Kudowski
wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Pamiętnik<br />
<strong>Kudowski</strong><br />
kwartalnik społeczno-kulturalny<br />
Nr 4 (5) 2009 • ISSN 1689-8753 Zima 2009/2010<br />
Redakcja<br />
„Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego”<br />
życzy<br />
Drogim Czytelnikom<br />
Radosnych Świąt Bożego<br />
Narodzenia, szczęścia, zdrowia,<br />
podniesionych głów,<br />
miłości i słońca w sercu,<br />
w całym 2010r.<br />
Kiedy Boże Narodzenie nadchodzi<br />
Przesłać życzenia się godzi<br />
Przyjmijcie zatem z rąk naszych<br />
Garść życzeń najlepszych<br />
Zdrowia, spokoju, radości,<br />
A w Nowym Roku<br />
– olbrzymiego rogu obfitości.<br />
Burmistrz Miasta Kudowa-Zdrój<br />
Czesław Kręcichwost<br />
oraz<br />
Przewodniczący Rady Miejskiej<br />
Bogusław Burger<br />
W NUMERZE M.IN.:<br />
• Nowy Proboszcz<br />
• Kolkowie i malarstwo Szafrańskiego<br />
• prof. Rzońca o Sybirakach<br />
• Paradies Feldhauser<br />
• Motory Europy<br />
• Spotkanie z islamem<br />
Wydawany przez Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego w Kudowie-Zdroju
WYDARZENIA<br />
ZMIANY W PARAFII<br />
Przemówienie wygłoszone przez dr Tadeusza Pecynę w dniu 22 listopada 2009 r.<br />
w Kościele Bożego Miłosierdzia w Kudowie – na pożegnanie Ks. Jana Odziomka<br />
„Nie staraj się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko wyda Ci się niezrozumiałe”.<br />
NOWY PROBOSZCZ<br />
Od dnia 28 listopada br. w Parafii Bożego Miłosierdzia w Kudowie-Zdroju<br />
nowym proboszczem został ks. prałat Kazimierz Marchaj. Urodził się w Malborku<br />
w 1950 r. Rodzice pochodzą z kielecczyzny. Ze względów klimatycznych (stan<br />
Ks. Jan Odziomek<br />
Księże Janie! Bracia i Siostry w Chrystusie Panu!<br />
Sentencja, którą przytoczyłem na wstępie – starożytnego Greka Demokryta<br />
– doskonale wpisuje się w nastrój naszej parafii od kilkunastu dni. Bo, czy można<br />
cokolwiek zrozumieć, że na zakończenie Misji Świętej, ba, udanej, powtarzam<br />
bardzo udanej wizytacji kanonicznej biskupa Adama, nasz Ksiądz Proboszcz<br />
zwrócił się do Kurii Biskupiej o udzielenie mu rocznego urlopu? A czy można<br />
zrozumieć drugi fakt, że Biskup tę prośbę akceptuje i wyraża na nią zgodę? Ale<br />
te fakty zaistniały i musimy przyjąć je do wiadomości i pogodzić się z nimi. Rok<br />
czasu, to może przeminąć jak przysłowiowe mgnienie oka, w którym nic nie<br />
może się zdarzyć. Ale, rok czasu to okres, w którym wydarzyć się może wszystko.<br />
I nawet to, Księże Janie, że już – z różnych powodów – do nas nie wrócisz.<br />
Dlatego, chcemy Ci, Księże Janie, podziękować i wyrazić naszą wdzięczność za<br />
wszystko, co dla nas uczyniłeś. A uczyniłeś wiele. Nie sposób tutaj wszystkiego<br />
wymienić, ale są rzeczy i zjawiska, które same mówią za siebie. Nasza świątynia,<br />
duma naszej parafii! Rozpoczęliśmy jej budowę w latach, kiedy bezrobocie w Kudowie<br />
przekraczało ponad 30%. Ofiary naszej parafii na budowę tej świątyni<br />
wystarczały na ok. 15% kosztów budowy. Ok. 5% dostaliśmy z Kurii Biskupiej<br />
we Wrocławiu. Aż 80% potrzebnych środków, Księże Janie, sobie tylko znanymi<br />
sposobami wyjednałeś od naszych braci w wierze, bardziej od nas zamożnych –<br />
katolików niemieckich. Ale pieniądze, to nie wszystko.<br />
Księże Janie! Pełniłeś – jak to się dziś mówi – role generalnego wykonawcy.<br />
Przez 24 godziny byłeś do dyspozycji służb zaopatrzeniowych i przedsiębiorstw<br />
budowlanych. Nawet najwięksi Twoi oponenci przyznają dzisiaj, że bez Ciebie ta<br />
świątynia nigdy nie byłaby budowana w takim tempie i w takim wystroju.<br />
Księże Janie! Jesteśmy Ci wdzięczni za Twoje kazania i homilie, które do nas<br />
głosiłeś, doskonałe w treści i zachwycające w formie. Prawdą jest, że Twój talent<br />
krasomówczy, to nie jest Twoja osobista zasługa. Tego nie da się nauczyć w żadnej<br />
szkole, ani wyższej uczelni. To jest dar Boży ,,którym obdarzył Cię Stwórca.<br />
Z tego daru korzystaliśmy nie tylko my – stali mieszkańcy naszej parafii – ale<br />
i liczne rzesze kuracjuszy, wczasowiczów i turystów przebywających w naszym<br />
uzdrowisku. Twoje nauczanie uczyniło jeszcze bardziej znaczącą naszą miejscowość<br />
w całym kraju. Już za kilka miesięcy minie 20 lat, jak pełnisz posługę naszego<br />
duszpasterza. Przez te lata, wielu z nas wyprostowałeś nasze kręte drogi<br />
do Boga. Księże Janie! Jesteśmy Ci wdzięczni, że wszystkie zalety swego serca<br />
i umysłu oddałeś służbie Bogu i naszej parafii. Szczęść Ci Boże, Księże Janie!<br />
Ks. Kazimierz Marchaj<br />
zdrowia ojca) rodzina przeniosła się z spod Malborka na pogórze sudeckie, do<br />
Wilkowa koło Złotoryi. Rodzice zajmowali się rolnictwem, mieli pięcioro dzieci.<br />
Młody Kazimierz uczył się w Technikum Rachunkowości Rolnej w Chojnowie,<br />
gdzie zdał maturę w 1969 r. Potem odbył dwuletnią służbę wojskową, pracował<br />
także krótko w GS Złotoryja jako zaopatrzeniowiec. Od 1972 roku studiował<br />
w Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu i w 1978 r. otrzymał święcenia<br />
kapłańskie. Jako duszpasterz ma za sobą pracę w Wałbrzychu, Legnicy, Oławie.<br />
Najdłużej, aż 21 lat pełnił posługę w Wałbrzychu, gdzie od początku tworzył<br />
parafię i wybudował kościół – jak podkreśla – wspólnie ze swoimi parafianami.<br />
Jego duszpasterstwo zostało wysoko ocenione; został Honorowym Kapelanem<br />
Jego Świątobliwości Jana Pawła II. W 1980 r. jako młody ksiądz popisał się nie<br />
lada wyczynem, gdy wraz z trzema kolegami wybrał się rowem do Rzymu, przez<br />
Jugosławię, Dubrownik, następnie okrętem do Bari, stąd do Rzymu. Po drodze<br />
wzięli jeszcze okrężnie Monte Cassino. Ksiądz Kazimierz uważa żartobliwie, że<br />
on również zdobył Monte Cassino. Jan Paweł II docenił ten rowerowy wysiłek<br />
księży, przyjął ich osobiście na prywatnej audiencji w Castel Gandolfo. Ks. prałat<br />
Marchaj uważa duszpasterstwo za swoje posłannictwo i temu oddaje wszystkie<br />
siły. Ponieważ zna język migowy, przez wszystkie lata kapłaństwa sprawował<br />
pieczę nad głuchoniemymi. Jakby dla rekompensaty ciszy, organizował w swoim<br />
kościele koncerty chórów i zespołów instrumentalnych, różnych rodzajów muzyki.<br />
Redakcja „Pamiętnika” wyniosła ze spotkania z ks. Kazimierzem jak najlepsze<br />
wrażenia. Nowy proboszcz wyznał, że zna Kudowę, bardzo mu się nasze miasto<br />
podoba i jest szczęśliwy z pierwszych sympatycznych gestów parafian. Swojego<br />
poprzednika – rodaka – ks. Jana Odziomka ceni bardzo wysoko, wyraża uznanie<br />
za wybudowanie kościoła, plebanii, za pracę duszpasterską i wysoki poziom<br />
kultury osobistej. Jak się redakcja „Pamiętnika” dowiaduje, ks. Jan Odziomek zrezygnował<br />
z funkcji proboszcza w tej parafii, a po rocznym urlopie, Ksiądz Biskup<br />
wyznaczy mu inne zadanie. Zatem, w nowym proboszczu mamy duszpasterza<br />
na wiele następnych lat. Redakcja życzy nowemu proboszczowi szczęśliwego<br />
i owocnego rozwijania swojego programu duszpasterskiego.<br />
Redakcja
WSPOMNIENIA<br />
▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />
Jan Rzońca<br />
SYBERIA W WYBRANYCH PAMIĘTNIKACH DEPORTOWANYCH<br />
PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ<br />
DEPORTACJE I POCIĄGI NA WSCHÓD<br />
„Wiedzieli, że jedynym sposobem<br />
„odpolszczenia Polski” będzie<br />
pozbawienie jej Polaków. Z diabelską<br />
perfidią umyślili więc nie<br />
ludziom odebrać kraj, ale krajowi<br />
– ludzi. Plan swój przeprowadzili<br />
nagle, jednej nocy na całym okupowanym<br />
terenie”.<br />
Deportacje i przemieszczenia ludności<br />
polskiej z terenów II Rzeczypospolitej<br />
zajętych przez Armię Czerwoną w wyniku<br />
agresji z 17 września 1939 r. poprzedzone<br />
zostały paktem Ribbentrop-Mołotow<br />
z 23 sierpnia 1939 r. oraz traktatem<br />
o granicy i przyjaźni z 28 września traktacie<br />
zawartym w imieniu rządów III<br />
Rzeszy i ZSRR. Wynikiem tych układów<br />
były cztery akcje deportacyjne obywateli<br />
polskich przeprowadzone przez władze<br />
sowieckie w latach 1940-1941 na podstawie<br />
Rozkazu NKWD z 11 października<br />
1939 r. Dalsze deportacje zostały<br />
zaniechane na skutek najazdu Niemiec<br />
na ZSRR w dniu 22 czerwca 1941 r. Deportacje<br />
miały dotyczyć tylko „antysowieckiego<br />
elementu”. W rzeczywistości<br />
objęły: przywódców i działaczy partii<br />
politycznych oraz organizacji młodzieżowych,<br />
wojskowych, policjantów, aparat<br />
urzędniczy, działaczy ruchu oporu,<br />
obywateli polskich uciekających z terenów<br />
zajętych przez armię hitlerowską<br />
w obawie przed prześladowaniami, osoby<br />
mające wpływ na swoje środowisko<br />
oraz wszystkich podejrzanych o wrogi<br />
stosunek do systemu sowieckiego. Tryb<br />
przeprowadzenia deportacji „antysowieckiego<br />
elementu” określała specjalna<br />
instrukcja, która zalecała dokonanie jej<br />
spokojnie i bez ekscesów. Osoby, które<br />
dokonywały deportacji zostały zaopatrzone<br />
w określone wytyczne dzielące<br />
deportowanych na przeznaczonych do<br />
aresztu, do pracy w ZSRR i kierowanych<br />
do miejsc „specjalnego zesłania w oddalonych<br />
miejscowościach”.<br />
Aresztowania przebiegały według<br />
określonego schematu. Grupa enkawudzistów<br />
wraz z miejscową milicją dokonywała<br />
wtargnięcia do mieszkań osób<br />
znajdujących się na liście przeznaczonych<br />
do aresztowania i deportacji. Budziła<br />
mieszkańców dając im krótki czas<br />
na spakowanie się. Zabierano ludzi z domów<br />
bez względu na wiek, powiązania<br />
rodzinne i stan zdrowia. Następnie zawożono<br />
ich na stację kolejową, gdzie czekały<br />
już pociągi towarowe. Do wagonu<br />
wtłaczano od 40 do 70 osób. Okna były<br />
małe, brudne i nie otwierane lub często<br />
zastępowała je dziura w ścianie, dlatego<br />
panował zaduch. Ubikację najczęściej<br />
stanowił zwykły otwór w spodzie wagonu,<br />
nic też dziwnego, że podłoga tonęła<br />
w odchodach. Wagony były od zewnątrz<br />
plombowane. W nocy sprawdzano je<br />
specjalnym drągiem czy nie zostały naruszone.<br />
Podczas postojów sprawdzano<br />
dach, boki i dno wagonu. W trakcie<br />
trwającej często całymi tygodniami deportacji<br />
brakowało wody i pożywienia.<br />
Poza głodem i pragnieniem, w zależności<br />
od pory roku i trasy przejazdu, deportowanym<br />
dokuczał straszliwy mróz lub<br />
nieludzkie gorąco połączone z zaduchem<br />
i smrodem. Warunki te powodowały, że<br />
umierały niemowlęta, ludzie starzy i chorzy.<br />
Zdarzało się, że ciała zmarłych przebywały<br />
przez kilka dni wśród żywych,<br />
zanim zabrali je strażnicy, co stawało się<br />
przyczyną chorób i epidemii.<br />
Aby przedstawić koszmar deportacji<br />
warto zacytować wspomnienia Beaty<br />
Obertyńskiej, która pisała: „W niektórych<br />
wagonach stały wprawdzie piecyki – była<br />
przecie zima – ale opału zabrakło już po<br />
kilku dniach. Dzieci zamarzały po kilkoro<br />
jednej nocy. Sine zesztywniałe trupki<br />
wypychało się przez zakratowane okienka<br />
i wyrzucało na śnieg. Zdarzały się i porody<br />
– w mrozie, na gołej podłodze. Byle<br />
sznurek, byle scyzoryk musiały przy tym<br />
wystarczyć. Nie było wody, aby te dzieci<br />
chrzcić. I szły te upiorne pociągi, jeden za<br />
drugim, aż poczerniały od nich wszystkie<br />
linie kolejowe, wszystkie arterie łączące<br />
cywilizowany świat z tym złowrogim,<br />
azjatyckim kolosem. Potem rozpełzły się<br />
po niezliczonych obłasciach, od Archangielska<br />
po Kołymę, by rozsiać zrabowanych<br />
ludzi małymi grupkami po lasach,<br />
tajgach i stepach. I wtedy kiedy ich mieli<br />
już w ręku, gdy wszystko było zdane na ich<br />
łaskę i niełaskę, zaczęto z nich pompować<br />
siły i życie. Starzy i młodzi, chorzy i małe<br />
dzieci zmuszone były tam pracować”.<br />
Rodzi się pytanie jaki był cel kierowania<br />
setek tysięcy ludzi na takie koszmarne<br />
cierpienia? Wyjaśniła je Obertyńska<br />
pisząc: „Wiedzieli, że jedynym sposobem<br />
„odpolszczenia Polski” będzie pozbawienie<br />
jej Polaków. Z diabelską perfidią umyślili<br />
więc nie ludziom odebrać kraj, ale<br />
krajowi – ludzi. Plan swój przeprowadzili<br />
nagle, jednej nocy na całym okupowanym<br />
terenie”. W sumie deportowano około 2<br />
miliony obywateli polskich.<br />
•••<br />
ARCHIPELAG GUŁAG<br />
Miejscami deportacji były: okolice<br />
Morza Białego, obszary przed Uralem<br />
nad Workutą, Uchtą i Peczorą, Syberia<br />
oraz stepy Kazachstanu i Centralnej Azji.<br />
Warunki życia zesłańców zależały od rodzaju<br />
pracy, miejsca zesłania (warunki<br />
klimatyczne i geograficzne), władz obozowych<br />
i łagrowych. Jednak pewne czynniki<br />
były wspólne dla wszystkich. Zesłańcy<br />
za pracę otrzymywali minimalne<br />
racje żywnościowe, a pracować musieli<br />
wszyscy bez względu na stan zdrowotny<br />
i wiek. Istniały jednak duże różnice<br />
w życiu zesłańców na poszczególnych<br />
obszarach ZSRR. W rejonie Morza Białego,<br />
przed Uralem i na Syberii Polacy żyli<br />
w warunkach, które Sołżenicyn nazwał<br />
1
WSPOMNIENIA<br />
▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />
„Archipelagiem Gułag”. Olbrzymie te<br />
obszary były przeważnie porośnięte tajgą<br />
i gęsto usiane obozami przymusowej pracy,<br />
zwanymi łagrami. Były one utworzone<br />
przez władze sowieckie dla własnych<br />
kryminalistów i ludzi niebezpiecznych<br />
dla systemu komunistycznego. W okresie<br />
wojny zasiedlono je deportowanymi<br />
Polakami. Jedynie sytuacja ludności<br />
polskiej w Kazachstanie była lepsza niż<br />
w północnej Rosji i na Syberii. Pracowała<br />
ona w kołchozach, z reguły bardzo<br />
biednych. Nie było tutaj przymusu pracy,<br />
ale trudno było bez niej zdobyć środki<br />
utrzymania. Istniała też możliwość, po<br />
złożeniu pisemnego podania, przeniesienia<br />
się do miasta, gdzie życie było łatwiejsze<br />
niż na wsi w kołchozie.<br />
Wśród deportowanych obywateli polskich<br />
około 60% stanowili Polacy. Pozostali<br />
to: Żydzi, Ukraińcy, Białorusini<br />
i Litwini. Ilu wśród deportowanych i wysłanych<br />
w głąb ZSRR trafiło na Syberię<br />
trudno dzisiaj dokładnie określić, tym<br />
bardziej, że ich część była ciągle przemieszczana.<br />
Przebywała na Syberii, w rejonie<br />
Morza Białego, w Kazachstanie,<br />
w Kraju Kołymskim oraz w więzieniach<br />
Lwowa i Moskwy, a także w obozach europejskiej<br />
części ZSRR.<br />
•••<br />
PAMIĘTNIKI I WSPOMNIENIA<br />
Wielu z deportowanych przebywających<br />
w więzieniach, łagrach, ciężko<br />
pracujących w kopalniach, czy zatrudnionych<br />
przy wyrębie syberyjskich lasów<br />
z pewnością nie podjęło się pisania<br />
wspomnień, czy też pamiętników. Nie<br />
wszystkie napisane przetrwały i zostały<br />
wydane drukiem. Autorami tych wydrukowanych<br />
byli przeważnie ludzie<br />
pióra i ludzie sztuki. Wśród nich należy<br />
wymienić: Beatę Obertyńską, Wacława<br />
Grubińskiego i Gustawa Herling-Grudzińskiego<br />
– pisarzy, Anatola Krakowieckiego<br />
– dziennikarza, Józefa Czapskiego<br />
– artystę malarza i Jana Umiastowskiego<br />
– podchorążego września 1939 r.<br />
Ich wspomnienia ukazały się po wojnie<br />
w wydawnictwach emigracyjnych,<br />
a w Polsce zostały wydane w okresie<br />
zmian systemowych w 1989 r. Mają one<br />
charakter pamiętnikarskich wspomnień,<br />
chociaż nie wszystkie dotyczą Syberii.<br />
Niektóre z nich są tylko relacją z trasy<br />
przez Syberię zaprezentowaną przez różnych<br />
autorów.<br />
Pobytu na Syberii dotyczą wspomnienia<br />
W. Grubińskiego pt. „Między młotem<br />
a sierpem” (Londyn 1948). Grubiński<br />
urodzony w Warszawie 25 stycznia<br />
1883 r. był dramaturgiem, krytykiem literackim<br />
i nowelistą oraz autorem utworów<br />
komediowych. Aresztowany w 1940<br />
r. we Lwowie. Skazany został przez władze<br />
radzieckie na śmierć za „Kontrrewolucyjną<br />
działalność i bluźnierczą sztukę<br />
o Leninie”. Po kilkumiesięcznym oczekiwaniu<br />
na wykonanie wyroku, w wyniku<br />
odwołania, po 77 dniach oczekiwania zamieniono<br />
mu wyrok na 10 lat więzienia<br />
i 4 lata pozbawienia praw obywatelskich.<br />
Należy dodać, że sztukę o Leninie Grubiński<br />
napisał 20 lat przed aresztowaniem,<br />
ale prawo radzieckie było bezwzględne<br />
„Takich odmrożonych palców,<br />
poobcinanych u rąk i nóg widzę<br />
w szpitalu bardzo dużo. Na dobrą<br />
sprawę „leczenie”, czyli odcinanie<br />
odmrożonych kończyn, to główna<br />
racja istnienia szpitala”.<br />
w stosunku do więźniów politycznych.<br />
Opinia o nim brzmiała „Według prawodawcy<br />
sowieckiego za głoszenie opinii<br />
antykomunistycznych odpowiada przed<br />
sądem obywatel każdego państwa na<br />
świecie w chwili, gdy się znajdzie w zasięgu<br />
trybunału sowieckiego”. Grubiński<br />
najdłużej przebywał w obozie na Syberii<br />
nad rzeką Sośwą.<br />
30 lipca 1941 r. został podpisany<br />
w Londynie układ przez gen. Władysława<br />
Sikorskiego, premiera rządu Rzeczypospolitej<br />
i ambasadora Związku<br />
Radzieckiego Iwana Majskiego, w obecności<br />
W. Churchila i A. Edena. W myśl<br />
tego układu Związek Sowiecki uznał, że<br />
zawarte przez niego umowy w 1939 r.<br />
z Niemcami obejmujące zmiany terytorialne<br />
na obszarze Polski tracą moc prawną<br />
oraz wyraził zgodę, aby na terytorium<br />
ZSRR rozpoczęło się formowanie Armii<br />
Polskiej. Po układzie Sikorski-Majski,<br />
Grubiński zwolniony z obozu wstąpił do<br />
armii generała Władysława Andersa. Po<br />
wojnie zamieszkał w Londynie. Pisał eseje<br />
i dramaty. Zmarł 8 czerwca 1973 r.<br />
Jak wspominał – w trakcie oczekiwania<br />
na zmianę wyroku – ciągle poddawany<br />
był rewizjom i nocnym przesłuchaniom.<br />
W każdej chwili spodziewał się wykonania<br />
wyroku śmierci. Cela w której przebywał<br />
będąc już w łagrze mieściła od 31<br />
do 37 osób. Była zatłoczona i duszna, nie<br />
starczyło dla wszystkich sienników. Brakowało<br />
też słomy, dlatego wypełniano je<br />
gałązkami. Więźniom urządzano wczesne<br />
pobudki, do ubikacji wyprowadzano<br />
po 8 osób. Więźniowie otrzymywali<br />
głodowe porcje żywnościowe: chleb podawano<br />
rano po 600 gramów, nieokreślonego<br />
koloru i smaku, nie podawano<br />
tłuszczy. Dalsze wyżywienie stanowiła<br />
kostka cukru dziennie, mała porcja kaszy,<br />
2 razy dziennie rzadka zupa oraz<br />
okazjonalnie małe solone rybki. Brak<br />
było też podstawowych warunków sanitarnych.<br />
Łaźnie nie posiadały pryszniców,<br />
nie było ciepłej wody i mydła. W tej<br />
sytuacji szerzyły się choroby i panował<br />
świerzb. Brakowało lekarstw. W szpitalu<br />
lekarze lekceważyli choroby więźniów,<br />
zarzucając im próżniactwo.<br />
Poza tymi nieludzkimi warunkami,<br />
które można by chociaż częściowo<br />
usprawiedliwić wojną i trudnościami<br />
aprowizacyjnymi, widać celowe znęcanie<br />
się nad więźniami, jak np.: przetrzymywanie<br />
ich na trzaskającym mrozie, częste<br />
rewizje osobiste, ciągłe przemarsze<br />
z miejsca na miejsce, praca przy wyrębie<br />
lasu po 12 godzin na dobę. Tym którzy<br />
nie wyrabiali dziennego planu obniżano<br />
i tak już głodowe racje żywnościowe. Zamiast<br />
600 gramów podawano więźniom<br />
150 lub nawet tylko 50 gramów chleba<br />
dziennie.<br />
Grubiński przewożony był kolejno do<br />
więzień przesyłkowych w Magnitogorsku<br />
i Świerdłowsku, a następnie przebywał<br />
w obozie w Kaszaju i w Soświe. Stamtąd<br />
został wysłany do Buzułuku, gdzie wstąpił<br />
do Armii Polskiej, gen. Andersa.<br />
•••<br />
WSPOMNIENIA KRAKOWIECKIEGO<br />
Bardzo interesujące są wspomnienia<br />
Anatola Krakowieckiego zawarte<br />
w „Książce o Kołymie” (Londyn 1950).<br />
Jej autor urodzony 11 maja 1901 r. był<br />
literatem i dziennikarzem, współpracownikiem<br />
„Ilustrowanego Kuriera Co-<br />
2
WSPOMNIENIA<br />
▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />
dziennego”. Pisał też powieści, dramaty<br />
i teksty piosenek. Aresztowany został<br />
w trakcie przekraczania granicy rumuńskiej<br />
w październiku 1939 r. Po aresztowaniu<br />
losy wiodły go przez więzienia<br />
i obozy pracy. Przebywał we Władywostoku,<br />
Magadanie i w Kraju Kołymskim.<br />
Po amnestii w 1941 r. wstąpił do armii<br />
gen. Andersa i wraz z nią udał się do Persji.<br />
„Książkę o Kołymie” pisał na Bliskim<br />
Wschodzie w latach 1943-1945. Zmarł<br />
na atak serca 7 kwietnia 1950 r.<br />
Wspomnienia Krakowieckiego są barwne,<br />
zawierają ciekawe spostrzeżenia dotyczące<br />
traktowania więźniów, życia<br />
w łagrach, a także wiele interesujących,<br />
zaobserwowanych obyczajów z życia<br />
Jakutów oraz pełne wrażliwości opisy<br />
przyrody i naturalnych codziennych<br />
spraw ludzkich, pragnień i tęsknot. Z relacji<br />
Krakowieckiego i innych piszących<br />
pamiętniki o więzieniach i sowieckich<br />
łagrach wynika, że więźniowie polityczni<br />
byli znacznie gorzej traktowani niż zwykli<br />
kryminaliści. Otrzymywali też wyższe<br />
wyroki. Więźniowie „śledczy” przewożeni<br />
byli od więzienia do więzienia, od<br />
śledztwa do śledztwa nim otrzymali wyrok.<br />
Był to sposób na psychiczne zmaltretowanie<br />
więźnia i zniszczenie jego<br />
osobowości. Ciekawe jest spostrzeżenie<br />
Krakowieckiego dotyczące śledztwa.<br />
Pisze on: „W innych krajach przestępcę<br />
wiezie się na miejsce przestępstwa, ażeby<br />
łatwiej było przeprowadzić śledztwo.<br />
Tutaj (ZSRR – J. R.) przestępcę wywozi<br />
się z miejsca przestępstwa – też żeby było<br />
łatwiej przeprowadzić śledztwo”.<br />
Autor „Książki o Kołymie” będąc we<br />
Władywostoku w sposób budzący grozę<br />
przedstawił tysiące baraków i mieszczące<br />
się w nich setki łagrów nad Zatoką Władywostocką.<br />
Baraki oddzielone były od<br />
siebie kilkoma rzędami drutu kolczastego,<br />
między którymi biegały rozzłoszczone<br />
i wyjące psy, wpadające w furię kiedy<br />
zbliżał się człowiek. Krakowiecki wnikliwie<br />
też zaprezentował obraz więźnia z łagru:<br />
„Twarz schudzona do ostatecznych<br />
granic schudzenia. Wystające policzki,<br />
oczy głęboko osadzone, szare, jasne, stanowcze.<br />
Ręka wyciągająca się ku mnie<br />
jest piszczelem okrytym skórą. Na ciele<br />
łachmany. Tak mniej więcej wyglądamy<br />
wszyscy”. Trafnie też potrafił przedstawić<br />
ludzkie pragnienia i tęsknoty, kiedy plastycznie<br />
opisał zadane mu pytania przez<br />
innego więźnia: „Pytania są pośpieszne,<br />
łaknące i zachłanne. Dotyczą jedynego tematu:<br />
dzieł sztuki i nie znają przestrzeni:<br />
latają z Europy do Ameryki, z Ameryki do<br />
Afryki, nie znają też czasu, latają po różnych<br />
wiekach”.<br />
Pytania te z pewnością wynikały<br />
z oderwania człowieka od jego codziennych<br />
zajęć i spraw, były też ucieczką od<br />
szarej, przyziemnej rzeczywistości, pełnej<br />
trosk o to, aby przeżyć kolejny dzień,<br />
nie umrzeć z głodu i wyczerpania. Pytający<br />
zwierzył się: „Bo widzi pan, byłem<br />
profesorem historii sztuki na polskim uniwersytecie<br />
w Kijowie, dopóki uniwersytet<br />
nie został zamknięty, a ja nie pojechałem<br />
kopać Białomorkanał”. Kolejnym punktem<br />
zesłania Krakowieckiego z punktu<br />
przesyłkowego we Władywostoku, skąd<br />
wysłano około 77 000 więźniów, stała się<br />
Kołyma, w której znaleźli się jak w Wieży<br />
Babel przedstawiciele różnych narodowości,<br />
wśród nich połowę stanowili<br />
Ukraińcy.<br />
Budzący grozę jest również opis dokonany<br />
przez autora sceny ze szpitala: „Takich<br />
odmrożonych palców, poobcinanych<br />
u rąk i nóg widzę w szpitalu bardzo dużo.<br />
Na dobrą sprawę „leczenie”, czyli odcinanie<br />
odmrożonych kończyn, to główna racja<br />
istnienia szpitala”. Jest to opis dający<br />
odczuć jak skądinąd z pewnością piękna<br />
ziemia o surowej przyrodzie może być<br />
groźna dla ludzi, którym przyszło tam<br />
żyć bez odpowiedniego zabezpieczenia<br />
ich od trudnych dla człowieka warunków<br />
atmosferycznych.<br />
JAKUCI<br />
•••<br />
Wzruszająca jest też relacja z rozmowy<br />
z Jakutem, który pytał Krakowieckiego<br />
o Wacława Sieroszewskiego. Pytanie<br />
to uzasadniał stwierdzeniem: „Jestem<br />
Jakutem, a my Jakuci znamy nazwisko<br />
Sieroszewskiego, który napisał i wydał<br />
pierwszą w świecie książkę o Jakutach”.<br />
Zapytany kim jest odpowiedział: „Nazwisko<br />
moje Potapow: wszyscy Jakuci noszą<br />
rosyjskie nazwiska, a raczej nazwiska<br />
sztucznie na modłę rosyjską urobione.<br />
Pierwszą cywilizacją jaką nam Rosjanie<br />
przywieźli stanowiły cerkiew i spirytus.<br />
Potem całe wieki nic aż wreszcie chleb<br />
i nazwiska rosyjskie”.<br />
Wypowiedź ta jest trafnym odzwierciedleniem<br />
rosyjskiej i radzieckiej polityki<br />
narodowościowej w stosunku do<br />
podbitych ludów o zupełnie innej kulturze<br />
i tradycji. Ów Jakut był członkiem<br />
rządu Republiki Jakuckiej, mieszkał kilkanaście<br />
lat w Moskwie, gdzie redagował<br />
czasopismo jakuckie. Znał książkę<br />
Sieroszewskiego, który przebywając na<br />
zesłaniu w Jakucji, pisał o Jakutach. Miło<br />
też z pewnością było Krakowieckiemu<br />
usłyszeć odpowiedź Potapowa na zadane<br />
mu pytanie: Czy Jakuci wiedzą coś o Polakach?<br />
Odpowiedź brzmiała „Czujemy<br />
sympatię do waszego narodu. Wasi ludzie<br />
zsyłani tutaj nie oddawali się wyłącznie<br />
pijaństwu. Co drugi umiał leczyć choroby<br />
ludzkie i zwierzęce. Byli wśród nich<br />
ślusarze, cieśle, monterzy, rusznikarze,<br />
wyprawiacze skór. Wszyscy umieli czytać<br />
i pisać i było wśród nich wielu znakomitych<br />
myśliwych. Jakuci o tym wiedzą i pamiętają”.<br />
Na pytanie czy Jakuci odnoszą się<br />
życzliwie do Polaków rozmówca Krakowieckiego<br />
stwierdził, że obecnie nie<br />
rozróżniają oni narodowości i tępią uciekinierów.<br />
Otrzymują bowiem od NKWD<br />
nagrodę w wysokości 50 rubli od schwytanej<br />
osoby. Wprawdzie – jak stwierdził<br />
Potapow – pieniądze tam nic nie znaczą,<br />
ale oprócz tej sumy dostają butelkę spirytusu<br />
i paczkę herbaty, co stanowi tam bardzo<br />
łakomy towar. By jednak otrzymać<br />
nagrodę należało przynieść do placówki<br />
NKWD odciętą głowę uciekiniera.<br />
W dalszej relacji Krakowiecki dokonał<br />
opisu zwyczajów, zajęć i trybu życia Jakutów<br />
oraz obrony przed ingerencją władz<br />
radzieckich w ich działalność. Wspomniał<br />
o pewnym bogatym Jakucie, który<br />
uciekł podczas nocy polarnej na Alaskę<br />
wraz z rodziną i mieszkańcami wioski,<br />
zabierając z sobą stado reniferów liczące<br />
6 000 sztuk, aby uniemożliwić władzom<br />
radzieckim jego rejestrację.<br />
KOŁYMA<br />
•••<br />
Krakowiecki snuł też rozważania na<br />
temat możliwości ucieczki z Kołymy. Na<br />
ich brak wskazywała wypowiedź strażnika<br />
łagrowego: „Co to zmawiacie się znowu,<br />
żeby uciec? Nikt się nie zmawia i nikt<br />
nie ma zamiaru uciekać. Uciekajcie, ja nie<br />
3
WSPOMNIENIA<br />
▶ prof. zw. dr hab. Jan Rzońca<br />
jestem tu po to, aby was pilnować. Was<br />
pilnuje tajga. Jeśli uciekniecie, to zginiecie<br />
z głodu. Ja tu jestem, aby was naganiać do<br />
pracy”.<br />
