wielki joe I N-te POKOLENIE

wielki joe I N-te POKOLENIE wielki joe I N-te POKOLENIE

shoonay.thecompany.pl
from shoonay.thecompany.pl More from this publisher
15.06.2013 Views

Zabójca światów Dopiero trzeciego dnia lotu do bazy można było przerwać podawanie jej środków nasennych. Odzyskała przytomność, rozejrzała się wokół. Uświadomiła sobie, gdzie się znajduje i próbowała uciec, Jared znów ją uśpił. Nie mógł pozwolić, by Irina, Pierwsza na Khaine, umarła w mroźnej, pozbawionej powietrza próżni. Gili czekał. Był zmartwiony. Nie okazywał tego w sposób, w jaki robiłby to człowiek, jednak Jared potrafi ł rozpoznać nastroje istot, należących do rasy Mexla. Gili był zmartwiony. - A jeżeli ona nie zechce współpracować? - spytał. - Nie sądzę, aby chciała. Gili zgiął i natychmiast wyprostował nogi. - Wiec, jaki do diabła... - Nie, ani pranie mózgu, ani narkotyki. Musze sprawić, by sama chciała to zrobić. - Jak, do diabła... - To ty kiedyś powiedziałeś: „jeżeli nie bede miał niczego konstruktywnego do zaproponowania, odłożę sprawę i pozwolę tobie sie nią zając”. - Jared, mój Boże, a jeżeli... a jeżeli... - Nie mógł nawet wypowiedzieć tej myśli. Była zbyt niebezpieczna, zbyt straszna. Jared dotknął go delikatnie. - Gili, dotarliśmy aż do tego miejsca. Jeśli się teraz mylimy i te wszystkie twoje „jeżeli...” są uzasadnione... jeśli gdzieś po drodze coś poszło nie tak i my tego nie zauważyliśmy... to jesteśmy tym, czym wszyscy twierdzą, że jesteśmy. A jeżeli przeprowadziliśmy wszystko prawidłowo, to tak czy inaczej musi się udać. Gili zachwiał się z rezygnacją. - Będziesz teraz rozmawiał z maszyną? Jared przytaknął. - Jest zaprogramowana? - spytał. Gili potwierdził i odprowadził go do szybu komunikacyjnego. Jared znów go dotknął, delikatnie gładząc puszystą sierść. - Musisz się uzbroić w cierpliwość, przyjacielu. A po chwili dodał: - Teraz już nie możemy się wycofać. Szyb przerzucił Jareda przez jądro księżyca i zaniósł pod potężne drzwi, oddzielające ludzi od maszyny. Otworzył je jedynym kluczem, którym było to możliwe - przyrządem, zawierającym wzory jego fal mózgowych. Wszedł do środka i stanął przed ogromnym metalowymi mózgiem, wznoszącym się w górę, poza zasięg wzroku. Kazał go kiedyś skonstruować, by mu służył pomocą w mordowaniu światów dla zysku. - Cześć, Jared - powiedziała maszyna. - Dawno się nie widzieliśmy - odpowiedział. Podszedł do zaprojektowanego specjalnie dla niego fotela. Usiadł i po raz pierwszy od kilku lat poczuł się całkowicie odprężony. - Czy przywiozłeś Pierwszą? - Tak, jest tutaj. Jesteś pewna, że to było niezbędne dla powodzenia inwazji? - Czy kiedykolwiek się omyliłam? Jared zaśmiał się cicho. - Nawet jeżeli byś się omyliła, nie potrafi łbym tego sprawdzić. Maszyna zamruczała do siebie, jakby się zastanawiając. - Uważasz, że