29.08.2015 Views

Kudowski

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Pamiętnik<br />

<strong>Kudowski</strong><br />

kwartalnik społeczno-kulturalny<br />

Nr 4 (5) 2009 • ISSN 1689-8753 Zima 2009/2010<br />

Redakcja<br />

„Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego”<br />

życzy<br />

Drogim Czytelnikom<br />

Radosnych Świąt Bożego<br />

Narodzenia, szczęścia, zdrowia,<br />

podniesionych głów,<br />

miłości i słońca w sercu,<br />

w całym 2010r.<br />

Kiedy Boże Narodzenie nadchodzi<br />

Przesłać życzenia się godzi<br />

Przyjmijcie zatem z rąk naszych<br />

Garść życzeń najlepszych<br />

Zdrowia, spokoju, radości,<br />

A w Nowym Roku<br />

– olbrzymiego rogu obfitości.<br />

Burmistrz Miasta Kudowa-Zdrój<br />

Czesław Kręcichwost<br />

oraz<br />

Przewodniczący Rady Miejskiej<br />

Bogusław Burger<br />

W NUMERZE M.IN.:<br />

• Nowy Proboszcz<br />

• Kolkowie i malarstwo Szafrańskiego<br />

• prof. Rzońca o Sybirakach<br />

• Paradies Feldhauser<br />

• Motory Europy<br />

• Spotkanie z islamem<br />

Wydawany przez Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego w Kudowie-Zdroju


WYDARZENIA<br />

ZMIANY W PARAFII<br />

Przemówienie wygłoszone przez dr Tadeusza Pecynę w dniu 22 listopada 2009 r.<br />

w Kościele Bożego Miłosierdzia w Kudowie – na pożegnanie Ks. Jana Odziomka<br />

„Nie staraj się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko wyda Ci się niezrozumiałe”.<br />

NOWY PROBOSZCZ<br />

Od dnia 28 listopada br. w Parafii Bożego Miłosierdzia w Kudowie-Zdroju<br />

nowym proboszczem został ks. prałat Kazimierz Marchaj. Urodził się w Malborku<br />

w 1950 r. Rodzice pochodzą z kielecczyzny. Ze względów klimatycznych (stan<br />

Ks. Jan Odziomek<br />

Księże Janie! Bracia i Siostry w Chrystusie Panu!<br />

Sentencja, którą przytoczyłem na wstępie – starożytnego Greka Demokryta<br />

– doskonale wpisuje się w nastrój naszej parafii od kilkunastu dni. Bo, czy można<br />

cokolwiek zrozumieć, że na zakończenie Misji Świętej, ba, udanej, powtarzam<br />

bardzo udanej wizytacji kanonicznej biskupa Adama, nasz Ksiądz Proboszcz<br />

zwrócił się do Kurii Biskupiej o udzielenie mu rocznego urlopu? A czy można<br />

zrozumieć drugi fakt, że Biskup tę prośbę akceptuje i wyraża na nią zgodę? Ale<br />

te fakty zaistniały i musimy przyjąć je do wiadomości i pogodzić się z nimi. Rok<br />

czasu, to może przeminąć jak przysłowiowe mgnienie oka, w którym nic nie<br />

może się zdarzyć. Ale, rok czasu to okres, w którym wydarzyć się może wszystko.<br />

I nawet to, Księże Janie, że już – z różnych powodów – do nas nie wrócisz.<br />

Dlatego, chcemy Ci, Księże Janie, podziękować i wyrazić naszą wdzięczność za<br />

wszystko, co dla nas uczyniłeś. A uczyniłeś wiele. Nie sposób tutaj wszystkiego<br />

wymienić, ale są rzeczy i zjawiska, które same mówią za siebie. Nasza świątynia,<br />

duma naszej parafii! Rozpoczęliśmy jej budowę w latach, kiedy bezrobocie w Kudowie<br />

przekraczało ponad 30%. Ofiary naszej parafii na budowę tej świątyni<br />

wystarczały na ok. 15% kosztów budowy. Ok. 5% dostaliśmy z Kurii Biskupiej<br />

we Wrocławiu. Aż 80% potrzebnych środków, Księże Janie, sobie tylko znanymi<br />

sposobami wyjednałeś od naszych braci w wierze, bardziej od nas zamożnych –<br />

katolików niemieckich. Ale pieniądze, to nie wszystko.<br />

Księże Janie! Pełniłeś – jak to się dziś mówi – role generalnego wykonawcy.<br />

Przez 24 godziny byłeś do dyspozycji służb zaopatrzeniowych i przedsiębiorstw<br />

budowlanych. Nawet najwięksi Twoi oponenci przyznają dzisiaj, że bez Ciebie ta<br />

świątynia nigdy nie byłaby budowana w takim tempie i w takim wystroju.<br />

Księże Janie! Jesteśmy Ci wdzięczni za Twoje kazania i homilie, które do nas<br />

głosiłeś, doskonałe w treści i zachwycające w formie. Prawdą jest, że Twój talent<br />

krasomówczy, to nie jest Twoja osobista zasługa. Tego nie da się nauczyć w żadnej<br />

szkole, ani wyższej uczelni. To jest dar Boży ,,którym obdarzył Cię Stwórca.<br />

Z tego daru korzystaliśmy nie tylko my – stali mieszkańcy naszej parafii – ale<br />

i liczne rzesze kuracjuszy, wczasowiczów i turystów przebywających w naszym<br />

uzdrowisku. Twoje nauczanie uczyniło jeszcze bardziej znaczącą naszą miejscowość<br />

w całym kraju. Już za kilka miesięcy minie 20 lat, jak pełnisz posługę naszego<br />

duszpasterza. Przez te lata, wielu z nas wyprostowałeś nasze kręte drogi<br />

do Boga. Księże Janie! Jesteśmy Ci wdzięczni, że wszystkie zalety swego serca<br />

i umysłu oddałeś służbie Bogu i naszej parafii. Szczęść Ci Boże, Księże Janie!<br />

Ks. Kazimierz Marchaj<br />

zdrowia ojca) rodzina przeniosła się z spod Malborka na pogórze sudeckie, do<br />

Wilkowa koło Złotoryi. Rodzice zajmowali się rolnictwem, mieli pięcioro dzieci.<br />

Młody Kazimierz uczył się w Technikum Rachunkowości Rolnej w Chojnowie,<br />

gdzie zdał maturę w 1969 r. Potem odbył dwuletnią służbę wojskową, pracował<br />

także krótko w GS Złotoryja jako zaopatrzeniowiec. Od 1972 roku studiował<br />

w Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu i w 1978 r. otrzymał święcenia<br />

kapłańskie. Jako duszpasterz ma za sobą pracę w Wałbrzychu, Legnicy, Oławie.<br />

Najdłużej, aż 21 lat pełnił posługę w Wałbrzychu, gdzie od początku tworzył<br />

parafię i wybudował kościół – jak podkreśla – wspólnie ze swoimi parafianami.<br />

Jego duszpasterstwo zostało wysoko ocenione; został Honorowym Kapelanem<br />

Jego Świątobliwości Jana Pawła II. W 1980 r. jako młody ksiądz popisał się nie<br />

lada wyczynem, gdy wraz z trzema kolegami wybrał się rowem do Rzymu, przez<br />

Jugosławię, Dubrownik, następnie okrętem do Bari, stąd do Rzymu. Po drodze<br />

wzięli jeszcze okrężnie Monte Cassino. Ksiądz Kazimierz uważa żartobliwie, że<br />

on również zdobył Monte Cassino. Jan Paweł II docenił ten rowerowy wysiłek<br />

księży, przyjął ich osobiście na prywatnej audiencji w Castel Gandolfo. Ks. prałat<br />

Marchaj uważa duszpasterstwo za swoje posłannictwo i temu oddaje wszystkie<br />

siły. Ponieważ zna język migowy, przez wszystkie lata kapłaństwa sprawował<br />

pieczę nad głuchoniemymi. Jakby dla rekompensaty ciszy, organizował w swoim<br />

kościele koncerty chórów i zespołów instrumentalnych, różnych rodzajów muzyki.<br />

Redakcja „Pamiętnika” wyniosła ze spotkania z ks. Kazimierzem jak najlepsze<br />

wrażenia. Nowy proboszcz wyznał, że zna Kudowę, bardzo mu się nasze miasto<br />

podoba i jest szczęśliwy z pierwszych sympatycznych gestów parafian. Swojego<br />

poprzednika – rodaka – ks. Jana Odziomka ceni bardzo wysoko, wyraża uznanie<br />

za wybudowanie kościoła, plebanii, za pracę duszpasterską i wysoki poziom<br />

kultury osobistej. Jak się redakcja „Pamiętnika” dowiaduje, ks. Jan Odziomek zrezygnował<br />

