15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

tuowano? Brało się igłę, maczało w barwniku i wbijało w skórę.<br />

Żeby wywabić <strong>te</strong>n barwnik, musze przelecieć igłą po jego twarzy<br />

por po porze, zapuszczając w każdy z nich indygotynowy<br />

kwas dwusulfonowy. To będzie bolało.<br />

Oczyjisbelli zabłysły.<br />

- A możesz to robić bez znieczulenia?<br />

- Ja mogę, ale Foyle...<br />

- Do diabła z Foylem. Płace cz<strong>te</strong>ry tysiące. Żadnego znieczulenia,<br />

Baker. Niech Foyle pocierpi.<br />

- Jiz! Nawet nie wiesz na co go skazujesz.<br />

- Wiem. Niech cierpi - roześmiała się tak dziko, że przestraszyła<br />

Bakera. - Niech jego twarz i jemu sprawi cierpienie.<br />

Fabryka Potworów Bakera mieściła się w okrągłym, piętrowym<br />

budynku z cegły, który, zanim jaunting nie zniósł<br />

zapotrzebowania na kolejki podmiejskie, był niegdyś parowozownią<br />

na stacji przetokowej. Starożytna, opleciona bluszczem<br />

parowozownia wznosiła się nie opodal trentońskich szybów rakietowych<br />

i jej tylne okna wychodziły na ich wyloty, tryskające<br />

w górę wiązkami antygrawitacyjnymi. Dzięki <strong>te</strong>mu rekonwalescenci<br />

doktora Bakera mogli urozmaicać sobie czas, obserwując<br />

sunące bezgłośnie w górę i w dół tych wiązek statki kosmiczne<br />

o jarzących się iluminatorach, mrugających światłach pozycyjnych<br />

i zdających się falować kadłubach, po których, w wyniku<br />

odprowadzenia do atmosfery nagromadzonego tam podczas podróży<br />

przez kosmos ładunku elektrostatycznego pełgały ognie<br />

Świę<strong>te</strong>go Elma.<br />

W podziemiach Fabryki mieściło się zoo Bakera, w którym<br />

trzymał on osobliwości anatomiczne, wybryki natury oraz potwory<br />

zakupione i (lub) porwane. Baker, podobnie jak reszta<br />

jego świata, oddany był tym stworom bez reszty i spędzał z nimi<br />

drugie godziny rozkoszując się widokiem ich wynaturzeń tak,<br />

jak inni ludzie chłoną piękno sztuki. Na par<strong>te</strong>rze parowozowni<br />

znajdowały się sypialnie dla rekonwalescentów, laboratoria, pokoje<br />

personelu i kuchnia. Piętro zajmowały sale operacyjne.<br />

W jednej z nich, małej salce, w której przeprowadzano zazwyczaj<br />

eksperymenty na siatkówce oka, Baker pracował nad twarzą<br />

Foyla. Pochylony nad stołem operacyjnym, oświetlonym przez<br />

sfatygowaną ba<strong>te</strong>rie lamp operacyjnych, pracował metodycznie,<br />

uderzając małym, stalowym mło<strong>te</strong>czkiem w platynową igłę. Posuwał<br />

się po wzorze starego tatuażu zdobiącego twarz Foyla,<br />

wyszukując każdą, najmniejszą blizne na skórze i wprowadzając<br />

w nią igłę. Głowa Foyla ściśnięta była w imadle, ale ciało pozostawało<br />

nieskrępowane. Jego mięśnie drgały spazmatycznie<br />

przy każdym uderzeniu młotka, tułowiem jednak nie poruszał.<br />

Trzymał się kurczowo krawędzi stołu operacyjnego.<br />

- Samokontrola - wycedził przez zaciśnię<strong>te</strong> zęby. - Chciałaś<br />

