STEPHENIE MEYER Zaćmienie
STEPHENIE MEYER Zaćmienie STEPHENIE MEYER Zaćmienie
Z jego ruchów dało się odczytać, że jest tak samo szczęśliwy jak wtedy, kiedy biegał ze mną ot tak, dla przyjemności, tylko po to, żeby poczuć wiatr we włosach. W innych, mniej dramatycznych okolicznościach, i ja byłabym z tego powodu szczęśliwa. Reszta rodziny czekała na nas na środku ogromnej polany -rozmawiali ze sobą, jak gdyby nigdy nic, przybrawszy niedbałe pozy. Od czasu do czasu Emmett wybuchał gromkim śmiechem, który przetaczał się po otwartej przestrzeni niczym grom i odbijał echem od przeciwległej ściany lasu. Edward postawił mnie na ziemi, więc podeszliśmy do pozostałych, trzymając się za ręce. Ze sporym opóźnieniem, bo księżyc schował się za chmurami i było bardzo ciemno, uświadomiłam sobie, że to właśnie w tym miejscu Cullenowie grywali w baseball. To tu mój pierwszy wieczór spędzany nieformalnie w ich towarzystwie przerwało nadejście Jamesa i jego dwójki kamratów. Poczułam się nieswojo - jakby lada chwila James, Laurent i Victoria naprawdę mieli do nas dołączyć. Ale James i Laurent już nigdy nie mieli do nikogo dołączyć. Pewien schemat był nie do powtórzenia. Może we wszystkie wkradła się jakaś usterka. Tak, ktoś wyłamał się z przypisanego sobie schematu. Tylko kto? Czy mogli to być przestrzegający do tej pory reguł Volturi? Czy to oni stanowili zmienną w tym równaniu? Miałam co do tego duże wątpliwości. scandalous Victoria z kolei przypominała mi zawsze którąś z sił natury, chociażby huragan prący po prostej ku brzegowi - coś nie do An43 + Eleonora
uniknięcia czy obłaskawienia, ale jednak przewidywalnego. Tyle że może jej nie doceniałam. Może była zdolna do adaptacji. - Wiesz, co myślę? - spytałam Edwarda. Zaśmiał się. - Nie. Niemal się uśmiechnęłam. - No, co myślisz? - Sądzę, że to wszystko jest z sobą połączone. Nie tylko te dwie ostatnie, ale wszystkie trzy. - Wybacz, ale straciłem wątek. - Trzy złe rzeczy, które wydarzyły się od czasu twojego powrotu. - Wyliczyłam je na palcach. - Nowonarodzeni w Seattle. Nieznajomy w moim pokoju. A na samym początku, nie zapominaj, wróciła po mnie Victoria. Kiedy o tym pomyślał, zacisnął wargi w wąską linię. - Czemu tak uważasz? - Ponieważ zgadzam się z Jasperem. Volturi za bardzo kochają zasady. Zresztą, sprawniej by się do tego zabrali. Gdyby chcieli mnie zabić, nie żyłabym już od dawna, dodałam w myślach. - Pamiętasz, jak tropiłeś Victorie w zeszłym roku? - dodałam. - Pamiętam. - Zmarszczył czoło. - Nie byłem w tym za dobry. - Alice mówiła mi, że byłeś między innymi w Teksasie. Czy to po tropach Victorii dotarłeś na południe Stanów? Ściągnął brwi. - Tak. Hm... Sugerujesz...? scandalous An43 + Eleonora
- Page 393 and 394: W garażu Cullenów zastaliśmy Ros
- Page 395 and 396: - Nie musisz się teraz tym zadręc
- Page 397 and 398: Czyżby istniał jeden aspekt ludzk
- Page 399 and 400: - Podsumujmy: skoro przyniosłam ci
- Page 401 and 402: Taktyka polegająca na tym, że rob
- Page 403 and 404: Planowałam uczesać się w jakiś
- Page 405 and 406: - Jasne. Już się nie mogę doczek
- Page 407 and 408: Poszło tak szybko. Czułam się, j
- Page 409 and 410: się ode mnie, rozglądając się n
- Page 411 and 412: chodzi mu o was czy o nas, tylko wy
- Page 413 and 414: - Nie bądź niemądra. Może pojed
- Page 415 and 416: zbyt często, przesuwały się za k
- Page 417 and 418: Było to kolejne kłamstwo, ale tym
- Page 419 and 420: Chyba zaraz za następnym zakrętem
- Page 421 and 422: Jęknęłam głośno. Nie przestaj