Ucieczka z Kołymy, bez pomocy ludności<br />
miejscowej, była niemożliwa ze<br />
względu na olbrzymie odległości i niezmiernie<br />
ciężkie warunki klimatyczne.<br />
Wszędzie dookoła znajdowała się<br />
bezkresna tajga, przez którą latem nie<br />
można było uciekać ze względu na rzeki<br />
i bagna. Z kolei zimą rzeki i bagna były<br />
zamarznięte, ale tajga posiadała szereg<br />
rozpadlin bardzo niebezpiecznych, bo<br />
zasypanych śniegiem.<br />
Autor „Książki o Kołymie” w swych<br />
wspomnieniach wymienił więźniów łagrowych<br />
określanych jako „dochodiagowie”.<br />
Byli to ludzie, którzy „dochodzili”<br />
do kresu sił i powoli umierali nie na skutek<br />
jakiejś zdecydowanie złośliwej choroby,<br />
ale z braku witamin, z głodu, nędzy<br />
i wyczerpania. Ta grupa więźniów licznie<br />
występowała w „najstraszniejszych ze<br />
strasznych obozów pracy” jakimi były<br />
kopalnie złota.<br />
Obozy przy kopalniach były bardzo<br />
mocno strzeżone, a na ich bramach znajdowały<br />
się setki czerwonych haseł i sloganów,<br />
które miały zachęcać więźniów<br />
do wydajnej pracy. Najczęściej powtarzało<br />
się hasło:<br />
„Rodina triebujet metałła!”<br />
(Ojczyzna potrzebuje metalu!)<br />
Złoto wydobywane na Kołymie pochłaniało<br />
tysiące ludzkich istnień. Pojawiający<br />
się nad tajgą samolot kojarzył się<br />
z wywozem złota, chociaż mógł się jeszcze<br />
pojawić, aby śledzić zbiegów w przypadku<br />
zbiorowej ucieczki lub w razie<br />
pożaru tajgi. Więźniowie pracowali podczas<br />
olbrzymich mrozów. Praca mogła<br />
być przerwana jeśli temperatura przekraczała<br />
-53°C, ale tej zasady nie przestrzegano.<br />
Przy dużym mrozie najbardziej<br />
dokuczliwym był wiatr przenikający cały<br />
organizm człowieka. Krakowiecki wspominał:<br />
„Pewnego dnia – jedyny raz – widziałem<br />
na „uczciwym” termometrze -76°C.<br />
Ku własnemu zdumieniu chodziłem tego<br />
dnia rześki, świeży, zupełnie nie obłąkany<br />
ani trochę przerażony. Czapkę, twarz, brwi<br />
i rzęsy, szmatę na ustach mróz tak oblodził,<br />
że nie mogłem głową poruszać. Z ust wydobywał<br />
się oddech ze świstem lokomotywy”.<br />
Dalej autor „Książki o Kołymie”<br />
wspominał: „Nie wypracowujemy normy<br />
i jesteśmy na ostatnim kotle. Zresztą<br />
w tej chwili norma to tylko czarna magia:<br />
wszyscy są na jednym kotle, a cała różnica<br />
polega na tym, że otrzymują sto czy dwieście<br />
gramów chleba więcej niż my. „Kocioł”<br />
zaś, to woda zaczyniona lekko mąką<br />
i łyżką krup”.<br />
Często los więźniów zależał od kaptiora,<br />
którym był najczęściej przestępca kryminalny,<br />
a na „komandirowce” uchodził<br />
za najważniejszą osobę. Kradł z magazynów<br />
produkty spożywcze i machorkę,<br />
które gdy się upił sprzedawał więźniom.<br />
Gdy jednak zgłosił się Krakowiecki kaptior<br />
zapytał: „Czego chcecie? Kilogram<br />
chleba, usłyszał odpowiedź: Ty Polak!<br />
Dwadzieścia lat żarliście i dobrze wam się<br />
powodziło, teraz możecie pogłodować!”.<br />
Jak z tego dialogu wynika nawet przestępcy<br />
kryminalni otrzymywali od władz<br />
radzieckich odpowiednie przeszkolenie<br />
ideologiczne, że należy tępić Polaków, bo<br />
to element „antysowiecki”.<br />
Krakowiecki wspomniał również, że<br />
więźniowie pracujący na Kołymie byli<br />
określani jako „czciciele słońca i ognia”,<br />
ponieważ one dawały człowiekowi ciepło<br />
i bezpieczeństwo w tym srogim,<br />
trudnym do zniesienia klimacie. Ogień<br />
palono wszędzie gdzie tylko znajdował<br />
się człowiek. Palono go przy pracy, na<br />
drogach, czy też nawet na największych<br />
pustkowiach, aby się ogrzać. Stąd też powstała<br />
pieśń katorżnicza:<br />
„Kołyma, Kołyma cóżeś za planeta,<br />
jedenaście miesięcy zimy,<br />
jeden miesiąc lata”.<br />
Przesada w tej pieśni jest niewielka.<br />
Zima trwa tam „tylko” dziewięć miesięcy,<br />
a pozostałe trzy dzielą się na wiosnę,<br />
lato i jesień.<br />
W końcowej części swych wspomnień,<br />
autor „Książki o Kołymie” opisał warunki<br />
w tajdze syberyjskiej, nadejście wiosny,<br />
lata, jesieni i znów zimy. Najpiękniejszymi<br />
porami − dla Krakowieckiego – były<br />
wiosna i lato, bo wtedy: „Pracuje słońce,<br />
pracuje woda, pracują: mech, trawa, korzenie<br />
krzewów i drzew, kosodrzewina,<br />
brusznice, czarne jagody, fioletowe szarotki<br />
i… kwiaty, rozrzewiające bladością,<br />
rzadkością i zaskakującym nieśmiałym<br />
pięknem. Człowiek głodny, którego ciało<br />
żrą rany szkorbutowe, tknięty nagłym zachwytem<br />
– zapomina o głodzie i o ranach:<br />
patrzy w kwiat jak w fatamorganę”.<br />
W zakończeniu swych kołymskich<br />
wspomnień Krakowiecki pisał: „Wszystko<br />
zaś jest lepsze niż kołymski łagier. Na<br />
przykład wojna! Wojna jest zabawką,<br />
wojna jest rozrywką. Śmierć na wojnie nie<br />
jest straszna, straszniejsza jest śmierć na<br />
Kołymie! Zarzucam czarny całun na kołymskie<br />
groby!”.<br />
NADZIEJA<br />
•••<br />
Jedynym wybawieniem z tej okropnej<br />
katorgi było wstąpienie do Armii Polskiej.<br />
Mogła to być armia formowana<br />
przez gen. W. Andersa lub też z inicjatywy<br />
Związku Patriotów Polskich. Wstąpienie<br />
do jednej z nich zależało od istniejących<br />
okoliczności, ale było jedyną drogą<br />
wyjścia z więzień, obozów pracy i łagrów<br />
sowieckich, a także spełnieniem patriotycznego<br />
obowiązku wobec dręczonej<br />
przez okupanta Ojczyzny. Krakowiecki<br />
z łagru na Kołymie został zwolniony 12<br />
kwietnia 1941 roku i przedostał się do<br />
Armii Polskiej gen. Andersa. Podzielił los<br />
wielu Polaków deportowanych do ZSRR,<br />
ale jemu zawdzięczamy bardzo dokładny<br />
obraz życia w łagrach sowieckich przez<br />
które przeszedł. Życie w innych było<br />
z pewnością podobne.<br />
Bibliografia:<br />
•••<br />
1. Deportacje i przemieszczenia ludności<br />
polskiej w głąb ZSRR 1939-<br />
1945. Przegląd piśmiennictwa,<br />
pod red. T. Walichnowskiego,<br />
Warszawa 1989.<br />
2. Giżejewska M., Polacy na Kołymie<br />
1940-1943, Warszawa 1997.<br />
3. My deportowani. Wspomnienia<br />
Polaków z więzień, łagrów i zsyłek<br />
w ZSRR, pod red. B. Mazur,<br />
Warszawa 1989.<br />
4
HISTORIA<br />
▶ Zbigniew Kopeć<br />
Zbigniew Kopeć<br />
Paradies Feldhauser<br />
początek historii osiedla przy ul. Łąkowej<br />
Na mapach administracyjnych<br />
okolic Kudowy obręb Zakrze<br />
(Sackisch) z lat 20. i 30. XX wieku,<br />
teren osiedla przy ul. Łąkowej w Kudowie-Zdroju<br />
był niezabudowany<br />
i nosił nazwę ,,Paradies Feldhauser”<br />
w wolnym tłumaczeniu na język polski<br />
–„rajski polny dom” lub „rajskie<br />
gospodarstwo”. Powierzchnia tego<br />
terenu była dość płaska z pięknym<br />
widokiem na góry, świetnie nadawała<br />
się do upraw rolnych, a także<br />
do jazdy konnej, o czym wspominają<br />
w swoich listach i pamiętnikach<br />
z tamtych czasów kuracjusze przebywający<br />
w Kudowie.<br />
W 1933 roku po dojściu do władzy<br />
Hitlera i jego partii NSDAP w Kudowie<br />
jak i w całych Niemczech, doszło<br />
do wielkich zmian. Kryzys, jaki dopadł<br />
Niemcy między rokiem 1929<br />
a 1932 spowodował, że produkcja<br />
przemysłowa Niemiec spadła o 42<br />
procent. Bezrobocie wzrosło do 5,5<br />
miliona robotników, czyli 30. procent<br />
całej siły roboczej. Hitler obiecywał<br />
przywrócić Niemcom pozycję światowej<br />
potęgi. Propaganda Wielkich<br />
Niemiec, jakie miały powstać, rozrosła<br />
się do niespotykanych do tej pory<br />
metod i skali. W pierwszych czterech<br />
latach rządów Hitlera nastąpiła<br />
znaczna reforma gospodarki, polityki<br />
Paradies Feldhauser mapa Sackisch 1929 r<br />
i finansowania przez państwo zbrojeń<br />
(wbrew postanowieniom traktatu<br />
wersalskiego). Kryzys gospodarczy<br />
powoli wygasał, Niemcy uwierzyli<br />
w przyszły sukces wodza III Rzeszy.<br />
Josef Goebbels, który od 1933 roku,<br />
nieprzerwanie pełnił rolę ministra<br />
propagandy, skutecznie realizował<br />
wyłożoną przez siebie zasadę: „Istota<br />
propagandy polega na tym, aby ludzi<br />
zdobyć dla jakiejś idei, związać ich<br />
z nią tak głęboko, tak żywotnie, by<br />
ostatecznie stali się jej niewolnikami<br />
i nie potrafili się od niej wyzwolić.”<br />
Kierownictwo NSDAP w swoich<br />
działaniach zwróciło też uwagę na<br />
młodzież niemiecką Podjęto działania<br />
w celu kształtowania nowych<br />
postaw obywatelskich zgodnych z linią<br />
partii narodowo-socjalistycznej.<br />
Utworzono szereg organizacji realizujących<br />
te wytyczne poprzez pracę,<br />
naukę i zabawę.<br />
W maju 1933 roku przy granicy<br />
wschodniej Niemiec powstał Związek<br />
Niemieckiego Wschodu (Bund<br />
Deutscher Osten) organizujący Volkstumarbeit<br />
„narodową pracę”. Głównym<br />
celem działalności propagandowej<br />
i politycznej miało być tworzenie<br />
z niemieckiej ludności „forpoczty<br />
niemczyzny” i ujednolicenie postaw<br />
narodowościowych i społecznych.<br />
Każdy był sprawdzany, inwigilowany<br />
− od momentu otrzymania „od samego<br />
Führera” jego ,,Mein Kampf ” i kołyski.<br />
Jeśli był drugim lub kolejnym<br />
dzieckiem, jego rodzina uzyskiwała<br />
członkowstwo w lidze rodzin wielodzietnych<br />
z znaczną pomocą socjalną<br />
− Reichsbund der Kinderreichen.<br />
Dzieci niemieckie należały do hitlerowskiej<br />
organizacji Pimpse, młodzież<br />
do 18 lat do Hitler Jugend, Jungmädelbund,<br />
Bund Deutscher Mädel, powyżej<br />
18 lat do Landesdienst (służba<br />
wiejska), Arbeitsdienst, Deutsche Arbeits-front.<br />
Funkcjonowały też inne<br />
organizacje społeczne, zawodowe,<br />
5
HISTORIA<br />
▶ Zbigniew Kopeć<br />
kulturalne, drużyny sportowe, drużyny<br />
pogotowia Niemieckiego Czerwonego<br />
Krzyża, samoobrony, nie mówiąc<br />
już o Wehrmachcie czy SS i SA.<br />
„W moich Ordensburgach wyrośnie<br />
młodzież, przed którą zadrży<br />
świat. Młodzież gwałtowna, zaborcza<br />
i okrutna. Takiej właśnie pragnę. Musi<br />
być odporna na cierpienie. Nie może<br />
znać słabości ani tkliwości. Chcę w jej<br />
oczach zobaczyć błysk spojrzenia dzikiego<br />
zwierzęcia.”<br />
Adolf Hitler, Mein Kampf<br />
Jedną z organizacji, jaka istniała<br />
w Kudowie była Reichsarbeitsdienst.<br />
Organizacja składała się z dwóch<br />
pionów: dla mężczyzn – Reichsarbeitsdienst<br />
Männer (RAD/M) i kobiet<br />
– Reichsarbeitdienst der weiblichen<br />
Jugend (RAD/wJ. Na szczeblu landów<br />
istniało dowództwo RAD o nazwie<br />
Arbeitsgau. W skład Arbeitsgau<br />
wchodziło od 6 do 8 oddziałów Arbeitsgruppen<br />
(grupa robocza-batalion),<br />
liczące od 1200–1800 ludzi (każdy).<br />
Arbeitsgruppen dzieliły się na kompanie,<br />
których było 6. Członkowie<br />
RAD nosili mundury w kolorze brązowym.<br />
Na rękawach i czapkach mieli<br />
symbole RAD: łopatę i kłosy zboża<br />
ze swastyką. Hrabstwo Kłodzkie posiadało<br />
następującą strukturę tej organizacji:<br />
Plakat propagandowy dot. budowy autostrad III Rzeszy<br />
Arbeitsgau XI Mittelschlesien 110-116,119 /Dolny Śląsk/<br />
Arbeitsgruppe 114 – Glatz<br />
Data założenia<br />
RAD-Abteilung 1/114 Glatz 01.10.1936 /Kłodzko/<br />
RAD-Abteilung 2/114 Silberberg 01.10.1936 /Srebrna Góra/<br />
RAD-Abteilung 3/114 Grunwald 01.10.1936 /Zieleniec/<br />
RAD-Abteilung 4/114 Kamnitz, Kudowa 01.10.1936 /Kamieniec, Kudowa-Zdrój/<br />
RAD-Abteilung 5/114 Habelschwerdt 01.10.1936 /Bystrzyca Kłodzka/<br />
RAD-Abteilung 6/114 Dörnikau 01.10.1936 /Tarnówka/<br />
RAD-Abteilung 7/114 Landeck 01.10.1936 /Lądek-Zdrój/<br />
6
HISTORIA<br />
▶ Zbigniew Kopeć<br />
W dniu 26 czerwca 1935 roku<br />
wprowadzono w III Rzeszy zarządzenie<br />
o obowiązku sześciomiesięcznej<br />
pracy na rzecz państwa, obowiązek<br />
miał być wypełniony poprzez pracę<br />
w Reichsarbeitsdienst. Zarządzeniu<br />
temu podlegali mężczyźni w wieku<br />
od 18 do 25 lat, a od 4 września 1939<br />
roku także kobiety.<br />
W ustawie o RAD podawano m.in.:<br />
„Służba Pracy Rzeszy jest honorową<br />
służbą dla narodu niemieckiego”, „Wszyscy<br />
młodzi Niemcy (...) są zobowiązani<br />
służyć w Służbie Pracy (...) Niemcem jest<br />
każdy obywatel Rzeszy” oraz „Służba<br />
Pracy Rzeszy ma wychowywać młodzież<br />
niemiecką w duchu narodowego socjalizmu<br />
(...)” − Pewne hasła przypominają<br />
mi czasy PRL-u, młodzieżą zawsze<br />
można było manipulować, na szczęście<br />
dorobek jest inny.<br />
Po wybuchu II wojny światowej,<br />
głównym zadaniem Reichsarbeitsdienst<br />
stały się wykonywane prace na<br />
rzecz Wehrmachtu, zwłaszcza budowa<br />
umocnień. Wtedy też RAD traktowano,<br />
jako formację pomocniczą<br />
wojska. W 1944 roku, część oddziałów<br />
RAD wykorzystano do obsługi<br />
baterii przeciwlotniczych. Zaczęto<br />
też wcielać coraz młodszych mężczyzn<br />
w wieku od 15 lat, używając ich<br />
do budowy okopów i umocnień oraz<br />
Symbol organizacji RAD na ścianie jednego<br />
z magazynów Małej Twierdzy w Kłodzku<br />
zasilania oddziałów Volkssturmu.<br />
Na podstawie analizy historycznej<br />
oraz posiadanych materiałów, można<br />
przypuszczać, że miejsce położenia<br />
obozu organizacji RAD w Kudowie-<br />
-Zdroju, znajdowało się na terenie<br />
miasta nazwanej Paradies Feldhauser.<br />
Czyli obszaru dzisiejszego osiedla<br />
przy ul. Łąkowej.<br />
Zakład pracy, gdzie wykonywano<br />
prace na rzecz gospodarki Niemiec<br />
przed II wojną światową to zakłady<br />
Dieriga (byłe <strong>Kudowski</strong>e Zakłady<br />
Widok na jeden z wielu obozów RAD<br />
Przemysłu Bawełnianego). Zgrupowanie<br />
RAD w Kudowie mogło też<br />
wykonywać inne prace, choćby związane<br />
z uporządkowaniem terenu po<br />
wielkiej powodzi, jaka miała miejsce<br />
w 1938 roku w Kudowie i Kotlinie<br />
Kłodzkiej. Obóz RAD w Kudowie<br />
został prawdopodobnie rozwiązany<br />
w 1938 roku, a młodych mężczyzn<br />
wcielono do armii.<br />
Pozostałość po obozie RAD – infrastruktura<br />
i teren, wykorzystano do<br />
rozbudowy obozów pracy przymusowej<br />
oraz filii obozu koncentracyjnego<br />
Gross-Rosen, o których napisałem<br />
w wcześniejszych numerach Pamiętnika<br />
<strong>Kudowski</strong>ego.<br />
Zaskakujące jest to, że plan położenia<br />
osiedla przy ul. Wiejskiej<br />
w Kłodzku jak i osiedla przy ul. Łąkowej<br />
w Kudowie-Zdroju są niemal<br />
identyczne. Architektura budynków<br />
jest prawie bliźniacza. W pobliżu<br />
osiedla przy ul. Wiejskiej w Kłodzku,<br />
na terenie Małej Twierdzy zachowały<br />
się znaki na murach używane przez<br />
RAD.<br />
W moich poszukiwaniach materiałów<br />
dotyczących RAD, trafiłem<br />
niespodziewanie na unikalny negatyw<br />
na którym jest kilka nieznanych<br />
mi postaci w mundurach. Młodzi<br />
Niemcy pozowali prawdopodobnie<br />
do zdjęcia z okazji żałoby, na co wskazują<br />
czarne opaski na przedramieniu<br />
przykrywające swastykę. Zdjęcie wykonano<br />
w Dusznikach-Zdroju, czyli<br />
Bad Reinerz. Młodzieniec w okularach<br />
ubrany jest w mundur RAD.<br />
Zastanawiam się nad tym jak można<br />
było iść do fotografa z takim żelastwem<br />
– bagnety, szable z niewinnym<br />
uśmiechem pozujących do fotografii.<br />
Dlaczego kilkanaście obozów<br />
RAD, położonych było niepokojąco<br />
blisko na terenie Sudetów z granicą<br />
Czechosłowacji dlatego, że spełniały<br />
rolę ukrytych obozów szkoleniowych<br />
dla sił zbrojnych Niemiec. Należy<br />
7
HISTORIA<br />
▶ Zbigniew Kopeć<br />
Division. 8 września 1939 r. przekroczył<br />
linię Dunajec-Nidę, 13 września<br />
San, a następnie 25 września zdobył<br />
Krasnobród. O tym jakich zbrodni<br />
na ludności cywilnej dopuściły się<br />
jednostki Wehrmachtu, można przeczytać<br />
w pracy niemieckiego historyka<br />
Jochena Böhlera ,,Zbrodnie<br />
Wehrmachtu w Polsce” wyd. 2009<br />
roku ISBN 978-83-2401225-1.<br />
,,Smutkiem napełnia nas widok<br />
niemieckich żołnierzy, którzy bezmyślnie<br />
podpalają, mordują i rabują.<br />
Dorośli ludzie, którzy nawet nie zdają<br />
sobie sprawy tego, co robią, bez skrupułów<br />
łamiąc prawo i przepisy i plamiąc<br />
honor niemieckiego żołnierza”<br />
− Pismo dowódcy III Dywizjonu 31<br />
Pułku Artylerii /Wehrmacht/ z dnia<br />
12 X 1939 r. RH41/1177.<br />
Członek RAD w mundurze (siedzący w okularach) – zdjęcie wykonane w Dusznikach<br />
wspomnieć kilka faktów: mianowicie,<br />
Hitlerowi i jego zwolennikom „przewróciło<br />
się w głowie” już w chwili<br />
pierwszej nieudanej próby przyłączenia<br />
Austrii do III Rzeszy w 1934<br />
roku. Dokonano w zasadzie zamachu<br />
na wolność i prawa obywatelskie Austriaków<br />
− Anschluss stał się faktem<br />
12 marca 1938 roku.<br />
Sudety znalazły się w kleszczach<br />
militaryzmu niemieckiego, co widać<br />
świetnie na mapach z tego okresu.<br />
Czesi przeczuwając dążenia Hitlera<br />
do przejęcia tych ziem zbudowali<br />
wzdłuż tych granic szereg pasów<br />
fortyfikacji obronnych, które są widoczne<br />
po stronie czeskiej, patrząc<br />
z Kudowy-Zdroju w kierunku Gór<br />
Orlickich, Nachodu czy Hronowa.<br />
Obecnie część tych fortyfikacji jest<br />
udostępniona do zwiedzania dla turystów<br />
– warto wybrać się na taką<br />
wycieczkę z młodzieżą.<br />
Postępująca szybko remilitaryzacja<br />
Niemiec spowodowała również<br />
reaktywowanie Okręgu Wojskowego<br />
na obszarze Śląska. Jednym z nowych<br />
okręgów wojskowych stał się<br />
Okręg Wojskowy VIII we Wrocławiu,<br />
pod który podlegała stacjonująca<br />
w Kłodzku jednostka Wehrmachtu<br />
Infanterie-Regiment 38, później funkcjonowała<br />
tutaj od 06.01.1942 szkoła<br />
wojskowa Heeresnachrichtenschule II<br />
Glatz. Nadmienić należy, że pułk ten<br />
z obszaru zgrupowania w rejonie Gliwic<br />
we wrześniu 1939 r. uderzył na<br />
Polskę w kierunku Wyrwy-Tychy, będąc<br />
podporządkowany 8 Infanterie-<br />
20 lutego 1938 roku Hitler oświadczył<br />
w Reichstagu: „Tylko w dwóch<br />
sąsiadujących z naszymi granicami<br />
państwach żyje ogółem ponad 10 milionów<br />
Niemców… Traktaty pokojowe<br />
uniemożliwiły im wbrew ich własnej<br />
woli zjednoczenie się z Rzeszą”.<br />
W tym czasie armia niemiecka,<br />
szykowała się do zajęcia Sudetów.<br />
Prowadzono szerokie rozpoznanie sił<br />
i środków armii czeskiej. Obozy RAD<br />
posłużyły, jako bazy na zgrupowanie<br />
wojsk Wehrmachtu.W tym miejscu<br />
należy też wspomnieć o ,,czystkach<br />
z elementów niepożądanych, mogących<br />
zagrozić wykonywanym zadaniom<br />
wojska” wśród ludności cywilnej,<br />
zamieszkującej teren pogranicza.<br />
Odpowiedzialnym za te zadania był<br />
Erich Julius Eberhard von dem Bach<br />
(syn Oskara von Zelewskiego). Którego<br />
przeniesiono 15 lutego 1936 r.<br />
z Królewca do Wrocławia na analogiczne<br />
stanowisko dowódcy SS-<br />
Oberabschnitt „Süd-Ost”. Dwa lata<br />
później, czyli 28 czerwca 1938 r. mianowano<br />
go Wyższym Dowódcą SS<br />
i policji przy Nadprezydencie Śląska<br />
i Namiestnikiem Rzeszy na Okręg<br />
Sudety w VIII Okręgu Wojskowym,<br />
8
WSPOMNIENIA<br />
a także pełnomocnikiem Komisarza<br />
Rzeszy Do Spraw Umacniania Niemczyzny.<br />
Von den Bach znany nam<br />
w późniejszym czasie, jako jeden<br />
z „katów” Powstania Warszawskiego<br />
i ludności cywilnej tego miasta.<br />
W nocy 29 na 30 września 1938<br />
roku, przy haniebnej postawie premiera<br />
Francji Eduarda Daladiera<br />
i Wielkiej Brytanii Arthura Nevilla<br />
Chamberlaina, Hitler uzyskał zgodę<br />
na zajęcie spornego Kraju Sudetów<br />
(Sudentenland) i przeprowadzenie<br />
plebiscytów na terenach wytypowanych<br />
przez III Rzeszę. Czechy utraciły<br />
kraj Sudetów i fortyfikacje, a wkrótce<br />
15 marca 1939 roku niepodległość.<br />
Pisząc o wydarzeniach, jakie miały<br />
miejsce w Kudowie zacząłem od osiedla<br />
a kończę na Warszawie, Pradze,<br />
Berlinie, lub Nowym Jorku, dlatego, że<br />
taka już jest historia naszego miasta.<br />
Wygląd osiedla przy ul. Łąkowej,<br />
w czasie obecnym zmienił się znacznie,<br />
ale miejsce to jak i miasto, kryje<br />
wiele ciekawych historii, o których<br />
będę się starał napisać w przyszłości.<br />
Myślę, że uda się nam − mieszkańcom<br />
Kudowy-Zdroju, a szczególnie<br />
ul. Łąkowej, doprowadzić tą<br />
część miasta do stanu świetności.<br />
Mam nadzieję, że doczekam chwili,<br />
kiedy mieszkańcy tego osiedla będą<br />
mówili z satysfakcją, że mieszkają<br />
jak w rajskim ogrodzie, a historia tej<br />
części miasta nie będzie tak ponura.<br />
Tak naprawdę zależy to tylko od nas<br />
samych.<br />
Źródła:<br />
Ryszard Majewski,<br />
VIII Okręg Wojskowy Wehrmachtu we<br />
Wrocławiu 1936-1945. Studium wojskowo-historyczne,<br />
Wrocław 1991 r.<br />
Jochen Böhler,<br />
Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce, wyd.<br />
2009 r., ISBN 978-83-2401225-1.<br />
Lewin<br />
Ks. Jan Myjak<br />
Lata proboszczowskie<br />
Parafia obejmowała następujące<br />
miejscowości: Lewin Kłodzki, Jeleniów,<br />
Lasek Miejski, Jawornica, Taszów,<br />
Dańczów, Darnków, Gołaczów,<br />
Jarków, Jerzykowice Małe, Jerzykowice<br />
Wielkie, Kocioł, Krzyżanów, Leśna<br />
i Witów. Parafia liczyła 2515 mieszkańców,<br />
dwa kościoły i dwie kaplice,<br />
w których można odprawiać msze<br />
święte. We wioskach były trzy szkoły<br />
siedmioklasowe i trzy szkoły czteroklasowe.<br />
W niedziele i święta trzeba<br />
było odprawiać trzy msze święte,<br />
a co jakiś czas w Lasku Miejskim lub<br />
w Taszowie.<br />
•<br />
Parafia Lewin Kłodzki w czasie<br />
swojego istnienia, należąc do diecezji<br />
praskiej była wymieniana jako beneficjum,<br />
czyli bogata parafia w ziemię<br />
i w lasy. Majątki kościelne przejęło<br />
państwo, jako mienie poniemieckie<br />
i ziemia należała do Państwowego<br />
Funduszu Ziemi. Mój poprzednik,<br />
ks. Milewski, wydzierżawił z funduszu<br />
ziemi 6 ha i dobrze gospodarzył.<br />
Z całego serca radził mi, żeby ten<br />
rodzaj życia kontynuować. To pomoże<br />
ci żyć. Ludzie, czyli wierni chętnie<br />
to przyjmą, i nawet może pomogą,<br />
bo szanują pracę każdego człowieka.<br />
Wieś była moim miejscem życia,<br />
znałem pracę na roli i łatwo było mi<br />
się do tego pozytywnie dostosować.<br />
W Urzędzie gminnym załatwiliśmy<br />
przepisanie dzierżawy, tak zostałem<br />
rolnikiem. Przy okazji złożyłem wizytę<br />
miejscowym władzom, też moim<br />
parafianom. Pracy nie brakowało.<br />
Miałem problem z gospodynią. Byłem<br />
przekonany, że moja matka przyjedzie<br />
do mnie, ale żyć trzeba każdego<br />
dnia. Jeśli żyje się dla ludzi, ludzie<br />
zawsze pomogą. Tak było i w moim<br />
przypadku. Na pierwszą zimę byłem<br />
już ze swoją matką. W marcu zmarł<br />
mój ojciec, a na Boże Narodzenie<br />
ożenił się brat Stanisław, który został<br />
na ojcowiźnie. Od pana Adamiaka,<br />
mieszkał w rynku, kupiłem jałówkę<br />
na ocieleniu i miałem już pierwsze<br />
bydlątko. Mama zadbała o drób i inaczej<br />
zrobiło się w domu. Nie brakowało<br />
zajęć, a wtedy człowiek czuje<br />
się inaczej. Na plebanii mieszkała<br />
również rodzina Wilczyńskich z trojgiem<br />
dzieci. Byli to krewni mojego<br />
9
WSPOMNIENIA<br />
podać następującą rzecz: bardzo poważnie<br />
zachorował parafianin Janicki.<br />
Był to gospodarz dość dużego kalibru,<br />
prowadził hodowlę bydła. Okazało<br />
się, że po żniwach jego żona nie miała<br />
czym posłać pod bydło, bowiem zboża<br />
były nie wymłócone. Przed mszą<br />
świętą, pod kościołem, rozmawiałem<br />
z ludźmi i tłumaczyłem, że każdego<br />
może to spotkać. Trzeba pomóc. Stała<br />
z nami sołtys, pani Tęczowa. Z miejsca<br />
mówi, że trzeba wymłócić. Umawiamy<br />
się od poniedziałku, powiedziała pani<br />
Tęczowa i ustalała szczegóły. W poniedziałek,<br />
po mszy i śniadaniu, idę do<br />
państwa Janickich i już z daleka widzę<br />
grupę czekających na mnie. Rozpoczęliśmy<br />
pracę i omłoty trwały przez cały<br />
tydzień. Pod koniec tygodnia robota<br />
skończona, uporządkowana, a gospodyni<br />
ma czym się gospodarzyć.<br />
poprzednika ks. Milewskiego. Dom<br />
był duży, to też otrzymałem nakazy<br />
płatności za mieszkanie w domu,<br />
który należał do państwa (mienie<br />
poniemieckie). Z czasem komornik<br />
opieczętował wartościowe rzeczy parafialne,<br />
bo przełożeni kościelni uważali,<br />
że jest to własność kościelna i nie<br />
należy płacić.<br />
•<br />
Kościół w Lewinie Kłodzkim<br />
W większości, każdy człowiek<br />
oprócz głównej pracy ma jakieś hobby.<br />
Moim dodatkowym zajęciem stały<br />
się pszczoły. Pszczołami zajmowałem<br />
się już jako kleryk. W majątku w Wojszycach,<br />
miałem pszczoły, w Strzelinie<br />
(jedną rodzinę) i następnie w Kątach<br />
Wrocławskich. Tam też od pszczelarza<br />
otrzymałem nowy ul. W Lewinie<br />
Kłodzkim poznałem stolarza, pana<br />
Dominika Tyrawę i zwróciłem sie do<br />
niego, czy w jego warsztacie mógłbym<br />
wykonać nowe ule. Otrzymałem kilka<br />
grubszych starych dźwigarów i poprosiłem<br />
o przetarcie ich na deski. Miałem<br />
więc suche deski i mogłem robić<br />
domki dla pszczółek. Wieczorami,<br />
spędzałem czas głównie w warsztacie.<br />
Od pszczelarza z Jeleniowa, pana Szatkowskiego<br />
otrzymałem rój pszczół.<br />
Tak zacząłem pracę w swojej pasiece.<br />
Zapisałem się do związku pszczelarskiego<br />
i zaprzyjaźniłem się z panami<br />
z zarządu związku. W krótkim czasie<br />
miałem pasiekę liczącą 40 rodzin<br />
pszczelich. W tych latach złożyłem<br />
egzamin przed komisją wyższej wrocławskiej<br />
szkoły rolniczej w Kłodzku<br />
i otrzymałem dyplom mistrzowski.<br />
Rozkochałem się w podglądaniu życia<br />
owadów i mam wrażenie, że odrobinę<br />
znam życie tych wspaniałych muszek.<br />
Praca księdza, katechety, gospodarza<br />
rolnego i pszczelarza − szczelnie<br />
wypełniała każdy dzień życia. Miała<br />
charakter bardzo zróżnicowany i to<br />
pozwalało mi dobrze się czuć. Praca<br />
katechety i kapłana była zawsze służebną<br />
wobec ludzi. Mam wrażenie, że<br />
tak to ludzie rozumieli. Chciałem też<br />
znać życie parafian, by choć dobrym<br />
słowem pomóc. Jako przykład chcę<br />
•<br />
Za dziwne i ciekawe uważam następujące<br />
przeżycie w parafii Lewin<br />
Kłodzki. Chodzę w pierwszych latach<br />
po kolędzie. W Zimnych Wodach<br />
mieszkają trzy rodziny. Ponieważ<br />
chcę dokładnie poznać parafian, więc<br />
często stawiam pytania. Wchodzę do<br />
pierwszego domu państwa Lubasów.<br />
Jest starszy pan, dwie panie i w różnych<br />
latach grupka dzieci. Chcę poznać<br />
i pytam: „kto jest kim?” Kiedy<br />
doszedłem do obu starszych pań<br />
otrzymuje odpowiedź od obu pań,<br />
że są żonami gospodarza i obie mają<br />
z nim ślub kościelny. Obie są zażyłe<br />
z sobą, prawdziwe koleżanki, czyli lubią<br />
się. A było to tak: pierwsza żona<br />
powiedziała, że miała maleńkie dzieci,<br />
gdy toczyły się działania wojenne<br />
w ich okolicy. Została ciężko ranna,<br />
a ponieważ trzeba było natychmiast<br />
uciekać, więc mąż zabrał dzieci<br />
i uciekł, by je ukryć. Świadkowie potem<br />
zeznali, że pozostawiona ciężko<br />
ranna poprosiła koleżankę, żeby zajęła<br />
się maleństwami i − jak powiedzieli<br />
świadkowie – oddała Bogu<br />
