15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Wszystkie twarze szatana<br />

to słońce i przycisnął spust. Mimo iż z se<strong>te</strong>k pozycji wojsk Jarvena<br />

prowadzono nieustanny ogień, żaden ze Słoni nie został<br />

zatrzymany. Ich potężne, pancerne nogi miesiły glinę i wyrzucając<br />

fontanny błota sunęły, aby zmiażdżyć wojska buntowników.<br />

Olbrzymie brunatne przestrzenie pokry<strong>te</strong> były tysiącami sunących<br />

kolosów. Varden przygryzając wargi odrzucał jedną taśmę<br />

po drugiej. Wreszcie ręka zawisła w powietrzu. Amunicja wyczerpała<br />

się. Żołnierz wyszarpnął zza pasa granat i przywarł do<br />

miękkiej ziemi. Już tylko kilkadziesiąt metrów dzieliło najbliższego<br />

ze Słoni od jego pozycji. Nagle pancerny pojazd znikł.<br />

Po prostu znikł. Jak królik w cylindrze magika. Później znikł<br />

następny; i jeszcze jeden. Reszta nieprzerwanie sunęła naprzód.<br />

- Co ty na to, Varden? - odezwał się przybysz.<br />

Mimo huku wybuchów żołnierz wyraźnie usłyszał jego słowa.<br />

Odwrócił twarz w stronę nieznajomego, a <strong>te</strong>n pstryknął palcami.<br />

Następny ze Słoni rozwiał się. Varden patrzył oszołomiony.<br />

- Zostało ich jeszcze dużo - mężczyzna nakreślił w powietrzu<br />

koło<br />

- ale mogę zniszczyć wszystkie.<br />

Dłonie żołnierza gorączkowo zwarły się na rozgrzanej lufi e cekaemu,<br />

jego oczy śledziły zbliżające się pojazdy przeciwnika.<br />

Jeden ze Słoni dostał się do okopu i uruchamiając miotacze płomieni<br />

zmienił w popiół pół plutonu Henricksa. Varden widział to<br />

i płakał z bezsilnej złości.<br />

- Zrób coś! - ryknął w stronę obcego.<br />

Ten lekko się uśmiechnął.<br />

- Obiecaj, że spełnisz każde moje życzenie. Wiem, że wierzysz<br />

w Boga, a wiec przysięgnij na Niego.<br />

Varden milczał. Drugi ze Słoni pokonał zaporę ogniową i wdarł<br />

sie do okopu. Varden widział oszalałe z bólu sylwetki płonących<br />

żołnierzy biegnące wprost pod karabiny przeciwnika.<br />

- Przysięgam na Boga, że spełnię każde twoje życzenie - rzucił<br />

z jakąś wściekłą pasją.<br />

W tym momencie stracił przytomność. Obudził się na łóżku w<br />

lazarecie.<br />

- Co ze mną jest? - spytał przechodzącą pielęgniarkę.<br />

- Lekki szok. Niedaleko pana wybuchł pocisk, ale nie ma obrażeń<br />

zewnętrznych.<br />

Varden przypomniał sobie rozmowę z nieznajomym. Czyżby<br />

była tylko majakiem?<br />

- Czy... czy... - zająknął się - wygraliśmy?<br />

- Tak, wszystkie Słonie nagle stanęły w ogniu. Atakujemy. Varden<br />

opadł na poduszki. Nagle w jego świadomość wdarła Sie<br />

obca myśl. Czuł się nie tylko sobą, ale i wieloma innymi osobami.<br />

Dziwne uczucie, jakby naraz oglądał kilka fi lmów. Nagle<br />

zrozumiał! Pojął kim jest i jaka jest jego rola. Nie sposób jednak<br />

nie dotrzymać obietnicy, którą dał nieznajomemu. Teraz zdał sobie<br />

sprawę ze swego błędu, ale był to błąd nie do odwrócenia.<br />

• • •<br />

- Dlaczego znów pragniesz mnie widzieć? Czyż nie popełniłeś<br />

karygodnej nieostrożności? Naraziłeś siej na przegraną, a tym<br />

samym zubożyłeś świat o jego ważną cząstkę.<br />

- Nie wiedziałem - rzekłem - dopiero po czasie zdałem sobie<br />

sprawę z <strong>te</strong>go, co zrobiłem. Nadal nie wiem, nic nie wiem. Jes<strong>te</strong>m<br />

