15.06.2013 Views

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

- Teraz sprowadź hiiffena na dół - polecił.<br />

- Asir!<br />

- Szybko! - warknął.<br />

- Co chcesz uczynić?<br />

- Zostawię ciebie tutaj i zawracam do podziemi.<br />

- Nie! Nie porzucaj mnie tu w nery!<br />

Zawahał się. Na równinie cimeriańskiej żyły podstępne drapieżniki,<br />

które potraktowałyby córkę Welkira jako smakowity kąsek zesłany im<br />

z nieba - rozkosz dla podniebienia z rodzaju tych, jakimi rzadko mogły<br />

się cieszyć. Nawet przez świst wiatru słyszał co chwila wycie-wrzask<br />

zeha<strong>te</strong>go komi<strong>te</strong>tu powitalnego, oczekującego tam w dole swego obiadu.<br />

- Dobrze - mruknął niechętnie. - Skręć w stronę podziemi. Ale pamiętaj:<br />

jeden krzyk, a poszatkuje cie na kawałki. - Odjął nóż od gardła dziewczyny<br />

i przystawił go do jej pleców.<br />

- Nie rób <strong>te</strong>go, Asir. Proszę cie! - błagała. - Lećmy dalej na wzgórza.<br />

Dlaczego uparłeś się, żeby zejść do podziemi? Z powodu Tokry?<br />

Ukłuł ją nożem, aż krzyknęła z bólu.<br />

- Tokra będzie przeklęty i ty razem z nim! - warknął. - Zawracaj!<br />

- Ale dlaczego?<br />

- Schodzę do podziemi, żeby rozniecić Płomień Wichrów.<br />

- Jes<strong>te</strong>ś szalony! W podziemiach mieszkają duchy Starożytnych.<br />

- Idę rozniecić Płomień Wichrów - powtórzył nieustępliwie. - Teraz zawracaj<br />

albo złaź z hiiffena i wracam sam.<br />

Po chwili wahania szarpnęła cugle i hiiffen przechylił się majestatycznie<br />

na skrzydło. Przelecieli o mile na południe od wioski, minęli ją i<br />

poszybowali w kierunku klasztoru, gdzie kapłani i Wielki Joe strzegli<br />

wejścia do podziemnych krypt. W dole przed nimi klasztor odcinał się<br />

od ciemności plamą światła.<br />

- Okrąż go raz - rozkazał Asir.<br />

- Nie możesz tam wejść. Oni cie zabiją.<br />

Wątpił w to. Nikt jeszcze nie próbował wtargnąć do podziemi, z wyjątkiem<br />

kapłanów, którzy znosili na dół małe zwierzątka w ofi erze Śpiącemu<br />

Demonowi. Ponieważ nikt obcy nie ważył się nawet zbliżyć do<br />

wejścia, straż nie spodziewała się intruzów. Wątpił, czy będą czuwać.<br />

Klasztor był pustym czworobokiem chat z niską wieżą wznoszącą sie<br />

pośrodku dziedzińca. W <strong>te</strong>j właśnie wieży znajdowało się wejście do<br />

podziemi. Asir spoglądał z góry na dziedziniec widoczny w nikłym blasku<br />

Fobosa, wspomaganym przez żół<strong>te</strong>, migotliwe światła padające z<br />

okien klasztoru, który okrążali. Wydawał się być pusty.<br />

- Posadź hiiffena obok wieży! - polecił.<br />

- Asir... proszę cię.<br />

- Ląduj!<br />

Hiiffen zanurkował gwałtownie, przeleciał nad zewnętrznym murem i<br />

wpadł na dziedziniec. Wylądował z potężnym wstrząsem i zaczął kwiczeć<br />

żałośnie.<br />

- Szybko! - syknął Asir. - Odpinaj pasy i idziemy.<br />

- Ja nie idę.<br />

Ukłucie noża kazało jej zmienić zdanie. Ześlizgnęli się szybko na<br />

ziemie i Asir kopnął hiiffena w bok. Zwierze zaczerpnęło powietrza i<br />

wzbiło się lo<strong>te</strong>m strzały w górę.<br />

Przez jasno oświetlone okna klasztoru wyglądały już jakieś wystraszone<br />

twarze, próbując przebić wzrokiem mrok panujący na dziedzińcu.<br />

Ktoś wezwał ich okrzykiem do zatrzymania się. Asir dopadł drzwi wieży<br />

i otworzył je jednym szarpnięciem. Dziewczyna, zmuszona <strong>te</strong>raz do<br />

dzielenia niebezpieczeństw, weszła za nim bez ponaglania. Wkroczyli<br />

na podest schodów. W s<strong>te</strong>rczącym ze ściany uchwycie paliła się chwiejnym<br />

