STEPHENIE MEYER Zaćmienie

STEPHENIE MEYER Zaćmienie STEPHENIE MEYER Zaćmienie

02.04.2013 Views

- Nie zwódź mnie - szepnęłam na granicy słyszalności. - Wiem, że ktoś jest ranny. Widziałam na własne oczy, jak obaj z Sethem wili się z bólu. - Tak - wyznał wreszcie. - Kto? - spytałam, choć znałam już odpowiedź. No tak. Któżby inny. Pnie drzew stały się na powrót widoczne. Zaraz mieliśmy wybiec na polanę. Nie odpowiedział mi od razu. - Jacob. Skinęłam głową. - No tak — zdołałam jeszcze szepnąć. A potem wpadłam w ową mroczną otchłań, nad którą wisiałam już od dawna. Najpierw poczułam, że ktoś mnie dotyka - więcej niż jedna osoba. Ktoś trzymał mnie w ramionach, kto inny badał mi tętno w nadgarstku, jeszcze kto inny głaskał mnie po czole. Wnętrze czyjeś zimnej dłoni przylegało do mojego policzka. Dopiero później pojawiły się glosy. Z początku były tylko szmerami, ale stopniowo robiły się coraz donośniejsze i wyraźniejsze, jakby ktoś podkręcał dźwięk w radiu. - To już pięć minut — powiedział zdenerwowany Edward. - Dojdzie do siebie, jak będzie gotowa - uspokoił go opanowany Carlisle. - Dużo dziś przeszła. Pozwólmy jej umysłowi się przed tym bronić. scandalous An43 + Eleonora

Ale mojego umysłu nic nie chroniło. Nawet, gdy leżałam nieprzytomna, nie opuściła mnie świadomość tego, co się wydarzyło. Ból stanowił integralną część otaczających mnie ciemności. Miałam wrażenie, że oderwałam się od swojego ciała - że jestem uwięziona w klatce, w zakamarku swojej własnej głowy i niczym już nie jestem w stanie sterować. Na to też nic nie mogłam poradzić. Nie mogłam nawet myśleć. Moje cierpienie było tak silne, że nie było przed nim ucieczki. Jacob. Jacob! Nie, nie, nie... - Alice, ile mamy jeszcze czasu? - spytał Edward. Był wciąż spięty - kojące zapewnienia Carlisle'a nic nie zdziałały. Głos Alice dobiegł z pewnej odległości. Na szczęście był pełen optymizmu. - Jeszcze pięć minut. A Bella otworzy oczy za trzydzieści siedem sekund. Nie wykluczam, że już nas słyszy. - Słyszysz mnie, skarbie? — odezwała się czule Esme. — Już dobrze. Nic ci nie grozi. Mnie nie, ale co to była za pociecha? Ktoś przytknął mi do ucha chłodne wargi. Był to Edward. Dopiero siła jego słów przerwała tortury i wyswobodziła mnie z zamknięcia. - Nic mu nie będzie, Bello. Wyliże się z tego. Przeżyje. Jego rany goją się w oczach. scandalous An43 + Eleonora

- Nie zwódź mnie - szepnęłam na granicy słyszalności. -<br />

Wiem, że ktoś jest ranny.<br />

Widziałam na własne oczy, jak obaj z Sethem wili się z bólu.<br />

- Tak - wyznał wreszcie.<br />

- Kto? - spytałam, choć znałam już odpowiedź.<br />

No tak. Któżby inny.<br />

Pnie drzew stały się na powrót widoczne. Zaraz mieliśmy wybiec na<br />

polanę.<br />

Nie odpowiedział mi od razu.<br />

- Jacob. Skinęłam głową.<br />

- No tak — zdołałam jeszcze szepnąć.<br />

A potem wpadłam w ową mroczną otchłań, nad którą wisiałam już od<br />

dawna.<br />

Najpierw poczułam, że ktoś mnie dotyka - więcej niż jedna osoba.<br />

Ktoś trzymał mnie w ramionach, kto inny badał mi tętno w<br />

nadgarstku, jeszcze kto inny głaskał mnie po czole. Wnętrze czyjeś<br />

zimnej dłoni przylegało do mojego policzka.<br />

Dopiero później pojawiły się glosy. Z początku były tylko szmerami,<br />

ale stopniowo robiły się coraz donośniejsze i wyraźniejsze, jakby ktoś<br />

podkręcał dźwięk w radiu.<br />

- To już pięć minut — powiedział zdenerwowany Edward.<br />

- Dojdzie do siebie, jak będzie gotowa - uspokoił go opanowany<br />

Carlisle. - Dużo dziś przeszła. Pozwólmy jej umysłowi się przed tym<br />

bronić.<br />

scandalous<br />

An43 + Eleonora

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!