15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Gwiazdy moje przeznaczenie<br />

czerwonoróżowych światłach i cieniach.<br />

Znajdował się w małej salce przyjęć, której umeblowanie<br />

stanowił stół i dwa krzesła. Zerwał z Dagenhama marynarkę i<br />

dwoma szybkimi ruchami ubrał się w nią sam, zdzierając przy<br />

tym plecy. Na stole leżał trój graniasty, zbójnicki kapelusz Dagenhama.<br />

Foyle bez namysłu wcisnął go na głowę nasuwając<br />

skrzydło głęboko na oczy.<br />

W przeciwległych ścianach salki widniały dwie pary drzwi.<br />

Foyle uchylił jedne. Wychodziły na korytarz północny. Zamknął<br />

je i przeskoczywszy przez pokój, wyjrzał przez drugie. Prowadziły<br />

do jauntoszczelnego labiryntu. Foyle wyśliznął się przez <strong>te</strong><br />

drzwi i znalazł się w labiryncie. Bez przewodnika, który by go<br />

przezeń przeprowadził, zabłądził natychmiast. Zaczął biegać tu<br />

i tam, przemierzając spiralne korytarze i zakręty, aż znalazł się<br />

z powro<strong>te</strong>m w salce przyjęć. Dagenham dźwigał się właśnie na<br />

kolana.<br />

Foyle zawrócił do labiryntu. Biegł. Dopadł zamkniętych drzwi<br />

i otworzył je z trzaskiem. Za nimi ukazała się jego oczom wielka<br />

hala, oświetlona normalnym światłem. Dwaj <strong>te</strong>chnicy pochyleni<br />

nad warszta<strong>te</strong>m ślusarskim podnieśli głowy i spojrzeli na niego<br />

zdumieni. Foyle porwał oparty o ścianę młot kowalski i niczym<br />

jaskiniowiec runął na mężczyzn, powalając obu. Daleko za sobą<br />

słyszał krzyki Dagenhama. Przebiegł dzikim wzorkiem po hali<br />

stwierdzając z przerażeniem, iż znalazł się w ślepej uliczce. Hala<br />

miała kształt li<strong>te</strong>ry L. Foyle popędził za róg, wypadł przez drugie<br />

drzwi do kolejnego, jauntoszczelnego labiryntu i znowu zabłądził.<br />

Zaczął brzęczeć sys<strong>te</strong>m alarmów Gouffre Mar<strong>te</strong>l. Foyle<br />

grzmotnął mło<strong>te</strong>m w ścianę labiryntu, wywalając wielką dziurę<br />

w cienkim, plastykowym przepierzeniu. Znalazł sie w oświetlonym<br />

podczerwienią pomdniowyrn korytarzu ćwiartki żeńskiej.<br />

Korytarzem nadbiegały dwie kobiety - strażniczki. Foyle<br />

machnął mło<strong>te</strong>m i zwalił je z nóg. Znajdował sie na samym niemal<br />

początku korytarza. Przed nim ciągnęła się długa perspektywa<br />

drzwi do cel. Na każdych jarzył się czerwony numer. Z góry<br />

korytarz oświetlały błyszczące, czerwone kule. Foyle stanął na<br />

palcach i uderzył mło<strong>te</strong>m w kule, która wisiała nad jego głową.<br />

Walił mło<strong>te</strong>m w oprawkę aż rozgniótł ją i zmiażdżył kabel zasilający.<br />

Cały korytarz pogrążył się w ciemnościach... nieprzeniknionych<br />

nawet dla noktowizyjnych gogli.<br />

- Będzie sprawiedliwie; <strong>te</strong>raz dla wszystkich ciemno - wydyszał<br />

Foyle i pognał korytarzem macając ściany i licząc drzwi.<br />

Jisbella przekazała mu dokładny, słowny opis Ćwiartki Południowej.<br />

Biegł, licząc, w kierunku celi Południe 900. Wpadł na<br />

jakąś postać - następną strażniczkę. Przyłożył jej raz mło<strong>te</strong>m.<br />