mnie nauczyć panowania nad sobą, Jiz. Ćwiczę. - Skrzywił się<br />

z bólu.<br />

- Nie ruszaj się - nakazał Baker.<br />

- Czynie wysiłki, żeby nie parsknąć śmiechem.<br />

- Nieźle się trzymasz, synu - odezwał się Sam Quatt głosem<br />

człowieka, któremu zbiera się na wymioty. Zerknął z ukosa na<br />

zawziętą twarz Jisbelli. - Co o tym myślisz, Jiz?<br />

- Uczy się.<br />

Baker kontynuował wbijanie igły i uderzanie jej młotkiem.<br />

- Słuchaj, Sam - wymamrotał ledwo dosłyszalnie Foyle - Jiz<br />

mówiła mi, że masz prywatny sta<strong>te</strong>k. Zbrodnia popłaca, co?<br />

- A żebyś wiedział, popłaca. Mam mały, cz<strong>te</strong>roosobowy sta<strong>te</strong>czek.<br />

Dwusilnikowy. Z tych co to je nazywają śatumowy Weekendowicz.<br />

- Dlaczego akurat Saturnowy Weekendowicz?<br />

- Bo weekend na Saturnie trwałby dziewięćdziesiąt dni, a sta<strong>te</strong>k<br />

może zabrać żywności i paliwa na trzy miesiące.<br />

- Takiego mi właśnie trzeba - mruknął Foyle. Skrzywił się i<br />

zaraz zapanował nad sobą. - Sam, chce go wynająć.<br />

- Po co?<br />

- Coś wystrzałowego.<br />

- Legalnego?<br />

- Nie.<br />

- A wiec to nie dla mnie, synu. Mam zszarpane nerwy. Przekonałem<br />

się o tym jauntując z tobą w kółko o krok przed glinami.<br />

Wycofuje się na dobre. Chce tylko spokoju.<br />

- Zapłacę pięćdziesiąt tysięcy. Nie chcesz pięćdziesięciu tysięcy?<br />

Mógłbyś na ich liczeniu spędzać niedziele.<br />

Igła kłuła bezlitośnie. Ciało Foyla drgało przy każdym uderzeniu.<br />

- Mam już pięćdziesiąt tysięcy. Mam dziesięć razy tyle w gotówce<br />

w banku wiedeńskim. - Quatt sięgnął do kieszeni i wydobył<br />

z niej kółko z błyszczącymi, radioaktywnymi kluczami.<br />

- Ten jest od banku. Ten od mojego mieszkania w Joburg. Dwa-<br />

Alfred Bes<strong>te</strong>r<br />

dzieścia pokoi; dwadzieścia akrów. Ten tutaj jest od mojego<br />

Weekendowicza stojącego w Montauk. Nie skusisz mnie, synu.<br />

Wycofałem się, gdy byłem jeszcze na fali. Teraz jauntuje z powro<strong>te</strong>m<br />

do Joburg i szczęśliwie przeżywam resztę mych dni.<br />

- Daj mi Weekendowicza. Możesz siedzieć sobie bezpiecznie<br />

w Joburg i tylko inkasować.<br />

- Kiedy mam inkasować?<br />

- Jak wrócę.<br />

- Chcesz dostać mój sta<strong>te</strong>k na kredyt i za obietnice zapłaty?<br />

- Gwarantuje.<br />

- Co gwarantujesz? - prychnął Quatt.<br />

- To robota ratownicza w as<strong>te</strong>roidach. Sta<strong>te</strong>k o nazwie „Nomad”.<br />

- Co jest na tym „Nomadzie”? Skąd wiesz, że akcja ratownicza<br />

będzie opłacalna?<br />

- Nie wiem.<br />

- Kłamiesz.<br />

- Nie wiem - mruknął uparcie Foyle. - Ale musi tam być coś<br />

cennego. Spytaj Jiz.<br />

- Słuchaj no - powiedział Quatt. - Nauczę cie czegoś. Robimy<br />

legalne in<strong>te</strong>resy, rozumiesz? Nie napadamy i nie wdajemy się w<br />

jakieś drobne spekulacje. Już <strong>te</strong>go nie robimy. Wiem co kombinujesz.<br />