otoczony wrogością. Prześladują mnie siły wielokroć potężniejsze<br />

ode mnie. Nie dam rady. Chce żyć spokojnie.<br />

- Czy jest spokojne życie? Czym w ogóle jest życie, czy środkiem<br />

do osiągnięcia ma<strong>te</strong>rialnego zadowolenia, czy <strong>te</strong>ż środkiem<br />

do zdobywania wyższych poziomów, wspinania się na szczyty<br />

wiedzy, miłości? Odpowiedz!<br />

Jacek PIEKARA<br />

(ur.19.05.64 w Krakowie) skończył w tym roku edukację w Liceum<br />

Ogólnokształcącym. Coś w tym być musi, że po fantastykę sięgają najczęściej<br />

(udzie młodzi, niedoświadczeni - zapewne postrzegają oni SF<br />

jako gatunek łatwy, lecz przecież także pojemny, W <strong>te</strong>kście licealisty<br />

skrywającego swą twarz za scenerią Borgesa i Poego, za rozważaniami<br />

<strong>te</strong>ologów, za wątkami kina przygodowego, za poetyką horroru<br />

- czuje się coś własnego, przeżywanego naprawdę. Kostium jest cudzy,<br />

przejęty z kultury masowej; emocje - egzys<strong>te</strong>ncjonalne roz<strong>te</strong>rki,<br />

eschatologiczne wątpliwości, aksjologiczne poszukiwania - wyglądają<br />

na własne. Przyjmijmy więc <strong>te</strong> młodzieńcze wyznania z uwagą, mimo,<br />

że o „bólu przenikającym do najdrobniejszej komórki” wykłada nam autor,<br />

któremu los, tak aa razie, zaoszczędził najprawdopodobniej uczciwego<br />

bólu zęba.<br />

(m.p.)<br />

FANTASTYKA 8/83<br />

Milczałem.<br />

- A wiec nie umiesz mi odpowiedzieć.<br />

- Nie - krzyknąłem z nagłą złością. - Dlaczego wprowadzono<br />

mnie do <strong>te</strong>j maszyny i zaprogramowano? Dlaczego pokierowaliście<br />

mną nie dając mi możliwości wyboru?<br />

- Nieprawda, wprowadzony zostałeś do spełnienia swej misji,<br />

lecz reszta zależy od ciebie.<br />

- Kłamiesz! Znasz przecież przyszłość.<br />

- Tak, lecz to co znam nie jest pewnikiem. Potrafi ę przewidzieć,<br />

gdyż rozumiem świadomość, podświadomość i nadświadomość<br />

człowieka, wyciągam wnioski, obserwuje jego postępowanie<br />

i przewiduje to co się zdarzy, ale nigdy nie jes<strong>te</strong>m pewny do<br />

końca. Nikt nie zna przyszłości, gdyż ludzkość wprowadzona<br />

została w pewien stan, w którym istnieć musi sama, w którym<br />

sama decyduje o swym losie.<br />

- Bóg stworzył i odszedł pozostawiając nas na pastwę własnego<br />

losu.<br />

- Nie - zaprzeczył - cały czas, w każdej sekundzie istnienia<br />

Wszechświata trwa niezauważalna dla was walka Dobra i Zła.<br />

Wy, ludzie, jes<strong>te</strong>ście ciężarem, który może szale zwycięstwa<br />