z funkcji proboszcza w tej parafii, a po rocznym urlopie, Ksiądz Biskup<br />

wyznaczy mu inne zadanie. Zatem, w nowym proboszczu mamy duszpasterza<br />

na wiele następnych lat. Redakcja życzy nowemu proboszczowi szczęśliwego<br />

i owocnego rozwijania swojego programu duszpasterskiego.<br />

Redakcja


WSPOMNIENIA<br />

▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />

Jan Rzońca<br />

SYBERIA W WYBRANYCH PAMIĘTNIKACH DEPORTOWANYCH<br />

PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ<br />

DEPORTACJE I POCIĄGI NA WSCHÓD<br />

„Wiedzieli, że jedynym sposobem<br />

„odpolszczenia Polski” będzie<br />

pozbawienie jej Polaków. Z diabelską<br />

perfidią umyślili więc nie<br />

ludziom odebrać kraj, ale krajowi<br />

– ludzi. Plan swój przeprowadzili<br />

nagle, jednej nocy na całym okupowanym<br />

terenie”.<br />

Deportacje i przemieszczenia ludności<br />

polskiej z terenów II Rzeczypospolitej<br />

zajętych przez Armię Czerwoną w wyniku<br />

agresji z 17 września 1939 r. poprzedzone<br />

zostały paktem Ribbentrop-Mołotow<br />

z 23 sierpnia 1939 r. oraz traktatem<br />

o granicy i przyjaźni z 28 września traktacie<br />

zawartym w imieniu rządów III<br />

Rzeszy i ZSRR. Wynikiem tych układów<br />

były cztery akcje deportacyjne obywateli<br />

polskich przeprowadzone przez władze<br />

sowieckie w latach 1940-1941 na podstawie<br />

Rozkazu NKWD z 11 października<br />

1939 r. Dalsze deportacje zostały<br />

zaniechane na skutek najazdu Niemiec<br />

na ZSRR w dniu 22 czerwca 1941 r. Deportacje<br />

miały dotyczyć tylko „antysowieckiego<br />

elementu”. W rzeczywistości<br />

objęły: przywódców i działaczy partii<br />

politycznych oraz organizacji młodzieżowych,<br />

wojskowych, policjantów, aparat<br />

urzędniczy, działaczy ruchu oporu,<br />

obywateli polskich uciekających z terenów<br />

zajętych przez armię hitlerowską<br />

w obawie przed prześladowaniami, osoby<br />

mające wpływ na swoje środowisko<br />

oraz wszystkich podejrzanych o wrogi<br />

stosunek do systemu sowieckiego. Tryb<br />

przeprowadzenia deportacji „antysowieckiego<br />

elementu” określała specjalna<br />

instrukcja, która zalecała dokonanie jej<br />

spokojnie i bez ekscesów. Osoby, które<br />

dokonywały deportacji zostały zaopatrzone<br />

w określone wytyczne dzielące<br />

deportowanych na przeznaczonych do<br />

aresztu, do pracy w ZSRR i kierowanych<br />

do miejsc „specjalnego zesłania w oddalonych<br />

miejscowościach”.<br />

Aresztowania przebiegały według<br />

określonego schematu. Grupa enkawudzistów<br />

wraz z miejscową milicją dokonywała<br />

wtargnięcia do mieszkań osób<br />

znajdujących się na liście przeznaczonych<br />

do aresztowania i deportacji. Budziła<br />

mieszkańców dając im krótki czas<br />

na spakowanie się. Zabierano ludzi z domów<br />

bez względu na wiek, powiązania<br />

rodzinne i stan zdrowia. Następnie zawożono<br />

ich na stację kolejową, gdzie czekały<br />

już pociągi towarowe. Do wagonu<br />

wtłaczano od 40 do 70 osób. Okna były<br />

małe, brudne i nie otwierane lub często<br />

zastępowała je dziura w ścianie, dlatego<br />

panował zaduch. Ubikację najczęściej<br />

stanowił zwykły otwór w spodzie wagonu,<br />

nic też dziwnego, że podłoga tonęła<br />

w odchodach. Wagony były od zewnątrz<br />

plombowane. W nocy sprawdzano je<br />

specjalnym drągiem czy nie zostały naruszone.<br />

Podczas postojów sprawdzano<br />

dach, boki i dno wagonu. W trakcie<br />

trwającej często całymi tygodniami deportacji<br />

brakowało wody i pożywienia.<br />

Poza głodem i pragnieniem, w zależności<br />

od pory roku i trasy przejazdu, deportowanym<br />

dokuczał straszliwy mróz lub<br />

nieludzkie gorąco połączone z zaduchem<br />

i smrodem. Warunki te powodowały, że<br />

umierały niemowlęta, ludzie starzy i chorzy.<br />

Zdarzało się, że ciała zmarłych przebywały<br />

przez kilka dni wśród żywych,<br />

zanim zabrali je strażnicy, co stawało się<br />

przyczyną chorób i epidemii.<br />

Aby przedstawić koszmar deportacji<br />

warto zacytować wspomnienia Beaty<br />

Obertyńskiej, która pisała: „W niektórych<br />

wagonach stały wprawdzie piecyki – była<br />

przecie zima – ale opału zabrakło już po<br />

kilku dniach. Dzieci zamarzały po kilkoro<br />

jednej nocy. Sine zesztywniałe trupki<br />

wypychało się przez zakratowane okienka<br />

i wyrzucało na śnieg. Zdarzały się i porody<br />

– w mrozie, na gołej podłodze. Byle<br />

sznurek, byle scyzoryk musiały przy tym<br />

wystarczyć. Nie było wody, aby te dzieci<br />

chrzcić. I szły te upiorne pociągi, jeden za<br />

drugim, aż poczerniały od nich wszystkie<br />

linie kolejowe, wszystkie arterie łączące<br />

cywilizowany świat z tym złowrogim,<br />

azjatyckim kolosem. Potem rozpełzły się<br />

po niezliczonych obłasciach, od Archangielska<br />

po Kołymę, by rozsiać zrabowanych<br />

ludzi małymi grupkami po lasach,<br />

tajgach i stepach. I wtedy kiedy ich mieli<br />

już w ręku, gdy wszystko było zdane na ich<br />

łaskę i niełaskę, zaczęto z nich pompować<br />

siły i życie. Starzy i młodzi, chorzy i małe<br />

dzieci zmuszone były tam pracować”.<br />

Rodzi się pytanie jaki był cel kierowania<br />

setek tysięcy ludzi na takie koszmarne<br />

cierpienia? Wyjaśniła je Obertyńska<br />

pisząc: „Wiedzieli, że jedynym sposobem<br />

„odpolszczenia Polski” będzie pozbawienie<br />

jej Polaków. Z diabelską perfidią umyślili<br />

więc nie ludziom odebrać kraj, ale<br />

krajowi – ludzi. Plan swój przeprowadzili<br />

nagle, jednej nocy na całym okupowanym<br />

terenie”. W sumie deportowano około 2<br />

miliony obywateli polskich.<br />

•••<br />

ARCHIPELAG GUŁAG<br />

Miejscami deportacji były: okolice<br />

Morza Białego, obszary przed Uralem<br />

nad Workutą, Uchtą i Peczorą, Syberia<br />

oraz stepy Kazachstanu i Centralnej Azji.<br />

Warunki życia zesłańców zależały od rodzaju<br />

pracy, miejsca zesłania (warunki<br />

klimatyczne i geograficzne), władz obozowych<br />

i łagrowych. Jednak pewne czynniki<br />

były wspólne dla wszystkich. Zesłańcy<br />

za pracę otrzymywali minimalne<br />

racje żywnościowe, a pracować musieli<br />

wszyscy bez względu na stan zdrowotny<br />

i wiek. Istniały jednak duże różnice<br />

w życiu zesłańców na poszczególnych<br />

obszarach ZSRR. W rejonie Morza Białego,<br />

przed Uralem i na Syberii Polacy żyli<br />

w warunkach, które Sołżenicyn nazwał<br />

1


WSPOMNIENIA<br />

▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />

„Archipelagiem Gułag”. Olbrzymie te<br />

obszary były przeważnie porośnięte tajgą<br />

i gęsto usiane obozami przymusowej pracy,<br />

zwanymi łagrami. Były one utworzone<br />

przez władze sowieckie dla własnych<br />

kryminalistów i ludzi niebezpiecznych<br />

dla systemu komunistycznego. W okresie<br />

wojny zasiedlono je deportowanymi<br />

Polakami. Jedynie sytuacja ludności<br />

polskiej w Kazachstanie była lepsza niż<br />

w północnej Rosji i na Syberii. Pracowała<br />

ona w kołchozach, z reguły bardzo<br />

biednych. Nie było tutaj przymusu pracy,<br />

ale trudno było bez niej zdobyć środki<br />

utrzymania. Istniała też możliwość, po<br />

złożeniu pisemnego podania, przeniesienia<br />

się do miasta, gdzie życie było łatwiejsze<br />

niż na wsi w kołchozie.<br />

Wśród deportowanych obywateli polskich<br />

około 60% stanowili Polacy. Pozostali<br />

to: Żydzi, Ukraińcy, Białorusini<br />

i Litwini. Ilu wśród deportowanych i wysłanych<br />

w głąb ZSRR trafiło na Syberię<br />

trudno dzisiaj dokładnie określić, tym<br />

bardziej, że ich część była ciągle przemieszczana.<br />

Przebywała na Syberii, w rejonie<br />

Morza Białego, w Kazachstanie,<br />

w Kraju Kołymskim oraz w więzieniach<br />

Lwowa i Moskwy, a także w obozach europejskiej<br />

części ZSRR.<br />

•••<br />

PAMIĘTNIKI I WSPOMNIENIA<br />

Wielu z deportowanych przebywających<br />

w więzieniach, łagrach, ciężko<br />

pracujących w kopalniach, czy zatrudnionych<br />

przy wyrębie syberyjskich lasów<br />

z pewnością nie podjęło się pisania<br />

wspomnień, czy też pamiętników. Nie<br />

wszystkie napisane przetrwały i zostały<br />

wydane drukiem. Autorami tych wydrukowanych<br />

byli przeważnie ludzie<br />

pióra i ludzie sztuki. Wśród nich należy<br />

wymienić: Beatę Obertyńską, Wacława<br />

Grubińskiego i Gustawa Herling-Grudzińskiego<br />

– pisarzy, Anatola Krakowieckiego<br />

– dziennikarza, Józefa Czapskiego<br />

– artystę malarza i Jana Umiastowskiego<br />

– podchorążego września 1939 r.<br />

Ich wspomnienia ukazały się po wojnie<br />

w wydawnictwach emigracyjnych,<br />

a w Polsce zostały wydane w okresie<br />

zmian systemowych w 1989 r. Mają one<br />

charakter pamiętnikarskich wspomnień,<br />

chociaż nie wszystkie dotyczą Syberii.<br />

Niektóre z nich są tylko relacją z trasy<br />

przez Syberię zaprezentowaną przez różnych<br />

autorów.<br />

Pobytu na Syberii dotyczą wspomnienia<br />

W. Grubińskiego pt. „Między młotem<br />

a sierpem” (Londyn 1948). Grubiński<br />

urodzony w Warszawie 25 stycznia<br />

1883 r. był dramaturgiem, krytykiem literackim<br />

i nowelistą oraz autorem utworów<br />

komediowych. Aresztowany w 1940<br />

r. we Lwowie. Skazany został przez władze<br />

radzieckie na śmierć za „Kontrrewolucyjną<br />

działalność i bluźnierczą sztukę<br />

o Leninie”. Po kilkumiesięcznym oczekiwaniu<br />

na wykonanie wyroku, w wyniku<br />

odwołania, po 77 dniach oczekiwania zamieniono<br />

mu wyrok na 10 lat więzienia<br />

i 4 lata pozbawienia praw obywatelskich.<br />

Należy dodać, że sztukę o Leninie Grubiński<br />

napisał 20 lat przed aresztowaniem,<br />

ale prawo radzieckie było bezwzględne<br />

„Takich odmrożonych palców,<br />

poobcinanych u rąk i nóg widzę<br />

w szpitalu bardzo dużo. Na dobrą<br />

sprawę „leczenie”, czyli odcinanie<br />

odmrożonych kończyn, to główna<br />

racja istnienia szpitala”.<br />

w stosunku do więźniów politycznych.<br />

Opinia o nim brzmiała „Według prawodawcy<br />

sowieckiego za głoszenie opinii<br />

antykomunistycznych odpowiada przed<br />

sądem obywatel każdego państwa na<br />

świecie w chwili, gdy się znajdzie w zasięgu<br />

trybunału sowieckiego”. Grubiński<br />

najdłużej przebywał w obozie na Syberii<br />

nad rzeką Sośwą.<br />

30 lipca 1941 r. został podpisany<br />

w Londynie układ przez gen. Władysława<br />

Sikorskiego, premiera rządu Rzeczypospolitej<br />

i ambasadora Związku<br />

Radzieckiego Iwana Majskiego, w obecności<br />

W. Churchila i A. Edena. W myśl<br />

tego układu Związek Sowiecki uznał, że<br />

zawarte przez niego umowy w 1939 r.<br />

z Niemcami obejmujące zmiany terytorialne<br />

na obszarze Polski tracą moc prawną<br />

oraz wyraził zgodę, aby na terytorium<br />

ZSRR rozpoczęło się formowanie Armii<br />

Polskiej. Po układzie Sikorski-Majski,<br />

Grubiński zwolniony z obozu wstąpił do<br />

armii generała Władysława Andersa. Po<br />

wojnie zamieszkał w Londynie. Pisał eseje<br />

i dramaty. Zmarł 8 czerwca 1973 r.<br />

Jak wspominał – w trakcie oczekiwania<br />

na zmianę wyroku – ciągle poddawany<br />

był rewizjom i nocnym przesłuchaniom.<br />

W każdej chwili spodziewał się wykonania<br />

wyroku śmierci. Cela w której przebywał<br />

będąc już w łagrze mieściła od 31<br />

do 37 osób. Była zatłoczona i duszna, nie<br />

starczyło dla wszystkich sienników. Brakowało<br />

też słomy, dlatego wypełniano je<br />

gałązkami. Więźniom urządzano wczesne<br />

pobudki, do ubikacji wyprowadzano<br />

po 8 osób. Więźniowie otrzymywali<br />

głodowe porcje żywnościowe: chleb podawano<br />

rano po 600 gramów, nieokreślonego<br />

koloru i smaku, nie podawano<br />

tłuszczy. Dalsze wyżywienie stanowiła<br />

kostka cukru dziennie, mała porcja kaszy,<br />

2 razy dziennie rzadka zupa oraz<br />

okazjonalnie małe solone rybki. Brak<br />

było też podstawowych warunków sanitarnych.<br />

Łaźnie nie posiadały pryszniców,<br />

nie było ciepłej wody i mydła. W tej<br />

sytuacji szerzyły się choroby i panował<br />

świerzb. Brakowało lekarstw. W szpitalu<br />

lekarze lekceważyli choroby więźniów,<br />

zarzucając im próżniactwo.<br />

Poza tymi nieludzkimi warunkami,<br />

które można by chociaż częściowo<br />

usprawiedliwić wojną i trudnościami<br />

aprowizacyjnymi, widać celowe znęcanie<br />

się nad więźniami, jak np.: przetrzymywanie<br />

ich na trzaskającym mrozie, częste<br />

rewizje osobiste, ciągłe przemarsze<br />

z miejsca na miejsce, praca przy wyrębie<br />

lasu po 12 godzin na dobę. Tym którzy<br />

nie wyrabiali dziennego planu obniżano<br />

i tak już głodowe racje żywnościowe. Zamiast<br />

600 gramów podawano więźniom<br />

150 lub nawet tylko 50 gramów chleba<br />

dziennie.<br />

Grubiński przewożony był kolejno do<br />

więzień przesyłkowych w Magnitogorsku<br />

i Świerdłowsku, a następnie przebywał<br />

w obozie w Kaszaju i w Soświe. Stamtąd<br />

został wysłany do Buzułuku, gdzie wstąpił<br />

do Armii Polskiej, gen. Andersa.<br />

•••<br />

WSPOMNIENIA KRAKOWIECKIEGO<br />

Bardzo interesujące są wspomnienia<br />

Anatola Krakowieckiego zawarte<br />

w „Książce o Kołymie” (Londyn 1950).<br />

Jej autor urodzony 11 maja 1901 r. był<br />

literatem i dziennikarzem, współpracownikiem<br />

„Ilustrowanego Kuriera Co-<br />

2


WSPOMNIENIA<br />

▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />

dziennego”. Pisał też powieści, dramaty<br />

i teksty piosenek. Aresztowany został<br />

w trakcie przekraczania granicy rumuńskiej<br />

w październiku 1939 r. Po aresztowaniu<br />

losy wiodły go przez więzienia<br />

i obozy pracy. Przebywał we Władywostoku,<br />

Magadanie i w Kraju Kołymskim.<br />

Po amnestii w 1941 r. wstąpił do armii<br />

gen. Andersa i wraz z nią udał się do Persji.<br />

„Książkę o Kołymie” pisał na Bliskim<br />

Wschodzie w latach 1943-1945. Zmarł<br />

na atak serca 7 kwietnia 1950 r.<br />

Wspomnienia Krakowieckiego są barwne,<br />

zawierają ciekawe spostrzeżenia dotyczące<br />

traktowania więźniów, życia<br />

w łagrach, a także wiele interesujących,<br />

zaobserwowanych obyczajów z życia<br />

Jakutów oraz pełne wrażliwości opisy<br />

przyrody i naturalnych codziennych<br />

spraw ludzkich, pragnień i tęsknot. Z relacji<br />

Krakowieckiego i innych piszących<br />

pamiętniki o więzieniach i sowieckich<br />

łagrach wynika, że więźniowie polityczni<br />

byli znacznie gorzej traktowani niż zwykli<br />

kryminaliści. Otrzymywali też wyższe<br />

wyroki. Więźniowie „śledczy” przewożeni<br />

byli od więzienia do więzienia, od<br />

śledztwa do śledztwa nim otrzymali wyrok.<br />

Był to sposób na psychiczne zmaltretowanie<br />

więźnia i zniszczenie jego<br />

osobowości. Ciekawe jest spostrzeżenie<br />

Krakowieckiego dotyczące śledztwa.<br />

Pisze on: „W innych krajach przestępcę<br />

wiezie się na miejsce przestępstwa, ażeby<br />

łatwiej było przeprowadzić śledztwo.<br />

Tutaj (ZSRR – J. R.) przestępcę wywozi<br />

się z miejsca przestępstwa – też żeby było<br />

łatwiej przeprowadzić śledztwo”.<br />

Autor „Książki o Kołymie” będąc we<br />

Władywostoku w sposób budzący grozę<br />

przedstawił tysiące baraków i mieszczące<br />

się w nich setki łagrów nad Zatoką Władywostocką.<br />

Baraki oddzielone były od<br />

siebie kilkoma rzędami drutu kolczastego,<br />

między którymi biegały rozzłoszczone<br />

i wyjące psy, wpadające w furię kiedy<br />

zbliżał się człowiek. Krakowiecki wnikliwie<br />

też zaprezentował obraz więźnia z łagru:<br />

„Twarz schudzona do ostatecznych<br />

granic schudzenia. Wystające policzki,<br />

oczy głęboko osadzone, szare, jasne, stanowcze.<br />

Ręka wyciągająca się ku mnie<br />

jest piszczelem okrytym skórą. Na ciele<br />

łachmany. Tak mniej więcej wyglądamy<br />

wszyscy”. Trafnie też potrafił przedstawić<br />

ludzkie pragnienia i tęsknoty, kiedy plastycznie<br />

opisał zadane mu pytania przez<br />

innego więźnia: „Pytania są pośpieszne,<br />

łaknące i zachłanne. Dotyczą jedynego tematu:<br />

dzieł sztuki i nie znają przestrzeni:<br />

latają z Europy do Ameryki, z Ameryki do<br />

Afryki, nie znają też czasu, latają po różnych<br />

wiekach”.<br />

Pytania te z pewnością wynikały<br />

z oderwania człowieka od jego codziennych<br />

zajęć i spraw, były też ucieczką od<br />

szarej, przyziemnej rzeczywistości, pełnej<br />

trosk o to, aby przeżyć kolejny dzień,<br />

nie umrzeć z głodu i wyczerpania. Pytający<br />

zwierzył się: „Bo widzi pan, byłem<br />

profesorem historii sztuki na polskim uniwersytecie<br />

w Kijowie, dopóki uniwersytet<br />

nie został zamknięty, a ja nie pojechałem<br />

kopać Białomorkanał”. Kolejnym punktem<br />

zesłania Krakowieckiego z punktu<br />

przesyłkowego we Władywostoku, skąd<br />

wysłano około 77 000 więźniów, stała się<br />

Kołyma, w której znaleźli się jak w Wieży<br />

Babel przedstawiciele różnych narodowości,<br />

wśród nich połowę stanowili<br />

Ukraińcy.<br />

Budzący grozę jest również opis dokonany<br />

przez autora sceny ze szpitala: „Takich<br />

odmrożonych palców, poobcinanych<br />

u rąk i nóg widzę w szpitalu bardzo dużo.<br />

Na dobrą sprawę „leczenie”, czyli odcinanie<br />

odmrożonych kończyn, to główna racja<br />

istnienia szpitala”. Jest to opis dający<br />

odczuć jak skądinąd z pewnością piękna<br />

ziemia o surowej przyrodzie może być<br />

groźna dla ludzi, którym przyszło tam<br />

żyć bez odpowiedniego zabezpieczenia<br />

ich od trudnych dla człowieka warunków<br />

atmosferycznych.<br />

JAKUCI<br />

•••<br />

Wzruszająca jest też relacja z rozmowy<br />

z Jakutem, który pytał Krakowieckiego<br />

o Wacława Sieroszewskiego. Pytanie<br />

to uzasadniał stwierdzeniem: „Jestem<br />

Jakutem, a my Jakuci znamy nazwisko<br />

Sieroszewskiego, który napisał i wydał<br />

pierwszą w świecie książkę o Jakutach”.<br />

Zapytany kim jest odpowiedział: „Nazwisko<br />

moje Potapow: wszyscy Jakuci noszą<br />

rosyjskie nazwiska, a raczej nazwiska<br />

sztucznie na modłę rosyjską urobione.<br />

Pierwszą cywilizacją jaką nam Rosjanie<br />

przywieźli stanowiły cerkiew i spirytus.<br />

Potem całe wieki nic aż wreszcie chleb<br />

i nazwiska rosyjskie”.<br />

Wypowiedź ta jest trafnym odzwierciedleniem<br />

rosyjskiej i radzieckiej polityki<br />

narodowościowej w stosunku do<br />

podbitych ludów o zupełnie innej kulturze<br />

i tradycji. Ów Jakut był członkiem<br />

rządu Republiki Jakuckiej, mieszkał kilkanaście<br />

lat w Moskwie, gdzie redagował<br />

czasopismo jakuckie. Znał książkę<br />

Sieroszewskiego, który przebywając na<br />

zesłaniu w Jakucji, pisał o Jakutach. Miło<br />

też z pewnością było Krakowieckiemu<br />

usłyszeć odpowiedź Potapowa na zadane<br />

mu pytanie: Czy Jakuci wiedzą coś o Polakach?<br />

Odpowiedź brzmiała „Czujemy<br />

sympatię do waszego narodu. Wasi ludzie<br />

zsyłani tutaj nie oddawali się wyłącznie<br />

pijaństwu. Co drugi umiał leczyć choroby<br />

ludzkie i zwierzęce. Byli wśród nich<br />

ślusarze, cieśle, monterzy, rusznikarze,<br />

wyprawiacze skór. Wszyscy umieli czytać<br />

i pisać i było wśród nich wielu znakomitych<br />

myśliwych. Jakuci o tym wiedzą i pamiętają”.<br />

Na pytanie czy Jakuci odnoszą się<br />

życzliwie do Polaków rozmówca Krakowieckiego<br />

stwierdził, że obecnie nie<br />

rozróżniają oni narodowości i tępią uciekinierów.<br />

Otrzymują bowiem od NKWD<br />

nagrodę w wysokości 50 rubli od schwytanej<br />

osoby. Wprawdzie – jak stwierdził<br />

Potapow – pieniądze tam nic nie znaczą,<br />

ale oprócz tej sumy dostają butelkę spirytusu<br />

i paczkę herbaty, co stanowi tam bardzo<br />

łakomy towar. By jednak otrzymać<br />

nagrodę należało przynieść do placówki<br />

NKWD odciętą głowę uciekiniera.<br />

W dalszej relacji Krakowiecki dokonał<br />

opisu zwyczajów, zajęć i trybu życia Jakutów<br />

oraz obrony przed ingerencją władz<br />

radzieckich w ich działalność. Wspomniał<br />

o pewnym bogatym Jakucie, który<br />

uciekł podczas nocy polarnej na Alaskę<br />

wraz z rodziną i mieszkańcami wioski,<br />

zabierając z sobą stado reniferów liczące<br />

6 000 sztuk, aby uniemożliwić władzom<br />

radzieckim jego rejestrację.<br />

KOŁYMA<br />

•••<br />

Krakowiecki snuł też rozważania na<br />

temat możliwości ucieczki z Kołymy. Na<br />

ich brak wskazywała wypowiedź strażnika<br />

łagrowego: „Co to zmawiacie się znowu,<br />

żeby uciec? Nikt się nie zmawia i nikt<br />

nie ma zamiaru uciekać. Uciekajcie, ja nie<br />

3


WSPOMNIENIA<br />

▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />

jestem tu po to, aby was pilnować. Was<br />

pilnuje tajga. Jeśli uciekniecie, to zginiecie<br />

z głodu. Ja tu jestem, aby was naganiać do<br />

pracy”.<br />

Ucieczka z Kołymy, bez pomocy ludności<br />

miejscowej, była niemożliwa ze<br />

względu na olbrzymie odległości i niezmiernie<br />

ciężkie warunki klimatyczne.<br />

Wszędzie dookoła znajdowała się<br />

bezkresna tajga, przez którą latem nie<br />

można było uciekać ze względu na rzeki<br />

i bagna. Z kolei zimą rzeki i bagna były<br />

zamarznięte, ale tajga posiadała szereg<br />

rozpadlin bardzo niebezpiecznych, bo<br />

zasypanych śniegiem.<br />

Autor „Książki o Kołymie” w swych<br />

wspomnieniach wymienił więźniów łagrowych<br />

określanych jako „dochodiagowie”.<br />

Byli to ludzie, którzy „dochodzili”<br />

do kresu sił i powoli umierali nie na skutek<br />

jakiejś zdecydowanie złośliwej choroby,<br />

ale z braku witamin, z głodu, nędzy<br />

i wyczerpania. Ta grupa więźniów licznie<br />

występowała w „najstraszniejszych ze<br />

strasznych obozów pracy” jakimi były<br />

kopalnie złota.<br />

Obozy przy kopalniach były bardzo<br />

mocno strzeżone, a na ich bramach znajdowały<br />

się setki czerwonych haseł i sloganów,<br />

które miały zachęcać więźniów<br />

do wydajnej pracy. Najczęściej powtarzało<br />

się hasło:<br />

„Rodina triebujet metałła!”<br />

(Ojczyzna potrzebuje metalu!)<br />

Złoto wydobywane na Kołymie pochłaniało<br />

tysiące ludzkich istnień. Pojawiający<br />

się nad tajgą samolot kojarzył się<br />

z wywozem złota, chociaż mógł się jeszcze<br />

pojawić, aby śledzić zbiegów w przypadku<br />

zbiorowej ucieczki lub w razie<br />

pożaru tajgi. Więźniowie pracowali podczas<br />

olbrzymich mrozów. Praca mogła<br />

być przerwana jeśli temperatura przekraczała<br />

-53°C, ale tej zasady nie przestrzegano.<br />

Przy dużym mrozie najbardziej<br />

dokuczliwym był wiatr przenikający cały<br />

organizm człowieka. Krakowiecki wspominał:<br />

„Pewnego dnia – jedyny raz – widziałem<br />

na „uczciwym” termometrze -76°C.<br />

Ku własnemu zdumieniu chodziłem tego<br />

dnia rześki, świeży, zupełnie nie obłąkany<br />

ani trochę przerażony. Czapkę, twarz, brwi<br />

i rzęsy, szmatę na ustach mróz tak oblodził,<br />

że nie mogłem głową poruszać. Z ust wydobywał<br />

się oddech ze świstem lokomotywy”.<br />

Dalej autor „Książki o Kołymie”<br />

wspominał: „Nie wypracowujemy normy<br />

i jesteśmy na ostatnim kotle. Zresztą<br />

w tej chwili norma to tylko czarna magia:<br />

wszyscy są na jednym kotle, a cała różnica<br />

polega na tym, że otrzymują sto czy dwieście<br />

gramów chleba więcej niż my. „Kocioł”<br />

zaś, to woda zaczyniona lekko mąką<br />

i łyżką krup”.<br />

Często los więźniów zależał od kaptiora,<br />

którym był najczęściej przestępca kryminalny,<br />

a na „komandirowce” uchodził<br />

za najważniejszą osobę. Kradł z magazynów<br />

produkty spożywcze i machorkę,<br />

które gdy się upił sprzedawał więźniom.<br />

Gdy jednak zgłosił się Krakowiecki kaptior<br />

zapytał: „Czego chcecie? Kilogram<br />

chleba, usłyszał odpowiedź: Ty Polak!<br />

Dwadzieścia lat żarliście i dobrze wam się<br />

powodziło, teraz możecie pogłodować!”.<br />

Jak z tego dialogu wynika nawet przestępcy<br />

kryminalni otrzymywali od władz<br />

radzieckich odpowiednie przeszkolenie<br />

ideologiczne, że należy tępić Polaków, bo<br />

to element „antysowiecki”.<br />

Krakowiecki wspomniał również, że<br />

więźniowie pracujący na Kołymie byli<br />

określani jako „czciciele słońca i ognia”,<br />

ponieważ one dawały człowiekowi ciepło<br />

i bezpieczeństwo w tym srogim,<br />

trudnym do zniesienia klimacie. Ogień<br />

palono wszędzie gdzie tylko znajdował<br />

się człowiek. Palono go przy pracy, na<br />

drogach, czy też nawet na największych<br />

pustkowiach, aby się ogrzać. Stąd też powstała<br />

pieśń katorżnicza:<br />

„Kołyma, Kołyma cóżeś za planeta,<br />

jedenaście miesięcy zimy,<br />

jeden miesiąc lata”.<br />

Przesada w tej pieśni jest niewielka.<br />

Zima trwa tam „tylko” dziewięć miesięcy,<br />

a pozostałe trzy dzielą się na wiosnę,<br />

lato i jesień.<br />

W końcowej części swych wspomnień,<br />

autor „Książki o Kołymie” opisał warunki<br />

w tajdze syberyjskiej, nadejście wiosny,<br />

lata, jesieni i znów zimy. Najpiękniejszymi<br />

porami − dla Krakowieckiego – były<br />

wiosna i lato, bo wtedy: „Pracuje słońce,<br />

pracuje woda, pracują: mech, trawa, korzenie<br />

krzewów i drzew, kosodrzewina,<br />

brusznice, czarne jagody, fioletowe szarotki<br />

i… kwiaty, rozrzewiające bladością,<br />

rzadkością i zaskakującym nieśmiałym<br />

pięknem. Człowiek głodny, którego ciało<br />

żrą rany szkorbutowe, tknięty nagłym zachwytem<br />

– zapomina o głodzie i o ranach:<br />

patrzy w kwiat jak w fatamorganę”.<br />

W zakończeniu swych kołymskich<br />

wspomnień Krakowiecki pisał: „Wszystko<br />

zaś jest lepsze niż kołymski łagier. Na<br />

przykład wojna! Wojna jest zabawką,<br />

wojna jest rozrywką. Śmierć na wojnie nie<br />

jest straszna, straszniejsza jest śmierć na<br />

Kołymie! Zarzucam czarny całun na kołymskie<br />

groby!”.<br />

NADZIEJA<br />

•••<br />

Jedynym wybawieniem z tej okropnej<br />

katorgi było wstąpienie do Armii Polskiej.<br />

Mogła to być armia formowana<br />

przez gen. W. Andersa lub też z inicjatywy<br />

Związku Patriotów Polskich. Wstąpienie<br />

do jednej z nich zależało od istniejących<br />

okoliczności, ale było jedyną drogą<br />

wyjścia z więzień, obozów pracy i łagrów<br />

sowieckich, a także spełnieniem patriotycznego<br />

obowiązku wobec dręczonej<br />

przez okupanta Ojczyzny. Krakowiecki<br />

z łagru na Kołymie został zwolniony 12<br />

kwietnia 1941 roku i przedostał się do<br />

Armii Polskiej gen. Andersa. Podzielił los<br />

wielu Polaków deportowanych do ZSRR,<br />

ale jemu zawdzięczamy bardzo dokładny<br />

obraz życia w łagrach sowieckich przez<br />

które przeszedł. Życie w innych było<br />

z pewnością podobne.<br />

Bibliografia:<br />

•••<br />

1. Deportacje i przemieszczenia ludności<br />

polskiej w głąb ZSRR 1939-<br />

1945. Przegląd piśmiennictwa,<br />

pod red. T. Walichnowskiego,<br />

Warszawa 1989.<br />

2. Giżejewska M., Polacy na Kołymie<br />

1940-1943, Warszawa 1997.<br />

3. My deportowani. Wspomnienia<br />

Polaków z więzień, łagrów i zsyłek<br />

w ZSRR, pod red. B. Mazur,<br />

Warszawa 1989.<br />

4


HISTORIA<br />

▶ Zbigniew Kopeć<br />

Zbigniew Kopeć<br />

Paradies Feldhauser<br />

początek historii osiedla przy ul. Łąkowej<br />

Na mapach administracyjnych<br />

okolic Kudowy obręb Zakrze<br />

(Sackisch) z lat 20. i 30. XX wieku,<br />

teren osiedla przy ul. Łąkowej w Kudowie-Zdroju<br />

był niezabudowany<br />

i nosił nazwę ,,Paradies Feldhauser”<br />

w wolnym tłumaczeniu na język polski<br />

–„rajski polny dom” lub „rajskie<br />

gospodarstwo”. Powierzchnia tego<br />

terenu była dość płaska z pięknym<br />

widokiem na góry, świetnie nadawała<br />

się do upraw rolnych, a także<br />

do jazdy konnej, o czym wspominają<br />

w swoich listach i pamiętnikach<br />

z tamtych czasów kuracjusze przebywający<br />

w Kudowie.<br />

W 1933 roku po dojściu do władzy<br />

Hitlera i jego partii NSDAP w Kudowie<br />

jak i w całych Niemczech, doszło<br />

do wielkich zmian. Kryzys, jaki dopadł<br />

Niemcy między rokiem 1929<br />

a 1932 spowodował, że produkcja<br />

przemysłowa Niemiec spadła o 42<br />

procent. Bezrobocie wzrosło do 5,5<br />

miliona robotników, czyli 30. procent<br />

całej siły roboczej. Hitler obiecywał<br />

przywrócić Niemcom pozycję światowej<br />

potęgi. Propaganda Wielkich<br />

Niemiec, jakie miały powstać, rozrosła<br />

się do niespotykanych do tej pory<br />

metod i skali. W pierwszych czterech<br />

latach rządów Hitlera nastąpiła<br />

znaczna reforma gospodarki, polityki<br />

Paradies Feldhauser mapa Sackisch 1929 r<br />

i finansowania przez państwo zbrojeń<br />

(wbrew postanowieniom traktatu<br />

wersalskiego). Kryzys gospodarczy<br />

powoli wygasał, Niemcy uwierzyli<br />

w przyszły sukces wodza III Rzeszy.<br />

Josef Goebbels, który od 1933 roku,<br />

nieprzerwanie pełnił rolę ministra<br />

propagandy, skutecznie realizował<br />

wyłożoną przez siebie zasadę: „Istota<br />

propagandy polega na tym, aby ludzi<br />

zdobyć dla jakiejś idei, związać ich<br />

z nią tak głęboko, tak żywotnie, by<br />

ostatecznie stali się jej niewolnikami<br />

i nie potrafili się od niej wyzwolić.”<br />

Kierownictwo NSDAP w swoich<br />

działaniach zwróciło też uwagę na<br />

młodzież niemiecką Podjęto działania<br />

w celu kształtowania nowych<br />

postaw obywatelskich zgodnych z linią<br />

partii narodowo-socjalistycznej.<br />

Utworzono szereg organizacji realizujących<br />

te wytyczne poprzez pracę,<br />

naukę i zabawę.<br />

W maju 1933 roku przy granicy<br />

wschodniej Niemiec powstał Związek<br />

Niemieckiego Wschodu (Bund<br />

Deutscher Osten) organizujący Volkstumarbeit<br />

„narodową pracę”. Głównym<br />

celem działalności propagandowej<br />

i politycznej miało być tworzenie<br />

z niemieckiej ludności „forpoczty<br />

niemczyzny” i ujednolicenie postaw<br />

narodowościowych i społecznych.<br />

Każdy był sprawdzany, inwigilowany<br />

− od momentu otrzymania „od samego<br />

Führera” jego ,,Mein Kampf ” i kołyski.<br />

Jeśli był drugim lub kolejnym<br />

dzieckiem, jego rodzina uzyskiwała<br />

członkowstwo w lidze rodzin wielodzietnych<br />

z znaczną pomocą socjalną<br />

− Reichsbund der Kinderreichen.<br />

Dzieci niemieckie należały do hitlerowskiej<br />

organizacji Pimpse, młodzież<br />

do 18 lat do Hitler Jugend, Jungmädelbund,<br />

Bund Deutscher Mädel, powyżej<br />

18 lat do Landesdienst (służba<br />

wiejska), Arbeitsdienst, Deutsche Arbeits-front.<br />

Funkcjonowały też inne<br />

organizacje społeczne, zawodowe,<br />

5


HISTORIA<br />

▶ Zbigniew Kopeć<br />

kulturalne, drużyny sportowe, drużyny<br />

pogotowia Niemieckiego Czerwonego<br />

Krzyża, samoobrony, nie mówiąc<br />

już o Wehrmachcie czy SS i SA.<br />

„W moich Ordensburgach wyrośnie<br />

młodzież, przed którą zadrży<br />

świat. Młodzież gwałtowna, zaborcza<br />

i okrutna. Takiej właśnie pragnę. Musi<br />

być odporna na cierpienie. Nie może<br />

znać słabości ani tkliwości. Chcę w jej<br />

oczach zobaczyć błysk spojrzenia dzikiego<br />

zwierzęcia.”<br />

Adolf Hitler, Mein Kampf<br />

Jedną z organizacji, jaka istniała<br />

w Kudowie była Reichsarbeitsdienst.<br />

Organizacja składała się z dwóch<br />

pionów: dla mężczyzn – Reichsarbeitsdienst<br />

Männer (RAD/M) i kobiet<br />

– Reichsarbeitdienst der weiblichen<br />

Jugend (RAD/wJ. Na szczeblu landów<br />

istniało dowództwo RAD o nazwie<br />

Arbeitsgau. W skład Arbeitsgau<br />

wchodziło od 6 do 8 oddziałów Arbeitsgruppen<br />

(grupa robocza-batalion),<br />

liczące od 1200–1800 ludzi (każdy).<br />

Arbeitsgruppen dzieliły się na kompanie,<br />

których było 6. Członkowie<br />

RAD nosili mundury w kolorze brązowym.<br />

Na rękawach i czapkach mieli<br />

symbole RAD: łopatę i kłosy zboża<br />

ze swastyką. Hrabstwo Kłodzkie posiadało<br />

następującą strukturę tej organizacji:<br />

Plakat propagandowy dot. budowy autostrad III Rzeszy<br />

Arbeitsgau XI Mittelschlesien 110-116,119 /Dolny Śląsk/<br />

Arbeitsgruppe 114 – Glatz<br />

Data założenia<br />

RAD-Abteilung 1/114 Glatz 01.10.1936 /Kłodzko/<br />

RAD-Abteilung 2/114 Silberberg 01.10.1936 /Srebrna Góra/<br />

RAD-Abteilung 3/114 Grunwald 01.10.1936 /Zieleniec/<br />

RAD-Abteilung 4/114 Kamnitz, Kudowa 01.10.1936 /Kamieniec, Kudowa-Zdrój/<br />

RAD-Abteilung 5/114 Habelschwerdt 01.10.1936 /Bystrzyca Kłodzka/<br />

RAD-Abteilung 6/114 Dörnikau 01.10.1936 /Tarnówka/<br />

RAD-Abteilung 7/114 Landeck 01.10.1936 /Lądek-Zdrój/<br />

6


HISTORIA<br />

▶ Zbigniew Kopeć<br />

W dniu 26 czerwca 1935 roku<br />

wprowadzono w III Rzeszy zarządzenie<br />

o obowiązku sześciomiesięcznej<br />

pracy na rzecz państwa, obowiązek<br />

miał być wypełniony poprzez pracę<br />

w Reichsarbeitsdienst. Zarządzeniu<br />

temu podlegali mężczyźni w wieku<br />

od 18 do 25 lat, a od 4 września 1939<br />

roku także kobiety.<br />

W ustawie o RAD podawano m.in.:<br />

„Służba Pracy Rzeszy jest honorową<br />

służbą dla narodu niemieckiego”, „Wszyscy<br />

młodzi Niemcy (...) są zobowiązani<br />

służyć w Służbie Pracy (...) Niemcem jest<br />

każdy obywatel Rzeszy” oraz „Służba<br />

Pracy Rzeszy ma wychowywać młodzież<br />

niemiecką w duchu narodowego socjalizmu<br />

(...)” − Pewne hasła przypominają<br />

mi czasy PRL-u, młodzieżą zawsze<br />

można było manipulować, na szczęście<br />

dorobek jest inny.<br />

Po wybuchu II wojny światowej,<br />

głównym zadaniem Reichsarbeitsdienst<br />

stały się wykonywane prace na<br />

rzecz Wehrmachtu, zwłaszcza budowa<br />

umocnień. Wtedy też RAD traktowano,<br />

jako formację pomocniczą<br />

wojska. W 1944 roku, część oddziałów<br />

RAD wykorzystano do obsługi<br />

baterii przeciwlotniczych. Zaczęto<br />

też wcielać coraz młodszych mężczyzn<br />

w wieku od 15 lat, używając ich<br />

do budowy okopów i umocnień oraz<br />

Symbol organizacji RAD na ścianie jednego<br />

z magazynów Małej Twierdzy w Kłodzku<br />

zasilania oddziałów Volkssturmu.<br />

Na podstawie analizy historycznej<br />

oraz posiadanych materiałów, można<br />

przypuszczać, że miejsce położenia<br />

obozu organizacji RAD w Kudowie-<br />

-Zdroju, znajdowało się na terenie<br />

miasta nazwanej Paradies Feldhauser.<br />

Czyli obszaru dzisiejszego osiedla<br />

przy ul. Łąkowej.<br />

Zakład pracy, gdzie wykonywano<br />

prace na rzecz gospodarki Niemiec<br />

przed II wojną światową to zakłady<br />

Dieriga (byłe <strong>Kudowski</strong>e Zakłady<br />

Widok na jeden z wielu obozów RAD<br />

Przemysłu Bawełnianego). Zgrupowanie<br />

RAD w Kudowie mogło też<br />

wykonywać inne prace, choćby związane<br />

z uporządkowaniem terenu po<br />

wielkiej powodzi, jaka miała miejsce<br />

w 1938 roku w Kudowie i Kotlinie<br />

Kłodzkiej. Obóz RAD w Kudowie<br />

został prawdopodobnie rozwiązany<br />

w 1938 roku, a młodych mężczyzn<br />

wcielono do armii.<br />

Pozostałość po obozie RAD – infrastruktura<br />

i teren, wykorzystano do<br />

rozbudowy obozów pracy przymusowej<br />

oraz filii obozu koncentracyjnego<br />

Gross-Rosen, o których napisałem<br />

w wcześniejszych numerach Pamiętnika<br />

<strong>Kudowski</strong>ego.<br />

Zaskakujące jest to, że plan położenia<br />

osiedla przy ul. Wiejskiej<br />

w Kłodzku jak i osiedla przy ul. Łąkowej<br />

w Kudowie-Zdroju są niemal<br />

identyczne. Architektura budynków<br />

jest prawie bliźniacza. W pobliżu<br />

osiedla przy ul. Wiejskiej w Kłodzku,<br />

na terenie Małej Twierdzy zachowały<br />

się znaki na murach używane przez<br />

RAD.<br />

W moich poszukiwaniach materiałów<br />

dotyczących RAD, trafiłem<br />

niespodziewanie na unikalny negatyw<br />

na którym jest kilka nieznanych<br />

mi postaci w mundurach. Młodzi<br />

Niemcy pozowali prawdopodobnie<br />

do zdjęcia z okazji żałoby, na co wskazują<br />

czarne opaski na przedramieniu<br />

przykrywające swastykę. Zdjęcie wykonano<br />

w Dusznikach-Zdroju, czyli<br />

Bad Reinerz. Młodzieniec w okularach<br />

ubrany jest w mundur RAD.<br />

Zastanawiam się nad tym jak można<br />

było iść do fotografa z takim żelastwem<br />

– bagnety, szable z niewinnym<br />

uśmiechem pozujących do fotografii.<br />

Dlaczego kilkanaście obozów<br />

RAD, położonych było niepokojąco<br />

blisko na terenie Sudetów z granicą<br />

Czechosłowacji dlatego, że spełniały<br />

rolę ukrytych obozów szkoleniowych<br />

dla sił zbrojnych Niemiec. Należy<br />

7


HISTORIA<br />

▶ Zbigniew Kopeć<br />

Division. 8 września 1939 r. przekroczył<br />

linię Dunajec-Nidę, 13 września<br />

San, a następnie 25 września zdobył<br />

Krasnobród. O tym jakich zbrodni<br />

na ludności cywilnej dopuściły się<br />

jednostki Wehrmachtu, można przeczytać<br />

w pracy niemieckiego historyka<br />

Jochena Böhlera ,,Zbrodnie<br />

Wehrmachtu w Polsce” wyd. 2009<br />

roku ISBN 978-83-2401225-1.<br />

,,Smutkiem napełnia nas widok<br />

niemieckich żołnierzy, którzy bezmyślnie<br />

podpalają, mordują i rabują.<br />

Dorośli ludzie, którzy nawet nie zdają<br />

sobie sprawy tego, co robią, bez skrupułów<br />

łamiąc prawo i przepisy i plamiąc<br />

honor niemieckiego żołnierza”<br />

− Pismo dowódcy III Dywizjonu 31<br />

Pułku Artylerii /Wehrmacht/ z dnia<br />

12 X 1939 r. RH41/1177.<br />

Członek RAD w mundurze (siedzący w okularach) – zdjęcie wykonane w Dusznikach<br />