dałeś maszynie zbyt wielką siłę, mój twórco? - Maszyny nie mają w zwyczaju kpić ze swych panów. - Przepraszam. Tylko pytałam. - Nie, wcale nie myślę, że dałem ci zbyt wielką siłę. Obawiam sie jedynie, że jeśli przepali ci się gdzieś jakiś obwód i źle go przewiniesz, możemy wszyscy skończyć mówiąc „Tak jest, panie” do robotów. - Nie pragnę rządzić ludźmi. Odpowiada mi taka sytuacja, jaka jest teraz. Jared pozwolił jej kłamać. Maszyna właściwie nie mogła kłamać, nie mogła oszukiwać. Ale mogła zaprogramować się na specyfi czny rodzaj prawdy. - Martwisz się sprawą inwazji na Khaine. - Tym razem niezbyt mi wiele powiedziałaś. - Miałam powody. Wyznaczyłeś mi tylko jeden cel, Jared. Jestem zaprogramowana na jego osiągniecie i musze robić to, co jest konieczne. Dotychczas znajdowaliśmy się w pierwszym stadium programu, teraz wchodzimy w drugie, najbardziej niebezpieczne. Jest jednak jedno słabe ogniwo. - I jest nim...? - Jared - powiedziała maszyna. Nagle wiele rzeczy stało się dla niego jasne. Zanurzył się w fotel, próbując uporządkować rozbiegane myśli. - A więc potrzebujemy Iriny, Pierwszej na Khaine - powiedział w końcu. Maszyna odpowiedziała natychmiast. - Tak. MY jej potrzebujemy i TY jej potrzebujesz. Mężczyźni zbyt często stają się podobni do swoich maszyn, Jared. A potem oskarżają je, że przyczyniły się do ich dehumanizacji. Pracowałam wraz FANTASTYKA 8/83 z tobą nad programem przez piętnaście lat. Przedtem, zanim zostałam zbudowana, przez siedem lat pracowałeś sam. 22 lata, Jared, duża cześć życia każdego człowieka, a twego znacznie większa niż innych ludzi. Ciężar, który wziąłeś na swoje barki niszczy cie i w końcu zabije. Stałeś się zbyt podobny do mnie. Tak, potrzebujemy Pierwszej. Rozmawiali jeszcze przez wiele godzin. Potem Jared pojechał z powrotem do swego miasta, gdzie czekał na niego Gili. Zdobył sie jedynie na blady uśmiech i wyszeptał: - Zaprowadź mnie do domu, Gili. Potrzebuje snu. Ale nie mógł zasnąć. V Gili nie mógł tego zrozumieć. Maszyna postawiła kategoryczny warunek, aby Jared osobiście przeprowadził rozpoznanie i porwał Irinę. Gdy to zrobił, ryzykując życiem, maszyna opracowała niesłychanie prosty plan podboju Khaine, w którym nalegała, aby Irina była obecna na statku i przyglądała się wszystkim etapom inwazji. Potem Jared pojechał na dół, rozmawiał z maszyną i nic na temat tej rozmowy nie powiedział. Gili denerwował się i martwił. To wszystko nie wyglądało dobrze. Była w tym jakaś straszliwa pomyłka. Teraz, gdy na ekranach rozgrywały się ostatnie fazy podboju, a klient z Bunyana IV chichotał jak wariat za ich plecami, Gili sprawdzając pasy, którymi Irina była przywiązana do umieszczonego na wprost ekranów fotela, pragnął, żeby w ogóle nie podejmowali sie realizacji tego zlecenia. To był szybki podbój - Knaine była zupełnie