrofą<br />

próbowałem osłaniać go przed policją. Wyprowadził policje<br />

w pole, ale nie dzięki mnie - po swojemu. Zabawą i fantazją<br />

chciałem uchronić go przed dostaniem się w łapy Centrali Wywiadowczej.<br />

Pozostał na wolności... znowu dzięki sobie. Próbowałem<br />

tak pokierować jego krokami, żeby znalazł podstawiony<br />

sta<strong>te</strong>k i wyruszył na nim po „Nomada”. Nie chwycił przynęty,<br />

ale ma sta<strong>te</strong>k. Właśnie wystartował.<br />

- Śledzicie go?<br />

- Naturalnie. - Dagenham zawahał się. - Tylko co on robił w<br />

fabryce Bakera?<br />

- Operacja plastyczna? - rzucił myśl Sheffi eld. - Nowa twarz?<br />

- Niemożliwe. Baker jest dobry, ale nie mógł w tak krótkim<br />

czasie przeprowadzić operacji plastycznej. To musiał być jakiś<br />

mniejszy zabieg. Foyle był na nogach z obandażowaną głową.<br />

- Tatuaż - odezwał się Pres<strong>te</strong>ign.<br />

Dagenham skinął głową i uśmiechnął się lewym kącikiem<br />

ust.<br />

- Tego się właśnie obawiam. Czy zdajesz sobie sprawę, Pres<strong>te</strong>ignie,<br />

że jeżeli Baker usunął mu tatuaż, to nigdy nie rozpoznamy<br />

Foyla?<br />

-Przecież jego twarz się nie zmieniła, mój drogi Dagenhamie.<br />

- Nigdy nie widzieliśmy jego twarzy... jedynie maskę.<br />

- Ja nigdy się z nim nie zetknąłem - wtrącił Sheffi eld.<br />

- Co to za maska?<br />

- Maska tygrysa. Przeprowadziłem z Foylem dwie długie rozmowy.<br />

Powinienem znać jego twarz na pamięć, ale tak nie jest.<br />

Wszystko co mogę sobie przypomnieć, to <strong>te</strong>n tatuaż<br />

- To śmieszne - powiedział otwarcie Sheffi eld.<br />

- Nie ma w tym nic śmiesznego. Żeby w to uwierzyć trzeba<br />

było zobaczyć twarz Foyla. Ale to nic. Zaprowadzi nas do „Nomada”.<br />

Zaprowadzi nas do twoich sztabek i do PirE, Pres<strong>te</strong>ignie.<br />

Niemal żałuje, że to już koniec. No, może prawie koniec. Jak już<br />

Alfred Bes<strong>te</strong>r<br />

wspomniałem, dobrze się bawię. On naprawdę jest wyjątkowy.<br />

ROZDZIAŁ 7<br />

Swoją konstrukcją Saturnowy Weekendowicz przypominał<br />

jacht spacerowy; był spory dla cz<strong>te</strong>rech osób, przestronny<br />

dla dwóch, nie dość jednak przestronny dla Foyla i Jiz McQueen.<br />

Foyle spał w kabinie głównej, Jiz zajęła dla siebie kabinę<br />

luksusową.<br />

W siódmym dniu podróży przez kosmos, Jisbella odezwała się<br />

do Foyla po raz drugi:<br />

- Zdejmijmy <strong>te</strong> bandaże, Hieno.<br />

Foyle opuścił kuchnie, gdzie w ponurym nastroju podgrzewał<br />

sobie kawę i odepchnąwszy się nogą od framugi pożeglował do<br />

łazienki. Wpłynął tam za Jisbella i wklinował się w nisze przed<br />

lustrem umywalki. Jisbella przypięła się klamrą do miednicy,<br />

otworzyła kapsułkę z e<strong>te</strong>rem i zwilżając obfi cie bandaż zaczęła<br />