wspomnieć kilka faktów: mianowicie,<br />

Hitlerowi i jego zwolennikom „przewróciło<br />

się w głowie” już w chwili<br />

pierwszej nieudanej próby przyłączenia<br />

Austrii do III Rzeszy w 1934<br />

roku. Dokonano w zasadzie zamachu<br />

na wolność i prawa obywatelskie Austriaków<br />

− Anschluss stał się faktem<br />

12 marca 1938 roku.<br />

Sudety znalazły się w kleszczach<br />

militaryzmu niemieckiego, co widać<br />

świetnie na mapach z tego okresu.<br />

Czesi przeczuwając dążenia Hitlera<br />

do przejęcia tych ziem zbudowali<br />

wzdłuż tych granic szereg pasów<br />

fortyfikacji obronnych, które są widoczne<br />

po stronie czeskiej, patrząc<br />

z Kudowy-Zdroju w kierunku Gór<br />

Orlickich, Nachodu czy Hronowa.<br />

Obecnie część tych fortyfikacji jest<br />

udostępniona do zwiedzania dla turystów<br />

– warto wybrać się na taką<br />

wycieczkę z młodzieżą.<br />

Postępująca szybko remilitaryzacja<br />

Niemiec spowodowała również<br />

reaktywowanie Okręgu Wojskowego<br />

na obszarze Śląska. Jednym z nowych<br />

okręgów wojskowych stał się<br />

Okręg Wojskowy VIII we Wrocławiu,<br />

pod który podlegała stacjonująca<br />

w Kłodzku jednostka Wehrmachtu<br />

Infanterie-Regiment 38, później funkcjonowała<br />

tutaj od 06.01.1942 szkoła<br />

wojskowa Heeresnachrichtenschule II<br />

Glatz. Nadmienić należy, że pułk ten<br />

z obszaru zgrupowania w rejonie Gliwic<br />

we wrześniu 1939 r. uderzył na<br />

Polskę w kierunku Wyrwy-Tychy, będąc<br />

podporządkowany 8 Infanterie-<br />

20 lutego 1938 roku Hitler oświadczył<br />

w Reichstagu: „Tylko w dwóch<br />

sąsiadujących z naszymi granicami<br />

państwach żyje ogółem ponad 10 milionów<br />

Niemców… Traktaty pokojowe<br />

uniemożliwiły im wbrew ich własnej<br />

woli zjednoczenie się z Rzeszą”.<br />

W tym czasie armia niemiecka,<br />

szykowała się do zajęcia Sudetów.<br />

Prowadzono szerokie rozpoznanie sił<br />

i środków armii czeskiej. Obozy RAD<br />

posłużyły, jako bazy na zgrupowanie<br />

wojsk Wehrmachtu.W tym miejscu<br />

należy też wspomnieć o ,,czystkach<br />

z elementów niepożądanych, mogących<br />

zagrozić wykonywanym zadaniom<br />

wojska” wśród ludności cywilnej,<br />

zamieszkującej teren pogranicza.<br />

Odpowiedzialnym za te zadania był<br />

Erich Julius Eberhard von dem Bach<br />

(syn Oskara von Zelewskiego). Którego<br />

przeniesiono 15 lutego 1936 r.<br />

z Królewca do Wrocławia na analogiczne<br />

stanowisko dowódcy SS-<br />

Oberabschnitt „Süd-Ost”. Dwa lata<br />

później, czyli 28 czerwca 1938 r. mianowano<br />

go Wyższym Dowódcą SS<br />

i policji przy Nadprezydencie Śląska<br />

i Namiestnikiem Rzeszy na Okręg<br />

Sudety w VIII Okręgu Wojskowym,<br />

8


WSPOMNIENIA<br />

a także pełnomocnikiem Komisarza<br />

Rzeszy Do Spraw Umacniania Niemczyzny.<br />

Von den Bach znany nam<br />

w późniejszym czasie, jako jeden<br />

z „katów” Powstania Warszawskiego<br />

i ludności cywilnej tego miasta.<br />

W nocy 29 na 30 września 1938<br />

roku, przy haniebnej postawie premiera<br />

Francji Eduarda Daladiera<br />

i Wielkiej Brytanii Arthura Nevilla<br />

Chamberlaina, Hitler uzyskał zgodę<br />

na zajęcie spornego Kraju Sudetów<br />

(Sudentenland) i przeprowadzenie<br />

plebiscytów na terenach wytypowanych<br />

przez III Rzeszę. Czechy utraciły<br />

kraj Sudetów i fortyfikacje, a wkrótce<br />

15 marca 1939 roku niepodległość.<br />

Pisząc o wydarzeniach, jakie miały<br />

miejsce w Kudowie zacząłem od osiedla<br />

a kończę na Warszawie, Pradze,<br />

Berlinie, lub Nowym Jorku, dlatego, że<br />

taka już jest historia naszego miasta.<br />

Wygląd osiedla przy ul. Łąkowej,<br />

w czasie obecnym zmienił się znacznie,<br />

ale miejsce to jak i miasto, kryje<br />

wiele ciekawych historii, o których<br />

będę się starał napisać w przyszłości.<br />

Myślę, że uda się nam − mieszkańcom<br />

Kudowy-Zdroju, a szczególnie<br />

ul. Łąkowej, doprowadzić tą<br />

część miasta do stanu świetności.<br />

Mam nadzieję, że doczekam chwili,<br />

kiedy mieszkańcy tego osiedla będą<br />

mówili z satysfakcją, że mieszkają<br />

jak w rajskim ogrodzie, a historia tej<br />

części miasta nie będzie tak ponura.<br />

Tak naprawdę zależy to tylko od nas<br />

samych.<br />

Źródła:<br />

Ryszard Majewski,<br />

VIII Okręg Wojskowy Wehrmachtu we<br />

Wrocławiu 1936-1945. Studium wojskowo-historyczne,<br />

Wrocław 1991 r.<br />

Jochen Böhler,<br />

Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce, wyd.<br />

2009 r., ISBN 978-83-2401225-1.<br />

Lewin<br />

Ks. Jan Myjak<br />

Lata proboszczowskie<br />

Parafia obejmowała następujące<br />

miejscowości: Lewin Kłodzki, Jeleniów,<br />

Lasek Miejski, Jawornica, Taszów,<br />

Dańczów, Darnków, Gołaczów,<br />

Jarków, Jerzykowice Małe, Jerzykowice<br />

Wielkie, Kocioł, Krzyżanów, Leśna<br />

i Witów. Parafia liczyła 2515 mieszkańców,<br />

dwa kościoły i dwie kaplice,<br />

w których można odprawiać msze<br />

święte. We wioskach były trzy szkoły<br />

siedmioklasowe i trzy szkoły czteroklasowe.<br />

W niedziele i święta trzeba<br />

było odprawiać trzy msze święte,<br />

a co jakiś czas w Lasku Miejskim lub<br />

w Taszowie.<br />

•<br />

Parafia Lewin Kłodzki w czasie<br />

swojego istnienia, należąc do diecezji<br />

praskiej była wymieniana jako beneficjum,<br />

czyli bogata parafia w ziemię<br />

i w lasy. Majątki kościelne przejęło<br />

państwo, jako mienie poniemieckie<br />

i ziemia należała do Państwowego<br />

Funduszu Ziemi. Mój poprzednik,<br />

ks. Milewski, wydzierżawił z funduszu<br />

ziemi 6 ha i dobrze gospodarzył.<br />

Z całego serca radził mi, żeby ten<br />

rodzaj życia kontynuować. To pomoże<br />

ci żyć. Ludzie, czyli wierni chętnie<br />

to przyjmą, i nawet może pomogą,<br />

bo szanują pracę każdego człowieka.<br />

Wieś była moim miejscem życia,<br />

znałem pracę na roli i łatwo było mi<br />

się do tego pozytywnie dostosować.<br />

W Urzędzie gminnym załatwiliśmy<br />

przepisanie dzierżawy, tak zostałem<br />

rolnikiem. Przy okazji złożyłem wizytę<br />

miejscowym władzom, też moim<br />

parafianom. Pracy nie brakowało.<br />

Miałem problem z gospodynią. Byłem<br />

przekonany, że moja matka przyjedzie<br />

do mnie, ale żyć trzeba każdego<br />

dnia. Jeśli żyje się dla ludzi, ludzie<br />

zawsze pomogą. Tak było i w moim<br />

przypadku. Na pierwszą zimę byłem<br />

już ze swoją matką. W marcu zmarł<br />

mój ojciec, a na Boże Narodzenie<br />

ożenił się brat Stanisław, który został<br />

na ojcowiźnie. Od pana Adamiaka,<br />

mieszkał w rynku, kupiłem jałówkę<br />

na ocieleniu i miałem już pierwsze<br />

bydlątko. Mama zadbała o drób i inaczej<br />

zrobiło się w domu. Nie brakowało<br />

zajęć, a wtedy człowiek czuje<br />

się inaczej. Na plebanii mieszkała<br />

również rodzina Wilczyńskich z trojgiem<br />

dzieci. Byli to krewni mojego<br />

9


WSPOMNIENIA<br />

podać następującą rzecz: bardzo poważnie<br />

zachorował parafianin Janicki.<br />

Był to gospodarz dość dużego kalibru,<br />

prowadził hodowlę bydła. Okazało<br />

się, że po żniwach jego żona nie miała<br />

czym posłać pod bydło, bowiem zboża<br />

były nie wymłócone. Przed mszą<br />

świętą, pod kościołem, rozmawiałem<br />

z ludźmi i tłumaczyłem, że każdego<br />

może to spotkać. Trzeba pomóc. Stała<br />

z nami sołtys, pani Tęczowa. Z miejsca<br />

mówi, że trzeba wymłócić. Umawiamy<br />

się od poniedziałku, powiedziała pani<br />

Tęczowa i ustalała szczegóły. W poniedziałek,<br />

po mszy i śniadaniu, idę do<br />

państwa Janickich i już z daleka widzę<br />

grupę czekających na mnie. Rozpoczęliśmy<br />

pracę i omłoty trwały przez cały<br />

tydzień. Pod koniec tygodnia robota<br />

skończona, uporządkowana, a gospodyni<br />

ma czym się gospodarzyć.<br />

poprzednika ks. Milewskiego. Dom<br />

był duży, to też otrzymałem nakazy<br />

płatności za mieszkanie w domu,<br />

który należał do państwa (mienie<br />

poniemieckie). Z czasem komornik<br />

opieczętował wartościowe rzeczy parafialne,<br />

bo przełożeni kościelni uważali,<br />

że jest to własność kościelna i nie<br />

należy płacić.<br />

•<br />

Kościół w Lewinie Kłodzkim<br />

W większości, każdy człowiek<br />

oprócz głównej pracy ma jakieś hobby.<br />

Moim dodatkowym zajęciem stały<br />

się pszczoły. Pszczołami zajmowałem<br />

się już jako kleryk. W majątku w Wojszycach,<br />

miałem pszczoły, w Strzelinie<br />

(jedną rodzinę) i następnie w Kątach<br />

Wrocławskich. Tam też od pszczelarza<br />

otrzymałem nowy ul. W Lewinie<br />

Kłodzkim poznałem stolarza, pana<br />

Dominika Tyrawę i zwróciłem sie do<br />

niego, czy w jego warsztacie mógłbym<br />

wykonać nowe ule. Otrzymałem kilka<br />

grubszych starych dźwigarów i poprosiłem<br />

o przetarcie ich na deski. Miałem<br />

więc suche deski i mogłem robić<br />

domki dla pszczółek. Wieczorami,<br />

spędzałem czas głównie w warsztacie.<br />

Od pszczelarza z Jeleniowa, pana Szatkowskiego<br />

otrzymałem rój pszczół.<br />

Tak zacząłem pracę w swojej pasiece.<br />

Zapisałem się do związku pszczelarskiego<br />

i zaprzyjaźniłem się z panami<br />

z zarządu związku. W krótkim czasie<br />

miałem pasiekę liczącą 40 rodzin<br />

pszczelich. W tych latach złożyłem<br />

egzamin przed komisją wyższej wrocławskiej<br />

szkoły rolniczej w Kłodzku<br />

i otrzymałem dyplom mistrzowski.<br />

Rozkochałem się w podglądaniu życia<br />

owadów i mam wrażenie, że odrobinę<br />

znam życie tych wspaniałych muszek.<br />

Praca księdza, katechety, gospodarza<br />

rolnego i pszczelarza − szczelnie<br />

wypełniała każdy dzień życia. Miała<br />

charakter bardzo zróżnicowany i to<br />

pozwalało mi dobrze się czuć. Praca<br />

katechety i kapłana była zawsze służebną<br />

wobec ludzi. Mam wrażenie, że<br />

tak to ludzie rozumieli. Chciałem też<br />

znać życie parafian, by choć dobrym<br />

słowem pomóc. Jako przykład chcę<br />

•<br />

Za dziwne i ciekawe uważam następujące<br />

przeżycie w parafii Lewin<br />

Kłodzki. Chodzę w pierwszych latach<br />

po kolędzie. W Zimnych Wodach<br />

mieszkają trzy rodziny. Ponieważ<br />

chcę dokładnie poznać parafian, więc<br />

często stawiam pytania. Wchodzę do<br />

pierwszego domu państwa Lubasów.<br />

Jest starszy pan, dwie panie i w różnych<br />

latach grupka dzieci. Chcę poznać<br />

i pytam: „kto jest kim?” Kiedy<br />

doszedłem do obu starszych pań<br />

otrzymuje odpowiedź od obu pań,<br />

że są żonami gospodarza i obie mają<br />

z nim ślub kościelny. Obie są zażyłe<br />

z sobą, prawdziwe koleżanki, czyli lubią<br />

się. A było to tak: pierwsza żona<br />

powiedziała, że miała maleńkie dzieci,<br />

gdy toczyły się działania wojenne<br />

w ich okolicy. Została ciężko ranna,<br />

a ponieważ trzeba było natychmiast<br />

uciekać, więc mąż zabrał dzieci<br />

i uciekł, by je ukryć. Świadkowie potem<br />

zeznali, że pozostawiona ciężko<br />

ranna poprosiła koleżankę, żeby zajęła<br />

się maleństwami i − jak powiedzieli<br />

świadkowie – oddała Bogu<br />

10


WSPOMNIENIA<br />

ducha. Ojciec dzieci, z tą koleżanką<br />

żony wyjechał na ziemie odzyskane<br />

i po dłuższej wędrówce poprosił tę<br />

panią o rękę. Miał dokumenty, które<br />

stwierdzały, że jest wdowcem i otrzymał<br />

drugi ślub kościelny. Młode lata<br />

przeminęły, przyszłe te dojrzałe, a tu,<br />

przybywa do Zimnych Wód ta pierwsza<br />

żona, rzekomo zmarła, a faktycznie<br />

uratowana przez frontowych<br />

lekarzy radzieckich, a potem przez<br />

długie leczenie szpitalne w Związku<br />

Radzieckim. Odnalazła męża i dzieci<br />

elegancko wychowane.<br />

− Mam dzieci także z drugą żoną<br />

− mówi gospodarz − i jak mam to<br />

wszystko uporządkować?<br />

Mówiąc szczerze, i ja nie umiałem<br />

tego właściwie ocenić. Ten pan jeszcze<br />

dodał: nikomu nie zrobiłem żadnej<br />

krzywdy, ani obie moje żony nie<br />

zrobiły jej nikomu.<br />

Wtedy powiedziałem, żeby to<br />

powierzyć Panu Bogu i prosić go<br />

o mądre rozwiązanie. Dziwna rzecz:<br />

w krótkim czasie przyjechał do mnie<br />

ten gospodarz prosić do chorego.<br />

Pojechałem i zaopatrzyłem pierwszą<br />

jego ślubną żonę, a po krótkim czasie<br />

pochowałem ją. Niedługo później zaopatrzyłem<br />

drugą i także pochowałem.<br />

Dziwne są drogi Boże w życiu<br />

każdego człowieka.<br />

•<br />

W Stanach Zjednoczonych<br />

Pod koniec lat 60., kardynał Kominek<br />

zapytał mnie, czy mam jakichś<br />

krewnych w Stanach Zjednoczonych.<br />

Na moich święceniach była ciocia ze<br />

Stanów, ze stanu Connecticut. Ciągle<br />

otrzymywałem od niej zaproszenia,<br />

żeby odwiedzić Stany Zjednoczone.<br />

− To napisz o przysłanie zaproszenia.<br />

Chcę, żebyś zobaczył świat. Jak<br />

dostaniesz paszport, to o pozwolenie<br />

prymasa na wyjazd, ja się postaram.<br />

Wystąp o paszport.<br />

Z otrzymanym już od cioci zaproszeniem<br />

poszedłem na komendę powiatową<br />

milicji, co mam dalej robić,<br />

by otrzymać paszport. Przyjął mnie<br />

zastępca komendanta powiatowego<br />

w Kłodzku, szef UB pan Malik.<br />

Powiedziałem temu panu, że moja<br />

ciocia ciągle do mnie pisze, żebym<br />

ja odwiedził w Stanach i chciałbym<br />

to zrobić. Jeśli dostanę paszport, to<br />

pojadę, a jeśli nie dostane, to odpiszę,<br />

że nie z własnej woli, ale nie<br />

mogę przyjechać, bo wy mi na to nie<br />

pozwalacie. I, o dziwo, otrzymałem<br />

zawiadomienie, że paszport otrzymam.<br />

Otrzymałem paszport w roku<br />

1969, jeszcze za panowania „Wiesława”<br />

Gomułki. Ponieważ, moja matka<br />

zachorowała i znalazła się w szpitalu,<br />

mogłem wyjechać dopiero w roku<br />

następnym. Kupiłem w Warszawie<br />

bilet na okręt „Stefan Batory”i na autobus<br />

z Nowego Jorku do stanu docelowego<br />

i wyjechałem w marcu 1970 r.<br />

do Stanów Zjednoczonych. Statkiem<br />

dowodził pan kapitan Hrapkiewicz.<br />

Byłem jedynym księdzem w pełni sił<br />

płynącym na tym statku. Kapitan poprosił<br />

mnie, bym pełnił funkcję kapelana<br />

okrętu. Na okręcie przeżywałem<br />

pełną wolność. W sali kinowej był ołtarz,<br />

ustawiony na scenie, przykręcony<br />

do podłogi śrubami motylkowymi<br />

i opiekował się nim marynarz bosman.<br />

Program dnia był codziennie<br />

drukowany i dostarczany pasażerom.<br />

Rano, codziennie była msza święta<br />

i okazja do spowiedzi. Na okręcie, do<br />

komunii świętej przystępowało ok.<br />

500 osób. To dość duża liczba i przy<br />

kołysaniu statkiem, przy rozdawaniu<br />

komunii, trzeba się było nagimnastykować.<br />

Jako członek załogi (kapelan)<br />

miałem przywilej chodzenia<br />

po całym statku. Skorzystałem z tego<br />

przywileju i gruntownie zwiedziłem<br />

okręt. Zobaczyłem chłodnię, piekarnię<br />

do wypieku chleba i ciast, rzeźnię<br />

i ludzi tam pracujących. Agregaty<br />

elektryczne wytwarzały tyle prądu,<br />

że można było nim oświetlić dziesięciotysięczne<br />

miasto. Nawet byłem<br />

od wewnątrz przy śrubie okrętowej.<br />

Zobaczyłem też wspaniałe warsztaty<br />

i oficerów tam pracujących. Zrozumiałem,<br />

że budowa okrętu to trudna<br />

i wspaniała sztuka. Na Morzu<br />

Północnym, mieliśmy sztorm i porządne<br />

kołysanie. Po drodze okręt<br />

dobierał pasażerów. Tamizą wpłynęliśmy<br />

do Tilbury, a stamtąd była wycieczka<br />

do Londynu na jeden dzień.<br />

Rzecz jasna, że Londyn zaliczyłem.<br />

Na okręcie poznawaliśmy się coraz<br />

liczniej i dokładniej. Czas uciekał<br />

i Atlantyk przepłynęliśmy w 11 dni.<br />

Celem był Nowy Jork. W Polsce doszło<br />

do zmiany rządów i stoczniowcy<br />

chcieli pewnych ustępstw. Z nimi solidaryzowali<br />

się pracownicy portowi<br />

Nowego Jorku. Do portu, nasz okręt<br />

musiał wprowadzić kapitan sam, bowiem<br />

nie było holowników do dyspozycji.<br />

Kapitan zrobił to doskonale.<br />

Długi czas płynęliśmy obok statuy<br />

wolności. Z dużą liczbą pasażerów<br />

przyglądałem się tej wspaniałej rzeźbie,<br />

która przedstawiała kobietę, jako<br />

symbol wolności. Polacy, zawsze<br />

traktowali Amerykę, jako wolny kraj.<br />

I tak też, z takimi myślami wpłynąłem<br />

na okręcie do Nowego Jorku.<br />

Przycumowani do brzegu zaczęliśmy<br />

opuszczać okręt. Mieliśmy bardzo<br />

dokładną kontrolę celną, szczególnie,<br />

gdy chodzi o żywność. Po odprawie<br />

celnej dostałem się do stacji autobusowej<br />

i ze zdziwieniem zobaczyłem,<br />

że jest to ogromny blok, w którym,<br />

tak jak są piętra zajmowały autobusy,<br />

a resztę zajmowały biura. Z Nowego<br />

Jorku pojechałem autobusem do New<br />

Haven w stanie Connecticut. Krewni<br />

przyjechali po mnie na stację autobusową.<br />

Spotkałem się z ciocią i rodziną<br />

i tak rozpocząłem pobyt w Stanach<br />

Zjednoczonych. Pobyt u cioci nie<br />

był długi, bowiem wcześniej byłem<br />

już umówiony, że w Denver, w stanie<br />

Colorado, w polskiej parafii wygłoszę<br />

misje przed Wielkanocą. Z parafii<br />

otrzymałem bilet na samolot do<br />

11


WSPOMNIENIA<br />

Denver. Moi krewni byli zaskoczeni<br />

takim programem pobytu w Ameryce.<br />

W kurii księdza biskupa w Denver<br />

otrzymałem prawo do pracy w Ameryce<br />

i wydaje mi się, że misje nie wypadły<br />

źle. Trwały cały tydzień, z każdym<br />

następnym dniem było coraz<br />

więcej słuchaczy. Była też liczna spowiedź<br />

i bardzo uroczysty czas samych<br />

świąt zmartwychwstania. W Wielkanoc,<br />

matki różańcowe przygotowały<br />

dla Polaków obiad świąteczny i wszyscy<br />

obecni na ostatniej mszy świętej<br />

korzystali z tego obiadu. Po polską<br />

kiełbasę − która była na gorąco przy<br />

drugim daniu − ktoś z Polaków jeździł<br />

do Chicago. Była polska kapusta<br />

kiszona ze słoików i barszcz czerwony<br />

z uszkami z grzybów zbieranych<br />

w Górach Skalistych. Przemiłe spotkanie<br />

z Polakami trwało do wieczora.<br />

Na zachodzie Ameryki znajdowali<br />

się Polacy, głównie emigranci po II<br />

wojnie światowej. Szli często przez<br />

Sybir do Polski i doszli do Ameryki.<br />

Na mszę świętą, z miejsca zamieszkania<br />

dojeżdżali nawet 150 mil.<br />

Wykorzystałem też doświadczenia<br />

z Lewina Kłodzkiego. A było to tak.<br />

Poproszono mnie kiedyś do chorego<br />

Szarycza z Jeleniowa. Zaopatrzyłem<br />

go, a po krótkim dziękczynieniu<br />

usiadłem z nim na rozmowę. Potem<br />

specjalnie przyjeżdżałem do niego,<br />

by słuchać jego przeżyć. Były bardzo<br />

wzruszające i bogate. W 1939,<br />

na wiosnę skończył służbę wojskową.<br />

Wrócił do domu i zawarł ślub ze swoją<br />

narzeczoną. Po kilku miesiącach<br />

żona spodziewa się dziecka. Młody<br />

żołnierz rezerwista, gdy szedł do cywila<br />

otrzymywał kartę wcielenia do<br />

konkretnej jednostki na wypadek<br />

wojny. 1 września 1939 r. wybuchła<br />

wojna światowa. Zostawił młodą żonę<br />

i poszedł na front. 17 września front<br />

poszerzył się z sąsiadem wschodnim.<br />

Dostał się do niewoli radzieckiej. Był<br />

zwykłym szeregowym, więc Rosjanie<br />

przeznaczyli go do pracy przy regulacji<br />

jakiejś rzeki. Kopali i brzeg wykładali<br />

drewnem. Nie otrzymali żadnych<br />

gwoździ, tylko wiercili dziury<br />

i wbijali kołki. Gdy spadł dość duży<br />

deszcz, przybyło wody i ta zniszczyła<br />

prace przy regulacji. Rosjanie uznali<br />

to za wrogą robotę i skazali tych żołnierzy<br />

na zsyłkę, na Sybir. I tak znalazł<br />

się na Sybirze. Kiedy powstała<br />

armia polska, zgłosił się do niej. Tak<br />

pan Szarycz znalazł się w Armii Andersa.<br />

Z tym wojskiem przemierzył<br />

cały szlak, włącznie z Monte Cassino.<br />

Myśl o żonie i dziecku pozwalała<br />

mu znosić trudy wojenne i żyć. Kiedy<br />

skończyła się wojna, poszukiwał swojej<br />

żony przez Czerwony Krzyż i dziw,<br />

znajduje ją. Z pierwszym transportem<br />

z Anglii wrócił do Polski. W Polsce<br />

wita ich władza z orkiestrą, jako<br />

bohaterów. Z żoną odnajdują się natychmiast.<br />

Wnet żona spodziewa się<br />

drugiego dziecka, ale Szarycz nie ma<br />

spokojnego życia. Władze uznały,<br />

że jest szpiegiem, został aresztowany<br />

i otrzymał drugi wyrok − zsyłkę<br />

na Sybir. Drugi raz wywożą go na<br />

Nieludzką Ziemię. Wrócił z Sybiru,<br />

dopiero gdy Chruszczow doszedł do<br />

władzy. Powrócił do żony w Jeleniowie,<br />

ale z gruźlicą płuc. Niedługo, pochowałem<br />

go skromniutko na cmentarzu<br />

na Ziemiach Zachodnich. Na<br />

pogrzebie recytowałem wiersz Marii<br />

Konopnickiej „A jak poszedł król na<br />

wojnę”. Wielu Polaków miało podobną<br />

drogę życiową. Takie jest ludzkie<br />

życie.<br />

•<br />

Po mszy świętej wielkanocnej w parafii<br />

polskiej był obiad dla wszystkich<br />

obecnych w kościele i bardzo długa<br />

rozmowa o ojczyźnie. Tam zobaczyłem<br />

jak Polacy tęsknią za ojczyzną<br />

i żyją w nostalgii za krajem. Bardzo<br />

mały procent asymiluje się z miejscową<br />

ludnością. Dopiero następne pokolenia<br />

są już u siebie w domu.<br />

•<br />

W stanie Colorado, w mieście<br />

Bolder odwiedziłem polską rodzinę,<br />

państwa Kawuloków. Pan Kawulok<br />

pochodził z Istebnej. W roku 1939,<br />

w maju zdał maturę. Zaraz po maturze<br />

poszedł do szkoły podchorążych.<br />

Wypadła wojna i jako podchorąży<br />

poszedł na front. Z dużą grupą kolegów<br />

dostał się do Anglii. Wyznaczono<br />

go do jednostki zajmującej się<br />

wywiadem i kontrwywiadem. Wojnę<br />

zakończył w stopniu porucznika, ale<br />

jako żołnierz wywiadu nie mógł wracać<br />

do Polski. W Anglii zakończył<br />

kurs budowlany, wyjechał do Stanów<br />

Zjednoczonych i założył firmę<br />

budowlaną. Stał się już właścicielem<br />

średniej wielkości hotelu, oprócz firmy,<br />

w której też zatrudniał kilka osób.<br />

Przeżyłem tam szczególną sytuację.<br />

Po posiłku wszyscy udaliśmy się do<br />

basmentu na drinka. W czasie pobytu<br />

tam pan Kawulok zaczął śpiewać.<br />

Ponieważ były to piosenki góralskie<br />

i mało różniły się w tekście od tych,<br />

które ja znałem, szczerze śpiewałem<br />

razem z nim. Po pewnym czasie błysnęły<br />

mu łzy w oczach. Po chwili milczenia<br />

zaczął mówić :<br />

− Założyłem tu za granicą rodzinę,<br />

mam żonę Polkę, Sybiraczkę, mam<br />

przedsiębiorstwo i dorobiłem się już<br />

znacznego majątku. Żyje nam się dobrze.<br />

Ale jednak przychodzą takie dni<br />

na mnie, że wolałbym zjeść ziemniaki<br />

z żurem i być między swoimi, aniżeli<br />

tu, w tym dobrobycie, bo tam jest<br />

moja ojczysta ziemia.<br />

Nikt z Polaków nie komentował<br />

tych słów, bo wielu, uważam, myślało<br />

podobnie. Dopiero, przy następnym<br />

spotkaniu rzekłem mu, że Polska jest<br />

już nieco inna i już nic nie stoi na<br />

przeszkodzie, żeby Polskę odwiedził,<br />

ale jako obywatel Stanów Zjednoczonych.<br />

Po kilku latach rzeczywiście to<br />

zrealizował.<br />

•<br />

Prezeska Polonii w Colorado, żyjąca<br />

w przyjaźni z rodziną gubernato-<br />

12


WSPOMNIENIA<br />

ra, uczestniczyła też w rekolekcjach<br />

i mszy świętej wielkanocnej. Pod<br />

koniec obiadu złożyła mi zaskakującą<br />

propozycję, że osobiście poprosi<br />

gubernatora o to, bym pozostał<br />

w Stanach Zjednoczonych do pracy.<br />

Zwykle takiej prośbie polskie służby<br />

dyplomatyczne ulegają. A oni by<br />

się cieszyli, gdybym pozostał. Jednak,<br />

wyjeżdżając z Polski obiecałem<br />

księdzu kardynałowi Kominkowi, że<br />

wrócę na pewno z powrotem. Podziękowałem<br />

kurtuazyjnie i oświadczyłem,<br />

że jest to niemożliwe.<br />

•<br />

Stany Zjednoczone to zupełnie<br />

inny kraj niż Polska i nawet kościół<br />

żyje inaczej. Tam nawet grupa ludzi,<br />

czy jeden osobnik może kupić sobie<br />

kościół. Polacy w Denver kupili głęboko<br />

w Górach Skalistych niewielki<br />

kościółek i dano mi propozycję odprawienia<br />

tam mszy świętej za poległych<br />

żołnierzy z Armii Andersa i to<br />

do odprawienia w języku łacińskim.<br />

Nie ma żadnych przeszkód. Przyjechała<br />

duża grupa osadników. Serdecznie<br />

modliliśmy się za tych, co<br />

oddali życie za ojczyznę. Wspólnie<br />

śpiewamy po łacinie „Ojcze Nasz”.<br />

Po mszy świętej rozmawiamy między<br />

sobą o łacinie w kościele i padło<br />

zdanie, że sobór watykański uczynił<br />

właściwie wprowadzając do liturgii<br />

języki ojczyste. Pater noster nie uratuje<br />

zrozumienia liturgii. Czujemy<br />

się przekonani, że Bóg doskonale nas<br />

rozumie w języku polskim.<br />

•<br />

Będąc w Colorado zwiedziłem kościół<br />

wojskowy w Colorado Springs.<br />

Ciekawie zbudowany, miał trzy kondygnacje.<br />

Każda dla innego wyznania.<br />

Dolną część mieli Żydzi, parter<br />

katolicy, a piętro protestanci. Tam też<br />

mieściła się jedyna szkoła lotnicza<br />

amerykańska. Wszystko na wysoki<br />

standard i wysoki połysk. Zobaczyłem<br />

także lodowiska, na których odbywały<br />

się mistrzostwa świata w łyżwiarstwie.<br />

Byłem również w hotelu<br />

multimilionerów. Do stołu podawał<br />

nam profesor z Budapesztu, jako<br />

kelner. Zapytałem go, by zechciał mi<br />

przedstawić racje takiego postępowania.<br />

Odpowiedź była prosta: mam już<br />

dość dużo lat, a pensja kelnera tutaj<br />

jest trzykrotnie wyższa od wynagrodzenia<br />

profesora uniwersyteckiego.<br />

Do tego hotelu mogłem wejść tylko<br />

dlatego, że wprowadził mnie pracownik<br />

tamtejszego hotelu, jako prywatnego<br />

gościa. Stany Zjednoczone poznawałem<br />

jako kraj piękny i bardzo<br />

ciekawy.<br />

•<br />

Z Colorado poleciałem samolotem<br />

do Chicago, do siostry mojego ojca.<br />

Ciocia już nie żyła, ale zostało po niej<br />

jedenaścioro dzieci. Pięciu synów<br />

i sześć córek. W Chicago miałem już<br />

znajomych, którzy tam się urządzili.<br />

I znowu spędziłem miesiąc czasu.<br />

Na południu miasta, w polskim kościele<br />

wikariusz został proboszczem<br />

i znalazłem miejsce do odprawienia<br />

mszy świętej. Byłem potrzebny. Czas<br />

jednak szybko uciekał. Po miesiącu<br />

wróciłem do cioci, w stanie Connecticut<br />

i tam dokładnie poznałem swoją<br />

rodzinę. Poznałem kuzyna, który<br />

ukończył uniwersytet w Montrealu,<br />

tam w czasie studiów poznał Rosjankę<br />

i z nią się ożenił. Rodzice jej,<br />

w czasie rewolucji uciekli z Rosji do<br />

Ameryki. Były to jednak dusze słowiańskie<br />

i żyli ze sobą nadzwyczaj<br />

dobrze. Rodzice tej Rosjanki żyli na<br />

obrzeżach Montrealu. Zostałem zaproszony<br />

do Montrealu, gdzie znów<br />

miałem pobyt zapewniony i gdzie<br />

mogłem zaokrętować się w drogę powrotną.<br />

Przed tym wyjazdem miałem<br />

jeszcze ciekawe spotkanie z polskim<br />

statkiem „Zawiercie” na jeziorze<br />

Michigan. Jeden z moich kuzynów,<br />

u którego mieszkałem, był w Chicago<br />

policjantem. Chciał mi pokazać port.<br />

Przy wjeździe do portu zobaczyłem<br />

polski statek, stojący na kotwicy. Kuzyn<br />

nie mógł wprost uwierzyć, że to<br />

okręt polski. Jako policjant sprawdził<br />

jak jest naprawdę. Okazało się,<br />

że wchodząc na okręt jakiegoś państwa,<br />

wchodzi się równocześnie na<br />

obce terytorium. Spotykam bosmana,<br />

rozmawiamy serdecznie, a w końcu<br />

przynosi nam polskie piwo, cały kartonik.<br />

Wynagrodziłem dolarami, bo<br />

już nie byłem biedny. Sprawdzaliśmy,<br />

czy to naprawdę w Polsce zbudowany<br />

okręt i czy to jest piwo wyprodukowane<br />

w Polsce. Wszystko zgadzało<br />

się. W tej konkretnej sytuacji, Polska<br />

zyskiwała dodatkowe punkty.<br />

•<br />

Zbliża się czas powrotu do Polski.<br />

Tak, jak było uplanowane odwiedziła<br />

mnie ciocia Ryczkowska, a krewna<br />

Rosjanka prowadziła samochód do<br />

Montrealu. Na granicy USA-Kanada<br />

okazało się, że w stanie Quebek mówią<br />

wszyscy po francusku. Z Chicago<br />

do Montrealu jechaliśmy cały dzień.<br />

Nasza miła Rosjanka czuła się na<br />

drogach Kanady, jak u siebie w domu.<br />

Zawiozła nas do swoich rodziców.<br />

Poznałem ich, żyli skromnie, a niegdyś<br />

byli to bogaci Rosjanie. Byli wyznania<br />

prawosławnego, ale wnet znaleźliśmy<br />

wspólny język i przez kilka<br />

nocy były to bardzo długie rozmowy.<br />

Oglądałem wiele ich zdjęć, wykonanych<br />

jeszcze w Rosji, na których nie<br />

brakowało dostojników kościelnych.<br />

W ciągu dnia zwiedzałem Montreal.<br />

Duże wrażenie zrobiła na mnie Bazylika<br />

św. Józefa. Dostrzegłem też na<br />

rzece św. Wawrzyńca nasz statek Stefan<br />

Batory. Zaokrętowałem się i wnet<br />

droga powrotna. Rzeka do Atlantyku,<br />

przez Atlantyk do Europy. Już w Polsce,<br />

będąc u swojego kuzyna w Wejherowie<br />

zadzwoniłem do Lewina<br />

i od mojej matki dowiedziałem się,<br />

13


WSPOMNIENIA<br />

że kardynał Kominek już pytał, czy<br />

wróciłem do domu. W następnym<br />

dniu byłem już w swoim miejscu zamieszkania<br />

w Lewinie, a w kolejnym<br />

drugim dniu pojechałem do Wrocławia.<br />

Nic się w parafii nie zmieniło<br />

podczas mojej nieobecności. Był to<br />

mój pierwszy wyjazd za granicę. Na<br />

komendzie milicji oddałem paszport<br />

i otrzymałem z powrotem dowód<br />

osobisty.<br />

•<br />

Z Lewina do Czermnej<br />

I znowu zaczęła się zwyczajna<br />

praca duszpasterska i gospodarcza.<br />

W czasie swojego pobytu w parafii<br />

Lewin Kłodzki, trzeba było w kościele<br />

parafialnym zrzucić balkony zgryzione<br />

przez robaczka, zrobić nową<br />

instalację elektryczna i pokryć dach<br />

kościoła. W latach 60. robiło się ze<br />

wszystkiego, co można było znaleźć<br />

i to nierzadko a dużymi kłopotami.<br />

Polska nie miała jeszcze tyle blachy<br />

miedzianej, co później. Udało mi się<br />

z trudem kupić blachę ocynkowaną<br />

i nią przykryć kościół, zaś elektrycy<br />

ułożyli przewody z drutu duraluminiowego.<br />

Takie to były czasy.<br />

•<br />

W parafii Lewin Kłodzki miałem<br />

jeszcze przeżycie następujące: córka<br />

Zofii B., strofowana przez matkę<br />

popełniła samobójstwo. Milicja<br />

przekazała nieformalnie, że odkręciła<br />

wszystkie kurki gazu w kuchence<br />

i w ten sposób poniosła śmierć. Samobójstwa<br />

z premedytacją były − w tym<br />

czasie − przez kościół traktowane<br />

szczególnie i w takich przypadkach<br />

kościół odmawiał uroczystego pogrzebu.<br />

Nie potępiał nieżyjącego, ale<br />

zakazywał tego z myślą, że na jakąś<br />

liczbę skłonnych do samobójstwa<br />

będzie to działać powstrzymująco.<br />

Zgodnie z moim przygotowaniem do<br />

posługi księdza, zadecydowałem tak,<br />

jak wtedy kościół nakazywał. Wtedy,<br />

przyjaciel pani B. zorganizował jeszcze<br />

trzech mężczyzn, by mnie napaść<br />

i pobić. Wyłamali drzwi na plebanię,<br />

ale nie znaleźli mnie, ponieważ<br />

ukryłem się w „Złotym Kłosie” (gospodzie).<br />

Kiedy mnie tam znaleźli,<br />

chciałem uciec, jednak mnie dogonili.<br />

Jeden z tych dobranych (pan B.,<br />

senior) dobiegł mnie na ulicy, i chciał<br />

mnie unieszkodliwić wpychając palce<br />

w moje oczy. Wyglądało to niebezpiecznie.<br />

Musiałem zacząć się bronić.<br />

Czasem przydają się różne umiejętności,<br />

także sportowe. Rok przed<br />

pójściem do seminarium trenowałem<br />

boks, w „Spójni” w Nowym Sączu.<br />

Teraz te treningi przydały się. Schyliłem<br />

głowę i prawa ręką odbiłem jego<br />

rękę od moich oczu, zaś lewą idealnie<br />

trafiłem w podbródek. Poprawiłem<br />

prawą i przeciwnik dokładnie został<br />

znokautowany. Pobity, tak podobno<br />

to potem komentował: „swiatoja<br />

ruka mnie dotknęła, kak pierwszy raz<br />

dostał zobaczył zwiezdoczki, a drugi<br />

raz niciewo nie znaju, tiomnaja noć<br />

była…” Ja, natomiast wyskoczyłem<br />

na podwyższenie koło domu, na<br />

rynku nr 4 i otoczyła mnie młodzież<br />

uzbrojona w sztachety. Uważam to za<br />

bardzo ciekawe, bo nikt z dorosłych<br />

mnie nie bronił, tylko młodzież. Pytałem<br />

ich później, co by zrobili, gdyby<br />

pozostałych trzech do mnie dobiegło?<br />

Odpowiedź była zaskakująca:<br />

„pralibyśmy!”<br />

•<br />

W najbliższą niedzielę nie było żadnych<br />

różnic w kościele, a nawet, co do<br />

liczebności było nieco więcej. Nic nie<br />

mówiłem na temat tego konfliktu, ale<br />

co przeżyłem, to moje. Praca toczyła<br />

się dalej. Z Ameryki wpłacono mi na<br />

garbusa volkswagena i odebrałem go<br />

w Warszawie. Jeździłem nim 16 lat,<br />

ale większość już w następnej parafii.<br />

Ziemie odzyskane to urokliwy i piękny<br />

kraj, zasiedlony przez mieszkańców<br />

świata i stąd nie łatwy. Myślę,<br />

że wszystkie lata pracy wymagają sił<br />

i samozaparcia.<br />

•<br />

W roku 1972, w Kudowie Czermnej<br />

stworzył się bunt wiernych przeciw<br />

własnemu proboszczowi. Był nim<br />

ks. Michał Kruczek. Pracował w tej<br />

parafii już kilkanaście lat. Był trzecim<br />

proboszczem w parafii polskiej.<br />

Pierwszym był ks. Tokarz, drugim<br />

ks. Kowalski, trzecim ks. Kruczek.<br />

Parafianie spowodowali usunięcie<br />

wszystkich trzech, pod rząd. Ksiądz<br />

Michał był moim starszym kolegą ze<br />

studiów, pochodził ze Śląska. Studia<br />

ukończył w 1939 r. na Uniwersytecie<br />

Jagiellońskim w Krakowie. Uczył<br />

w liceum w Prudniku i jako starszy<br />

pan wstąpił do seminarium duchownego.<br />

Był więziony przez hitlerowców<br />

w Goleszowie (2 lata), i w Auschwitz<br />

(Oświęcim) 2 lata. Żeby wyjść z obozu<br />

koncentracyjnego Auschwitz, jako<br />

Ślązak, zgłosił się do wehrmachtu.<br />

Nie pozwolono mu wyjechać<br />

do domu, przeszedł przeszkolenie<br />

w Gerlitz i posłano go na front włoski.<br />

Tam poddał się żołnierzom gen.<br />

Andersa, ale nie uzupełnił szeregów<br />

Armii Polskiej, bowiem jako były<br />

więzień obozu koncentracyjnego był<br />

potrzebny już wywiadowi amerykańskiemu.<br />

Uważam, że jako proboszcz<br />

w Czermnej był miłym sąsiadem, ale<br />

jakoś wszystko inaczej się ułożyło.<br />

Miał wikariusza, ks. Pankowa, z diecezji<br />

tarnowskiej, a pochodził z Podhala,<br />

z mojej sąsiednie, rodzinnej parafii,<br />

z Ochotnicy. Był alkoholikiem,<br />

po leczeniu. Ksiądz Kruczek faktycznie<br />

został sam. Zabrano mu wikariusza<br />

i uważał, że sobie nie da rady. Ks.<br />

biskup Marek radził mu, by nie brał<br />

wikariusza przez jakiś czas i pracował<br />

sam. Mimo tej rady poprosił o przydzielenie<br />

mu ks. Pankowa. Później<br />

dowiedziałem się, że w swojej die-<br />

14


WSPOMNIENIA<br />

cezji tarnowskiej miał też problemy<br />

w parafii, w której pracował. Po leczeniu<br />

powrócił jednak do nałogu i powstał<br />

z nim problem. W tym czasie,<br />

w Norymberdze, odbywał się proces<br />

lekarzy niemieckich, którzy zbrodniczo<br />

eksperymentowali na więźniach.<br />

Jako tzw. stary więzień (z niskim numerem)<br />

Michał Kruczek wykonywał<br />

pracę w komandzie chodzącym po<br />

zakupy. Jeden z niemieckich lekarzy<br />

obozowych polecał Kruczkowi przynosić<br />

leki z apteki i w swojej obronie<br />

podawał, że były to leki dla więźniów.<br />

Obrońcy tego lekarza podali Kruczka<br />

jako świadka obrony. Opowiadał<br />

nam po powrocie, że jego rola polegała<br />

tylko na odpowiedziach na pytania<br />

obrońcy. „Trybuna Wrocławska”<br />

zamieściła notatkę, że zeznawał<br />

w sposób „nieoskarżający”. Dotarło<br />

to do parafian. To wydarzenie i równocześnie<br />

konflikt z wikariuszem Polakiem<br />

stało się − w dużej mierze −<br />

powodem antagonizmów parafian do<br />

swojego proboszcza. Okleili kartami<br />

papieru drzwi i postanowili, że nie<br />

wpuszczą księży do kościoła do czasu,<br />

aż pojawi się odpowiednia decyzja<br />

kurii. Wybrali też delegację, która<br />

pojechała do ministra ds. wyznań do<br />

Warszawy. Ministrem tym był wtedy<br />

Adwentem rozpoczynamy Nowy Rok Duszpasterski pod hasłem:<br />

„BĄDŹMY ŚWIADKAMI MIŁOŚCI”.<br />

pan Kazimierz Kąkol. Rozchodziła<br />

się też wieść, że nie chcą wschodniaka,<br />

ani ślązaka, tylko księdza z centralnej<br />

Polski.<br />

•<br />

Ks. Kardynał Kominek powrócił<br />

z Rzymu i z miejsca przyjechał<br />

do Kudowy, do ks. dziekana Gajewskiego,<br />

i poprosił mnie do dekanatu.<br />

Przedstawił mi sedno sprawy:<br />

− chcę, abyś ty poszedł do Czermnej –<br />

powiedział do mnie.<br />

Świadkami rozmowy był ks. Dziekan<br />

i ks. prałat Lewandowski. Moja<br />

odpowiedź była następująca:<br />

− Zawsze podobała mi się Czermna,<br />

ale w tej sytuacji raczej mnie nie interesuje.<br />

Byłem w czasie oklejonego kościoła<br />

w Czermnej i widziałem taczki<br />

− przygotowane dla proboszcza.<br />

Na to ks. Kardynał: tego nie słyszałem,<br />

masz tydzień czasu do przemyślenia<br />

i po tygodniu czekam na twoją<br />

decyzję.<br />

•<br />

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzymy naszym Drogim Parafianom, Czytelnikom<br />

Kwartalnika „Pamiętnik <strong>Kudowski</strong>”, wszystkim Mieszkańcom Kudowy Zdroju i okolic<br />

z Władzami Samorządowymi na czele, wszystkim Gościom i Kuracjuszom, aby MIŁOŚĆ przychodzącego<br />

Chrystusa opromieniała Wasze serca, inspirowała do nieustannego świadczenia dobroci<br />

wobec każdego człowieka i dawała nadzieję życia w pokoju i wolności od lęku o jutro. Życzymy, aby<br />

piękna atmosfera świąteczna przedłużała się na wszystkie dni Nowego Roku Pańskiego 2010.<br />

Duszpasterze Kudowy-Zdroju :<br />

Ks. Senior Jan Myjak – Honorowy Obywatel Miasta Kudowy Zdroju<br />

Ks. Dziekan Prałat Jan Szetelnicki – proboszcz parafii św. Katarzyny na Zakrzu<br />

Ks. Profesor Tadeusz Fitych – parafia św. Bartłomieja Ap. w Czermnej<br />

Ks. Prałat Romuald Brudnowski – proboszcz parafii św. Bartłomieja Ap. w Czermnej<br />

Ks. Prałat Kazimierz Marchaj – proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Kudowie Zdroju<br />

