STEPHENIE MEYER Zaćmienie

STEPHENIE MEYER Zaćmienie STEPHENIE MEYER Zaćmienie

02.04.2013 Views

Dopiero kiedy wymówił to imię, uzmysłowiłam sobie, że nie ma na myśli siebie i Setha. Nie atakowała ich żadna niewidoczna siła. Tym razem kryzys miał miejsce daleko stąd. Używał liczby mnogiej. Spaliłam już cały swój zapas adrenaliny - mojemu organizmowi nic już nie zostało. Osunęłam się na ziemię, ale mój ukochany złapał mnie, zanim upadłam. Wziąwszy mnie w ramiona, zerwał się na równe nogi. - Seth! - krzyknął. Wilk, nadal w boleściach, siedział przyczajony ze sprężonymi mięśniami. Wyglądał tak, jakby zamierzał lada moment rzucić się pędem w las. - Nie ma mowy! - zarządził Edward. - Wracasz prosto do domu! W tej chwili! Seth pisnął i pokręcił przecząco łbem. - Seth, zaufaj mi. Basior spojrzał mu głęboko w oczy. Wstał, obrócił się i ani się obejrzałam, zniknął wśród drzew niczym duch. Edward przytulił mnie sobie mocniej do piersi, a potem sam też puścił się biegiem przez las, wybierając jednak inną ścieżkę. Niebo przesłoniła mroczna plątanina gałęzi. scandalous - Co się stało? — wykrztusiłam z trudem przez ściśnięte gardło. - Co się stało Samowi? Dokąd biegniesz? Co się dzieje? - Musimy jak najszybciej znaleźć się na polanie — wyjaśnił mi ściszonym głosem. — To żadna niespodzianka — wiedzieliśmy, że z An43 + Eleonora

dużym prawdopodobieństwem tak właśnie się to skończy. No i rzeczywiście, Alice nawiedziła wcześnie rano odpowiednia wizja. Przekazała mi jej treść przez Sama i Setha. To Volturi. Podjęli decyzję, że czas zainterweniować. Volturi. Miałam dość. Mój umysł odmówił przetworzenia tej informacji, udał, że nic z tego nie zrozumiał. Przed oczami migały mi pnie drzew. Edward pędził w dół zbocza z taką prędkością, jakby nie biegi, a bezwładnie spadał. - Tylko nie wpadaj w panikę. Nie przybywają tu z naszego powodu. Wysłali tylko niewielki oddział strażników, jak to mają w zwyczaju, gdy trzeba gdzieś zaprowadzić porządek. Od tego są. Oczywiście, nie zaprzeczę, że ta ich zwłoka jest podejrzana. Najwyraźniej - ciągnął ze wstrętem - nikt we Włoszech zbytnio by nie rozpaczał, gdyby nowonarodzonym udało się przy okazji zmniejszyć stan liczebny naszej rodziny. Cóż, upewnię się, co chodziło im po głowie, kiedy spotkamy się z nimi na polanie. - Czy po to musimy się tam zameldować? - szepnęłam. Broniłam się przed tymi obrazami, ale i tak przypomniały mi się złowrogie sylwetki w czarnych pelerynach. Wzdrygnęłam się. Czy miałam znieść taką konfrontację? Byłam przecież już o krok od załamania. scandalous - Po części. Przede wszystkim, będzie dla nas bezpieczniej, jeśli zmierzymy się z nimi w grupie. Nie mają powodów, by nas An43 + Eleonora

Dopiero kiedy wymówił to imię, uzmysłowiłam sobie, że nie ma na<br />

myśli siebie i Setha. Nie atakowała ich żadna niewidoczna siła. Tym<br />

razem kryzys miał miejsce daleko stąd.<br />

Używał liczby mnogiej.<br />

Spaliłam już cały swój zapas adrenaliny - mojemu organizmowi nic<br />

już nie zostało. Osunęłam się na ziemię, ale mój ukochany złapał<br />

mnie, zanim upadłam. Wziąwszy mnie w ramiona, zerwał się na<br />

równe nogi.<br />

- Seth! - krzyknął.<br />

Wilk, nadal w boleściach, siedział przyczajony ze sprężonymi<br />

mięśniami. Wyglądał tak, jakby zamierzał lada moment rzucić się<br />

pędem w las.<br />

- Nie ma mowy! - zarządził Edward. - Wracasz prosto do domu!<br />

W tej chwili!<br />

Seth pisnął i pokręcił przecząco łbem.<br />

- Seth, zaufaj mi.<br />

Basior spojrzał mu głęboko w oczy. Wstał, obrócił się i ani się<br />

obejrzałam, zniknął wśród drzew niczym duch.<br />

Edward przytulił mnie sobie mocniej do piersi, a potem sam też puścił<br />

się biegiem przez las, wybierając jednak inną ścieżkę. Niebo<br />

przesłoniła mroczna plątanina gałęzi.<br />

scandalous<br />

- Co się stało? — wykrztusiłam z trudem przez ściśnięte gardło. -<br />

Co się stało Samowi? Dokąd biegniesz? Co się dzieje?<br />

- Musimy jak najszybciej znaleźć się na polanie — wyjaśnił mi<br />

ściszonym głosem. — To żadna niespodzianka — wiedzieliśmy, że z<br />

An43 + Eleonora

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!