Krzyknęła i upadła. Kobiety pacjentki podniosły wrzask. Foyle<br />

stracił rachubę. Podbiegł kawałek... zatrzymał się...<br />

- Jiz! - ryknął.<br />

Usłyszał jej głos. Natknął się na kolejną strażniczkę. Rozprawił<br />

się z nią tak jak z poprzednimi i biegł dalej, aż znalazł w<br />

końcu cele Jisbelli.<br />

- Gully, na miłość boską... -Jej głos był przytłumiony.<br />

- Cofnij się, mała. Cofnij się. - Grzmotnął trzy razy mło<strong>te</strong>m w<br />

drzwi celi i <strong>te</strong>, z wyrwanym zamkiem, runęły do środka. Zataczając<br />

się wpadł do celi i zderzył się z jakąś postacią.<br />

- Jiz? - wysapał, z trudem chwytając powietrze. - Przepraszam<br />

cie... Przechodziłem. Pomyślałem, że wpadnę.<br />

- Gully, w imię...<br />

- Tak, tak. Cholery można dostać jak się tu do ciebie idzie,<br />

wiesz? Szybciej. Wychodź, mała. Wychodź. - Wyciągnął ją z<br />

celi. - Nie możemy przebijać się przez biura. Nie lubią mnie<br />

tam. Którędy do twoich Sanitariatów?<br />

- Gully, jes<strong>te</strong>ś szalony.<br />

- Cała Ćwiartka jest ciemna. Zmiażdżyłem kabel zasilający.<br />

Mamy pięćdziesiąt procent szans. Ruszaj, mała. Ruszaj.<br />

Popchną] ją potężnie. Poprowadziła go korytarzami do automatycznych<br />

komór żeńskich Sanitariatów. Podczas gdy mechaniczne<br />

ręce zdejmowały z nich ubranie, mydliły ich, moczyły,<br />

spryskiwały i dezynfekowały, Foyle jeździł dłońmi po ścianach,<br />

szukając po omacku szklanej tafl i medycznego okienka obserwacyjnego.<br />

Znalazłszy je machną mło<strong>te</strong>m i rozbił w kawałki.<br />

- Przechodź, Jiz.<br />

Popchnął dziewczynę przez okienko i sam przecisnął się za<br />

nią. Oboje byli rozebrani do naga, wysmarowani mydłem, pokaleczeni<br />

odłamkami szkła i krwawili. Foyle, ślizgając się i rozbijając<br />

o niewidoczne w ciemnościach przeszkody, szukał drzwi,<br />

przez które wchodzili tu ofi cerowie medyczni.<br />

- Nie mogę znaleźć drzwi, Jiz. Drzwi z kliniki. Ja...<br />

- Sza...!<br />

- Ale...<br />

- Cicho, Gully.<br />

Namydlona dłoń znalazła jego usta i zacisnęła się na nich. Dru-<br />

FANTASTYKA 8/83<br />

ga dłoń wjjiła się tak mocno w jego ramie, że paznokcie przebiły<br />

mu skórę. Poprzez wrzawę dochodzącą z jaskiń przebijał stukot<br />

kroków zdających się rozlegać tuż tuż. Przez komory Sanitariatów<br />

biegli po omacku Strażnicy. Podczerwone oświetlenie nie<br />

zostało jeszcze naprawione.<br />

- Mogą zauważyć okno - syknęła Jisbella. - Cicho.<br />

Przykucnęli na podłodze. Kroki tupotały po komorach w oszałamiającym<br />

<strong>te</strong>mpie. Po<strong>te</strong>m oddaliły się.<br />

- Poszli sobie - wyszeptała Jisbella. - Ale zaraz wrócą z refl ektorami.<br />

Chodź, Gully. Wychodzimy.<br />

- Ale drzwi do kliniki, Jiz. Zdaje mi się...<br />

- Żadnych drzwi tu nie ma. Korzystają ze spiralnych schodów<br />

i kiedy wychodzą, wciągają je na górę. Oni również pomyśleli o<br />

<strong>te</strong>j drodze ucieczki. Będziemy musieli poszukać wyciągu pralni.<br />

Bóg jeden wie co z <strong>te</strong>go wszystkiego wyniknie. Och, Gully, ty<br />

wariacie! Ty kompletny wariacie!<br />

Przeleźli przez okienko obserwacyjne z powro<strong>te</strong>m do komór.<br />

Szukali w ciemnościach wyciągu, którym zabierane były stare<br />

ubrania i podawane nowe, a mechaniczne ręce ponownie mydliły<br />

ich, spryskiwały i dezynfekowały. Nic nie mogli znaleźć.<br />

W<strong>te</strong>m miauczenie syreny, odbijając się echem po jaskiniach,<br />