bezbronna. Od pojawienia się w atmosferze planety statków Jareda nie minął nawet jeden dzień. Przez cały ten czas Pierwsza nie odezwała się ani słowem. Teraz Khaine była martwa, a ona na to patrzyła. Milczała, gdy niebo nad Jerozolimą zapłonęło czerwienią i miasto znikło z powierzchni ziemi. Nie powiedziała ani słowa, gdy bomby obracały w gruzy zakłady przemysłowe, a na miejscu górskiej bazy wojskowej powstawał szklisty krater. Przyglądała się temu wszystkiemu z zaciśniętymi ustami, a gdy komandosi Arnaka nadesłali Sygnał Bezpieczeństwa zwisła bezsilnie na krepujących ją pasach. Jared nie zwracał na nią uwagi. Stał nieruchomo przed dwustoma ekranami i nadzorował dobijanie planety. - To wszystko, Siedemnastko - powiedział w końcu. - Robota zakończona. Klient z Bunyana IV - wysoki i cienki, o guzowatych stawach i wąskich jak szparki zielonych oczach, miedzy którymi sterczał jak ostrze noża długi nos - odwrócił się w jego kierunku. - Wspaniale, po prostu wspaniale - powiedział, pozgrzytując z zadowolenia stawami. Śmiał się histerycznie przez cały czas trwania operacji. Jared nim pogardzał. - Jeszcze tylko jedna malutka rzecz - powiedział Siedemnastka, wyjmując przyrząd, zakończony wirującym jak piła ostrzem. Odwrócił się ku Pierwszej. - Żegnaj, moja droga Irino. Zgrzytając stawami zrobił trzy kroki i wyciągnął długie, cienkie ramie. Irina patrzyła na niego zimno. Nie bała się. - Nie! Słowo zgrzytnęło równie nieprzyjemne jak stawy Siedemnastki. Klient odwrócił powoli płaską głowę. Cienkie jak drut ramie z wirującym ostrzem nie obniżyło się nawet o centymetr. Jared patrzył na niego nieruchomo. - Powiedziałem - nie! Siedemnastka zaśmiał się wysokim, skrzekliwym głosem. - To jest Irina, Pierwsza na Khaine, zabójco. Jest jedyną osobą, która może zorganizować i poprowadzić na mnie kontruderzenie. Musi umrzeć. Natychmiast! - Jeszcze mi nie zapłaciłeś, Siedemnastko. - W odpowiednim czasie, zabójco. - Teraz. - Najpierw musze skończyć to, co ty rozpocząłeś. - Nie zmuszaj mnie, abym cie zabił - powiedział Jared. Klient z Bunyana IV odskoczył w tył, widząc broń w jego dłoni. - Co to znaczy? - Chce, żebyś mi zapłacił teraz, natychmiast. Siedemnastka usiłował śledzić jednocześnie Jareda i Gilla. Mexla przesuwał się powoli wzdłuż mostka. Siedemnastka wiedział, że został osaczony, ale nie rozumiał dlaczego. - Nie powiedziałeś mi jeszcze w jakiej formie mam ci zapłacić. Jared skinął głową w stronę kobiety. - Nie I - Siedemnastka powiedział to równie głośno i kategorycznie, jak przed chwilą Jared. Jared podszedł bliżej, przesuwając się jednocześnie w bok, by wystrzelony promień nie uszkodził przyrządów za plecami Siedemnastki. - Ona jest moja. To moja zapłata. Jeśli ją zabijesz w ciągu trzech dni będziemy koło Bunyana IV. To, co widziałeś tutaj może zostać powtó-