10
WSPOMNIENIA<br />
ducha. Ojciec dzieci, z tą koleżanką<br />
żony wyjechał na ziemie odzyskane<br />
i po dłuższej wędrówce poprosił tę<br />
panią o rękę. Miał dokumenty, które<br />
stwierdzały, że jest wdowcem i otrzymał<br />
drugi ślub kościelny. Młode lata<br />
przeminęły, przyszłe te dojrzałe, a tu,<br />
przybywa do Zimnych Wód ta pierwsza<br />
żona, rzekomo zmarła, a faktycznie<br />
uratowana przez frontowych<br />
lekarzy radzieckich, a potem przez<br />
długie leczenie szpitalne w Związku<br />
Radzieckim. Odnalazła męża i dzieci<br />
elegancko wychowane.<br />
− Mam dzieci także z drugą żoną<br />
− mówi gospodarz − i jak mam to<br />
wszystko uporządkować?<br />
Mówiąc szczerze, i ja nie umiałem<br />
tego właściwie ocenić. Ten pan jeszcze<br />
dodał: nikomu nie zrobiłem żadnej<br />
krzywdy, ani obie moje żony nie<br />
zrobiły jej nikomu.<br />
Wtedy powiedziałem, żeby to<br />
powierzyć Panu Bogu i prosić go<br />
o mądre rozwiązanie. Dziwna rzecz:<br />
w krótkim czasie przyjechał do mnie<br />
ten gospodarz prosić do chorego.<br />
Pojechałem i zaopatrzyłem pierwszą<br />
jego ślubną żonę, a po krótkim czasie<br />
pochowałem ją. Niedługo później zaopatrzyłem<br />
drugą i także pochowałem.<br />
Dziwne są drogi Boże w życiu<br />
każdego człowieka.<br />
•<br />
W Stanach Zjednoczonych<br />
Pod koniec lat 60., kardynał Kominek<br />
zapytał mnie, czy mam jakichś<br />
krewnych w Stanach Zjednoczonych.<br />
Na moich święceniach była ciocia ze<br />
Stanów, ze stanu Connecticut. Ciągle<br />
otrzymywałem od niej zaproszenia,<br />
żeby odwiedzić Stany Zjednoczone.<br />
− To napisz o przysłanie zaproszenia.<br />
Chcę, żebyś zobaczył świat. Jak<br />
dostaniesz paszport, to o pozwolenie<br />
prymasa na wyjazd, ja się postaram.<br />
Wystąp o paszport.<br />
Z otrzymanym już od cioci zaproszeniem<br />
poszedłem na komendę powiatową<br />
milicji, co mam dalej robić,<br />
by otrzymać paszport. Przyjął mnie<br />
zastępca komendanta powiatowego<br />
w Kłodzku, szef UB pan Malik.<br />
Powiedziałem temu panu, że moja<br />
ciocia ciągle do mnie pisze, żebym<br />
ja odwiedził w Stanach i chciałbym<br />
to zrobić. Jeśli dostanę paszport, to<br />
pojadę, a jeśli nie dostane, to odpiszę,<br />
że nie z własnej woli, ale nie<br />
mogę przyjechać, bo wy mi na to nie<br />
pozwalacie. I, o dziwo, otrzymałem<br />
zawiadomienie, że paszport otrzymam.<br />
Otrzymałem paszport w roku<br />
1969, jeszcze za panowania „Wiesława”<br />
Gomułki. Ponieważ, moja matka<br />
zachorowała i znalazła się w szpitalu,<br />
mogłem wyjechać dopiero w roku<br />
następnym. Kupiłem w Warszawie<br />
bilet na okręt „Stefan Batory”i na autobus<br />
z Nowego Jorku do stanu docelowego<br />
i wyjechałem w marcu 1970 r.<br />
do Stanów Zjednoczonych. Statkiem<br />
dowodził pan kapitan Hrapkiewicz.<br />
Byłem jedynym księdzem w pełni sił<br />
płynącym na tym statku. Kapitan poprosił<br />
mnie, bym pełnił funkcję kapelana<br />
okrętu. Na okręcie przeżywałem<br />
pełną wolność. W sali kinowej był ołtarz,<br />
ustawiony na scenie, przykręcony<br />
do podłogi śrubami motylkowymi<br />
i opiekował się nim marynarz bosman.<br />
Program dnia był codziennie<br />
drukowany i dostarczany pasażerom.<br />
Rano, codziennie była msza święta<br />
i okazja do spowiedzi. Na okręcie, do<br />
komunii świętej przystępowało ok.<br />
500 osób. To dość duża liczba i przy<br />
kołysaniu statkiem, przy rozdawaniu<br />
komunii, trzeba się było nagimnastykować.<br />
Jako członek załogi (kapelan)<br />
miałem przywilej chodzenia<br />
po całym statku. Skorzystałem z tego<br />
przywileju i gruntownie zwiedziłem<br />
okręt. Zobaczyłem chłodnię, piekarnię<br />
do wypieku chleba i ciast, rzeźnię<br />
i ludzi tam pracujących. Agregaty<br />
elektryczne wytwarzały tyle prądu,<br />
że można było nim oświetlić dziesięciotysięczne<br />
miasto. Nawet byłem<br />
od wewnątrz przy śrubie okrętowej.<br />
Zobaczyłem też wspaniałe warsztaty<br />
i oficerów tam pracujących. Zrozumiałem,<br />
że budowa okrętu to trudna<br />
i wspaniała sztuka. Na Morzu<br />
Północnym, mieliśmy sztorm i porządne<br />
kołysanie. Po drodze okręt<br />
dobierał pasażerów. Tamizą wpłynęliśmy<br />
do Tilbury, a stamtąd była wycieczka<br />
do Londynu na jeden dzień.<br />
Rzecz jasna, że Londyn zaliczyłem.<br />
Na okręcie poznawaliśmy się coraz<br />
liczniej i dokładniej. Czas uciekał<br />
i Atlantyk przepłynęliśmy w 11 dni.<br />
Celem był Nowy Jork. W Polsce doszło<br />
do zmiany rządów i stoczniowcy<br />
chcieli pewnych ustępstw. Z nimi solidaryzowali<br />
się pracownicy portowi<br />
Nowego Jorku. Do portu, nasz okręt<br />
musiał wprowadzić kapitan sam, bowiem<br />
nie było holowników do dyspozycji.<br />
Kapitan zrobił to doskonale.<br />
Długi czas płynęliśmy obok statuy<br />
wolności. Z dużą liczbą pasażerów<br />
przyglądałem się tej wspaniałej rzeźbie,<br />
która przedstawiała kobietę, jako<br />
symbol wolności. Polacy, zawsze<br />
traktowali Amerykę, jako wolny kraj.<br />
I tak też, z takimi myślami wpłynąłem<br />
na okręcie do Nowego Jorku.<br />
Przycumowani do brzegu zaczęliśmy<br />
opuszczać okręt. Mieliśmy bardzo<br />
dokładną kontrolę celną, szczególnie,<br />
gdy chodzi o żywność. Po odprawie<br />
celnej dostałem się do stacji autobusowej<br />
i ze zdziwieniem zobaczyłem,<br />
że jest to ogromny blok, w którym,<br />
tak jak są piętra zajmowały autobusy,<br />
a resztę zajmowały biura. Z Nowego<br />
Jorku pojechałem autobusem do New<br />
Haven w stanie Connecticut. Krewni<br />
przyjechali po mnie na stację autobusową.<br />
Spotkałem się z ciocią i rodziną<br />
i tak rozpocząłem pobyt w Stanach<br />
Zjednoczonych. Pobyt u cioci nie<br />
był długi, bowiem wcześniej byłem<br />
już umówiony, że w Denver, w stanie<br />
Colorado, w polskiej parafii wygłoszę<br />
misje przed Wielkanocą. Z parafii<br />
otrzymałem bilet na samolot do<br />
11
WSPOMNIENIA<br />
Denver. Moi krewni byli zaskoczeni<br />
takim programem pobytu w Ameryce.<br />
W kurii księdza biskupa w Denver<br />
otrzymałem prawo do pracy w Ameryce<br />
i wydaje mi się, że misje nie wypadły<br />
źle. Trwały cały tydzień, z każdym<br />
następnym dniem było coraz<br />
więcej słuchaczy. Była też liczna spowiedź<br />
i bardzo uroczysty czas samych<br />
świąt zmartwychwstania. W Wielkanoc,<br />
matki różańcowe przygotowały<br />
dla Polaków obiad świąteczny i wszyscy<br />
obecni na ostatniej mszy świętej<br />
korzystali z tego obiadu. Po polską<br />
kiełbasę − która była na gorąco przy<br />
drugim daniu − ktoś z Polaków jeździł<br />
do Chicago. Była polska kapusta<br />
kiszona ze słoików i barszcz czerwony<br />
z uszkami z grzybów zbieranych<br />
w Górach Skalistych. Przemiłe spotkanie<br />
z Polakami trwało do wieczora.<br />
Na zachodzie Ameryki znajdowali<br />
się Polacy, głównie emigranci po II<br />
wojnie światowej. Szli często przez<br />
Sybir do Polski i doszli do Ameryki.<br />
Na mszę świętą, z miejsca zamieszkania<br />
dojeżdżali nawet 150 mil.<br />
Wykorzystałem też doświadczenia<br />
z Lewina Kłodzkiego. A było to tak.<br />
Poproszono mnie kiedyś do chorego<br />
Szarycza z Jeleniowa. Zaopatrzyłem<br />
go, a po krótkim dziękczynieniu<br />
usiadłem z nim na rozmowę. Potem<br />
specjalnie przyjeżdżałem do niego,<br />
by słuchać jego przeżyć. Były bardzo<br />
wzruszające i bogate. W 1939,<br />
na wiosnę skończył służbę wojskową.<br />
Wrócił do domu i zawarł ślub ze swoją<br />
narzeczoną. Po kilku miesiącach<br />
żona spodziewa się dziecka. Młody<br />
żołnierz rezerwista, gdy szedł do cywila<br />
otrzymywał kartę wcielenia do<br />
konkretnej jednostki na wypadek<br />
wojny. 1 września 1939 r. wybuchła<br />
wojna światowa. Zostawił młodą żonę<br />
i poszedł na front. 17 września front<br />
poszerzył się z sąsiadem wschodnim.<br />
Dostał się do niewoli radzieckiej. Był<br />
zwykłym szeregowym, więc Rosjanie<br />
przeznaczyli go do pracy przy regulacji<br />
jakiejś rzeki. Kopali i brzeg wykładali<br />
drewnem. Nie otrzymali żadnych<br />
gwoździ, tylko wiercili dziury<br />
i wbijali kołki. Gdy spadł dość duży<br />
deszcz, przybyło wody i ta zniszczyła<br />
prace przy regulacji. Rosjanie uznali<br />
to za wrogą robotę i skazali tych żołnierzy<br />
na zsyłkę, na Sybir. I tak znalazł<br />
się na Sybirze. Kiedy powstała<br />
armia polska, zgłosił się do niej. Tak<br />
pan Szarycz znalazł się w Armii Andersa.<br />
Z tym wojskiem przemierzył<br />
cały szlak, włącznie z Monte Cassino.<br />
Myśl o żonie i dziecku pozwalała<br />
mu znosić trudy wojenne i żyć. Kiedy<br />
skończyła się wojna, poszukiwał swojej<br />
żony przez Czerwony Krzyż i dziw,<br />
znajduje ją. Z pierwszym transportem<br />
z Anglii wrócił do Polski. W Polsce<br />
wita ich władza z orkiestrą, jako<br />
bohaterów. Z żoną odnajdują się natychmiast.<br />
Wnet żona spodziewa się<br />
drugiego dziecka, ale Szarycz nie ma<br />
spokojnego życia. Władze uznały,<br />
że jest szpiegiem, został aresztowany<br />
i otrzymał drugi wyrok − zsyłkę<br />
na Sybir. Drugi raz wywożą go na<br />
Nieludzką Ziemię. Wrócił z Sybiru,<br />
dopiero gdy Chruszczow doszedł do<br />
władzy. Powrócił do żony w Jeleniowie,<br />
ale z gruźlicą płuc. Niedługo, pochowałem<br />
go skromniutko na cmentarzu<br />
na Ziemiach Zachodnich. Na<br />
pogrzebie recytowałem wiersz Marii<br />
Konopnickiej „A jak poszedł król na<br />
wojnę”. Wielu Polaków miało podobną<br />
drogę życiową. Takie jest ludzkie<br />
życie.<br />
•<br />
Po mszy świętej wielkanocnej w parafii<br />
polskiej był obiad dla wszystkich<br />
obecnych w kościele i bardzo długa<br />
rozmowa o ojczyźnie. Tam zobaczyłem<br />
jak Polacy tęsknią za ojczyzną<br />
i żyją w nostalgii za krajem. Bardzo<br />
mały procent asymiluje się z miejscową<br />
ludnością. Dopiero następne pokolenia<br />
są już u siebie w domu.<br />
•<br />
W stanie Colorado, w mieście<br />
Bolder odwiedziłem polską rodzinę,<br />
państwa Kawuloków. Pan Kawulok<br />
pochodził z Istebnej. W roku 1939,<br />
w maju zdał maturę. Zaraz po maturze<br />
poszedł do szkoły podchorążych.<br />
Wypadła wojna i jako podchorąży<br />
poszedł na front. Z dużą grupą kolegów<br />
dostał się do Anglii. Wyznaczono<br />
go do jednostki zajmującej się<br />
wywiadem i kontrwywiadem. Wojnę<br />
zakończył w stopniu porucznika, ale<br />
jako żołnierz wywiadu nie mógł wracać<br />
do Polski. W Anglii zakończył<br />
kurs budowlany, wyjechał do Stanów<br />
Zjednoczonych i założył firmę<br />
budowlaną. Stał się już właścicielem<br />
średniej wielkości hotelu, oprócz firmy,<br />
w której też zatrudniał kilka osób.<br />
Przeżyłem tam szczególną sytuację.<br />
Po posiłku wszyscy udaliśmy się do<br />
basmentu na drinka. W czasie pobytu<br />
tam pan Kawulok zaczął śpiewać.<br />
Ponieważ były to piosenki góralskie<br />
i mało różniły się w tekście od tych,<br />
które ja znałem, szczerze śpiewałem<br />
razem z nim. Po pewnym czasie błysnęły<br />
mu łzy w oczach. Po chwili milczenia<br />
zaczął mówić :<br />
− Założyłem tu za granicą rodzinę,<br />
mam żonę Polkę, Sybiraczkę, mam<br />
przedsiębiorstwo i dorobiłem się już<br />
znacznego majątku. Żyje nam się dobrze.<br />
Ale jednak przychodzą takie dni<br />
na mnie, że wolałbym zjeść ziemniaki<br />
z żurem i być między swoimi, aniżeli<br />
tu, w tym dobrobycie, bo tam jest<br />
moja ojczysta ziemia.<br />
Nikt z Polaków nie komentował<br />
tych słów, bo wielu, uważam, myślało<br />
podobnie. Dopiero, przy następnym<br />
spotkaniu rzekłem mu, że Polska jest<br />
już nieco inna i już nic nie stoi na<br />
przeszkodzie, żeby Polskę odwiedził,<br />
ale jako obywatel Stanów Zjednoczonych.<br />
Po kilku latach rzeczywiście to<br />
zrealizował.<br />
•<br />
Prezeska Polonii w Colorado, żyjąca<br />
w przyjaźni z rodziną gubernato-<br />
12
WSPOMNIENIA<br />
ra, uczestniczyła też w rekolekcjach<br />
i mszy świętej wielkanocnej. Pod<br />
koniec obiadu złożyła mi zaskakującą<br />
propozycję, że osobiście poprosi<br />
gubernatora o to, bym pozostał<br />
w Stanach Zjednoczonych do pracy.<br />
Zwykle takiej prośbie polskie służby<br />
dyplomatyczne ulegają. A oni by<br />
się cieszyli, gdybym pozostał. Jednak,<br />
wyjeżdżając z Polski obiecałem<br />
księdzu kardynałowi Kominkowi, że<br />
wrócę na pewno z powrotem. Podziękowałem<br />
kurtuazyjnie i oświadczyłem,<br />
że jest to niemożliwe.<br />
•<br />
Stany Zjednoczone to zupełnie<br />
inny kraj niż Polska i nawet kościół<br />
żyje inaczej. Tam nawet grupa ludzi,<br />
czy jeden osobnik może kupić sobie<br />
kościół. Polacy w Denver kupili głęboko<br />
w Górach Skalistych niewielki<br />
kościółek i dano mi propozycję odprawienia<br />
tam mszy świętej za poległych<br />
żołnierzy z Armii Andersa i to<br />
do odprawienia w języku łacińskim.<br />
Nie ma żadnych przeszkód. Przyjechała<br />
duża grupa osadników. Serdecznie<br />
modliliśmy się za tych, co<br />
oddali życie za ojczyznę. Wspólnie<br />
śpiewamy po łacinie „Ojcze Nasz”.<br />
Po mszy świętej rozmawiamy między<br />
sobą o łacinie w kościele i padło<br />
zdanie, że sobór watykański uczynił<br />
właściwie wprowadzając do liturgii<br />
języki ojczyste. Pater noster nie uratuje<br />
zrozumienia liturgii. Czujemy<br />
się przekonani, że Bóg doskonale nas<br />
rozumie w języku polskim.<br />
•<br />
Będąc w Colorado zwiedziłem kościół<br />
wojskowy w Colorado Springs.<br />
Ciekawie zbudowany, miał trzy kondygnacje.<br />
Każda dla innego wyznania.<br />
Dolną część mieli Żydzi, parter<br />
katolicy, a piętro protestanci. Tam też<br />
mieściła się jedyna szkoła lotnicza<br />
amerykańska. Wszystko na wysoki<br />
standard i wysoki połysk. Zobaczyłem<br />
także lodowiska, na których odbywały<br />
się mistrzostwa świata w łyżwiarstwie.<br />
Byłem również w hotelu<br />
multimilionerów. Do stołu podawał<br />
nam profesor z Budapesztu, jako<br />
kelner. Zapytałem go, by zechciał mi<br />
przedstawić racje takiego postępowania.<br />
Odpowiedź była prosta: mam już<br />
dość dużo lat, a pensja kelnera tutaj<br />
jest trzykrotnie wyższa od wynagrodzenia<br />
profesora uniwersyteckiego.<br />
Do tego hotelu mogłem wejść tylko<br />
dlatego, że wprowadził mnie pracownik<br />
tamtejszego hotelu, jako prywatnego<br />
gościa. Stany Zjednoczone poznawałem<br />
jako kraj piękny i bardzo<br />
ciekawy.<br />
•<br />
Z Colorado poleciałem samolotem<br />
do Chicago, do siostry mojego ojca.<br />
Ciocia już nie żyła, ale zostało po niej<br />
jedenaścioro dzieci. Pięciu synów<br />
i sześć córek. W Chicago miałem już<br />
znajomych, którzy tam się urządzili.<br />
I znowu spędziłem miesiąc czasu.<br />
Na południu miasta, w polskim kościele<br />
wikariusz został proboszczem<br />
i znalazłem miejsce do odprawienia<br />
mszy świętej. Byłem potrzebny. Czas<br />
jednak szybko uciekał. Po miesiącu<br />
wróciłem do cioci, w stanie Connecticut<br />
i tam dokładnie poznałem swoją<br />
rodzinę. Poznałem kuzyna, który<br />
ukończył uniwersytet w Montrealu,<br />
tam w czasie studiów poznał Rosjankę<br />
i z nią się ożenił. Rodzice jej,<br />
w czasie rewolucji uciekli z Rosji do<br />
Ameryki. Były to jednak dusze słowiańskie<br />
i żyli ze sobą nadzwyczaj<br />
dobrze. Rodzice tej Rosjanki żyli na<br />
obrzeżach Montrealu. Zostałem zaproszony<br />
do Montrealu, gdzie znów<br />
miałem pobyt zapewniony i gdzie<br />
mogłem zaokrętować się w drogę powrotną.<br />
Przed tym wyjazdem miałem<br />
jeszcze ciekawe spotkanie z polskim<br />
statkiem „Zawiercie” na jeziorze<br />
Michigan. Jeden z moich kuzynów,<br />
u którego mieszkałem, był w Chicago<br />
policjantem. Chciał mi pokazać port.<br />
Przy wjeździe do portu zobaczyłem<br />
polski statek, stojący na kotwicy. Kuzyn<br />
nie mógł wprost uwierzyć, że to<br />
okręt polski. Jako policjant sprawdził<br />
jak jest naprawdę. Okazało się,<br />
że wchodząc na okręt jakiegoś państwa,<br />
wchodzi się równocześnie na<br />
obce terytorium. Spotykam bosmana,<br />
rozmawiamy serdecznie, a w końcu<br />
przynosi nam polskie piwo, cały kartonik.<br />
Wynagrodziłem dolarami, bo<br />
już nie byłem biedny. Sprawdzaliśmy,<br />
czy to naprawdę w Polsce zbudowany<br />
okręt i czy to jest piwo wyprodukowane<br />
w Polsce. Wszystko zgadzało<br />
się. W tej konkretnej sytuacji, Polska<br />
zyskiwała dodatkowe punkty.<br />
•<br />
Zbliża się czas powrotu do Polski.<br />
Tak, jak było uplanowane odwiedziła<br />
mnie ciocia Ryczkowska, a krewna<br />
Rosjanka prowadziła samochód do<br />
Montrealu. Na granicy USA-Kanada<br />
okazało się, że w stanie Quebek mówią<br />
wszyscy po francusku. Z Chicago<br />
do Montrealu jechaliśmy cały dzień.<br />
Nasza miła Rosjanka czuła się na<br />
drogach Kanady, jak u siebie w domu.<br />
Zawiozła nas do swoich rodziców.<br />
Poznałem ich, żyli skromnie, a niegdyś<br />
byli to bogaci Rosjanie. Byli wyznania<br />
prawosławnego, ale wnet znaleźliśmy<br />
wspólny język i przez kilka<br />
nocy były to bardzo długie rozmowy.<br />
Oglądałem wiele ich zdjęć, wykonanych<br />
jeszcze w Rosji, na których nie<br />
brakowało dostojników kościelnych.<br />
W ciągu dnia zwiedzałem Montreal.<br />
Duże wrażenie zrobiła na mnie Bazylika<br />
św. Józefa. Dostrzegłem też na<br />
rzece św. Wawrzyńca nasz statek Stefan<br />
Batory. Zaokrętowałem się i wnet<br />
droga powrotna. Rzeka do Atlantyku,<br />
przez Atlantyk do Europy. Już w Polsce,<br />
będąc u swojego kuzyna w Wejherowie<br />
zadzwoniłem do Lewina<br />
i od mojej matki dowiedziałem się,<br />
13
WSPOMNIENIA<br />
że kardynał Kominek już pytał, czy<br />
wróciłem do domu. W następnym<br />
dniu byłem już w swoim miejscu zamieszkania<br />
w Lewinie, a w kolejnym<br />
drugim dniu pojechałem do Wrocławia.<br />
Nic się w parafii nie zmieniło<br />
podczas mojej nieobecności. Był to<br />
mój pierwszy wyjazd za granicę. Na<br />
komendzie milicji oddałem paszport<br />
i otrzymałem z powrotem dowód<br />
osobisty.<br />
•<br />
Z Lewina do Czermnej<br />
I znowu zaczęła się zwyczajna<br />
praca duszpasterska i gospodarcza.<br />
W czasie swojego pobytu w parafii<br />
Lewin Kłodzki, trzeba było w kościele<br />
parafialnym zrzucić balkony zgryzione<br />
przez robaczka, zrobić nową<br />
instalację elektryczna i pokryć dach<br />
kościoła. W latach 60. robiło się ze<br />
wszystkiego, co można było znaleźć<br />
i to nierzadko a dużymi kłopotami.<br />
Polska nie miała jeszcze tyle blachy<br />
miedzianej, co później. Udało mi się<br />
z trudem kupić blachę ocynkowaną<br />
i nią przykryć kościół, zaś elektrycy<br />
ułożyli przewody z drutu duraluminiowego.<br />
Takie to były czasy.<br />
•<br />
W parafii Lewin Kłodzki miałem<br />
jeszcze przeżycie następujące: córka<br />
Zofii B., strofowana przez matkę<br />
popełniła samobójstwo. Milicja<br />
przekazała nieformalnie, że odkręciła<br />
wszystkie kurki gazu w kuchence<br />
i w ten sposób poniosła śmierć. Samobójstwa<br />
z premedytacją były − w tym<br />
czasie − przez kościół traktowane<br />
szczególnie i w takich przypadkach<br />
kościół odmawiał uroczystego pogrzebu.<br />
Nie potępiał nieżyjącego, ale<br />
zakazywał tego z myślą, że na jakąś<br />
liczbę skłonnych do samobójstwa<br />
będzie to działać powstrzymująco.<br />
Zgodnie z moim przygotowaniem do<br />
posługi księdza, zadecydowałem tak,<br />
jak wtedy kościół nakazywał. Wtedy,<br />
przyjaciel pani B. zorganizował jeszcze<br />
trzech mężczyzn, by mnie napaść<br />
i pobić. Wyłamali drzwi na plebanię,<br />
ale nie znaleźli mnie, ponieważ<br />
ukryłem się w „Złotym Kłosie” (gospodzie).<br />
Kiedy mnie tam znaleźli,<br />
chciałem uciec, jednak mnie dogonili.<br />
Jeden z tych dobranych (pan B.,<br />
senior) dobiegł mnie na ulicy, i chciał<br />
mnie unieszkodliwić wpychając palce<br />
w moje oczy. Wyglądało to niebezpiecznie.<br />
Musiałem zacząć się bronić.<br />
Czasem przydają się różne umiejętności,<br />
także sportowe. Rok przed<br />
pójściem do seminarium trenowałem<br />
boks, w „Spójni” w Nowym Sączu.<br />
Teraz te treningi przydały się. Schyliłem<br />
głowę i prawa ręką odbiłem jego<br />
rękę od moich oczu, zaś lewą idealnie<br />
trafiłem w podbródek. Poprawiłem<br />
prawą i przeciwnik dokładnie został<br />
znokautowany. Pobity, tak podobno<br />
to potem komentował: „swiatoja<br />
ruka mnie dotknęła, kak pierwszy raz<br />
dostał zobaczył zwiezdoczki, a drugi<br />
raz niciewo nie znaju, tiomnaja noć<br />
była…” Ja, natomiast wyskoczyłem<br />
na podwyższenie koło domu, na<br />
rynku nr 4 i otoczyła mnie młodzież<br />
uzbrojona w sztachety. Uważam to za<br />
bardzo ciekawe, bo nikt z dorosłych<br />
mnie nie bronił, tylko młodzież. Pytałem<br />
ich później, co by zrobili, gdyby<br />
pozostałych trzech do mnie dobiegło?<br />
Odpowiedź była zaskakująca:<br />
„pralibyśmy!”<br />
•<br />
W najbliższą niedzielę nie było żadnych<br />
różnic w kościele, a nawet, co do<br />
liczebności było nieco więcej. Nic nie<br />
mówiłem na temat tego konfliktu, ale<br />
co przeżyłem, to moje. Praca toczyła<br />
się dalej. Z Ameryki wpłacono mi na<br />
garbusa volkswagena i odebrałem go<br />
w Warszawie. Jeździłem nim 16 lat,<br />
ale większość już w następnej parafii.<br />
Ziemie odzyskane to urokliwy i piękny<br />
kraj, zasiedlony przez mieszkańców<br />
świata i stąd nie łatwy. Myślę,<br />
że wszystkie lata pracy wymagają sił<br />
i samozaparcia.<br />
•<br />
W roku 1972, w Kudowie Czermnej<br />
stworzył się bunt wiernych przeciw<br />
własnemu proboszczowi. Był nim<br />
ks. Michał Kruczek. Pracował w tej<br />
parafii już kilkanaście lat. Był trzecim<br />
proboszczem w parafii polskiej.<br />
Pierwszym był ks. Tokarz, drugim<br />
ks. Kowalski, trzecim ks. Kruczek.<br />
Parafianie spowodowali usunięcie<br />
wszystkich trzech, pod rząd. Ksiądz<br />
Michał był moim starszym kolegą ze<br />
studiów, pochodził ze Śląska. Studia<br />
ukończył w 1939 r. na Uniwersytecie<br />
Jagiellońskim w Krakowie. Uczył<br />
w liceum w Prudniku i jako starszy<br />
pan wstąpił do seminarium duchownego.<br />
Był więziony przez hitlerowców<br />
w Goleszowie (2 lata), i w Auschwitz<br />
(Oświęcim) 2 lata. Żeby wyjść z obozu<br />
koncentracyjnego Auschwitz, jako<br />
Ślązak, zgłosił się do wehrmachtu.<br />
Nie pozwolono mu wyjechać<br />
do domu, przeszedł przeszkolenie<br />
w Gerlitz i posłano go na front włoski.<br />
Tam poddał się żołnierzom gen.<br />
Andersa, ale nie uzupełnił szeregów<br />
Armii Polskiej, bowiem jako były<br />
więzień obozu koncentracyjnego był<br />
potrzebny już wywiadowi amerykańskiemu.<br />
Uważam, że jako proboszcz<br />
w Czermnej był miłym sąsiadem, ale<br />
jakoś wszystko inaczej się ułożyło.<br />
Miał wikariusza, ks. Pankowa, z diecezji<br />
tarnowskiej, a pochodził z Podhala,<br />
z mojej sąsiednie, rodzinnej parafii,<br />
z Ochotnicy. Był alkoholikiem,<br />
po leczeniu. Ksiądz Kruczek faktycznie<br />
został sam. Zabrano mu wikariusza<br />
i uważał, że sobie nie da rady. Ks.<br />
biskup Marek radził mu, by nie brał<br />
wikariusza przez jakiś czas i pracował<br />
sam. Mimo tej rady poprosił o przydzielenie<br />
mu ks. Pankowa. Później<br />
dowiedziałem się, że w swojej die-<br />
14
WSPOMNIENIA<br />
cezji tarnowskiej miał też problemy<br />
w parafii, w której pracował. Po leczeniu<br />
powrócił jednak do nałogu i powstał<br />
z nim problem. W tym czasie,<br />
w Norymberdze, odbywał się proces<br />
lekarzy niemieckich, którzy zbrodniczo<br />
eksperymentowali na więźniach.<br />
Jako tzw. stary więzień (z niskim numerem)<br />
Michał Kruczek wykonywał<br />
pracę w komandzie chodzącym po<br />
zakupy. Jeden z niemieckich lekarzy<br />
obozowych polecał Kruczkowi przynosić<br />
leki z apteki i w swojej obronie<br />
podawał, że były to leki dla więźniów.<br />
Obrońcy tego lekarza podali Kruczka<br />
jako świadka obrony. Opowiadał<br />
nam po powrocie, że jego rola polegała<br />
tylko na odpowiedziach na pytania<br />
obrońcy. „Trybuna Wrocławska”<br />
zamieściła notatkę, że zeznawał<br />
w sposób „nieoskarżający”. Dotarło<br />
to do parafian. To wydarzenie i równocześnie<br />
konflikt z wikariuszem Polakiem<br />
stało się − w dużej mierze −<br />
powodem antagonizmów parafian do<br />
swojego proboszcza. Okleili kartami<br />
papieru drzwi i postanowili, że nie<br />
wpuszczą księży do kościoła do czasu,<br />
aż pojawi się odpowiednia decyzja<br />
kurii. Wybrali też delegację, która<br />
pojechała do ministra ds. wyznań do<br />
Warszawy. Ministrem tym był wtedy<br />
Adwentem rozpoczynamy Nowy Rok Duszpasterski pod hasłem:<br />
„BĄDŹMY ŚWIADKAMI MIŁOŚCI”.<br />
pan Kazimierz Kąkol. Rozchodziła<br />
się też wieść, że nie chcą wschodniaka,<br />
ani ślązaka, tylko księdza z centralnej<br />
Polski.<br />
•<br />
Ks. Kardynał Kominek powrócił<br />
z Rzymu i z miejsca przyjechał<br />
do Kudowy, do ks. dziekana Gajewskiego,<br />
i poprosił mnie do dekanatu.<br />
Przedstawił mi sedno sprawy:<br />
− chcę, abyś ty poszedł do Czermnej –<br />
powiedział do mnie.<br />
Świadkami rozmowy był ks. Dziekan<br />
i ks. prałat Lewandowski. Moja<br />
odpowiedź była następująca:<br />
− Zawsze podobała mi się Czermna,<br />
ale w tej sytuacji raczej mnie nie interesuje.<br />
Byłem w czasie oklejonego kościoła<br />
w Czermnej i widziałem taczki<br />
− przygotowane dla proboszcza.<br />
Na to ks. Kardynał: tego nie słyszałem,<br />
masz tydzień czasu do przemyślenia<br />
i po tygodniu czekam na twoją<br />
decyzję.<br />
•<br />
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzymy naszym Drogim Parafianom, Czytelnikom<br />
Kwartalnika „Pamiętnik <strong>Kudowski</strong>”, wszystkim Mieszkańcom Kudowy Zdroju i okolic<br />
z Władzami Samorządowymi na czele, wszystkim Gościom i Kuracjuszom, aby MIŁOŚĆ przychodzącego<br />
Chrystusa opromieniała Wasze serca, inspirowała do nieustannego świadczenia dobroci<br />
wobec każdego człowieka i dawała nadzieję życia w pokoju i wolności od lęku o jutro. Życzymy, aby<br />
piękna atmosfera świąteczna przedłużała się na wszystkie dni Nowego Roku Pańskiego 2010.<br />
Duszpasterze Kudowy-Zdroju :<br />
Ks. Senior Jan Myjak – Honorowy Obywatel Miasta Kudowy Zdroju<br />
Ks. Dziekan Prałat Jan Szetelnicki – proboszcz parafii św. Katarzyny na Zakrzu<br />
Ks. Profesor Tadeusz Fitych – parafia św. Bartłomieja Ap. w Czermnej<br />
Ks. Prałat Romuald Brudnowski – proboszcz parafii św. Bartłomieja Ap. w Czermnej<br />
Ks. Prałat Kazimierz Marchaj – proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Kudowie Zdroju<br />
Ks. mgr Andrzej Majka – wikariusz parafii św. Bartłomieja Ap. w Czermnej<br />
Ks. mgr Piotr Michalski – wikariusz parafii św. Katarzyny na Zakrzu<br />
Ks. mgr Tomasz Polak – Klaretyn<br />
Ks. mgr Andrzej Kobylski – Klaretyn<br />
Wyjechaliśmy wszyscy od ks. dziekana,<br />
ale wnet u mnie w Lewinie zjawili<br />
się ks. Gajewski i ks. Lewandowski.<br />
Mówił wprawdzie ten ostatni,<br />
ks. Gajewski milczał, ale przypomniał<br />
mi święcenia kapłańskie i przysięgę<br />
jaką złożyłem biskupowi udzielającemu<br />
święceń i jego następcom. Jest<br />
to przysięga posłuszeństwa. I nawet<br />
oberwałem za niewłaściwą postawę.<br />
Pojechałem więc do ks. Kardynała<br />
Kominka z oświadczeniem, że jestem<br />