Ks. mgr Andrzej Majka – wikariusz parafii św. Bartłomieja Ap. w Czermnej<br />

Ks. mgr Piotr Michalski – wikariusz parafii św. Katarzyny na Zakrzu<br />

Ks. mgr Tomasz Polak – Klaretyn<br />

Ks. mgr Andrzej Kobylski – Klaretyn<br />

Wyjechaliśmy wszyscy od ks. dziekana,<br />

ale wnet u mnie w Lewinie zjawili<br />

się ks. Gajewski i ks. Lewandowski.<br />

Mówił wprawdzie ten ostatni,<br />

ks. Gajewski milczał, ale przypomniał<br />

mi święcenia kapłańskie i przysięgę<br />

jaką złożyłem biskupowi udzielającemu<br />

święceń i jego następcom. Jest<br />

to przysięga posłuszeństwa. I nawet<br />

oberwałem za niewłaściwą postawę.<br />

Pojechałem więc do ks. Kardynała<br />

Kominka z oświadczeniem, że jestem<br />

do dyspozycji biskupa. Ks. Kardynałowi<br />

bardzo zależało na duszpasterstwie,<br />

i to dostrzegałem. Rozmowa<br />

była długa. Takich rozmów z Ks. Kardynałem<br />

Kominkiem miałem więcej.<br />

Rozmowy dotyczyły tego, jak pracować<br />

w parafii, by stała się pełnowartościową,<br />

katolicką. Powiedział do<br />

mnie: masz swoją roztropność duszpasterską,<br />

rób ile zdolisz, a nie pisz<br />

o żadne pozwolenia. Trzeba, żeby jakiś<br />

czas pracował tam jeden ksiądz.<br />

Myślę teraz, że robiłem, tak, jakby<br />

sobie życzył mój mądry przełożony.<br />

Powiedział mi także wtedy, że mnie<br />

nie będą sprawdzać skąd jestem, bo<br />

na pewno mają rodziny w parafii lewińskiej.<br />

•<br />

I tak znalazłem się w parafii Kudowa-Czermna.<br />

Pierwszą mszę świętą<br />

odprawiłem w uroczystość św. Bartłomieja<br />

Ap., patrona parafii. Wcześniej,<br />

napisaliśmy protokół zdawczoodbiorczy.<br />

Ksiądz Michał Kruczek<br />

poprosił o roczny urlop, zaś jego rzeczy<br />

zachowały się na probostwie.<br />

•<br />

W czasie pierwszej mojej mszy,<br />

kazanie wygłosił ks. Edward Sajda,<br />

który tworzył osobną parafię w Kudowie-Zdroju.<br />

Była to parafia Serca<br />

Jezusowego, bowiem kościołem parafialnym<br />

była kaplica Sióstr Elżbietanek<br />

na ówczesnej ul. Krakowskiej.<br />

cdn.<br />

15


WSPOMNIENIA O ARTYSTACH<br />

▶ Aleksander Cząstkiewicz<br />

Od Redakcji: W okresie Świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku i karnawału<br />

wspominamy artystów, którzy śpiewem i muzyką wzbogacali nasze życie.<br />

Zamieszczamy fragment wspomnień zapisanych w Nowy Rok 2005 r. przez<br />

pana Aleksandra Cząstkiewicza, polskiego publicystę mieszkającego w Paryżu.<br />

W 2009 r., mieliśmy zaszczyt gościć w Kudowie autora tych wspomnień z jego<br />

małżonką, znakomitą śpiewaczką panią Mari Kobayashi.<br />

Czesław Niemen… Zmęczony naszym<br />

dziwnym światem poszedł śpiewać aniołom.<br />

Lato 1967. W restauracji Polonia na<br />

Placu Grunwaldzkim w Wałbrzychu siedział<br />

sam.<br />

Na stoliku butelka wody minaralnej<br />

Anka, którą małymi łykami popijał.<br />

Pchany odwagą podszedłem do niego<br />

i gratulowałem wczorajszego koncertu.<br />

Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem<br />

niebieskich oczu – uśmiechnął sie szeroko<br />

i powiedział – dziękuję. Emanowała<br />

z niego dobroć i spokój. Wskazał mi ręką<br />

Aleksander Cząstkiewicz<br />

krzesło. Usiadłem i rozmawialiśmy o pogodzie<br />

i zadymionym kopalnianym pyłem<br />

Wałbrzychu. Polubiliśmy się, wiązani<br />

nicią przemienioną później w przyjaźń.<br />

Niedawno dostałem nowe spółdzielcze<br />

mieszkanie. Zapytałem czy chce je zobaczyć<br />

– poznać moją żonę Ilonę i malutką<br />

córkę Darię. Dobrze – powiedział i o godzinie<br />

czwartej popołudniu przyjechał na<br />

ulicę Broniewskiego czerwonym Fordem<br />

Mustangiem.<br />

Mieszkanie małe. W salonie mały stolik,<br />

dwa fotele, regały z książkami i rozkładana<br />

kanapa. Ilona podała herbatę,<br />

a ja czytałem poezje Norwida między<br />

innymi Fortepian Szopena, Pielgrzyma<br />

i Bema pamięci rapsod żałobny. Wiesz<br />

– powiedział – to genialny poeta − wygnaniec.<br />

Przeczytaj raz jeszcze. Czytałem<br />

i patrzyłem na pusto − białą ścianę<br />

salonu. Słuchaj, mam tu jeszcze trochę<br />

czerwonej farby – może byś coś napisał.<br />

Podałem mu puszkę z farbą i pędzel,<br />

a on wstał podszedł do ściany i dużymi<br />

literami wykaligrafował – Szczęścia życzę<br />

waszemu domu szczęśliwemu – Czesław<br />

Niemen. Z czasem dom przestał być<br />

szczęśliwy. Rozwiodłem się – ale zanim<br />

to się stało jeździłem na jego koncerty<br />

do Legnicy, Jeleniej Góry, Wrocławia.<br />

Po koncertach siedzieliśmy w pokojach<br />

hotelowych, a Czesław brał do ręki gitarę<br />

i śpiewał różne piosenki. Nagrywał je na<br />

taśmie magnetofonu i tak nazbierało mi<br />

się sporo nagrań solowych nigdy nie wydanych.<br />

Pamiętam kołysankę, którą jako<br />

Za wspomnieniem goń…<br />

dziecku śpiewała mu piastunka. Taśmy te<br />

zostawiłem Darii i do dzisiaj nie wiem co<br />

się z nimi stało.<br />

Dwa, a może trzy lata później, widzieliśmy<br />

się w Sopocie. Czesław zaproponował<br />

mi pójście na grzyby. Nazajutrz rano<br />

znalazłem się przed jego domkiem. Wyszedł,<br />

a na progu pojawiła cudownie piękna<br />

młoda dziewczyna. To Małgosia powiedział<br />

i pojechaliśmy do lasu. Po trzech<br />

godzinach duży kosz Czesława pełen był<br />

borowików. W moim zaledwie sześć.<br />

Masz – żeby ci nie było wstyd powiedział<br />

i dorzucił mi co najmniej osiem. W 1971<br />

roku została rozpisana subskrypcja na<br />

Pisma Wszystkie Norwida. Wiedziałem.<br />

Ucieszy się z niespodzianki, tym bardziej,<br />

że wydanie godne było twórczości<br />

poety i jedenaście tomów pocztą-paczką<br />

pojechało do Warszawy. Widzieliśmy się<br />

jeszcze parę razy, a w maju 1976 roku dał<br />

mi płytę – Niemen Mourners Rhapsody<br />

– nagraną przez CBC Record w 1975<br />

roku, na której z jednej strony śpiewa<br />

Bema pamięci... a z drugiej pięć piosenek<br />

skomponowane dla Małgosi pamiętnej<br />

z grzybobrania, a którą poślubił. I Bem…<br />

i piosenki po angielsku. Na płycie notka<br />

wydawcy – „Wszystkie kraje świata za<br />

wyjątkiem krajów Europy wschodniej”.<br />

Wyżej dedykacja – Alkowi w imię braterstwa<br />

– Czesław Niemen – 20 maj 1976.<br />

Niewiele przed stanem wojennym wyjechałem<br />

do Paryża, gdzie jestem do dzisiaj.<br />

Później ponury grudzień zasłonił mi<br />

niebo. Nie mogłem wrócić – a potem nie<br />

chciałem. O koncercie Niemena w Amfiteatrze<br />

paryskich hal dowiedziałem się<br />

w ostatniej chwili. O kupnie biletu nie<br />

ma mowy. Pół godziny przed koncertem<br />

tłumy. Szybko napisałem na skrawku papieru<br />

– Czy chcesz zobaczyć Aleksandra<br />

po szesnastu latach? Po chwili przyszedł.<br />

Padliśmy sobie w ramiona. Wprowadził<br />

mnie do prawie pełnej sali i posadził na<br />

dobrym miejscu. Po koncercie – długie<br />

rodaków rozmowy. Na drugi dzień zabrałem<br />

go z Instytutu Polskiego, gdzie<br />

nocował na ulicę Riquet, gdzie wtedy<br />

mieszkałem. Maria − moja żona, Japonka<br />

− przygotowała dużo różnych jarzyn<br />

smażonych w oleju, które jadł z widoczną<br />

przyjemnością, popijając wywarem z jarzyn.<br />

Tym razem dał mi pięć laserowych<br />

płyt. Na płycie – Niemen – Terra Deflorata<br />

dedykacja – Drogiemu Aleksandrowi<br />

na pamiątkę spotkania w stolicy stolic Paryżu.<br />

Czesław Niemen. 1992 r.<br />

Ostatni raz widziałem go w 2001 roku.<br />

Dziewiętnastego października miało być<br />

spotkanie z publicznością w Instytucie<br />

Polskim. Przyjechali późno w nocy. Spotkania<br />

nie było. Uściskaliśmy się serdecznie<br />

na drugi dzień w Kościele polskim,<br />

gdzie odbył się koncert-spotkanie. Nie<br />

wyglądał na zmęczonego – ale dużo nie<br />

śpiewał. Czytał i omawiał poezje Norwida.<br />

Nareszcie usłyszałem śpiewaną przez<br />

niego Pieśń od ziemi naszej do tekstu<br />

Norwida.<br />

O napisanie muzyki do tego wiersza<br />

w którym Norwid rozprawia się w sposób<br />

arcydoskonały z sąsiadami wschodu,<br />

zachodu, południa i północy – prosiłem<br />

go od lat. Pojechałem na śniadanie do<br />

Instytutu Polskiego. Był w dobrej formie.<br />

Wiesz – powiedział – nie chce mi się już<br />

śpiewać. Naśpiewałem się dosyć. Teraz<br />

chcę się skupić na komponowaniu i malo-<br />

16


SZAFRAŃSCY kudowscy<br />

▶ Bronisław MJ Kamiński<br />

waniu. A propos malarstwa – chciałbym<br />

zrobić wystawę moich obrazów w Paryżu<br />

– tylko gdzie? w Polklubie czy w Instytucie?<br />

Ucieszony powiedziałem – myślę,<br />

że lepiej tu, w Instytucie. Zobaczymy –<br />

powiedział i dorzucił – życie jest jak piłka,<br />

która rzucona w niebo, zatacza kręgi<br />

a spadając wbija się w ziemię – na zawsze.<br />

No cóż – trzeba nam jechać, ale najpierw<br />

chciałbym abyś poprowadził nas do Inwalidów<br />

i Olimpii. Po przekroczeniu bramy<br />

od strony Placu Inwalidów filmował<br />

hotel-muzeum nową kamerą a wracając<br />

podał mi ją i usiadł na armacie. Pofilmuj<br />

mnie trochę. Filmowałem. Pojechaliśmy<br />

do Olimpii. Półuśmiechnięty stał na<br />

chodniku przed oświetlonym neonami<br />

budynkiem w którym kiedyś śpiewał.<br />

Filmowałem i nie wiem co z tego wyszło.<br />

Nie chciał nic jeść. Wyprowadziłem ich<br />

samochód na autostradę Paryż-Bruksela.<br />

Trzymaj się i do zobaczenia. Wzruszony<br />

wodziłem wzrokiem oddalający się samochód,<br />

nie wiedząc że to było nasze ostatnie<br />

spotkanie. Jesienią 2002 roku wysłał<br />

mi płyty – Osiem Błogosławieństw, Sen<br />

o Warszawie i Spod chmury kapelusza<br />

z dedykacją, której tekst zabrzmiał jak<br />

pożegnanie – Aleksandrowi Cząstkiewiczowi<br />

pamiętając wszystkim co nas łączyło<br />

i łączy! Z przyjaźnią – Czesław Niemen<br />

2002 Warszawa.<br />

Dwa albo trzy razy dzwoniłem do<br />

Warszawy. Odpowiadał mi zawsze ten<br />

sam spokojny pogodny głos. U mnie<br />

wszystko w porządku. Jak nie komponuję<br />

to maluję... Nie wiedziałem nic o jego<br />

chorobie, o jego cierpieniu, troskach. On<br />

wiedział – ja nie i tak jest lepiej. Już świta.<br />

Butelka whisky pokazuje dno. Nowy<br />

rok chłodno zagląda do salonu w którym<br />

piszę... goniony wspomnieniem. I wiem<br />

teraz tylko jedno – Niemen patrzy i nas<br />

widzi. Patrzy na nas z nieruchomego nieba<br />

i śpiewając aniołom świeci gwiazdą.<br />

Nowy Rok 2005<br />

Aleksander Cząstkiewicz<br />

P.S.<br />

O Niemenie przez całe lata pisano<br />

dużo. O jego głosie, aranżacjach, kompozycjach<br />

i karierze.<br />

Ja, dzielę się tylko garstką osobistych<br />

wspomnień, pokazując go inaczej i nie<br />

zacierając śladów.<br />

Bronisław MJ Kamiński<br />

Kolkowie z Jaworzna,<br />

Szafrańscy kudowscy<br />

Kolkowie, to jeden ze starych znanych<br />

rodów Jaworzna. Gdy dzisiejsze miasto<br />

Jaworzno było jeszcze wsią, Kolkowie,<br />

byli jedną z kilku rodzin posiadających<br />

znaczne połacie ziemi. Początki Kolków<br />

sięgają XIII wieku. Najstarszy znany zapis<br />

metrykalny dotyczący Kolków pochodzi<br />

z 1265 r. Dziejami Kolków zajmowała<br />

się Maria Leś-Runicka i jej wnikliwym,<br />

szczegółowym badaniom naukowym<br />

zawdzięczamy znajomość historii tej polskiej<br />

rodziny.<br />

Na starych, powojennych fotografiach<br />

„Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego” znajdujemy<br />

uczennicę Szkoły Podstawowej na Zakrzu<br />

Henię Kolkę. Po II wojnie światowej rodzina<br />

Kolków przybyła do Kudowy z Jaworzna.<br />

Gdy, po latach Henia Kolkówna<br />

wyszła za mąż za inż. Antoniego Szafrańskiego,<br />

rodzinę tę znają kudowianie pod<br />

nazwiskiem Szafrańscy. W historii naszego<br />

miasta, dzieje rodzin − to jeden z najważniejszych<br />

rozdziałów. Skąd przybywali<br />

ludzie do Kudowy po II wojnie światowej,<br />

kim byli i kim dzisiaj jesteśmy? Nasz „Pamiętnik”<br />

ukazuje życiorysy, fragmenty<br />

dziejów rodzinnych i tworzenie przez<br />

nich życia nowej społeczności na rubieżach<br />

kraju. Niektóre rodziny mają historię<br />

wielowiekową. II wojna światowa wyrwała<br />

ich ze starych gniazd rodzinnych i porozrzucała<br />

po świecie.<br />

Henryka Szafrańska z domu Kolkówna<br />

•<br />

Ziemia Kolków<br />

W dziejach nowożytnych, od 1710 r.<br />

mamy już bogatą dokumentację metrykalną<br />

Kolków z Jaworzna. Pod data 21<br />

lipca 1710 r. w kościele parafialnym w Jaworznie<br />

ochrzczono Jakuba Kolkę, syna<br />

Jana i Agnieszki Kolków. Według spisu<br />

ludności z 1791 r., w parafii jaworznickiej<br />

żyła rodzina Kolków, gospodarstwo ich<br />

miało nr 17 i ów Kolka był właścicielem<br />

ziemi. W 1799 r. obszar gruntów znacznie<br />

powiększył się przez małżeństwo Mateusza<br />

Kolki z Katarzyną Sarną, panną z bogatej<br />

rodziny, której dobra również − jak<br />

Kolków − liczyły się w tamtych okolicach.<br />

Gdy Mateusz Kolka żegnał się z tym światem<br />

w 1828 r., ród Kolków był jednym<br />

z najbogatszych w Jaworznie. Do rodziny<br />

Kolków dochodziły poprzez małżeństwa<br />

inne rodziny, często o liczących się już<br />

17


SZAFRAŃSCY kudowscy<br />

▶ Bronisław MJ Kamiński<br />

nazwiskach, jak: Olkuski, Porwit, Ziętek,<br />

Makowski, Piasecki, Szendera, Kula,<br />

Wolski, Śliwiński, Jaskólski. Pochodzili<br />

z pobliskich miejscowości, m.in. z Chrzanowa,<br />

Libiąża, Sławkowa. Kolkowie stali<br />

się rodem elitarnym. Centralna część<br />

dzisiejszego miasta Jaworzna należała −<br />

w początkach XIX wieku − do Kolków,<br />

którzy kochali ziemię i każde pokolenie<br />

powiększało jej rodzinny obszar. Aż<br />

przyszły wojny, które wciągnęły Kolków<br />

o wiele dalej niż do pobliskich lasów.<br />

W Polsce, na wojnach rodziny zawsze<br />

traciły, choć Polska − jako naród − patriotycznie<br />

i duchowo raczej wzmacniała się.<br />

Współczesna historia Kolków zaczęła się<br />

od Stanisława Kolki urodzonego w 1894 r.<br />

Jako bardzo młody chłopak poszedł do<br />

Legionów Piłsudskiego. Nasza kudowska<br />

Henia Kolkówna − to wnuczka tego<br />

dzielnego legionisty. Stanisław (legionista)<br />

miał z żoną Anielą liczne potomstwo.<br />

Pracowita rodzina miała przedsiębiorstwo<br />

drogowe, kamieniarstwo, zlewnię mleka<br />

i znaczne grunta. Wśród tych dzieci, było<br />

dwóch bojowników kolejnej wojny. To<br />

Kazimierz (ur. w 1909 r.) − ojciec Henryki<br />

i jego brat Mieczysław (ur. w 1916 r.) −<br />

stryj Henryki.<br />

•<br />

II wojna światowa<br />

Napad niemiecki na Polskę 1 września<br />

1939 r. szybko odczuli jaworznianie. Do<br />

granicy było blisko. Zwaliła się na Jaworzno<br />

8 dywizja wehrmachtu, w której był<br />

także pułk kłodzki. Nie wiedzieli wtedy<br />

hitlerowscy żołnierze tego pułku, pochodzący<br />

przeważnie z ziemi kłodzkiej, że<br />

ludzie na których napadli w Jaworznie −<br />

już za parę lat − zasiedlą ziemię kłodzką,<br />

a oni będą zmuszeni iść gdzie indziej, jeżeli<br />

w ogóle wojnę przeżyją. Ojciec i stryj<br />

naszej Henryki nie ułatwiali im przeżycia.<br />

Obaj wzięli udział w wojnie i obaj drogo<br />

zapłacili za swoje zaangażowanie. W samym<br />

Jaworznie wszystko się zmieniło.<br />

Hitlerowcy włączyli Jaworzno do Rzeszy,<br />

ulokowali tu produkcję gazu trującego cyklonu<br />

B, w Firmie Tesch-Stebenow, utworzyli<br />

podobóz położonego niedaleko stąd<br />

Auschwitz-Birkenau. Firma Tesch-Stebenow<br />

dostarczała do Auschwitz cyklon<br />

B w ilościach zatrważających. W 1942<br />

było to 8,2 tony, w roku 1943 już 13,4 ton,<br />

a w 1944 ponad 20 ton. Do zabicia gazem<br />

ok. 2000 ludzi, jednorazowo, w komorach<br />

II i III krematorium tego obozu zagłady<br />

używano 2 kg cyklonu B.<br />

Rodzina Kolków utraciła prawie<br />

wszystko w czasie wojny, a po wojnie<br />

resztę z tego, co pozostało. Ojciec, Kazimierz<br />

Kolka walczył najpierw w kraju,<br />

potem, na zachodzie, brał udział w bitwie<br />

o Monte Cassino. Po wojnie, gdy powrócił<br />

do kraju, od razu miał kłopoty z nową<br />

władzą. Stryj, Mieczysław Kolka znalazł<br />

się w lotnictwie, w Anglii. Ponieważ<br />

szczupłość miejsca naszych łam nie pozwala<br />

na szerokie opisy − do tego chcemy<br />

jeszcze przedstawić malarstwo pana Antoniego<br />

Szafrańskiego − przeto w dalszej<br />

części polecimy z Mieczysławem Kolką<br />

po świecie, by pokazać tzw. światową<br />

część historii rodziny w ostatnim pokoleniu.<br />

Do tego skłania nas także prośba<br />

pani Henryki, by mniej akcentować jej<br />

własną osobę, czy bezpośrednich najbliższych,<br />

a bardziej tych, którzy zasłużyli<br />

się dla ogółu, a sami na tym nie zyskali.<br />

Niech nagrodą dla nich będzie nasza<br />

pamięć, utrwalająca rodzinę kudowską<br />

w szerszym dramacie historycznym.<br />

•<br />

Na zachodzie<br />

Dzieje pilotów z Jaworzna opisywała<br />

Zofia Żak, która poświęciła także wiele<br />

uwagi Mieczysławowi Kolce. Zmobilizowany<br />

został we wrześniu 1939 r. do<br />

2. Pułku Lotniczego w Krakowie-Dąbiu.<br />

Po załamaniu wojskowej obrony kraju<br />

− na skutek wkroczenia do wojny ZSRR<br />

− piloci i mechanicy lotnictwa ewakuowali<br />

się przez Rumunię na zachód, do<br />

Francji, dalej do Anglii. Po odpowiednim<br />

przeszkoleniu wojskowym w Anglii,<br />

Mieczysław Kolka został przydzielony<br />

do polskiego dywizjonu lotniczego 302,<br />

jako mechanik samolotowy. Uczestniczył<br />

w bitwie o Anglię. Był mechanikiem silników<br />

samolotowych w dywizjonie 303,<br />

a następnie − i już do końca wojny − służył<br />

w dywizjonie 308. Po zakończeniu<br />

wojny zmienił zawód, w kierunku techniki<br />

samochodowej. W 1947 r. wyjechał<br />

z Anglii do Południowej Afryki, do Johannesburga<br />

Przez pewien czas pracował<br />

w fabryce cegieł, prowadził remonty ciężkiego<br />

sprzętu, samochodów dostawczych<br />

i traktorów. Musiał być człowiekiem znanym<br />

i przedsiębiorczym, skoro stał się<br />

agentem handlowym kopalni diamentów,<br />

mającym rozległe powiązania z różnymi<br />

firmami. Miał duże możliwości prowadzenia<br />

tej działalności, ponieważ posiadał<br />

paszport na wszystkie kraje Afryki<br />

i Bliskiego Wschodu. Tak, jak wielu Polaków<br />

na powojennej obczyźnie tęsknił za<br />

rodzinnym krajem. Leszek Skrzypczak<br />

opisując dzieje pilota z innego polskiego<br />

dywizjonu określił ową tęsknotę i nostalgię,<br />

jako chorobę o nazwie „Polska”. To<br />

samo działo się z Mieczysławem Kolką.<br />

Gdy dowiedział się, że przypływa statek<br />

z Polski do portu afrykańskiego, pędził<br />

tam, by porozmawiać z Polakami. Zapracowany,<br />

zagoniony nie przykładał znaczenia<br />

ani do pieniędzy, ani do diamentów.<br />

I choć ani jednego, ani drugiego mu<br />

nie brakowało, to na dalekiej obczyźnie<br />

nic one dla niego nie znaczyły. Dla innych<br />

mogło to wiele znaczyć. Tak niemal<br />

idealistycznie i marzycielsko − zachowujący<br />

się człowiek, traci ostrożność − kusi<br />

los i staje się łatwo ofiarą życiowych zasadzek,<br />

a nawet przestępców. Po 24 latach<br />

samotnego życia w Afryce, w 1971 r. −<br />

ten bohater z wojny − został znaleziony<br />

nieprzytomny na ulicy Johannesburga.<br />

Nie odzyskawszy przytomności zmarł<br />

i został pochowany przez tamtejszą Polską<br />

Misję Katolicką. Zdolny, inżyniersko<br />

utalentowany człowiek, żołnierz i patriota,<br />

do tego mający wielkie możliwości<br />

zrobienia fortuny − ginie na obcym lądzie<br />

− nie mogąc sobie znaleźć miejsca<br />

w powojennym świecie.<br />

•<br />

Kolkowie zawsze kochali ziemię, wyrastali<br />

z niej, czuli z nią głęboki związek<br />

i bez niej trudno im żyć. Zabierano im<br />

18


ich ziemię w Jaworznie, ale miasto na tym<br />

rozwijało się. Nawet, gdy upaństwowiono<br />

to, czy tamto, było to jednak do zniesienia.<br />

W jakimś sensie nadal pozostawało,<br />

było. Gorzej, gdy łupił okupant, albo, gdy<br />

w wyniku wojny lądowali w obcym świecie.<br />

Tego nie wytrzymywali. Stare rody<br />

mają wielkie siły duchowe, ale zwykle<br />

trochę gorsze siły fizyczne. Coś za coś .<br />

Nasza, kudowska Henia Kolkówna,<br />

z pierwszych lat powojennych zawędrowała<br />

z rodziną tu, do tego miasta. Jakby<br />

do nowego Jaworzna, i nie tak odległego<br />

od starego Jaworzna, jak Johannesburg,<br />

czy Londyn jej stryja Mieczysława. Zew<br />

ziemi odczuwali Kolkowie przez całe stulecia.<br />

Wiele naszych rodzin ma fragmenty<br />

życia, podobne jak u Kolków. Związek<br />

z ziemią przeradza się w coraz rozleglejszy<br />

związek z życiem. Mądry Antonio<br />

Salas powiedziałby, że trzeba wszystko<br />

przekładać na język życia, a wtedy ono ci<br />

się odwdzięczy.<br />

Niech Wigilia i Święta Bożego Narodzenia upłyną<br />

spokojnie i radośnie , a w Nowym Roku i w przyszłości<br />

oby marzenia zmieniły się w rzeczywistość, a sukcesy<br />

przerosły oczekiwania.<br />

Czytelnikom „Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego” życzy<br />