Harlan Ellison rzone na twojej planecie. Siedemnastka opuścił ostrze. - Jest twoja. - Dziękuje, Siedemnastko - odpowiedział Jared uprzejmym tonem. - Teraz idź i weź swoją własność. Klient pośpiesznie opuścił mostek, a kilka minut później jego statek z równym pośpiechem oddalał się od „Tempesta”. - Potwierdź przekazanie planety. Niech ją sobie biorą - powiedział Jared do Gilla. Gili podniósł się i podszedł do nadajnika, by przekazać Khaine fl ocie z Bunyana IV, wiszącej tuż poza zasięgiem detektorów podbitej planety. Irina patrzyła jak obce statki wdzierają się w atmosferę jej planety. Teraz... odwróciła oczy. Gdy je z powrotem podniosła, napotkała wzrok Jareda. - Powinieneś mu pozwolić mnie zabić - powiedziała niskim, beznamiętnym głosem. Dopóki żyje, nie będziesz bezpieczny nawet przez sekundę. Jared odłożył broń. - Porozmawiasz z moim przyjacielem - powiedział i odwrócił sie do niej plecami. Wrócili do bazy. Próbowała go zabić natychmiast po zdjęciu krepujących ją pasów. Bezskutecznie. Gili zdołał jej wstrzyknąć środek nasenny w chwili, gdy przystępowała do rozbijania ekranów. Obudziła się w fotelu, głęboko we wnętrzu księżyca, przed olbrzymim, metalowym mózgiem. Maszyna udowodniła jej, że Jared płacił za swoje podboje znacznie większą cenę, niż każdy z jego zleceniodawców. Otworzyła w jej mózgu kanały, dotychczas zablokowane przez wychowanie, wiek i lojalność. Już wiedziała kim jest Jared i co naprawdę robi... - To była szlachetna, samobójcza idea - powiedziała maszyna. - Była skazana na kieskę od samego początku. Dopiero gdy ja powstałam zjawił się cień szansy. 22 lata. Teraz ten cień jest już prawdopodobieństwem. Ład we wszechświecie. Światy, powiązane wzajemnym szacunkiem i etyką. Teraz to już jest prawdopodobne. Podbijaliśmy każdą planetę tak, by zagwarantować klientom Jareda władze nad nią, ale nie całkowitą i ostateczną, a wybór tych planet podporządkowaliśmy generalnemu planowi. Dzięki temu, gdy nadejdzie właściwy czas, wszystkie elementy tej łamigłówki ułożą sie w całość. W wielką, humanistyczną strukturę. Nie taką, jak te, wszystkie Bractwa i Stowarzyszenia, ale w taką, która naprawdę będzie służyła każdej istocie z osobna i wszystkim światom jako całości. Irina, już nie Pierwsza na Khaine, słuchała. Chłonęła głoszoną przez maszynę prawdę, gdyż jej umysł został wreszcie na przyjęcie prawdy otwarty. - Jared jest samotny. Musi być samotny, gdyż wie, że ten plan może być zrealizowany tylko samotnie. Jeśli mu się nie uda lub jeśli umrze, nie dokończywszy pracy, jego imię będzie żyło w pamięci milionów światów jako imię największego mordercy, jaki kiedykolwiek pojawił się we wszechświecie. Dodatkowym zadaniem dla mnie jest utrzymanie go przy zdrowych zmysłach, ochrona jego uczciwości, a przede wszystkim życia. Każda zapłata, jaką przyjął służyła generalnemu planowi. Nawet ty. Szczególnie ty. Irina wstała. - Nie tylko jako jego kobieta - dodała maszyna - jeżeli zdecydujesz sie zostać, ale by się nauczyć wszystkiego, co on umie i, jeśli on zginie, kontynuować jego prace. A także by dać mu dzieci, które poprowadzą to dalej. Wróciła do miasta. Czekał na nią Mexla. - Zostaniesz? - spytał. - Zostaną - odpowiedziała. Zawahała się, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze i nie mogła się zdecydować. Gili zaprowadził ją do niego, do pokoju, w którym spał. Zostawił ją tam, patrzącą, jak Jared rzuca się przez sen, snującą ponure myśli o śmierci i beznadziejności. Patrzyła, zdając sobie sprawę, że nigdy nie pokocha, ani nawet nie polubi tego człowieka. Nie byłaby zdolna kochać czy lubić kogoś, kto pokazał jej obrazy na dwustu ekranach. Patrzyła, chcąc z nim jednak zostać. Szeptała słowa, których nie potrafi ła powiedzieć Gillowi: „Dlaczego temu bogu miałoby się udać, jeżeli wszyscy inni bogowie ponieśli kieskę?” Ale w pustych przestrzeniach kosmosu nie było odpowiedzi. Jedynie nieme oczekiwanie milionów planet, pragnących stać się cząstkami jednej, wielkiej całości, wspólnego Wszechświata lub przeklinać po wieczne czasy imiona tych, którzy zabijali światy dla zysku. Przełożył Darosław J. Toruń Harlan Ellison chris achilleos wyobraźnia i precyzja Chris Achilleos należy do najbardziej wziętych grafi ków zajmujących się ilustrowaniem książek SF. Projektuje również plakaty fi lmowe i reklamy. Jest twórcą popularnego u nas plakatu z Bruce’em Lee. Jego okładki, czy to do książek typu fantasy, czy space opera, wyróżniają się fi nezją pomysłu, czystością kompozycji i precyzją wykonania. Poniżej i na IV stronie okładki przedstawiamy kilka jego prac. Ilustracje pochodzą z albumu Chrisa Achilleosa wydanego przez Haarlem Ltd. FANTASTYKA 8/83

