22.08.2015 Views

kulturalno-literackie

1/2011 - plik pdf - Wojewódzka Biblioteka Publiczna

1/2011 - plik pdf - Wojewódzka Biblioteka Publiczna

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

pismo <strong>kulturalno</strong>-<strong>literackie</strong> 01/2011ISSN 2080-1483


02Fotomonter IX04Wywiad z Kazimierzem Brakonieckim06Poezja Ò Kazimierz Brakoniecki08Poezja Ò Borys Bartfeld09Proza Ò Katarzyna Enerlich10Poezja działdowska12Zadomowieni w pisaniu13Moda na paski14Szkice z obrazkiem15Galeria Centrum Polsko-Francuskiego16Galeria VariArt-u18Towarzystwo Naukowe „Pruthenia”20Śladami Prusów21Przeszłość zaklęta w nazwach22O „babach” z wąsami24Iławscy pasjonaci historii26Muzeum Regionalne w Iławie28Św. Brunon29Staropruski Braveheart30Recenzja muzyczna0 1 / 2 0 1 1Baby przyleciały z wiosną na archeopteryxach. Gdzie te baby,no, gdzie?A te baby to dziady... Dziady pruskie! – wyjaśnia to Jerzy MarekŁapo, węgorzewski archeolog i etnograf.Nie zawsze byliśmy Warmią i Mazurami (prawda nie boli).Dlatego próbujemy odkopać pruskie korzenie, a przy okazji paręinnych cennych rzeczy.Co nam zostało z tych pruskich lat?Śladami Prusów prowadzą nas Hanna i Marek Mackiewiczowie,po starych grodziskach włóczy „Ylavia”, o pruskim pochodzeniunazwy „Olsztyn” pisze Iza Matusiak-Kempa, starą legendęo Herkusie Monte opowiada Tomasz Birezowski, zaś prawdęo św. Brunonie – Waldemar Tychek. Prezentujemy równieżTowarzystwo Naukowe „Pruthenia” oraz inicjatywę powołaniaMuzeum Regionalnego w Iławie.W części <strong>literackie</strong>j czekają na Was: Kazimierz Brakoniecki,proza Katarzyny Enerlich, poeci z Działdowa, wiersz BorysaBartfelda w przekładzie Krzysztofa Dariusza Szatrawskiego orazdobre słowo Anity Romulewicz o komiksach pruskich i nie tylko.W Galerii – babiniec, czyli prace Mai Baranowskiej.Prezentujemy również nowy cykl „Szkice z obrazkiem” DariuszaSzymanowskiego oraz galerię Centrum Polsko-FrancuskiegoCôtes d’Armor. Tradycyjnie całość zamyka recenzja muzyczna.A na deser Baba Pruski, czyli Dziad Malowany, we własnej osobie.Czytajcie, baby i dziady, jeśliście piśmienni!RedakcjaNa okładce wykorzystano rysunki Jerzego Łapo.


w y w i a dObroty nieba,obroty wyobraźniM.S.: Skąd wziął się pomysł na tytuł Pana najnowszego tomupoezji Obroty nieba (Szczecin, Wydawnictwo Forma, 2010)?K. B.: Dlatego, że mieszkamy w Olsztynie, a ja – mimo że na betonowymosiedlu – to jednak opodal lasu i jeziora. W Olsztynie przebywałwielki astronom Mikołaj Kopernik, który stworzył epokową rzeczO obrotach ciał niebieskich. W polskiej literaturze mamy wielkiegopoetę Mirona Białoszewskiego, który napisał niezwykłe Obrotyrzeczy. Czemu nie Obroty nieba? – pomyślałem sobie nieskromnie,pisząc swoje króciutkie impresje haikupodobne na działce ogrodowej,na której mam starą altankę, róże, czarne porzeczki oraz mech.Mech podobno mi obrodził, ale róże też są piękne i liczne. Tam sobiechodzę, trochę pracuję fizycznie, odpoczywam i tam znów powróciłemdo medytacji poetyckiej. Kiedyś to była medytacja w ruchu,ale musiałem po latach zrezygnować z rowerowania na rowerzycy(żeńska odmiana roweru), czyli niezobowiązująca obserwacja nieba,chmur, ptaków, lasu, nastrojów, olśnień. Wróciłem ponownie dokontemplacji pór roku, kiedy ponowiłem pozamiejskie, samotniczewędrówki. Więc od pewnego czasu dużo chodzę, łazikuję-kazikujępo okolicy, działkuję, nartuję, panteizuję. Nie mam ani samochodu– ani prawa jazdy zresztą. W rodzinie żartują sobie ze mnie, żeto dlatego, że nie skonstruowano jeszcze jednoosobowego auta.Mam coś w sobie z egotysty, z otwartego na świat, ale miłującegosamotność, indywidualisty. Ubiegłej zimy zacząłem biegać i chodzićna nartach po warmińskim lesie, co spowodowało, że znów odkryłemtajemnicę i bogactwo śniegu i w ogóle zimowego krajobrazu.Mamy to szczęście mieszkać w mieście niezwykle atrakcyjnie położonym:wokół lasy, jeziora, wzniesienia, ogromne niebo i niezwykłechmury. Mam tu swoje ulubione buki i sosny, kruki i kosy, gile,sikorki. Jak pamiętam, to zawsze lubiłem samotnie chodzić, zwiedzać,odczuwać małe miejsca i wielką przyrodę. Głównie tutejszą,regionalną, przybałtycką.M.S.: W najnowszym tomie poezji odszedł Pan od wątku autobiograficznegoi skupił się na przyrodzie. Czy to jest chwilowyoddech, czy jakiś nowy nurt?K.B.: Nie wiem jeszcze, ale faktycznie mam umysł panteisty. Ale teżi heretyka, i anarchisty. Wymykam się stereotypom masowego odczuwaniai jakiejkolwiek poprawności. Także poetyckiej. Wolnośćstawiam na pierwszym miejscu. Twórczość na drugim. Ale chybajedno wypływa z drugiego. Tego typu uczucia jedni ze światem wplatałemjuż wcześniej w wielkie poematy narracyjne. Rzeczywiściemożna powiedzieć, że moje wiersze są autobiograficzne, ale przedewszystkim to utwory o jedności świata, uchwyconej w różnorodnościmiejsc (stąd moja doświadczalna filozofia poetycka, zwanaświatowaniem, światologią). To jest geografia, egzystencja, historiai metafizyka razem (geopoetyka, czyli po-etyka doświadczalna).W ogóle uważam, że dzisiejsza poezja musi być autobiograficzna,żeby była bardziej autentyczna, niezależna, niepokorna. W poezjiZ poetą KazimierzemBrakonieckim rozmawia MonikaSzczygło z Polskiego Radia Olsztynbardzo trudno jest uniknąć podmiotowości. Oczywiście jest lirykamaski, roli, ja osobiście za taką poezją nie przepadam. Proszęna przykład zwrócić uwagę na wiersze trzydziestolatków, publikowanew niedzielnym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Pisane na jednąmodłę, sztampę. Właściwie autor nie jest potrzebny i jest wymienialny,a styl (kombinowany chaotycyzm) przewidywalny, sztuczny,wysilony. Tak silna jest presja mody <strong>literackie</strong>j. Ja jestem za indywidualizacjąw życiu osobniczym i literackim (forma jako wcieleniepodmiotowych treści).W tych nowych wierszach podmiot jest nieco inny, mniej wyeksponowany.Mówi on i scala się z rzeczywistością większą, głębszą,która przejawia się na powierzchni, bo w szczegółach widzialnego,dostrzegalnego detalu. Można powiedzieć, że podmiot scala sięz kosmosem, przyrodą, że jest czułym i uważnym obserwatoremtego, co go otacza. Mogę powiedzieć za znanym mi osobiście poetąi filozofem Kennethem Whitem: „Wszystko jest na zewnątrz” albo– tak jak w moim poemacie o Atlantyku – „Głębia jest na powierzchni/Wszystko jest przejmująco ulotne”.M.S.: Na ile Warmia jest dla Pana inspirującym miejscemi co w niej szczególnego?K.B.: Wszystkie miejsca są szczególne i żadne nie jest szczególne.Chcę przez to powiedzieć, że, gdy nie ma człowieka i jego świadomości,nie ma kreacji realnego świata. Gdyż tylko człowiek odbierarzeczywistość w sposób świadomy, on ją przekształca, on wie,że jest w świecie, wewnątrz świata. W związku z tym obserwujębliski świat, widzę moje małe miejsce, w tym wypadku Warmię,bo się tu urodziłem, a mogę żyć – powiem szczerze – i w Bretanii,i gdzie indziej. Polska i Warmia są dla mnie najpiękniejszymi miejscami-lokalizacjamidlatego, że ja jestem tutaj kreacyjnie nastawiony,w tym miejscu, i to miejsce przeżywam, tak jak Pani, czy ktoś inny,może to samo powiedzieć o tym lub innym sensotwórczym miejscu.Poezja jest kreacją sensu. Tego wysokiego i niskiego. Życiowegoi tekstowego. Nie ma to nic wspólnego ani z nacjonalizmem, ani tymbardziej z regionalizmem. Chyba że z odmianą postmodernistycznejliteratury regionalnej, w którą dobrze się bawiłem, pisząc prozydo Historii bliskoznacznych.Przyroda ma dostęp do człowieka, który potrafi i chce otworzyćsię na świat, który dostrzega wielkość metafizycznej panoramy,niezależnej od nas przestrzeni zwierzęco-biologiczno-kosmicznej.Jesteśmy obcy przyrodzie, jesteśmy obojętni przyrodzie, jesteśmywrogami przyrody, jesteśmy jej cząstką, ale nigdy nie poznamywytłumaczenia ani dla życia, ani dla istnienia Wszechświata.Podstawą takiej ekstatyki i dialektyki uczestnictwa/odrzuceniaw tym tragicznym dla nas spektaklu są te małe eksplodującehumorem, powagą, drobną obserwacją, zamyśleniem wiersze.Wszystkie krainy są piękne, wszędzie jest słońce i księżyc, wszędziesą drzewa. Ja nie potrzebuję się wzruszać i stać na Mont Blanc,04 VariArt01/2011