płomieniem świeca. Siedzący pod nią strażnik uniósł głowę, kompletnie<br />

zaskoczony i dopiero po chwili sięgnął po krótką halabardę. Asir<br />

kopnął go z całej siły w skroń, po czym wyciągnął bezwładne ciało z<br />

wieży. Przez dziedziniec biegli już ludzie z pochodniami. Asir zatrzasnął<br />

za sobą ciężkie metalowe drzwi i zaryglował je.<br />

Przystanęli na moment, aby zaczerpnąć tchu i Mara spojrzała nań przerażonym<br />

wzrokiem. Wydawało mu się, że zaraz wybuchnie złością, ale<br />

ona oparła się tylko o ścianę i ciężko dyszała. Przed nimi rozdziawiała<br />

się mroczna paszcza klatki schodowej - kamienne gardło prowadzące<br />

do wnętrzności Marsa i królestwa Wielkiego Joe. Asir spojrzał w zadumie<br />

na Marę i zrobiło mu się jej żal.<br />

- Mogę cie tu zostawić - zaproponował - ale będę musiał cie związać.<br />

Oblizała usta, zerkając najpierw na schody, po<strong>te</strong>m na drzwi, za którymi<br />

strażnicy podnieśli już szaloną wrzawę. Potrząsnęła głową. . - Pójdę z<br />

tobą.<br />

- Kapłani nic ci nie zrobią, gdy przekonają się, że byłaś moim więźniem.<br />

- Pójdę z tobą.<br />

Był zadowolony z jej decyzji, a jednocześnie zły na siebie za to uczucie.<br />

Arogancka, fałszywa, złośliwa dziewucha, myślał. Kłamała co do<br />

Tokry. Burknął coś pod nosem, ujął w dłoń świece i zaczął schodzić po<br />

schodach. Gdy ruszyła za nim, zesztywniał i obejrzał sie szybko, przypomniawszy<br />

sobie halabardę. Jak się spodziewał, podniosła ją. Ostrze<br />

znajdowało się <strong>te</strong>raz o stopę od jego pleców. Przez chwile patrzyli na<br />

siebie bez słowa, wreszcie usta Mary wykrzywiły się w niepewnym<br />

uśmiechu.<br />

Wal<strong>te</strong>r M. Miller, Jr.<br />

- Masz - powiedziała i obojętnie wręczyła mu broń. - Może ci sie przydać.<br />

Znowu spojrzeli sobie w oczy, ale tym razem było to już inne spojrzenie.<br />

Zdezorientowany potrząsnął głową i zaczął znów schodzić po<br />

stopniach. Z góry dochodziło ich uszu potężne walenie w drzwi. Klatka<br />

schodowa była mroczna i wilgotna. Czerń spowiła ich niczym całun.<br />

Schodzili w milczeniu i po pięciu tysiącach stopni. Asi przestał je liczyć.<br />

Gdzieś tam w głębi spał swym niespokojnym snem Wielki Joe. Asir<br />

zastanawiał się ponuro, ile czasu zajmie strażnikom, tam na górze, sforsowanie<br />

metalowych drzwi. Muszą przejść jakoś obok Wielkiego Joe<br />

zanim tamci wyważą je i wściekli wpadną tu za nimi. Istniał sposób na<br />

ominiecie potwora: <strong>te</strong>go był pewien. Wiązał się z tym w jakiś sposób<br />

ciąg dwudziestu cz<strong>te</strong>rech liczb, który pamiętał ze skradzionego rytuału.<br />

Osobną Sprawą był sposób ich wykorzystania. Wyobrażał sobie<br />

mgliście, że przed wewnętrznym wejściem ktoś musi do nich głośno<br />

zawołać.<br />

Dziewczyna szła <strong>te</strong>raz obok niego i czuł, jak drży. Rozbieganymi oczyma<br />

przeczesywał nerwowo każdą plamkę gęstszego mroku, każdy zakamarek<br />

i wnękę w ściankach klatki schodowej. Panującą cisze mącił<br />

tylko tupot ich stóp, a w ciemnościach rozchodziła sie woń stęchlizny.<br />

Świeca dawała bardzo mało światła.<br />

- Powiedziałam ci prawdę o Tokrze - odezwała się nagle Mara. Asir<br />

nie odpowiedział, wpatrując się przed siebie. Wstydził się swego niedawnego<br />