Zabójca światów<br />

Dopiero trzeciego dnia lotu do bazy można było przerwać podawanie<br />

jej środków nasennych. Odzyskała przytomność, rozejrzała się<br />

wokół. Uświadomiła sobie, gdzie się znajduje i próbowała uciec, Jared<br />

znów ją uśpił. Nie mógł pozwolić, by Irina, Pierwsza na Khaine, umarła<br />

w mroźnej, pozbawionej powietrza próżni. Gili czekał. Był zmartwiony.<br />

Nie okazywał <strong>te</strong>go w sposób, w jaki robiłby to człowiek, jednak<br />

Jared potrafi ł rozpoznać nastroje istot, należących do rasy Mexla. Gili<br />

był zmartwiony.<br />

- A jeżeli ona nie zechce współpracować? - spytał.<br />

- Nie sądzę, aby chciała.<br />

Gili zgiął i natychmiast wyprostował nogi.<br />

- Wiec, jaki do diabła...<br />

- Nie, ani pranie mózgu, ani narkotyki. Musze sprawić, by sama chciała<br />

to zrobić.<br />

- Jak, do diabła...<br />

- To ty kiedyś powiedziałeś: „jeżeli nie bede miał niczego konstruktywnego<br />

do zaproponowania, odłożę sprawę i pozwolę tobie sie nią<br />

zając”.<br />

- Jared, mój Boże, a jeżeli... a jeżeli... - Nie mógł nawet wypowiedzieć<br />

<strong>te</strong>j myśli. Była zbyt niebezpieczna, zbyt straszna. Jared dotknął go delikatnie.<br />

- Gili, dotarliśmy aż do <strong>te</strong>go miejsca. Jeśli się <strong>te</strong>raz mylimy i <strong>te</strong> wszystkie<br />

twoje „jeżeli...” są uzasadnione... jeśli gdzieś po drodze coś poszło<br />

nie tak i my <strong>te</strong>go nie zauważyliśmy... to jes<strong>te</strong>śmy tym, czym wszyscy<br />

twierdzą, że jes<strong>te</strong>śmy. A jeżeli przeprowadziliśmy wszystko prawidłowo,<br />

to tak czy inaczej musi się udać.<br />

Gili zachwiał się z rezygnacją.<br />

- Będziesz <strong>te</strong>raz rozmawiał z maszyną? Jared przytaknął.<br />

- Jest zaprogramowana? - spytał.<br />

Gili potwierdził i odprowadził go do szybu komunikacyjnego. Jared<br />

znów go dotknął, delikatnie gładząc puszystą sierść.<br />

- Musisz się uzbroić w cierpliwość, przyjacielu. A po chwili dodał:<br />

- Teraz już nie możemy się wycofać.<br />

Szyb przerzucił Jareda przez jądro księżyca i zaniósł pod potężne<br />

drzwi, oddzielające ludzi od maszyny. Otworzył je jedynym kluczem,<br />

którym było to możliwe - przyrządem, zawierającym wzory jego<br />

fal mózgowych. Wszedł do środka i stanął przed ogromnym metalowymi<br />

mózgiem, wznoszącym się w górę, poza zasięg wzroku. Kazał go<br />

kiedyś skonstruować, by mu służył pomocą w mordowaniu światów<br />

dla zysku.<br />

- Cześć, Jared - powiedziała maszyna.<br />

- Dawno się nie widzieliśmy - odpowiedział. Podszedł do zaprojektowanego<br />

specjalnie dla niego fo<strong>te</strong>la. Usiadł i po raz pierwszy od kilku lat<br />

poczuł się całkowicie odprężony.<br />

- Czy przywiozłeś Pierwszą?<br />

- Tak, jest tutaj. Jes<strong>te</strong>ś pewna, że to było niezbędne dla powodzenia<br />

inwazji?<br />

- Czy kiedykolwiek się omyliłam? Jared zaśmiał się cicho.<br />

- Nawet jeżeli byś się omyliła, nie potrafi łbym <strong>te</strong>go sprawdzić. Maszyna<br />

zamruczała do siebie, jakby się zastanawiając.<br />

- Uważasz, że dałeś maszynie zbyt wielką siłę, mój twórco?<br />

- Maszyny nie mają w zwyczaju kpić ze swych panów.<br />

- Przepraszam. Tylko pytałam.<br />

- Nie, wcale nie myślę, że dałem ci zbyt wielką siłę. Obawiam sie jedynie,<br />

że jeśli przepali ci się gdzieś jakiś obwód i źle go przewiniesz,<br />

możemy wszyscy skończyć mówiąc „Tak jest, panie” do robotów.<br />

- Nie pragnę rządzić ludźmi. Odpowiada mi taka sytuacja, jaka jest <strong>te</strong>raz.<br />