żeby krzyczeć, jakim jestem romantykiem. Mogę w to samo miejscelatami chodzić, pod ten sam kamień czy krzywe, ośnieżone drzewo,patrzeć na szarą, pustą równinę, na której stoi stary dom wiejski.Istotą tego doznania, które nazywam metafizyką doświadczalną,nie jest wyjątkowość nadmiaru, ale indywidualizacja miejsca orazprzeczucie Pustki, która jest we wszystkim, co żyje. Ta pustkato inaczej Transcendencja – ponieważ nie pozbyłem się pojęciatranscendencji, nawet jeśli ona jest pusta. Ponieważ widzialnośćspełnia się tu i teraz w tych momentach, w których rozpoznajemysię jako wolne istnienia metafizyczne. Co nie znaczy, że dzielę światna rzeczy prawdziwe, idealne, platońskie oraz na te gorsze, przemijające,nietrwałe, ziemskie. Wręcz przeciwnie. Jestem antyplatoński,antykartezjański i antykantowski w tym rozumieniu jednirzeczywistości. Jest tylko jedna rzeczywistość, ta, w której żyjemy.I tylko w tej znajdujemy nieskończoność. A nieskończoność niemierzy się latami świetlnymi, lecz stanami świadomości i jakościączynów. Nieskończoność, wieczność to przejawy żywej świadomości,a nie obiektywne światy po śmierci.Cały czas musimy kształtować siebie i kształtować świat, uznającniezależność od nas natury: ja, ty, my, świat, kosmos. Człowiek żyjew środku swojego małego świata, ale musi wiedzieć, że nie jestnajważniejszy. Kosmos był, jest i będzie. Nigdy nie został stworzonyi nigdy jako całość nie zniknie. Jest nieustanną metamorfozą, a nieczasem przestrzeni, pędzącej w przód. Nigdy nie zostanie poznany.I lepiej żeby tak było. Człowiek ma prawo i do śmierci, i do zniknięcia.Życie na nas się nie kończy. Człowiek nie jest punktem Omegawszechświata. To Wszechświat jest swoim celem. Człowiek niewnosi celu do tej nieustannie podlegającej zmianie przyrodzie (gdzieśmierć jest etapem biologiczno-chemicznej zmiany żywiołów), alestwarza tylko i aż egzystencjalny sens i to kreuje jego wielkość,czyli samoistną i wolną kulturę. Praca w kulturze to stwarzanie osoby,działającej w materii najważniejszej: w umyśle, który trzeba taknastroić emocjonalnie etycznie, aby żyć godnie, odważnie, odpowiedzialnie.Poezja więc należy do po-etyki życia, a nie do estetykiżycia.M.S.: Minęło 30 lat od ukazania się debiutanckiego tomu Panapoezji „Zrosty” i 35 lat od pierwszej publikacji prasowej. Proszępowiedzieć, czy tworzenie jest ciągle dla Pana tym samym?K.B.: Wszystko się zmienia i pozostaje to samo. Znam swoje miejscew życiu i na ziemi, nadal się rozwijam, mam swoje wzlotyi upadki, nadal dysponuję dużą skalą percepcji świata, od filozoficznejpo zmysłową. Natura obdarzyła mnie wrażliwością na rzeczywistośćpolityczno-społeczną i metafizyczno-przyrodniczą. W różnychokresach swego życia różnie reagowałem. Moim problemem napoczątku była zbyt wielka introspekcja, metaforyzacja, solipsyzm.Z tych wad wyzwoliła mnie trauma lat 80. Zwróciłem się do tematykirodzinnej, historiozoficznej, regionalnej. Chciałem opisać wiek01/2011VariArt05


1Śniegjak biały senktórego nie musisz się baćani rozumiećchociaż jest proroczybo mówi nim wstydliwie nieboŚnieg jak kosmiczny senwysypywany z czarnej dziuryprzez przezroczysty czasKiedy go widziszjest już biały i sennyale to krew kosmosueksplodująca lodem początku5Śniegna przewróconej brzoziejakby wyrósł od wewnątrzzimową korąPłoszy się na mój widoki przebiera płatkamiw zimnym zakłopotaniu2Śniegw którym chciałbyś umrzećalbo do dzieciństwa kosmosu powrócićjako pierwszy znak niewinnościPierwszy śniegna skaleczonej skórze życiaktóry świata nie zaleczyani nie obróci w zamieć wiaryśnieg pierwsza śmierć3Śniegna polnych kamieniachktóre schroniły się przed przestrzeniąna bezbronnym poluŚniegnie wnika do rdzenia kamienidaje im maskę i opórskrywa wrażliwe wnętrzności4Śniegna rozzłoszczonym gawroniejaka to czarna iluzjabiała krotochwilaGawroniluzję anielstwa dziobem zdejmujeznoszonej czerni przywraca grozę6Śniegwokół niezamarzającego źródłaszybkie ptasie tropyktóre prowadzą do obłokówskąd słychać gwizdy trele ćwierkaniakiedy zaczyna sypać stamtąd śniegz otwartymi skrzydłami7Śniegna kudłatym psiebo też chce być tym psemi biegać wilgotnym nosem przy ziemiz czujnymi nozdrzami mrozuz ogonem zamieci przy białym kretowisku pogody8Śniegi lasktóry teraz nabiera czaruchociaż stopy mu drętwiejąbiały odludekŚniegi laswpatrzeni w ścianę niebiosktóre ktoś w hałasie mrozu otwieranad ojczystą przestrzeniąścieląc na nocnym niebie świecące gniazdoPrezentowane utwory pochodzą z tomu: Obroty nieba, Szczecin,Wydawnictwo Forma ; Stowarzyszenie Officyna, 2010.01/2011VariArt07


