wielki joe I N-te POKOLENIE
wielki joe I N-te POKOLENIE
wielki joe I N-te POKOLENIE
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Znaleźli sie oboje w lodowa<strong>te</strong>j czerni niezamieszkałych pieczar<br />
Gouffre Mar<strong>te</strong>l... całe mile nie zbadanych grot i jaskiń.<br />
- Na Boga, jednak nam się udało - s<strong>te</strong>knął Foyle.<br />
- Nie wiadomo, czy jest stąd jakieś wyjście, Gully. -Jisbella<br />
trzęsła się z zimna. - Może to tylko ślepy zaułek odgrodzony<br />
murem od szpitala?<br />
- Musi być wyjście.<br />
- Nie wiadomo, czy potrafi my je znaleźć.<br />
- Musimy je znaleźć. Chodźmy mała.<br />
Ruszyli na oślep w czerń. Foyle zdarł z głowy bezuży<strong>te</strong>czne<br />
gogle noktowizyjne. Wpadali na krawędzie i załomy skalne, uderzali<br />
głowami o niskie sklepienia, staczali się po pochyłościach<br />
i stromych, kamiennych stopniach. Przelazłszy przez ostrą jak<br />
brzytwa grań wydostali się na płaską równinę i ziemia uciekła<br />
im spod nóg. Upadli ciężko na szklis<strong>te</strong> podłoże. Foyle pomacał<br />
rękoma wokół siebie i dotknął ziemi jeżykiem.<br />
- Lod - mruknął. - To dobry znak. Jes<strong>te</strong>śmy w lodowej grocie,<br />
Jiz. To podziemny lodowiec. Podnieśli się drżąc z zimna i<br />
stawiając szeroko nogi ruszyli po śliskiej tafl i, która tworzyła<br />
się od tysiącleci w mrocznej otchłani Gouffre Mar<strong>te</strong>l. Po jakimś<br />
czasie dotarli do lasu kamiennych sopli, jaki uformowały s<strong>te</strong>rczące<br />
w górę z postrzępionego podłoża stalagmity i stalaktyty<br />
zwisające w dół ze sklepień. Wibraq’e towarzyszące każdemu<br />
stąpnięciu udzieliły się ogromnym stalaktytom; z góry spadać na<br />
nich zaczęły z łosko<strong>te</strong>m ciężkie, kamienne włócznie. Na skraju<br />
lasu Foyle zatrzymał się, wyciągnął przed siebie ręce i szarpnął.<br />
Dał się słyszeć czysty, metaliczny dźwięk. Foyle poszukał reki<br />
Jisbelli i wsunął jej w dłoń długi, zwężający się ku dołowi stożek<br />
stalagmitu.<br />
- Laseczka - mruknął. Używaj jej tak, jak to robią ślepcy.<br />
Wyłamał sobie drugi stalagmit i ruszyli przed siebie postukując,<br />
macając i potykając się w ciemnościach. Nie dochodził<br />
ich żaden ogłoś prócz galopu panicznego strachu... własnych<br />
przerywanych oddechów, przyspieszonego bicia serc, stukotu<br />
kamiennych lasek, kapania licznych kropel wody i odległego<br />
szumu podziemnej rzeki przepływającej pod Gouffre Mar<strong>te</strong>l.<br />
- Nie <strong>te</strong>dy, mała. - Foyle trącił Jisbelle w ramie. - Bardziej na<br />
lewo.<br />
- Masz choć najmniejsze pojecie dokąd się kierować, Gully?<br />
- W dół, Jiz. Idziemy każdym pochyleniem, które prowadzi<br />
w dół.<br />
- Masz jakiś pomysł?<br />
- Mam. Niespodzianka, niespodzianka. Mózg zamiast bomb.<br />
- Mózg zamiast... - Jisbella wybuchneła his<strong>te</strong>rycznym śmiechem.<br />
- Wpadłeś jak bomba do Ćwiartki Południowej wymachując<br />
kowalskim mło<strong>te</strong>m i t... tto ma być t...<strong>te</strong>n twój mmózg<br />
zamiast b...b..b... - Wyła i skręcała się ze śmiechu nie mogąc<br />
go opanować, dopóki Foyle nie chwycił jej za ramiona i nie potrząsnął.<br />
- Zamknij się, Jiz. Jeśli tropią nas G-fonem, to usłyszeliby<br />