Jared pozwolił jej kłamać. Maszyna właściwie nie mogła kłamać, nie<br />

mogła oszukiwać. Ale mogła zaprogramować się na specyfi czny rodzaj<br />

prawdy.<br />

- Martwisz się sprawą inwazji na Khaine.<br />

- Tym razem niezbyt mi wiele powiedziałaś.<br />

- Miałam powody. Wyznaczyłeś mi tylko jeden cel, Jared. Jes<strong>te</strong>m zaprogramowana<br />

na jego osiągniecie i musze robić to, co jest konieczne.<br />

Dotychczas znajdowaliśmy się w pierwszym stadium programu, <strong>te</strong>raz<br />

wchodzimy w drugie, najbardziej niebezpieczne. Jest jednak jedno słabe<br />

ogniwo.<br />

- I jest nim...?<br />

- Jared - powiedziała maszyna.<br />

Nagle wiele rzeczy stało się dla niego jasne. Zanurzył się w fo<strong>te</strong>l, próbując<br />

uporządkować rozbiegane myśli.<br />

- A więc potrzebujemy Iriny, Pierwszej na Khaine - powiedział w końcu.<br />

Maszyna odpowiedziała natychmiast.<br />

- Tak. MY jej potrzebujemy i TY jej potrzebujesz. Mężczyźni zbyt często<br />

stają się podobni do swoich maszyn, Jared. A po<strong>te</strong>m oskarżają je, że<br />

przyczyniły się do ich dehumanizacji. Pracowałam wraz<br />

FANTASTYKA 8/83<br />

z tobą nad programem przez piętnaście lat. Przed<strong>te</strong>m, zanim zostałam<br />

zbudowana, przez siedem lat pracowałeś sam. 22 lata, Jared, duża cześć<br />

życia każdego człowieka, a twego znacznie większa niż innych ludzi.<br />

Ciężar, który wziąłeś na swoje barki niszczy cie i w końcu zabije. Stałeś<br />

się zbyt podobny do mnie. Tak, potrzebujemy Pierwszej.<br />

Rozmawiali jeszcze przez wiele godzin. Po<strong>te</strong>m Jared pojechał z powro<strong>te</strong>m<br />

do swego miasta, gdzie czekał na niego Gili. Zdobył sie jedynie na<br />

blady uśmiech i wyszeptał:<br />

- Zaprowadź mnie do domu, Gili. Potrzebuje snu. Ale nie mógł zasnąć.<br />

V<br />

Gili nie mógł <strong>te</strong>go zrozumieć. Maszyna postawiła ka<strong>te</strong>goryczny warunek,<br />

aby Jared osobiście przeprowadził rozpoznanie i porwał Irinę.<br />

Gdy to zrobił, ryzykując życiem, maszyna opracowała niesłychanie<br />

prosty plan podboju Khaine, w którym nalegała, aby Irina była obecna<br />

na statku i przyglądała się wszystkim etapom inwazji.<br />

Po<strong>te</strong>m Jared pojechał na dół, rozmawiał z maszyną i nic na <strong>te</strong>mat <strong>te</strong>j<br />

rozmowy nie powiedział.<br />

Gili denerwował się i martwił. To wszystko nie wyglądało dobrze. Była<br />

w tym jakaś straszliwa pomyłka.<br />

Teraz, gdy na ekranach rozgrywały się ostatnie fazy podboju, a klient z<br />

Bunyana IV chichotał jak wariat za ich plecami, Gili sprawdzając pasy,<br />

którymi Irina była przywiązana do umieszczonego na wprost ekranów<br />

fo<strong>te</strong>la, pragnął, żeby w ogóle nie podejmowali sie realizacji <strong>te</strong>go zlecenia.<br />