Jakub Szulc, Poseł na Sejm RP<br />

Od Redakcji:<br />

W czasie Dnia Wielkopolski obchodzonego<br />

w czerwcu br. w kudowskim<br />

muzeum wspominaliśmy dwie postacie<br />

symboliczne dla tutejszego pogranicza:<br />

Stanisława Korońskiego i Czecha Nowackiego.<br />

Obaj z Wielkopolski. W literaturze<br />

czeskiej u Jiráska, Koroński jest wzorem<br />

polskiego patrioty. Zginął pod Nachodem<br />

w 1866 r. i kudowianie odwiedzają jego<br />

grób. Wzorem współczesnego polskiego<br />

żołnierza i patrioty był mjr pilot Czech<br />

Nowacki, który zamieszkał w pobliskich<br />

Dusznikach. Dzielnemu staremu żołnierzowi<br />

przychodzili z pomocą państwo<br />

Bogumiła i Leszek Skrzypczakowie. Na<br />

uroczystym spotkaniu w muzeum kudowskim<br />

pan Leszek Skrzypczak zapoznał nas<br />

z życiem i działalnością dzielnego pilota.<br />

Z przyjemnością zamieszczamy artykuł<br />

pana Leszka Skrzypczaka o tym wspaniałym<br />

człowieku i żołnierzu, który wybrał<br />

do życia tutejsze pogranicze i tu pozostał.<br />

„Stary żołnierz nie umiera” …przypomina<br />

o Ojczyźnie. A czego Ojczyzna teraz od<br />

nas wymaga ?<br />

W Dusznikach-Zdroju jest takie<br />

urokliwe miejsce, które w świadomości<br />

mieszkańców i licznych gości funkcjonuje<br />

jako „Czarny Staw”. Dochodzimy do<br />

niego alejką u wylotu której trafiamy na<br />

głaz przypominający strzaskane skrzydło<br />

samolotu. Na nim znajduje się tablica<br />

z inskrypcją:<br />

„Park imienia majora pilota Czecha<br />

Nowackiego. Czech Nowacki pilot 301<br />

Dywizjonu Bombowego i 138 Eskadry<br />

do Zadań Specjalnych Polskich Sił Powietrznych<br />

w Wielkiej Brytanii.<br />

Bohater II wojny światowej odznaczony:<br />

Leszek Skrzypczak<br />

STARY ŻOŁNIERZ…<br />

a NASZ CZAS<br />

− Orderem Virtuti Militari,<br />

− Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami,<br />

− Krzyżem Walecznych – trzykrotnie,<br />

− Krzyżem Armii Krajowej,<br />

− francuskim Krzyżem Ruchu Oporu.<br />

Mieszkaniec naszego miasta od 1989<br />

roku, aż do śmierci 23 kwietnia 2003<br />

roku”.<br />

Staraniem członków dusznickiego<br />

Lions Clubu i władz miasta ufundowano<br />

ten głaz i w taki sposób oddano hołd<br />

człowiekowi, który czternaście ostatnich<br />

lat swego życia spędził w Dusznikach-<br />

Zdroju.<br />

Ciąg dalszy na stronie 22<br />

19


MALARSTWO ANTONIEGO SZAFRAŃSKIEGO<br />

▶ Urszula Faroń-Bielecka<br />

Antoni Szafrański ciepły i serdeczny<br />

w bezpośredniej rozmowie,<br />

w Kudowie jest znany głównie<br />

z działalności zawodowej i społecznej,<br />

mniej z pasji plastycznej, którą zaszczepił<br />

mu ojciec. Przez ponad 30 lat pełnił<br />

funkcję głównego energetyka <strong>Kudowski</strong>ch<br />

Zakładów Przemysłu Bawełnianego,<br />

był też przez wiele kadencji radnym<br />

miejscowego samorządu. Przed studiami<br />

technicznymi ukończył liceum plastyczne<br />

w Częstochowie i dopiero po przejściu<br />

na emeryturę zajął się na poważnie malarstwem,<br />

chociaż jego główne hobby to<br />

żeglarstwo.<br />

Malarstwo portretowe, marynistyka,<br />

malarstwo na szkle i ikony, to główne<br />

nurty malarstwa pana Antoniego.<br />

W 1982 r. odbyła się na rynku w Opolu<br />

pierwsza wystawa marynistyczna, której<br />

inicjatorem był wieloletni przyjaciel Jerzy<br />

Łańcucki. W Kudowie pan Antoni miał<br />

dwie wystawy. Pierwsza wspólna z plastykami<br />

DPT „Cyganeria” − „Portret kobiety”<br />

w 2003 r. i druga indywidualna −<br />

„Ikony” w 2005 r. Ikon „napisał” w swym<br />

życiu około 90 dla rodziny i znajomych,<br />

z samej chęci tworzenia.<br />

Pisanie ikon to wyzwanie i pasja. Od<br />

średniowiecza pisze się wg tego samego<br />

kanonu.<br />

Pisanie ikony<br />

Ikony pisze się na drewnianych deskach,<br />

często z drzewa cyprysowego.<br />

Powierzchnia płaska jest żłobiona, lekko<br />

skurczona; brzegi wypukłe, stanowią naturalną<br />

ramę. Na desce kładzie się warstwę<br />

kleju, a na to kawałek płótna, który<br />

pokrywa się warstwą alabastrowego pudru,<br />

stanowiącego mocną podstawę dla<br />

malowidła. Na tym podkładzie artysta<br />

będzie malował, używając farb na ile tylko<br />

to możliwe zrobionych z naturalnych<br />

proszków, wymieszanych z żółtkiem jaj.<br />

Kiedy malowidło jest ukończone, na<br />

wierzch kładzie się warstwę ochronną,<br />

zrobioną z najlepszego oleju lnianego.<br />

Olej ten miesza się z różnymi żywicami,<br />

na przykład z żółtym bursztynem. Taki<br />

werniks wchłania farby i tworzy z nimi<br />

jednolitą, twardą i odporną masę. Zatrzymuje<br />

na swojej powierzchni kurz,<br />

co w miarę upływu czasu nadaje mu<br />

ciemnobrązowy odcień. Najważniejsze<br />

w ikonie jest oblicze. W praktyce pisania<br />

ikon poszczególne etapy pracy dzielą się<br />

na związane z twarzą i nie mające z nią<br />

związku. Ikonograf zawsze rozpoczyna<br />

pisanie od głowy, to ona dyktuje wymiar<br />

i pozycję ciała oraz resztę kompozycji.<br />

Człowiek z wielkimi oczami i nieruchomym<br />

spojrzeniem widzi świat poza<br />

ziemski. Punktem centralnym twarzy są<br />

oczy, od wewnątrz rozpłomienia je ogień<br />

niebieski i to duch na nas patrzy, wąskie<br />

wargi pozbawione są jakiejkolwiek<br />

zmysłowości (namiętności i łakomstwa),<br />

stworzone są po to, by śpiewać hymn<br />

uwielbienia, spożywać Eucharystię i dawać<br />

pocałunek pokoju. Wydłużone uszy<br />

Antoni Szafrański w swoim mieszkaniu w Kudowie-Zdroju<br />

słuchają ciszy. Nos jest zaledwie cienką<br />

krzywą linią; czoło, wysokie i szerokie,<br />

którego lekkie zniekształcenie podkreśla<br />

przewagę myśli kontemplacyjnej. To, co<br />

wiąże się z obliczem to nie tylko twarz<br />

i oczy, ale także i ręce. Każdy gest w ikonie<br />

jest na swój sposób przemyślany<br />

Kolory ikony<br />

W hierarchii kolorów pierwsze miejsce<br />

zajmuje złoty.<br />

Jest to jednocześnie kolor i światło.<br />

Złoto oznacza jasność Bożej chwały,<br />

w której przebywają święci, jest to światłość<br />

niestworzona, nie znająca dychoto-<br />

20


MALARSTWO ANTONIEGO SZAFRAŃSKIEGO<br />

▶ Urszula Faroń-Bielecka<br />

mii „światłość-ciemność”. Złote tło, złote<br />

nimby świętych, złoty blask wokół postaci<br />

Chrystusa, złote szaty Zbawiciela i złota<br />

asystka na szatach Bogurodzicy i aniołów<br />

− wszystko to służy do wyrażenia świętości<br />

i przynależności do świata wiecznych<br />

wartości. Złoto zawsze było drogim materiałem<br />

i z tego powodu w ruskiej ikonie<br />

złote tło było zamieniane przez inne,<br />

semantycznie bliskie kolory − czerwony,<br />

zielony i żółty (ochra). Czerwony kolor<br />

symbolizuje ogień Ducha, w którym Pan<br />

chrzci swoich wybranych, w tym ogniu<br />

wypalane jest złoto świętych dusz. Poza<br />

tym w języku rosyjskim słowo „krasnyj”<br />

znaczy nie tylko „czerwony”, ale także<br />

„piękny”, i dlatego czerwone tło miało<br />

asocjacje z niezniszczalnym pięknym<br />

Niebieskiej Jerozolimy. Zieleń symbolizuje<br />

życie wieczne, wieczne kwitnienie,<br />

jest to także kolor Ducha Świętego, kolor<br />

nadziei. Ochra, żółte tło − to kolor najbardziej<br />

bliski w widmie słonecznym złotu<br />

i z tego powodu często po prostu zamienia<br />

złoto, gdyż przypomina o złocie.<br />

Semantycznie najbardziej bliskim złotu<br />

jest kolor biały. Kolor ten również wyraża<br />

transcendencją i także jest równocześnie<br />

kolorem i światłem. Symbolizuje<br />

czystość, wspólnotę ze światem boskim.<br />

Kolor czarny, tak jak i biały, używany<br />

jest w ikonografii rzadko. Symbolizuje<br />

piekło, maksymalne oddalenie od Boga.<br />

Kolor czerwony i błękitny stanowią<br />

antynomiczną jedność.<br />

Czerwień i błękit symbolizuje miłosierdzie<br />

i prawdę, piękno i dobro, ziemię<br />

i niebo. W kolorach czerwonym i błękitnym<br />

maluje się szaty Zbawiciela. Przez<br />

te kolory wyraża się tajemnicę Wcielenia<br />

Boga: czerwień symbolizuje ziemską,<br />

ludzką naturę, krew, życie, męczeństwo,<br />

cierpienie, ale jest to zarazem kolor królewski<br />

(purpura); błękit wyraża zasadę<br />

Boską, niebo, nieosiągalność tajemnicy,<br />

głębię objawienia. Kolor szat Bogurodzicy<br />

jest taki sam − czerwony i błękitny, ale<br />

rozmieszczone są te kolory w odwrotnym<br />

porządku: szaty są błękitne, a na<br />

nich znajduje się czerwona (wiśniowa)<br />

chusta, maforion. Symbole nieba i ziemi<br />

połączone są inaczej. Jeśli Chrystus −<br />

Przedwieczny Bóg, stał się człowiekiem,<br />

to Bogurodzica − ziemska kobieta, zrodziła<br />

Boga. Połączenie czerwieni i błękitu<br />

można zobaczyć na przedstawieniach<br />

anielskich zastępów. Czerwony kolor<br />

występuje w szatach męczenników jako<br />

symbol krwi i ognia.<br />

określone etapy pracy, które odpowiadają<br />

nakładaniu kolorów od ciemnego − do<br />

jasnego: na przykład, aby namalować oblicze,<br />

najpierw kładzie się sankirę (ciemnooliwkowy<br />

kolor), następnie dokonuje<br />

się ochrowania (kładzenie ochry od<br />

ciemnej do jasnej), potem dokonuje się<br />

podrumianki, a na końcu bielenia − maluje<br />

się bieliki. Ikona nie zna światłocieni,<br />

ponieważ przedstawia świat absolutnej<br />

światłości.<br />

Ikona pisana jest światłem<br />

Kolor na ikonach nierozerwalnie łączy<br />

się ze światłem. Ikona jest pisana<br />

światłem. Technologia ikony zakłada<br />

21


HISTORIA<br />

▶ Leszek Skrzypczak<br />

Ciąg dalszy ze strony 19<br />

Korzenie<br />

Życie Czecha Nowackiego nie było<br />

zwyczajne od momentu narodzin. Już od<br />

chrztu nosiło ono znamiona legendy. Był<br />

jednym z trzech braci, którym ojciec – gorący<br />

patriota i zagorzały panslawista − dał<br />

imiona: Lech, Czech i Rus. Rodzice Czecha<br />

pochodzili z Wielkopolski, mieszkali<br />

w Poznaniu przy ul. Fabrycznej 1. Matka<br />

zajmowała się domem i pięciorgiem dzieci,<br />

gdyż Czech miał jeszcze dwie siostry.<br />

Ojciec prowadził przedsiębiorstwo nasienne.<br />

Bracia byli „po poznańsku ułożeni”,<br />

a jego nieustannie rozsadzała energia<br />

i chęć działania. Pasjonował się motoryzacją<br />

i lotnictwem. W gimnazjum założył<br />

kółko samochodowe, redagował gazetkę<br />

gimnazjalną i trenował boks. Na poznańskich<br />

mistrzostwach młodzików zemdlał<br />

na ringu na skutek pęknięcie wyrostka.<br />

W szpitalu lekarze nie dają mu szans.<br />

Przez kilka nocy walczy z bólem i snem,<br />

bojąc się, że gdy zaśnie, to umrze we śnie.<br />

Po kilku miesiącach znów staje na ringu.<br />

W czasie wakacji latem 1931 roku<br />

zalicza kurs szybowcowy w Ustianowej,<br />

w Bieszczadach. I tam po raz drugi<br />

ociera się o śmierć. Prymitywny, szkolny<br />

szybowiec typu „Wrona” spada na las<br />

z zablokowanymi sterami. Czech z tego<br />

wypadku wychodzi cało. Ma szesnaście<br />

lat i po tym wydarzeniu wie, że los jest<br />

po jego stronie i będzie latać. W roku<br />

1937 zdaje maturę i w gronie dwóch tysięcy<br />

kandydatów stara się o przyjęcie<br />

do Dęblińskiej Szkoły Orląt. Osiąga sukces.<br />

Zostaje jednym ze stu pięćdziesięciu<br />

młodych adeptów lotnictwa − podchorążych<br />

ostatniego, 13-go rocznika w Niepodległej<br />

Polsce.<br />

Zastrzelił się, bo nie dał rady.<br />

Twardy, bezwzględny i rygorystyczny<br />

trening ciała i charakterów, jaki przechodzili<br />

podchorążowie w Dęblinie ukształtował<br />

Czecha na zawsze. Na jego szkolnej<br />

legitymacji znajdowały się następujące<br />

słowa:<br />

„Pamiętaj, że każdy popełniony przez<br />

ciebie błąd, zostanie uogólniony i obniży<br />

w oczach społeczeństwa opinię twojej<br />

szkoły, twych kolegów, całego lotnictwa.<br />

Dlatego:<br />

− nie używaj alkoholu,<br />

− nie hazarduj,<br />

− nie zaciągaj długów,<br />

− nie wystawiaj weksli,<br />

− nie fanfaruj,<br />

− nie czyń drugiemu, co tobie nie miło.<br />

Pamiętaj, że jesteś podchorążym lotnictwa,<br />

że winieneś rozwijać w sobie siły<br />

duchowe, charakter, wolę, zaciętość, zaparcie<br />

się siebie, posłuszeństwo, skromność”.<br />

Kadra szkoły i nieopierzeni kandydaci<br />

na przyszłych pilotów bojowych słowa<br />

te traktowali z całą powagą i bez taryfy<br />

ulgowej. Gdy jeden z podchorążych nie<br />

zdał egzaminów na II rok − zastrzelił<br />

się. Na jego pogrzebie Komendant Szkoły<br />

powiedział: „Władek był za miękki,<br />

a Szkoła Podchorążych Lotnictwa nie<br />

jest dla takich, jak on”. Straszne słowa,<br />

straszna sytuacja, ale jakżesz dobitnie<br />

obrazuje to, czym była ta Szkoła i to wyzwanie<br />

dla młodych mężczyzn, którzy się<br />

z nim mierzyli i za wszelką cenę chcieli<br />

mu sprostać.<br />

Chaos odwrotu i bałkańska odyseja.<br />

1 września 1939 roku, dzień wybuchu<br />

II wojny światowej zastaje świeżo promowanego<br />

podporucznika na przepustce<br />

w Warszawie. Pogoda była piękna, szedł<br />

on warszawskim deptakiem w chwili,<br />

gdy na bezchmurnym niebie pojawiły się<br />

samoloty. Przechodnie zaczęli bić brawo,<br />

ale wraz z pierwszymi bombami prysło<br />

złudzenie i nadzieja: to nie byli sojusznicy,<br />

Francuzi, ani Anglicy. Był to bezwzględny,<br />

okrutny wróg.<br />

Pociągiem ewakuacyjnym, pełnym<br />

kobiet i dzieci Czech próbuje dotrzeć do<br />

Dęblina. W nalocie bombowym ginie maszynista<br />

pociągu. Czech jest świadkiem popłochu,<br />

chaosu i panicznej ucieczki pasażerów<br />

do pobliskiego lasu. W opuszczonym<br />

wagonie znajduje kilkuletniego chłopca,<br />

sparaliżowanego strachem. Po nalocie,<br />

pośród wielu trupów i rannych odnajduje<br />

jego ocalałą matkę. Jest to jego pierwsze<br />

zetknięcie z grozą lotniczego nalotu. Rodzi<br />

się w nim postanowienie: „…Zapłacę im za<br />

to! Będę pilotem bombowym…”<br />

Wędruje w stronę rumuńskiego przedmościa<br />

przez kraj ogarnięty pożogą wojny<br />

i chaosem odwrotu. Tam miały czekać<br />

nowe samoloty. Nic takiego nie zaistniało,<br />

był tylko tłum uciekinierów i dojmująca<br />

gorycz klęski. 17 września 1939 roku<br />

na przejściu granicznym w Zaleszczykach<br />

dowiedział się, że piloci z Dęblina<br />

przekroczyli już granicę, a obiecanych<br />

samolotów nie będzie.<br />

Zatrzymał się w Tulczy u rumuńskiej,<br />

nauczycielskiej rodziny. Pracował na budowie,<br />

aby zarobić na ucieczkę do Francji,<br />

bo Francja była jedyną nadzieją na<br />

walkę. Któregoś dnia wsiadł do pociągu<br />

jadącego do Bukaresztu, potem do autobusu,<br />

wreszcie pieszo dotarł do Jugosławii.<br />

W Splicie najął się do pracy u rybaka.<br />

Pomagał łowić ryby w zamian za mieszkanie.<br />

Obserwował ile rybak tankuje paliwa<br />

przed wyjściem w morze. Pewnego<br />

ranka bak był pełen, gdyż rybak wybierał<br />

się na daleki połów. Wypłynęli na Adriatyk.<br />

Kompas wskazywał zachód. Był to<br />

ten kierunek, o który chodziło Czechowi.<br />

Po godzinie wyjął rewolwer i powiedział<br />

rybakowi „…płyniemy do Włoch…”<br />

Rybak nie był zaskoczony. „Spodziewałem<br />

się tego. Od początku twój strój i ty<br />

wydałeś mi się podejrzany”. Wprawdzie<br />

wcześniej Czech zakopał wszystkie wojskowe<br />

akcesoria i odpruł guziki, ale widać<br />

szaro-niebieska bluza lotnika wciąż<br />

była zbyt wojskowa. Wieczorem dobili to<br />

włoskiego brzegu.<br />

Niemowa na torach.<br />

W nocy dotarł do maleńkiej stacji kolejowej.<br />

Z rozkładu jazdy wyciął nożem<br />

mapę Włoch, zwinął i schował pod bluzę.<br />

Ruszył torami w stronę francuskiej granicy.<br />

Nie znając języka udawał głuchoniemego<br />

i niepełnosprawnego. Spał w lesie<br />

lub na dworcach w pociągach odstawionych<br />

na bocznicach. Kradł kury i piekł je<br />

na ognisku, żebrał i nosił bagaże w zamian<br />

za parę lirów lub kanapkę chleba. Pewnego<br />

razu, gdy zdobył kilka lirów więcej wszedł<br />

do zatłoczonego, dworcowego baru i „na<br />

migi” poprosił o gorącą zupę. Obok niego<br />

stanęła młoda Francuska. Kiedy ra-<br />

22


HISTORIA<br />

▶ Leszek Skrzypczak<br />

zem wychodzili, ogarnięta współczuciem<br />

zaproponowała jemu podwiezienie własnym<br />

samochodem. Znużony i zmęczony<br />

zasnął w czasie jazdy. Kobieta ta zatrzymała<br />

samochód i zapytała „..Kim ty jesteś…<br />

mówiłeś przez sen…” Wtedy Czech przyznał<br />

się, że jest polskim pilotem i usiłuje<br />

dostać się do Francji. Szczęśliwym trafem<br />

okazało się, że jej mąż też był pilotem.<br />

Podwiozła go do granicy i poradziła, żeby<br />

ukrył się i przeczekał kilka dni do Nowego<br />

Roku, gdyż w tym dniu strażnicy graniczni<br />

„balują” i łatwiej będzie przedrzeć się<br />

przez granicę. Tak też uczynił. Noc była<br />

bezśnieżna i bardzo zimna, widział światła<br />

w budce granicznej, słyszał muzykę,<br />

śmiechy i odgłosy zabawy. Przeczołgał się<br />

pod zasiekami i …zameldował się u Francuzów.<br />

Od stycznia 1940 roku latał już w dywizjonie<br />

bombowym w Clermont-Ferrant.<br />

Francuskie rozczarowanie<br />

i upokorzenie<br />

Kampania francuska zakończyła się<br />

dla Czecha kontuzją kręgosłupa, której<br />

doznaje w czasie przymusowego lądowania.<br />

W szpitalu został zainfekowany<br />

wyjątkowo złośliwą odmianą szkarlatyny.<br />

Jak wspominał – ta szkarlatyna uratowała<br />

mu życie. W czasie, gdy leżał chory<br />

zginęła większość pilotów z jego klucza.<br />

Czech przeżywa ogromny zawód,<br />

wręcz cios. W gruzach legła jego wiara<br />

w potęgę Francji. Najsilniejsza, zwycięska<br />

w I wojnie swiatowej armia Europy<br />

zostaje rozbita w ciągu jednego miesiąca.<br />

Żołnierz francuski w swej masie nie chce<br />

walczyć. Dowództwo nie potrafi skoordynować<br />

działań. Oficerowie nie panują<br />

nad sytuacją. Żołnierze poddają się tysiącami<br />

i idą do niewoli. W czerwcu 1940<br />

roku słyszy radiowy apel „…Polscy lotnicy<br />

mają przedostać się do Anglii…” Tego<br />

samego dnia Czech wsiada do pociągu<br />

jadącego do Bordeaux. W porcie czekał<br />

już angielski statek, na którym dopłynął<br />

do Southampton.<br />

Wreszcie walka<br />

Po gorzkim, francuskim epizodzie nareszcie<br />

zaświtał promień nadziei. Czech<br />

widzi angielską determinację, spokój,<br />

wolę walki i przetrwania. Doświadcza<br />

wzorowej, brytyjskiej organizacji wojennego<br />

wysiłku. Po okresie półtorarocznego<br />

intensywnego szkolenia zostaje pilotem<br />

301 Dywizjonu Bombowego Polskich Sił<br />

Powietrznych w Wielkiej Brytanii. Odbywa<br />

szereg niezwykle niebezpiecznych<br />

lotów bojowych nad północnymi Niemcami.<br />

Bombarduje niemieckie zaplecze<br />

przemysłowe, między innymi zakłady<br />

Messerschmitta. W dniu 26 kwietnia<br />

1942 roku nad Rostockiem jego Wellington<br />

zostaje trafiony. Czech wykazuje niezwykłe<br />

opanowanie i mistrzostwo pilotażu.<br />

Przelatuje nad Bałtykiem na płonącej<br />

maszynie i pod linią wysokiego napięcia<br />

ląduje w Szwecji, ratując w ten sposób<br />

życie własne i swojej załogi. W Szwecji<br />

Czech zostaje internowany, jednak po<br />

kilku miesiącach zostaje przerzucony do<br />

Anglii. Po powrocie dostaje przydział do<br />

138 Eskadry do Zadań Specjalnych. Jednostka<br />

ta była przeznaczona do dokonywania<br />

zrzutów dla ruchów oporu w krajach<br />

okupowanych przez Niemcy, w tym<br />

dla polskiej Armii Krajowej. W czasie powrotu<br />

z takiej właśnie misji, dnia 9 października<br />

1943 roku zostaje ponownie<br />

zestrzelony nad Bałtykiem i ponownie<br />

zdołał dolecieć nad szwedzkie wybrzeże,<br />

gdzie wraz z załogą skacze ze spadochronem<br />

i ponownie ratuje życie. W Szwecji<br />

znów podlega internowaniu i znowu po<br />

kilku miesiącach wraca do Anglii.<br />

Co dalej …?<br />

Koniec wojny stawia przed nim dramatyczne<br />

pytanie, tak samo, jak przed<br />

innymi polskimi żołnierzami walczącymi<br />

na Zachodzie. Co dalej…? W jaki<br />

sposób po wojennej traumie odnaleźć<br />

się w normalnym, cywilnym życiu. Wielu<br />

wojennych bohaterów nie potrafiło<br />

sprostać temu wyzwaniu i znalazło się<br />

na dnie. Jednak nie Czech Nowacki. Był<br />

on dalej człowiekiem walki. Imał się różnych<br />

zajęć, aby zarobić pieniądze na studia<br />

i utrzymać rodzinę założoną w międzyczasie.<br />

Między innymi zajmował<br />

się kupowaniem starych domów, które<br />

odnawiał i sprzedawał z zyskiem. Swoją<br />

przyszłą żonę Joan poznał na potańcówce.<br />

Do Polish Resettlement Cors (Korpus<br />

Przysposobienia do Życia Cywilnego),<br />

gdzie po wojnie mieszkał z innymi pilotami<br />

zaproszono na zabawę pielęgniarki<br />

z miejscowego szpitala. Wśród nich była<br />

Joan. Wkrótce pobrali się i zamieszkali<br />

w Kornwalii. Ich pierwszy syn dostał<br />

imiona Lech Ryszard, a drugi – Robin Rus.<br />

Dramatyczne przeżycia i przeciwności<br />

losu nadszarpnęły zdrowie Czecha. Skłoniło<br />

go to do zainteresowania się medycyną,<br />

szczególnie medycyną naturalną.<br />

Zainteresowanie to przerodziło się w jego<br />

sposób na życie – Czech skończył studia<br />

i zdobył unikalną w tamtym czasie specjalność<br />

rehabilitanta. Pogłębiał swoje kwalifikacje,<br />

studiując tajniki medycyny Wschodu.<br />

Jego wiedza i niezwykłe umiejętności<br />

dały ponownie radość życia i przywróciły<br />

sprawność wielu, wielu ludziom, także<br />

w najbardziej beznadziejnych przypadkach.<br />

Czech osiągnął uznanie, pozycję<br />

społeczną i stabilizację. Jednak nostalgia<br />

i tęsknota za Polską, za melodią polskiej<br />

mowy drążyła go jak czerw.<br />

Powrót<br />

Czech był nieuleczalnie chory, a choroba<br />

ta nazywała się „Polska”. Zawsze<br />

pragnął do niej powrócić. Nie mógł tego<br />

uczynić bezpośrednio po wojnie, a później<br />

sprzeciwiała się temu żona. Dopiero<br />

po rozstaniu się z nią zostawił w Anglii<br />

wszystko, co zdobył i posiadał i w 1989<br />

roku wraca do Kraju. Czech był zawsze<br />

zapalonym, wszechstronnym sportowcem,<br />

w tym również narciarzem. W czasie<br />

poprzednich wizyt w Polsce poznał<br />

Zieleniec. Wybrał więc Duszniki-Zdrój,<br />

zauroczony ich położeniem, klimatem<br />

i atmosferą. Kupił piękny dom z ogrodem<br />

w dzielnicy Podgórze i stał się obywatelem<br />

Dusznik-Zdroju.<br />

Ostatnia wojna.<br />

Historia zatoczyła koło. Dom, w którym<br />

kiedyś gościł twórca hitlerowskiej<br />

Luftwaffe – marszałek Rzeszy Hermann<br />

Goring, prawa ręka Hitlera, stał się własnością<br />

polskiego pilota, kawalera Orderu<br />

Virtuti Militarii. W tym właśnie domu<br />

23


HISTORIA<br />

▶ Leszek Skrzypczak<br />

i ogrodzie Czech będzie przez 14 lat toczyć<br />

samotnie swoją – już tylko osobistą<br />

– wojnę. Toczy ją z przeciwnikiem okrutnym<br />

i bezwzględnym. Przeciw sobie ma<br />

koalicję nieubłaganych wrogów: biologię<br />

i kalendarz. Wysysają one powoli i nieodwracalnie<br />

żywotne siły z każdego.<br />

Niestety, dotyczy to także Czecha, który<br />

ukończył już 75 lat. Czech ma jednak nie<br />

tylko tych dwóch wrogów. Za ich plecami<br />

skrada się postępująca utrata słuchu<br />

i wzroku. Każdy z tych czterech wrogów<br />

oddzielnie rzuciłby na kolana i pogrążył<br />

w beznadziei i apatii każdego zwykłego<br />

człowieka. Jednak nie Czecha Nowackiego.<br />

Ten człowiek o duszy wojownika,<br />

stalowym charakterze i niezwykle silnym<br />

ukochaniu życia, nie ugiął się przed nimi<br />

do ostatniej chwili. Z uderzającą pogodą<br />

ducha zmagał się z chorobą, przeciwnościami<br />

dnia codziennego i oporem materii.<br />

Wybiegał myślami w przyszłość z niegasnącym<br />

optymizmem. Do ostatnich<br />

godzin swego życia snuł plany i marzenia.<br />

„…Dam radę…” Tak zawsze mówił<br />

Czech, gdy przyjaciele proponowali pomoc<br />

w pokonywaniu przeciwności dnia<br />

codziennego, piętrzącymi się przed samotnym,<br />

starym człowiekiem, który<br />

praktycznie nie widział i nie słyszał. „…<br />

Dam radę…” tak zawsze mawiał Czech<br />

Nowacki.<br />

Spoczął na dusznickim cmentarzu.<br />

Na jego grobie znajduje się prosta płyta<br />

z lotniczym orłem i epitafium:<br />

Major pilot Czech Nowacki.<br />

Ś. P.<br />

*21 marca 1915 † 22 kwietnia 2003<br />

Niezwykły Człowiek<br />

Bohater II wojny światowej<br />

Kawaler orderów polskich i angielskich<br />

odznaczony Krzyżem Virtuti Militarii<br />

dla którego słowa „Honor i Ojczyzna”<br />

były busolą całego życia.<br />

ODLECIAŁ POLSKI ORZEŁ…<br />

ZOSTAŁY JEGO CZYNY.<br />

Nasz czas<br />

Czy życie i losy Czecha Nowackiego<br />

mogą nieść jakieś przesłanie dla naszego<br />

czasu. Czasu, na szczęście dalekiego od<br />

grozy i okropności wojny, ostatecznych<br />

wyborów, wielkich, bohaterskich czynów<br />

i wielkich zbrodni. Nasz czas, czas<br />

pokoju i braku fizycznego zagrożenia, ale<br />

czas, w którym pogoń za ciepłą stabilizacją,<br />

pieniądzem, jeszcze jednym dobrem,<br />

czy splendorem, władzą, czy pozorem<br />

władzy usprawiedliwia się, wręcz promuje<br />

cechy, zachowania i postawy budzące<br />

zażenowanie, niesmak, dezaprobatę i palący<br />

wstyd za tych, którzy je prezentują.<br />

Patrzymy codziennie na ludzi, którzy<br />

z miedzianym czołem, ustami pełnymi<br />

Boga, Ojczyzny i Honoru, cynicznie<br />

i bez skrupułów uprawiają prywatę, zabiegają<br />

o doraźne, małe profity dla siebie,<br />

czy wąsko pojętej grupy interesu. Ludzie<br />

bezrefleksyjnie nadużywają tych wielkich<br />

słów, które w zestawieniu z ich postawami,<br />

zachowaniami i sprawami, o które<br />

bezwzględnie walczą, w ich ustach<br />

brzmią jak szyderstwo. Ludzie, którzy<br />

z barw i symboli narodowych, z białoczerwonego<br />

sztandaru i hymnu narodowego<br />

czynią stały element burd, rozrób<br />

i zadym godzących w ład społeczny, a nie<br />

rzadko w podstawowy interes Państwa.<br />

Nie mogę się powstrzymać od bardzo<br />

osobistej refleksji. W ciągu tych lat,<br />

w których danym mi było poznawać<br />

Czecha Nowackiego, w czasie wielu, wielu<br />

godzin rozmów o wszystkim, nigdy<br />

nie użył on tych Świętych dla niego Słów:<br />

”Honor i Ojczyzna”. On miał je w sobie,<br />

a nie na pokaz. Wyrażał je swoją postawą<br />

i całym swoim życiem. Kiedy czas i okoliczności<br />

tego wymagały był bohaterem,<br />

który dla wykonania powierzonego jemu<br />

zadania wielokrotnie był gotów oddać życie.<br />

Gdy zaś wojenna zawierucha ucichła<br />

swoimi talentami i z uporem zdobywaną<br />

wiedzą przywracał ludziom sprawność<br />

i radość życia. Kiedy choroba sięgnęła po<br />

jego niezniszczalny – jak jemu się wydawało<br />

– organizm walczył do końca, pełen<br />

pogody i optymizmu. Na ustach miał<br />

zawsze jego sakramentalne powiedzenie:<br />

„Dam radę”.<br />

Był człowiekiem, dla którego „patriotyzm”<br />

nie oznaczał pustego słowotoku<br />

i celebry. Oznaczał gotowość do najwyższego<br />

poświęcenia, gdy tego zażądała<br />

od niego historyczna chwila. W czasie<br />

pokoju słowo to oznaczało pracę, ciągłe<br />

doskonalenie i oddanie się wybranemu<br />

zawodowi, a także hart i upór w pokonywaniu<br />

przeciwności losu, gdy upomniała<br />

się o niego choroba i „metryka”.<br />

Nade wszystko zaś „patriotyzm” oznaczał<br />

prawość i uczciwość w postępowaniu<br />

i zachowaniu każdego dnia i każdej<br />

sytuacji. Był przykładem człowieka, który<br />

na pytania stawiane mu przez życie,<br />

pytania w sprawach wielkich i małych:<br />

„Jak postąpisz Czechu Nowacki, jak się<br />

zachowasz?” odpowiadał: „Przyzwoicie”.<br />

I tak postępował.<br />

Czy tak pojmowany i praktykowany<br />

patriotyzm nie powinien być naszą reakcją<br />

na dewaluację tego słowa w naszych<br />

czasach? Nieliczni tylko mogą i potrafią<br />

być bohaterami, ale każdy może być po<br />

prostu przyzwoitym…<br />

Może, ale czy potrafi …?<br />

Laureatem<br />

Nagrody Teresy Karch<br />

„Jestem bo jesteś”<br />

za rok 2009 została<br />

MARIA STACHNIK<br />

Gratulujemy.<br />

Koło<br />

Prawa i Sprawiedliwości<br />

w Kudowie-Zdroju<br />

życzy<br />

Wszystkim Czytelnikom „Pamiętnika”,<br />

mieszkańcom oraz gościom<br />

Wesołych Świąt,<br />

Szczęśliwego Nowego Roku<br />

oraz pomyślności naszej Ojczyźnie<br />

Zarząd Koła PiS<br />

w Kudowie-Zdroju<br />

24


świrzańskie noce i dnie<br />

▶ Józef Żółtański<br />

Od Redakcji: zbliżamy się do końca wspomnień pana Józefa Żółtańskiego ze<br />

Świrza, woj. Tarnopolskie. Nadchodzi zima… Jak to było – przed wojną – w Świrzu?<br />

Nasi Czytelnicy z Kudowy, powiatu kłodzkiego, ze Świdnicy, Jaworu, Legnicy,<br />

Lubina, Strzegomia i Wrocławia dziękują Panu Józefowi za podzielenie się z nimi<br />