ciebie z Marsa.<br />
- P...Przepraszam, Gully. Przepraszam. Ja... - Wzięła głęboki<br />
oddech. - Dlaczego mamy iść w dół?<br />
- Do rzeki; <strong>te</strong>j, którą cafy czas słyszymy. Musi przepływać<br />
gdzieś blisko. Wypływa pewriie z topniejącego lodowca.<br />
- Do rzeki?<br />
- To jedyna pewna droga prowadząca na zewnątrz. Musi gdzieś<br />
wypływać z góry. Popłyniemy. v- Gully, tyś oszalał!<br />
- O co chodzi, kurcze? Nie umiesz pływać?<br />
- Pływać umiem, ale...<br />
- No to musimy spróbować. Musimy, Jiz. Chodź.<br />
Podczas gdy szum rzeki z każdą chwilą narastał, oni zaczęli<br />
opadać z sił. W końcu jisbella zatrzymała sie dysząc ciężko.<br />
- Gully, musze odpocząć.<br />
- Nie przystawaj. Jest za zimno.<br />
- Już nie mogę.<br />
- Nie zatrzymuj się. - Namacał jej ramie.<br />
- Zabierz <strong>te</strong> łapy - krzyknęła rozwścieczona. W jednej chwili<br />
przemieniła się w sekutnice. Puścił ją, zdumiony tym nagłym<br />
wybuchem.<br />
- Co ci się stało? Głowa do góry, Jiz. Jes<strong>te</strong>m zdany na ciebie.<br />
- Co? Mówiłam przecież, że musimy planować... opracować<br />
ucieczkę..., a <strong>te</strong>raz wpędziłeś nas w sytuacje bez wyjścia.<br />
- Sam byłem w sytuacji bez wyjścia. Dagenham chciał mi<br />
zmienić cele. Nie mielibyśmy już Linii Szeptu. Musiałem, Jiz...<br />
no i wydostaliśmy się, może nie? ,<br />
- Z czego się wydostaliśmy? Zagubieni w Gouffre Mar<strong>te</strong>l.<br />
Szukający jakiejś cholernej rzeki, żeby się w niej utopie. Jes<strong>te</strong>ś<br />
idiotą, Gully i ja <strong>te</strong>ż jes<strong>te</strong>m idiotka, że dałam ci się w to wrobić.<br />
Niech cie diabli porwą! Niech cie diabli! Sprowadzasz wszystko<br />
do swojego imbecylskiego poziomu i mnie <strong>te</strong>ż do niego sprowadziłeś.<br />
Uciekaj. Walcz, Grzmoć. To wszystko na co cie stać. Bij,<br />
Alfred Bes<strong>te</strong>r<br />
łam, wysadzaj. Burz... Gully!<br />
Jisbella krzyknęła. W ciemnościach rozległ się zgrzyt obruszonego<br />
kamienia i jej krzyk zaczął zamierać gdzieś w dole coraz<br />
to niżej i niżej, aż urwał się wraz z głośnym pluskiem. Foyle<br />
słyszał jak jej ciało uderza o wodę. Skoczył do przodu, krzycząc<br />
- Jiz! - i zachwiał się nad krawędzią przepaści.<br />
Runął w dół i z oszałamiającym wstrząsem grzmotnął plackiem<br />
o wodę. Lodowata rzeka zamknęła sie nad nim i nie wiedział<br />
już gdzie góra, a gdzie dół. Miotając się i dusząc czuł, jak<br />
wartki nurt wlecze go po lodowa<strong>te</strong>j, oślizłej skale i po chwili,<br />
puszczając bąbelki z ust, wyniesiony został na powierzchnie.<br />
Krztusił się i krzyczał. Usłyszał odpowiedz Jisbelli. Jej głos był<br />
słaby i zagłuszany przez ryk potoku. Popłynął z prądem, próbując<br />
ją dogonić.<br />
Krzyczał bez przerwy, słysząc głos dziewczyny coraz to cichszy<br />
i cichszy. Ryk wzmógł się i nagle Foyle runął w dół wodospadu<br />
wraz z syczącym pła<strong>te</strong>m wody. Zanurkował do samego<br />
dna głębokiego rozlewiska i walcząc zawzięcie z otaczającym<br />
go żywiołem, jeszcze raz wypłynął na powierzchnie.<br />
Wir cisnął nim o zimne ciało uczepione kurczowo gładkiej,<br />
skalnej ściany.<br />
- Jiz!<br />
- Gully! Dzięki Bogu!<br />
Przywarli do siebie na chwile opierając się rwącemu prądowi.<br />