To był szybki podbój - Knaine była zupełnie bezbronna. Od pojawienia<br />

się w atmosferze planety statków Jareda nie minął nawet jeden dzień.<br />

Przez cały <strong>te</strong>n czas Pierwsza nie odezwała się ani słowem. Teraz Khaine<br />

była martwa, a ona na to patrzyła. Milczała, gdy niebo nad Jerozolimą<br />

zapłonęło czerwienią i miasto znikło z powierzchni ziemi. Nie powiedziała<br />

ani słowa, gdy bomby obracały w gruzy zakłady przemysłowe,<br />

a na miejscu górskiej bazy wojskowej powstawał szklisty kra<strong>te</strong>r. Przyglądała<br />

się <strong>te</strong>mu wszystkiemu z zaciśniętymi ustami, a gdy komandosi<br />

Arnaka nadesłali Sygnał Bezpieczeństwa zwisła bezsilnie na krepujących<br />

ją pasach.<br />

Jared nie zwracał na nią uwagi. Stał nieruchomo przed dwustoma ekranami<br />

i nadzorował dobijanie planety.<br />

- To wszystko, Siedemnastko - powiedział w końcu. - Robota zakończona.<br />

Klient z Bunyana IV - wysoki i cienki, o guzowatych stawach i wąskich<br />

jak szparki zielonych oczach, miedzy którymi s<strong>te</strong>rczał jak ostrze noża<br />

długi nos - odwrócił się w jego kierunku.<br />

- Wspaniale, po prostu wspaniale - powiedział, pozgrzytując z zadowolenia<br />

stawami. Śmiał się his<strong>te</strong>rycznie przez cały czas trwania operacji.<br />

Jared nim pogardzał.<br />

- Jeszcze tylko jedna malutka rzecz - powiedział Siedemnastka, wyjmując<br />

przyrząd, zakończony wirującym jak piła ostrzem. Odwrócił się ku<br />

Pierwszej. - Żegnaj, moja droga Irino. Zgrzytając stawami zrobił trzy<br />

kroki i wyciągnął długie, cienkie ramie. Irina patrzyła na niego zimno.<br />

Nie bała się.<br />

- Nie!<br />

Słowo zgrzytnęło równie nieprzyjemne jak stawy Siedemnastki. Klient<br />

odwrócił powoli płaską głowę. Cienkie jak drut ramie z wirującym<br />

ostrzem nie obniżyło się nawet o centymetr. Jared patrzył na niego nieruchomo.<br />

- Powiedziałem - nie!<br />

Siedemnastka zaśmiał się wysokim, skrzekliwym głosem.<br />

- To jest Irina, Pierwsza na Khaine, zabójco. Jest jedyną osobą, która<br />

może zorganizować i poprowadzić na mnie kontruderzenie. Musi<br />

umrzeć. Natychmiast!<br />

- Jeszcze mi nie zapłaciłeś, Siedemnastko.<br />

- W odpowiednim czasie, zabójco.<br />

- Teraz.<br />

- Najpierw musze skończyć to, co ty rozpocząłeś.<br />

- Nie zmuszaj mnie, abym cie zabił - powiedział Jared. Klient z Bunyana<br />

IV odskoczył w tył, widząc broń w jego dłoni.<br />

- Co to znaczy?<br />

- Chce, żebyś mi zapłacił <strong>te</strong>raz, natychmiast.<br />

Siedemnastka usiłował śledzić jednocześnie Jareda i Gilla. Mexla przesuwał<br />

się powoli wzdłuż mostka. Siedemnastka wiedział, że został osaczony,<br />

ale nie rozumiał dlaczego.<br />

- Nie powiedziałeś mi jeszcze w jakiej formie mam ci zapłacić. Jared<br />

skinął głową w stronę kobiety.<br />

- Nie I - Siedemnastka powiedział to równie głośno i ka<strong>te</strong>gorycznie, jak<br />

przed chwilą Jared.<br />

Jared podszedł bliżej, przesuwając się jednocześnie w bok, by wystrzelony<br />

promień nie uszkodził przyrządów za plecami Siedemnastki.<br />

- Ona jest moja. To moja zapłata. Jeśli ją zabijesz w ciągu trzech dni<br />

będziemy koło Bunyana IV. To, co widziałeś tutaj może zostać powtó-

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!