Borys Bartfeld– Борис Бартфельдrosyjski poeta, znawca historii Prus i królewieckiegoUniwersytetu Albertyny oraz twórczości E.T.A. Hoffmanna,założyciel i przewodniczący rosyjskiego StowarzyszeniaPrzyjaciół Kanta, członek kaliningradzkiego oddziałuStowarzyszenia Pisarzy Rosyjskich. Absolwent WydziałuMatematyczno-Fizycznego Państwowego UniwersytetuKaliningradzkiego, student prof. Kazimierza Ławrynowicza,naukowca, działacza polskiej mniejszości w Kaliningradzie,znawcy historii Królewca i Prus Wschodnich.Prezentujemy wiersz autora w przekładzie KrzysztofaDariusza SzatrawskiegoOjciecMalarzowi Linasowi Jankusowi,synowi zasłużonego nauczyciela 1W starym domuZ czerwonej cegłyNa peryferiach PriekulėNad kanałem Wilhelma 2Po nocachWciąż dźwięczą głosySetek wiejskich dzieciPrusko-litewskiegoPomorza.Wchodzą powoliDo wielkiej wspólnej klasy,A sto lat temuWbiegali wesołą gromadą,Hałaśliwie zajmując rząd za rzędem,Teraz tkwią przy wejściuSmutną, szarą ciżbą,I nie mogą się zdobyć, aby przejść do ławek,Gdzie miejsc wyraźnie mniej,Niż przybyłychZ okolicznych i dalszych cmentarzy,Poległych w morzachZaginionych bez wieściW bezcelowych wojennych przemarszach.Czekają na nauczyciela.I widzę,Wchodzi ojciec,W rękach, jak zawszeDziennik klasowy i wskaźnik.Wszyscy przechodzą naprzódZgodnie siadająI słyszę,Stukot pulpitów ich ławek,Szmer stronI szept, że tym razemNauczyciel opowie,Jak mogą uniknąć nieszczęściaAlbo przynajmniej zostaćWśród żywych i doczekać wnucząt.OjciecStoi przy tablicy za stołemMówi i obraca kołaMaszyny elektrostatycznej 3 ,Jakby próbował cofnąćŻarna nieuniknionego losuZdradziecko mierzącego w plecy.W półmrokuBłyski źrenicOświetlają opalone twarze 4I grube dłonieRybaków i chłopów,Staruszków i schludnych staruszekI tych, którym się nie udałoPrzekroczyć nawet trzydziestki.Od trzasku wyładowańBudzę sięZe ściśniętym gardłemW pracowni Linasa JankusaWśród farb,Obrazów i szkiców.Ostro pachnie ozonem,ŚwitaZa firankamiZ grubego białego lnu,TopniejeSmutny litewski pejzaż.Nie zacząwszy się, zima odchodzi.Za oknem nowe stulecie,Czarny pies długo szczekaZa odchodzącymi w stronę zatoki cieniami,Razem z nimi odchodziOjciec.KOMENTARZ:11 lutego 2008 r. w Szyłucie odbyła się prezentacja albumu obrazów nadzwyczajnegomalarza Linasa Jankusa. Zebrali się wielbiciele twórczości malarza,wypowiedziano wiele miłych słów i życzeń pod adresem artysty. Po tym zjedliśmykolację i nocowaliśmy w domu Linasa, który mieścił się w małym budynkustarej wiejskiej szkoły podstawowej. Tu pracował i żył ojciec malarza, znanynauczyciel, który całe życie przepracował w priekulskim kraju, za wyjątkiemsiedmiu lat, kiedy niemiecko-faszystowskie władze zesłały go za odmowęprzyjęcia niemieckiego obywatelstwa. Imię Linas oznacza „len”.2Kanał Wilhelma to prosty jak strzała żeglowny kanał, prowadzący do ZalewuKurskiego, zbudowany pod koniec XIX w. i nazwany na cześć cesarza WilhelmaI. Kanał ma szczególne znaczenie dla Linasa, który jest doświadczonym kapitanemjachtowym.3Podczas pisania tekstu na obraz ojca Linasa niespodziewanie nałożyły sięwspomnienia o moim ojcu, który także całe życie przepracował w wiejskiejszkole w obwodzie Kaliningradzkim, gdzie uczył fizyki, demonstrując doświadczeniaz błyskawicami, przeskakującymi między kulami maszyny elektrostatycznej.Podczas kolacji Linas dostał starą grubą książkę z tekstami psalmóww litewskim języku, wydaną w Priekulie w 1896 r. Na chybił trafił otworzyłemją i natychmiast na czternastej stronie natknąłem się na nazwę mojej rodzinnejwsi Triempien (Nowostrojewo). W tym, jak to się wydarzyło i jak mi się udałoprzypadkowo wyłowić tę nazwę z ogromnego tekstu w litewskim języku, napisanegogotycką czcionką, było coś mistycznego. Okazało się, że wśród tłumaczyzawartych w tej książce tekstów psalmów na język litewski był pastor z kościoław Triempien, o którym jest mowa w tekście Spotkanie w Kłajpedzie.4Na równi z pejzażami Linas maluje nadzwyczajne portrety. W charakterzemodeli służą okoliczni rybacy i chłopi o niezwykle barwnej powierzchowności.Kiedyś uczyli się u jego ojca. Ich wielkie portrety wiszą w warsztacie malarza,w pomieszczeniu, w którym wcześniej była szkolna klasa.08 VariArt01/2011


Katarzyna EnerlichZaklinanie nieobyczajowe(część 3)Zabolało dopiero w pociągu. Tak bardzo, że płakałam w zasłonę,brudną, pachnącą wilgocią i letnim kurzem. Do domu dotarłam nadrugi dzień, popękana jak lustro, z usuwającym się spod stóp fundamentemnaszego życia, w które tak wierzyłam.Zaledwie dwie godziny go pakowałam, z przerwami na koniak i łzy.Kiedy dotarł do domu, przestraszony i blady, pozostawiając Gabrielęi całe nasze nauczycielskie towarzystwo w Krynicy, jego rzeczy stałyzebrane w czarne worki, jak na śmietnik. Kupiłam je metodycznie,wracając z dworca, bo wiedziałam, że w sześćdziesięciolitrowe, jakichużywaliśmy, wszystko nie wejdzie. Zimowe kurtki i garniturypotrzebują więcej miejsca.Wyrzuciłam go z domu i życia. Nie mogłabym już być z nim w jakikolwieksposób. Nie wiedziałam, dokąd zaprowadziły go kroki poschodach, gdy taszczył te swoje worki. Wracał po nie kilka razy,nic nie mówiąc, bo mu tego zabroniłam. Kategorycznie. Bałam siętylko roku szkolnego, powrotu do szkoły, tego ciągłego ocierania sięo niego w pokoju nauczycielskim i tego, że kiedyś będę musiała siędo niego odezwać, a tego przecież nie chciałam!Nasi wspólni znajomi w końcu dowiedzieli się, co zaszło w hotelowympokoju. Nie wiem skąd, bo ja skrywałam to dzielnie, wstydzącsię wręcz tego, co widziałam, więc może to on lub Gabriela?Wiedziałam, że zamieszkał u niej i jej matki, w willi niedaleko centrum.Jakoś zniosłam ten pierwszy rok szkolny obok niego, parząc,jak razem przychodzą do pracy i wychodzą z niej, jeśli plan był akurattak ułożony. Nie rozmawiałam z moim mężem, nie chcąc wiedzieć,dlaczego ją wybrał i dlaczego podzielił się z nią tamtym dreszczem,a sąd orzekł rozwód akurat w dniu, kiedy dostałam nową pracęw wydawnictwie z nowoczesną drukarnią w jednym, które w naszymmieście powstało, zmniejszając tym samym znacznie poziombezrobocia.Już wtedy docierało do mnie powoli to, że życie pisze czasem niebanalnei zaskakujące scenariusze i że wcale nie trzeba się zarzekaćniczego, bo może się wydarzyć coś, co rozgoni spokojne obłoczkii nadmucha życiowe stratocumulusy.Miałam wtedy trzydzieści dwa lata i zostałam sama w czterechścianach mieszkania, i z mocnym postanowieniem, że nigdy z żadnymmężczyzną się nie spotkam w moim osieroconym łóżku i nigdyżadnemu nie uwierzę. Nowa praca w drukarni pochłonęła mnieMinipowieść w odcinkachcałkowicie, przez kolejne lata dostarczając mi spokoju i pewnościfinansowej na wyższym, niż szkoła, poziomie. Tęskniłam jednakdo niej, uczniowie chyba też, bo gdy powstał portal Nasza Klasa,otrzymałam masę zaproszeń od wyrośniętych już nastolatków,a niektórzy z nich fotografowali się z małymi dziećmi na rękach,pisząc o nich: „mój skarbek”, „moja maleńka”. Te zdjęcia mówiłymi o upływającym czasie, moim niespełnionym macierzyństwiei braku nadziei na nie, o żalu, że tak się temu życiu poddałam, że nieposzukałam innego, że postawiłam na złego konia w wyścigach.Jeszcze bardziej zasklepiłam się w swoim życiu jak w muszelce, niedopuszczając nic z zewnątrz, żadnych nowych przyjaciół, żadnychspotkań towarzyskich i planów, które mogłyby zmienić monotonięmojej codzienności.W tym czasie w związku Gabrieli i Antoniego pojawiły się jakieśkryzysy, o których łaskawie donosiły mi koleżanki, bo w miasteczkuwszyscy wiedzieli wszystko. Kryzys okazał się nie do pokonaniai Antoni wyprowadził się od pięknej Gabrieli, wynajął mieszkanie najednej z bocznych ulic, w ładnym miejscu obok parku, z którego tylkokrok na rzekę Bug, i wiódł życie samotnika, a na czole zrobiła musię taka pionowa kreska, której nigdy wcześniej nie miał, mówiącachyba o kłopotach i zmartwieniach. Widywałam go czasem w tymparku, gdy przechodziłam obok do sklepu, czy na pocztę, i chciałampooddychać świeżym powietrzem i zielenią, nigdy jednak do niegonie podchodziłam, w sercu czując już tylko głuchą pustkę i chybajeszcze coś… To była nieumiejętność rozmowy z człowiekiem, którykiedyś był całym moim światem.Trzydzieste ósme urodziny, znów spędzone samotnie, wprawiłymnie w dziwnie melancholijny nastrój. Zmienił go mój szef, panWiesiek, który swoją propozycją sprawił, że melancholia prysłaniczym mydlana bańka, a w jej miejsce pojawiło się ogromne zdziwieniei niepokój. Otóż szef poinformował mnie, że otworzył filięswego wydawnictwa w samej stolicy i że potrzebuje mnie jako osoby,która przez miesiąc poobserwuje pracę w wydawnictwie i drukarni,podszkoli nowych pracowników i podpowie, którzy z nich sięnadają, a którzy nie. Miałam na cały miesiąc przeprowadzić się doWarszawy, tam zamieszkać i żyć, wśród obcych mi ulic i zapachówwielkiego miasta, po czym wrócić do miasteczka, albo, jeśli będęchciała, pozostać tam, może na kierowniczym stanowisku? Jasne,że nie będę chciała do dużego miasta, za nic w świecie!cdn.p r o z a01/2011VariArt09