tymi wspomnieniami.<br />

Wspomnienia cz. III<br />

Zima<br />

Prace gospodarcze zostały zakończone.<br />

Pierwsze przymrozki sprawiły, że<br />

posypały się liście z drzew. Mieszkańcy<br />

zbierali je skrzętnie na podściółkę dla<br />

bydła i na „zachaty”, ocieplając nimi ściany<br />

swoich domów, obór i kurników. Na<br />

drzwi i zbędne okna pleciono maty ze<br />

słomy, żeby w zimie jak najwięcej ciepła<br />

utrzymać w pomieszczeniach i oborach.<br />

Liśćmi dodatkowo zakrywano kopce<br />

ziemniaków.<br />

Listopad rozpalał wyobraźnię młodych<br />

chłopaków, którzy zaczynali organizować<br />

kolędę bożonarodzeniową.<br />

Decydowali kto będzie chodził z szopką,<br />

a kto z gwiazdą. Szopki robili sami. Musiała<br />

być co roku inna, poza tym dostosowywano<br />

do niej piosenki. Wkładano<br />

wiele wysiłku w te „próby teatralne”, żeby<br />

chodząc po wsi z kolędą i życzeniami,<br />

popisać się przed rodziną i znajomymi.<br />

Spora była grupa „aktorów” wcielających<br />

się w różne postacie jasełek. W tym<br />

czasie starsi zajmowali się świniobiciem,<br />

marynowaniem i wędzeniem mięsa. Ciekawe<br />

jest to, że gotowe połcie przechowywano<br />

w beczkach zakopanych w ziemi,<br />

by były świeże do świąt. Lodówek przecież<br />

nie było. Kobiety wypiekały słodkie<br />

strucle i kruche ciasteczka. Część z nich<br />

później wieszano na choinkę, część dzieciarnia<br />

wynosiła w kieszeniach.<br />

No i wreszcie Boże Narodzenie. Na<br />

święta zapraszano całą rodzinę. W domach,<br />

gdzie były osoby dwóch wyznań,<br />

Boże Narodzenie świętowano dwukrotnie.<br />

Raz w grudniu, drugi raz w styczniu<br />

− zgodnie z obrządkiem grekokatolickim.<br />

Trzeba było przyszykować dużo<br />

jadła, aby móc się wzajemnie i szczodrze<br />

gościć. Najważniejszą potrawą była kutia<br />

− oczyszczoną z łusek pszenicę gotowano<br />

i mieszano potem z miodem i makiem.<br />

Przygotowywana raz w roku na święta<br />

Bożego Narodzenia, kutia stanowiła potrawę<br />

bardzo lubianą przez wszystkich.<br />

W izbie rozścielano na ziemi snopek słomy,<br />

zdobiono choinkę kolorowymi łańcuchami,<br />

ciastkami, orzechami w złotkach,<br />

cukierkami, jabłkami. Na skrzynię, która<br />

najczęściej zastępowała stół, układano<br />

siano i przykrywano je białym obrusem.<br />

Na środku stołu kładziono bochen<br />

chleba, w którym tkwiła świeca. Na wigilię<br />

podawano dwanaście potraw, m.in.<br />

rybę, barszcz czerwony, gołąbki. Obowiązkowo<br />

czekano na pierwszą gwiazdkę,<br />

a gdy zabłysła, w modlitwie dzielono<br />

się opłatkiem, składano sobie życzenia.<br />

A potem ucztowano. Po kolacji dzielono<br />

się opłatkiem także z bydłem. Aż do pasterki<br />

o północy rozbrzmiewały chóralne,<br />

śpiewne kolędy. Święta, to był czas na<br />

porządny odpoczynek. Jedynie kolędnicy<br />

nie próżnowali, chodząc z szopką od chaty<br />

do chaty. Gdzieniegdzie ofiarowano<br />

im grosiki, gdzie indziej coś do jedzenia.<br />

Za wszystko dziękowali i brali do domu.<br />

Resztę dni spędzano wesoło, świątecznie,<br />

odwiedzając się wzajemnie, spędzając<br />

czas na gawędach, pieśniach, częstując się<br />

wódką. Na Nowy Rok od rana do wieczora<br />

chodzili „szczodrować”. Zamawiano<br />

rzeczywistość wygłaszając następujące życzenia:<br />

„Na szczęście, na zdrowie, na ten<br />

Nowy Rok, żeby Wam się rodziła pszenica<br />

i groch” lub „Był tu Święty Jan, powiedział<br />

żeście piekli kołaczki – szczodraczki, dajcie<br />

nam chleba, Wam Bóg zapłaci z wysokiego<br />

nieba”; „Niech Bóg pomnaża Wasze<br />

życzenia, Szczęść Boże, w domu, na polu<br />

i w komorze, niech będzie pochwalony Jezus<br />

Chrystus.” Złożeniu życzeń towarzyszyło<br />

rozsiewanie owsa po całym domu.<br />

Dziewcząt nie dopuszczano do uczestnictwa<br />

w „szczodrakach”, ponieważ wierzono,<br />

że wnoszą nieszczęście do domu.<br />

Zima w tym czasie była duża, śniegu<br />

nie brakowało, młodzi jeździli na<br />

łyżwach, nartach i sankach − sprzęcie<br />

własnej roboty. Np. narty wykonywano<br />

z desek odpowiednio je formując, niektórzy<br />

używali do tego celu klepek ze<br />

starej beczki odpowiednio profilowanej.<br />

Takie narty nadawały się do jazdy na<br />

ubitej drodze. Zamiast kijków używano<br />

tyki do fasoli. Zawodnicy, jeden po<br />

drugim startowali do wyścigu. Łyżwy<br />

robiono z klocka wyciętego pod obcas,<br />

zaokrąglonego na przodzie. Na spodzie<br />

miały stalówkę z obręczy oraz otwory na<br />

paski, którymi przywiązywano łyżwy do<br />

butów. Te zabawy zimowe sprawiały im<br />

dużo radości i uciechy. Starsi, te zimowe<br />

dni wykorzystywali do kończenia młocki.<br />

Zamożniejsi gospodarze posiadający<br />

w swoim dobytku konie, zarabiali zajmując<br />

się przewozem drzewa z lasu na stację<br />

kolejową do Bóbrki. Były to kloce, drzewo<br />

pocięte na sągi i „papierówka”. Dawało<br />

im to spory zarobek. Przewóz mógł<br />

się odbywać tylko przy dobrej pogodzie,<br />

bowiem zawieje i silne mrozy uniemożliwiały<br />

wyjazd z domu. Biedniejsi chodzili<br />

na zarobki do bogatszych, najmowali się<br />

do młocki, ale zarobku było nie wiele, bo<br />

dzień był krótki i przy mrozach praca szła<br />

niesporo. Mężczyźni schodzili się u któregoś<br />

z sąsiadów, grali w karty, opowiadali<br />

kawały oraz różne opowieści przekazywane<br />

z dziada, pradziada. Kobiety<br />

zbierały się razem do przędzenia i darcia<br />

pierza. Śnieg padał obficie, bywały dnie,<br />

że codziennie trzeba było kopać tunele<br />

do drogi i do budynków gospodarczych.<br />

Dom ogrzewało się paląc drewnem, które<br />

nie dawało tak dużo ciepła, jak węgiel, czy<br />

koks, używany obecnie. Fachowców było<br />

wielu: kowali trzech w miasteczku, na<br />

Szwarcówce i w Świrzyku. Bednarz wyrabiał<br />

beczki, szafliki, dzieże do rozczyniania<br />

chleba, krochmalnice, niecki i kołyski<br />

dla dzieci. Niektórzy dłubali w drzewie<br />

miękkim, przeważnie lipowym, różne<br />

przedmioty użytku kuchennego, przydające<br />

się w gospodarstwie jak czerpaki do<br />

nabierania zboża, szufle do obgartywania<br />

śniegu, łopaty do wyciągania chleba<br />

z pieca i magielnice do bielizny.<br />

25


świrzańskie noce i dnie<br />

▶ Józef Żółtański<br />

Garncarze wyrabiali garnki z gliny,<br />

które były używane do wszystkiego. Jeżeli<br />

chodzi o glinę, to miała ona zastosowanie<br />

wszechstronne. Budowano z niej<br />

(w stosownej porze roku) domy − lepianki.<br />

Fundamenty były z kamienia, szkielet<br />

chaty przeważnie dębowy. Do budowy<br />

zbierało się sporo ludzi. Kobiety urabiały<br />

glinę z wodą, mężczyźni nakładali ją<br />

na słomę i skręcali wałki do dwóch metrów.<br />

Wałki te wplatano między szczeble<br />

stojącego szkieletu. Tak powstawała<br />

ściana od podwaliny do płetwy dachu,<br />

z otworami na drzwi i okna. Gdy wysychały<br />

ściany kładziono dach z blachy<br />

lub dachówki, które też były wyrabiane<br />

w Świrzu. Wyschnięte ściany wyrównywano<br />

i kładziono na nie tynk, stolarkę<br />

okienną i drzwiową. Dom był gotowy.<br />

Ciepły, bo z naturalnego tworzywa, zbudowany<br />

wspólną pracą życzliwych ludzi.<br />

Nie płacono za pomoc, jedynie przyjęcie<br />

z wódką i serdeczne podziękowanie właścicieli<br />

nowo powstałego domu. Sąsiedzi<br />

składali serdeczne życzenia na szczęśliwe<br />

pożycie pod nowym dachem.<br />

Mieszkańcy mieli swoje lasy, tak zwane<br />

dąbrowy, gdzie wycinali budulec i drzewo<br />

na opał. (…) Rękodziełem, z którego<br />

znany był Świrz, były kosze wyplatane ze<br />

słomy i łoziny specjalnie do tego spreparowanej.<br />

Robiono koszyczki do wypiekania<br />

chleba, różne drobiazgi oraz kosze<br />

i pojemniki na zboże i bieliznę. Wycieraczki<br />

przed wejściem do domu robione<br />

były z warkoczy plecionych ze słomy<br />

żytniej, które zszywano sznurkiem. Na<br />

zimę, dla furmanów robiono kalosze ze<br />

słomy ocieplające nogi. Pracy i pomysłów<br />

było sporo, tym były zapełnione<br />

dnie i wieczory zimowe. Świrzanie byli<br />

samowystarczalni. Kołodzieje sporządzali<br />

koła do wozów, drabiny, podwozia<br />

do furmanek, pługi, taczki, i stolarkę<br />

budowlaną. Chcę jeszcze coś napisać<br />

o tych najbiedniejszych mieszkańcach<br />

Świrza. Pracowali zwykle sezonowo i to<br />

oboje rodzice. Dzieci zaś wysyłano do<br />

bogatszych gospodarzy na parobkowanie.<br />

Nieraz dzieciak wysyłany był daleko<br />

od domu i normalnie poza umową musiał<br />

wykonywać różne dodatkowe prace.<br />

Zapłatą było tylko jadło i niekiedy jakaś<br />

garderoba. Niejednokrotnie dzieci uciekały<br />

z powrotem do domu, już bez zapłaty,<br />

by znosić głód, ale ze swoimi. Wielu<br />

z tych ludzi wyjeżdżało za granicę do Łotwy,<br />

Niemiec i Francji, a nawet Ameryki.<br />

Teraz, gdybyś chciał znaleźć Świrzaka, to<br />

go znajdziesz na całym świecie. Ciągle<br />

szukamy kontaktów ze swoimi. Na tym<br />

kończę swoją opowieść o moim miejscu<br />

urodzenia i wychowania do lat osiemnastu.<br />

Opowieść spisałem wg mojej pamięci<br />

w 1997 r. w Kudowie-Zdroju, gdzie<br />

obecnie mieszkam.<br />

Tradycje Świąt Bożego Narodzenia w Kudowie<br />

Krzysztof Chilarski<br />

Podejmując temat obrzędowości dorocznej,<br />

w tym przypadku Bożego<br />

Narodzenia, w Kudowie, musimy zastanowić<br />

się czy chcemy odtworzyć przedwojenne<br />

tradycje tego terenu („Zakątka<br />

Czeskiego”, czes. „Český koutek” czyli 11<br />

wsi łącznie z Kudową), czy też chcemy<br />

zbadać różnorodność tradycji przywiezionych<br />

na te tereny po 1945 roku.<br />

Myślę, że warto na początku poznać<br />

odleglejsze tradycje regionu w którym<br />

mieszkamy, nawet jeśli wydają się być<br />

kulturowo czy religijnie obce. Zajmowałem<br />

się tymi zagadnieniami w przygotowywaniu<br />

pracy magisterskiej na Wydziale<br />

Etnologii Uniwersytetu Wrocławskiego.<br />

ZWYCZAJE CZESKIE W KUDOWIE<br />

Rejon podkudowski zamieszkany był<br />

przez Czechów wyznania katolickiego<br />

i protestanckiego, głównie ewangelickoreformowanego<br />

(kalwińskiego). Różnice<br />

wyznaniowe wiązały się przede wszystkim<br />

z obrzędami sprawowanymi w kościele.<br />

wieniec − Okres Adwentu rozpoczynano<br />

od wyplecenia z gałązek świerka<br />

lub jodły wieńca adwentowego. Wieniec<br />

ozdobiony wstążkami i czterema świeczkami<br />

ustawiano na stole lub wieszano<br />

pod stropem, a następnie w każdą niedzielę<br />

Adwentu zapalano kolejną świeczkę<br />

i śpiewano pieśni adwentowe. Takie<br />

wieńce spotykano zarówno u katolików<br />

jak i ewangelików.<br />

szopka − Elementem nieodzownym<br />

świąt Bożego Narodzenia była szopka<br />

betlejemska. Słynęła z nich cała Ziemia<br />

Kłodzka. Najsłynniejszą szopką kudowską<br />

jest szopka w Czermnej. Wykonana<br />

została przez Franciszka Stepana w latach<br />

1896-1924. W każdym kudowskim domu<br />

ustawiano szopkę bożonarodzeniową.<br />

Różnice w ich rozmiarach, konstrukcji<br />

i zastosowanych materiałach zależały od<br />

zamożności i pomysłowości konstruktorów.<br />

Obok rozbudowanych szopek<br />

z drewna, papieru, huby, słomy, kory<br />

drzew i mchu, których rozmiary dochodziły<br />

nawet do 5 m (szopka w Czermnej<br />

i Słonym) występowały szopki w całości<br />

wykonane z papieru o rozmiarach do 50<br />

cm. Szopki papierowe ograniczały się do<br />

przedstawienia samej stajenki, a w niej<br />

postaci ludzi i zwierząt.<br />

choinka − O wiele nowszą ozdobą bożonarodzeniową<br />

jest choinka. Pojawiła<br />

się w tutejszych domach w II poł. XIX<br />

wieku. Najczęściej stawiano drzewko<br />

świerkowe, rzadziej jodłowe, wysokości<br />

około 120 cm. Dekorowano je jabłkami,<br />

orzechami, piernikami, ozdobami<br />

z papieru, a w bogatszych domach nawet<br />

bombkami, dmuchanymi ze szkła zwierzętami,<br />

dzwoneczkami oraz lametą. Do<br />

gałązek przyczepiano spinacze, w których<br />

umieszczano świeczki. Na czubku<br />

choinki umieszczano gwiazdę, symbolizującą<br />

tę, która wiodła Trzech Króli do<br />

dzieciątka Jezus.<br />

potrawy − W wigilię Bożego Narodzenia<br />

katolicy uczestniczyli o północy w uroczystej<br />

mszy świętej zwanej „pasterką”.<br />

26


ZWYCZAJE i OBRZĘDY LUDOWE<br />

▶ Krzysztof Chilarski<br />

Ewangelicy w tym dniu o godz. 17 uczestniczyli<br />

w nabożeństwie upamiętniającym<br />

Narodzenie Pańskie. Katolicy po pierwszej<br />

gwiazdce na niebie, a ewangelicy bezpośrednio<br />

po nabożeństwie spożywali kolację<br />

wigilijną. Do powszechnych dań kolacji<br />

wigilijnej należały: zupa grzybowa lub<br />

zupa z suszonych owoców, ryby smażone<br />

podawane najczęściej w zalewie octowej,<br />

śledzie, strucle (czes. štĕdrak, vánočka),<br />

orzechy, suszone jabłka, śliwki i gruszki.<br />

Katolicy spożywali ponadto kluski jaglane<br />

z mlekiem i masłem oraz połamane bułki<br />

zalewane mlekiem z makiem. Kościół<br />

protestancki dopuszczał także spożywanie<br />

potraw mięsnych. Jadano m.in. bułczankę<br />

(jiternice) i siekane mięso podawane<br />

z ziemniakami i kapustą kiszoną.<br />

zabiegi i wróżby − Do zakresu praktyk<br />

magicznych należał powszechny wśród<br />

Czechów obu wyznań zwyczaj określany<br />

budzeniem drzewek. Dzieci w dzień<br />

wigilijny wychodziły boso wcześnie rano<br />

do sadu i uderzając każde drzewo owocowe<br />

kijem wypowiadały formułkę:<br />

„Stromečky stávej,<br />

ovoce dávej,<br />

ustroj se, umej se,<br />

je štědry deň”.<br />

Miało to spowodować obfitsze owocowanie<br />

drzew. Do tej kategorii praktyk<br />

należało także wysypywanie pod drzewka<br />

owocowe resztek z pokarmów spożywanych<br />

podczas kolacji wigilijnej m.in.<br />

łupin z orzechów i skórek z jabłek.<br />

Wśród licznych wróżb praktykowanych<br />

przez tutejszą ludność w dniu wigilijnym<br />

dwie były najpowszechniejsze:<br />

wróżba z pierwszego rozkrojonego jabłka<br />

i pierwszego rozłupanego orzecha.<br />

Jeżeli po rozkrojeniu jabłka w poprzek<br />

pestki były ułożone w gwiazdę to przepowiadano<br />

szczęście i zdrowie, jeżeli<br />

w krzyż – to śmierć w przyszłym roku.<br />

Rozłupany orzech był czarny w środku<br />

wróżył śmierć, jeżeli był zdrowy zapowiadał<br />

szczęście.<br />

kolędowanie − W okresie bożonarodzeniowym<br />

tutejsze domy odwiedzali<br />

kolędnicy. Kolędowało trzech starszych<br />

chłopców przebranych za mędrców ze<br />

Wschodu (Trzech Króli). Chłopcy wchodząc<br />

do domu śpiewali:<br />

„My tři králove,<br />

my jdeme k vám,<br />

štěsti, a zdravi<br />

vinšujem vám”.<br />

Powyższe omówienie przedwojennych<br />

zwyczajów bożonarodzeniowych w okolicach<br />

Kudowy nie wyczerpuje tematu<br />

i ze względu na ramy artykułu pominięto<br />

m.in. formy obdarowywania dzieci,<br />

wróżby matrymonialne, agrarne czy też<br />

przepowiednie meteorologiczne.<br />

Jeszcze przed zakończeniem II wojny<br />

światowej wielu tutejszych mieszkańców<br />

uciekło na stronę czeską w obawie przed<br />

zbliżającym się frontem, inni wyprowadzili<br />

się do Czechosłowacji w krótkim<br />

czasie po zakończeniu wojny, a około<br />

połowy mieszkańców wysiedlono do<br />

Niemiec. W latach 50. XX wieku w „Zakątku<br />

Czeskim” mieszkało już tylko ok.<br />

450 osób posługujących się językiem<br />

czeskim. Ostatnie wyjazdy do RFN miały<br />

miejsce w latach 60. XX wieku.<br />

ZAKOŃCZENIE WOJNY I ZMIANY<br />

LUDNOŚCIOWE<br />

Po wojnie Kudowa i okoliczne wsie<br />

zostały zasiedlone przede wszystkim<br />

przez ludność z różnych rejonów Polski,<br />

w szczególności z tych województw,<br />

w których z powodu przeludnienia brakowało<br />

ziemi. Najwięcej rodzin przyjechało<br />

z Krakowskiego, Kieleckiego,<br />

Rzeszowskiego, Łódzkiego, Lubelskiego,<br />

Warszawskiego, a także z Wielkopolski<br />

i z Żywiecczyzny. Te grupy osadników<br />

określa się w literaturze przedmiotu migrantami<br />

wewnętrznymi. Drugą grupę<br />

stanowiła ludność z terenów, które weszły<br />

w skład ówczesnego Związku Radzieckiego,<br />

przede wszystkim z byłych<br />

województw: lwowskiego, tarnopolskiego,<br />

stanisławowskiego, wołyńskiego,<br />

a w mniejszym stopniu z wileńskiego<br />

i nowogródzkiego. Ludność tę określano<br />

repatriantami, a w nowszej terminologii<br />

przesiedleńcami. Potocznie zaś nazywano<br />

ich „zabużanami”. Nieliczną grupę<br />

stanowili reemigranci, m.in. z Francji.<br />

W okresie powojennym nastąpiły zasadnicze<br />

zmiany w obrzędowości dorocznej<br />

zarówno wśród ludności napływowej<br />

jak i autochtonicznej. Wzajemne kontakty<br />

odmiennych grup ludności, konieczność<br />

przystosowania się do środowiska geograficznego<br />

oraz inne czynniki doprowadziły<br />

każdą grupę do zarzucenia niektórych<br />

zwyczajów powszechnych dla niej przed<br />

znalezieniem się w nowym miejscu zamieszkania.<br />

Wiele zjawisk kultury ludowej<br />

zanikło nie tylko w związku z faktem<br />

przesiedlenia, ale podobnie jak na terenie<br />

całej Polski z powodu gospodarczych,<br />

społecznych i kulturowych przemian wsi<br />

polskiej po II wojnie światowej.<br />

Największym zmianom w obrzędowości<br />

dorocznej uległo obchodzenie<br />

świąt Bożego Narodzenia. Doszło przede<br />

wszystkim do zaniku wielu tradycyjnych<br />

elementów tych świąt. Również w sposobie<br />

obchodzenia tych świąt przez tutejszych<br />

Czechów zaszły liczne zmiany. Były<br />

one następstwem wielu wymienionych<br />

powyżej procesów, a dodatkowo pojawiły<br />

się w nich liczne wpływy polskie, co<br />

było najczęściej związane z zawieraniem<br />

małżeństw polsko-czeskich.<br />

Świąteczna wieczerza w dniu wigilijnym<br />

poprzedzona była przygotowaniem<br />

wystroju izby-pokoju oraz potraw wigilijnych.<br />

Zarówno potrawy jak i wystrój<br />

mieszkania w rodzinach czeskich autochtonów<br />

i polskich osadników znacznie się<br />

różniły, chociaż i w grupie tych ostatnich<br />

zaznaczały się liczne odrębności w zależności<br />

od pochodzenia regionalnego.<br />

RÓŻNE POCHODZENIE,<br />

RÓŻNE TRADYCJE<br />

choinka − Nieodzownym symbolem<br />

świąt Bożego Narodzenia jest choinka.<br />

Zwyczaj ubierania w dzień wigilijny<br />

choinki znany był wszystkim osadnikom<br />

przybyłym na teren Kudowy, jednakże<br />

istniały rodziny, które zaczęły go praktykować<br />

dopiero tutaj. W niektórych grupach<br />

choinka (np. Krakowskie) zastąpiła<br />

tzw. połaźniczę lub podłaźniczkę, występującą<br />

w pierwszych latach powojennych<br />

w formie wieńca z jedliny lub wierzchołka<br />

jodłowego drzewka, przybranego kolorowymi<br />

ozdobami, które dawnym zwyczajem<br />

wieszano u sufitu.<br />

snopy − Zwyczajem powszechnie praktykowanym<br />

przez różne grupy polskich<br />

osadników w dawnym miejscu zamieszkania<br />

było stawianie w izbie snopów niewymłóconego<br />

zboża oraz słomy. Kilka<br />

lat po przyjeździe do Kudowy zwyczaj<br />

zarzucono. Snopki żyta, pszenicy lub<br />

jęczmienia (dziad) i owsa (baba) stawiali<br />

najczęściej w kącie izby wszyscy „zabużanie”,<br />

migranci z Rzeszowskiego, a rzadziej<br />

ludność przybyła z Kieleckiego,<br />

Lubelskiego czy Krakowskiego. Snopki<br />

te przynosił o zmierzchu w dzień wigilijny<br />

gospodarz i składał całej rodzinie życzenia<br />

wszelkiej pomyślności. Osadnicy<br />

27


ZWYCZAJE i OBRZĘDY LUDOWE<br />

▶ Krzysztof Chilarski<br />

z Kieleckiego snopek wkładali pod stół,<br />

a dodatkowo słomę zatykali za belki stropowe.<br />

Powyższe praktyki miały zapewnić<br />

pomyślność w gospodarstwie. Lwowiacy<br />

i Stanisławowiacy na snopkach przed<br />

wieczerzą kładli opłatek. Snopki z izby<br />

wynoszono w różnym czasie, jak i różne<br />

było ich późniejsze zastosowanie.<br />

słoma − Ustawianiu snopków towarzyszyło<br />

rozścielanie słomy na podłodze.<br />

Rozścieloną słomę nazywano dziaduchem<br />

(Lwowskie, Tarnopolskie, Wileńskie,<br />

Wołyńskie) lub babką (Stanisławowskie,<br />

Rzeszowskie). Kładziono się na niej<br />

w wieczór wigilijny w celu zapewnienia<br />

sobie zdrowia na cały rok. Spały na niej<br />

dzieci, poczym rano w dzień św. Szczepana<br />

słomę wynoszono. Zwyczaj ten miał<br />

symbolizować narodzenie się Chrystusa<br />

w stajni.<br />

pająki − Jeszcze kilka lat po wojnie<br />

osadnicy rekrutujący się głównie z Polski<br />

centralnej wieszali pod sufitem własnoręcznie<br />

wykonywane ze słomy i bibuły<br />

pająki,<br />

stół i opłatek − Szczególnie starannie przygotowywano<br />

stół do wieczerzy wigilijnej.<br />

Na stole pod białym obrusem umieszczano<br />

siano, na nim opłatek, a obok świece i krzyż.<br />

Ponadto na stole znajdował się bochenek<br />

chleba, który nie był krojony do kolacji<br />

wigilijnej, a także rozsypane ziarna zbóż,<br />

dorodne kłosy oraz czosnek. Powszechne<br />

do dzisiaj ustawianie na stole dodatkowego<br />

nakrycia dawniej posiadało inne znaczenie,<br />

mianowicie było przeznaczone dla dusz<br />

zmarłych członków rodziny.<br />

Zgodnie z tradycją wieczerza wigilijna<br />

do dzisiaj rozpoczynana jest wspólną<br />

modlitwą, czytaniem ewangelii, łamaniem<br />

się opłatkiem oraz wzajemnym<br />

składaniem sobie życzeń. Dzielenie się<br />

opłatkiem znane było wszystkim osadnikom.<br />

Po wojnie opłatek pojawił się<br />

w czeskich domach.<br />

potrawy − Współcześnie nie przestrzega<br />

się jak dawniej wymaganej zwyczajowo ilości<br />

potraw, których u ludności napływowej<br />

było najczęściej 12, a u autochtonów 9.<br />

Potrawą występującą tylko u ludności<br />

kresowej oraz u osadników z Rzeszowskiego<br />

była kutia. Przyrządzano ją ze<br />

specjalnie tłuczonej w stępie, a następnie<br />

prażonej pszenicy, do której dodawano<br />

utarty mak z miodem oraz czasem orzechy<br />

i bakalie. Współcześnie kutię przyrządza<br />

się coraz rzadziej. Maku dodawano<br />

do klusek, tzw. makiełki (osadnicy<br />

z centralnej Polski oraz przesiedleńcy<br />

z Wileńszczyzny), nadziewano nim pierogi<br />

podawane polane miodem (Wołyńskie),<br />

a także pieczono z nim placki: śliże<br />

(Wileńskie), łatki (Rzeszowskie), łamańce<br />

(Lubelskie), strucle (Kieleckie).<br />

Do podstawowych dań kolacji wigilijnej<br />

należą do dziś pierogi: nadziewane<br />

dawniej siemieniem lnu i konopi<br />

tzw. łochdziaki (Lwowskie), a przede<br />

wszystkim ziemniakami, grzybami lub<br />

grzybami i kapustą (wszystkie grupy<br />

z wyjątkiem osadników z Poznańskiego<br />

i Żywiecczyzny). Niektóre grupy kresowiaków<br />

znały uszka z grzybami. Drugą<br />

dominującą potrawą były gołąbki; nadziewana<br />

kaszą gryczaną (Tarnopolskie,<br />

Stanisławowskie, Lwowskie), jaglaną<br />

(Wołyńskie), ziemniakami (Rzeszowskie).<br />

Dodatkiem do farszu były grzyby.<br />

Wszyscy mieszkańcy przyrządzali kapustę,<br />

gotowaną najczęściej z grzybami,<br />

grochem lub fasolą. Oddzielną grupę stanowią<br />

dania z kaszy: kasza jęczmienna ze<br />

śliwkami (Krakowskie), kasza jęczmienna<br />

z olejem (Wołyńskie), kasza z mlekiem<br />

(Lubelskie), kasza z kompotem<br />

z suszu owocowego (Kieleckie), kasza<br />

z grzybami (Lubelskie). Suszone owoce<br />

najczęściej używano do przyrządzania<br />

kompotów oraz słodkich zup podawanych<br />

z kluskami, kaszą lub ziemniakami<br />

(Kieleckie, Łódzkie, Poznańskie). Śledzie<br />

i ryby słodkowodne (karp i szczupak),<br />

spożywane do dzisiaj, znane były wszystkim<br />

grupom regionalnym, różny był tylko<br />

sposób ich przyrządzania.<br />

Kolację wigilijną zaczynano zazwyczaj<br />

od zupy: barszczu czerwonego z grzybami,<br />

uszkami, lub fasolą, zupy grzybowej,<br />

żuru lub zupy z suszonych owoców.<br />

zakazy, zabiegi i wróżby − W okresie<br />

Świąt Bożego Narodzenia, a zwłaszcza<br />

w dniu wigilijnym, występowało wiele<br />

zakazów i zabiegów o charakterze magicznym,<br />

które miały zapewnić praktykującym<br />

je osobom pomyślność w życiu<br />

osobistym oraz powodzenie w pracach<br />

agrarno-hodowlanych. Dzień wigilijny<br />

sprzyjał również praktykowaniu różnego<br />

rodzaju wróżb. Powszechna jest do dzisiaj<br />

wiara, że sposób zachowania się w dniu<br />

wigilii Bożego Narodzenia ma wpływ<br />

na nadchodzący rok. Należy w tym dniu<br />

wcześnie wstać z łóżka, aby w następnym<br />

roku nie być leniwym, nie można<br />

się kłócić, hałasować i nie należy spożywać<br />

alkoholu. Zgodnie z dawną tradycją<br />

nie wstaje się od stołu podczas spożywania<br />

kolacji, aby rodzina się nie rozpadła.<br />

W tym samym celu obwiązywano nogi<br />

stołu łańcuchem lub powrósłem ze słomy.<br />

Przestrzegano również, aby nic nie<br />

wydawać z domu, aby nie zaznać biedy.<br />

W tym dniu nie należało: czesać się, aby<br />

m.in. uchronić się od bólu głowy, używać<br />

ostrych narzędzi np. wideł, siekiery, igły,<br />

nożyczek aby nie spowodować w następnym<br />

roku nieszczęścia w gospodarstwie<br />

(użycie w tym dniu siekiery mogło skutkować<br />

bólem zębów), kłaść się w ciągu<br />

dnia na łóżku, bo zboże w okresie dojrzewania<br />

mogło się wyłożyć.<br />

Do zabiegów hodowlanych należało<br />

praktykowane jeszcze w latach 70. XX<br />

wieku zanoszenie do obory opłatka dla<br />

bydła, żeby się dobrze chowało. Taki<br />

opłatek miał jasno-zieloną barwę, a podawany<br />

był sam lub połamany i wymieszany<br />

z solą bądź resztkami pożywienia<br />

z kolacji wigilijnej.<br />

Nie praktykuje się już wróżb matrymonialnych<br />

powszechnych dawniej<br />

wśród wszystkich grup regionalnych.<br />

Ludzie starsi powszechnie wymieniają<br />

wróżbę polegającą na nasłuchiwaniu<br />

przez dziewczyny po kolacji wigilijnej,<br />

z której strony domu szczeka pies, z tej<br />

strony miał przyjść przyszły małżonek.<br />

Nadchodzący rok przepowiadano na<br />

podstawie odwiedzin w dniu wigilijnym:<br />

jeśli pierwszy przyszedł mężczyzna to<br />

wróżono szczęśliwy rok, jeżeli kobieta to<br />

rok nieudany. Wizyta pierwszego mężczyzny<br />

mogła wróżyć także, że krowa<br />

w odwiedzonym gospodarstwie wyda na<br />

świat cielaka, a jeżeli przyszła kobieta to<br />

jałówkę. Pomyślność i zdrowie w nad-<br />

28


UNIA EUROPEJSKA<br />

▶ Bronisław MJ Kamiński<br />

chodzącym roku wróżyła wizyta dzieci<br />

i osób młodych. Zły rok, czyli taki, w którym<br />

się „nie darzy” przepowiadano kiedy<br />

pierwsi przyszli do domu ludzie starzy.<br />

kolędowanie − Oddzielny temat związany<br />

z Bożym Narodzeniem stanowi<br />

zwyczaj kolędowania, czyli obchodzenia<br />

domów przez grupy dzieci i młodzieży.<br />

Kolędowanie w Kudowie odbywało się<br />

w różnych formach. Kolędnicy chodzili<br />

najczęściej od wigilii do Trzech Króli.<br />

Wśród nich były grupy kolędnicze bez<br />

rekwizytów, kolędnicy z symbolami bożonarodzeniowymi<br />

– z rajem, z banią,<br />

z gwiazdą, z szopką, kolędnicy przebierańcy<br />

– z turoniem, z kozą, z niedźwiedziem,<br />

z konikiem oraz tzw. herody i trzej<br />

królowie. Współczesne kolędowanie bożonarodzeniowe<br />

w Kudowie występuje<br />

w formie szczątkowej. Zazwyczaj są to<br />

skrócone widowiska „herodowe”. Spotyka<br />

się także kolędników z gwiazdą, którzy<br />

składają życzenia i śpiewają kolędy.<br />

Artykuł napisany na podstawie pracy<br />

magisterskiej; Krzysztof Chilarski, Zwyczaje<br />

i obrzędy ludowe we wsi Pstrążna w powiecie<br />

kłodzkim, Uniwersytet Wrocławski,<br />

Kierunek Etnologia, Wrocław 2007 r.<br />

PRZESZŁOŚĆ I NOWE PAŃSTWO<br />

Prezydent Rzeczpospolitej podpisał<br />

Traktat Lizboński. Uczynił to w naszym<br />

imieniu. Kto nie wie, czy ten traktat jest dobry,<br />

czy nie dobry dla Polski, niech zajrzy<br />

do „Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego” nr 4 z br.<br />

Powstaje więc ogromna wspólnota państw<br />

europejskich. Zacznie do nas coraz bardziej<br />

docierać, że ośrodek mocy jest w Brukseli.<br />

Od 1 grudnia 2009 r. mamy nowe państwo:<br />

Unię Europejską. Na naszych oczach<br />

zmieniła się mapa świata. Mieszkając przez<br />

cały czas w Polsce byłem już obywatelem<br />

II Rzeczypospolitej, potem ZSRR, potem<br />

żyłem w koszmarze okupacyjnym III Rzeszy,<br />

potem w ojczyźnie ludowej, w naszej<br />

− czyli w PRL, potem znowu w Rzeczpospolitej<br />

(choć nie wiem w której: III, czy<br />

IV), teraz w Unii Europejskiej. Kawał historii.<br />

Kto wyszedł z tego z życiem, ten wie<br />

że żyje. Mieszkaniec Kudowy, Jan Broszko<br />

z Ciemierzyniec, nasz kudowski Sybirak<br />

mówi, że w pociągu na Sybir, w straszliwą<br />

zimę 1940 r. inaczej się życie odczuwało,<br />

niż dzisiaj. Gdy enkawudzista wchodził do<br />