wyciszyło wszystkie inne dźwięki. Zapadła cisza równie przytłaczająca<br />

jaki ciemność.<br />

- Tropią nas G-fonem, Gully.<br />

- G... czym?<br />

- Geofonem. Wykrywa szept przez pół mili li<strong>te</strong>j skały. Syrena<br />

była sygnałem do wyciszenia.<br />

- A wyciąg pralni?<br />

- Nie mogę go znaleźć.<br />

- No to chodź.<br />

- Gdzie?<br />

- Uciekamy.<br />

- Dokąd?<br />

- Nie wiem, ale nie dam się złapać klawiszom. Trocne gimnastyki<br />

dobrze ci zrobi.<br />

Znowu popchnął Jisbelle przed sobą i potykając się co chwila<br />

pobiegli dysząc przez czerń korytarza prowadzącego w dół,<br />

do najgłębiej położonych partii Południowej Ćwiartki. Jisbella<br />

upadła dwa razy, zawadzając o występy ściany na zakrętach.<br />

Foyle objął prowadzenie i biegł trzymając przed sobą jak an<strong>te</strong>nę<br />

trzonek kowalskiego młota. Nagle zderzył się ze ścianą i zdał<br />

sobie sprawę, że dotarli do końca ślepego korytarza. Znaleźli<br />

się w pułapce.<br />

- Cc <strong>te</strong>raz?<br />

- Nie wiem. To mi <strong>te</strong>ż wygląda na ślepą uliczkę moich pomysłów.<br />

Wrócić nie możemy na pewno. Sprałem w biurze Dagenhama.<br />

Nienawidzę <strong>te</strong>go faceta. Wygląda jak etykieta na bu<strong>te</strong>leczce<br />

z trucizną. Masz jakąś myśl, mała?<br />

- Och, Gully... Gully - zaszlochała Jisbella.<br />

- Liczyłem pa twoje pomysły. „Koniec z bombami”, mówiłaś.<br />

Teraz chciałbym mieć jedną. Mógłbym... Chwileczkę. - Dotknął<br />

wilgotnej ściany, o którą się opierali. Podtpalcami wyczuł karbowaną<br />

szachownice murarskich spoin. - Komunikat od G. Foyla:<br />

„To nie jest naturalna ściana jaskini. To jest sztuczny mur. Z<br />

cegły i kamieni. Czuje”.<br />

- Tak? - Jisbella pomacała ścianę.<br />

- To by znaczyło, że korytarz tu się nie kończy. Biegnie dalej.<br />

Zamurowali go. Odcięli drogę. Odepchnął Jisbelle od muru,<br />

przyłożył ręce do ziemi, aby natrzeć namydlone dłonie piaskiem<br />

i zaczął<br />

walić mło<strong>te</strong>m w ścianę. Walił jednostajnym rytmem, chrząkając<br />

i posapując. Stalowy młot uderzał w mur z głuchym odgłosem,<br />

jaki wydają zderzające się pod wodą kamienie.<br />

- Nadchodzą - powiedziała Jiz. - Słyszę ich.<br />

Głuchy łomot ciosów przeszedł w odgłosy kruszenia i miażdżenia.<br />

Najpierw rozległ się cichy szmer, a po<strong>te</strong>m ruszyła lawina<br />

kamyków i pokruszonej zaprawy. Foyle zdwoił wysiłki. W<strong>te</strong>m<br />

usłyszeli rumor i twarze owiał im prąd lodowa<strong>te</strong>go powietrza.<br />

- Przebi<strong>te</strong> - wymamrotał Foyle.<br />

Zaatakował z wściekłością krawędzie wybi<strong>te</strong>j w murze dziury.<br />

Wokół fruwały cegły, kamienie i okruchy starej murarskiej zaprawy.<br />

Foyle przerwał i zawołał do Jisbelle.<br />

- Spróbuj.<br />

Odrzucił młot, pochwycił dziewczynę wpół i podniósł ją do<br />

ziejącego na wysokości piersi otworu. Wydała okrzyk bólu, próbując<br />

przecisnąć się przez ostre krawędzie. Foyle pchał ją bezlitośnie,<br />

aż przepchnął ramiona i biodra. Puścił nogi dziewczyny i<br />

słuchał jak spadała z drugiej strony muru.<br />

Podciągnął się sam na rekach i przecisnął przez poszczerbioną<br />

wyrwę. Spadł z łosko<strong>te</strong>m na s<strong>te</strong>rtę cegieł i pokruszonej zaprawy,<br />

czując po drodze jak ręce Jisbelli próbują złagodzić jego upadek.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!