Anna RauBiesiada werbalnaw tomik ujętaJest takie miejsce, w którym słowoZwykle skrywane gdzieś w szufladachNa białe kartki się zakradaI z pisma staje się wnet mową (…).Renata Samoraj, Burkackie biesiadyOd 1997 r. z inicjatywy poetki i kierowniczki Biblioteki Gminnejw Burkacie, Bogumiły Stachowiak, na terenie gminy Działdowoorganizowane są niecodzienne spotkania wrażliwych i utalentowanychludzi – Biesiady Poetyckie. To wieloletnie, wręcz tradycyjnejuż, działdowskie zjawisko kulturalne stanowi rodzaj fenomenu.W ten sposób spotykają się nie tylko poeci, ale i studenciUniwersytetu Trzeciego Wieku, miejscowi organizatorzy i animatorzykultury, przedstawiciele lokalnego samorządu oraz całkiem„zwyczajni”, zainteresowani literaturą mieszkańcy wsi. Na kolejneBiesiady bywają zapraszani również literaci-goście z innych województw.Te regularne i owocne spotkania poetyckie konkretyzująsię nie tylko w postaci udanych więzi międzyludzkich – częstokroćo bardzo szerokim zasięgu – czy wzajemnej inspiracji twórców, alei w publikacji drugiego już zbioru wierszy 1 działdowskiego środowiska<strong>literackie</strong>go. W 2010 r. – w 60-lecie Gminnej Biblioteki Publicznejw Burkacie, ukazał się …Świat Marzeń Świat Rzeczywistości…– Działdowski Almanach Poezji. Tytuł ten stawia w głębi kontekstuniewypowiedziane pytanie, zastanawia i porusza – a każdy czytelnikzinterpretuje go w odrębny, właściwy swej naturze sposób.Czy tomik ukazuje zderzenie konkretu i myśli, planów i realizacji, wolii tego, co od niej niezależne? A może almanach scala te dwa poziomybytu – godzi i jednoczy to, co zdawałoby się, niemożliwedo pogodzenia, choć współistnieje i współistnieć będzie?przed lustremperły powlekane jedwabiemw trzewikach z cielęcej skóryodsłaniająłagodną asymetrię kości policzkowych skorygowanych różemza lustremsok z cytrynyz kostką lodu(Wiktor Golubski, Lustro na dwie strony)Prezentowane w almanachu utwory zebrano według jednoznacznegoi klasycznego, prostego klucza: „Znani”, „Debiuty” oraz„Wspomnienia” – co przypomina tak naturalny porządek rzeczy„teraźniejszość-przyszłość-przeszłość”. Ostatnia z części ma charakterwyłącznie ikonograficzny – to zdjęcia, dokumentujące kolejneBiesiady Literackie: w Ruszkowie, Burkacie, Kurkach, TurzyWielkiej, Działdowie, Klęczkowie i Filicach. Jedna z tych fotografiijest doprawdy wyjątkowa – przedstawia bowiem mieszkanie niezapomnianegotwórcy z kręgu środowiska plastycznego Warmiii Mazur – Hieronima Skurpskiego. Zdjęcie to nie jest bynajmniejprzypadkowe: almanach ilustruje dziewiętnaście rysunków Mistrza.Są oszczędne i proste, a przez to wielowymiarowe, chciałoby sięrzec – stanowią istotę dalekowschodniego zen, a przecież niewątpliwiei w tak oczywisty sposób są warmińsko-mazurskie. Rysunkina kartach almanachu ukazują nietrwały świat roślinności, malowniczośćregionalnych pejzaży i tak charakterystyczne w swej liniidla Skurpskiego postacie kobiet o prostych profilach. Część z tychsylwetek stanowi uosobienie snów i marzeń – znów, tym razemw ilustracjach almanachu, splot dwóch płaszczyzn: rzeczywistościi tego, co realne a nieuchwytne… Poruszające wrażliwość czytelnika,ponadczasowe i symboliczne, a zarazem dosłowne szkicepodkreślają kolejne utwory poetyckie, choć oczywiście nie nawiązujądo nich w dosłowny sposób. Tematyka kolejnych utworówrównież jest ponadczasowa i symboliczna zarazem, uniwersalnai jednostkowa. Część poematów jak soczewka skupia wzrok czytelnikana zwyczajnym pięknie i pospolitej niezwykłości miejscowejprzyrody. Wiele z utworów stanowi tzw. lirykę wyznania: to głębokiechoć ogólnoludzkie wyrazy tęsknoty, miłości, porażki, strachu,niepewności, załamania i nadziei. Jak to określiła w swym wierszuAnna Czubaj-Struzik: kolejne poematy to „skrawki duszy zakraplanena papier”. Kilka z nich można zaliczyć do nurtu poezji kobiecej– ze względu na wyjątkową liryczność i wyraz ściśle związanychz kobiecością przeżyć.Ciche skrzypnięciezamykanych drzwiOsiągnęłam swój celCieszę sięKwiaty pokryte rosąstawiam w wazonieCichy pocałunekPierwszą gwiazdęwitamy we dwoje.(Halina Gamdzyk-Kalińska, Cichy pocałunek)10 VariArt01/2011