do dyspozycji biskupa. Ks. Kardynałowi<br />
bardzo zależało na duszpasterstwie,<br />
i to dostrzegałem. Rozmowa<br />
była długa. Takich rozmów z Ks. Kardynałem<br />
Kominkiem miałem więcej.<br />
Rozmowy dotyczyły tego, jak pracować<br />
w parafii, by stała się pełnowartościową,<br />
katolicką. Powiedział do<br />
mnie: masz swoją roztropność duszpasterską,<br />
rób ile zdolisz, a nie pisz<br />
o żadne pozwolenia. Trzeba, żeby jakiś<br />
czas pracował tam jeden ksiądz.<br />
Myślę teraz, że robiłem, tak, jakby<br />
sobie życzył mój mądry przełożony.<br />
Powiedział mi także wtedy, że mnie<br />
nie będą sprawdzać skąd jestem, bo<br />
na pewno mają rodziny w parafii lewińskiej.<br />
•<br />
I tak znalazłem się w parafii Kudowa-Czermna.<br />
Pierwszą mszę świętą<br />
odprawiłem w uroczystość św. Bartłomieja<br />
Ap., patrona parafii. Wcześniej,<br />
napisaliśmy protokół zdawczoodbiorczy.<br />
Ksiądz Michał Kruczek<br />
poprosił o roczny urlop, zaś jego rzeczy<br />
zachowały się na probostwie.<br />
•<br />
W czasie pierwszej mojej mszy,<br />
kazanie wygłosił ks. Edward Sajda,<br />
który tworzył osobną parafię w Kudowie-Zdroju.<br />
Była to parafia Serca<br />
Jezusowego, bowiem kościołem parafialnym<br />
była kaplica Sióstr Elżbietanek<br />
na ówczesnej ul. Krakowskiej.<br />
cdn.<br />
15
WSPOMNIENIA O ARTYSTACH<br />
▶ Aleksander Cząstkiewicz<br />
Od Redakcji: W okresie Świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku i karnawału<br />
wspominamy artystów, którzy śpiewem i muzyką wzbogacali nasze życie.<br />
Zamieszczamy fragment wspomnień zapisanych w Nowy Rok 2005 r. przez<br />
pana Aleksandra Cząstkiewicza, polskiego publicystę mieszkającego w Paryżu.<br />
W 2009 r., mieliśmy zaszczyt gościć w Kudowie autora tych wspomnień z jego<br />
małżonką, znakomitą śpiewaczką panią Mari Kobayashi.<br />
Czesław Niemen… Zmęczony naszym<br />
dziwnym światem poszedł śpiewać aniołom.<br />
Lato 1967. W restauracji Polonia na<br />
Placu Grunwaldzkim w Wałbrzychu siedział<br />
sam.<br />
Na stoliku butelka wody minaralnej<br />
Anka, którą małymi łykami popijał.<br />
Pchany odwagą podszedłem do niego<br />
i gratulowałem wczorajszego koncertu.<br />
Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem<br />
niebieskich oczu – uśmiechnął sie szeroko<br />
i powiedział – dziękuję. Emanowała<br />
z niego dobroć i spokój. Wskazał mi ręką<br />
Aleksander Cząstkiewicz<br />
krzesło. Usiadłem i rozmawialiśmy o pogodzie<br />
i zadymionym kopalnianym pyłem<br />
Wałbrzychu. Polubiliśmy się, wiązani<br />
nicią przemienioną później w przyjaźń.<br />
Niedawno dostałem nowe spółdzielcze<br />
mieszkanie. Zapytałem czy chce je zobaczyć<br />
– poznać moją żonę Ilonę i malutką<br />
córkę Darię. Dobrze – powiedział i o godzinie<br />
czwartej popołudniu przyjechał na<br />
ulicę Broniewskiego czerwonym Fordem<br />
Mustangiem.<br />
Mieszkanie małe. W salonie mały stolik,<br />
dwa fotele, regały z książkami i rozkładana<br />
kanapa. Ilona podała herbatę,<br />
a ja czytałem poezje Norwida między<br />
innymi Fortepian Szopena, Pielgrzyma<br />
i Bema pamięci rapsod żałobny. Wiesz<br />
– powiedział – to genialny poeta − wygnaniec.<br />
Przeczytaj raz jeszcze. Czytałem<br />
i patrzyłem na pusto − białą ścianę<br />
salonu. Słuchaj, mam tu jeszcze trochę<br />
czerwonej farby – może byś coś napisał.<br />
Podałem mu puszkę z farbą i pędzel,<br />
a on wstał podszedł do ściany i dużymi<br />
literami wykaligrafował – Szczęścia życzę<br />
waszemu domu szczęśliwemu – Czesław<br />
Niemen. Z czasem dom przestał być<br />
szczęśliwy. Rozwiodłem się – ale zanim<br />
to się stało jeździłem na jego koncerty<br />
do Legnicy, Jeleniej Góry, Wrocławia.<br />
Po koncertach siedzieliśmy w pokojach<br />
hotelowych, a Czesław brał do ręki gitarę<br />
i śpiewał różne piosenki. Nagrywał je na<br />
taśmie magnetofonu i tak nazbierało mi<br />
się sporo nagrań solowych nigdy nie wydanych.<br />
Pamiętam kołysankę, którą jako<br />
Za wspomnieniem goń…<br />
dziecku śpiewała mu piastunka. Taśmy te<br />
zostawiłem Darii i do dzisiaj nie wiem co<br />
się z nimi stało.<br />
Dwa, a może trzy lata później, widzieliśmy<br />
się w Sopocie. Czesław zaproponował<br />
mi pójście na grzyby. Nazajutrz rano<br />
znalazłem się przed jego domkiem. Wyszedł,<br />
a na progu pojawiła cudownie piękna<br />
młoda dziewczyna. To Małgosia powiedział<br />
i pojechaliśmy do lasu. Po trzech<br />
godzinach duży kosz Czesława pełen był<br />
borowików. W moim zaledwie sześć.<br />
Masz – żeby ci nie było wstyd powiedział<br />
i dorzucił mi co najmniej osiem. W 1971<br />
roku została rozpisana subskrypcja na<br />
Pisma Wszystkie Norwida. Wiedziałem.<br />
Ucieszy się z niespodzianki, tym bardziej,<br />
że wydanie godne było twórczości<br />
poety i jedenaście tomów pocztą-paczką<br />
pojechało do Warszawy. Widzieliśmy się<br />
jeszcze parę razy, a w maju 1976 roku dał<br />
mi płytę – Niemen Mourners Rhapsody<br />
– nagraną przez CBC Record w 1975<br />
roku, na której z jednej strony śpiewa<br />
Bema pamięci... a z drugiej pięć piosenek<br />
skomponowane dla Małgosi pamiętnej<br />
z grzybobrania, a którą poślubił. I Bem…<br />
i piosenki po angielsku. Na płycie notka<br />
wydawcy – „Wszystkie kraje świata za<br />
wyjątkiem krajów Europy wschodniej”.<br />
Wyżej dedykacja – Alkowi w imię braterstwa<br />
– Czesław Niemen – 20 maj 1976.<br />
Niewiele przed stanem wojennym wyjechałem<br />
do Paryża, gdzie jestem do dzisiaj.<br />
Później ponury grudzień zasłonił mi<br />
niebo. Nie mogłem wrócić – a potem nie<br />
chciałem. O koncercie Niemena w Amfiteatrze<br />
paryskich hal dowiedziałem się<br />
w ostatniej chwili. O kupnie biletu nie<br />
ma mowy. Pół godziny przed koncertem<br />
tłumy. Szybko napisałem na skrawku papieru<br />
– Czy chcesz zobaczyć Aleksandra<br />
po szesnastu latach? Po chwili przyszedł.<br />
Padliśmy sobie w ramiona. Wprowadził<br />
mnie do prawie pełnej sali i posadził na<br />
dobrym miejscu. Po koncercie – długie<br />
rodaków rozmowy. Na drugi dzień zabrałem<br />
go z Instytutu Polskiego, gdzie<br />
nocował na ulicę Riquet, gdzie wtedy<br />
mieszkałem. Maria − moja żona, Japonka<br />
− przygotowała dużo różnych jarzyn<br />
smażonych w oleju, które jadł z widoczną<br />
przyjemnością, popijając wywarem z jarzyn.<br />
Tym razem dał mi pięć laserowych<br />
płyt. Na płycie – Niemen – Terra Deflorata<br />
dedykacja – Drogiemu Aleksandrowi<br />
na pamiątkę spotkania w stolicy stolic Paryżu.<br />
Czesław Niemen. 1992 r.<br />
Ostatni raz widziałem go w 2001 roku.<br />
Dziewiętnastego października miało być<br />
spotkanie z publicznością w Instytucie<br />
Polskim. Przyjechali późno w nocy. Spotkania<br />
nie było. Uściskaliśmy się serdecznie<br />
na drugi dzień w Kościele polskim,<br />
gdzie odbył się koncert-spotkanie. Nie<br />
wyglądał na zmęczonego – ale dużo nie<br />
śpiewał. Czytał i omawiał poezje Norwida.<br />
Nareszcie usłyszałem śpiewaną przez<br />
niego Pieśń od ziemi naszej do tekstu<br />
Norwida.<br />
O napisanie muzyki do tego wiersza<br />
w którym Norwid rozprawia się w sposób<br />
arcydoskonały z sąsiadami wschodu,<br />
zachodu, południa i północy – prosiłem<br />
go od lat. Pojechałem na śniadanie do<br />
Instytutu Polskiego. Był w dobrej formie.<br />
Wiesz – powiedział – nie chce mi się już<br />
śpiewać. Naśpiewałem się dosyć. Teraz<br />
chcę się skupić na komponowaniu i malo-<br />
16
SZAFRAŃSCY kudowscy<br />
▶ Bronisław MJ Kamiński<br />
waniu. A propos malarstwa – chciałbym<br />
zrobić wystawę moich obrazów w Paryżu<br />
– tylko gdzie? w Polklubie czy w Instytucie?<br />
Ucieszony powiedziałem – myślę,<br />
że lepiej tu, w Instytucie. Zobaczymy –<br />
powiedział i dorzucił – życie jest jak piłka,<br />
która rzucona w niebo, zatacza kręgi<br />
a spadając wbija się w ziemię – na zawsze.<br />
No cóż – trzeba nam jechać, ale najpierw<br />
chciałbym abyś poprowadził nas do Inwalidów<br />
i Olimpii. Po przekroczeniu bramy<br />
od strony Placu Inwalidów filmował<br />
hotel-muzeum nową kamerą a wracając<br />
podał mi ją i usiadł na armacie. Pofilmuj<br />
mnie trochę. Filmowałem. Pojechaliśmy<br />
do Olimpii. Półuśmiechnięty stał na<br />
chodniku przed oświetlonym neonami<br />
budynkiem w którym kiedyś śpiewał.<br />
Filmowałem i nie wiem co z tego wyszło.<br />
Nie chciał nic jeść. Wyprowadziłem ich<br />
samochód na autostradę Paryż-Bruksela.<br />
Trzymaj się i do zobaczenia. Wzruszony<br />
wodziłem wzrokiem oddalający się samochód,<br />
nie wiedząc że to było nasze ostatnie<br />
spotkanie. Jesienią 2002 roku wysłał<br />
mi płyty – Osiem Błogosławieństw, Sen<br />
o Warszawie i Spod chmury kapelusza<br />
z dedykacją, której tekst zabrzmiał jak<br />
pożegnanie – Aleksandrowi Cząstkiewiczowi<br />
pamiętając wszystkim co nas łączyło<br />
i łączy! Z przyjaźnią – Czesław Niemen<br />
2002 Warszawa.<br />
Dwa albo trzy razy dzwoniłem do<br />
Warszawy. Odpowiadał mi zawsze ten<br />
sam spokojny pogodny głos. U mnie<br />
wszystko w porządku. Jak nie komponuję<br />
to maluję... Nie wiedziałem nic o jego<br />
chorobie, o jego cierpieniu, troskach. On<br />
wiedział – ja nie i tak jest lepiej. Już świta.<br />
Butelka whisky pokazuje dno. Nowy<br />
rok chłodno zagląda do salonu w którym<br />
piszę... goniony wspomnieniem. I wiem<br />
teraz tylko jedno – Niemen patrzy i nas<br />
widzi. Patrzy na nas z nieruchomego nieba<br />
i śpiewając aniołom świeci gwiazdą.<br />
Nowy Rok 2005<br />
Aleksander Cząstkiewicz<br />
P.S.<br />
O Niemenie przez całe lata pisano<br />
dużo. O jego głosie, aranżacjach, kompozycjach<br />
i karierze.<br />
Ja, dzielę się tylko garstką osobistych<br />
wspomnień, pokazując go inaczej i nie<br />
zacierając śladów.<br />
Bronisław MJ Kamiński<br />
Kolkowie z Jaworzna,<br />
Szafrańscy kudowscy<br />
Kolkowie, to jeden ze starych znanych<br />
rodów Jaworzna. Gdy dzisiejsze miasto<br />
Jaworzno było jeszcze wsią, Kolkowie,<br />
byli jedną z kilku rodzin posiadających<br />
znaczne połacie ziemi. Początki Kolków<br />
sięgają XIII wieku. Najstarszy znany zapis<br />
metrykalny dotyczący Kolków pochodzi<br />
z 1265 r. Dziejami Kolków zajmowała<br />
się Maria Leś-Runicka i jej wnikliwym,<br />
szczegółowym badaniom naukowym<br />
zawdzięczamy znajomość historii tej polskiej<br />
rodziny.<br />
Na starych, powojennych fotografiach<br />
„Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego” znajdujemy<br />
uczennicę Szkoły Podstawowej na Zakrzu<br />
Henię Kolkę. Po II wojnie światowej rodzina<br />
Kolków przybyła do Kudowy z Jaworzna.<br />
Gdy, po latach Henia Kolkówna<br />
wyszła za mąż za inż. Antoniego Szafrańskiego,<br />
rodzinę tę znają kudowianie pod<br />
nazwiskiem Szafrańscy. W historii naszego<br />
miasta, dzieje rodzin − to jeden z najważniejszych<br />
rozdziałów. Skąd przybywali<br />
ludzie do Kudowy po II wojnie światowej,<br />
kim byli i kim dzisiaj jesteśmy? Nasz „Pamiętnik”<br />
ukazuje życiorysy, fragmenty<br />
dziejów rodzinnych i tworzenie przez<br />
nich życia nowej społeczności na rubieżach<br />
kraju. Niektóre rodziny mają historię<br />
wielowiekową. II wojna światowa wyrwała<br />
ich ze starych gniazd rodzinnych i porozrzucała<br />
po świecie.<br />
Henryka Szafrańska z domu Kolkówna<br />
•<br />
Ziemia Kolków<br />
W dziejach nowożytnych, od 1710 r.<br />
mamy już bogatą dokumentację metrykalną<br />
Kolków z Jaworzna. Pod data 21<br />
lipca 1710 r. w kościele parafialnym w Jaworznie<br />
ochrzczono Jakuba Kolkę, syna<br />
Jana i Agnieszki Kolków. Według spisu<br />
ludności z 1791 r., w parafii jaworznickiej<br />
żyła rodzina Kolków, gospodarstwo ich<br />
miało nr 17 i ów Kolka był właścicielem<br />
ziemi. W 1799 r. obszar gruntów znacznie<br />
powiększył się przez małżeństwo Mateusza<br />
Kolki z Katarzyną Sarną, panną z bogatej<br />
rodziny, której dobra również − jak<br />
Kolków − liczyły się w tamtych okolicach.<br />
Gdy Mateusz Kolka żegnał się z tym światem<br />
w 1828 r., ród Kolków był jednym<br />
z najbogatszych w Jaworznie. Do rodziny<br />
Kolków dochodziły poprzez małżeństwa<br />
inne rodziny, często o liczących się już<br />
17
SZAFRAŃSCY kudowscy<br />
▶ Bronisław MJ Kamiński<br />
nazwiskach, jak: Olkuski, Porwit, Ziętek,<br />
Makowski, Piasecki, Szendera, Kula,<br />
Wolski, Śliwiński, Jaskólski. Pochodzili<br />
z pobliskich miejscowości, m.in. z Chrzanowa,<br />
Libiąża, Sławkowa. Kolkowie stali<br />
się rodem elitarnym. Centralna część<br />
dzisiejszego miasta Jaworzna należała −<br />
w początkach XIX wieku − do Kolków,<br />
którzy kochali ziemię i każde pokolenie<br />
powiększało jej rodzinny obszar. Aż<br />
przyszły wojny, które wciągnęły Kolków<br />
o wiele dalej niż do pobliskich lasów.<br />
W Polsce, na wojnach rodziny zawsze<br />
traciły, choć Polska − jako naród − patriotycznie<br />
i duchowo raczej wzmacniała się.<br />
Współczesna historia Kolków zaczęła się<br />
od Stanisława Kolki urodzonego w 1894 r.<br />
Jako bardzo młody chłopak poszedł do<br />
Legionów Piłsudskiego. Nasza kudowska<br />
Henia Kolkówna − to wnuczka tego<br />
dzielnego legionisty. Stanisław (legionista)<br />
miał z żoną Anielą liczne potomstwo.<br />
Pracowita rodzina miała przedsiębiorstwo<br />
drogowe, kamieniarstwo, zlewnię mleka<br />
i znaczne grunta. Wśród tych dzieci, było<br />
dwóch bojowników kolejnej wojny. To<br />
Kazimierz (ur. w 1909 r.) − ojciec Henryki<br />
i jego brat Mieczysław (ur. w 1916 r.) −<br />
stryj Henryki.<br />
•<br />
II wojna światowa<br />
Napad niemiecki na Polskę 1 września<br />
1939 r. szybko odczuli jaworznianie. Do<br />
granicy było blisko. Zwaliła się na Jaworzno<br />
8 dywizja wehrmachtu, w której był<br />
także pułk kłodzki. Nie wiedzieli wtedy<br />
hitlerowscy żołnierze tego pułku, pochodzący<br />
przeważnie z ziemi kłodzkiej, że<br />
ludzie na których napadli w Jaworznie −<br />
już za parę lat − zasiedlą ziemię kłodzką,<br />
a oni będą zmuszeni iść gdzie indziej, jeżeli<br />
w ogóle wojnę przeżyją. Ojciec i stryj<br />
naszej Henryki nie ułatwiali im przeżycia.<br />
Obaj wzięli udział w wojnie i obaj drogo<br />
zapłacili za swoje zaangażowanie. W samym<br />
Jaworznie wszystko się zmieniło.<br />
Hitlerowcy włączyli Jaworzno do Rzeszy,<br />
ulokowali tu produkcję gazu trującego cyklonu<br />
B, w Firmie Tesch-Stebenow, utworzyli<br />
podobóz położonego niedaleko stąd<br />
Auschwitz-Birkenau. Firma Tesch-Stebenow<br />
dostarczała do Auschwitz cyklon<br />
B w ilościach zatrważających. W 1942<br />
było to 8,2 tony, w roku 1943 już 13,4 ton,<br />
a w 1944 ponad 20 ton. Do zabicia gazem<br />
ok. 2000 ludzi, jednorazowo, w komorach<br />
II i III krematorium tego obozu zagłady<br />
używano 2 kg cyklonu B.<br />
Rodzina Kolków utraciła prawie<br />
wszystko w czasie wojny, a po wojnie<br />
resztę z tego, co pozostało. Ojciec, Kazimierz<br />
Kolka walczył najpierw w kraju,<br />
potem, na zachodzie, brał udział w bitwie<br />
o Monte Cassino. Po wojnie, gdy powrócił<br />
do kraju, od razu miał kłopoty z nową<br />
władzą. Stryj, Mieczysław Kolka znalazł<br />
się w lotnictwie, w Anglii. Ponieważ<br />
szczupłość miejsca naszych łam nie pozwala<br />
na szerokie opisy − do tego chcemy<br />
jeszcze przedstawić malarstwo pana Antoniego<br />
Szafrańskiego − przeto w dalszej<br />
części polecimy z Mieczysławem Kolką<br />
po świecie, by pokazać tzw. światową<br />
część historii rodziny w ostatnim pokoleniu.<br />
Do tego skłania nas także prośba<br />
pani Henryki, by mniej akcentować jej<br />
własną osobę, czy bezpośrednich najbliższych,<br />
a bardziej tych, którzy zasłużyli<br />
się dla ogółu, a sami na tym nie zyskali.<br />
Niech nagrodą dla nich będzie nasza<br />
pamięć, utrwalająca rodzinę kudowską<br />
w szerszym dramacie historycznym.<br />
•<br />
Na zachodzie<br />
Dzieje pilotów z Jaworzna opisywała<br />
Zofia Żak, która poświęciła także wiele<br />
uwagi Mieczysławowi Kolce. Zmobilizowany<br />
został we wrześniu 1939 r. do<br />
2. Pułku Lotniczego w Krakowie-Dąbiu.<br />
Po załamaniu wojskowej obrony kraju<br />
− na skutek wkroczenia do wojny ZSRR<br />
− piloci i mechanicy lotnictwa ewakuowali<br />
się przez Rumunię na zachód, do<br />
Francji, dalej do Anglii. Po odpowiednim<br />
przeszkoleniu wojskowym w Anglii,<br />
Mieczysław Kolka został przydzielony<br />
do polskiego dywizjonu lotniczego 302,<br />
jako mechanik samolotowy. Uczestniczył<br />
w bitwie o Anglię. Był mechanikiem silników<br />
samolotowych w dywizjonie 303,<br />
a następnie − i już do końca wojny − służył<br />
w dywizjonie 308. Po zakończeniu<br />
wojny zmienił zawód, w kierunku techniki<br />
samochodowej. W 1947 r. wyjechał<br />
z Anglii do Południowej Afryki, do Johannesburga<br />
Przez pewien czas pracował<br />
w fabryce cegieł, prowadził remonty ciężkiego<br />
sprzętu, samochodów dostawczych<br />
i traktorów. Musiał być człowiekiem znanym<br />
i przedsiębiorczym, skoro stał się<br />
agentem handlowym kopalni diamentów,<br />
mającym rozległe powiązania z różnymi<br />
firmami. Miał duże możliwości prowadzenia<br />
tej działalności, ponieważ posiadał<br />
paszport na wszystkie kraje Afryki<br />
i Bliskiego Wschodu. Tak, jak wielu Polaków<br />
na powojennej obczyźnie tęsknił za<br />
rodzinnym krajem. Leszek Skrzypczak<br />
opisując dzieje pilota z innego polskiego<br />
dywizjonu określił ową tęsknotę i nostalgię,<br />
jako chorobę o nazwie „Polska”. To<br />
samo działo się z Mieczysławem Kolką.<br />
Gdy dowiedział się, że przypływa statek<br />
z Polski do portu afrykańskiego, pędził<br />
tam, by porozmawiać z Polakami. Zapracowany,<br />
zagoniony nie przykładał znaczenia<br />
ani do pieniędzy, ani do diamentów.<br />
I choć ani jednego, ani drugiego mu<br />
nie brakowało, to na dalekiej obczyźnie<br />
nic one dla niego nie znaczyły. Dla innych<br />
mogło to wiele znaczyć. Tak niemal<br />
idealistycznie i marzycielsko − zachowujący<br />
się człowiek, traci ostrożność − kusi<br />
los i staje się łatwo ofiarą życiowych zasadzek,<br />
a nawet przestępców. Po 24 latach<br />
samotnego życia w Afryce, w 1971 r. −<br />
ten bohater z wojny − został znaleziony<br />
nieprzytomny na ulicy Johannesburga.<br />
Nie odzyskawszy przytomności zmarł<br />
i został pochowany przez tamtejszą Polską<br />
Misję Katolicką. Zdolny, inżyniersko<br />
utalentowany człowiek, żołnierz i patriota,<br />
do tego mający wielkie możliwości<br />
zrobienia fortuny − ginie na obcym lądzie<br />
− nie mogąc sobie znaleźć miejsca<br />
w powojennym świecie.<br />
•<br />
Kolkowie zawsze kochali ziemię, wyrastali<br />
z niej, czuli z nią głęboki związek<br />
i bez niej trudno im żyć. Zabierano im<br />
18
ich ziemię w Jaworznie, ale miasto na tym<br />
rozwijało się. Nawet, gdy upaństwowiono<br />
to, czy tamto, było to jednak do zniesienia.<br />
W jakimś sensie nadal pozostawało,<br />
było. Gorzej, gdy łupił okupant, albo, gdy<br />
w wyniku wojny lądowali w obcym świecie.<br />
Tego nie wytrzymywali. Stare rody<br />
mają wielkie siły duchowe, ale zwykle<br />
trochę gorsze siły fizyczne. Coś za coś .<br />
Nasza, kudowska Henia Kolkówna,<br />
z pierwszych lat powojennych zawędrowała<br />
z rodziną tu, do tego miasta. Jakby<br />
do nowego Jaworzna, i nie tak odległego<br />
od starego Jaworzna, jak Johannesburg,<br />
czy Londyn jej stryja Mieczysława. Zew<br />
ziemi odczuwali Kolkowie przez całe stulecia.<br />
Wiele naszych rodzin ma fragmenty<br />
życia, podobne jak u Kolków. Związek<br />
z ziemią przeradza się w coraz rozleglejszy<br />
związek z życiem. Mądry Antonio<br />
Salas powiedziałby, że trzeba wszystko<br />
przekładać na język życia, a wtedy ono ci<br />
się odwdzięczy.<br />
Niech Wigilia i Święta Bożego Narodzenia upłyną<br />
spokojnie i radośnie , a w Nowym Roku i w przyszłości<br />
oby marzenia zmieniły się w rzeczywistość, a sukcesy<br />
przerosły oczekiwania.<br />
Czytelnikom „Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego” życzy<br />
Jakub Szulc, Poseł na Sejm RP<br />
Od Redakcji:<br />
W czasie Dnia Wielkopolski obchodzonego<br />
w czerwcu br. w kudowskim<br />
muzeum wspominaliśmy dwie postacie<br />
symboliczne dla tutejszego pogranicza:<br />
Stanisława Korońskiego i Czecha Nowackiego.<br />
Obaj z Wielkopolski. W literaturze<br />
czeskiej u Jiráska, Koroński jest wzorem<br />
polskiego patrioty. Zginął pod Nachodem<br />
w 1866 r. i kudowianie odwiedzają jego<br />
grób. Wzorem współczesnego polskiego<br />
żołnierza i patrioty był mjr pilot Czech<br />
Nowacki, który zamieszkał w pobliskich<br />
Dusznikach. Dzielnemu staremu żołnierzowi<br />
przychodzili z pomocą państwo<br />
Bogumiła i Leszek Skrzypczakowie. Na<br />
uroczystym spotkaniu w muzeum kudowskim<br />
pan Leszek Skrzypczak zapoznał nas<br />
z życiem i działalnością dzielnego pilota.<br />
Z przyjemnością zamieszczamy artykuł<br />
pana Leszka Skrzypczaka o tym wspaniałym<br />
człowieku i żołnierzu, który wybrał<br />
do życia tutejsze pogranicze i tu pozostał.<br />
„Stary żołnierz nie umiera” …przypomina<br />
o Ojczyźnie. A czego Ojczyzna teraz od<br />
nas wymaga ?<br />
W Dusznikach-Zdroju jest takie<br />
urokliwe miejsce, które w świadomości<br />
mieszkańców i licznych gości funkcjonuje<br />
jako „Czarny Staw”. Dochodzimy do<br />
niego alejką u wylotu której trafiamy na<br />
głaz przypominający strzaskane skrzydło<br />
samolotu. Na nim znajduje się tablica<br />
z inskrypcją:<br />
„Park imienia majora pilota Czecha<br />
Nowackiego. Czech Nowacki pilot 301<br />
Dywizjonu Bombowego i 138 Eskadry<br />
do Zadań Specjalnych Polskich Sił Powietrznych<br />
w Wielkiej Brytanii.<br />
Bohater II wojny światowej odznaczony:<br />
Leszek Skrzypczak<br />
STARY ŻOŁNIERZ…<br />
a NASZ CZAS<br />
− Orderem Virtuti Militari,<br />
− Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami,<br />
− Krzyżem Walecznych – trzykrotnie,<br />
− Krzyżem Armii Krajowej,<br />
− francuskim Krzyżem Ruchu Oporu.<br />
Mieszkaniec naszego miasta od 1989<br />
roku, aż do śmierci 23 kwietnia 2003<br />
roku”.<br />
Staraniem członków dusznickiego<br />
Lions Clubu i władz miasta ufundowano<br />
ten głaz i w taki sposób oddano hołd<br />
człowiekowi, który czternaście ostatnich<br />
lat swego życia spędził w Dusznikach-<br />
Zdroju.<br />
Ciąg dalszy na stronie 22<br />
19
MALARSTWO ANTONIEGO SZAFRAŃSKIEGO<br />
▶ Urszula Faroń-Bielecka<br />
Antoni Szafrański ciepły i serdeczny<br />
w bezpośredniej rozmowie,<br />
w Kudowie jest znany głównie<br />
z działalności zawodowej i społecznej,<br />
mniej z pasji plastycznej, którą zaszczepił<br />
mu ojciec. Przez ponad 30 lat pełnił<br />
funkcję głównego energetyka <strong>Kudowski</strong>ch<br />
Zakładów Przemysłu Bawełnianego,<br />
był też przez wiele kadencji radnym<br />
miejscowego samorządu. Przed studiami<br />
technicznymi ukończył liceum plastyczne<br />
w Częstochowie i dopiero po przejściu<br />
na emeryturę zajął się na poważnie malarstwem,<br />
chociaż jego główne hobby to<br />
żeglarstwo.<br />
Malarstwo portretowe, marynistyka,<br />
malarstwo na szkle i ikony, to główne<br />
nurty malarstwa pana Antoniego.<br />
W 1982 r. odbyła się na rynku w Opolu<br />
pierwsza wystawa marynistyczna, której<br />
inicjatorem był wieloletni przyjaciel Jerzy<br />
Łańcucki. W Kudowie pan Antoni miał<br />
dwie wystawy. Pierwsza wspólna z plastykami<br />
DPT „Cyganeria” − „Portret kobiety”<br />
w 2003 r. i druga indywidualna −<br />
„Ikony” w 2005 r. Ikon „napisał” w swym<br />
życiu około 90 dla rodziny i znajomych,<br />
z samej chęci tworzenia.<br />
Pisanie ikon to wyzwanie i pasja. Od<br />
średniowiecza pisze się wg tego samego<br />
kanonu.<br />
Pisanie ikony<br />
Ikony pisze się na drewnianych deskach,<br />
często z drzewa cyprysowego.<br />
Powierzchnia płaska jest żłobiona, lekko<br />
skurczona; brzegi wypukłe, stanowią naturalną<br />
ramę. Na desce kładzie się warstwę<br />
kleju, a na to kawałek płótna, który<br />
pokrywa się warstwą alabastrowego pudru,<br />
stanowiącego mocną podstawę dla<br />
malowidła. Na tym podkładzie artysta<br />
będzie malował, używając farb na ile tylko<br />
to możliwe zrobionych z naturalnych<br />
proszków, wymieszanych z żółtkiem jaj.<br />
Kiedy malowidło jest ukończone, na<br />
wierzch kładzie się warstwę ochronną,<br />
zrobioną z najlepszego oleju lnianego.<br />
Olej ten miesza się z różnymi żywicami,<br />
na przykład z żółtym bursztynem. Taki<br />
werniks wchłania farby i tworzy z nimi<br />
jednolitą, twardą i odporną masę. Zatrzymuje<br />
na swojej powierzchni kurz,<br />
co w miarę upływu czasu nadaje mu<br />
ciemnobrązowy odcień. Najważniejsze<br />
w ikonie jest oblicze. W praktyce pisania<br />
ikon poszczególne etapy pracy dzielą się<br />
na związane z twarzą i nie mające z nią<br />
związku. Ikonograf zawsze rozpoczyna<br />
pisanie od głowy, to ona dyktuje wymiar<br />
i pozycję ciała oraz resztę kompozycji.<br />
Człowiek z wielkimi oczami i nieruchomym<br />
spojrzeniem widzi świat poza<br />
ziemski. Punktem centralnym twarzy są<br />
oczy, od wewnątrz rozpłomienia je ogień<br />
niebieski i to duch na nas patrzy, wąskie<br />
wargi pozbawione są jakiejkolwiek<br />
zmysłowości (namiętności i łakomstwa),<br />
stworzone są po to, by śpiewać hymn<br />
uwielbienia, spożywać Eucharystię i dawać<br />
pocałunek pokoju. Wydłużone uszy<br />
Antoni Szafrański w swoim mieszkaniu w Kudowie-Zdroju<br />
słuchają ciszy. Nos jest zaledwie cienką<br />
krzywą linią; czoło, wysokie i szerokie,<br />
którego lekkie zniekształcenie podkreśla<br />
przewagę myśli kontemplacyjnej. To, co<br />
wiąże się z obliczem to nie tylko twarz<br />
i oczy, ale także i ręce. Każdy gest w ikonie<br />
jest na swój sposób przemyślany<br />
Kolory ikony<br />
W hierarchii kolorów pierwsze miejsce<br />
zajmuje złoty.<br />
Jest to jednocześnie kolor i światło.<br />
Złoto oznacza jasność Bożej chwały,<br />
w której przebywają święci, jest to światłość<br />
niestworzona, nie znająca dychoto-<br />
20
MALARSTWO ANTONIEGO SZAFRAŃSKIEGO<br />
▶ Urszula Faroń-Bielecka<br />
mii „światłość-ciemność”. Złote tło, złote<br />
nimby świętych, złoty blask wokół postaci<br />
Chrystusa, złote szaty Zbawiciela i złota<br />
asystka na szatach Bogurodzicy i aniołów<br />
− wszystko to służy do wyrażenia świętości<br />
i przynależności do świata wiecznych<br />
wartości. Złoto zawsze było drogim materiałem<br />
i z tego powodu w ruskiej ikonie<br />
złote tło było zamieniane przez inne,<br />
semantycznie bliskie kolory − czerwony,<br />
zielony i żółty (ochra). Czerwony kolor<br />
symbolizuje ogień Ducha, w którym Pan<br />
chrzci swoich wybranych, w tym ogniu<br />
wypalane jest złoto świętych dusz. Poza<br />
tym w języku rosyjskim słowo „krasnyj”<br />
znaczy nie tylko „czerwony”, ale także<br />
„piękny”, i dlatego czerwone tło miało<br />
asocjacje z niezniszczalnym pięknym<br />
Niebieskiej Jerozolimy. Zieleń symbolizuje<br />
życie wieczne, wieczne kwitnienie,<br />
jest to także kolor Ducha Świętego, kolor<br />
nadziei. Ochra, żółte tło − to kolor najbardziej<br />
bliski w widmie słonecznym złotu<br />
i z tego powodu często po prostu zamienia<br />
złoto, gdyż przypomina o złocie.<br />