wagonu sprawdzić, czy wszyscy żyją, matki<br />

podszczypywały dzieci by płakały. Nie<br />

płacze – znaczy się nie żyje, i ciche, słabe<br />

ale z jeszcze tlącym się życiem lądowało<br />

w śniegu, a pociąg jechał dalej i dalej. Po<br />

chwili dodał filozoficznie: jak płaczesz, to<br />

znaczy, że żyjesz − taki był świat.<br />

STRATEGIA „NIE LĘKAJCIE SIĘ”<br />

Nasz wielki Polak, Jan Paweł II powiedział<br />

i stale przypominał: „nie lękajcie się”.<br />

To dziwna strategia. „Nie lękajcie się” mówił<br />

także wtedy, gdy nakłaniał nas do integracji<br />

europejskiej. To brzmi jak zachęta<br />

do ufności, ale także do roztropności, ale<br />

także do wielkiego zdecydowania, niemal<br />

do walki. W domyśle można dodać „do<br />

przodu – nie lękajcie się!”. Wtedy także<br />

mówił: „Zachowajcie to dziedzictwo,<br />

któremu na imię Polska”. A to już może<br />

brzmieć nie tylko jak ojcowska prośba<br />

i rada, ale także, jak ostrzeżenie przed<br />

zdradą, przed przewagą „mieć” nad „być”,<br />

przed rezygnacją ze swojej ojczyzny i jej<br />

ducha. Czemu tak mocno akcentował nie<br />

lękajcie się ? Czego mielibyśmy się lękać?<br />

Ta strategia jest nam znana. Gdy,<br />

w czasie okupacji, hitlerowski okupant<br />

chciał nas porazić zabijaniem wszystkiego,<br />

co polskie, nasi pisali na murach<br />

„my hitlera w dupie mamy”. Czy mogło<br />

być coś mocniejszego od tak wyrażonej<br />

woli, od tej naszej determinacji? Tamci<br />

źle skończyli, a Polacy znaleźli się wśród<br />

zwycięzców. Nie lękaliśmy się, ponieważ<br />

wiedzieliśmy, że zło musi ponieść<br />

klęskę. To tylko kwestia kosztów. Aby<br />

ich było mniej, dobru trzeba pomóc.<br />

A czego teraz mielibyśmy się lękać? Jan<br />

Paweł II wypowiadał swoje myśli na bardzo<br />

wysokim stopniu ogólności. Mówił<br />

językiem filozofów, poetów i proroków.<br />

Powinniśmy go uznać za przewodnika<br />

na nowe czasy. Jak rzadko kto, znał nasze<br />

historyczne zaplecze i jeśli doradził nam<br />

wejście do Unii, to liczył na nasz rozum.<br />

Jeżeli coś zawalimy, to miejmy pretensje<br />

tylko do siebie samych. Czego więc mielibyśmy<br />

się lękać? Może utraty odwagi<br />

bycia sobą? Czy nie zanadto obawiamy<br />

się różnej maści szyderców? Czy dostatecznie<br />

zdecydowanie chronimy nasze<br />

polskie wartości i cenimy siebie samych?<br />

W moim własnym domu, mój znajomy<br />

z jednego z zachodnich krajów (nazwy nie<br />

wymieniam, by nie wprowadzać w błąd<br />

Motory Europy<br />

Bronisław MJ Kamiński<br />

Czytelników, co do mojej rzeczywistej<br />

intencji) pozwolił sobie na niestosowną<br />

uwagę pod adresem Prezydenta naszego<br />

państwa. Liczył pewnie na to, że potraktuję<br />

to jako dowcip, za pewną niemiecką<br />

gazetą. Powiedziałem mu zwyczajnie<br />

ale stanowczo, by nie zapominał, że jest<br />

to prezydent mojego państwa. Ponieważ<br />

to nie trafiło do niego, więc musiałem −<br />

używając jego języka − powiedzieć coś<br />

w tym stylu o politykach jego kraju. Wtedy<br />

trafiło. Ale, co najdziwniejsze: moja<br />

żona powiedziała w tym momencie, że ja<br />

go obrażam. A on nas nie obraża − zapytałem.<br />

Doszliśmy z żoną do zgodnego<br />

spostrzeżenia, że zagranicą, w obcym<br />

domu lub nawet zaprzyjaźnionym do<br />

głowy by nam nie przyszło wyrazić się<br />

29


UNIA EUROPEJSKA<br />

▶ Bronisław MJ Kamiński<br />

obraźliwie o ich czołowym przywódczym<br />

polityku. Chciałbym być dobrze<br />

zrozumianym: nie chodzi mi o to, że tak<br />

zachował się jakiś zachodni europejczyk,<br />

ale że to staje się możliwe z powodu pozwalania<br />

sobie przez naszych rodaków na<br />

obraźliwe i poniżające uwagi o naszych<br />

narodowych sprawach lub wręcz pokazywanie<br />

innym, jak to umiemy narzekać<br />

i opluwać siebie. Zapewniam Cię, Drogi<br />

Czytelniku, że ów nasz gość stał się odtąd<br />

bardziej delikatny i nawet sympatyczniejszy.<br />

Trzeba się cenić, jeżeli chcemy,<br />

by inni nas cenili i żebyśmy mieli dobrą<br />

własną samoocenę. Nie trzeba być przewrażliwionym,<br />

ale wystarczy szanować<br />

się. Co durniejsi spośród nas mają nawet<br />

jakąś osobliwą skłonność do poniżania<br />

siebie i wszystkiego, co polskie, a szczególnie<br />

w obcym otoczeniu. Nadmierna<br />

autoironia − to nie jest znak zdrowego<br />

rozumu. Nie musimy wypierać się tego,<br />

co złe, ale trzeba znać granice, gdzie<br />

kończy się czyjaś słuszność, lub własna<br />

usprawiedliwiona krytyka, a zaczyna się<br />

poniżanie i zwykła głupota. Nie lękajmy<br />

się …bycia sobą. I przede wszystkim:<br />

nie lękajmy się bycia lepszymi; lepszym<br />

od siebie wczoraj i lepszym od innych −<br />

etycznie i intelektualnie. Nie trzeba bać<br />

się wczorajszego błędu, jeżeli dzisiaj go<br />

naprawiliśmy. Filozof z Koła Wiedeńskiego<br />

(Reichenbach) wypowiedział kojącą<br />

sentencję: „Jeżeli, z chwilą uznania<br />

błędu za błąd poprawia się go − to droga<br />

błędu jest drogą prawdy”. Historia Polski<br />

nie kończy się na wejściu do Unii. Takie<br />

struktury ponadnarodowe − jak Unia<br />

− powstają i przemijają, a narody pozostają.<br />

Trzeba pamiętać jakim się było na<br />

wejściu i jakim może się być na wyjściu.<br />

Ciąży na nas naprawdę ogromna odpowiedzialność.<br />

STRATEGIA „KTO − KOGO”<br />

Jest także innego typu strategia, którą<br />

trafnie oddają słowa Lenina: „kto – kogo ?”.<br />

W każdej sytuacji: „kto – kogo?”. Taką<br />

− ten wódz proletariatu − miał strategię<br />

życiową. Strategia skuteczna, w walce, ale<br />

nie w budowaniu nowego. Taką strategię<br />

myślenia i działania miał także Hitler,<br />

Stalin i ich poplecznicy, chociaż w treści<br />

myślenia Hitler i Stalin różnili się zasadniczo,<br />

tak, jak różnią się bandyta i rewolucjonista.<br />

Ale, po co szukać daleko: wystarczy<br />

rozglądnąć się dookoła, w pracy,<br />

po sąsiedzku, na ulicy: czy takich nie widać?.<br />

„Kto – kogo?”. Jak takiego dojrzysz,<br />

to musisz wiedzieć, że jest to przypadek<br />

beznadziejny. Twój dobry gest zostanie<br />

odebrany jako głupota. Taki zmusza Cię<br />

do zastosowania wobec niego jego własnej<br />

strategii. O tym trzeba pamiętać,<br />

także w Unii. Ale to nie jest strategia<br />

w Unii. „Nie lękajcie się” – to jest to.<br />

ZASADA<br />

OGRANICZONEGO ZAUFANIA<br />

Każdy Polak wie , jak to Konrad Mazowiecki<br />

sprowadził do Polski krzyżaków<br />

i co z tego wyszło. Wcześniej, Węgrzy<br />

okazali się przezorniejsi i ich szybko<br />

wypędzili. Ufny gest polskiego księcia<br />

kosztował nas potem morze krwi i dzisiaj<br />

byłby zdradą narodową. W końcu poradziliśmy<br />

sobie, ale niepotrzebnie wielkim<br />

kosztem. W 2010 r. obchodzić będziemy<br />

600. rocznicę bitwy pod Grunwaldem.<br />

Dobrze, że wtedy poradziliśmy sobie<br />

z krzyżakami. Gdyby to się stało później,<br />

to ci, co wieźli pod Grunwald wielkie<br />

fury sznurów i kajdan na naszych rycerzy,<br />

uznaliby siebie za… wypędzonych<br />

z ich „małej ojczyzny”. Biblijne psalmy<br />

pouczają, że ludzie − jak świat światem<br />

− nastawiają na siebie sidła. Zasada swobodnego<br />

przepływu ludzi i kapitału w ramach<br />

Unii jest czymś dobrym i wzajemnie<br />

otwierającym ludzi na siebie. Trzeba<br />

jednak widzieć sprawy we wszystkich<br />

uwarunkowaniach.<br />

MOTORY EUROPY<br />

Gdzie są motory tej zjednoczonej<br />

Europy? W czym one tkwią? Wielu myśli<br />

o pieniądzach. Gdyby chodziło tylko<br />

o pieniądze, mówi jeden z moich przyjaciół<br />

− to cała ta Unia nie byłaby warta<br />

funta kłaków. Rozleciałaby się przy<br />

pierwszym kryzysie finansowym. A taki,<br />

prędzej, czy później się pojawi. Nawet<br />

bardziej prędzej. Tymczasem Unia ma<br />

potężne motory w jednoczeniu wokół<br />

ratowania środowiska naturalnego, we<br />

wspólnym rynku, wspólnej obronie,<br />

w różnorodności narodowych kultur na<br />

jednoczącej chrześcijańskiej glebie. Ufność<br />

narodów, co do tego, że szanowane<br />

będą ich kultury narodowe, a nawet<br />

stymulowanie tej różnorodności z Brukseli<br />

− może tworzyć potężny organizm<br />

utrzymujący sprawną całość. Naszą siłą<br />

staje się nasza kultura, mocna tożsamość<br />

narodowa. Prezydent Polski podpisał<br />

Traktat Lizboński − nie lękajmy się.<br />

BRACZE I DAWACZE.<br />

ŚWIAT NALEŻY DO TYCH,<br />

KTÓRZY DAJĄ<br />

To nie jest jednak całkiem tak, że co<br />

ma być − to będzie. Dziecko chroni pewnie<br />

także (trochę) Anioł Stróż, ale gdy<br />

dziecko wyrośnie i wychyli za dużo z kielicha,<br />

to i Anioł Stróż nie uchroni go, gdy<br />

wejdzie pod pędzącą ciężarówkę. Anioł<br />

ma też takiego dosyć i woli zająć się kimś<br />

lepszym. Czy nie za dużo mieszamy do<br />

wszystkiego Najwyższego, Świętych i Najświętszą<br />

Panienkę? − zapytałby Zagłoba.<br />

Nie liczmy na cuda, jeżeli nie wykorzystaliśmy<br />

rozumu, woli i doświadczenia<br />

historycznego, a nawet zwykłej życiowej<br />

zapobiegliwości i dzielności. Gdybyśmy<br />

− jako Polacy − w XVII i XVIII wieku<br />

bardziej dbali o swoje wojska, o szkolnictwo<br />

i siłę państwa (pamiętamy rozmowy<br />

z prof. J. Rzońcą w poprzednim PK), to<br />

pewnie nie byłoby rozbiorów, nie dalibyśmy<br />

potem podpalić naszego domu<br />

tym ze swastyką, i nie byłoby wyrzucania<br />

naszych dzieci w śnieg. Sami wleźliśmy<br />

w sidła. Nie liczmy tak bardzo na innych<br />

i tylko na branie, korzystanie, potem na<br />

cuda. Silny, nawet jak wdepnie w sidła −<br />

potrafi je zniszczyć. Słaby utknie i ginie.<br />

To jest aktualne także w Unii. Pewien<br />

nasz mądry rodak mówił, że świat należy<br />

nie do tych co zabijają, zagarniają<br />

i biorą, tacy źle kończą, ani do nienażartych<br />

i pysznych, lecz do tych, którzy<br />

dają mądrość, siły, swoją ofiarność (pieniądze<br />

także się liczą), swoją przezorną<br />

roztropność i odwagę. Świat należy do…<br />

dawaczy. Po nędzy, jaka nastała w Europie<br />

w wyniku II wojny światowej, Niemcy<br />

i inne kraje Europy Zachodniej brały<br />

pomoc amerykańską w Planie Marshalla.<br />

Byli braczami. Wzbogaceni stali się dawaczami.<br />

Dawali między innymi i nam,<br />

w trudnych latach po realnym socjalizmie.<br />

Chwała im za to i wdzięczność.<br />

Teraz − podobnie jak Niemcy − musimy<br />

szybko odwyknąć od mentalności<br />

braczy, wręcz taką mentalność zwalczać,<br />

podźwignąć się, umacniać się i pomagać<br />

innym. A tak się stać może, gdy zaufamy<br />

wezwaniu nie lękajcie się! To trzeba sobie<br />

uświadomić w związku z wydarzeniem<br />

1 grudnia 2009 r.<br />

30


Wydarzenia kulturalne<br />

▶ Wojciech Heliński<br />

Jedną z cech dojrzewania każdej społeczności<br />

jest praca na rzecz definiowania<br />

własnej tożsamości. W Kudowie<br />

zadanie to z dużym zaangażowaniem realizuje<br />

działające przy Muzeum Kultury<br />

Ludowej Pogórza Sudeckiego w Kudowie<br />

Pstrążnej − Centrum Edukacji Etnologicznej<br />

(CEE). Z inicjatywy CEE odbyło<br />

się spotkanie pt. „Kultura Chrześcijańska<br />

i kultura Islamu − pomosty do dialogu<br />

kultur.” Gościem wieczoru − w Klubie<br />

Seniora − był nauczyciel akademicki dr<br />

Sameer Ayyoub z Jordanii, sunnita. Spotkanie<br />

prowadził − pan Bronisław Kamiński.<br />

Takie spotkanie, dla mnie − jako mieszkańca<br />

Kudowy − było ważne z dwóch<br />

powodów: po pierwsze wśród nowych<br />

Kudowian mamy już przedstawicieli tej<br />

religii, po drugie sposobem odkrywania<br />

własnych korzeni jest m.in. konfrontacja<br />

z innymi. Do Klubu Seniora szedłem<br />

z mieszanymi uczuciami, jako KO-wiec<br />

od urodzenia czuję jakąś dziwną współodpowiedzialność<br />

za wszystko, co dzieje<br />

się w moim mieście. Bałem się, że albo<br />

sala będzie pusta albo (nie wiem co gorsze)<br />

zablokują ją jacyś reprezentanci idei<br />

konserwatywnych, nie dając pozostałym<br />

możliwości wysłuchania, co też ma nam<br />

do powiedzenia ten… muzułmanin. No<br />

właśnie, jak wiemy po wydarzeniach z 11<br />

września 2001 samo słowo „muzułmanin”<br />

może wywoływać w wielu Europejczykach<br />

dreszcz emocji, pełen różnych<br />

skojarzeń, jak: bomba, terroryzm, Jihad,<br />

zamaskowane kobiety… i wiele innych.<br />

Przed Klubem nie czekała żadna demonstracja,<br />

a w środku czekała pełna sala.<br />

Młodzież szkolna, nauczyciele, mieszkańcy<br />

Kudowy. Wow! Drugim zaskoczeniem<br />

była atmosfera panująca podczas<br />

spotkania − pełna życzliwej ciekawości.<br />

Miałem wrażenie, że sam gość nie spodziewał<br />

się tego. Pan Bronisław opowiedział<br />

na wstępie o pewnej swojej bardzo<br />

pouczającej rozmowie z muzułmaninem<br />

Dr inż. Sameer Ayyoub: Jordański (palestyńskiego pochodzenia) naukowiec<br />

i nauczyciel akademicki, dziennikarz, intelektualista i działacz w polonijno-polskich,<br />

arabskich i międzynarodowych towarzystwach naukowych, biznesowych<br />

i kulturowych. Urodził się 10 października 1964 roku w Hebronie na Zachodnim<br />

Brzegu Jordanu. Szkołę podstawową ukończył w Ammanie (Jordania) w 1979 roku.<br />

W 1982 roku ukończył szkołę średnią − ogólnokształcącą (zakończoną maturą).<br />

Ponadto, w latach 1976-1981 otrzymał kilka razy „Grand Prix” na Olimpiadach<br />

Czytania i Wiedzy Powszechnej. W sierpniu 1984 roku otrzymał pełne stypendium<br />

na studia w Polsce. Najpierw, ukończył kurs języka polskiego w Studium Języka<br />

Polskiego dla Cudzoziemców Uniwersytetu Łódzkiego w 1985 roku. Następnie rozpoczął<br />

dzienne studia magisterskie inżynierskiej na Wydziale Informatyki i Zarządzania<br />

Politechniki Wrocławskiej, w zakresie Organizacji i Zarządzania (specjalizacja:<br />

Systemy Zarządzania), który ukończył w dniu 14 stycznia 1992 roku. Uzyskał<br />

na Wydziale Organizacji i Zarządzania w Politechnice Łódzkiej tytuł doktora nauk<br />

ekonomicznych, w 2002 r. Jest autorem kilku książkowych i innego typu opracowań<br />

interdyscyplinarnych: naukowych, historycznych, krytyki literackiej (w języku<br />

polskim, arabskim, angielskim), opublikowanych w różnych czasopismach specjalistycznych.<br />

Jego życiorys naukowy i kulturowy został zamieszczony w ostatnich<br />

dwóch wydaniach prestiżowego leksykonu biograficznego: ”Kto Jest Kim w świecie<br />

arabskim” („Who is Who In the Arab World 2007/2008 oraz 2009/2010, Publitec<br />

Publications)<br />

Ahmedem, inżynierem z Maroka, który<br />

w roku 1979 montował we Wrocławiu<br />

urządzenia francuskie. W trakcie filozoficzno-religijnego<br />

dialogu wyszło, że pan<br />

Bronisław nie zna Koranu, a pan Achmed<br />

nie zna Ewangelii. Mimo to, obaj zgodzili<br />

się, że mogliby pomodlić się zarówno<br />

w kościele jak i w meczecie, ponieważ…<br />

Bóg jest ten sam. Na końcu doszli do<br />

sedna sprawy: religia może dzielić, ale<br />

łączy − wiara. Ponad podziałami jest…<br />

SPOTKANIE<br />

Z ISLAMEM<br />

Wojciech Heliński<br />

wiara i dzięki temu każdy może iść swoją<br />

drogą. Warto jednak znać tę drogę obok<br />

nas, którą podążają tacy sami jak my. Po<br />

co i dlaczego warto znać? Choćby dlatego,<br />

że w zawirowaniach historii drogi<br />

przecinają się i wtedy trzeba ze sobą<br />

rozmawiać. Spotkanie w Asyżu powinno<br />

być jakąś wskazówką. Ta opowieść pana<br />

Bronisława wytworzyła − już na wstępie<br />

− atmosferę wzajemnego zrozumienia.<br />

Dr Sameer Ayyoub nie miał turbanu,<br />

ani długiej brody, wyglądał jak skromny,<br />

schludny polski biznesmen po dużej<br />

dawce solarium. Rozpoczął swoje wystąpienie<br />

od przybliżenia idei Islamu oraz<br />

przypomnienia kilku fundamentalnych<br />

praw tej religii i jej wpływu na obszar<br />

kulturowy zamieszkały przez jej wyznawców.<br />

Po tym wykładzie rozpoczęła się<br />

część zwana „pytanie z sali”. Część, której<br />

nie da się wyreżyserować, nawet jeśli się<br />

bardzo chce, aby było miło. A tu… było<br />

bardzo pozytywnie. Szczerze. Pytań było<br />

wiele i chętnie powtórzę to drugi raz −<br />

pełne były życzliwej ciekawości. Nawet<br />

jeśli dotyczyły tematów, których nie<br />

chciano, aby poruszać je na okoliczno-<br />

31


Wydarzenia kulturalne<br />

▶ Wojciech Heliński<br />

ściowym raucie w ambasadzie. Pytaniom<br />

nie było końca i ostatecznie po trzech<br />

godzinach spotkania organizatorzy z wyraźnym<br />

trudem musieli podjąć decyzję<br />

o jego zakończeniu. Dobrze rokuje to<br />

kolejnym takim inicjatywom, a mam nadzieję<br />

(pewnie jak pozostali uczestnicy<br />

tego wydarzenia), iż ta idea zainicjowana<br />

przez dyrektora Kamińskiego będzie<br />

kontynuowana. Z wielu powodów i sam<br />

nie wiem, który ważniejszy. Jak wiemy<br />

stosunek do „obcych” jest miarą dojrzałości<br />

narodu. Polska w swej wielowiekowej<br />

historii ma wiele złotych zgłosek,<br />

ba nawet całych zdań. Niestety nie obce<br />

były i są nam konflikty. Najczęstszą ich<br />

przyczyną jest niewiedza (nazywana też<br />

głupotą, czy ładniej ignorancją). Takie<br />

spotkania naszą wiedzę poszerzają. Pod<br />

warunkiem, że mamy w sobie gotowość<br />

uczestniczenia w nich. Ta wiąże się z pewnym<br />

poziomem intelektualnym. Chwała<br />

zatem nauczycielom, którzy przyciągnęli<br />

swoich uczniów. Choć, tak na marginesie,<br />

mam wrażenie że taka forma edukacji<br />

bardziej przydałaby się wielu tzw.<br />

dorosłym. Obserwując bowiem moją 16-<br />

letnią córkę − która bądź co bądź reprezentuje<br />

pokolenie, o którym większość<br />

ludzi po trzydziestce nie ma najlepszego<br />

zdania − widzę że dla jej rówieśników, temat<br />

różnic pomiędzy ludźmi jest raczej<br />

źródłem poszukiwań i ciekawości, aniżeli<br />

przyczynkiem do budowania murów.<br />

W jej młodym środowisku pojawiają się<br />

Bułgarzy, Turcy czy Cyganie, (nie piszę<br />

o Anglikach, Niemcach czy Amerykanach<br />

– przed tymi rodzice nie przestrzegają)<br />

pojawiają się dzieci muzułmanów, buddystów<br />

czy zielonoświątkowców (tacy<br />

też mieszkają w Kudowie, obok 99% katolików).<br />

I widzę (nie ukrywam, że śledzę<br />

to uważnie), iż oprócz portalu sciaga.pl,<br />

na którym znajduje ona odpowiedzi na<br />

zadania szkolne, odwiedza ona portale<br />

typu islam.pl, czy szlifuje swój angielski<br />

w słowniku online. Po co o tym wspominam?<br />

Za 10-15 lat, losy Kudowy będą<br />

w rękach naszych dzieci, a dzisiaj mamy<br />

jeszcze wpływ na to jakimi będą gospodarzami<br />

swojej małej ojczyzny. Spotkanie,<br />

które opisuję jest dla mnie zmierzaniem<br />

ku dialogowi między kulturami, ale<br />

i dialogiem między różnymi, wyznaniowo<br />

czy kulturowo mieszkańcami Kudowy.<br />

Nie wiem jak szanowni czytelnicy −<br />

ja klaskam i głaskam. Oby więcej.<br />

Post scriptum kulinarne<br />

Ponieważ w moim pisaniu do Pamiętnika<br />

<strong>Kudowski</strong>ego prowadzę naszych<br />

Czytelników po różnych dziwnych i apetycznych<br />

kulinariach, tak więc i teraz<br />

niech nastąpi nasze zajrzenie do kuchni<br />

islamskiej, które potraktuję jako wypicie<br />

kawy z tą kulturą. To bardzo ważny<br />

pierwszy krok, gdyż jak podają mądre<br />

księgi: ”Picie kawy i herbaty to w Jordanii<br />

rytuał. To symbol gościnności i poważania.<br />

Jeśli gospodarz zaproponuje nam<br />

kawę do picia, nie powinno się odmawiać.<br />

Dolewają jej tak dużo, aż nie zakryje<br />

się ręką filiżanki. Etykieta przewiduje,<br />

iż na imprezach różnego typu wypicie<br />

zwykle jest do trzech filiżanek (na szczęście<br />

są maleńkie). Kawa jest zwykle gorzka<br />

i bardzo mocna, ale aromatyczna,<br />

mieszana z kardamonem”.<br />

Mieliśmy zatem trzy, zapoznawcze<br />

godziny niczym trzy filiżanki, zgodnej<br />

z etykietą, mocnej kawy. Czekamy na<br />

uroczystą kolację (asza)! Celem przygotowania<br />

się, podaję kilka zwyczajów<br />

i przepisów, choć wiem, że w Kudowie<br />

kuchni orientalnej można spodziewać się<br />

w punktach „Samos” i „Kebab Hause”.<br />

Jedzenie w krajach arabskich to nie<br />

tylko potrzeba ale cały rytuał, celebrowany<br />

zwłaszcza kiedy przyjmuje się gości.<br />

Do tradycyjnych dań kuchni jordańskiej<br />

należą: przystawki muqabillat, w postaci<br />

sałatki, pasty z mięsa lub warzyw, z których<br />

bez trudu można skomponować<br />

cały obiad. Natomiast mazzeh podaje się<br />

do różnych rodzajów napojów.<br />

Jeśli chcemy (na wycieczkach poza<br />

domem) skosztować specjałów, sięgnijmy<br />

po kofte (grilowane kiełbaski z mielonego<br />

mięsa), kebab (kawałki jagnięcego<br />

pociętego w paseczki mięsa z różnymi<br />

dodatkami) lub mahshi czyli warzywa<br />

nadziewane ryżem i mięsem. Narodową<br />

potrawą Jordanii jest mansaf − jagnię pieczone<br />

z aromatycznymi ziołami, z sosem<br />

fermentowanym specyficznie przygotowanym<br />

z gotowanego suszonego jogurtu,<br />

podawane z ryżem, migdałami, nasionami<br />

sosny i orzechami. Bardzo popularne<br />

są falafel (kulki z ciecierzycy smażone na<br />

głębokim oleju w chlebie pita –podam<br />

przepis poniżej) lub shaorme (odpowiednik<br />

greckiego gyrosa). Desery i słodycze<br />

jordańskie są rzeczywiście bardzo<br />

słodkie, oparte głównie na miodzie i syropie<br />

oraz orzechach np. kunafeh, jest to<br />

ciasto przygotowane jako słodki wypiek;<br />

baklawa − ciasto z orzechami i miodem<br />

lub mushabak − ciasto oblane syropem.<br />

Pamiętajmy:<br />

Muzułmanie mogą spożywać jedzenie<br />

UGOTOWANE przez wyznawców judaizmu,<br />

ale nie mogą jeść mięsa zabitego<br />

przez wyznawców innej wiary.<br />

Lecz pierwszeństwo ma mięso halal,<br />

czyli gdy zwierzę jest zabite przez muzułmanina,<br />

wymawiając formułkę: „w imię<br />

Boga(Allah), Bóg jest wielki”, i podcinając<br />

gardło zwierzęciu, tak aby najpierw<br />

krew uszła. W razie, jak nie ma mięsa<br />

halal, muzułmanie mogą też jeść mięso<br />

inne niż halal, zabite przez ludzi księgi<br />

(chrześcijan, żydów). Jeśli nie ma takiej<br />

możliwości aby jeść halal, przed spożyciem,<br />

należy wymówić słowa „w imię<br />

Boga” BISMILLAH. Dotyczy to mięs,<br />

oprócz wieprzowiny, która jest zakazana<br />

muzułmanom.<br />

Zakazane jest im spożywanie mięsa,<br />

które jest zabite przez inne ludy, lub<br />

zabite na chwalę innych bóstw. Odpada<br />

zatem niedzielny rosół lub imprezka po<br />

świniobiciu − nie wiem jak Dożynki.<br />

Ramadan to dziewiąty miesiąc kalendarza<br />

muzułmańskiego. Przez około 30<br />

dni od świtu do zachodu słońca obowiązuje<br />

post, a muzułmanie powstrzymują<br />

się od jedzenia, picia, palenia tytoniu<br />

oraz seksu. (...) Post jest jednym z pięciu<br />

obowiązków każdego muzułmanina, jednak<br />

nie wszyscy go przestrzegają. Niektórzy<br />

dotrzymują postu tylko przez część<br />

miesiąca. Ramadan, jako miesiąc święty<br />

szanowany jest przez większość muzułmanów,<br />

także przez tych, którzy w ciągu<br />

roku nie są zbyt religijni. W większości<br />

państw muzułmańskich, zwłaszcza<br />

w Arabii Saudyjskiej przestrzeganie Ramadanu<br />

jest obowiązkowe, a za złamanie<br />

zakazu jedzenia w miejscu publicznym<br />

grozi nawet kara więzienia. Wielu ludzi<br />

nie zdaje sobie sprawy z tego, że wiele potraw<br />

i napojów, uznawanych za europejskie,<br />

w rzeczywistości ma muzułmańskie<br />

pochodzenie. Przykładem tego jest kawa,<br />

która gości na stołach podczas śniadań<br />

w większości domów.<br />

Kawa została odkryta przez muzułmanów<br />

w okolicach X wieku. Jej picie miało<br />

swój początek w Jemenie. Zamiast zjadać<br />

32


Wydarzenia kulturalne<br />

▶ Wojciech Heliński<br />

całe ziarna kawy, Jemeńczycy postanowili<br />

je gotować, tworząc w ten sposób napój<br />

nazwany Al-Qahła. Inne źródło podaje,<br />

że słowo kawa pochodzi z języka arabskiego,<br />

w którym słowo kahleh oznacza<br />

pokrzepiający. Właściwości tego napoju,<br />

sporządzanego z ziaren kawy odkryto<br />

w Abisynii, skąd w XIV wieku przywieziono<br />

ją do Arabii. Na początku kawa<br />

była napojem muzułmanów, którzy przy<br />

jej pomocy zwalczali senność i zmęczenie<br />

podczas całonocnych modlitw.<br />

Maniery jedzenia w Islamie<br />

Jak zacząć<br />

Kiedy Muzułmanin zaczyna jeść powinien<br />

rozpocząć imieniem Allaha jak<br />

Prorok Muhammad powiedział: „Kiedy<br />

ktoś z was je, powinien wspomnieć imię<br />

Boga (tzn. powiedzieć „Bismillah”). Jeśli<br />

zapomni wspomnieć imię Allaha na początku,<br />

powinien powiedzieć (jak sobie<br />

przypomni): „Zaczynam w imię Allaha,<br />

na początku i na końcu.”<br />

Prorok wyjaśnił, że szatan uczestniczy<br />

w jedzeniu, jeśli imię Allaha nie jest<br />

wypowiedziane na początku jedzenia.<br />

Jednakże, jeśli ktoś zapomni na początku,<br />

a następnie przypomni sobie i powie<br />

wyżej wymienione, szatan jest zmuszony<br />

zwymiotować to, co zjadł.<br />

Maniery<br />

Najlepszym sposobem spożywania pokarmu,<br />

jest jedzenie palcami. Towarzysz<br />

Proroka Kaab Ibn Mlik zrelacjonował, że<br />

widział Wysłannika jedzącego trzema palcami,<br />

a gdy skończył oblizał je.<br />

W dzisiejszych czasach Muzułmanie<br />

wybierają naśladowanie raczej niewierzących<br />

niż Proroka i preferują jedzenie nożem<br />

i widelcem, niż palcami. Nie jest więc<br />

zabronione jedzenie sztućcami, ale gdyby<br />

ktoś chciał uznać ten sposób jedzenia<br />

(z nożem i widelcem) za lepszy, bardziej<br />

kulturalny – to pomyliby się. Dlaczego? Ponieważ<br />

Prorok jadł przy pomocy palców,<br />

i inny sposób jedzenia – niż Proroka – nie<br />

może być uznany za lepszy. Trzeba również<br />

nadmienić, że jeśli ktoś wybiera jedzenie<br />

z pomocą noża i widelca, to powinien się<br />

upewnić, że widelec jest w prawej, a nie<br />

w lewej ręce. To dlatego, że jedzenie lewą<br />

ręką jest zabronione. Prorok powiedział:<br />

„Nie jedzcie lewą ręką, ponieważ szatan<br />

je lewą ręką.”<br />

Inną rzeczą, którą Prorok nauczył odnośnie<br />

sposobów jedzenia, jest to, iż należy<br />

zawsze jeść z tego, co jest najbliżej nas,<br />

Falafel − placuszki z grochu<br />

Porcja dla 4-6 osób.<br />

Czas przygotow. 2 godz. 45 min.<br />

250g grochu włoskiego,<br />

1 łyżka drobno posiekanej zielonej pietruszki,<br />

1 łyżka drobno posiekanej kolendry,<br />

4-5 cebulek dymek,<br />

1 ząbek czosnku,<br />

1/2 łyżeczki kminku, sól, pieprz,<br />

1/4 łyżeczki sody oczyszczonej,<br />

olej do smażenia.<br />

1. Groch opłukać, zalać wodą i moczyć przez 8 godz.<br />

2. Usunąć z wody kawałki skórki, które oddzieliły się od grochu. Odcedzić<br />

go, osuszyć na ściereczce i zemleć w maszynce z sitkiem o małych<br />

otworach. Groch powinien mieć konsystencje suchego puree.<br />

3. Pietruszkę i kolendrę posiekać. Wymieszać z grochem. Czosnek i zielone<br />

końce cebulek posiekać, a następnie wraz z kminkiem, solą<br />

i pieprzem oraz sodą dodać do reszty. Dobrze ugnieść. Wstawić do<br />

lodówki na 2 godz. do wyschnięcia.<br />

4. Lekko zmoczyć ręce. Formować z ciasta kulki wielkości orzechów<br />

włoskich, a następnie lekko spłaszczyć je na placuszki.<br />

5. Dużą ilość oleju (na głębokość 3 cm) wlać do garnka. Smażyć falafel<br />

w gorącym oleju z obydwu stron na ciemnobrązowy kolor. Obsuszyć<br />

na bibułce, a następnie podać na półmisku. Falafel można jeść<br />

z hummusem sałatą i chlebkiem pita.<br />

Shorba − zupa arabska<br />

Porcja dla 4-6 osób.<br />

Czas przygotow. 9,5 godz.<br />

50g grochu włoskiego,<br />

2 łyżki oliwy,<br />

2 średniej wielkości cebule,<br />

450g jagnięciny na gulasz (ew. wołowina lub kurczak),<br />

5-6 pomidorów,<br />

125g fasolki szparagowej,<br />

2 średniej wielkości kartofle,<br />

125g świeżego bobu,<br />

1 łyżka świeżej mięty,<br />

1 łyżka świeżej kolendry,<br />

1 łyżeczka papryki,<br />

2 łyżki pasty pomidorowej,<br />

2,5l wody,<br />

1 średniej wielkości cukinia,<br />

1 zielona papryka,<br />

100g cienkiego makaronu, sól, pieprz.<br />

1. Groch zalać woda i odstawić na 8 godz. Odcedzić.<br />

2. Oliwę wlać do garnka i postawić na średnim ogniu. Cebule pokroić<br />

i podsmażyć na oliwie. Mięso pokroić w kostkę, a następnie podsmażyć<br />

z cebulą, mieszając od czasu do czasu.<br />

3. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, posiekać i wymieszać z mięsem.<br />

Fasolki szparagowe przekroić na pół, kartofle pokroić na cząstki i dodać<br />

z bobem do reszty. Listki mięty i kolendry oddzielić od korzonków.<br />

Korzonki związać sznureczkiem i wrzucić do garnka.<br />

4. Dodać groch, pieprz, paprykę oraz pastę pomidorową rozpuszczoną<br />

w wodzie. Doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień, zakryć do połowy<br />