Nieliczne utwory są adresowane do konkretnych osób: nieżyjącegobrata, do ukochanego, żony, babci, matki – część zaś stanowi refleksjęfilozoficzną lub modlitwę. Wszystkie łączy jedno: Nastrój…Niestrzeżoną nocą zawładnęły wspomnieniaFioletowe, czerwone, żółte, zielonejak otwarte ramionaWschodów słońcai oddechów brzóz (…).(Zenona Cieślak-Szymanik, Nastrój)Opublikowane w almanachu utwory to pokłosie Biesiad Literackichostatnich kilku lat i zwerbalizowany obraz wrażliwości czterdziestusześciu osób. Tomik zawiera wiersze zarówno działdowskich stałychbywalców poetyckich, jak i debiutantów oraz twórców z innychmiast Polski – Warszawy, Ciechanowa, Wrocławia, a nawet LewinaKłodzkiego. W ten sposób Dziadowski Almanach Poezji zmienia sięniejako w Almanach Ogólnopolski, podsumowujący pewien okreswspólnego przebywania, ale i – kto wie? – stanowiący punkt, odktórego zaczyna się coś intrygująco nowego… To nie marzenie,ale papierowa i konkretna, szeleszcząca kartami w ręku czytelnika,rzeczywistość. A z drugiej strony – czym się różni rzeczywistośćod marzenia i co było pierwsze? Reszta jest milczeniem, gdyżW cieniu drzew ukrywa sięsamotnośćI usprawiedliwia sięŻe wszystko było już powiedziane 2 ....Świat marzeń świat rzeczywistości..., Działdowo [etc.],Urząd Gminy, 2010.1Pierwszy zbiór wierszy to Burkackie biesiadowanie tam gdzie gniazdo bocianie :almanach poezji ziemi działdowskiej, [red. Rafalski Tomasz], Działdowo-Ciechanów,1998.2Grażyna Lech, Nieśmiałość.Stanisław KęsikPoranne studium człowieczeństwaGładzę policzekSnem zwolnionyZ wykrzyknikiem różyPomiędzy lustrami.Srebrne muchySiadają na szeptW kominie.Wykręciłem głowice wczorajszych oczuA czas taki zielony, że trudno uwierzyćW jesienne fortepiany…Gładzę policzekPod twoją pięśćZ której pestki zgryzionej przyjaźniNa wiele, wiele dni się posypały.Nie przepraszaj…Szept spuchnie w kominie.Gdy gładzę policzekSrebrne muchy i lustraPozostają.Barbara Czubaj-Struzik***spełniła się pełniaspełniła się w pełniwśród kropli srebrnychksiężycowej krwijedynym przez pełniępopełnionym błędembył łopianco w cieniujak żałobnik tkwił –i tkwił taki płakałi wychylał głowębo pragnął załataćniespełniony czaswięc gdy chwil kroplespełniały się w pełnion z blasków i srebraognik błędny tkałBaby pruskie w zbiorach Muzeum Archeologicznego w Gdańsku (rys. Heinz Georg Podehl)01/2011VariArt11


w y d a r z e n i ewystawa fotografii Herlinde Koelblw Galerii Stary RatuszZadomowieni w pisaniuBywalcy spotkań autorskich wiedzą, że niemal na każdym z nichpadają pytania o źródła natchnienia, sposób organizacji pracy, rytmdnia pisarza. Dlaczego pisze, kiedy pisze, czym pisze, co robi, kiedynie może pisać... – ciekawskich czytelników nie zadowala „goły”tekst literacki. Stąd niesłabnąca popularność biografii, wspomnień,stąd obecność na rynku wydawniczym książek z gatunku „powieśćo powieści”. Okazuje się, że proces tworzenia jest równie interesujący,jak jego wynik.Rzadko jednak nadarza się okazja, by podczas jednego wieczoru„przepytać” więcej niż jednego twórcę. Możliwość taką mieli odwiedzającyGalerię Stary Ratusz Wojewódzkiej Biblioteki Publicznejw Olsztynie, w której od 18 lutego do 3 marca 2011 r. prezentowanowystawę fotografii Herlinde Koelbl pt. Zadomowieni w pisaniu,przedstawiającą pisarzy niemieckojęzycznych i przestrzeń,w której tworzą. Ponad trzydzieści czarno-białych fotografii sprawiło,że atrium Starego Ratusza na dwa tygodnie zmieniło się w wielokrotneatelier, galerię portretów, uporządkowanych gabinetów, wypełnionychod podłogi po sufit biblioteczek, zagraconych pokojów,ascetycznych izdebek „biednych poetów”, długich rzędów rękopisówi leżących wszędzie papierów. Uzupełnieniem wystawy byłyrozmowy, które Herlinde Koelbl przeprowadziła podczas licznychspotkań z prezentowanymi twórcami. Fotografie i rozmowy stworzyłyrazem wielowymiarowe portrety, dały możliwość osobistegoniemal kontaktu z pisarzami, poznania ich codziennych przyzwyczajeń,ich radości i utrapień, ich nadziei i lęków.Wystawa Zadomowieni w pisaniu prezentowała dwunastu twórców:Thomasa Brussiga, Hansa Magnusa Enzensbergera, JulięFranck, Güntera Grassa, Dursa Grünbeina, Petera Härlinga, ElfriedeJelinek, Katję Lange-Muller, Hertę Müller, Ingo Schulze, MartinaWalsera, Christę Wolf. Fotografie Herlinde Koelbl i rozmowy z pisarzamiopublikowano w albumie Schreiben! Autorenportraits orazw polskojęzycznym katalogu wystawy Zadomowieni w pisaniu, którewypożyczyć można w Bibliotece Niemieckiej w WBP w Olsztynie.Sylwia Białecka12 VariArt01/2011


Bujnowski Krzysztof, Jak Prusowie z Krzyżakami wojowali, Bartoszyce, 2000. (fragment)Anita RomulewiczModa na paskiDawno, dawno temu, nad brzegiem Bałtyku osiadł lud zwanyPrusami. Znani byli z bursztynu i pogaństwa. Oddawali cześć piorunomi żabom. Czcili święte drzewa i żyli spokojnie, nie licząc zbrojnychnapadów łupieskich na tereny Polski. Te to napady sprowadziłyna nich prawdziwe nieszczęście. Albowiem w pierwszej połowieXIII wieku…Tak oto zaczyna się pewna opowieść o początkach jednegoz warmińskich miast, leżących na terenie historycznej Barcji– Bartoszyc. Historia tym ciekawsza, że ujęta w formę comic strip(z ang. „humorystyczny pasek”), której autor – Krzysztof Bujnowski– kreśli lokalną legendę stylem lekkim i zabawnym, rzetelnie podchodzącdo tematu. I choć rysunek jest może zbyt mało barwnyjak na XXI wiek, bo zaledwie czarno-biały, to jasny przekaz i wrażenieprzemyślanej całości niewątpliwie wciągają czytelnikaw bieg wydarzeń, z których dowie się „Jak Prusowie z Krzyżakamiwojowali”. Kusi też rekomendowany w ostatnim kadrze kolejnyzeszyt o przygodach dzielnego wodza Prusów – Herkusa Monte.(Nie wydaje mi się jednak, aby powstał – choć może zabrakło mideterminacji w poszukiwaniach – podobnie jak i zapowiadany ponaddekadę temu komiks Józefa Burniewicza).Więcej szczęścia do publikacji miały w ostatnich latach inne regionalnetematy, jak bitwa pod Grunwaldem, czy chociażby postaćMikołaja Kopernika. A to za sprawą swoistej mody na komiks,który ostatnimi czasy „awansował” do roli łącznika kulturowegoz młodym pokoleniem jako forma przekazu na wskroś nowoczesna.Trochę to stereotypowe, gdyż od dawna wiadomo, że komiks maswoich wiernych czytelników w każdym wieku. Poza tym zasada„mało słów, dużo obrazków” nie daje gwarancji sukcesu, szczególniegdy zapomina się, jak wymagająca to sztuka. W komiksowymświecie, w którym słowo jest równie ważne, co obraz, skupienie sięna jednym ze środków wyrazu, nie może wróżyć nic dobrego. A takniestety zdarza się.Nie brak jednak na Warmii i Mazurach autentycznych talentówrysowniczych. Zasłużoną sławą cieszy się Karol Kalinowskiz Olsztyna, autor „pokręconych” komiksów, w tym historii z Yoelemw roli głównej. Na uwagę zasługuje niewątpliwie piękna graficzniei intrygująca rzecz – „Łauma”, do której można zajrzeć na bloguKaeReLa http://lauma-krl.blogspot.com/2009/09/o-komiksie_3323.html. Określana jest jako „historia obyczajowa z elementami komediowymi,scenami fantastycznymi i chwilami prawdziwej grozy.A wszystko to głęboko zanurzone w jaćwieskich wierzeniach i legendach”.Rozpoznawalne są także prace Jarosława Gacha, współautoram.in. trzech komiksów, wydanych w serii Legendy Warmińskie(Jak chłop łabędzia za żonę wziął, O królu i chłopcu w czepkuurodzonym, Jak powstała wyspa Lalka na Jeziorze Łańskim).To rysownik doświadczony, który swoją pracą promuje nie tylko tradycjęregionalną, ale także komiks jako obszar pełnowartościowejwspółczesnej sztuki ilustratorskiej. Podczas wystawy „IlustracjaPL 2010”, zorganizowanej w Galeria Sztuki BWA w Olsztynie, jegoprace zaprezentowano wśród dzieł ponad stu artystów z Polski, wyznaczającychnowe trendy w tej dziedzinie.Niejako analogicznie do „warmińskich” prac Jarosława Gacha,w 2010 r. ukazał się „mazurski” komiks Przemka Kozaka – grafikaze Szczytna (m.in. autora projektów okładek niniejszego pisma).Zeszyt pt. Abentojry mazurskech pofejdokóf, czyli Przygody mazurskichwłóczęgów, wydany został również po angielsku. Inicjatywaze wszech miar słuszna.Pisząc o twórcach komiksów, nie można pominąć autorki „brakonów”,czyli Hanny Brakonieckiej, która od kilku lat publikuje swojeilustracje na łamach gazet regionalnych. Charakterystycznymi rysunkamiwpisuje się w klasyczny komiks prasowy, krótki w formie,żartobliwy, inteligentny. Niezwykle aktualne i zaskakująco osobistebudzą sympatię wobec autorki, obdarzonej dystansem do samejsiebie.Równie oszczędne w kształcie są komiksy, jakie prezentuje na jednejze stron internetowych autor, kryjący się pod pseudonimemBaba Pruski (tak, tak – Pruski). Przygody bohatera, określanegomianem „nieposkromionego rębajły i hardego poganina, czczącegopradawnych bogów”, ujęte zostały w kilku krótkich odcinkach.Jak funkcjonuje współczesny komiks w formie elektronicznej, przekonasię każdy, kto „zabłądzi” pod adres Baby (http://www.facebook.com/pages/Baba-Pruski/122206381159773?sk=photos).Komiks, jak każda sztuka graficzna i literacka, pod wpływem swoichczasów ewoluuje. Wchodzi w nowe tematy, przełamuje tabu, przekraczagranice sacrum, czasem wraca do tradycji. Najczęściej jestwyrazem nieposkromionej wyobraźni autora, który z pasją powołujeodmienne światy, także inspirowane otaczającą rzeczywistością.O komiksach w klimacie blokowisk mówi się w przypadku pracolsztyńskich autorów – Artura Rosy, Dominika Samulowskiego,Michała Lasoty, Marcina Gromke. Prace wielu innych można poznaćpodczas cyklicznego już konwentu komiksu, fantastyki i mangi, organizowanegow Olsztynie przez Stowarzyszenie Tratwa. To dobraokazja do poznania innych „komiksiarzy”, choć – jak przyznają samitwórcy komiksów – to zaledwie szkoła warsztatu, „przystanek”na drodze do filmu rysunkowego czy grafiki komputerowej.A swoją drogą, ciekawe, jak potoczyły się losy regionalnych laureatów1 z ogólnopolskiego konkursu stacji Cartoon Network „AkcjaAnimacja” na najlepszy scenariusz filmu rysunkowego.1Paulina Malinowska z Iławy, Katarzyna Jurewicz ze Studzianki, Grzegorz Konopskiz Elblągal i t e r a t u r a r e g i o n a l n a01/2011VariArt13