Semantycznie najbardziej bliskim złotu<br />
jest kolor biały. Kolor ten również wyraża<br />
transcendencją i także jest równocześnie<br />
kolorem i światłem. Symbolizuje<br />
czystość, wspólnotę ze światem boskim.<br />
Kolor czarny, tak jak i biały, używany<br />
jest w ikonografii rzadko. Symbolizuje<br />
piekło, maksymalne oddalenie od Boga.<br />
Kolor czerwony i błękitny stanowią<br />
antynomiczną jedność.<br />
Czerwień i błękit symbolizuje miłosierdzie<br />
i prawdę, piękno i dobro, ziemię<br />
i niebo. W kolorach czerwonym i błękitnym<br />
maluje się szaty Zbawiciela. Przez<br />
te kolory wyraża się tajemnicę Wcielenia<br />
Boga: czerwień symbolizuje ziemską,<br />
ludzką naturę, krew, życie, męczeństwo,<br />
cierpienie, ale jest to zarazem kolor królewski<br />
(purpura); błękit wyraża zasadę<br />
Boską, niebo, nieosiągalność tajemnicy,<br />
głębię objawienia. Kolor szat Bogurodzicy<br />
jest taki sam − czerwony i błękitny, ale<br />
rozmieszczone są te kolory w odwrotnym<br />
porządku: szaty są błękitne, a na<br />
nich znajduje się czerwona (wiśniowa)<br />
chusta, maforion. Symbole nieba i ziemi<br />
połączone są inaczej. Jeśli Chrystus −<br />
Przedwieczny Bóg, stał się człowiekiem,<br />
to Bogurodzica − ziemska kobieta, zrodziła<br />
Boga. Połączenie czerwieni i błękitu<br />
można zobaczyć na przedstawieniach<br />
anielskich zastępów. Czerwony kolor<br />
występuje w szatach męczenników jako<br />
symbol krwi i ognia.<br />
określone etapy pracy, które odpowiadają<br />
nakładaniu kolorów od ciemnego − do<br />
jasnego: na przykład, aby namalować oblicze,<br />
najpierw kładzie się sankirę (ciemnooliwkowy<br />
kolor), następnie dokonuje<br />
się ochrowania (kładzenie ochry od<br />
ciemnej do jasnej), potem dokonuje się<br />
podrumianki, a na końcu bielenia − maluje<br />
się bieliki. Ikona nie zna światłocieni,<br />
ponieważ przedstawia świat absolutnej<br />
światłości.<br />
Ikona pisana jest światłem<br />
Kolor na ikonach nierozerwalnie łączy<br />
się ze światłem. Ikona jest pisana<br />
światłem. Technologia ikony zakłada<br />
21
HISTORIA<br />
▶ Leszek Skrzypczak<br />
Ciąg dalszy ze strony 19<br />
Korzenie<br />
Życie Czecha Nowackiego nie było<br />
zwyczajne od momentu narodzin. Już od<br />
chrztu nosiło ono znamiona legendy. Był<br />
jednym z trzech braci, którym ojciec – gorący<br />
patriota i zagorzały panslawista − dał<br />
imiona: Lech, Czech i Rus. Rodzice Czecha<br />
pochodzili z Wielkopolski, mieszkali<br />
w Poznaniu przy ul. Fabrycznej 1. Matka<br />
zajmowała się domem i pięciorgiem dzieci,<br />
gdyż Czech miał jeszcze dwie siostry.<br />
Ojciec prowadził przedsiębiorstwo nasienne.<br />
Bracia byli „po poznańsku ułożeni”,<br />
a jego nieustannie rozsadzała energia<br />
i chęć działania. Pasjonował się motoryzacją<br />
i lotnictwem. W gimnazjum założył<br />
kółko samochodowe, redagował gazetkę<br />
gimnazjalną i trenował boks. Na poznańskich<br />
mistrzostwach młodzików zemdlał<br />
na ringu na skutek pęknięcie wyrostka.<br />
W szpitalu lekarze nie dają mu szans.<br />
Przez kilka nocy walczy z bólem i snem,<br />
bojąc się, że gdy zaśnie, to umrze we śnie.<br />
Po kilku miesiącach znów staje na ringu.<br />
W czasie wakacji latem 1931 roku<br />
zalicza kurs szybowcowy w Ustianowej,<br />
w Bieszczadach. I tam po raz drugi<br />
ociera się o śmierć. Prymitywny, szkolny<br />
szybowiec typu „Wrona” spada na las<br />
z zablokowanymi sterami. Czech z tego<br />
wypadku wychodzi cało. Ma szesnaście<br />
lat i po tym wydarzeniu wie, że los jest<br />
po jego stronie i będzie latać. W roku<br />
1937 zdaje maturę i w gronie dwóch tysięcy<br />
kandydatów stara się o przyjęcie<br />
do Dęblińskiej Szkoły Orląt. Osiąga sukces.<br />
Zostaje jednym ze stu pięćdziesięciu<br />
młodych adeptów lotnictwa − podchorążych<br />
ostatniego, 13-go rocznika w Niepodległej<br />
Polsce.<br />
Zastrzelił się, bo nie dał rady.<br />
Twardy, bezwzględny i rygorystyczny<br />
trening ciała i charakterów, jaki przechodzili<br />
podchorążowie w Dęblinie ukształtował<br />
Czecha na zawsze. Na jego szkolnej<br />
legitymacji znajdowały się następujące<br />
słowa:<br />
„Pamiętaj, że każdy popełniony przez<br />
ciebie błąd, zostanie uogólniony i obniży<br />
w oczach społeczeństwa opinię twojej<br />
szkoły, twych kolegów, całego lotnictwa.<br />
Dlatego:<br />
− nie używaj alkoholu,<br />
− nie hazarduj,<br />
− nie zaciągaj długów,<br />
− nie wystawiaj weksli,<br />
− nie fanfaruj,<br />
− nie czyń drugiemu, co tobie nie miło.<br />
Pamiętaj, że jesteś podchorążym lotnictwa,<br />
że winieneś rozwijać w sobie siły<br />
duchowe, charakter, wolę, zaciętość, zaparcie<br />
się siebie, posłuszeństwo, skromność”.<br />
Kadra szkoły i nieopierzeni kandydaci<br />
na przyszłych pilotów bojowych słowa<br />
te traktowali z całą powagą i bez taryfy<br />
ulgowej. Gdy jeden z podchorążych nie<br />
zdał egzaminów na II rok − zastrzelił<br />
się. Na jego pogrzebie Komendant Szkoły<br />
powiedział: „Władek był za miękki,<br />
a Szkoła Podchorążych Lotnictwa nie<br />
jest dla takich, jak on”. Straszne słowa,<br />
straszna sytuacja, ale jakżesz dobitnie<br />
obrazuje to, czym była ta Szkoła i to wyzwanie<br />
dla młodych mężczyzn, którzy się<br />
z nim mierzyli i za wszelką cenę chcieli<br />
mu sprostać.<br />
Chaos odwrotu i bałkańska odyseja.<br />
1 września 1939 roku, dzień wybuchu<br />
II wojny światowej zastaje świeżo promowanego<br />
podporucznika na przepustce<br />
w Warszawie. Pogoda była piękna, szedł<br />
on warszawskim deptakiem w chwili,<br />
gdy na bezchmurnym niebie pojawiły się<br />
samoloty. Przechodnie zaczęli bić brawo,<br />
ale wraz z pierwszymi bombami prysło<br />
złudzenie i nadzieja: to nie byli sojusznicy,<br />
Francuzi, ani Anglicy. Był to bezwzględny,<br />
okrutny wróg.<br />
Pociągiem ewakuacyjnym, pełnym<br />
kobiet i dzieci Czech próbuje dotrzeć do<br />
Dęblina. W nalocie bombowym ginie maszynista<br />
pociągu. Czech jest świadkiem popłochu,<br />
chaosu i panicznej ucieczki pasażerów<br />
do pobliskiego lasu. W opuszczonym<br />
wagonie znajduje kilkuletniego chłopca,<br />
sparaliżowanego strachem. Po nalocie,<br />
pośród wielu trupów i rannych odnajduje<br />
jego ocalałą matkę. Jest to jego pierwsze<br />
zetknięcie z grozą lotniczego nalotu. Rodzi<br />
się w nim postanowienie: „…Zapłacę im za<br />
to! Będę pilotem bombowym…”<br />
Wędruje w stronę rumuńskiego przedmościa<br />
przez kraj ogarnięty pożogą wojny<br />
i chaosem odwrotu. Tam miały czekać<br />
nowe samoloty. Nic takiego nie zaistniało,<br />
był tylko tłum uciekinierów i dojmująca<br />
gorycz klęski. 17 września 1939 roku<br />
na przejściu granicznym w Zaleszczykach<br />
dowiedział się, że piloci z Dęblina<br />
przekroczyli już granicę, a obiecanych<br />
samolotów nie będzie.<br />
Zatrzymał się w Tulczy u rumuńskiej,<br />
nauczycielskiej rodziny. Pracował na budowie,<br />
aby zarobić na ucieczkę do Francji,<br />
bo Francja była jedyną nadzieją na<br />
walkę. Któregoś dnia wsiadł do pociągu<br />
jadącego do Bukaresztu, potem do autobusu,<br />
wreszcie pieszo dotarł do Jugosławii.<br />
W Splicie najął się do pracy u rybaka.<br />
Pomagał łowić ryby w zamian za mieszkanie.<br />
Obserwował ile rybak tankuje paliwa<br />
przed wyjściem w morze. Pewnego<br />
ranka bak był pełen, gdyż rybak wybierał<br />
się na daleki połów. Wypłynęli na Adriatyk.<br />
Kompas wskazywał zachód. Był to<br />
ten kierunek, o który chodziło Czechowi.<br />
Po godzinie wyjął rewolwer i powiedział<br />
rybakowi „…płyniemy do Włoch…”<br />
Rybak nie był zaskoczony. „Spodziewałem<br />
się tego. Od początku twój strój i ty<br />
wydałeś mi się podejrzany”. Wprawdzie<br />
wcześniej Czech zakopał wszystkie wojskowe<br />
akcesoria i odpruł guziki, ale widać<br />
szaro-niebieska bluza lotnika wciąż<br />
była zbyt wojskowa. Wieczorem dobili to<br />
włoskiego brzegu.<br />
Niemowa na torach.<br />
W nocy dotarł do maleńkiej stacji kolejowej.<br />
Z rozkładu jazdy wyciął nożem<br />
mapę Włoch, zwinął i schował pod bluzę.<br />
Ruszył torami w stronę francuskiej granicy.<br />
Nie znając języka udawał głuchoniemego<br />
i niepełnosprawnego. Spał w lesie<br />
lub na dworcach w pociągach odstawionych<br />
na bocznicach. Kradł kury i piekł je<br />
na ognisku, żebrał i nosił bagaże w zamian<br />
za parę lirów lub kanapkę chleba. Pewnego<br />
razu, gdy zdobył kilka lirów więcej wszedł<br />
do zatłoczonego, dworcowego baru i „na<br />
migi” poprosił o gorącą zupę. Obok niego<br />
stanęła młoda Francuska. Kiedy ra-<br />
22
HISTORIA<br />
▶ Leszek Skrzypczak<br />
zem wychodzili, ogarnięta współczuciem<br />
zaproponowała jemu podwiezienie własnym<br />
samochodem. Znużony i zmęczony<br />
zasnął w czasie jazdy. Kobieta ta zatrzymała<br />
samochód i zapytała „..Kim ty jesteś…<br />
mówiłeś przez sen…” Wtedy Czech przyznał<br />
się, że jest polskim pilotem i usiłuje<br />
dostać się do Francji. Szczęśliwym trafem<br />
okazało się, że jej mąż też był pilotem.<br />
Podwiozła go do granicy i poradziła, żeby<br />
ukrył się i przeczekał kilka dni do Nowego<br />
Roku, gdyż w tym dniu strażnicy graniczni<br />
„balują” i łatwiej będzie przedrzeć się<br />
przez granicę. Tak też uczynił. Noc była<br />
bezśnieżna i bardzo zimna, widział światła<br />
w budce granicznej, słyszał muzykę,<br />
śmiechy i odgłosy zabawy. Przeczołgał się<br />
pod zasiekami i …zameldował się u Francuzów.<br />
Od stycznia 1940 roku latał już w dywizjonie<br />
bombowym w Clermont-Ferrant.<br />
Francuskie rozczarowanie<br />
i upokorzenie<br />
Kampania francuska zakończyła się<br />
dla Czecha kontuzją kręgosłupa, której<br />
doznaje w czasie przymusowego lądowania.<br />
W szpitalu został zainfekowany<br />
wyjątkowo złośliwą odmianą szkarlatyny.<br />
Jak wspominał – ta szkarlatyna uratowała<br />
mu życie. W czasie, gdy leżał chory<br />
zginęła większość pilotów z jego klucza.<br />
Czech przeżywa ogromny zawód,<br />
wręcz cios. W gruzach legła jego wiara<br />
w potęgę Francji. Najsilniejsza, zwycięska<br />
w I wojnie swiatowej armia Europy<br />
zostaje rozbita w ciągu jednego miesiąca.<br />
Żołnierz francuski w swej masie nie chce<br />
walczyć. Dowództwo nie potrafi skoordynować<br />
działań. Oficerowie nie panują<br />
nad sytuacją. Żołnierze poddają się tysiącami<br />
i idą do niewoli. W czerwcu 1940<br />
roku słyszy radiowy apel „…Polscy lotnicy<br />
mają przedostać się do Anglii…” Tego<br />
samego dnia Czech wsiada do pociągu<br />
jadącego do Bordeaux. W porcie czekał<br />
już angielski statek, na którym dopłynął<br />
do Southampton.<br />
Wreszcie walka<br />
Po gorzkim, francuskim epizodzie nareszcie<br />
zaświtał promień nadziei. Czech<br />
widzi angielską determinację, spokój,<br />
wolę walki i przetrwania. Doświadcza<br />
wzorowej, brytyjskiej organizacji wojennego<br />
wysiłku. Po okresie półtorarocznego<br />
intensywnego szkolenia zostaje pilotem<br />
301 Dywizjonu Bombowego Polskich Sił<br />
Powietrznych w Wielkiej Brytanii. Odbywa<br />
szereg niezwykle niebezpiecznych<br />
lotów bojowych nad północnymi Niemcami.<br />
Bombarduje niemieckie zaplecze<br />
przemysłowe, między innymi zakłady<br />
Messerschmitta. W dniu 26 kwietnia<br />
1942 roku nad Rostockiem jego Wellington<br />
zostaje trafiony. Czech wykazuje niezwykłe<br />
opanowanie i mistrzostwo pilotażu.<br />
Przelatuje nad Bałtykiem na płonącej<br />
maszynie i pod linią wysokiego napięcia<br />
ląduje w Szwecji, ratując w ten sposób<br />
życie własne i swojej załogi. W Szwecji<br />
Czech zostaje internowany, jednak po<br />
kilku miesiącach zostaje przerzucony do<br />
Anglii. Po powrocie dostaje przydział do<br />
138 Eskadry do Zadań Specjalnych. Jednostka<br />
ta była przeznaczona do dokonywania<br />
zrzutów dla ruchów oporu w krajach<br />
okupowanych przez Niemcy, w tym<br />
dla polskiej Armii Krajowej. W czasie powrotu<br />
z takiej właśnie misji, dnia 9 października<br />
1943 roku zostaje ponownie<br />
zestrzelony nad Bałtykiem i ponownie<br />
zdołał dolecieć nad szwedzkie wybrzeże,<br />
gdzie wraz z załogą skacze ze spadochronem<br />
i ponownie ratuje życie. W Szwecji<br />
znów podlega internowaniu i znowu po<br />
kilku miesiącach wraca do Anglii.<br />
Co dalej …?<br />
Koniec wojny stawia przed nim dramatyczne<br />
pytanie, tak samo, jak przed<br />
innymi polskimi żołnierzami walczącymi<br />
na Zachodzie. Co dalej…? W jaki<br />
sposób po wojennej traumie odnaleźć<br />
się w normalnym, cywilnym życiu. Wielu<br />
wojennych bohaterów nie potrafiło<br />
sprostać temu wyzwaniu i znalazło się<br />
na dnie. Jednak nie Czech Nowacki. Był<br />
on dalej człowiekiem walki. Imał się różnych<br />
zajęć, aby zarobić pieniądze na studia<br />
i utrzymać rodzinę założoną w międzyczasie.<br />
Między innymi zajmował<br />
się kupowaniem starych domów, które<br />
odnawiał i sprzedawał z zyskiem. Swoją<br />
przyszłą żonę Joan poznał na potańcówce.<br />
Do Polish Resettlement Cors (Korpus<br />
Przysposobienia do Życia Cywilnego),<br />
gdzie po wojnie mieszkał z innymi pilotami<br />
zaproszono na zabawę pielęgniarki<br />
z miejscowego szpitala. Wśród nich była<br />
Joan. Wkrótce pobrali się i zamieszkali<br />
w Kornwalii. Ich pierwszy syn dostał<br />
imiona Lech Ryszard, a drugi – Robin Rus.<br />
Dramatyczne przeżycia i przeciwności<br />
losu nadszarpnęły zdrowie Czecha. Skłoniło<br />
go to do zainteresowania się medycyną,<br />
szczególnie medycyną naturalną.<br />
Zainteresowanie to przerodziło się w jego<br />
sposób na życie – Czech skończył studia<br />
i zdobył unikalną w tamtym czasie specjalność<br />
rehabilitanta. Pogłębiał swoje kwalifikacje,<br />
studiując tajniki medycyny Wschodu.<br />
Jego wiedza i niezwykłe umiejętności<br />
dały ponownie radość życia i przywróciły<br />
sprawność wielu, wielu ludziom, także<br />
w najbardziej beznadziejnych przypadkach.<br />
Czech osiągnął uznanie, pozycję<br />
społeczną i stabilizację. Jednak nostalgia<br />
i tęsknota za Polską, za melodią polskiej<br />
mowy drążyła go jak czerw.<br />
Powrót<br />
Czech był nieuleczalnie chory, a choroba<br />
ta nazywała się „Polska”. Zawsze<br />
pragnął do niej powrócić. Nie mógł tego<br />
uczynić bezpośrednio po wojnie, a później<br />
sprzeciwiała się temu żona. Dopiero<br />
po rozstaniu się z nią zostawił w Anglii<br />
wszystko, co zdobył i posiadał i w 1989<br />
roku wraca do Kraju. Czech był zawsze<br />
zapalonym, wszechstronnym sportowcem,<br />
w tym również narciarzem. W czasie<br />
poprzednich wizyt w Polsce poznał<br />
Zieleniec. Wybrał więc Duszniki-Zdrój,<br />
zauroczony ich położeniem, klimatem<br />
i atmosferą. Kupił piękny dom z ogrodem<br />
w dzielnicy Podgórze i stał się obywatelem<br />
Dusznik-Zdroju.<br />
Ostatnia wojna.<br />
Historia zatoczyła koło. Dom, w którym<br />
kiedyś gościł twórca hitlerowskiej<br />
Luftwaffe – marszałek Rzeszy Hermann<br />
Goring, prawa ręka Hitlera, stał się własnością<br />
polskiego pilota, kawalera Orderu<br />
Virtuti Militarii. W tym właśnie domu<br />
23
HISTORIA<br />
▶ Leszek Skrzypczak<br />
i ogrodzie Czech będzie przez 14 lat toczyć<br />
samotnie swoją – już tylko osobistą<br />
– wojnę. Toczy ją z przeciwnikiem okrutnym<br />
i bezwzględnym. Przeciw sobie ma<br />
koalicję nieubłaganych wrogów: biologię<br />
i kalendarz. Wysysają one powoli i nieodwracalnie<br />
żywotne siły z każdego.<br />
Niestety, dotyczy to także Czecha, który<br />
ukończył już 75 lat. Czech ma jednak nie<br />
tylko tych dwóch wrogów. Za ich plecami<br />
skrada się postępująca utrata słuchu<br />
i wzroku. Każdy z tych czterech wrogów<br />
oddzielnie rzuciłby na kolana i pogrążył<br />
w beznadziei i apatii każdego zwykłego<br />
człowieka. Jednak nie Czecha Nowackiego.<br />
Ten człowiek o duszy wojownika,<br />
stalowym charakterze i niezwykle silnym<br />
ukochaniu życia, nie ugiął się przed nimi<br />
do ostatniej chwili. Z uderzającą pogodą<br />
ducha zmagał się z chorobą, przeciwnościami<br />
dnia codziennego i oporem materii.<br />
Wybiegał myślami w przyszłość z niegasnącym<br />
optymizmem. Do ostatnich<br />
godzin swego życia snuł plany i marzenia.<br />
„…Dam radę…” Tak zawsze mówił<br />
Czech, gdy przyjaciele proponowali pomoc<br />
w pokonywaniu przeciwności dnia<br />
codziennego, piętrzącymi się przed samotnym,<br />
starym człowiekiem, który<br />
praktycznie nie widział i nie słyszał. „…<br />
Dam radę…” tak zawsze mawiał Czech<br />
Nowacki.<br />
Spoczął na dusznickim cmentarzu.<br />
Na jego grobie znajduje się prosta płyta<br />
z lotniczym orłem i epitafium:<br />
Major pilot Czech Nowacki.<br />
Ś. P.<br />
*21 marca 1915 † 22 kwietnia 2003<br />
Niezwykły Człowiek<br />
Bohater II wojny światowej<br />
Kawaler orderów polskich i angielskich<br />
odznaczony Krzyżem Virtuti Militarii<br />
dla którego słowa „Honor i Ojczyzna”<br />
były busolą całego życia.<br />
ODLECIAŁ POLSKI ORZEŁ…<br />
ZOSTAŁY JEGO CZYNY.<br />
Nasz czas<br />
Czy życie i losy Czecha Nowackiego<br />
mogą nieść jakieś przesłanie dla naszego<br />
czasu. Czasu, na szczęście dalekiego od<br />
grozy i okropności wojny, ostatecznych<br />
wyborów, wielkich, bohaterskich czynów<br />
i wielkich zbrodni. Nasz czas, czas<br />
pokoju i braku fizycznego zagrożenia, ale<br />
czas, w którym pogoń za ciepłą stabilizacją,<br />
pieniądzem, jeszcze jednym dobrem,<br />
czy splendorem, władzą, czy pozorem<br />
władzy usprawiedliwia się, wręcz promuje<br />
cechy, zachowania i postawy budzące<br />
zażenowanie, niesmak, dezaprobatę i palący<br />
wstyd za tych, którzy je prezentują.<br />
Patrzymy codziennie na ludzi, którzy<br />
z miedzianym czołem, ustami pełnymi<br />
Boga, Ojczyzny i Honoru, cynicznie<br />
i bez skrupułów uprawiają prywatę, zabiegają<br />
o doraźne, małe profity dla siebie,<br />
czy wąsko pojętej grupy interesu. Ludzie<br />
bezrefleksyjnie nadużywają tych wielkich<br />
słów, które w zestawieniu z ich postawami,<br />
zachowaniami i sprawami, o które<br />
bezwzględnie walczą, w ich ustach<br />
brzmią jak szyderstwo. Ludzie, którzy<br />
z barw i symboli narodowych, z białoczerwonego<br />
sztandaru i hymnu narodowego<br />
czynią stały element burd, rozrób<br />
i zadym godzących w ład społeczny, a nie<br />
rzadko w podstawowy interes Państwa.<br />
Nie mogę się powstrzymać od bardzo<br />
osobistej refleksji. W ciągu tych lat,<br />
w których danym mi było poznawać<br />
Czecha Nowackiego, w czasie wielu, wielu<br />
godzin rozmów o wszystkim, nigdy<br />
nie użył on tych Świętych dla niego Słów:<br />
”Honor i Ojczyzna”. On miał je w sobie,<br />
a nie na pokaz. Wyrażał je swoją postawą<br />
i całym swoim życiem. Kiedy czas i okoliczności<br />
tego wymagały był bohaterem,<br />
który dla wykonania powierzonego jemu<br />
zadania wielokrotnie był gotów oddać życie.<br />
Gdy zaś wojenna zawierucha ucichła<br />
swoimi talentami i z uporem zdobywaną<br />
wiedzą przywracał ludziom sprawność<br />
i radość życia. Kiedy choroba sięgnęła po<br />
jego niezniszczalny – jak jemu się wydawało<br />
– organizm walczył do końca, pełen<br />
pogody i optymizmu. Na ustach miał<br />
zawsze jego sakramentalne powiedzenie:<br />
„Dam radę”.<br />
Był człowiekiem, dla którego „patriotyzm”<br />
nie oznaczał pustego słowotoku<br />
i celebry. Oznaczał gotowość do najwyższego<br />
poświęcenia, gdy tego zażądała<br />
od niego historyczna chwila. W czasie<br />
pokoju słowo to oznaczało pracę, ciągłe<br />
doskonalenie i oddanie się wybranemu<br />
zawodowi, a także hart i upór w pokonywaniu<br />
przeciwności losu, gdy upomniała<br />
się o niego choroba i „metryka”.<br />
Nade wszystko zaś „patriotyzm” oznaczał<br />
prawość i uczciwość w postępowaniu<br />
i zachowaniu każdego dnia i każdej<br />
sytuacji. Był przykładem człowieka, który<br />
na pytania stawiane mu przez życie,<br />
pytania w sprawach wielkich i małych:<br />
„Jak postąpisz Czechu Nowacki, jak się<br />
zachowasz?” odpowiadał: „Przyzwoicie”.<br />
I tak postępował.<br />
Czy tak pojmowany i praktykowany<br />
patriotyzm nie powinien być naszą reakcją<br />
na dewaluację tego słowa w naszych<br />
czasach? Nieliczni tylko mogą i potrafią<br />
być bohaterami, ale każdy może być po<br />
prostu przyzwoitym…<br />
Może, ale czy potrafi …?<br />
Laureatem<br />
Nagrody Teresy Karch<br />
„Jestem bo jesteś”<br />
za rok 2009 została<br />
MARIA STACHNIK<br />
Gratulujemy.<br />
Koło<br />
Prawa i Sprawiedliwości<br />
w Kudowie-Zdroju<br />
życzy<br />
Wszystkim Czytelnikom „Pamiętnika”,<br />
mieszkańcom oraz gościom<br />
Wesołych Świąt,<br />
Szczęśliwego Nowego Roku<br />
oraz pomyślności naszej Ojczyźnie<br />
Zarząd Koła PiS<br />
w Kudowie-Zdroju<br />
24
świrzańskie noce i dnie<br />
▶ Józef Żółtański<br />
Od Redakcji: zbliżamy się do końca wspomnień pana Józefa Żółtańskiego ze<br />
Świrza, woj. Tarnopolskie. Nadchodzi zima… Jak to było – przed wojną – w Świrzu?<br />
Nasi Czytelnicy z Kudowy, powiatu kłodzkiego, ze Świdnicy, Jaworu, Legnicy,<br />
Lubina, Strzegomia i Wrocławia dziękują Panu Józefowi za podzielenie się z nimi<br />
tymi wspomnieniami.<br />
Wspomnienia cz. III<br />
Zima<br />
Prace gospodarcze zostały zakończone.<br />
Pierwsze przymrozki sprawiły, że<br />
posypały się liście z drzew. Mieszkańcy<br />
zbierali je skrzętnie na podściółkę dla<br />
bydła i na „zachaty”, ocieplając nimi ściany<br />
swoich domów, obór i kurników. Na<br />
drzwi i zbędne okna pleciono maty ze<br />
słomy, żeby w zimie jak najwięcej ciepła<br />
utrzymać w pomieszczeniach i oborach.<br />
Liśćmi dodatkowo zakrywano kopce<br />
ziemniaków.<br />
Listopad rozpalał wyobraźnię młodych<br />
chłopaków, którzy zaczynali organizować<br />
kolędę bożonarodzeniową.<br />
Decydowali kto będzie chodził z szopką,<br />
a kto z gwiazdą. Szopki robili sami. Musiała<br />
być co roku inna, poza tym dostosowywano<br />
do niej piosenki. Wkładano<br />
wiele wysiłku w te „próby teatralne”, żeby<br />
chodząc po wsi z kolędą i życzeniami,<br />
popisać się przed rodziną i znajomymi.<br />
Spora była grupa „aktorów” wcielających<br />
się w różne postacie jasełek. W tym<br />
czasie starsi zajmowali się świniobiciem,<br />
marynowaniem i wędzeniem mięsa. Ciekawe<br />
jest to, że gotowe połcie przechowywano<br />
w beczkach zakopanych w ziemi,<br />
by były świeże do świąt. Lodówek przecież<br />
nie było. Kobiety wypiekały słodkie<br />
strucle i kruche ciasteczka. Część z nich<br />
później wieszano na choinkę, część dzieciarnia<br />
wynosiła w kieszeniach.<br />
No i wreszcie Boże Narodzenie. Na<br />
święta zapraszano całą rodzinę. W domach,<br />
gdzie były osoby dwóch wyznań,<br />
Boże Narodzenie świętowano dwukrotnie.<br />
Raz w grudniu, drugi raz w styczniu<br />
− zgodnie z obrządkiem grekokatolickim.<br />
Trzeba było przyszykować dużo<br />
jadła, aby móc się wzajemnie i szczodrze<br />
gościć. Najważniejszą potrawą była kutia<br />
− oczyszczoną z łusek pszenicę gotowano<br />
i mieszano potem z miodem i makiem.<br />
Przygotowywana raz w roku na święta<br />
Bożego Narodzenia, kutia stanowiła potrawę<br />
bardzo lubianą przez wszystkich.<br />
W izbie rozścielano na ziemi snopek słomy,<br />
zdobiono choinkę kolorowymi łańcuchami,<br />
ciastkami, orzechami w złotkach,<br />
cukierkami, jabłkami. Na skrzynię, która<br />
najczęściej zastępowała stół, układano<br />
siano i przykrywano je białym obrusem.<br />
Na środku stołu kładziono bochen<br />
chleba, w którym tkwiła świeca. Na wigilię<br />
podawano dwanaście potraw, m.in.<br />
rybę, barszcz czerwony, gołąbki. Obowiązkowo<br />
czekano na pierwszą gwiazdkę,<br />
a gdy zabłysła, w modlitwie dzielono<br />
się opłatkiem, składano sobie życzenia.<br />
A potem ucztowano. Po kolacji dzielono<br />
się opłatkiem także z bydłem. Aż do pasterki<br />
o północy rozbrzmiewały chóralne,<br />
śpiewne kolędy. Święta, to był czas na<br />
porządny odpoczynek. Jedynie kolędnicy<br />
nie próżnowali, chodząc z szopką od chaty<br />
do chaty. Gdzieniegdzie ofiarowano<br />
im grosiki, gdzie indziej coś do jedzenia.<br />
Za wszystko dziękowali i brali do domu.<br />
Resztę dni spędzano wesoło, świątecznie,<br />
odwiedzając się wzajemnie, spędzając<br />
czas na gawędach, pieśniach, częstując się<br />
wódką. Na Nowy Rok od rana do wieczora<br />
chodzili „szczodrować”. Zamawiano<br />
rzeczywistość wygłaszając następujące życzenia:<br />
„Na szczęście, na zdrowie, na ten<br />
Nowy Rok, żeby Wam się rodziła pszenica<br />
i groch” lub „Był tu Święty Jan, powiedział<br />
żeście piekli kołaczki – szczodraczki, dajcie<br />
nam chleba, Wam Bóg zapłaci z wysokiego<br />
nieba”; „Niech Bóg pomnaża Wasze<br />
życzenia, Szczęść Boże, w domu, na polu<br />
i w komorze, niech będzie pochwalony Jezus<br />
Chrystus.” Złożeniu życzeń towarzyszyło<br />
rozsiewanie owsa po całym domu.<br />
Dziewcząt nie dopuszczano do uczestnictwa<br />
w „szczodrakach”, ponieważ wierzono,<br />
że wnoszą nieszczęście do domu.<br />
Zima w tym czasie była duża, śniegu<br />
nie brakowało, młodzi jeździli na<br />
łyżwach, nartach i sankach − sprzęcie<br />
własnej roboty. Np. narty wykonywano<br />
z desek odpowiednio je formując, niektórzy<br />
używali do tego celu klepek ze<br />
starej beczki odpowiednio profilowanej.<br />
Takie narty nadawały się do jazdy na<br />
ubitej drodze. Zamiast kijków używano<br />
tyki do fasoli. Zawodnicy, jeden po<br />
drugim startowali do wyścigu. Łyżwy<br />
robiono z klocka wyciętego pod obcas,<br />
zaokrąglonego na przodzie. Na spodzie<br />
miały stalówkę z obręczy oraz otwory na<br />
paski, którymi przywiązywano łyżwy do<br />
butów. Te zabawy zimowe sprawiały im<br />
dużo radości i uciechy. Starsi, te zimowe<br />
dni wykorzystywali do kończenia młocki.<br />
Zamożniejsi gospodarze posiadający<br />
w swoim dobytku konie, zarabiali zajmując<br />
się przewozem drzewa z lasu na stację<br />
kolejową do Bóbrki. Były to kloce, drzewo<br />
pocięte na sągi i „papierówka”. Dawało<br />
im to spory zarobek. Przewóz mógł<br />
się odbywać tylko przy dobrej pogodzie,<br />
bowiem zawieje i silne mrozy uniemożliwiały<br />
wyjazd z domu. Biedniejsi chodzili<br />
na zarobki do bogatszych, najmowali się<br />
do młocki, ale zarobku było nie wiele, bo<br />
dzień był krótki i przy mrozach praca szła<br />
niesporo. Mężczyźni schodzili się u któregoś<br />
z sąsiadów, grali w karty, opowiadali<br />
kawały oraz różne opowieści przekazywane<br />
z dziada, pradziada. Kobiety<br />
zbierały się razem do przędzenia i darcia<br />
pierza. Śnieg padał obficie, bywały dnie,<br />
że codziennie trzeba było kopać tunele<br />
do drogi i do budynków gospodarczych.<br />
Dom ogrzewało się paląc drewnem, które<br />
nie dawało tak dużo ciepła, jak węgiel, czy<br />
koks, używany obecnie. Fachowców było<br />
wielu: kowali trzech w miasteczku, na<br />
Szwarcówce i w Świrzyku. Bednarz wyrabiał<br />
beczki, szafliki, dzieże do rozczyniania<br />
chleba, krochmalnice, niecki i kołyski<br />
dla dzieci. Niektórzy dłubali w drzewie<br />
miękkim, przeważnie lipowym, różne<br />
przedmioty użytku kuchennego, przydające<br />
się w gospodarstwie jak czerpaki do<br />
nabierania zboża, szufle do obgartywania<br />
śniegu, łopaty do wyciągania chleba<br />