Masz coś soczys<strong>te</strong>go, ale z nikim nie chcesz się tym<br />

dzielić. Dla<strong>te</strong>go żebrzesz o przysługę...<br />

Foyle zwiną) się pod igłą, ale wciąż pozostając we władzy<br />

swojego opętania, zmuszony był powtórzyć:<br />

- Nie wiem, Sam. Spytaj Jiz.<br />

- Jeśli masz godziwy in<strong>te</strong>res, czyń godziwe propozycje - rzucił<br />

Quatt ze złością. - Nie krąż dookoła jak jakiś cholerny, tatuowany<br />

tygrys, który tylko patrzy jakby tu rzucić się na ofi arę.<br />

Jes<strong>te</strong>śmy jedynymi przyjaciółmi jakich masz. Nie próbuj nas<br />

oszukiwać i kręcić...<br />

Przerwał Ojuattowi krzyk, który wyrwał się z ust Foyla.<br />

- Nie ruszaj się - powiedział roztargnionym głosem Baker.<br />

- Kiedy krzywisz twarz, nie mogę prawidłowo wprowadzić<br />

igły. - Tu posłał Jisbelli surowe, przeciągłe spojrzenie. Usta jej<br />

drżały. Gwałtownym ruchem otworzyła torebkę i wyciągnęła z<br />

niej dwa banknoty po 500 r. Rzuciła je na stolik obok zlewki z<br />

kwasem.<br />

- Poczekamy na zewnątrz - powiedziała.<br />

Zemdlała na korytarzu. Quatt zaciągnął ją do krzesła i poszukał<br />

pielęgniarki, która ocuciła dziewczynę aromatycznym amoniakiem.<br />

Jisbella zaczęła płakać tak gwałtownie, że Quatt przestraszył<br />

się. Odprawił pielęgniarkę i kręcił się w pobliżu, dopóki<br />

szlochanie nie ustało.<br />

- Co, u diabła, jest grane? Co miały znaczyć <strong>te</strong> pieniądze?<br />

- To były krwawe pieniądze.<br />

- Że co?<br />

- Nie chce o tym mówić.<br />

- Dobrze się czujesz?<br />

- Nie.<br />

- Mogę coś dla ciebie zrobić?<br />

- Nie.<br />

Nastąpiła długa pauza, po czym Jisbella spytała słabym głosem:<br />

- Zrobisz <strong>te</strong>n in<strong>te</strong>res z Gullym?<br />

- Ja? Nie. Szanse powodzenia wyglądają mi tu na tysiąc do<br />

jednego.<br />

- Na tym „Nomadzie” musi być coś wartościowego. Inaczej<br />

Dagenham nie prześladowałby tak Gulb’ego.<br />

- Nadal mnie to nie in<strong>te</strong>resuje. A ciebie?<br />

- Mnie? Mnie <strong>te</strong>ż nie. Nie chce mieć już nic wspólnego z Gully<br />

Foylem. Po następnej chwili milczenia Quatt spytał:<br />

- Mogę już iść do domu?<br />

- Ciężko było, prawda Sam?<br />

- Z tysiąc razy myślałem, że skonam niańcząc <strong>te</strong>go tygrysa.<br />

- Przepraszam cie, Sam.<br />

- Naszło mnie to po tym, co ci zrobiłem, kiedy gliny capneły<br />

cie w Memfi s.<br />

- To oczywis<strong>te</strong>, że mnie w<strong>te</strong>dy zostawiłeś, Sam.<br />

- Zawsze robimy to co jest oczywis<strong>te</strong>, tylko czasami nie powinniśmy<br />

<strong>te</strong>go robić.<br />

- Wiem, Sam, wiem.<br />

- I po<strong>te</strong>m spędzasz resztę życia próbując naprawić swój błąd.<br />

Tak sobie myślę, że jes<strong>te</strong>m <strong>te</strong>raz szczęśliwy, Jiz. Dziś wieczorem<br />

udało mi się wyrównać <strong>te</strong>n rachunek. Mogę już iść do domu?<br />

- Z powro<strong>te</strong>m do Joburg wieść szczęśliwe życie?<br />

- Uhum.<br />

- Nie zostawiaj mnie jeszcze samej, Sam. Wstydzę się sama<br />

siebie.<br />

- Dlaczego?<br />

FANTASTYKA 8/83

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!