- Page 423 and 424: weszła Jessica, zaraz za nią sam
- Page 425 and 426: wśród gości, obejmował mnie non
- Page 427 and 428: guzik dzwonka raz jeszcze, tym raze
- Page 429 and 430: powinienem się tak narzucać. Zach
- Page 431 and 432: - Bardzo. Jest niesamowity. Uśmiec
- Page 433 and 434: Jego przyjaciele z watahy patrzyli
- Page 435 and 436: Jeszcze przez sekundę świdrowała
- Page 437 and 438: - Liczebność to jeszcze nie wszys
- Page 439 and 440: - Bez wątpienia - zgodził się z
- Page 441 and 442: Żeby móc się lepiej kontrolować
- Page 443: grupie, i jestem zdania, że wilcze
- Page 447 and 448: Volturi nie mogliby jej właściwie
- Page 449 and 450: - Trudno im się dziwić. Jestem im
- Page 451 and 452: - Tyle wystarczy - powiedział Carl
- Page 453 and 454: Emmett nie był tą uwagą zachwyco
- Page 455 and 456: dotknąć. Odnosiło się wrażenie
- Page 457 and 458: Następny walczył z nim Carlisle,
- Page 459 and 460: się dość niezdarnie, a kiedy Sam
- Page 461 and 462: Pozostałe wilki już się wycofywa
- Page 463 and 464: - Bello, skarbie, nie możesz zosta
- Page 465 and 466: trop, zanim wpadliby na nas... Obaj
- Page 467 and 468: - Możesz mnie już puścić - ozna
- Page 469 and 470: Wzruszył ramionami, ale wbrew swoi
- Page 471 and 472: - To dobry pomysł. - Edward chyba
- Page 473 and 474: - Jasne, i wszystko by mnie ominę
- Page 475 and 476: - Tak. Coś, co mam już od dłużs
- Page 477 and 478: - Nie powstrzymasz mnie - postraszy
- Page 479 and 480: Skinęłam sztywno głową. Edward
- Page 481 and 482: - Dziewczyna ma swoje powody - mruk
- Page 483 and 484: Zignorowałam te podszepty dobrej s
- Page 485 and 486: dopiąć swego, nie cofał się prz
- Page 487 and 488: - Co? - spytałam, grając na zwło
- Page 489 and 490: - Widzę, że wreszcie wstałaś,
- Page 491 and 492: - Najlepiej chyba będzie po obiedz
- Page 493 and 494: To było niesamowite — on naprawd
Z jego ruchów dało się odczytać, że jest tak samo szczęśliwy jak<br />
wtedy, kiedy biegał ze mną ot tak, dla przyjemności, tylko po to, żeby<br />
poczuć wiatr we włosach. W innych, mniej dramatycznych<br />
okolicznościach, i ja byłabym z tego powodu szczęśliwa.<br />
Reszta rodziny czekała na nas na środku ogromnej polany -rozmawiali<br />
ze sobą, jak gdyby nigdy nic, przybrawszy niedbałe pozy. Od czasu do<br />
czasu Emmett wybuchał gromkim śmiechem, który przetaczał się po<br />
otwartej przestrzeni niczym grom i odbijał echem od przeciwległej<br />
ściany lasu. Edward postawił mnie na ziemi, więc podeszliśmy do<br />
pozostałych, trzymając się za ręce.<br />
Ze sporym opóźnieniem, bo księżyc schował się za chmurami i było<br />
bardzo ciemno, uświadomiłam sobie, że to właśnie w tym miejscu<br />
Cullenowie grywali w baseball. To tu mój pierwszy wieczór spędzany<br />
nieformalnie w ich towarzystwie przerwało nadejście Jamesa i jego<br />
dwójki kamratów.<br />
Poczułam się nieswojo - jakby lada chwila James, Laurent i Victoria<br />
naprawdę mieli do nas dołączyć. Ale James i Laurent już nigdy nie<br />
mieli do nikogo dołączyć. Pewien schemat był nie do powtórzenia.<br />
Może we wszystkie wkradła się jakaś usterka.<br />
Tak, ktoś wyłamał się z przypisanego sobie schematu. Tylko kto? Czy<br />
mogli to być przestrzegający do tej pory reguł Volturi? Czy to oni<br />
stanowili zmienną w tym równaniu?<br />
Miałam co do tego duże wątpliwości.<br />
scandalous<br />
Victoria z kolei przypominała mi zawsze którąś z sił natury,<br />
chociażby huragan prący po prostej ku brzegowi - coś nie do<br />
An43 + Eleonora