s z k i c e z o b r a z k i e mDariusz SzymanowskiPiero albo istotarzeczyWłaściwie powinno się o nim mówić – Figlio della Città. To znaczySyn Miasta. Sam siebie nazywał Pietro de Borgo, ale w gęstwinachsłowników odnaleźć go można pod hasłem Piero della Francesca.Borgo Sansepolcro, z którego pochodził, położone w sercuApeninów, w samym centrum pagórkowatej doliny Tybru, którałączy cztery wielkie historyczne krainy Italii – Romanię, Marche,Umbrię i Toskanię – było miastem niewielkim, całym w czerwieniachdachówek. Nasz malarzurodził się w 24 lata po Stafanodi Giovannim, znanym bardziejjako Sassetta, którego jednoz dzieł zdobi ołtarz we franciszkańskimkościele w Sansepolcro.Młody Piero na niedzielnej mszybardziej niż płomienne kazanieproboszcza podziwiał obrazrzeczonego Sassetty. Dziełoto było bowiem zręcznym połączeniemczternastowiecznejmyśli sieneńskiej z nowatorskimtraktowaniem przestrzeni,która według malarza miałabyć konsekwentnie rozwijającąsię głębią. Perspektywa więcstała się jedną z głównych namiętnościPiero – na tyle intensywną,że poświęcił jej traktati zatytułował go „De ProspectivaPingendi”. A wiele miejscaw swoim teoretycznym wywodziepozostawił dla sztukirealistycznego przedstawianiaprzedmiotów w przestrzeni.Ale Piero, najstarszy syn dość jak na owe czasy bogatego kupcaskórzanego, w 1446 roku rozpoczął pracę nad swym bodaj najbardziejznanym dziełem, Zmartwychwstaniem. Po roku pracy freskmożna już było oglądać we wnętrzu ratusza w jego rodzinnymmieście. Przedstawiał on silnego Chrystusa, który kierując się napółnoc, wychodzi z grobu. Owinięty w różową tunikę, królewską– na pewno królewską – a zimne światło poranka modeluje jego ciało.Prawa dłoń dzierży chorągiew. Zmartwychpowstanie symbolizujedwoistość natury. W tle uschnięte konary drzew i spalona ziemia– i to jest lewa strona obrazu. Z prawej miasto, ukryte wśród zielonychlasów. Ciała czterech żołnierzy, śpiących u grobu, nieludzkowtłoczone w ramy z doryckich kolumn, niczego się nie domyślają,nie przeczuwają dziejącego się cudu. Głowy dwóch z nich, kierująnasz wzrok na główną część sceny.Fresk Piero, niewątpliwie inspirowanyobrazem Andrei delCastagno, który do dzisiaj możemyzobaczyć w Cenacolo di San’tApollonia we Florencji, jest triumfemjasności nad cieniem, którywedług artysty powinien służyćjedynie do wydobywania chwały.Mówi się, że gdy Piero umierał,miał w oczach tą samą pewność,że wszystko w gruncie rzeczy jestmożliwe.Był malarzem szczegółu: lustrzanychodbić w złotych aureolach,tkaniny w wiklinowym koszu,trąbki pośród bitewnego chaosu.Kilka wieków później BlaisePascal w swoich Myślach napisze:„(…) Ale jeśli chce oglądaćinny cud, równie zdumiewający,niech zbada to, co zna najdrobniejszego.Niechaj roztocz ukażemu w swoim maleńkim ciele częścinieskończenie mniejsze, nogize stawami, żyły w tych nogach,krew w tych żyłach, soki w tej krwi, krople w tych sokach, waporyw tych kroplach; niech dzieląc jeszcze te ostatnie rzeczy wyczerpieswoje siły w tych obrażeniach i niech ostatni przedmiot, do któregozdoła dojść, stanie się przedmiotem naszej rozprawy; pomyśli może,że to jest ostateczna małość w przyrodzie”. I ta ostateczna małośćw przyrodzie być może ukazała Piero istotę rzeczy.14 VariArt01/2011