wybuchu zazdrości. Schodzili dalej w milczeniu. W<strong>te</strong>m Mara<br />

zatrzymała się.<br />

- Popatrz - syknęła wskazując palcem w dół.<br />

Osłonił świece dłonią i spojrzał w tym kierunku. Daleko pod nimi rysował<br />

się wyraźnie nikły prostokąt światła.<br />

- Koniec schodów - mruknął.<br />

Światło było blade i rozproszone, z lekkim zielonkawym zabarwieniem.<br />

Asir zdmuchnął świece i dziewczyna szybko zapro<strong>te</strong>stował.<br />

- Jak po ciemku wrócimy na górę? Roześmiał się bez cienia wesołości.<br />

- A skąd wiesz, że w ogóle będziemy wracać?<br />

Jęknęła i jeszcze silniej przywarta do jego ramienia, ale poszła za nim,<br />

gdy zaczęli powoli schodzić w dół, w kierunku plamy światła. Schody<br />

kończyły się przy drzwiach prowadzących do długiego korytarza. Z<br />

sufi tu spływało łagodne światło. Bladzi i przerażeni, zatrzymali się na<br />

ostatnim stopniu i spojrzeli w głąb korytarza. Mara krzyknęła cicho i<br />

zakryła dłońmi oczy.<br />

- Wielki Joe! - szepnęła ze zgrozą.<br />

Asir popatrzył jak urzeczony. Po środku dużej sali siedział Wielki Joe,<br />

śpiąc swym wiekowym snem pośród stosu połamanych i pobielałych<br />

kości. Ten metalowy potwór, dwa razy wyższy od Asira, został stworzony<br />

najwyraźniej po to, aby zabijać. Trójpalczas<strong>te</strong> dłonie zaopatrzone<br />

były w błyszczące szpony i monstrualna głowa ukształtowana na podobieństwo<br />

łba marswilka, z długimi, srebrnymi kłami. Do czego miałyby<br />

służyć <strong>te</strong> kły stworowi z metalu, jeśli nie do zabijania?<br />

Potwór drzemał w przysiadzie czekając na intruza. Asir przeciągnął<br />

dziewczynę przez drzwi klatki schodowej. Gdzieś znikąd doszedł ich<br />

monotonny głos: Jeśli przyszedłeś plądrować, wracaj!”<br />

Asir zamarł rozglądając się na wszystkie strony. Dziewczyna zaskomlała<br />

płaczliwym głosem.<br />

- Zostań tu przy schodach - nakazał jej i wypchnął z powro<strong>te</strong>m za<br />

drzwi.<br />

Ruszył wolno w kierunku sali, w której czekał Wielki Joe. W drugim jej<br />

końcu dostrzegł jeszcze jedne drzwi, a zadaniem potwora było najwyraźniej<br />

niedopuszczenie intruza do krypt wewnętrznych, gdzie, zgodnie<br />

z rytualnymi frazami, można było rozniecić Płomień Wichrów.<br />

Był już w połowie korytarza, gdy głos odezwał się znowu, intonując<br />

coś w rodzaju monotonnej pieśni:<br />

„Wielki Joe zabije ciebie. Wielki Joe zabije ciebie. Wielki Joe zabije<br />

ciebie.”<br />

Odwrócił się powoli, szukając wzrokiem mówcy, ale głos zdawał sie<br />

wydobywać z czarnego krążka widniejącego w ścianie. To była chyba<br />

jakaś mówiąca maszyna, o których wspomniano gdzieś w rytuale.<br />

Na kilka kroków przed wejściem do sali głos ucichł. Asir zatrzymał sie<br />

w drzwiach i spojrzał na potwora. Po<strong>te</strong>m wziął głęboki oddech i trzęsącym<br />

się, ale donośnym głosem zaczął nucić zapamiętany ciąg dwudziestu<br />

cz<strong>te</strong>rech liczb. Wielki Joe nadal trwał w swym nieruchomym<br />

przysiadzie. Nic się nie wydarzyło. Asir przekroczył próg.<br />

Wielki Joe, prostując się z metalicznym stęknięciem, wydał z siebie<br />

ogłuszających ryk i z dziko pałającymi ślepiami ruszył prosto na Asira,<br />

wyciągając w jego kierunku szponias<strong>te</strong> łapy. Asir wrzasnął, odwrócił<br />

się na piecie i rzucił do ucieczki. Po drodze natknął się na Marę, która<br />

leżała zemdlona w wejściu prowadzącym na schody. Walcząc z pokusą<br />

przeskoczenia przez bezwładne ciało i ratowania własnej skóry, zatrzymał<br />

się, aby podnieść dziewczynę.<br />

I nagle uświadomił sobie, że nikt go nie ściga. Obejrzał się. Wielki Joe<br />

wrócił na swoje miejsce i zdawał się znowu spać. Asir, zdziwiony, postąpił,<br />

do przodu i ponownie znalazł się w korytarzu.<br />

Jeśli przyszedłeś plądrować, wracaj”! Jeszcze raz ruszył ostrożnie naprzód.<br />

FANTASTYKA 8/83

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!