i gotować, aż groch będzie miękki (ok. 1 godz.). Posolić.<br />

5. Z papryki usunąć nasiona, a następnie pokroić wraz z cukinią na<br />

cząstki. Dodać do zupy i zalać odpowiednią ilością wody, aby zakryła<br />

jarzyny na 5 cm powyżej ich poziomu. Doprowadzić do wrzenia.<br />

Spróbować i przyprawić jeśli potrzeba. Zmniejszyć ogień, częściowo<br />

zakryć i gotować następne 20 min.<br />

4. Posiekać liście mięty i kolendry. Pokruszony makaron wsypać do<br />

zupy i gotować przez 5 min. Wyjąć związane korzonki ziół, a następnie<br />

dodać posiekane liście. Od razu podawać. Zamiast jagnięciny<br />

można użyć wołowiny lub kurczaka oraz dodać marchewkę i zielony<br />

groszek.<br />

Smacznego − Sahha wa afjah 1 Hani`an 2<br />

1<br />

Mówimy przeważnie przed posiłkiem, lecz można mówić i po posiłku<br />

2<br />

Mówimy przeważnie po posiłku, lecz można mówić i przed<br />

33


ROZMOWY Z UCZNIAMI MAJĄCYMI PASJE<br />

▶ Sylwia Bielawska<br />

a nie ze środka talerza. Powodem jest to,<br />

iż błogosławieństwa zsyłane są na jedzenie<br />

w środku, zatem powinno się je zostawić<br />

na koniec. (Chodzi przede wszystkim<br />

o porządek przy stole, ponieważ muzułmanie<br />

mogą jeść z jednego dużego talerza<br />

lub tacy, lub zapiekanego mięsa).<br />

Ważne − nie krytykuj jedzenia:<br />

Abu Hurajrah (Radhi Allahuanhu<br />

oznacza: niech Bóg będzie z niego zadowolony)<br />

zrelacjonował, że Prorok nigdy<br />

nie narzekał na jedzenie. Jeśli je lubił, to<br />

jadł, a jeśli nie, to po prostu zostawiał.<br />

Taki był ten Prorok. Jednak, jeśli<br />

spojrzymy na siebie dzisiaj, dojdziemy<br />

do wniosku, że zawsze jesteśmy gotowi<br />

krytykować to, co znajdziemy na talerzu.<br />

To ogromna niewdzięczność wobec Allaha<br />

z naszej strony i następnym razem<br />

pomyślmy zanim będziemy narzekać<br />

czy marudzić, że „nie ma nic do jedzenia”<br />

nawet, jeśli nasze lodówki są pełne,<br />

powinniśmy uszanować pamięć o tych<br />

ludziach, Muzułmanach i Niemuzułmanach,<br />

którzy niewiedzą, gdzie znajdą swój<br />

następny posiłek. Powinniśmy więc być<br />

wdzięczni. O wy, którzy wierzycie! Jedzcie<br />

dobre rzeczy, którymi was obdarzyliśmy,<br />

i dziękujcie Bogu, jeśli Go czcicie!?<br />

Nie zostawiaj jedzenia Szatanowi:<br />

Muzułmanie mają być świadomi, że<br />

szatan jest koło nas gdziekolwiek jesteśmy<br />

i cokolwiek robimy. Nawet, kiedy<br />

jemy szatan przy nas jest, czekając, aby<br />

nie przepuścić okazji do zapełnienia<br />

swojego żołądka. To dlatego Prorok zakazał<br />

marnować jedzenia, ponieważ jedzenie,<br />

które marnujemy jest jedzone<br />

przez szatana. Tutaj Prorok wymienił<br />

powód, dlaczego nie powinno się marnować<br />

jedzenia. Można bowiem pozbawić<br />

siebie błogosławieństw, którymi jedzenie<br />

zostało obdarzone. To powinno być wystarczającą<br />

zachętą, aby doceniać wartość<br />

jedzenia i nie marnować go.<br />

Nie jedz za dużo<br />

Jednym z najgorszych nawyków, który<br />

przyswoiliśmy w wyniku naszego stosunkowo<br />

luksusowego stylu życia jest nawyk<br />

przejadania się i nie ukazywania w tym<br />

żadnego umiaru. Warto się zastanowić,<br />

jak często jedliśmy tak wiele, że z trudem<br />

oddychaliśmy, gdy mogliśmy poczuć jak<br />

jedzenie podchodzi nam do gardła?! Ten<br />

model jedzenia nie przystoi Muzułmaninowi,<br />

który powinien robić wszystkie<br />

rzeczy z umiarkowaniem, włącznie z jedzeniem.<br />

Prorok powiedział: „Nie powinniśmy<br />

jeść do momentu, jak jesteśmy<br />

całkowicie nasyceni. Powinniśmy raczej<br />

jeść tak, aby głód zniknął, ale aby zostało<br />

jeszcze miejsce. Człowiek powinien<br />

zawsze podzielić swój żołądek na trzy<br />

części jedna część na jedzenie, druga na<br />

wodę (lub napoje − picie) i trzecią zaś na<br />

powietrze (żeby było łatwo oddychać)”.<br />

Po jedzeniu<br />

Muzułmanin wie, że kiedy zakończy<br />

jedzenie, powinien zawsze pamiętać<br />

o Allahu i być Mu wdzięcznym, ponieważ<br />

jest On Ar-Razzaq (Żywicielem), i wyrażać<br />

tę wdzięczność w sposób, w jaki Prorok<br />

nauczył. Powiedział bowiem: „Ten,<br />

kto spożyje trochę jedzenia, a następnie<br />

powie: „Wszelkie podziękowania Allahowi,<br />

który mnie tym (jedzeniem) obdarzył<br />

i wyżywił mnie bez żadnego wysiłku lub<br />

siły z mojej strony”, będzie miał przebaczone<br />

swoje grzechy”<br />

Samochody i rajdy<br />

Macieja Niechwiadowicza<br />

SYLWIA BIELAWSKA<br />

Maciej Niechwiadowicz jest uczniem kudowskiego<br />

Liceum Ogólnokształcącego.<br />

Rozmawiam z nim tuż po otrzymaniu<br />

promocji do klasy trzeciej. Uczy się przeciętnie,<br />

pod tym względem nie wyróżnia<br />

się wśród kolegów, ale jest kimś, kto ma<br />

swoje pasje, swoje zainteresowania, coś,<br />

co go wciąga bez reszty. Przede mną siedzi<br />

młody człowiek, przystojny, opalony,<br />

lekko stremowany, ale uśmiechnięty –<br />

wie o czym będziemy rozmawiać − o jego<br />

pasji. Zaczynam banalnie:<br />

– Gdzie się urodziłeś?<br />

– Urodziłem się 18 lat temu w Dusznikach.<br />

– Skąd pochodzą twoi rodzice?<br />

– Mama jest z Oławy, a ojciec z Kudowy.<br />

Ojciec prowadzi warsztat samochodowy.<br />

– No tak, to tłumaczy twoje zainteresowania.<br />

Z samochodami miałeś do czynienia<br />

od dziecka. A jak to się stało, że<br />

zainteresowałeś się wyścigami?<br />

(Maciek lekko się uśmiecha).<br />

– Nie interesuję się wyścigami, ale rajdami.<br />

– Jaka jest między nimi różnica? (Wychodzę<br />

na kompletnego laika w tych sprawach)<br />

– Wyścigi odbywają się na zamkniętych<br />

torach. Tak jeździ np. Kubica. A rajdy<br />

dotyczą większych przestrzeni, większego<br />

obszaru i składają się zazwyczaj<br />

z kilku odcinków.<br />

– Jak zaczęła się twoja przygoda z rajdami?<br />

– Pewnego razu, kiedy wracałem ze<br />

34


ROZMOWY Z UCZNIAMI MAJĄCYMI PASJE<br />

▶ Sylwia Bielawska<br />

snowbordu, w warsztacie mojego ojca<br />

zatrzymał się Kajetan Kajetanowicz,<br />

wicemistrz Polski z 2008 r. Było to zimą<br />

2006 r. Kajetan przestawiał w samochodzie<br />

zawieszenie i po prostu zatrzymał<br />

się obok warsztatu. Zaczęliśmy rozmawiać.<br />

W kilka miesięcy później stworzyliśmy<br />

ekipę i zorganizowaliśmy mu<br />

w Kudowie testy. I tak się zaczęło. Kontakt<br />

urtrzymujemy do dzisiaj. Zresztą<br />

osoby zaangażowane w rajdy, czy to<br />

kierowcy, czy piloci, czy obsługa tworzą<br />

jedną wielką rodzinę, wszyscy się znają.<br />

– Wiem, że podczas rajdów robisz zdjęcia.<br />

Widziałam w szkole album, którego byłeś<br />

współautorem. Jak zaczęła się przygoda<br />

ze zdjęciami?<br />

– Zaczęło się od współpracy z Tomkiem<br />

Kucharkiem – jedynym polskim kierowcą,<br />

który startował w fabrycznym<br />

teamie Hundaia i bodajże był mistrzem<br />

Polski. Pierwszy rajd fotografowałem<br />

tzw. „małpką”, czyli zwykłym aparatem<br />

cyfrowym. Na następny razem z ojcem<br />

kupiliśmy większy aparat, bardziej profesjonalny.<br />

Ale i on nie spełniał wymogów.<br />

Trzeba więc było zakupić lepszy<br />

sprzęt, a to kosztuje. Ale daliśmy radę.<br />

– Jak twoje zdjęcia trafiły do tego albumu,<br />

który oglądałam? Słyszałam w klasie, że<br />

ty właściwie ustawiasz aparat, a on sam<br />

robi zdjęcia?<br />

– Tak? To niech ten ktoś spróbuje sam, czy to<br />

jest rzeczywiście takie proste. A jeżeli chodzi<br />

o album to zacząłem współpracować<br />

z miesięcznikiem „WRC”(pierwszy polski<br />

miesięcznik rajdowy) i oni mi zaproponowali<br />

umieszczenie moich zdjęć. Ogłosili<br />

konkurs, konkurencja była ogromna,<br />

a mimo to moje zdjęcia się spodobały. Po<br />

jakimś czasie dostałem maile, że chcą je<br />

zamieścić w albumie. Właściwie to albumy<br />

były dwa i dwa po raz pierwszy wydane<br />

o polskich rajdach. Pierwszy wydany przez<br />

miesięcznik „WRC”, a drugi przez Grzegorza<br />

Krajewskiego – on też jest fotografem,<br />

a oprócz tego dziennikarzem, redaktorem.<br />

On mi zaproponował umieszczenie moich<br />

zdjęć w swoim albumie.<br />

– Gdzie je oglądał?<br />

– W internecie, w różnych miejscach.<br />

Mam też swoją stronę<br />

www.niechwiadowicz.com.<br />

– Czy zarobiłeś coś na tym?<br />

– Tak, oczywiście. To przynosi zyski, niewielkie,<br />

ale zawsze jakieś.<br />

– Długo uczyłeś się robić zdjęcia?<br />

– Dość długo, zwłaszcza, że uczyłem się<br />

na własnych błędach.<br />

– Kiedy wiadomo, że dane zdjęcie jest dobre?<br />

– Trudno powiedzieć. Składa się na to<br />

wiele czynników dynamika, kadr. Każde<br />

zdjęcie jest inne, ale najważniejsze jest<br />

to, czy oddaje klimat.<br />

– Jeździłeś kiedyś w rajdach?<br />

– Tak z bratem, ale jako pilot. Rajd był<br />

w okolicach Opola. Zajęliśmy wówczas<br />

II miejsce w klasie „gość”. Brat ma licencję<br />

rajdowca i startuje w rajdach<br />

wyższej klasy, w Pucharze Polski. I raz<br />

kiedyś znajomemu z Kudowy „wysiadł”<br />

pilot, po prostu źle się poczuł, miał jakieś<br />

problemy z żołądkiem i ja go zastąpiłem.<br />

Wsiadłem w trakcie rajdu koło<br />

Międzylesia.<br />

– Czy praca pilota jest trudna?<br />

– Pilot pełni rolę „umysłowego”, a kierowca<br />

jest „fizyczny”. Przed każdym rajdem kierowca<br />

i pilot zapoznają się z trasą. Robią<br />

notatki, opisują szczególnie zakręty i inne<br />

zakamarki. Podczas rajdu zadaniem pilota<br />

jest odczytywać zapiski przed wjechaniem<br />

kierowcy w zakręt i sprawdzać<br />

wskaźniki. Błąd w odczycie może skończyć<br />

się groźnie. Od pilota zależy bezpieczeństwo<br />

no i to czy wygrają. Kierowca<br />

ma cisnąć na gaz i uważnie słuchać.<br />

– Jesteś lekko opalony i wypoczęty. Skąd<br />

wróciłeś?<br />

– Byłem z naszą ekipą 10 dni na Sardynii.<br />

Byłem ze znajomymi fotografami<br />

np. z Michałem Leszczyńskim, którego<br />

znam z Parku Linowego. Wyprawa<br />

kosztowała mnie jakieś 2,5 tys. zł, ale<br />

warto było. Siedem dni leżeliśmy plackiem<br />

na plaży, a trzy dni fotografowaliśmy<br />

rajd. Były to Mistrzostwa Świata<br />

w klasie WRC. Brała w nich udział cała<br />

światowa czołówka: Sebastian Loeb<br />

z Francji, Mikko Hirvonen z Finlandii,<br />

Petter Sorlberg też z Finlandii i wielu innych.<br />

To był mój pierwszy udział w mistrzostwach<br />

i wielkie dla mnie przeżycie.<br />

Ogólnie było fajnie. Kraj jest przyjazny,<br />

ludzie bardzo mili. Poznałem kilka fajnych<br />

osób z Polski i z zagranicy. Ogólnie<br />

wyjazd bardzo udany.<br />

– Czy twoje zdjęcia z mistrzostw trafią do<br />

prasy?<br />

– Niestety nie. Spóźniłem się z terminami.<br />

– Wiem, że poprzednio marzyłeś, aby<br />

wziąć udział w podobnych mistrzostwach<br />

w Finlandii.<br />

– Tak to było w poprzednim roku, ale mi<br />

się nie udało ze względu na fundusze.<br />

– Czy interesuje cię coś jeszcze oprócz rajdów<br />

i samochodów?<br />

– Lubię się wspinać. Jestem instruktorem<br />

w Parku Linowym. Kiedyś wspinałem się<br />

na Szczelińcu z właścicielem parku Darkiem<br />

Rogalą i on zaproponował mi pracę,<br />

więc się zgodziłem. Oprócz tego zimą trenuję<br />

snowbording, ale to już tak dla siebie.<br />

– Co planujesz dalej?<br />

– W przyszłym roku kończę szkołę. Chcę<br />

nadal zajmować się fotografią. Mam kontakty<br />

i chcę to wykorzystać. Złożę papiery<br />

do Łodzi na filmówkę wydział fotografii,<br />

a jak nie to do Wrocławia. Może zostanę<br />

dziennikarzem oczywiście sportowym.<br />

– A w tej chwili?<br />

– Teraz z bratem budujemy auto.<br />

– O!?<br />

– To znaczy przygotowujemy je do rajdów<br />

np. spawamy klatkę bezpieczeństwa.<br />

Rajdy nie są bezpiecznym sportem i auto<br />

musi być do nich odpowiednio przygotowane,<br />

musi mieć odpowiednie zabezpieczenia.<br />

Na wszystko musimy mieć<br />

papiery na homologacje, na fotele, na<br />

klatkę bezpieczeństwa. Samochód przechodzi<br />

badania kontrolne przed startem.<br />

Chcielibyśmy wziąć udział w wyścigach<br />

górskich, jeżeli będą fundusze to jeszcze<br />

w tym roku. Wszystko niestety kosztuje,<br />

części są drogie, potrzebny jest też odpowiedni<br />

kombinezon. Na szczęście odpadają<br />

nam koszty pracy, bo wszystko<br />

robimy sami w warsztacie ojca.<br />

– Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.<br />

35


Życie Kudowy na starych fotografiach<br />

▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />

Bardzo miły i ciekawy list oraz zdjęcia (które poniżej publikujemy) dostaliśmy od byłej mieszkanki Kudowy Pani Danuty Marty<br />

Kotulskiej, ojciec jej Emil Kotulski był wiceburmistrzem w pierwszych powojennych latach.<br />

Sama autorka listu w 1951 roku ukończyła szkołę podstawową (dziś budynek przy ul. Kościelnej), później przyzakładową szkołę<br />

włókienniczą <strong>Kudowski</strong>ch Zakładów Przemysłu Bawełnianego. Pracowała m. in. w Tkalni „Frot” i KZPB. Po likwidacji Tkalni „Frot”<br />

(oczywiście, po przebudowie) mieściły się tam dwa hotele dla pracowników KZPB, dzisiaj mieszkania komunalne.<br />

Ciekawa jest etymologia nazwy Kudowy-Zdroju wywodzącego się podobno od słowiańskiego słowa „kojdawa”, które podaje Pani<br />

Danuta. Jest to w literaturze przedmiotu nieznane. Może burmistrz niemiecki chciał się przypodobać? Tu odsyłamy Naszych Czytelników<br />

do artykułu prof. Jana Miodka w książce „Kudowa – zdrój, miasto i ludzie” - 2002. Bardzo ciekawa jest też informacja o budowie<br />

pieców krematoryjnych na terenie byłego obozu pracy w czasie II wojny światowej. Tu zainteresowanych odsyłamy do poprzednich<br />

numerów Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego i tekstów Zbigniewa Kopcia.<br />

Bardzo serdecznie Pani Danucie Marcie Kotulskiej dziękujemy! Mamy cichą nadzieję, że Pani twórczość plastyczna zagości w naszej<br />

galerii „Cyganeria”.<br />

Redakcja<br />

Góra Kalwaria, 9 listopada 2009 r.<br />

Szanowni Państwo!<br />

Wielką radość sprawiła mi moja dobra znajoma, z którą utrzymuję nadal kontakt<br />

telefoniczny i listowny – p. Lucyna Spalona, przysyłając Pamiętnik <strong>Kudowski</strong>, gdyż jest<br />

to bardzo bliskie mojemu sercu. Do Kudowy przybyłam z mamą w sierpniu 1945 roku<br />

(Ojciec mój Emil, był tu wcześniej), wyjechałam w listopadzie 1970 r., a więc 25 lat<br />

w tym dzieciństwo i młodość do czego nie zawsze chce się wracać, a przysłowie mówi<br />

„Co było a nie jest nie pisze się w rejestr”. Jednakże czasem ma się ochotę ocalić co nieco<br />

od zapomnienia, utrwalić te okruszyny dobrych wspomnień dla potomności. Kilka<br />

szczególików z Kudowy.<br />

Pierwsza biblioteka założona przez p. Janas mieściła się od (chyba) 1946 r. w pomieszczeniu,<br />

które później zajmowało biuro podróży „Orbis”. Przy ul. Żymirskiego –<br />

później 1 Maja nr 6 mieściło się atelier malarskie artysty z pochodzenia Węgra – Molnara,<br />

nazwisko trzeba sprawdzić, bo wyjechał z Kudowy około roku 50-54, raz z mamą byłam<br />

w tym atelier. Ciekawa postać, wspaniały artysta, malarz.<br />

Kudowa-Zdrój zmieniała nazwę na Chudoba Zdrój i Chudobice Zdrój, ale w tym<br />

czasie gdy mój ojciec Emil był vice burmistrzem, Zarząd Miejski nie zmieniał pieczątek<br />

i nadal była Kudowa-Zdrój. Mój ojciec konfrontował to z burmistrzem – Niemcem,<br />

który uzasadniał słowiańskie pochodzenie nazwy od Kojdawa co podobno oznaczało<br />

„dający życie”, „źródło” .<br />

Burzliwe losy Polaków po II wojnie nie ominęły cichej Kotliny Kłodzkiej, wielu uczciwych<br />

ludzi i patriotów przechodziło przez więzienia m.in. burmistrz Kudowy-Zdroju<br />

p. Twardy, Kuś i mój ojciec Emil. Był to czas śledztwa, który wyłączał tych ludzi z pracy<br />

(a po śledztwie wypuszczano), ale te śledztwa trwały po kilka miesięcy. Donosy, oskarżenia<br />

itp., dzisiaj też są powszechne, wiadomo to z mediów.<br />

Cieszy mnie, że państwo zbieracie te okruszyny pamięci, tworząc mozaikę Ziemi<br />

Kłodzkiej.<br />

Serdecznie pozdrawiam, życząc dobrych ciekawych tematów<br />

Danuta Marta Kotulska<br />

P.S. Obecnie od wielu lat na emeryturze (po 40 latach pracy zawodowej) zainteresowałam<br />

się malarstwem. Jestem członkiem grupy plastyków „Communio Graphis” w Górze<br />

Kalwarii założonej i prowadzonej przez artystę – rzeźbiarza, malarza i pedagoga<br />

p. Stefana Pawła Wisowskiego. (… skrót. Red.)<br />

36


Życie Kudowy na starych fotografiach<br />

▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />

1 Maja 1946 r. – Kłodzko. Pracownicy Zarządu Miejskiego<br />

w Kudowie-Zdroju w pochodzie. Na pierwszym planie Irmina<br />

Stiller (z chorągiewką) oraz Irenka Jańczyk.( Z lewej strony Janina<br />

Sikorska – dziś 98-letnia nestorka pionierów kudowskich - dopisek<br />

red.). Z prawej strony wiceburmistrz Emil Kotulski<br />

Czerwiec 1951 r. – zakończenie roku szkolnego 1950/51<br />

w Szkole Podstawowej w Kudowie-Zakrzu. Stoją (od lewej): Henia<br />

Kolka, Irmina Stiller, Basia Dowsin, Zosia Rolek, Iza Iwaczewska,<br />

Lidka Olszewska, Helena Unold (kochana nauczycielka), Lidia<br />

Kruszyńska, Czerwiński (kierownik szkoły), Zosia Spędowska<br />

(zmarła po ukończeniu studiów), Józef Ogorzałek, p. Czerwińska,<br />

Lidka Kolka, Teresa Kubala, Zosia Szalińska, Jadzia Borowska,<br />

Kazia Frysztak, Danuta Kotulska, Kazia Malinowska, Dominika<br />

Bulik, siedzą (od lewej): Zenek Olszewski, Maniek Biernacki, Tadzio<br />

Werda, Stasio Kopczak, Józio Galuch, Alek Zajączkowski,<br />

Marian Różewicz, Eugeniusz Heinemann<br />

3 lutego 1952 r. Zasadnicza Szkoła Zawodowa przy KZPB.<br />

Od lewej: Józia Tomczyk, Halina Sicińska, Ola Sikorska, Alina<br />

Lipińska, Basia Majewska, Ala Jurek, Halina Brzozowska, Maria<br />

Frankiewicz, Maria Popławska, Natalia Nychowska, Zosia Król,<br />

Wiesia Drągielewska, Józef Pabisz, Danuta Kotulska (z książką),<br />

Apolonia Filipek i Jadzia Pasternak<br />

37


Życie Kudowy na starych fotografiach<br />

▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />

9 luty 1952 r. – wieczorek koleżeński zorganizowany z okazji<br />

rozdania świadectw na półrocze (<strong>Kudowski</strong>e Zakłady Przemysłu<br />

Bawełnianego). W pierwszym rzędzie: Józef Gawlik, Basia Majewska,<br />

Józef Pabisz, Marysia Frankiewicz. W ostatnim rzędzie<br />

w środku dyrektor KZPB Jan Goldstein<br />

Czerwiec 1952 r. – zakończenie roku szkolnego 1951/52<br />

w Zasadniczej Szkole Zawodowej przy <strong>Kudowski</strong>ch Zakładach<br />

Przemysłu Bawełnianego. Był to ostatni rok istnienia tej<br />

„zawodówki’. Pierwszy od lewej strony stoi Józef Pabisz, siedzi<br />

Józef Ogorzałek, w przedostatnim rzędzie drugi od lewej dyrektor<br />

szkoły J. Bielecki, stoi Józef Gawlik.<br />

Szkoła kształciła tkaczy dla potrzeb KZPB. Większość<br />

słuchaczy wieczorówki to mieszkanki DMR, tj. Domu Młodego<br />

Robotnika – lokalizacja na terenie dawnego obozu pracy (już<br />

pod koniec wojny zaczęto budować piece krematoryjne, które po<br />

wojnie rozebrano). W DMR była młodzież z całej Polski, kilkaset<br />

dziewcząt. Przez pewien czas kierownikiem DMR-u była Zenobia<br />

Dołęgowska, autorka wspomnień „Nie warto było?”<br />

1 września 1955 r. –wycieczka zorganizowana przez Kłodzkie<br />

Zakłady Przemysłu Terenowego. Z tkalni „Frot” uczestniczyli:<br />

w drugim rzędzie (od prawej) Hania Galówna, Stasia Marko,<br />

Danuta Kotulska, Gienia Hordyjewska, Jadwiga Podniało, Urszula<br />

Franz. Zwiedzamy Warszawę (Plac Zamkowy i Trasa W-Z)<br />

38


Życie Kudowy na starych fotografiach<br />

▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />

Wieczorek taneczny z okazji „ostatków”. Od lewej: Piotr<br />

Lipiński, Gienia Hordyjewska, Stasia Marko, Amdzia Mendera,<br />

Buczek, Truda Dworzaczek, Walerka, Zosia Majewska, Zosia<br />

Smolińska, Danuta Kotulska, Marianna Matejka, Franio<br />

Grzegorzewski, Hania Gala, Kazik Grzegorzewski, Basia Topolska,<br />

Regina L., Helena Żygadło, Horst Hauschke (z akordeonem)<br />

i Ania Nowak<br />

1 Maja 1957 r., siedzą (od lewej) Danuta Kotulska, Regina<br />

Dubowa, Regina Bartontschek, Marianna Matejka, stoją<br />

w środku: kierownik Tkalni „Frot” Mieczysław Augustyński<br />

i Konstanty Niementowicz (oraz Scholz, Smolińska, Wierzbowicz,<br />

Buczkowa – nie wszystkie nazwiska pamiętam, jest również<br />

Marysia Hauschke). Zdjęcie zrobione na stadionie w Zakrzu,<br />

miejsce zbiórki i formowania pochodu (nie wszyscy uczestnicy<br />

są na fotografii).<br />

1 maja 1958 r.– stoją od lewej: Józefa Horwat, Sabina Subocz,<br />

Hofman, Helena Rutkowska, Joanna Buszek, Mieczysław<br />

Augustyński, Zofia Majewska, Anna Cuprys, NN, Konstanty<br />

Niementowicz, Jadwiga Podmało, Maria Ryndak, Ela Ślęzak.<br />

Przykucnęły: Danuta Kotulska, Józefa Majewska, Maria<br />

Olszewska. (w roku 1957 uczestniczyli pracownicy pochodzenia<br />

lokalnego Czesi, Niemcy, którzy w 1957 r. wyjechali – emigrowali<br />

do RFN).


WYDARZENIA KULTURALNE<br />

▶ Wojciech Heliński<br />

Wojciech Heliński<br />

Czecholadowa<br />

Operacja<br />

Babel<br />

Przez ponad tydzień czasu młodzi<br />

działacze teatralni z Polski, Niemiec,<br />

Norwegii, Czech, Słowacji, Rosji oraz<br />

Włoszech pracowali w Kudowie-Zdroju<br />

nad podnoszeniem swoich umiejętności.<br />

Nasze uzdrowisko jest wymarzonym<br />

miejscem na takie spotkania.<br />

Aby do niego doszło trzeba jednak<br />

niemałych środków, o które postarało<br />

się − głównie dzięki wsparciu Fundacji<br />

Rozwoju Systemu Edukacji program<br />

„Młodzież w działaniu” − Stowarzyszenie<br />

Fundus Glacensis z Kudowy-Zdroju.<br />

O projekcie można powiedzieć w pewnym<br />

skrócie – że był przeniesieniem na<br />

papier wniosku unijnego, dotychczasowych<br />

działań związanych z polsko-czeską<br />

grupą teatralną JSTE Dred Nachod w której<br />

pod kierownictwem Ondreja Pumra<br />

działają Kudowiacy i Nachodziacy.<br />

Pomysł „Operacji Babel” zrodził się<br />

podczas uczestnictwa w międzynarodowych<br />

festiwalach, przeglądach i spotkaniach<br />

teatrów amatorskich. Pojawiały<br />

się tam bowiem niejednokrotnie osoby<br />

pragnące doskonalić swoje umiejętności<br />

w pracy z amatorską grupą teatralną.<br />

Jednocześnie, liderzy grup wykazywali<br />

duże zainteresowanie pracą polskich aktorów,<br />

ponieważ teatr wciąż jest jednym<br />

z najbardziej markowych polskich produktów.<br />

Szczególne zainteresowanie budziły<br />

tutaj mieszane grupy z miejscowości<br />

przygranicznych czy miast ośrodków<br />

akademickich – których odrębną wartością<br />

jest oprócz pracy artystycznej – rola<br />

jaką pełnią w integracji młodzieży oraz<br />

nadgranicznych społeczności lokalnych.<br />

Cennym dla nas doświadczeniem<br />

− mało popularyzowanym w Polsce są<br />

działania – nieformalnych, międzynarodowych<br />

grup artystycznych pracujących<br />

regularnie we Wrocławiu, Gdańsku, Kudowie.<br />

Młodzi ludzie, poznający się na<br />

wspólnych studiach, zakładają często<br />

grupy, które funkcjonują również po zakończeniu<br />

wspólnej edukacji.<br />

Młodzież w działaniu<br />

Praca z taką specyficzną grupą wpisuje<br />

się w priorytety programu „Młodzież<br />

w działaniu”, głównie ze względu<br />

na wielojęzyczność takich działań. Ma<br />

ona również wpływ na przeciwdziałanie<br />

dyskryminacji, która wciąż jeszcze jest<br />

widoczna, choćby na terenach przygranicznych.<br />

Praca w takiej grupie wiąże się<br />

z poszanowaniem różnorodności wielokulturowej,<br />

która często jest tematem<br />

działań takich grup. Stwarza to młodzieży<br />

możliwość znajdowania wspólnych<br />

wartości, wraz z innymi młodymi ludźmi<br />

z różnych krajów − pomimo różnic kulturowych<br />

między nimi. Te aspekty były<br />

szczególnie eksponowane podczas „Operacji<br />

Babel” − stąd pozytywna decyzja<br />

o przyznaniu środków.<br />

<strong>Kudowski</strong>e spotkanie było jednocześnie<br />

pytaniem o istotę działalności amatorskiej,<br />

gdyż definicja tego słowa jest<br />

ciągle zmienna.<br />

Amatorskie to nie znaczy<br />

„amatorszczyzna”<br />

Chcieliśmy przekazać uczestnikom,<br />

że z amatorami należy pracować profe-<br />

Operacja Babel<br />

Spektakl<br />

40


sjonalnie, bowiem teatr amatorski pełni<br />

ważną rolę w życiu kulturalnym małych<br />

i dużych społeczności.<br />

Myślimy tu zarówno o społeczności<br />

małego miasteczka, takiego jak Kudowa,<br />

jak też o społeczności studenckiej Uniwerstytetu<br />

w Pradze. Pokazujemy różnice<br />

między ruchem amatorskim a „amatorszczyzną”,<br />

widoczną często w teatrach<br />

profesjonalnych, czy telewizji. Uświadomić<br />

chcemy pozaartystyczne aspekty takiej<br />

pracy.<br />

Wymieniliśmy zatem doświadczenia<br />

i pokazaliśmy dobre praktyki liderów pracującycyh<br />

np. w polsko-czesko-niemieckiej<br />

grupie w Pradze, czesko-słowackopolskiej<br />

grupie działającej w Nachodzie,<br />

czy norwesko-angielsko-polskiej grupie<br />

z Trondheim. Czołowym przykładem są<br />

tutaj działania grup berlińskich, w których<br />

często 20 uczestników pochodzi<br />

z 20 krajów.<br />

Co ciekawe − dla nas Kudowian −<br />

sieć kontaktów, dzięki której udało się<br />

nam zaprosić ludzi z tak wielu zakątków<br />

Europy – po części stanowili mieszkańcy<br />

Kudowy, obecjnie żyjący i pracujący<br />

w wielu różnych krajach.<br />

Podziękowania i perspektywy<br />

Spotkanie nie miało charakteru zamkniętego.<br />

Dzięki obecności wielu wspaniałych<br />

instruktorów teatralnych odbyły<br />

sie też w kudowskim teatrze warsztaty<br />

teatralne dla uczniów kudowskich szkół<br />

(dziękuję Pani Monice Dziewie za pomoc)<br />

oraz publiczność kudowska mogła<br />

obejrzeć dwa spektakle:<br />

„Lekkość i ciężar” oparta na „Nieznośnej<br />

lekkości bytu„ Milana Kundery,<br />

produkcja Teatru Znak z Gdańska w reż.<br />

Janusza Gawrysiaka oraz „Czecholada na<br />

gorąco” − widowisko poetyckie z udziałem<br />

wszystkich uczestników „Operacji<br />

Babel”, oparte na wierszach z tomiku<br />

pt. ”Czecholada”. Dodatkowo wystąpili: zespół<br />

Aroma Lososa z Czech oraz kudowski<br />

hip-hopowiec − Karol Dec z ekipą.<br />

Uczestnicy projektu zwiedzali też Ziemie<br />

Kłodzką poznali gościnność p. Sokołowskich<br />

gospodarzy schroniska „Na<br />

Szczelińcu” – miejsca szczególnie przyjaznego<br />

wszelakiej twórczości. Spotkali się też<br />

z lokalnymi specjalistami od programów<br />

unijnych − Hubertem Krechem (Pasmo<br />

NGO Ziemi Kłodzkiej) i Jackiem Kowalczykiem<br />

(UM Kudowa-Zdrój). Mieszkali<br />

w willi Niezapominajka, jadali w barze<br />

McEdi oraz kilku innych kudowskich lokalach.<br />

Wyjechali – zauroczeni Kudową,<br />

Ziemią Kłodzką, poznali, jak tu wspaniale,<br />

jak dobrze jeść dają i tyle się dzieje.<br />

Fajnie. Można skumulować siły i zrobić<br />

wspaniałe wrażenie przez tydzień.<br />

Dobrze by było gdyby tak działo się<br />

i działo przez cały rok. Wbrew pozorom,<br />

nie jest to kwestia pieniędzy, ale przede<br />

wszystkim dobrej i mocnej woli. Tej nie<br />

brakuje.<br />

Dziękuję Referatowi Kultury, Kasi<br />

Mrowiec, Łukaszowi Żulińskiemu, Telewizji<br />

Kłodzkiej, Miejskiemu Centrum<br />

Kultury w Polanicy-Zdroju, które w osobach<br />

dyr. Marka Mazurkiewicza oraz<br />

Roberta Serafina i Pawła Hołub, po raz<br />

kolejny pokazało iż jest wielkim przyjacielem<br />

Kudowy.<br />

To był piękny tydzień i życzę sobie, Kudowie,<br />

nam wszystkim kolejnych takich<br />

spotkań.<br />

Będą one możliwe, jeśli zintensyfikujemy<br />

stałe zajęcia kulturalne.<br />

Na razie obok zajęć muzycznych<br />

p. Czesława Dolińskiego, laboratorium<br />

Tańca i chóru „Sta Allegro”… mało jakby.<br />

No ale, Kudowa się rozwija i wierzę,<br />

że będzie więcej i lepiej.<br />

Wojtek Heliński<br />

Stowarzyszenie Fundus Glacensis<br />

Wojciech Heliński


WYDARZENIA<br />

SPORT KUDOWSKI<br />

Na sesji Rady Miejskiej 30 listopada 2009 r. – prowadzoną<br />

przez Wiceprzewodniczącą Henrykę Szafrańską - omawiano<br />

stan sportu w Kudowie i jego perspektywy. Przybyli trenerzy,<br />

instruktorzy, nauczyciele wf, najwybitniejsi młodzi sportowcy<br />

kudowscy oraz gościnnie olimpijczycy z panem Łopatką, dobrym<br />

duchem kompleksu sportowego „Orlik”. Przybył także<br />

kudowski olimpijczyk pan Stanisław Chiliński. Licznik wejść<br />

do „Orlika” kudowskich dzieci i młodzieży wykazywał przed<br />

sesją ponad 11.800 korzystających, od niedawnego otwarcia<br />

( przed siedmioma miesiącami) tego kompleksu. Dzięki znakomitej<br />

pracy naszych trenerów mamy w Kudowie mistrzów<br />

Polski, mistrzów Europy, olimpijczyków i świetnie zapowiadających<br />

się najmłodszych sportowców.<br />

W następnym numerze "<br />

P. K.", m.in.:<br />

– Rodziny kudowskie<br />

– Historia Urzędu Celnego<br />

– Skrzynia Czasu<br />

– Generałowie<br />

– Historia sportu w Kudowie<br />

– Stare fotografie<br />

– Nagroda Teresy Karch<br />

...i inne<br />

PAMIĘTNIK KUDOWSKI<br />

kwartalnik społeczno-kulturalny<br />

PK ukazuje się w ostatniej dekadzie<br />

marca, czerwca, września i grudnia.<br />

Oddano do druku 21.12.2009.<br />

Następny nr ukaże się 21 marca 2010 (wiosna 2010).<br />

Redaguje zespół:<br />

Bronisław M. J. Kamiński (B.K.) – Red. Naczelny<br />

e-mail: bronislaw.kaminski@neostrada.pl<br />

Marek Biernacki (M.B.) – Zast. Red. Nacz.<br />

e-mail: koksip@kudowa.pl<br />

Nasi mistrzowie sportu otrzymują dyplomy od Rady Miejskiej i Burmistrza<br />

Foto: Konrad Buss<br />

Rada Miejska wręczyła także burmistrzowi Czesławowi<br />

Kręcichwostowi podziękowanie w formie sympatycznie wykonanego<br />

dyplomu, w którym podkreśla osobiste zasługi Burmistrza<br />

w zaangażowaniu w rozwój sportu w naszym mieście,<br />

dobre kontakty ze sportowcami, sponsorami i trenerami oraz<br />

osobiste uczestnictwo w imprezach, nawet kosztem własnego<br />

prywatnego czasu. Podziękowano Panu Kręcichwostowi za<br />

odważne i przewidujące działania w budowie basenu krytego.<br />

Po kilku latach jego użytkowania uwidoczniły się świetne<br />

rezultaty w znaczącym obniżeniu wad postawy u dzieci kudowskich,<br />

w entuzjastycznym korzystaniu z tej formy sportu,<br />

w pojawieniu się talentów pływackich wśród naszej młodzieży,<br />

a także we wzrastającej kondycji osób starszych wiekiem,<br />

a korzystających systematycznie z basenu. W swoim podziękowaniu<br />

Burmistrz Kręcichwost oświadczył, że traktuje to<br />

wyróżnienie jako wyraz uznania dla wszystkich osób wspomagających<br />

sport w Kudowie. Dodał, że bez dobrej atmosfery<br />

i pracy wielu ludzi, sam nie mógłby wiele zdziałać.<br />

(Red.)<br />

Urszula Faroń-Bielecka<br />

Konrad Buss<br />

Jarosław Charczuk<br />

Krzysztof Chilarski<br />

Wojciech Heliński<br />

Zbigniew Kopeć (Z.K)<br />

Mikołaj Krzemiński (M.K.) – Sekr. Red.<br />

Katarzyna Mrowiec<br />

Agnieszka Stwertetschka<br />

Skład i oprawa graficzna:<br />

PB•MH<br />

Projekt okładki:<br />

FeliX<br />

Druk:<br />

©Wydawnictwo ZET® Wrocław 2009<br />

tel. 71 793 67 47; fax 71 783 28 64<br />

e-mail: biuro@wydawnictwozet.pl<br />

Wydawca:<br />

Muzeum Kultury Ludowej<br />

Pogórza Sudeckiego w Kudowie-Zdroju<br />

Wszelkie prawa zastrzeżone<br />

Adres Redakcji:<br />

ul. Pstrążna 14<br />

57-350 Kudowa-Zdrój<br />

tel. 074 866 28 43<br />

e-mail: skansen@kudowa.pl<br />

Kwartalnik wpisany do rejestru czasopism w Sądzie Okręgowym w Świdnicy nr rej. 267<br />

zgodnie z Art. 20 Ustawy z dnia 26.I.1984 r. Prawo prasowe.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!