Kazimierz BrakonieckiCentrum Polsko-Francuskie Côtes d’Armor– Warmia i Mazury w Olsztyniealbo Dom Bretanii na Warmii i MazurachCentrum Polsko-Francuskie Côtes d’Armor – Warmia i Mazuryw Olsztynie działa od 1993 roku w ramach oficjalnej umowy o współpracy,zawartej pomiędzy województwem warmińsko-mazurskimw Polsce a bretońskim departamentem Côtes d’Armor we Francji.Centrum jest samorządową placówką <strong>kulturalno</strong>-oświatową podległąDepartamentowi Kultury i Edukacji Urzędu Marszałkowskiegow Olsztynie, której zadania koncentrują się na regionalnej, polsko--francuskiej współpracy <strong>kulturalno</strong>-artystycznej oraz edukacyjno--szkolnej. Mniej oficjalna nazwa placówki to Dom Bretanii na Warmiii Mazurach, co oznacza, że tematyka małych ojczyzn (Warmiii Mazur oraz Bretanii) należy do priorytetów działalności instytucji.Centrum organizuje kursy języka francuskiego, ma największąw regionie bibliotekę książek w języku francuskim, czytelnię prasy,współpracuje z nauczycielami, szkołami, prowadzi działalność wydawniczą.Do mniej wyeksponowanej, ale przecież istotnej, należydziałalność wystawiennicza (około ośmiu wystaw w roku w wyodrębnioneji dobrze przygotowanej technicznie salce o wielkości około40 m kw.). Jej ideą jest pokazywanie twórczości plastycznej i fotograficznejartystów z naszego regionu oraz Bretanii (ściślej Côtesd’Armor), popularyzacja miejscowego środowiska, promowaniewystaw o tematyce francuskiej artystów polskich, a także pokaztakich prezentacji wizualnych, których zasadą jest otwarta Europai otwarcie na świat (dlatego m.in. dużo wystaw fotograficznych,w tym turystycznych). Realizuje się również wystawy oświatowe,poświęcone kulturze, literaturze i językowi francuskiemu. Centrumjest pomysłodawcą dużych, profesjonalnych wystaw przygotowanychprzez samorządowych partnerów, np. Muzeum Warmii i Mazurw Olsztynie i odpowiednika w Bretanii (kilkakrotne pokazy sztukifrancuskiej w Olsztynie, Reszlu, Lidzbarku Warmińskim – oraz polskieji regionalnej w Côtes d’Armor; organizacja wyjazdów artystówna plenery i wystawy). Centrum P-F pokazało pierwszą pełną wystawęsztuki bretońskiej artystów francuskich z zaprzyjaźnionegodepartamentu w 1996 roku w olsztyńskim BWA. Za nią poszły następne.Podczas corocznie odbywanych Dni Frankofonii i Kultury Francuskiej(wiosną) oraz Dni Bretanii (jesienią) Centrum P-F stara się pokazaćspecjalnie przygotowane na ten czas ekspozycje plastyczne. I taknp. w 2009 roku była to wystawa czarno-białej fotografii artystycznejJoëla Belleca z Francji pt. „Filaments” oraz – również czarno--biała – wystawa fotografii Rogera Moizana „Bretania”. Obaj fotograficyzaliczani są do czołówki bretońskich artystów fotografików– jeden upodobał sobie przetwarzanie rzeczywistości, drugi jest jejdokumentalistą. Z innych wystaw z 2009 roku warto wymienić takie,jak „Portrety i zdjęcia” Véronique Sezap z Quimperlé (Francja)czy „Proust odnaleziony” Ewy Kozłowskiej z Olecka, która sfotografowałaRumunię. W 2008 roku odbył się pokaz czarno-białychfotografii wybrzeża Atlantyku autorstwa Claude’a Le Galla z Francji,wystawa grafiki Wiesława Bieńkuńskiego „Tuziemiec-Zaziemiec”,malarstwa na papierze André Joliveta (Francja), fotografii i malarstwaZbigniewa Urbalewicza z Olsztyna „Bretania-wspomnieniai wizje” oraz fotografii pt. „Celtowie” Tomasza Raczyńskiego, którywcześniej pokazywał zdjęcia z Paryża. W 2007 roku zorganizowaliśmym.in. oryginalną polsko-francuską wystawę oświatową,poświęconą Erichowi Mendelsohnowi, którą następnie wyeksponowanow kilku miejscach Olsztyna. Z wydarzeń 2010 roku wartowymienić zdjęcia francuskiego fotografika Francisa Goellera z cyklu„Południowa Warmia” (efekt pobytu studyjnego) oraz korespondencjęartystyczną Zbigniewa Żebrackiego z Paryża (polski artystazamieszkały we Francji od 1973 roku) pt. „Postscriptum”. Na początku2011 roku otworzyliśmy ekspozycję malarstwa i rysunku pt.„Panorama warmińska” Marka Szczęsnego, artysty i wykładowcyInstytutu Sztuk Pięknych UWM w Olsztynie. Do najważniejszychwystaw dołącza się zaproszenia w formie folderów.Już kilkakrotnie CPF organizowało wojewódzkie i miejskie konkursyfotograficzne i plastyczne o tematyce francuskiej i bretońskiej.Instytucja ściśle współdziała z liceum plastycznym i wydziałemsztuki olsztyńskiego uniwersytetu, np. nawiązując współpracęz partnerami francuskimi, organizując wyjazdy artystów do Bretaniina plenery (fotograficzne, malarskie, rzeźbiarskie, skorzystaliz tego m.in. Miłosz Piotrowski, Ryszard Szmyt, Zbigniew Urbalewicz,Elwira Iwaszczyszyn, Tadeusz Brzeski). Wiosną 2011 olsztyńskąplastykę w Bretanii reprezentować będzie Antoni Grzybek, zaproszonyna studyjny pobyt do regionalnego centrum sztuki w dawnymopactwie Bon Repos.Charakterystyczne, że z biegiem lat coraz częściej w galerii CentrumP-F można zobaczyć wystawy fotograficzne niż malarskie. Powodysą czysto materialne, mają też wiele wspólnego z faktem, że instytucjawspółpracuje z samorządowymi placówkami kultury, które realizująwiększe przedsięwzięcia budżetowe i artystyczne (posiadająteż większe sale wystawowe). Cała artystyczno-kulturalna działalnośćinstytucji, w tym i wystawiennicza, jest pomysłem autorskimKazimierza Brakonieckiego, od września 1995 roku dyrektora placówki.Centrum Polsko-Francuskie Côtes d’Armor– Warmia i Mazury w Olsztynieul. Dąbrowszczaków 30, I p.10-542 Olsztyntel. 48/ 89/527 63 73; 534 99 33www.cpf.olsztyn.plg a l e r i a01/2011VariArt15


Maja BaranowskaTytuł, jaki artystka nadaje swym dziełom – Wędrujące – obrazujeatawistyczną podróż, niemożliwą do odbycia w pojedynkę czy w cieniuwłasnego wizerunku. Podróż nie odbywa się we wspomnieniach,w pamięci, ale rozwija się jak ruch, którego nie można zatrzymaćprzed świadomie obraną i konkretną metą. Wędrowanie jest ekwiwalentemszukania, udawania się w podróż w nadziei na odnalezieniejej końca. W pojedynkę czy z kimś jeszcze – nie ma znaczenia – jakoże sam proces wymaga powtarzalności własnego jestestwa, takprzez spełnienie jak cierpienie; w ten sam sposób można scharakteryzowaćmetodę graficzną, która zawiera próbę zniszczenia materiina rzecz zmaterializowania idei (albo jej powtarzalności) oraz koniecznośćnadawania numerów w celu udokumentowania, potwierdzeniaprzebytej drogi. Każdy pojedynczy „odcisk” jest odcinkiem przebytejdrogi, a grupa postaci przedstawia rozwój, który obrazuje podróż, podążanieprzez świat jak wędrowcy.Każda postać, pomimo tego że znajduje się w bliskiej odległości odinnych, zachowuje swoją autonomię; nawet jeśli postrzegana jest jak„kalka” pozostałych, zawsze różni się od nich napięciem i umiejscowieniemw przestrzeni. Obserwując symboliczny szlak, niewielu jestw stanie uchwycić jego „korzenie”. Ktoś mógłby odnaleźć w pracachdziwne stworzenia, które zamieszkują nasze sumienia. Pomimo uważnegoanalizowania szczegółów, w które „ubrane” są postaci, nie możnaotrzymać absolutnego potwierdzenia – przynajmniej wizualnego– ich jakości technicznej; i tak zastanawiamy się, czy dzieło zaliczyćnależy do grafiki, malarstwa, czy rzeźby z terakoty. Trudność wynikaze sposobu, w jaki artystka „pracuje” nad płytą oraz z plastycznościąobjętościową postaci. Umiejscowione na naturalnym, jaki stanowi papier,lub mozolnie „zagospodarowanym” i pokolorowanym tle postacinie zmieniają swej potężnej, posągowej statury. I tym bardziej wchłanianesą przez aurę ciszy, z której biorą swój początek: idea „materialna”grafiki, postrzegana jedynie jako czyste doświadczenie techniczneulatnia się i zmienia w połączenie wielu elementów, z których światłoniewątpliwie dominuje.Nagie postaci, czy owite w nieokreślone okrycia, emanują nieokreślonympięknem. I być może w tym właśnie tkwi wielkość dziełaBaranowskiej, w umiejętności pokazania widzowi ciemnej stronypiękna, strony, która choć jest zakorzeniona głęboko w naszej świadomości,to budzi nasz lęk, ale też bez której nie umiemy się obejść.MAJA BARANOWSKAEugenio Gianni, krytyk sztukiMieszka i pracuje w Olsztynie. Studia na Wydziale Sztuk PięknychUMK w Toruniu. Dyplom z wyróżnieniem w Pracowni Serigrafii prof.Bohdana Przybylińskiego w 1989 roku. Uprawia grafikę warsztatową.Obecnie kierownik Pracowni Grafiki Warsztatowej Wydziału SztukiUWM w Olsztynie. Autorka wystaw indywidualnych, m.in.: DwórArtusa w Toruniu, BWA w Olsztynie, Galeria 526 w Łodzi. Bierzeudział we wszystkich pokazach środowiskowych oraz w konkursachi wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, m.in. w QuadriennaleDrzeworytu i Linorytu Polskiego w Olsztynie. Dwukrotnie wyróżnionaw Premio Internazionale Di Grafica Del Pomero we Włoszech (2007,2008), laureatka I Nagrody w przeglądzie „Olsztyńska jesień” (GaleriaZPAP w Olsztynie).