z pieca i magielnice do bielizny.<br />
25
świrzańskie noce i dnie<br />
▶ Józef Żółtański<br />
Garncarze wyrabiali garnki z gliny,<br />
które były używane do wszystkiego. Jeżeli<br />
chodzi o glinę, to miała ona zastosowanie<br />
wszechstronne. Budowano z niej<br />
(w stosownej porze roku) domy − lepianki.<br />
Fundamenty były z kamienia, szkielet<br />
chaty przeważnie dębowy. Do budowy<br />
zbierało się sporo ludzi. Kobiety urabiały<br />
glinę z wodą, mężczyźni nakładali ją<br />
na słomę i skręcali wałki do dwóch metrów.<br />
Wałki te wplatano między szczeble<br />
stojącego szkieletu. Tak powstawała<br />
ściana od podwaliny do płetwy dachu,<br />
z otworami na drzwi i okna. Gdy wysychały<br />
ściany kładziono dach z blachy<br />
lub dachówki, które też były wyrabiane<br />
w Świrzu. Wyschnięte ściany wyrównywano<br />
i kładziono na nie tynk, stolarkę<br />
okienną i drzwiową. Dom był gotowy.<br />
Ciepły, bo z naturalnego tworzywa, zbudowany<br />
wspólną pracą życzliwych ludzi.<br />
Nie płacono za pomoc, jedynie przyjęcie<br />
z wódką i serdeczne podziękowanie właścicieli<br />
nowo powstałego domu. Sąsiedzi<br />
składali serdeczne życzenia na szczęśliwe<br />
pożycie pod nowym dachem.<br />
Mieszkańcy mieli swoje lasy, tak zwane<br />
dąbrowy, gdzie wycinali budulec i drzewo<br />
na opał. (…) Rękodziełem, z którego<br />
znany był Świrz, były kosze wyplatane ze<br />
słomy i łoziny specjalnie do tego spreparowanej.<br />
Robiono koszyczki do wypiekania<br />
chleba, różne drobiazgi oraz kosze<br />
i pojemniki na zboże i bieliznę. Wycieraczki<br />
przed wejściem do domu robione<br />
były z warkoczy plecionych ze słomy<br />
żytniej, które zszywano sznurkiem. Na<br />
zimę, dla furmanów robiono kalosze ze<br />
słomy ocieplające nogi. Pracy i pomysłów<br />
było sporo, tym były zapełnione<br />
dnie i wieczory zimowe. Świrzanie byli<br />
samowystarczalni. Kołodzieje sporządzali<br />
koła do wozów, drabiny, podwozia<br />
do furmanek, pługi, taczki, i stolarkę<br />
budowlaną. Chcę jeszcze coś napisać<br />
o tych najbiedniejszych mieszkańcach<br />
Świrza. Pracowali zwykle sezonowo i to<br />
oboje rodzice. Dzieci zaś wysyłano do<br />
bogatszych gospodarzy na parobkowanie.<br />
Nieraz dzieciak wysyłany był daleko<br />
od domu i normalnie poza umową musiał<br />
wykonywać różne dodatkowe prace.<br />
Zapłatą było tylko jadło i niekiedy jakaś<br />
garderoba. Niejednokrotnie dzieci uciekały<br />
z powrotem do domu, już bez zapłaty,<br />
by znosić głód, ale ze swoimi. Wielu<br />
z tych ludzi wyjeżdżało za granicę do Łotwy,<br />
Niemiec i Francji, a nawet Ameryki.<br />
Teraz, gdybyś chciał znaleźć Świrzaka, to<br />
go znajdziesz na całym świecie. Ciągle<br />
szukamy kontaktów ze swoimi. Na tym<br />
kończę swoją opowieść o moim miejscu<br />
urodzenia i wychowania do lat osiemnastu.<br />
Opowieść spisałem wg mojej pamięci<br />
w 1997 r. w Kudowie-Zdroju, gdzie<br />
obecnie mieszkam.<br />
Tradycje Świąt Bożego Narodzenia w Kudowie<br />
Krzysztof Chilarski<br />
Podejmując temat obrzędowości dorocznej,<br />
w tym przypadku Bożego<br />
Narodzenia, w Kudowie, musimy zastanowić<br />
się czy chcemy odtworzyć przedwojenne<br />
tradycje tego terenu („Zakątka<br />
Czeskiego”, czes. „Český koutek” czyli 11<br />
wsi łącznie z Kudową), czy też chcemy<br />
zbadać różnorodność tradycji przywiezionych<br />
na te tereny po 1945 roku.<br />
Myślę, że warto na początku poznać<br />
odleglejsze tradycje regionu w którym<br />
mieszkamy, nawet jeśli wydają się być<br />
kulturowo czy religijnie obce. Zajmowałem<br />
się tymi zagadnieniami w przygotowywaniu<br />
pracy magisterskiej na Wydziale<br />
Etnologii Uniwersytetu Wrocławskiego.<br />
ZWYCZAJE CZESKIE W KUDOWIE<br />
Rejon podkudowski zamieszkany był<br />
przez Czechów wyznania katolickiego<br />
i protestanckiego, głównie ewangelickoreformowanego<br />
(kalwińskiego). Różnice<br />
wyznaniowe wiązały się przede wszystkim<br />
z obrzędami sprawowanymi w kościele.<br />
wieniec − Okres Adwentu rozpoczynano<br />
od wyplecenia z gałązek świerka<br />
lub jodły wieńca adwentowego. Wieniec<br />
ozdobiony wstążkami i czterema świeczkami<br />
ustawiano na stole lub wieszano<br />
pod stropem, a następnie w każdą niedzielę<br />
Adwentu zapalano kolejną świeczkę<br />
i śpiewano pieśni adwentowe. Takie<br />
wieńce spotykano zarówno u katolików<br />
jak i ewangelików.<br />
szopka − Elementem nieodzownym<br />
świąt Bożego Narodzenia była szopka<br />
betlejemska. Słynęła z nich cała Ziemia<br />
Kłodzka. Najsłynniejszą szopką kudowską<br />
jest szopka w Czermnej. Wykonana<br />
została przez Franciszka Stepana w latach<br />
1896-1924. W każdym kudowskim domu<br />
ustawiano szopkę bożonarodzeniową.<br />
Różnice w ich rozmiarach, konstrukcji<br />
i zastosowanych materiałach zależały od<br />
zamożności i pomysłowości konstruktorów.<br />
Obok rozbudowanych szopek<br />
z drewna, papieru, huby, słomy, kory<br />
drzew i mchu, których rozmiary dochodziły<br />
nawet do 5 m (szopka w Czermnej<br />
i Słonym) występowały szopki w całości<br />
wykonane z papieru o rozmiarach do 50<br />
cm. Szopki papierowe ograniczały się do<br />
przedstawienia samej stajenki, a w niej<br />
postaci ludzi i zwierząt.<br />
choinka − O wiele nowszą ozdobą bożonarodzeniową<br />
jest choinka. Pojawiła<br />
się w tutejszych domach w II poł. XIX<br />
wieku. Najczęściej stawiano drzewko<br />
świerkowe, rzadziej jodłowe, wysokości<br />
około 120 cm. Dekorowano je jabłkami,<br />
orzechami, piernikami, ozdobami<br />
z papieru, a w bogatszych domach nawet<br />
bombkami, dmuchanymi ze szkła zwierzętami,<br />
dzwoneczkami oraz lametą. Do<br />
gałązek przyczepiano spinacze, w których<br />
umieszczano świeczki. Na czubku<br />
choinki umieszczano gwiazdę, symbolizującą<br />
tę, która wiodła Trzech Króli do<br />
dzieciątka Jezus.<br />
potrawy − W wigilię Bożego Narodzenia<br />
katolicy uczestniczyli o północy w uroczystej<br />
mszy świętej zwanej „pasterką”.<br />
26
ZWYCZAJE i OBRZĘDY LUDOWE<br />
▶ Krzysztof Chilarski<br />
Ewangelicy w tym dniu o godz. 17 uczestniczyli<br />
w nabożeństwie upamiętniającym<br />
Narodzenie Pańskie. Katolicy po pierwszej<br />
gwiazdce na niebie, a ewangelicy bezpośrednio<br />
po nabożeństwie spożywali kolację<br />
wigilijną. Do powszechnych dań kolacji<br />
wigilijnej należały: zupa grzybowa lub<br />
zupa z suszonych owoców, ryby smażone<br />
podawane najczęściej w zalewie octowej,<br />
śledzie, strucle (czes. štĕdrak, vánočka),<br />
orzechy, suszone jabłka, śliwki i gruszki.<br />
Katolicy spożywali ponadto kluski jaglane<br />
z mlekiem i masłem oraz połamane bułki<br />
zalewane mlekiem z makiem. Kościół<br />
protestancki dopuszczał także spożywanie<br />
potraw mięsnych. Jadano m.in. bułczankę<br />
(jiternice) i siekane mięso podawane<br />
z ziemniakami i kapustą kiszoną.<br />
zabiegi i wróżby − Do zakresu praktyk<br />
magicznych należał powszechny wśród<br />
Czechów obu wyznań zwyczaj określany<br />
budzeniem drzewek. Dzieci w dzień<br />
wigilijny wychodziły boso wcześnie rano<br />
do sadu i uderzając każde drzewo owocowe<br />
kijem wypowiadały formułkę:<br />
„Stromečky stávej,<br />
ovoce dávej,<br />
ustroj se, umej se,<br />
je štědry deň”.<br />
Miało to spowodować obfitsze owocowanie<br />
drzew. Do tej kategorii praktyk<br />
należało także wysypywanie pod drzewka<br />
owocowe resztek z pokarmów spożywanych<br />
podczas kolacji wigilijnej m.in.<br />
łupin z orzechów i skórek z jabłek.<br />
Wśród licznych wróżb praktykowanych<br />
przez tutejszą ludność w dniu wigilijnym<br />
dwie były najpowszechniejsze:<br />
wróżba z pierwszego rozkrojonego jabłka<br />
i pierwszego rozłupanego orzecha.<br />
Jeżeli po rozkrojeniu jabłka w poprzek<br />
pestki były ułożone w gwiazdę to przepowiadano<br />
szczęście i zdrowie, jeżeli<br />
w krzyż – to śmierć w przyszłym roku.<br />
Rozłupany orzech był czarny w środku<br />
wróżył śmierć, jeżeli był zdrowy zapowiadał<br />
szczęście.<br />
kolędowanie − W okresie bożonarodzeniowym<br />
tutejsze domy odwiedzali<br />
kolędnicy. Kolędowało trzech starszych<br />
chłopców przebranych za mędrców ze<br />
Wschodu (Trzech Króli). Chłopcy wchodząc<br />
do domu śpiewali:<br />
„My tři králove,<br />
my jdeme k vám,<br />
štěsti, a zdravi<br />
vinšujem vám”.<br />
Powyższe omówienie przedwojennych<br />
zwyczajów bożonarodzeniowych w okolicach<br />
Kudowy nie wyczerpuje tematu<br />
i ze względu na ramy artykułu pominięto<br />
m.in. formy obdarowywania dzieci,<br />
wróżby matrymonialne, agrarne czy też<br />
przepowiednie meteorologiczne.<br />
Jeszcze przed zakończeniem II wojny<br />
światowej wielu tutejszych mieszkańców<br />
uciekło na stronę czeską w obawie przed<br />
zbliżającym się frontem, inni wyprowadzili<br />
się do Czechosłowacji w krótkim<br />
czasie po zakończeniu wojny, a około<br />
połowy mieszkańców wysiedlono do<br />
Niemiec. W latach 50. XX wieku w „Zakątku<br />
Czeskim” mieszkało już tylko ok.<br />
450 osób posługujących się językiem<br />
czeskim. Ostatnie wyjazdy do RFN miały<br />
miejsce w latach 60. XX wieku.<br />
ZAKOŃCZENIE WOJNY I ZMIANY<br />
LUDNOŚCIOWE<br />
Po wojnie Kudowa i okoliczne wsie<br />
zostały zasiedlone przede wszystkim<br />
przez ludność z różnych rejonów Polski,<br />
w szczególności z tych województw,<br />
w których z powodu przeludnienia brakowało<br />
ziemi. Najwięcej rodzin przyjechało<br />
z Krakowskiego, Kieleckiego,<br />
Rzeszowskiego, Łódzkiego, Lubelskiego,<br />
Warszawskiego, a także z Wielkopolski<br />
i z Żywiecczyzny. Te grupy osadników<br />
określa się w literaturze przedmiotu migrantami<br />
wewnętrznymi. Drugą grupę<br />
stanowiła ludność z terenów, które weszły<br />
w skład ówczesnego Związku Radzieckiego,<br />
przede wszystkim z byłych<br />
województw: lwowskiego, tarnopolskiego,<br />
stanisławowskiego, wołyńskiego,<br />
a w mniejszym stopniu z wileńskiego<br />
i nowogródzkiego. Ludność tę określano<br />
repatriantami, a w nowszej terminologii<br />
przesiedleńcami. Potocznie zaś nazywano<br />
ich „zabużanami”. Nieliczną grupę<br />
stanowili reemigranci, m.in. z Francji.<br />
W okresie powojennym nastąpiły zasadnicze<br />
zmiany w obrzędowości dorocznej<br />
zarówno wśród ludności napływowej<br />
jak i autochtonicznej. Wzajemne kontakty<br />
odmiennych grup ludności, konieczność<br />
przystosowania się do środowiska geograficznego<br />
oraz inne czynniki doprowadziły<br />
każdą grupę do zarzucenia niektórych<br />
zwyczajów powszechnych dla niej przed<br />
znalezieniem się w nowym miejscu zamieszkania.<br />
Wiele zjawisk kultury ludowej<br />
zanikło nie tylko w związku z faktem<br />
przesiedlenia, ale podobnie jak na terenie<br />
całej Polski z powodu gospodarczych,<br />
społecznych i kulturowych przemian wsi<br />
polskiej po II wojnie światowej.<br />
Największym zmianom w obrzędowości<br />
dorocznej uległo obchodzenie<br />
świąt Bożego Narodzenia. Doszło przede<br />
wszystkim do zaniku wielu tradycyjnych<br />
elementów tych świąt. Również w sposobie<br />
obchodzenia tych świąt przez tutejszych<br />
Czechów zaszły liczne zmiany. Były<br />
one następstwem wielu wymienionych<br />
powyżej procesów, a dodatkowo pojawiły<br />
się w nich liczne wpływy polskie, co<br />
było najczęściej związane z zawieraniem<br />
małżeństw polsko-czeskich.<br />
Świąteczna wieczerza w dniu wigilijnym<br />
poprzedzona była przygotowaniem<br />
wystroju izby-pokoju oraz potraw wigilijnych.<br />
Zarówno potrawy jak i wystrój<br />
mieszkania w rodzinach czeskich autochtonów<br />
i polskich osadników znacznie się<br />
różniły, chociaż i w grupie tych ostatnich<br />
zaznaczały się liczne odrębności w zależności<br />
od pochodzenia regionalnego.<br />
RÓŻNE POCHODZENIE,<br />
RÓŻNE TRADYCJE<br />
choinka − Nieodzownym symbolem<br />
świąt Bożego Narodzenia jest choinka.<br />
Zwyczaj ubierania w dzień wigilijny<br />
choinki znany był wszystkim osadnikom<br />
przybyłym na teren Kudowy, jednakże<br />
istniały rodziny, które zaczęły go praktykować<br />
dopiero tutaj. W niektórych grupach<br />
choinka (np. Krakowskie) zastąpiła<br />
tzw. połaźniczę lub podłaźniczkę, występującą<br />
w pierwszych latach powojennych<br />
w formie wieńca z jedliny lub wierzchołka<br />
jodłowego drzewka, przybranego kolorowymi<br />
ozdobami, które dawnym zwyczajem<br />
wieszano u sufitu.<br />
snopy − Zwyczajem powszechnie praktykowanym<br />
przez różne grupy polskich<br />
osadników w dawnym miejscu zamieszkania<br />
było stawianie w izbie snopów niewymłóconego<br />
zboża oraz słomy. Kilka<br />
lat po przyjeździe do Kudowy zwyczaj<br />
zarzucono. Snopki żyta, pszenicy lub<br />
jęczmienia (dziad) i owsa (baba) stawiali<br />
najczęściej w kącie izby wszyscy „zabużanie”,<br />
migranci z Rzeszowskiego, a rzadziej<br />
ludność przybyła z Kieleckiego,<br />
Lubelskiego czy Krakowskiego. Snopki<br />
te przynosił o zmierzchu w dzień wigilijny<br />
gospodarz i składał całej rodzinie życzenia<br />
wszelkiej pomyślności. Osadnicy<br />
27
ZWYCZAJE i OBRZĘDY LUDOWE<br />
▶ Krzysztof Chilarski<br />
z Kieleckiego snopek wkładali pod stół,<br />
a dodatkowo słomę zatykali za belki stropowe.<br />
Powyższe praktyki miały zapewnić<br />
pomyślność w gospodarstwie. Lwowiacy<br />
i Stanisławowiacy na snopkach przed<br />
wieczerzą kładli opłatek. Snopki z izby<br />
wynoszono w różnym czasie, jak i różne<br />
było ich późniejsze zastosowanie.<br />
słoma − Ustawianiu snopków towarzyszyło<br />
rozścielanie słomy na podłodze.<br />
Rozścieloną słomę nazywano dziaduchem<br />
(Lwowskie, Tarnopolskie, Wileńskie,<br />
Wołyńskie) lub babką (Stanisławowskie,<br />
Rzeszowskie). Kładziono się na niej<br />
w wieczór wigilijny w celu zapewnienia<br />
sobie zdrowia na cały rok. Spały na niej<br />
dzieci, poczym rano w dzień św. Szczepana<br />
słomę wynoszono. Zwyczaj ten miał<br />
symbolizować narodzenie się Chrystusa<br />
w stajni.<br />
pająki − Jeszcze kilka lat po wojnie<br />
osadnicy rekrutujący się głównie z Polski<br />
centralnej wieszali pod sufitem własnoręcznie<br />
wykonywane ze słomy i bibuły<br />
pająki,<br />
stół i opłatek − Szczególnie starannie przygotowywano<br />
stół do wieczerzy wigilijnej.<br />
Na stole pod białym obrusem umieszczano<br />
siano, na nim opłatek, a obok świece i krzyż.<br />
Ponadto na stole znajdował się bochenek<br />
chleba, który nie był krojony do kolacji<br />
wigilijnej, a także rozsypane ziarna zbóż,<br />
dorodne kłosy oraz czosnek. Powszechne<br />
do dzisiaj ustawianie na stole dodatkowego<br />
nakrycia dawniej posiadało inne znaczenie,<br />
mianowicie było przeznaczone dla dusz<br />
zmarłych członków rodziny.<br />
Zgodnie z tradycją wieczerza wigilijna<br />
do dzisiaj rozpoczynana jest wspólną<br />
modlitwą, czytaniem ewangelii, łamaniem<br />
się opłatkiem oraz wzajemnym<br />
składaniem sobie życzeń. Dzielenie się<br />
opłatkiem znane było wszystkim osadnikom.<br />
Po wojnie opłatek pojawił się<br />
w czeskich domach.<br />
potrawy − Współcześnie nie przestrzega<br />
się jak dawniej wymaganej zwyczajowo ilości<br />
potraw, których u ludności napływowej<br />
było najczęściej 12, a u autochtonów 9.<br />
Potrawą występującą tylko u ludności<br />
kresowej oraz u osadników z Rzeszowskiego<br />
była kutia. Przyrządzano ją ze<br />
specjalnie tłuczonej w stępie, a następnie<br />
prażonej pszenicy, do której dodawano<br />
utarty mak z miodem oraz czasem orzechy<br />
i bakalie. Współcześnie kutię przyrządza<br />
się coraz rzadziej. Maku dodawano<br />
do klusek, tzw. makiełki (osadnicy<br />
z centralnej Polski oraz przesiedleńcy<br />
z Wileńszczyzny), nadziewano nim pierogi<br />
podawane polane miodem (Wołyńskie),<br />
a także pieczono z nim placki: śliże<br />
(Wileńskie), łatki (Rzeszowskie), łamańce<br />
(Lubelskie), strucle (Kieleckie).<br />
Do podstawowych dań kolacji wigilijnej<br />
należą do dziś pierogi: nadziewane<br />
dawniej siemieniem lnu i konopi<br />
tzw. łochdziaki (Lwowskie), a przede<br />
wszystkim ziemniakami, grzybami lub<br />
grzybami i kapustą (wszystkie grupy<br />
z wyjątkiem osadników z Poznańskiego<br />
i Żywiecczyzny). Niektóre grupy kresowiaków<br />
znały uszka z grzybami. Drugą<br />
dominującą potrawą były gołąbki; nadziewana<br />
kaszą gryczaną (Tarnopolskie,<br />
Stanisławowskie, Lwowskie), jaglaną<br />
(Wołyńskie), ziemniakami (Rzeszowskie).<br />
Dodatkiem do farszu były grzyby.<br />
Wszyscy mieszkańcy przyrządzali kapustę,<br />
gotowaną najczęściej z grzybami,<br />
grochem lub fasolą. Oddzielną grupę stanowią<br />
dania z kaszy: kasza jęczmienna ze<br />
śliwkami (Krakowskie), kasza jęczmienna<br />
z olejem (Wołyńskie), kasza z mlekiem<br />
(Lubelskie), kasza z kompotem<br />
z suszu owocowego (Kieleckie), kasza<br />
z grzybami (Lubelskie). Suszone owoce<br />
najczęściej używano do przyrządzania<br />
kompotów oraz słodkich zup podawanych<br />
z kluskami, kaszą lub ziemniakami<br />
(Kieleckie, Łódzkie, Poznańskie). Śledzie<br />
i ryby słodkowodne (karp i szczupak),<br />
spożywane do dzisiaj, znane były wszystkim<br />
grupom regionalnym, różny był tylko<br />
sposób ich przyrządzania.<br />
Kolację wigilijną zaczynano zazwyczaj<br />
od zupy: barszczu czerwonego z grzybami,<br />
uszkami, lub fasolą, zupy grzybowej,<br />
żuru lub zupy z suszonych owoców.<br />
zakazy, zabiegi i wróżby − W okresie<br />
Świąt Bożego Narodzenia, a zwłaszcza<br />
w dniu wigilijnym, występowało wiele<br />
zakazów i zabiegów o charakterze magicznym,<br />
które miały zapewnić praktykującym<br />
je osobom pomyślność w życiu<br />
osobistym oraz powodzenie w pracach<br />
agrarno-hodowlanych. Dzień wigilijny<br />
sprzyjał również praktykowaniu różnego<br />
rodzaju wróżb. Powszechna jest do dzisiaj<br />
wiara, że sposób zachowania się w dniu<br />
wigilii Bożego Narodzenia ma wpływ<br />
na nadchodzący rok. Należy w tym dniu<br />
wcześnie wstać z łóżka, aby w następnym<br />
roku nie być leniwym, nie można<br />
się kłócić, hałasować i nie należy spożywać<br />
alkoholu. Zgodnie z dawną tradycją<br />
nie wstaje się od stołu podczas spożywania<br />
kolacji, aby rodzina się nie rozpadła.<br />
W tym samym celu obwiązywano nogi<br />
stołu łańcuchem lub powrósłem ze słomy.<br />
Przestrzegano również, aby nic nie<br />
wydawać z domu, aby nie zaznać biedy.<br />
W tym dniu nie należało: czesać się, aby<br />
m.in. uchronić się od bólu głowy, używać<br />
ostrych narzędzi np. wideł, siekiery, igły,<br />
nożyczek aby nie spowodować w następnym<br />
roku nieszczęścia w gospodarstwie<br />
(użycie w tym dniu siekiery mogło skutkować<br />
bólem zębów), kłaść się w ciągu<br />
dnia na łóżku, bo zboże w okresie dojrzewania<br />
mogło się wyłożyć.<br />
Do zabiegów hodowlanych należało<br />
praktykowane jeszcze w latach 70. XX<br />
wieku zanoszenie do obory opłatka dla<br />
bydła, żeby się dobrze chowało. Taki<br />
opłatek miał jasno-zieloną barwę, a podawany<br />
był sam lub połamany i wymieszany<br />
z solą bądź resztkami pożywienia<br />
z kolacji wigilijnej.<br />
Nie praktykuje się już wróżb matrymonialnych<br />
powszechnych dawniej<br />
wśród wszystkich grup regionalnych.<br />
Ludzie starsi powszechnie wymieniają<br />
wróżbę polegającą na nasłuchiwaniu<br />
przez dziewczyny po kolacji wigilijnej,<br />
z której strony domu szczeka pies, z tej<br />
strony miał przyjść przyszły małżonek.<br />
Nadchodzący rok przepowiadano na<br />
podstawie odwiedzin w dniu wigilijnym:<br />
jeśli pierwszy przyszedł mężczyzna to<br />
wróżono szczęśliwy rok, jeżeli kobieta to<br />
rok nieudany. Wizyta pierwszego mężczyzny<br />
mogła wróżyć także, że krowa<br />
w odwiedzonym gospodarstwie wyda na<br />
świat cielaka, a jeżeli przyszła kobieta to<br />
jałówkę. Pomyślność i zdrowie w nad-<br />
28
UNIA EUROPEJSKA<br />
▶ Bronisław MJ Kamiński<br />
chodzącym roku wróżyła wizyta dzieci<br />
i osób młodych. Zły rok, czyli taki, w którym<br />
się „nie darzy” przepowiadano kiedy<br />
pierwsi przyszli do domu ludzie starzy.<br />
kolędowanie − Oddzielny temat związany<br />
z Bożym Narodzeniem stanowi<br />
zwyczaj kolędowania, czyli obchodzenia<br />
domów przez grupy dzieci i młodzieży.<br />
Kolędowanie w Kudowie odbywało się<br />
w różnych formach. Kolędnicy chodzili<br />
najczęściej od wigilii do Trzech Króli.<br />
Wśród nich były grupy kolędnicze bez<br />
rekwizytów, kolędnicy z symbolami bożonarodzeniowymi<br />
– z rajem, z banią,<br />
z gwiazdą, z szopką, kolędnicy przebierańcy<br />
– z turoniem, z kozą, z niedźwiedziem,<br />
z konikiem oraz tzw. herody i trzej<br />
królowie. Współczesne kolędowanie bożonarodzeniowe<br />
w Kudowie występuje<br />
w formie szczątkowej. Zazwyczaj są to<br />
skrócone widowiska „herodowe”. Spotyka<br />
się także kolędników z gwiazdą, którzy<br />
składają życzenia i śpiewają kolędy.<br />
Artykuł napisany na podstawie pracy<br />
magisterskiej; Krzysztof Chilarski, Zwyczaje<br />
i obrzędy ludowe we wsi Pstrążna w powiecie<br />
kłodzkim, Uniwersytet Wrocławski,<br />
Kierunek Etnologia, Wrocław 2007 r.<br />
PRZESZŁOŚĆ I NOWE PAŃSTWO<br />
Prezydent Rzeczpospolitej podpisał<br />
Traktat Lizboński. Uczynił to w naszym<br />
imieniu. Kto nie wie, czy ten traktat jest dobry,<br />
czy nie dobry dla Polski, niech zajrzy<br />
do „Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego” nr 4 z br.<br />
Powstaje więc ogromna wspólnota państw<br />
europejskich. Zacznie do nas coraz bardziej<br />
docierać, że ośrodek mocy jest w Brukseli.<br />
Od 1 grudnia 2009 r. mamy nowe państwo:<br />
Unię Europejską. Na naszych oczach<br />
zmieniła się mapa świata. Mieszkając przez<br />
cały czas w Polsce byłem już obywatelem<br />
II Rzeczypospolitej, potem ZSRR, potem<br />
żyłem w koszmarze okupacyjnym III Rzeszy,<br />
potem w ojczyźnie ludowej, w naszej<br />
− czyli w PRL, potem znowu w Rzeczpospolitej<br />
(choć nie wiem w której: III, czy<br />
IV), teraz w Unii Europejskiej. Kawał historii.<br />
Kto wyszedł z tego z życiem, ten wie<br />
że żyje. Mieszkaniec Kudowy, Jan Broszko<br />
z Ciemierzyniec, nasz kudowski Sybirak<br />
mówi, że w pociągu na Sybir, w straszliwą<br />
zimę 1940 r. inaczej się życie odczuwało,<br />
niż dzisiaj. Gdy enkawudzista wchodził do<br />
wagonu sprawdzić, czy wszyscy żyją, matki<br />
podszczypywały dzieci by płakały. Nie<br />
płacze – znaczy się nie żyje, i ciche, słabe<br />
ale z jeszcze tlącym się życiem lądowało<br />
w śniegu, a pociąg jechał dalej i dalej. Po<br />
chwili dodał filozoficznie: jak płaczesz, to<br />
znaczy, że żyjesz − taki był świat.<br />
STRATEGIA „NIE LĘKAJCIE SIĘ”<br />
Nasz wielki Polak, Jan Paweł II powiedział<br />
i stale przypominał: „nie lękajcie się”.<br />
To dziwna strategia. „Nie lękajcie się” mówił<br />
także wtedy, gdy nakłaniał nas do integracji<br />
europejskiej. To brzmi jak zachęta<br />
do ufności, ale także do roztropności, ale<br />
także do wielkiego zdecydowania, niemal<br />
do walki. W domyśle można dodać „do<br />
przodu – nie lękajcie się!”. Wtedy także<br />
mówił: „Zachowajcie to dziedzictwo,<br />
któremu na imię Polska”. A to już może<br />
brzmieć nie tylko jak ojcowska prośba<br />
i rada, ale także, jak ostrzeżenie przed<br />
zdradą, przed przewagą „mieć” nad „być”,<br />
przed rezygnacją ze swojej ojczyzny i jej<br />
ducha. Czemu tak mocno akcentował nie<br />
lękajcie się ? Czego mielibyśmy się lękać?<br />
Ta strategia jest nam znana. Gdy,<br />
w czasie okupacji, hitlerowski okupant<br />
chciał nas porazić zabijaniem wszystkiego,<br />
co polskie, nasi pisali na murach<br />
„my hitlera w dupie mamy”. Czy mogło<br />
być coś mocniejszego od tak wyrażonej<br />
woli, od tej naszej determinacji? Tamci<br />
źle skończyli, a Polacy znaleźli się wśród<br />
zwycięzców. Nie lękaliśmy się, ponieważ<br />
wiedzieliśmy, że zło musi ponieść<br />
klęskę. To tylko kwestia kosztów. Aby<br />
ich było mniej, dobru trzeba pomóc.<br />
A czego teraz mielibyśmy się lękać? Jan<br />
Paweł II wypowiadał swoje myśli na bardzo<br />
wysokim stopniu ogólności. Mówił<br />
językiem filozofów, poetów i proroków.<br />
Powinniśmy go uznać za przewodnika<br />
na nowe czasy. Jak rzadko kto, znał nasze<br />
historyczne zaplecze i jeśli doradził nam<br />
wejście do Unii, to liczył na nasz rozum.<br />
Jeżeli coś zawalimy, to miejmy pretensje<br />
tylko do siebie samych. Czego więc mielibyśmy<br />
się lękać? Może utraty odwagi<br />
bycia sobą? Czy nie zanadto obawiamy<br />
się różnej maści szyderców? Czy dostatecznie<br />
zdecydowanie chronimy nasze<br />
polskie wartości i cenimy siebie samych?<br />
W moim własnym domu, mój znajomy<br />
z jednego z zachodnich krajów (nazwy nie<br />
wymieniam, by nie wprowadzać w błąd<br />
Motory Europy<br />
Bronisław MJ Kamiński<br />
Czytelników, co do mojej rzeczywistej<br />
intencji) pozwolił sobie na niestosowną<br />
uwagę pod adresem Prezydenta naszego<br />
państwa. Liczył pewnie na to, że potraktuję<br />
to jako dowcip, za pewną niemiecką<br />
gazetą. Powiedziałem mu zwyczajnie<br />
ale stanowczo, by nie zapominał, że jest<br />
to prezydent mojego państwa. Ponieważ<br />
to nie trafiło do niego, więc musiałem −<br />
używając jego języka − powiedzieć coś<br />
w tym stylu o politykach jego kraju. Wtedy<br />
trafiło. Ale, co najdziwniejsze: moja<br />
żona powiedziała w tym momencie, że ja<br />
go obrażam. A on nas nie obraża − zapytałem.<br />
Doszliśmy z żoną do zgodnego<br />
spostrzeżenia, że zagranicą, w obcym<br />
domu lub nawet zaprzyjaźnionym do<br />
głowy by nam nie przyszło wyrazić się<br />
29
UNIA EUROPEJSKA<br />
▶ Bronisław MJ Kamiński<br />
obraźliwie o ich czołowym przywódczym<br />
polityku. Chciałbym być dobrze<br />
zrozumianym: nie chodzi mi o to, że tak<br />
zachował się jakiś zachodni europejczyk,<br />
ale że to staje się możliwe z powodu pozwalania<br />
sobie przez naszych rodaków na<br />
obraźliwe i poniżające uwagi o naszych<br />
narodowych sprawach lub wręcz pokazywanie<br />
innym, jak to umiemy narzekać<br />
i opluwać siebie. Zapewniam Cię, Drogi<br />
Czytelniku, że ów nasz gość stał się odtąd<br />
bardziej delikatny i nawet sympatyczniejszy.<br />
Trzeba się cenić, jeżeli chcemy,<br />
by inni nas cenili i żebyśmy mieli dobrą<br />
własną samoocenę. Nie trzeba być przewrażliwionym,<br />
ale wystarczy szanować<br />
się. Co durniejsi spośród nas mają nawet<br />
jakąś osobliwą skłonność do poniżania<br />
siebie i wszystkiego, co polskie, a szczególnie<br />
w obcym otoczeniu. Nadmierna<br />
autoironia − to nie jest znak zdrowego<br />
rozumu. Nie musimy wypierać się tego,<br />
co złe, ale trzeba znać granice, gdzie<br />
kończy się czyjaś słuszność, lub własna<br />
usprawiedliwiona krytyka, a zaczyna się<br />
poniżanie i zwykła głupota. Nie lękajmy<br />
się …bycia sobą. I przede wszystkim:<br />
nie lękajmy się bycia lepszymi; lepszym<br />
od siebie wczoraj i lepszym od innych −<br />
etycznie i intelektualnie. Nie trzeba bać<br />
się wczorajszego błędu, jeżeli dzisiaj go<br />
naprawiliśmy. Filozof z Koła Wiedeńskiego<br />
(Reichenbach) wypowiedział kojącą<br />
sentencję: „Jeżeli, z chwilą uznania<br />
błędu za błąd poprawia się go − to droga<br />
błędu jest drogą prawdy”. Historia Polski<br />