go zdzierać bezlitosnymi nienawidzącymi rękoma. Pasma gazy<br />

oddzielały się powoli. Foyle cierpiał mękę niepewności.<br />

- Sądzisz, że Baker dobrze się spisał? - zapytał Nie było odpowiedzi.<br />

- Czy mógł coś opuścić? Zdzieranie trwało nadal.<br />

- Jiz, na miłość boską! Ciągle jest wojna miedzy nami?<br />

Ręce Jisbelli znieruchomiały. Popatrzyła z nienawiścią na<br />

obandażowaną głowę Foyla.<br />

- A jak uważasz?<br />

- Ciebie pytam<br />

- Proszę bardzo: tak.<br />

- Dlaczego?<br />

- Nigdy nie zrozumiesz.<br />

- To zrób tak, żebym zrozumiał. . - Zamknij się.<br />

- Jeżeli to wojna, to dlaczego lecisz ze mną?<br />

- Żeby zabrać to, co się należy Samowi i mnie.<br />

- Pieniądze?<br />

- Zamknij się.<br />

- Nie musiałaś lecieć. Mogłaś mi zaufać.<br />

- Tobie zaufać? Tobie? -Jisbella roześmiała się bez cienia wesołości<br />

i znowu przystąpiła do odwijania bandaża. Foyle odtrącił<br />

jej ręce.<br />

- Sam to zrobię.<br />

Chlasneła go w obandażowany policzek.<br />

- Będziesz robił to, co ci każe. Stój spokojnie. Hiena!<br />

Odwinęła jeszcze jedno pasmo gazy odsłaniając oczy Foyla.<br />

Wpatrywały się w nią ciemne, nieobecne. Powieki były czys<strong>te</strong>;<br />

nasada nosa <strong>te</strong>ż. Opadł pas bandaża z brody Foyla. Broda była<br />

granatowa. Foyle, patrząc przez cały czas w lustro, jęknął z rozpaczy.<br />

- Opuścił brodę! - wykrzyknął. - A to bęcwał z <strong>te</strong>go Bakera...<br />

- Zamknij się - ucięła krotko Jisbella. - To zarost.<br />

Opadły ostatnie warstwy opatrunku, odsłaniając policzki, usta<br />

i brew. Brew-była czysta. Policzki pod oczyma były czys<strong>te</strong>.<br />

Resztę twarzy pokrywała granatowa, siedmiodniowa szczecina.<br />

- Ogól się - rozkazała Jisbella.<br />

Foyle odkręcił wodę, zwilżył twarz, wtarł w nią maść do<br />

golenia i zmył zarost. Po<strong>te</strong>m przysunął twarz blisko do lustra<br />

i przyglądał się sobie nieświadomy, że Jisbella, przysunąwszy<br />

swą głowę do jego policzka, również z napięciem wpatruje się<br />

w lustro. Po tatuażu nie pozostało ani śladu. Oboje odetchnęli z<br />

ulgą.<br />

- Czysta - odezwał się Foyle. - Czysta. Dobrze to zrobił. -1 ni<br />

stąd ni zowąd pochylił się jeszcze bardziej w przód i przyjrzał<br />

się sobie uważniej. Własna twarz wydawała mu się jak nowa,<br />

równie nowa jak dla Jisbelli.<br />

- Zmieniłem się. Nie pamiętam, żebym tak wyglądał. Czy on<br />

mi zrobił przy okazji operacje plastycznej?<br />

- Nie - powiedziała Jisbella. - Zmieniło cie to, co w tobie siedzi.<br />

To co widzisz w lustrze to hiena do spółki z kłamcą i oszus<strong>te</strong>m.<br />

- Na miłość boską! Odczep sie! Daj mi wreszcie spokój!<br />

- Hiena - powtórzyła Jisbella przeszywając Foyla pałającym<br />

wzrokiem. - Kłamca. Oszust.<br />

Pochwycił ją za ramiona i wypchnął z łazienki. Poleciała do<br />

tyłu i po schodkach zejściówki prowadzących pod pokład runęła<br />

do świetlicy, czepiając się po drodze pionowego pręta prowadzącego<br />

i wirując wokół mego.<br />

- Hiena - krzyczała. - Kłamca! Oszust! Hiena! Rozpustnik!<br />

Zwierze!<br />

Foyle pognał za nią, dopadł dziewczynę na dole i potrząsnął<br />

gwałtownie. Rude włosy Jiz wymknęły sie spod spinki, która<br />

zbierała je w kok i rozsypały jak pukle rusałki. Jej płonące spojrzenie<br />

doprowadzało Foyla do pasji. Objął ją i przywarł swą<br />

nową twarzą do jej piersi.<br />

FANTASTYKA 8/83

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!