przechylić na jedną bądź drugą stronę.<br />

Przymknąłem oczy.<br />

- Dlaczego właśnie ja? Wciąż nie mogę <strong>te</strong>go zrozumieć.<br />

• • •<br />

- Jes<strong>te</strong>ś twardy - rzekł Spinger - cholernie twardy. Nie widziałem<br />

nikogo takiego jak ty.<br />

Patrzyłem na niego półprzytomnie, modląc się, aby choć na<br />

chwile zniknął przeraźliwy ból.<br />

- Posłuchaj, twój opór nie ma sensu. Parę słów wyzwoli cie. Pójdziesz<br />

do szpitala, odpoczniesz.<br />

- Zabije cie, Spinger - wychrypiałem. Roześmiał się i wolnym<br />

krokiem podszedł do drzwi.<br />

- Za chwile przyjdę, Kersen - rzekł z uśmiechem - i zostanę tak<br />

długo aż wydobędę od ciebie wszystko. Wszystko - podkreślił z<br />

naciskiem. \<br />

Huk zamykanych drzwi stanowił wybawienie. Jednakże nadal<br />

całe moje ciało do najdrobniejszej komórki przenikał potworny<br />

ból.<br />

- Boże - wyjęczałem - pomóż mi.<br />

Nagle wyrósł jak spod ziemi mężczyzna w piaskowym garniturze.<br />

Jego twarz podlegała nieustannym zmianom. Na pierwszy<br />

rzut oka sprawiała wrażenie młodej, ale gdyby uważniej jej się<br />

przyjrzeć, można było dostrzec rysy dojrzałego mężczyzny a<br />

nawet starca.<br />

- Bóg ci nie pomoże, Kersen - rzekł z szyderstwem w głosie - on<br />

patrzy na twoje cierpienie, ale cie nie wybawi.<br />

Wiedziałem kim jest, lecz <strong>te</strong>raz strach i ból władały moimi<br />

uczynkami.<br />

- Pomóż mi. Roześmiał się.<br />

- A wiec jes<strong>te</strong>ś rozsądny. Wiesz, że tylko ja mogę wyrwać cie z<br />

<strong>te</strong>go błędnego koła tortur.<br />

- Ratuj - szepnąłem.<br />

• • •<br />

Emir el-Hebdi spacerował zamyślony po ogrodzie. Władza, olbrzymia<br />

władza jaka mogła mu przypaść w udziale kusiła swoimi<br />

możliwościami. Być panem ma<strong>te</strong>rii. Stwarzać i niszczyć wedle<br />

własnego uznania. Mieć na swoje rozkazy <strong>wielki</strong>e i tajemnicze<br />

siły. Lecz emir wiedział, że za wszystko trzeba zapłacić. I <strong>te</strong>j<br />

właśnie zapłaty bał się najbardziej. Towar był nęcący, ale cena<br />

musiała być bardzo wysoka. Zresztą czy życie po zdobyciu <strong>te</strong>j<br />

olbrzymiej władzy można byłoby nazwać szczęśliwym? Czy nie<br />

dręczyłyby go wyrzuty sumienia, czy nie zżerałby przeraźliwy<br />

strach przed dniem, w którym przyjdzie zwrócić zaciągnięty<br />

dług? Władca upierścienionymi palcami delikatnie dotknął kory<br />

cyprysu.<br />

- Czyż nie lepiej być drzewem, bezrozumną rośliną - spytał półgłosem<br />

sam siebie - nie mieć marzeń, dążeń, aspiracji, a jednocześnie<br />

nie przeżywać klęsk i rozczarowań?<br />

Gałęzie cyprysu poruszyły się dotknię<strong>te</strong> powiewem wiatru.<br />

- Wiem, że chciałbyś odpowiedzieć mi przyjacielu - rzekł emir<br />

z uśmiechem - ale gdybyś umiał formować myśli i zamieniać<br />

>>>>>>>

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!