nie kończy się na wejściu do Unii. Takie<br />
struktury ponadnarodowe − jak Unia<br />
− powstają i przemijają, a narody pozostają.<br />
Trzeba pamiętać jakim się było na<br />
wejściu i jakim może się być na wyjściu.<br />
Ciąży na nas naprawdę ogromna odpowiedzialność.<br />
STRATEGIA „KTO − KOGO”<br />
Jest także innego typu strategia, którą<br />
trafnie oddają słowa Lenina: „kto – kogo ?”.<br />
W każdej sytuacji: „kto – kogo?”. Taką<br />
− ten wódz proletariatu − miał strategię<br />
życiową. Strategia skuteczna, w walce, ale<br />
nie w budowaniu nowego. Taką strategię<br />
myślenia i działania miał także Hitler,<br />
Stalin i ich poplecznicy, chociaż w treści<br />
myślenia Hitler i Stalin różnili się zasadniczo,<br />
tak, jak różnią się bandyta i rewolucjonista.<br />
Ale, po co szukać daleko: wystarczy<br />
rozglądnąć się dookoła, w pracy,<br />
po sąsiedzku, na ulicy: czy takich nie widać?.<br />
„Kto – kogo?”. Jak takiego dojrzysz,<br />
to musisz wiedzieć, że jest to przypadek<br />
beznadziejny. Twój dobry gest zostanie<br />
odebrany jako głupota. Taki zmusza Cię<br />
do zastosowania wobec niego jego własnej<br />
strategii. O tym trzeba pamiętać,<br />
także w Unii. Ale to nie jest strategia<br />
w Unii. „Nie lękajcie się” – to jest to.<br />
ZASADA<br />
OGRANICZONEGO ZAUFANIA<br />
Każdy Polak wie , jak to Konrad Mazowiecki<br />
sprowadził do Polski krzyżaków<br />
i co z tego wyszło. Wcześniej, Węgrzy<br />
okazali się przezorniejsi i ich szybko<br />
wypędzili. Ufny gest polskiego księcia<br />
kosztował nas potem morze krwi i dzisiaj<br />
byłby zdradą narodową. W końcu poradziliśmy<br />
sobie, ale niepotrzebnie wielkim<br />
kosztem. W 2010 r. obchodzić będziemy<br />
600. rocznicę bitwy pod Grunwaldem.<br />
Dobrze, że wtedy poradziliśmy sobie<br />
z krzyżakami. Gdyby to się stało później,<br />
to ci, co wieźli pod Grunwald wielkie<br />
fury sznurów i kajdan na naszych rycerzy,<br />
uznaliby siebie za… wypędzonych<br />
z ich „małej ojczyzny”. Biblijne psalmy<br />
pouczają, że ludzie − jak świat światem<br />
− nastawiają na siebie sidła. Zasada swobodnego<br />
przepływu ludzi i kapitału w ramach<br />
Unii jest czymś dobrym i wzajemnie<br />
otwierającym ludzi na siebie. Trzeba<br />
jednak widzieć sprawy we wszystkich<br />
uwarunkowaniach.<br />
MOTORY EUROPY<br />
Gdzie są motory tej zjednoczonej<br />
Europy? W czym one tkwią? Wielu myśli<br />
o pieniądzach. Gdyby chodziło tylko<br />
o pieniądze, mówi jeden z moich przyjaciół<br />
− to cała ta Unia nie byłaby warta<br />
funta kłaków. Rozleciałaby się przy<br />
pierwszym kryzysie finansowym. A taki,<br />
prędzej, czy później się pojawi. Nawet<br />
bardziej prędzej. Tymczasem Unia ma<br />
potężne motory w jednoczeniu wokół<br />
ratowania środowiska naturalnego, we<br />
wspólnym rynku, wspólnej obronie,<br />
w różnorodności narodowych kultur na<br />
jednoczącej chrześcijańskiej glebie. Ufność<br />
narodów, co do tego, że szanowane<br />
będą ich kultury narodowe, a nawet<br />
stymulowanie tej różnorodności z Brukseli<br />
− może tworzyć potężny organizm<br />
utrzymujący sprawną całość. Naszą siłą<br />
staje się nasza kultura, mocna tożsamość<br />
narodowa. Prezydent Polski podpisał<br />
Traktat Lizboński − nie lękajmy się.<br />
BRACZE I DAWACZE.<br />
ŚWIAT NALEŻY DO TYCH,<br />
KTÓRZY DAJĄ<br />
To nie jest jednak całkiem tak, że co<br />
ma być − to będzie. Dziecko chroni pewnie<br />
także (trochę) Anioł Stróż, ale gdy<br />
dziecko wyrośnie i wychyli za dużo z kielicha,<br />
to i Anioł Stróż nie uchroni go, gdy<br />
wejdzie pod pędzącą ciężarówkę. Anioł<br />
ma też takiego dosyć i woli zająć się kimś<br />
lepszym. Czy nie za dużo mieszamy do<br />
wszystkiego Najwyższego, Świętych i Najświętszą<br />
Panienkę? − zapytałby Zagłoba.<br />
Nie liczmy na cuda, jeżeli nie wykorzystaliśmy<br />
rozumu, woli i doświadczenia<br />
historycznego, a nawet zwykłej życiowej<br />
zapobiegliwości i dzielności. Gdybyśmy<br />
− jako Polacy − w XVII i XVIII wieku<br />
bardziej dbali o swoje wojska, o szkolnictwo<br />
i siłę państwa (pamiętamy rozmowy<br />
z prof. J. Rzońcą w poprzednim PK), to<br />
pewnie nie byłoby rozbiorów, nie dalibyśmy<br />
potem podpalić naszego domu<br />
tym ze swastyką, i nie byłoby wyrzucania<br />
naszych dzieci w śnieg. Sami wleźliśmy<br />
w sidła. Nie liczmy tak bardzo na innych<br />
i tylko na branie, korzystanie, potem na<br />
cuda. Silny, nawet jak wdepnie w sidła −<br />
potrafi je zniszczyć. Słaby utknie i ginie.<br />
To jest aktualne także w Unii. Pewien<br />
nasz mądry rodak mówił, że świat należy<br />
nie do tych co zabijają, zagarniają<br />
i biorą, tacy źle kończą, ani do nienażartych<br />
i pysznych, lecz do tych, którzy<br />
dają mądrość, siły, swoją ofiarność (pieniądze<br />
także się liczą), swoją przezorną<br />
roztropność i odwagę. Świat należy do…<br />
dawaczy. Po nędzy, jaka nastała w Europie<br />
w wyniku II wojny światowej, Niemcy<br />
i inne kraje Europy Zachodniej brały<br />
pomoc amerykańską w Planie Marshalla.<br />
Byli braczami. Wzbogaceni stali się dawaczami.<br />
Dawali między innymi i nam,<br />
w trudnych latach po realnym socjalizmie.<br />
Chwała im za to i wdzięczność.<br />
Teraz − podobnie jak Niemcy − musimy<br />
szybko odwyknąć od mentalności<br />
braczy, wręcz taką mentalność zwalczać,<br />
podźwignąć się, umacniać się i pomagać<br />
innym. A tak się stać może, gdy zaufamy<br />
wezwaniu nie lękajcie się! To trzeba sobie<br />
uświadomić w związku z wydarzeniem<br />
1 grudnia 2009 r.<br />
30
Wydarzenia kulturalne<br />
▶ Wojciech Heliński<br />
Jedną z cech dojrzewania każdej społeczności<br />
jest praca na rzecz definiowania<br />
własnej tożsamości. W Kudowie<br />
zadanie to z dużym zaangażowaniem realizuje<br />
działające przy Muzeum Kultury<br />
Ludowej Pogórza Sudeckiego w Kudowie<br />
Pstrążnej − Centrum Edukacji Etnologicznej<br />
(CEE). Z inicjatywy CEE odbyło<br />
się spotkanie pt. „Kultura Chrześcijańska<br />
i kultura Islamu − pomosty do dialogu<br />
kultur.” Gościem wieczoru − w Klubie<br />
Seniora − był nauczyciel akademicki dr<br />
Sameer Ayyoub z Jordanii, sunnita. Spotkanie<br />
prowadził − pan Bronisław Kamiński.<br />
Takie spotkanie, dla mnie − jako mieszkańca<br />
Kudowy − było ważne z dwóch<br />
powodów: po pierwsze wśród nowych<br />
Kudowian mamy już przedstawicieli tej<br />
religii, po drugie sposobem odkrywania<br />
własnych korzeni jest m.in. konfrontacja<br />
z innymi. Do Klubu Seniora szedłem<br />
z mieszanymi uczuciami, jako KO-wiec<br />
od urodzenia czuję jakąś dziwną współodpowiedzialność<br />
za wszystko, co dzieje<br />
się w moim mieście. Bałem się, że albo<br />
sala będzie pusta albo (nie wiem co gorsze)<br />
zablokują ją jacyś reprezentanci idei<br />
konserwatywnych, nie dając pozostałym<br />
możliwości wysłuchania, co też ma nam<br />
do powiedzenia ten… muzułmanin. No<br />
właśnie, jak wiemy po wydarzeniach z 11<br />
września 2001 samo słowo „muzułmanin”<br />
może wywoływać w wielu Europejczykach<br />
dreszcz emocji, pełen różnych<br />
skojarzeń, jak: bomba, terroryzm, Jihad,<br />
zamaskowane kobiety… i wiele innych.<br />
Przed Klubem nie czekała żadna demonstracja,<br />
a w środku czekała pełna sala.<br />
Młodzież szkolna, nauczyciele, mieszkańcy<br />
Kudowy. Wow! Drugim zaskoczeniem<br />
była atmosfera panująca podczas<br />
spotkania − pełna życzliwej ciekawości.<br />
Miałem wrażenie, że sam gość nie spodziewał<br />
się tego. Pan Bronisław opowiedział<br />
na wstępie o pewnej swojej bardzo<br />
pouczającej rozmowie z muzułmaninem<br />
Dr inż. Sameer Ayyoub: Jordański (palestyńskiego pochodzenia) naukowiec<br />
i nauczyciel akademicki, dziennikarz, intelektualista i działacz w polonijno-polskich,<br />
arabskich i międzynarodowych towarzystwach naukowych, biznesowych<br />
i kulturowych. Urodził się 10 października 1964 roku w Hebronie na Zachodnim<br />
Brzegu Jordanu. Szkołę podstawową ukończył w Ammanie (Jordania) w 1979 roku.<br />
W 1982 roku ukończył szkołę średnią − ogólnokształcącą (zakończoną maturą).<br />
Ponadto, w latach 1976-1981 otrzymał kilka razy „Grand Prix” na Olimpiadach<br />
Czytania i Wiedzy Powszechnej. W sierpniu 1984 roku otrzymał pełne stypendium<br />
na studia w Polsce. Najpierw, ukończył kurs języka polskiego w Studium Języka<br />
Polskiego dla Cudzoziemców Uniwersytetu Łódzkiego w 1985 roku. Następnie rozpoczął<br />
dzienne studia magisterskie inżynierskiej na Wydziale Informatyki i Zarządzania<br />
Politechniki Wrocławskiej, w zakresie Organizacji i Zarządzania (specjalizacja:<br />
Systemy Zarządzania), który ukończył w dniu 14 stycznia 1992 roku. Uzyskał<br />
na Wydziale Organizacji i Zarządzania w Politechnice Łódzkiej tytuł doktora nauk<br />
ekonomicznych, w 2002 r. Jest autorem kilku książkowych i innego typu opracowań<br />
interdyscyplinarnych: naukowych, historycznych, krytyki literackiej (w języku<br />
polskim, arabskim, angielskim), opublikowanych w różnych czasopismach specjalistycznych.<br />
Jego życiorys naukowy i kulturowy został zamieszczony w ostatnich<br />
dwóch wydaniach prestiżowego leksykonu biograficznego: ”Kto Jest Kim w świecie<br />
arabskim” („Who is Who In the Arab World 2007/2008 oraz 2009/2010, Publitec<br />
Publications)<br />
Ahmedem, inżynierem z Maroka, który<br />
w roku 1979 montował we Wrocławiu<br />
urządzenia francuskie. W trakcie filozoficzno-religijnego<br />
dialogu wyszło, że pan<br />
Bronisław nie zna Koranu, a pan Achmed<br />
nie zna Ewangelii. Mimo to, obaj zgodzili<br />
się, że mogliby pomodlić się zarówno<br />
w kościele jak i w meczecie, ponieważ…<br />
Bóg jest ten sam. Na końcu doszli do<br />
sedna sprawy: religia może dzielić, ale<br />
łączy − wiara. Ponad podziałami jest…<br />
SPOTKANIE<br />
Z ISLAMEM<br />
Wojciech Heliński<br />
wiara i dzięki temu każdy może iść swoją<br />
drogą. Warto jednak znać tę drogę obok<br />
nas, którą podążają tacy sami jak my. Po<br />
co i dlaczego warto znać? Choćby dlatego,<br />
że w zawirowaniach historii drogi<br />
przecinają się i wtedy trzeba ze sobą<br />
rozmawiać. Spotkanie w Asyżu powinno<br />
być jakąś wskazówką. Ta opowieść pana<br />
Bronisława wytworzyła − już na wstępie<br />
− atmosferę wzajemnego zrozumienia.<br />
Dr Sameer Ayyoub nie miał turbanu,<br />
ani długiej brody, wyglądał jak skromny,<br />
schludny polski biznesmen po dużej<br />
dawce solarium. Rozpoczął swoje wystąpienie<br />
od przybliżenia idei Islamu oraz<br />
przypomnienia kilku fundamentalnych<br />
praw tej religii i jej wpływu na obszar<br />
kulturowy zamieszkały przez jej wyznawców.<br />
Po tym wykładzie rozpoczęła się<br />
część zwana „pytanie z sali”. Część, której<br />
nie da się wyreżyserować, nawet jeśli się<br />
bardzo chce, aby było miło. A tu… było<br />
bardzo pozytywnie. Szczerze. Pytań było<br />
wiele i chętnie powtórzę to drugi raz −<br />
pełne były życzliwej ciekawości. Nawet<br />
jeśli dotyczyły tematów, których nie<br />
chciano, aby poruszać je na okoliczno-<br />
31
Wydarzenia kulturalne<br />
▶ Wojciech Heliński<br />
ściowym raucie w ambasadzie. Pytaniom<br />
nie było końca i ostatecznie po trzech<br />
godzinach spotkania organizatorzy z wyraźnym<br />
trudem musieli podjąć decyzję<br />
o jego zakończeniu. Dobrze rokuje to<br />
kolejnym takim inicjatywom, a mam nadzieję<br />
(pewnie jak pozostali uczestnicy<br />
tego wydarzenia), iż ta idea zainicjowana<br />
przez dyrektora Kamińskiego będzie<br />
kontynuowana. Z wielu powodów i sam<br />
nie wiem, który ważniejszy. Jak wiemy<br />
stosunek do „obcych” jest miarą dojrzałości<br />
narodu. Polska w swej wielowiekowej<br />
historii ma wiele złotych zgłosek,<br />
ba nawet całych zdań. Niestety nie obce<br />
były i są nam konflikty. Najczęstszą ich<br />
przyczyną jest niewiedza (nazywana też<br />
głupotą, czy ładniej ignorancją). Takie<br />
spotkania naszą wiedzę poszerzają. Pod<br />
warunkiem, że mamy w sobie gotowość<br />
uczestniczenia w nich. Ta wiąże się z pewnym<br />
poziomem intelektualnym. Chwała<br />
zatem nauczycielom, którzy przyciągnęli<br />
swoich uczniów. Choć, tak na marginesie,<br />
mam wrażenie że taka forma edukacji<br />
bardziej przydałaby się wielu tzw.<br />
dorosłym. Obserwując bowiem moją 16-<br />
letnią córkę − która bądź co bądź reprezentuje<br />
pokolenie, o którym większość<br />
ludzi po trzydziestce nie ma najlepszego<br />
zdania − widzę że dla jej rówieśników, temat<br />
różnic pomiędzy ludźmi jest raczej<br />
źródłem poszukiwań i ciekawości, aniżeli<br />
przyczynkiem do budowania murów.<br />
W jej młodym środowisku pojawiają się<br />
Bułgarzy, Turcy czy Cyganie, (nie piszę<br />
o Anglikach, Niemcach czy Amerykanach<br />
– przed tymi rodzice nie przestrzegają)<br />
pojawiają się dzieci muzułmanów, buddystów<br />
czy zielonoświątkowców (tacy<br />
też mieszkają w Kudowie, obok 99% katolików).<br />
I widzę (nie ukrywam, że śledzę<br />
to uważnie), iż oprócz portalu sciaga.pl,<br />
na którym znajduje ona odpowiedzi na<br />
zadania szkolne, odwiedza ona portale<br />
typu islam.pl, czy szlifuje swój angielski<br />
w słowniku online. Po co o tym wspominam?<br />
Za 10-15 lat, losy Kudowy będą<br />
w rękach naszych dzieci, a dzisiaj mamy<br />
jeszcze wpływ na to jakimi będą gospodarzami<br />
swojej małej ojczyzny. Spotkanie,<br />
które opisuję jest dla mnie zmierzaniem<br />
ku dialogowi między kulturami, ale<br />
i dialogiem między różnymi, wyznaniowo<br />
czy kulturowo mieszkańcami Kudowy.<br />
Nie wiem jak szanowni czytelnicy −<br />
ja klaskam i głaskam. Oby więcej.<br />
Post scriptum kulinarne<br />
Ponieważ w moim pisaniu do Pamiętnika<br />
<strong>Kudowski</strong>ego prowadzę naszych<br />
Czytelników po różnych dziwnych i apetycznych<br />
kulinariach, tak więc i teraz<br />
niech nastąpi nasze zajrzenie do kuchni<br />
islamskiej, które potraktuję jako wypicie<br />
kawy z tą kulturą. To bardzo ważny<br />
pierwszy krok, gdyż jak podają mądre<br />
księgi: ”Picie kawy i herbaty to w Jordanii<br />
rytuał. To symbol gościnności i poważania.<br />
Jeśli gospodarz zaproponuje nam<br />
kawę do picia, nie powinno się odmawiać.<br />
Dolewają jej tak dużo, aż nie zakryje<br />
się ręką filiżanki. Etykieta przewiduje,<br />
iż na imprezach różnego typu wypicie<br />
zwykle jest do trzech filiżanek (na szczęście<br />
są maleńkie). Kawa jest zwykle gorzka<br />
i bardzo mocna, ale aromatyczna,<br />
mieszana z kardamonem”.<br />
Mieliśmy zatem trzy, zapoznawcze<br />
godziny niczym trzy filiżanki, zgodnej<br />
z etykietą, mocnej kawy. Czekamy na<br />
uroczystą kolację (asza)! Celem przygotowania<br />
się, podaję kilka zwyczajów<br />
i przepisów, choć wiem, że w Kudowie<br />
kuchni orientalnej można spodziewać się<br />
w punktach „Samos” i „Kebab Hause”.<br />
Jedzenie w krajach arabskich to nie<br />
tylko potrzeba ale cały rytuał, celebrowany<br />
zwłaszcza kiedy przyjmuje się gości.<br />
Do tradycyjnych dań kuchni jordańskiej<br />
należą: przystawki muqabillat, w postaci<br />
sałatki, pasty z mięsa lub warzyw, z których<br />
bez trudu można skomponować<br />
cały obiad. Natomiast mazzeh podaje się<br />
do różnych rodzajów napojów.<br />
Jeśli chcemy (na wycieczkach poza<br />
domem) skosztować specjałów, sięgnijmy<br />
po kofte (grilowane kiełbaski z mielonego<br />
mięsa), kebab (kawałki jagnięcego<br />
pociętego w paseczki mięsa z różnymi<br />
dodatkami) lub mahshi czyli warzywa<br />
nadziewane ryżem i mięsem. Narodową<br />
potrawą Jordanii jest mansaf − jagnię pieczone<br />
z aromatycznymi ziołami, z sosem<br />
fermentowanym specyficznie przygotowanym<br />
z gotowanego suszonego jogurtu,<br />
podawane z ryżem, migdałami, nasionami<br />
sosny i orzechami. Bardzo popularne<br />
są falafel (kulki z ciecierzycy smażone na<br />
głębokim oleju w chlebie pita –podam<br />
przepis poniżej) lub shaorme (odpowiednik<br />
greckiego gyrosa). Desery i słodycze<br />
jordańskie są rzeczywiście bardzo<br />
słodkie, oparte głównie na miodzie i syropie<br />
oraz orzechach np. kunafeh, jest to<br />
ciasto przygotowane jako słodki wypiek;<br />
baklawa − ciasto z orzechami i miodem<br />
lub mushabak − ciasto oblane syropem.<br />
Pamiętajmy:<br />
Muzułmanie mogą spożywać jedzenie<br />
UGOTOWANE przez wyznawców judaizmu,<br />
ale nie mogą jeść mięsa zabitego<br />
przez wyznawców innej wiary.<br />
Lecz pierwszeństwo ma mięso halal,<br />
czyli gdy zwierzę jest zabite przez muzułmanina,<br />
wymawiając formułkę: „w imię<br />
Boga(Allah), Bóg jest wielki”, i podcinając<br />
gardło zwierzęciu, tak aby najpierw<br />
krew uszła. W razie, jak nie ma mięsa<br />
halal, muzułmanie mogą też jeść mięso<br />
inne niż halal, zabite przez ludzi księgi<br />
(chrześcijan, żydów). Jeśli nie ma takiej<br />
możliwości aby jeść halal, przed spożyciem,<br />
należy wymówić słowa „w imię<br />
Boga” BISMILLAH. Dotyczy to mięs,<br />
oprócz wieprzowiny, która jest zakazana<br />
muzułmanom.<br />
Zakazane jest im spożywanie mięsa,<br />
które jest zabite przez inne ludy, lub<br />
zabite na chwalę innych bóstw. Odpada<br />
zatem niedzielny rosół lub imprezka po<br />
świniobiciu − nie wiem jak Dożynki.<br />
Ramadan to dziewiąty miesiąc kalendarza<br />
muzułmańskiego. Przez około 30<br />
dni od świtu do zachodu słońca obowiązuje<br />
post, a muzułmanie powstrzymują<br />
się od jedzenia, picia, palenia tytoniu<br />
oraz seksu. (...) Post jest jednym z pięciu<br />
obowiązków każdego muzułmanina, jednak<br />
nie wszyscy go przestrzegają. Niektórzy<br />
dotrzymują postu tylko przez część<br />
miesiąca. Ramadan, jako miesiąc święty<br />
szanowany jest przez większość muzułmanów,<br />
także przez tych, którzy w ciągu<br />
roku nie są zbyt religijni. W większości<br />
państw muzułmańskich, zwłaszcza<br />
w Arabii Saudyjskiej przestrzeganie Ramadanu<br />
jest obowiązkowe, a za złamanie<br />
zakazu jedzenia w miejscu publicznym<br />
grozi nawet kara więzienia. Wielu ludzi<br />
nie zdaje sobie sprawy z tego, że wiele potraw<br />
i napojów, uznawanych za europejskie,<br />
w rzeczywistości ma muzułmańskie<br />
pochodzenie. Przykładem tego jest kawa,<br />
która gości na stołach podczas śniadań<br />
w większości domów.<br />
Kawa została odkryta przez muzułmanów<br />
w okolicach X wieku. Jej picie miało<br />
swój początek w Jemenie. Zamiast zjadać<br />
32
Wydarzenia kulturalne<br />
▶ Wojciech Heliński<br />
całe ziarna kawy, Jemeńczycy postanowili<br />
je gotować, tworząc w ten sposób napój<br />
nazwany Al-Qahła. Inne źródło podaje,<br />
że słowo kawa pochodzi z języka arabskiego,<br />
w którym słowo kahleh oznacza<br />
pokrzepiający. Właściwości tego napoju,<br />
sporządzanego z ziaren kawy odkryto<br />
w Abisynii, skąd w XIV wieku przywieziono<br />
ją do Arabii. Na początku kawa<br />
była napojem muzułmanów, którzy przy<br />
jej pomocy zwalczali senność i zmęczenie<br />
podczas całonocnych modlitw.<br />
Maniery jedzenia w Islamie<br />
Jak zacząć<br />
Kiedy Muzułmanin zaczyna jeść powinien<br />
rozpocząć imieniem Allaha jak<br />
Prorok Muhammad powiedział: „Kiedy<br />
ktoś z was je, powinien wspomnieć imię<br />
Boga (tzn. powiedzieć „Bismillah”). Jeśli<br />
zapomni wspomnieć imię Allaha na początku,<br />
powinien powiedzieć (jak sobie<br />
przypomni): „Zaczynam w imię Allaha,<br />
na początku i na końcu.”<br />
Prorok wyjaśnił, że szatan uczestniczy<br />
w jedzeniu, jeśli imię Allaha nie jest<br />
wypowiedziane na początku jedzenia.<br />
Jednakże, jeśli ktoś zapomni na początku,<br />
a następnie przypomni sobie i powie<br />
wyżej wymienione, szatan jest zmuszony<br />
zwymiotować to, co zjadł.<br />
Maniery<br />
Najlepszym sposobem spożywania pokarmu,<br />
jest jedzenie palcami. Towarzysz<br />
Proroka Kaab Ibn Mlik zrelacjonował, że<br />
widział Wysłannika jedzącego trzema palcami,<br />
a gdy skończył oblizał je.<br />
W dzisiejszych czasach Muzułmanie<br />
wybierają naśladowanie raczej niewierzących<br />
niż Proroka i preferują jedzenie nożem<br />
i widelcem, niż palcami. Nie jest więc<br />
zabronione jedzenie sztućcami, ale gdyby<br />
ktoś chciał uznać ten sposób jedzenia<br />
(z nożem i widelcem) za lepszy, bardziej<br />
kulturalny – to pomyliby się. Dlaczego? Ponieważ<br />
Prorok jadł przy pomocy palców,<br />
i inny sposób jedzenia – niż Proroka – nie<br />
może być uznany za lepszy. Trzeba również<br />
nadmienić, że jeśli ktoś wybiera jedzenie<br />
z pomocą noża i widelca, to powinien się<br />
upewnić, że widelec jest w prawej, a nie<br />
w lewej ręce. To dlatego, że jedzenie lewą<br />
ręką jest zabronione. Prorok powiedział:<br />
„Nie jedzcie lewą ręką, ponieważ szatan<br />
je lewą ręką.”<br />
Inną rzeczą, którą Prorok nauczył odnośnie<br />
sposobów jedzenia, jest to, iż należy<br />
zawsze jeść z tego, co jest najbliżej nas,<br />
Falafel − placuszki z grochu<br />
Porcja dla 4-6 osób.<br />
Czas przygotow. 2 godz. 45 min.<br />
250g grochu włoskiego,<br />
1 łyżka drobno posiekanej zielonej pietruszki,<br />
1 łyżka drobno posiekanej kolendry,<br />
4-5 cebulek dymek,<br />
1 ząbek czosnku,<br />
1/2 łyżeczki kminku, sól, pieprz,<br />
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej,<br />
olej do smażenia.<br />
1. Groch opłukać, zalać wodą i moczyć przez 8 godz.<br />
2. Usunąć z wody kawałki skórki, które oddzieliły się od grochu. Odcedzić<br />
go, osuszyć na ściereczce i zemleć w maszynce z sitkiem o małych<br />
otworach. Groch powinien mieć konsystencje suchego puree.<br />
3. Pietruszkę i kolendrę posiekać. Wymieszać z grochem. Czosnek i zielone<br />
końce cebulek posiekać, a następnie wraz z kminkiem, solą<br />
i pieprzem oraz sodą dodać do reszty. Dobrze ugnieść. Wstawić do<br />
lodówki na 2 godz. do wyschnięcia.<br />
4. Lekko zmoczyć ręce. Formować z ciasta kulki wielkości orzechów<br />
włoskich, a następnie lekko spłaszczyć je na placuszki.<br />
5. Dużą ilość oleju (na głębokość 3 cm) wlać do garnka. Smażyć falafel<br />
w gorącym oleju z obydwu stron na ciemnobrązowy kolor. Obsuszyć<br />
na bibułce, a następnie podać na półmisku. Falafel można jeść<br />
z hummusem sałatą i chlebkiem pita.<br />
Shorba − zupa arabska<br />
Porcja dla 4-6 osób.<br />
Czas przygotow. 9,5 godz.<br />
50g grochu włoskiego,<br />
2 łyżki oliwy,<br />
2 średniej wielkości cebule,<br />
450g jagnięciny na gulasz (ew. wołowina lub kurczak),<br />
5-6 pomidorów,<br />
125g fasolki szparagowej,<br />
2 średniej wielkości kartofle,<br />
125g świeżego bobu,<br />
1 łyżka świeżej mięty,<br />
1 łyżka świeżej kolendry,<br />
1 łyżeczka papryki,<br />
2 łyżki pasty pomidorowej,<br />
2,5l wody,<br />
1 średniej wielkości cukinia,<br />
1 zielona papryka,<br />
100g cienkiego makaronu, sól, pieprz.<br />
1. Groch zalać woda i odstawić na 8 godz. Odcedzić.<br />
2. Oliwę wlać do garnka i postawić na średnim ogniu. Cebule pokroić<br />
i podsmażyć na oliwie. Mięso pokroić w kostkę, a następnie podsmażyć<br />
z cebulą, mieszając od czasu do czasu.<br />
3. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, posiekać i wymieszać z mięsem.<br />
Fasolki szparagowe przekroić na pół, kartofle pokroić na cząstki i dodać<br />
z bobem do reszty. Listki mięty i kolendry oddzielić od korzonków.<br />
Korzonki związać sznureczkiem i wrzucić do garnka.<br />
4. Dodać groch, pieprz, paprykę oraz pastę pomidorową rozpuszczoną<br />
w wodzie. Doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień, zakryć do połowy<br />
i gotować, aż groch będzie miękki (ok. 1 godz.). Posolić.<br />
5. Z papryki usunąć nasiona, a następnie pokroić wraz z cukinią na<br />
cząstki. Dodać do zupy i zalać odpowiednią ilością wody, aby zakryła<br />
jarzyny na 5 cm powyżej ich poziomu. Doprowadzić do wrzenia.<br />
Spróbować i przyprawić jeśli potrzeba. Zmniejszyć ogień, częściowo<br />
zakryć i gotować następne 20 min.<br />
4. Posiekać liście mięty i kolendry. Pokruszony makaron wsypać do<br />
zupy i gotować przez 5 min. Wyjąć związane korzonki ziół, a następnie<br />
dodać posiekane liście. Od razu podawać. Zamiast jagnięciny<br />
można użyć wołowiny lub kurczaka oraz dodać marchewkę i zielony<br />
groszek.<br />
Smacznego − Sahha wa afjah 1 Hani`an 2<br />
1<br />
Mówimy przeważnie przed posiłkiem, lecz można mówić i po posiłku<br />
2<br />
Mówimy przeważnie po posiłku, lecz można mówić i przed<br />
33
ROZMOWY Z UCZNIAMI MAJĄCYMI PASJE<br />
▶ Sylwia Bielawska<br />
a nie ze środka talerza. Powodem jest to,<br />
iż błogosławieństwa zsyłane są na jedzenie<br />
w środku, zatem powinno się je zostawić<br />
na koniec. (Chodzi przede wszystkim<br />
o porządek przy stole, ponieważ muzułmanie<br />
mogą jeść z jednego dużego talerza<br />
lub tacy, lub zapiekanego mięsa).<br />
Ważne − nie krytykuj jedzenia:<br />
Abu Hurajrah (Radhi Allahuanhu<br />
oznacza: niech Bóg będzie z niego zadowolony)<br />
zrelacjonował, że Prorok nigdy<br />
nie narzekał na jedzenie. Jeśli je lubił, to<br />
jadł, a jeśli nie, to po prostu zostawiał.<br />
Taki był ten Prorok. Jednak, jeśli<br />
spojrzymy na siebie dzisiaj, dojdziemy<br />
do wniosku, że zawsze jesteśmy gotowi<br />
krytykować to, co znajdziemy na talerzu.<br />
To ogromna niewdzięczność wobec Allaha<br />
z naszej strony i następnym razem<br />
pomyślmy zanim będziemy narzekać<br />
czy marudzić, że „nie ma nic do jedzenia”<br />
nawet, jeśli nasze lodówki są pełne,<br />
powinniśmy uszanować pamięć o tych<br />
ludziach, Muzułmanach i Niemuzułmanach,<br />
którzy niewiedzą, gdzie znajdą swój<br />
następny posiłek. Powinniśmy więc być<br />
wdzięczni. O wy, którzy wierzycie! Jedzcie<br />
dobre rzeczy, którymi was obdarzyliśmy,<br />
i dziękujcie Bogu, jeśli Go czcicie!?<br />
Nie zostawiaj jedzenia Szatanowi:<br />
Muzułmanie mają być świadomi, że<br />
szatan jest koło nas gdziekolwiek jesteśmy<br />
i cokolwiek robimy. Nawet, kiedy<br />
jemy szatan przy nas jest, czekając, aby<br />
nie przepuścić okazji do zapełnienia<br />
swojego żołądka. To dlatego Prorok zakazał<br />
marnować jedzenia, ponieważ jedzenie,<br />
które marnujemy jest jedzone<br />
przez szatana. Tutaj Prorok wymienił<br />
powód, dlaczego nie powinno się marnować<br />
jedzenia. Można bowiem pozbawić<br />
siebie błogosławieństw, którymi jedzenie<br />
zostało obdarzone. To powinno być wystarczającą<br />
zachętą, aby doceniać wartość<br />
jedzenia i nie marnować go.<br />
Nie jedz za dużo<br />
Jednym z najgorszych nawyków, który<br />
przyswoiliśmy w wyniku naszego stosunkowo<br />
luksusowego stylu życia jest nawyk<br />
przejadania się i nie ukazywania w tym<br />
żadnego umiaru. Warto się zastanowić,<br />
jak często jedliśmy tak wiele, że z trudem<br />
oddychaliśmy, gdy mogliśmy poczuć jak<br />
jedzenie podchodzi nam do gardła?! Ten<br />
model jedzenia nie przystoi Muzułmaninowi,<br />
który powinien robić wszystkie<br />
rzeczy z umiarkowaniem, włącznie z jedzeniem.<br />
Prorok powiedział: „Nie powinniśmy<br />
jeść do momentu, jak jesteśmy<br />
całkowicie nasyceni. Powinniśmy raczej<br />
jeść tak, aby głód zniknął, ale aby zostało<br />
jeszcze miejsce. Człowiek powinien<br />
zawsze podzielić swój żołądek na trzy<br />
części jedna część na jedzenie, druga na<br />
wodę (lub napoje − picie) i trzecią zaś na<br />
powietrze (żeby było łatwo oddychać)”.<br />