- Gully... - wykrztusiła Jisbella - Przepływa <strong>te</strong>dy.<br />
- Rzeka?<br />
- Tak.<br />
Czepiając się ściany ominął dziewczynę i wymacał wlot podwodnego<br />
tunelu. Prąd wsysał ich do niego-<br />
- Trzymaj się - wysapał Foyle. Badał skałę po prawej i po lewej<br />
stronie kanału. Kamienne ściany<br />
otaczające rozlewisko były gładkie i bez występów.<br />
- Nie damy rady wspiąć się na górę. Musimy przepłynąć.<br />
- Tam nie ma powietrza, Gully. Nie ma powierzchni.<br />
- Nie cały czas. Wstrzymamy oddechy.<br />
- Tunel może być dłuższy niż zdołamy powstrzymać się od<br />
oddychania.<br />
- Musimy ryzykować.<br />
- Nie mogę.<br />
- Musisz. Innej drogi nie ma. Napompuj płuca. Trzymaj się<br />
mnie. Wspierając się wzajemnie w wodzie i oddychając głęboko,<br />
napełniali płuca powietrzem. Foyle popchnął lekko Jisbelle<br />
w kierunku podwodnego tunelu.<br />
- Płyń pierwsza. Bede tuż za tobą... Pomogę, jak będziesz miała<br />
kłopoty.<br />
- Kłopoty! - krzyknęła Jisbellą trzęsącym się głosem. Zanurzyła<br />
się i pozwoliła, aby prąd wessał ją do tunelu. Foyle zanurkował<br />
za nią. Rwąca woda wciągała ich głębiej i głębiej miotając<br />
obojgiem o szklisto gładkie ściany kanału. Foyle płynął tuż<br />
za Jisbellą, czując, jak jej młócące wodę nogi grzmocą go po<br />
głowie i ramionach.<br />
Mknęli przez zdający się nie mieć końca tunel. Rozsadzało im<br />
już płuca, a ślepe oczy wychodziły z orbit, gdy w<strong>te</strong>m znowu dał<br />
się słyszeć ryk i pokazała się powierzchnia. Mogli zaczerpnąć<br />
tchu. Zamiast wypolerowanych przez wodę ścian tunelu mieli<br />
<strong>te</strong>raz wokół siebie postrzępione skały. Foyle złapał Jisbelle za<br />
nogę i uczepił się s<strong>te</strong>rczącego z brzegu skalnego występu.<br />
- Musimy tu wyleźć z rzeki - krzyknął.<br />
- Co?<br />
- Musimy się wspiąć na górę. Słyszysz <strong>te</strong>n ryk, tam przed<br />
nami? To katarakty. Progi. Rozedrze nas na strzępy. Wyłaź, Jiz.<br />
Była zbyt wyczerpana, aby wspiąć się na brzeg. Wypchnął jej<br />
ciało w górę, na skały i sam poszedł w jej ślady. Leżeli na ociekających<br />
wodą kamieniach nie mając nawet siły na rozmowę. W<br />
końcu Foyle stanął chwiejnie na nogi.<br />
- Musimy iść dalej - powiedział. - Wzdłuż rzeki. Gotowe?<br />
Nie miała siły odpowiedzieć. Nie miała siły zapro<strong>te</strong>stować.<br />
Pomógł jej wstać i ruszyli przez ciemność potykając się co<br />
chwila i starając trzymać się brzegu strumienia. Trawersowali<br />
gigantyczne głazy usypane w stosy, wznoszące się jak dolmeny,<br />
przemieszane, rozrzucone w labirynt. Kluczyli miedzy nimi<br />
i krążyli, aż zgubili rzekę. Nie słyszeli już jej w ciemnościach;<br />
nie mogli do niej wrócić. Nie mogli nigdzie wrócić.<br />
- Zabłądziliśmy... - mruknął Foyle z rozgoryczeniem. - Znowu<br />
zabłądziliśmy. Tym razem na dobre. Co <strong>te</strong>raz zrobimy?<br />
- Jisbellą zaczęła płakać. Wydawała z siebie bezradne, a zarazem<br />
rozwścieczone dźwięki. Foyle zatrzymał się i usiadł, pociągając<br />
ją za sobą.<br />
- Może masz i racje, mała - powiedział apatycznie. - Może i<br />
jes<strong>te</strong>m cholernym durniem. Wpędziłem nas oboje w <strong>te</strong> pułapkę,<br />
FANTASTYKA 8/83