Po jedzeniu<br />
Muzułmanin wie, że kiedy zakończy<br />
jedzenie, powinien zawsze pamiętać<br />
o Allahu i być Mu wdzięcznym, ponieważ<br />
jest On Ar-Razzaq (Żywicielem), i wyrażać<br />
tę wdzięczność w sposób, w jaki Prorok<br />
nauczył. Powiedział bowiem: „Ten,<br />
kto spożyje trochę jedzenia, a następnie<br />
powie: „Wszelkie podziękowania Allahowi,<br />
który mnie tym (jedzeniem) obdarzył<br />
i wyżywił mnie bez żadnego wysiłku lub<br />
siły z mojej strony”, będzie miał przebaczone<br />
swoje grzechy”<br />
Samochody i rajdy<br />
Macieja Niechwiadowicza<br />
SYLWIA BIELAWSKA<br />
Maciej Niechwiadowicz jest uczniem kudowskiego<br />
Liceum Ogólnokształcącego.<br />
Rozmawiam z nim tuż po otrzymaniu<br />
promocji do klasy trzeciej. Uczy się przeciętnie,<br />
pod tym względem nie wyróżnia<br />
się wśród kolegów, ale jest kimś, kto ma<br />
swoje pasje, swoje zainteresowania, coś,<br />
co go wciąga bez reszty. Przede mną siedzi<br />
młody człowiek, przystojny, opalony,<br />
lekko stremowany, ale uśmiechnięty –<br />
wie o czym będziemy rozmawiać − o jego<br />
pasji. Zaczynam banalnie:<br />
– Gdzie się urodziłeś?<br />
– Urodziłem się 18 lat temu w Dusznikach.<br />
– Skąd pochodzą twoi rodzice?<br />
– Mama jest z Oławy, a ojciec z Kudowy.<br />
Ojciec prowadzi warsztat samochodowy.<br />
– No tak, to tłumaczy twoje zainteresowania.<br />
Z samochodami miałeś do czynienia<br />
od dziecka. A jak to się stało, że<br />
zainteresowałeś się wyścigami?<br />
(Maciek lekko się uśmiecha).<br />
– Nie interesuję się wyścigami, ale rajdami.<br />
– Jaka jest między nimi różnica? (Wychodzę<br />
na kompletnego laika w tych sprawach)<br />
– Wyścigi odbywają się na zamkniętych<br />
torach. Tak jeździ np. Kubica. A rajdy<br />
dotyczą większych przestrzeni, większego<br />
obszaru i składają się zazwyczaj<br />
z kilku odcinków.<br />
– Jak zaczęła się twoja przygoda z rajdami?<br />
– Pewnego razu, kiedy wracałem ze<br />
34
ROZMOWY Z UCZNIAMI MAJĄCYMI PASJE<br />
▶ Sylwia Bielawska<br />
snowbordu, w warsztacie mojego ojca<br />
zatrzymał się Kajetan Kajetanowicz,<br />
wicemistrz Polski z 2008 r. Było to zimą<br />
2006 r. Kajetan przestawiał w samochodzie<br />
zawieszenie i po prostu zatrzymał<br />
się obok warsztatu. Zaczęliśmy rozmawiać.<br />
W kilka miesięcy później stworzyliśmy<br />
ekipę i zorganizowaliśmy mu<br />
w Kudowie testy. I tak się zaczęło. Kontakt<br />
urtrzymujemy do dzisiaj. Zresztą<br />
osoby zaangażowane w rajdy, czy to<br />
kierowcy, czy piloci, czy obsługa tworzą<br />
jedną wielką rodzinę, wszyscy się znają.<br />
– Wiem, że podczas rajdów robisz zdjęcia.<br />
Widziałam w szkole album, którego byłeś<br />
współautorem. Jak zaczęła się przygoda<br />
ze zdjęciami?<br />
– Zaczęło się od współpracy z Tomkiem<br />
Kucharkiem – jedynym polskim kierowcą,<br />
który startował w fabrycznym<br />
teamie Hundaia i bodajże był mistrzem<br />
Polski. Pierwszy rajd fotografowałem<br />
tzw. „małpką”, czyli zwykłym aparatem<br />
cyfrowym. Na następny razem z ojcem<br />
kupiliśmy większy aparat, bardziej profesjonalny.<br />
Ale i on nie spełniał wymogów.<br />
Trzeba więc było zakupić lepszy<br />
sprzęt, a to kosztuje. Ale daliśmy radę.<br />
– Jak twoje zdjęcia trafiły do tego albumu,<br />
który oglądałam? Słyszałam w klasie, że<br />
ty właściwie ustawiasz aparat, a on sam<br />
robi zdjęcia?<br />
– Tak? To niech ten ktoś spróbuje sam, czy to<br />
jest rzeczywiście takie proste. A jeżeli chodzi<br />
o album to zacząłem współpracować<br />
z miesięcznikiem „WRC”(pierwszy polski<br />
miesięcznik rajdowy) i oni mi zaproponowali<br />
umieszczenie moich zdjęć. Ogłosili<br />
konkurs, konkurencja była ogromna,<br />
a mimo to moje zdjęcia się spodobały. Po<br />
jakimś czasie dostałem maile, że chcą je<br />
zamieścić w albumie. Właściwie to albumy<br />
były dwa i dwa po raz pierwszy wydane<br />
o polskich rajdach. Pierwszy wydany przez<br />
miesięcznik „WRC”, a drugi przez Grzegorza<br />
Krajewskiego – on też jest fotografem,<br />
a oprócz tego dziennikarzem, redaktorem.<br />
On mi zaproponował umieszczenie moich<br />
zdjęć w swoim albumie.<br />
– Gdzie je oglądał?<br />
– W internecie, w różnych miejscach.<br />
Mam też swoją stronę<br />
www.niechwiadowicz.com.<br />
– Czy zarobiłeś coś na tym?<br />
– Tak, oczywiście. To przynosi zyski, niewielkie,<br />
ale zawsze jakieś.<br />
– Długo uczyłeś się robić zdjęcia?<br />
– Dość długo, zwłaszcza, że uczyłem się<br />
na własnych błędach.<br />
– Kiedy wiadomo, że dane zdjęcie jest dobre?<br />
– Trudno powiedzieć. Składa się na to<br />
wiele czynników dynamika, kadr. Każde<br />
zdjęcie jest inne, ale najważniejsze jest<br />
to, czy oddaje klimat.<br />
– Jeździłeś kiedyś w rajdach?<br />
– Tak z bratem, ale jako pilot. Rajd był<br />
w okolicach Opola. Zajęliśmy wówczas<br />
II miejsce w klasie „gość”. Brat ma licencję<br />
rajdowca i startuje w rajdach<br />
wyższej klasy, w Pucharze Polski. I raz<br />
kiedyś znajomemu z Kudowy „wysiadł”<br />
pilot, po prostu źle się poczuł, miał jakieś<br />
problemy z żołądkiem i ja go zastąpiłem.<br />
Wsiadłem w trakcie rajdu koło<br />
Międzylesia.<br />
– Czy praca pilota jest trudna?<br />
– Pilot pełni rolę „umysłowego”, a kierowca<br />
jest „fizyczny”. Przed każdym rajdem kierowca<br />
i pilot zapoznają się z trasą. Robią<br />
notatki, opisują szczególnie zakręty i inne<br />
zakamarki. Podczas rajdu zadaniem pilota<br />
jest odczytywać zapiski przed wjechaniem<br />
kierowcy w zakręt i sprawdzać<br />
wskaźniki. Błąd w odczycie może skończyć<br />
się groźnie. Od pilota zależy bezpieczeństwo<br />
no i to czy wygrają. Kierowca<br />
ma cisnąć na gaz i uważnie słuchać.<br />
– Jesteś lekko opalony i wypoczęty. Skąd<br />
wróciłeś?<br />
– Byłem z naszą ekipą 10 dni na Sardynii.<br />
Byłem ze znajomymi fotografami<br />
np. z Michałem Leszczyńskim, którego<br />
znam z Parku Linowego. Wyprawa<br />
kosztowała mnie jakieś 2,5 tys. zł, ale<br />
warto było. Siedem dni leżeliśmy plackiem<br />
na plaży, a trzy dni fotografowaliśmy<br />
rajd. Były to Mistrzostwa Świata<br />
w klasie WRC. Brała w nich udział cała<br />
światowa czołówka: Sebastian Loeb<br />
z Francji, Mikko Hirvonen z Finlandii,<br />
Petter Sorlberg też z Finlandii i wielu innych.<br />
To był mój pierwszy udział w mistrzostwach<br />
i wielkie dla mnie przeżycie.<br />
Ogólnie było fajnie. Kraj jest przyjazny,<br />
ludzie bardzo mili. Poznałem kilka fajnych<br />
osób z Polski i z zagranicy. Ogólnie<br />
wyjazd bardzo udany.<br />
– Czy twoje zdjęcia z mistrzostw trafią do<br />
prasy?<br />
– Niestety nie. Spóźniłem się z terminami.<br />
– Wiem, że poprzednio marzyłeś, aby<br />
wziąć udział w podobnych mistrzostwach<br />
w Finlandii.<br />
– Tak to było w poprzednim roku, ale mi<br />
się nie udało ze względu na fundusze.<br />
– Czy interesuje cię coś jeszcze oprócz rajdów<br />
i samochodów?<br />
– Lubię się wspinać. Jestem instruktorem<br />
w Parku Linowym. Kiedyś wspinałem się<br />
na Szczelińcu z właścicielem parku Darkiem<br />
Rogalą i on zaproponował mi pracę,<br />
więc się zgodziłem. Oprócz tego zimą trenuję<br />
snowbording, ale to już tak dla siebie.<br />
– Co planujesz dalej?<br />
– W przyszłym roku kończę szkołę. Chcę<br />
nadal zajmować się fotografią. Mam kontakty<br />
i chcę to wykorzystać. Złożę papiery<br />
do Łodzi na filmówkę wydział fotografii,<br />
a jak nie to do Wrocławia. Może zostanę<br />
dziennikarzem oczywiście sportowym.<br />
– A w tej chwili?<br />
– Teraz z bratem budujemy auto.<br />
– O!?<br />
– To znaczy przygotowujemy je do rajdów<br />
np. spawamy klatkę bezpieczeństwa.<br />
Rajdy nie są bezpiecznym sportem i auto<br />
musi być do nich odpowiednio przygotowane,<br />
musi mieć odpowiednie zabezpieczenia.<br />
Na wszystko musimy mieć<br />
papiery na homologacje, na fotele, na<br />
klatkę bezpieczeństwa. Samochód przechodzi<br />
badania kontrolne przed startem.<br />
Chcielibyśmy wziąć udział w wyścigach<br />
górskich, jeżeli będą fundusze to jeszcze<br />
w tym roku. Wszystko niestety kosztuje,<br />
części są drogie, potrzebny jest też odpowiedni<br />
kombinezon. Na szczęście odpadają<br />
nam koszty pracy, bo wszystko<br />
robimy sami w warsztacie ojca.<br />
– Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.<br />
35
Życie Kudowy na starych fotografiach<br />
▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />
Bardzo miły i ciekawy list oraz zdjęcia (które poniżej publikujemy) dostaliśmy od byłej mieszkanki Kudowy Pani Danuty Marty<br />
Kotulskiej, ojciec jej Emil Kotulski był wiceburmistrzem w pierwszych powojennych latach.<br />
Sama autorka listu w 1951 roku ukończyła szkołę podstawową (dziś budynek przy ul. Kościelnej), później przyzakładową szkołę<br />
włókienniczą <strong>Kudowski</strong>ch Zakładów Przemysłu Bawełnianego. Pracowała m. in. w Tkalni „Frot” i KZPB. Po likwidacji Tkalni „Frot”<br />
(oczywiście, po przebudowie) mieściły się tam dwa hotele dla pracowników KZPB, dzisiaj mieszkania komunalne.<br />
Ciekawa jest etymologia nazwy Kudowy-Zdroju wywodzącego się podobno od słowiańskiego słowa „kojdawa”, które podaje Pani<br />
Danuta. Jest to w literaturze przedmiotu nieznane. Może burmistrz niemiecki chciał się przypodobać? Tu odsyłamy Naszych Czytelników<br />
do artykułu prof. Jana Miodka w książce „Kudowa – zdrój, miasto i ludzie” - 2002. Bardzo ciekawa jest też informacja o budowie<br />
pieców krematoryjnych na terenie byłego obozu pracy w czasie II wojny światowej. Tu zainteresowanych odsyłamy do poprzednich<br />
numerów Pamiętnika <strong>Kudowski</strong>ego i tekstów Zbigniewa Kopcia.<br />
Bardzo serdecznie Pani Danucie Marcie Kotulskiej dziękujemy! Mamy cichą nadzieję, że Pani twórczość plastyczna zagości w naszej<br />
galerii „Cyganeria”.<br />
Redakcja<br />
Góra Kalwaria, 9 listopada 2009 r.<br />
Szanowni Państwo!<br />
Wielką radość sprawiła mi moja dobra znajoma, z którą utrzymuję nadal kontakt<br />
telefoniczny i listowny – p. Lucyna Spalona, przysyłając Pamiętnik <strong>Kudowski</strong>, gdyż jest<br />
to bardzo bliskie mojemu sercu. Do Kudowy przybyłam z mamą w sierpniu 1945 roku<br />
(Ojciec mój Emil, był tu wcześniej), wyjechałam w listopadzie 1970 r., a więc 25 lat<br />
w tym dzieciństwo i młodość do czego nie zawsze chce się wracać, a przysłowie mówi<br />
„Co było a nie jest nie pisze się w rejestr”. Jednakże czasem ma się ochotę ocalić co nieco<br />
od zapomnienia, utrwalić te okruszyny dobrych wspomnień dla potomności. Kilka<br />
szczególików z Kudowy.<br />
Pierwsza biblioteka założona przez p. Janas mieściła się od (chyba) 1946 r. w pomieszczeniu,<br />
które później zajmowało biuro podróży „Orbis”. Przy ul. Żymirskiego –<br />
później 1 Maja nr 6 mieściło się atelier malarskie artysty z pochodzenia Węgra – Molnara,<br />
nazwisko trzeba sprawdzić, bo wyjechał z Kudowy około roku 50-54, raz z mamą byłam<br />
w tym atelier. Ciekawa postać, wspaniały artysta, malarz.<br />
Kudowa-Zdrój zmieniała nazwę na Chudoba Zdrój i Chudobice Zdrój, ale w tym<br />
czasie gdy mój ojciec Emil był vice burmistrzem, Zarząd Miejski nie zmieniał pieczątek<br />
i nadal była Kudowa-Zdrój. Mój ojciec konfrontował to z burmistrzem – Niemcem,<br />
który uzasadniał słowiańskie pochodzenie nazwy od Kojdawa co podobno oznaczało<br />
„dający życie”, „źródło” .<br />
Burzliwe losy Polaków po II wojnie nie ominęły cichej Kotliny Kłodzkiej, wielu uczciwych<br />
ludzi i patriotów przechodziło przez więzienia m.in. burmistrz Kudowy-Zdroju<br />
p. Twardy, Kuś i mój ojciec Emil. Był to czas śledztwa, który wyłączał tych ludzi z pracy<br />
(a po śledztwie wypuszczano), ale te śledztwa trwały po kilka miesięcy. Donosy, oskarżenia<br />
itp., dzisiaj też są powszechne, wiadomo to z mediów.<br />
Cieszy mnie, że państwo zbieracie te okruszyny pamięci, tworząc mozaikę Ziemi<br />
Kłodzkiej.<br />
Serdecznie pozdrawiam, życząc dobrych ciekawych tematów<br />
Danuta Marta Kotulska<br />
P.S. Obecnie od wielu lat na emeryturze (po 40 latach pracy zawodowej) zainteresowałam<br />
się malarstwem. Jestem członkiem grupy plastyków „Communio Graphis” w Górze<br />
Kalwarii założonej i prowadzonej przez artystę – rzeźbiarza, malarza i pedagoga<br />
p. Stefana Pawła Wisowskiego. (… skrót. Red.)<br />
36
Życie Kudowy na starych fotografiach<br />
▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />
1 Maja 1946 r. – Kłodzko. Pracownicy Zarządu Miejskiego<br />
w Kudowie-Zdroju w pochodzie. Na pierwszym planie Irmina<br />
Stiller (z chorągiewką) oraz Irenka Jańczyk.( Z lewej strony Janina<br />
Sikorska – dziś 98-letnia nestorka pionierów kudowskich - dopisek<br />
red.). Z prawej strony wiceburmistrz Emil Kotulski<br />
Czerwiec 1951 r. – zakończenie roku szkolnego 1950/51<br />
w Szkole Podstawowej w Kudowie-Zakrzu. Stoją (od lewej): Henia<br />
Kolka, Irmina Stiller, Basia Dowsin, Zosia Rolek, Iza Iwaczewska,<br />
Lidka Olszewska, Helena Unold (kochana nauczycielka), Lidia<br />
Kruszyńska, Czerwiński (kierownik szkoły), Zosia Spędowska<br />
(zmarła po ukończeniu studiów), Józef Ogorzałek, p. Czerwińska,<br />
Lidka Kolka, Teresa Kubala, Zosia Szalińska, Jadzia Borowska,<br />
Kazia Frysztak, Danuta Kotulska, Kazia Malinowska, Dominika<br />
Bulik, siedzą (od lewej): Zenek Olszewski, Maniek Biernacki, Tadzio<br />
Werda, Stasio Kopczak, Józio Galuch, Alek Zajączkowski,<br />
Marian Różewicz, Eugeniusz Heinemann<br />
3 lutego 1952 r. Zasadnicza Szkoła Zawodowa przy KZPB.<br />
Od lewej: Józia Tomczyk, Halina Sicińska, Ola Sikorska, Alina<br />
Lipińska, Basia Majewska, Ala Jurek, Halina Brzozowska, Maria<br />
Frankiewicz, Maria Popławska, Natalia Nychowska, Zosia Król,<br />
Wiesia Drągielewska, Józef Pabisz, Danuta Kotulska (z książką),<br />
Apolonia Filipek i Jadzia Pasternak<br />
37
Życie Kudowy na starych fotografiach<br />
▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />
9 luty 1952 r. – wieczorek koleżeński zorganizowany z okazji<br />
rozdania świadectw na półrocze (<strong>Kudowski</strong>e Zakłady Przemysłu<br />
Bawełnianego). W pierwszym rzędzie: Józef Gawlik, Basia Majewska,<br />
Józef Pabisz, Marysia Frankiewicz. W ostatnim rzędzie<br />
w środku dyrektor KZPB Jan Goldstein<br />
Czerwiec 1952 r. – zakończenie roku szkolnego 1951/52<br />
w Zasadniczej Szkole Zawodowej przy <strong>Kudowski</strong>ch Zakładach<br />
Przemysłu Bawełnianego. Był to ostatni rok istnienia tej<br />
„zawodówki’. Pierwszy od lewej strony stoi Józef Pabisz, siedzi<br />
Józef Ogorzałek, w przedostatnim rzędzie drugi od lewej dyrektor<br />
szkoły J. Bielecki, stoi Józef Gawlik.<br />
Szkoła kształciła tkaczy dla potrzeb KZPB. Większość<br />
słuchaczy wieczorówki to mieszkanki DMR, tj. Domu Młodego<br />
Robotnika – lokalizacja na terenie dawnego obozu pracy (już<br />
pod koniec wojny zaczęto budować piece krematoryjne, które po<br />
wojnie rozebrano). W DMR była młodzież z całej Polski, kilkaset<br />
dziewcząt. Przez pewien czas kierownikiem DMR-u była Zenobia<br />
Dołęgowska, autorka wspomnień „Nie warto było?”<br />
1 września 1955 r. –wycieczka zorganizowana przez Kłodzkie<br />
Zakłady Przemysłu Terenowego. Z tkalni „Frot” uczestniczyli:<br />
w drugim rzędzie (od prawej) Hania Galówna, Stasia Marko,<br />
Danuta Kotulska, Gienia Hordyjewska, Jadwiga Podniało, Urszula<br />
Franz. Zwiedzamy Warszawę (Plac Zamkowy i Trasa W-Z)<br />
38
Życie Kudowy na starych fotografiach<br />
▶ redaguje Mikołaj Krzemiński<br />
Wieczorek taneczny z okazji „ostatków”. Od lewej: Piotr<br />
Lipiński, Gienia Hordyjewska, Stasia Marko, Amdzia Mendera,<br />
Buczek, Truda Dworzaczek, Walerka, Zosia Majewska, Zosia<br />
Smolińska, Danuta Kotulska, Marianna Matejka, Franio<br />
Grzegorzewski, Hania Gala, Kazik Grzegorzewski, Basia Topolska,<br />
Regina L., Helena Żygadło, Horst Hauschke (z akordeonem)<br />
i Ania Nowak<br />
1 Maja 1957 r., siedzą (od lewej) Danuta Kotulska, Regina<br />
Dubowa, Regina Bartontschek, Marianna Matejka, stoją<br />
w środku: kierownik Tkalni „Frot” Mieczysław Augustyński<br />
i Konstanty Niementowicz (oraz Scholz, Smolińska, Wierzbowicz,<br />
Buczkowa – nie wszystkie nazwiska pamiętam, jest również<br />
Marysia Hauschke). Zdjęcie zrobione na stadionie w Zakrzu,<br />
miejsce zbiórki i formowania pochodu (nie wszyscy uczestnicy<br />
są na fotografii).<br />
1 maja 1958 r.– stoją od lewej: Józefa Horwat, Sabina Subocz,<br />
Hofman, Helena Rutkowska, Joanna Buszek, Mieczysław<br />
Augustyński, Zofia Majewska, Anna Cuprys, NN, Konstanty<br />
Niementowicz, Jadwiga Podmało, Maria Ryndak, Ela Ślęzak.<br />
Przykucnęły: Danuta Kotulska, Józefa Majewska, Maria<br />
Olszewska. (w roku 1957 uczestniczyli pracownicy pochodzenia<br />
lokalnego Czesi, Niemcy, którzy w 1957 r. wyjechali – emigrowali<br />
do RFN).
WYDARZENIA KULTURALNE<br />
▶ Wojciech Heliński<br />
Wojciech Heliński<br />
Czecholadowa<br />
Operacja<br />
Babel<br />
Przez ponad tydzień czasu młodzi<br />
działacze teatralni z Polski, Niemiec,<br />
Norwegii, Czech, Słowacji, Rosji oraz<br />
Włoszech pracowali w Kudowie-Zdroju<br />
nad podnoszeniem swoich umiejętności.<br />
Nasze uzdrowisko jest wymarzonym<br />
miejscem na takie spotkania.<br />
Aby do niego doszło trzeba jednak<br />
niemałych środków, o które postarało<br />
się − głównie dzięki wsparciu Fundacji<br />
Rozwoju Systemu Edukacji program<br />
„Młodzież w działaniu” − Stowarzyszenie<br />
Fundus Glacensis z Kudowy-Zdroju.<br />
O projekcie można powiedzieć w pewnym<br />
skrócie – że był przeniesieniem na<br />
papier wniosku unijnego, dotychczasowych<br />
działań związanych z polsko-czeską<br />
grupą teatralną JSTE Dred Nachod w której<br />
pod kierownictwem Ondreja Pumra<br />
działają Kudowiacy i Nachodziacy.<br />
Pomysł „Operacji Babel” zrodził się<br />
podczas uczestnictwa w międzynarodowych<br />
festiwalach, przeglądach i spotkaniach<br />
teatrów amatorskich. Pojawiały<br />
się tam bowiem niejednokrotnie osoby<br />
pragnące doskonalić swoje umiejętności<br />
w pracy z amatorską grupą teatralną.<br />
Jednocześnie, liderzy grup wykazywali<br />
duże zainteresowanie pracą polskich aktorów,<br />
ponieważ teatr wciąż jest jednym<br />
z najbardziej markowych polskich produktów.<br />
Szczególne zainteresowanie budziły<br />
tutaj mieszane grupy z miejscowości<br />
przygranicznych czy miast ośrodków<br />
akademickich – których odrębną wartością<br />
jest oprócz pracy artystycznej – rola<br />
jaką pełnią w integracji młodzieży oraz<br />
nadgranicznych społeczności lokalnych.<br />
Cennym dla nas doświadczeniem<br />
− mało popularyzowanym w Polsce są<br />
działania – nieformalnych, międzynarodowych<br />
grup artystycznych pracujących<br />
regularnie we Wrocławiu, Gdańsku, Kudowie.<br />
Młodzi ludzie, poznający się na<br />
wspólnych studiach, zakładają często<br />
grupy, które funkcjonują również po zakończeniu<br />
wspólnej edukacji.<br />
Młodzież w działaniu<br />
Praca z taką specyficzną grupą wpisuje<br />
się w priorytety programu „Młodzież<br />
w działaniu”, głównie ze względu<br />
na wielojęzyczność takich działań. Ma<br />
ona również wpływ na przeciwdziałanie<br />
dyskryminacji, która wciąż jeszcze jest<br />
widoczna, choćby na terenach przygranicznych.<br />
Praca w takiej grupie wiąże się<br />
z poszanowaniem różnorodności wielokulturowej,<br />
która często jest tematem<br />
działań takich grup. Stwarza to młodzieży<br />
możliwość znajdowania wspólnych<br />
wartości, wraz z innymi młodymi ludźmi<br />
z różnych krajów − pomimo różnic kulturowych<br />
między nimi. Te aspekty były<br />
szczególnie eksponowane podczas „Operacji<br />
Babel” − stąd pozytywna decyzja<br />
o przyznaniu środków.<br />
<strong>Kudowski</strong>e spotkanie było jednocześnie<br />
pytaniem o istotę działalności amatorskiej,<br />
gdyż definicja tego słowa jest<br />
ciągle zmienna.<br />
Amatorskie to nie znaczy<br />
„amatorszczyzna”<br />
Chcieliśmy przekazać uczestnikom,<br />
że z amatorami należy pracować profe-<br />
Operacja Babel<br />
Spektakl<br />
40
sjonalnie, bowiem teatr amatorski pełni<br />
ważną rolę w życiu kulturalnym małych<br />
i dużych społeczności.<br />
Myślimy tu zarówno o społeczności<br />
małego miasteczka, takiego jak Kudowa,<br />
jak też o społeczności studenckiej Uniwerstytetu<br />
w Pradze. Pokazujemy różnice<br />
między ruchem amatorskim a „amatorszczyzną”,<br />
widoczną często w teatrach<br />
profesjonalnych, czy telewizji. Uświadomić<br />
chcemy pozaartystyczne aspekty takiej<br />
pracy.<br />
Wymieniliśmy zatem doświadczenia<br />
i pokazaliśmy dobre praktyki liderów pracującycyh<br />
np. w polsko-czesko-niemieckiej<br />
grupie w Pradze, czesko-słowackopolskiej<br />
grupie działającej w Nachodzie,<br />
czy norwesko-angielsko-polskiej grupie<br />
z Trondheim. Czołowym przykładem są<br />
tutaj działania grup berlińskich, w których<br />
często 20 uczestników pochodzi<br />
z 20 krajów.<br />
Co ciekawe − dla nas Kudowian −<br />
sieć kontaktów, dzięki której udało się<br />
nam zaprosić ludzi z tak wielu zakątków<br />
Europy – po części stanowili mieszkańcy<br />
Kudowy, obecjnie żyjący i pracujący<br />
w wielu różnych krajach.<br />
Podziękowania i perspektywy<br />
Spotkanie nie miało charakteru zamkniętego.<br />
Dzięki obecności wielu wspaniałych<br />
instruktorów teatralnych odbyły<br />
sie też w kudowskim teatrze warsztaty<br />
teatralne dla uczniów kudowskich szkół<br />
(dziękuję Pani Monice Dziewie za pomoc)<br />
oraz publiczność kudowska mogła<br />
obejrzeć dwa spektakle:<br />
„Lekkość i ciężar” oparta na „Nieznośnej<br />
lekkości bytu„ Milana Kundery,<br />
produkcja Teatru Znak z Gdańska w reż.<br />
Janusza Gawrysiaka oraz „Czecholada na<br />
gorąco” − widowisko poetyckie z udziałem<br />
wszystkich uczestników „Operacji<br />
Babel”, oparte na wierszach z tomiku<br />
pt. ”Czecholada”. Dodatkowo wystąpili: zespół<br />
Aroma Lososa z Czech oraz kudowski<br />
hip-hopowiec − Karol Dec z ekipą.<br />
Uczestnicy projektu zwiedzali też Ziemie<br />
Kłodzką poznali gościnność p. Sokołowskich<br />
gospodarzy schroniska „Na<br />
Szczelińcu” – miejsca szczególnie przyjaznego<br />
wszelakiej twórczości. Spotkali się też<br />
z lokalnymi specjalistami od programów<br />
unijnych − Hubertem Krechem (Pasmo<br />
NGO Ziemi Kłodzkiej) i Jackiem Kowalczykiem<br />
(UM Kudowa-Zdrój). Mieszkali<br />
w willi Niezapominajka, jadali w barze<br />
McEdi oraz kilku innych kudowskich lokalach.<br />
Wyjechali – zauroczeni Kudową,<br />
Ziemią Kłodzką, poznali, jak tu wspaniale,<br />
jak dobrze jeść dają i tyle się dzieje.<br />
Fajnie. Można skumulować siły i zrobić<br />
wspaniałe wrażenie przez tydzień.<br />
Dobrze by było gdyby tak działo się<br />
i działo przez cały rok. Wbrew pozorom,<br />
nie jest to kwestia pieniędzy, ale przede<br />
wszystkim dobrej i mocnej woli. Tej nie<br />
brakuje.<br />
Dziękuję Referatowi Kultury, Kasi<br />
Mrowiec, Łukaszowi Żulińskiemu, Telewizji<br />
Kłodzkiej, Miejskiemu Centrum<br />
Kultury w Polanicy-Zdroju, które w osobach<br />
dyr. Marka Mazurkiewicza oraz<br />
Roberta Serafina i Pawła Hołub, po raz<br />
kolejny pokazało iż jest wielkim przyjacielem<br />
Kudowy.<br />
To był piękny tydzień i życzę sobie, Kudowie,<br />
nam wszystkim kolejnych takich<br />
spotkań.<br />
Będą one możliwe, jeśli zintensyfikujemy<br />
stałe zajęcia kulturalne.<br />
Na razie obok zajęć muzycznych<br />
p. Czesława Dolińskiego, laboratorium<br />
Tańca i chóru „Sta Allegro”… mało jakby.<br />
No ale, Kudowa się rozwija i wierzę,<br />
że będzie więcej i lepiej.<br />
Wojtek Heliński<br />
Stowarzyszenie Fundus Glacensis<br />
Wojciech Heliński
WYDARZENIA<br />
SPORT KUDOWSKI<br />
Na sesji Rady Miejskiej 30 listopada 2009 r. – prowadzoną<br />
przez Wiceprzewodniczącą Henrykę Szafrańską - omawiano<br />
stan sportu w Kudowie i jego perspektywy. Przybyli trenerzy,<br />
instruktorzy, nauczyciele wf, najwybitniejsi młodzi sportowcy<br />
kudowscy oraz gościnnie olimpijczycy z panem Łopatką, dobrym<br />
duchem kompleksu sportowego „Orlik”. Przybył także<br />
kudowski olimpijczyk pan Stanisław Chiliński. Licznik wejść<br />
do „Orlika” kudowskich dzieci i młodzieży wykazywał przed<br />
sesją ponad 11.800 korzystających, od niedawnego otwarcia<br />
( przed siedmioma miesiącami) tego kompleksu. Dzięki znakomitej<br />
pracy naszych trenerów mamy w Kudowie mistrzów<br />
Polski, mistrzów Europy, olimpijczyków i świetnie zapowiadających<br />
się najmłodszych sportowców.<br />
W następnym numerze "<br />
P. K.", m.in.:<br />
– Rodziny kudowskie<br />
– Historia Urzędu Celnego<br />
– Skrzynia Czasu<br />
– Generałowie<br />
– Historia sportu w Kudowie<br />
– Stare fotografie<br />
– Nagroda Teresy Karch<br />
...i inne<br />
PAMIĘTNIK KUDOWSKI<br />
kwartalnik społeczno-kulturalny<br />
PK ukazuje się w ostatniej dekadzie<br />
marca, czerwca, września i grudnia.<br />
Oddano do druku 21.12.2009.<br />
Następny nr ukaże się 21 marca 2010 (wiosna 2010).<br />
Redaguje zespół:<br />
Bronisław M. J. Kamiński (B.K.) – Red. Naczelny<br />
e-mail: bronislaw.kaminski@neostrada.pl<br />
Marek Biernacki (M.B.) – Zast. Red. Nacz.<br />
e-mail: koksip@kudowa.pl<br />
Nasi mistrzowie sportu otrzymują dyplomy od Rady Miejskiej i Burmistrza<br />
Foto: Konrad Buss<br />
Rada Miejska wręczyła także burmistrzowi Czesławowi<br />
Kręcichwostowi podziękowanie w formie sympatycznie wykonanego<br />
dyplomu, w którym podkreśla osobiste zasługi Burmistrza<br />
w zaangażowaniu w rozwój sportu w naszym mieście,<br />
dobre kontakty ze sportowcami, sponsorami i trenerami oraz<br />
osobiste uczestnictwo w imprezach, nawet kosztem własnego<br />
prywatnego czasu. Podziękowano Panu Kręcichwostowi za<br />
odważne i przewidujące działania w budowie basenu krytego.<br />
Po kilku latach jego użytkowania uwidoczniły się świetne<br />
rezultaty w znaczącym obniżeniu wad postawy u dzieci kudowskich,<br />
w entuzjastycznym korzystaniu z tej formy sportu,<br />
w pojawieniu się talentów pływackich wśród naszej młodzieży,<br />
a także we wzrastającej kondycji osób starszych wiekiem,<br />
a korzystających systematycznie z basenu. W swoim podziękowaniu<br />
Burmistrz Kręcichwost oświadczył, że traktuje to<br />
wyróżnienie jako wyraz uznania dla wszystkich osób wspomagających<br />
sport w Kudowie. Dodał, że bez dobrej atmosfery<br />
i pracy wielu ludzi, sam nie mógłby wiele zdziałać.<br />
(Red.)<br />
Urszula Faroń-Bielecka<br />
Konrad Buss<br />
Jarosław Charczuk<br />
Krzysztof Chilarski<br />
Wojciech Heliński<br />
Zbigniew Kopeć (Z.K)<br />
Mikołaj Krzemiński (M.K.) – Sekr. Red.<br />
Katarzyna Mrowiec<br />
Agnieszka Stwertetschka<br />
Skład i oprawa graficzna:<br />
PB•MH<br />
Projekt okładki:<br />
FeliX<br />
Druk:<br />
©Wydawnictwo ZET® Wrocław 2009<br />
tel. 71 793 67 47; fax 71 783 28 64<br />
e-mail: biuro@wydawnictwozet.pl<br />
Wydawca:<br />
Muzeum Kultury Ludowej<br />
Pogórza Sudeckiego w Kudowie-Zdroju<br />
Wszelkie prawa zastrzeżone<br />
Adres Redakcji:<br />
ul. Pstrążna 14<br />
57-350 Kudowa-Zdrój<br />
tel. 074 866 28 43<br />
e-mail: skansen@kudowa.pl<br />
Kwartalnik wpisany do rejestru czasopism w Sądzie Okręgowym w Świdnicy nr rej. 267<br />
zgodnie z Art. 20 Ustawy z dnia 26.I.1984 r. Prawo prasowe.