h i s t o r i aTowarzystwoNaukowe „Pruthenia”dr Izabela Lewandowska1 2W 2010 roku minęło 10 lat od założenia pierwszego na Warmiii Mazurach towarzystwa, zajmującego się dziejami i kulturą dawnychPrusów. Przyjęło ono nazwę Stowarzyszenia Miłośników Historiii Kultury Prusów, a w 2010 roku przekształciło się w TowarzystwoNaukowe „Pruthenia”. Pomysłodawcą i kanclerzem stowarzyszeniabył dr Bogdan Radzicki, filozof, pracujący w UniwersytecieWarmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Funkcję prezesa przez wiele latsprawował dr Mirosław Janusz Hoffmann, archeolog z Muzeum Warmiii Mazur w Olsztynie. Także autorka niniejszego tekstu przez pięć latbyła sekretarzem Towarzystwa i kierownikiem projektów edukacyjnych.W Towarzystwie działa około 20 osób, wśród których są m.in.archeolodzy, historycy, filozofowie, studenci. Najaktywniej działający,oprócz wyżej wymienionych, to: prof. Grzegorz Białuński, dr hab.Kazimierz Grążawski, dr Justyna Prusinowska, dr Jan Gancewski,Paweł Szymański, Alicja Dobrosielska, Marek Pacholec, MonikaSabljak, Patrycja Godlewska, Joanna Grzelak, Grzegorz Pepłowskii Paweł Łuszyński.Celem towarzystwa jest odkrywanie spuścizny najstarszych plemionna ziemiach pruskich, badanie oraz popularyzacja ich życia i działania.Prowadzimy odczyty, organizujemy konferencje, wyjazdy w teren,weryfikację grodzisk, cmentarzysk oraz pojedynczych kurhanów,które są spuścizną po Prusach. Od 2009 roku trwa budowa osiedlapruskiego, zwanego Amalang, na autentycznym grodzisku ulokowanymna terenie Muzeum Budownictwa Ludowego w Olsztynku.Od 2006 roku wydajemy własne pismo naukowe pod nazwą„Pruthenia”. Do 2010 roku wyszły już cztery tomy.Z działalności badawczej i naukowej należy wymienić odbywający się od2006 r. cykl spotkań pod nazwą „Seminarium Prussicum”. Posiedzeniaseminarium odbywają się raz w miesiącu w Ośrodku Badań Naukowychw Olsztynie i są okazją do dyskusji o książkach związanych z tematykąpruską oraz osiągnięciami badawczymi członków Towarzystwai zaproszonych gości. Drugą ważną działalnością jest cykl wykładówo charakterze naukowo-popularyzacyjnym w ramach WarsztatówBałtyjskich, odbywających się w olsztyńskim zamku. Trzykrotnie jużzorganizowano konferencję pod nazwą „Interdyscyplinarne Spotkaniaz Historią i Kulturą Bałtów – Colloquia Baltica”, która gromadzi badaczyziem pruskich i bałtyjskich z Polski oraz zagranicy.Zorganizowano dwa wyjazdy studyjne – jeden po niemieckich archiwach,drugi na Litwę w celu nawiązania współpracy z tamtejszymibadaczami Prusów. Od lat dobrze układają się stosunki z dr LetasemPalmajtisem z Kowna, który tworzy słownik pruski i próbuje odtworzyćjęzyk tych ludów.Inną formą działalności Towarzystwa „Pruthenia” są prace archeologiczne.Członkowie Towarzystwa uczestniczyli w wykopaliskachw olsztyńskim Lesie Miejskim, w miejscowości Swaderki na wyspiejeziora Świętego, na tzw. Górze Czarownic w Olsztynku, w miejscowościPieczarki i kilku innych. Do współpracy zapraszani są archeologowiez Węgorzewa, Warszawy i Gdańska.Bardzo ważną działalnością, skierowaną do uczniów szkół podstawowychi gimnazjalnych, są warsztaty ceramiczne i tkackie wraz z prezentacjamimultimedialnymi pt. „Dzieje i kultura Prusów”. Warsztaty18 VariArt01/2011


431. Widok na budowany gród Amalang (fot. I. Lewandowska)2. Stoisko rękodzielnicze na Amalangu (fot. I. Lewandowska)3-5. Monika Sabljak, Magdalena Kobiałko i Szymon Marchlewski podczasprezentacji w Szkole Podstawowej nr 34 w Olsztynie (30 listopada 2007 r.)odbywają się na zaproszenie szkół. Z takiej możliwości skorzystałojuż Lubomino, Dobre Miasto, Jeziorany, Nowe Kawkowo, Olsztyni Wrzesina.Od samego początku Towarzystwo organizuje ponadregionalny konkursdla młodzieży. Początkowo nosił on nazwę „Prusowie – północnisąsiedzi Słowian”, a od 2008 roku – „Aestiorum Gentes”. Konkursskierowany jest do szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych.Pierwszy etap polega na przygotowaniu projektu edukacyjnego o tematycepruskiej, na drugim etapie uczniowie wypełniają przygotowanyprzez organizatorów test. Jest to inicjatywa tym bardziej cenna,że od 2010 roku każdy gimnazjalista na świadectwie ukończenia szkołymusi mieć zapisany udział w realizacji wybranego przez siebie projektu.Zależy nam na tym, by projekty, dotyczące ziem pruskich, przyczyniłysię do rozbudzenia zainteresowań tematyką dawnych Prusówi pozostawioną po nich spuścizną.Prężnie działa też Zespół rekonstrukcji ceramiki zachodniobałtyjskieji kultury pruskiej, który od 2007 roku wyjeżdża na warsztatydo Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie, a także organizuje pokazyszycia strojów średniowiecznych oraz pruskich rzemiosł: garncarstwa,tkactwa (krosno pionowe oraz tabliczki tkackie), wyplataniakoszyków, czy przygotowywania tradycyjnych potraw pruskichz możliwością gotowania na żarze w glinianych garnkach.Od dwóch lat Towarzystwo „Pruthenia” bierze udział w JarmarkuJakubowym, organizowanym co roku w lipcu w Olsztynie, a także wewrześniu w Olsztyńskich Dniach Nauki, gdzie wystawia swoje stoiskai zaprasza na warsztaty.5W 2009 roku Towarzystwo samodzielnie zorganizowało I FestiwalBałtyjski, który co roku latem odbywa się na terenie osady Amalangw Olsztynku. W ramach festiwalu w ostatnich dwóch latach odbywałysię warsztaty: garncarski, kowalski, rogownika, brązownika, rzeźbiarzy-snycerzy,tkacki oraz sztuki wojennej. Poza tym zorganizowanokuchnię bałtyjską i szkołę języka pruskiego.Towarzystwo „Pruthenia” swoje prace i projekty prowadzi przy współudzialeinnych instytucji regionu. Na szczególne podkreślenie zasługujewspółpraca z Ośrodkiem Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiegow Olsztynie, Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie, StarostwemPowiatowym w Olsztynie i Muzeum Warmii i Mazur.Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony http://www.pruthenia.pl,gdzie znajdują się wszelkie szczegółowe informacje na temat konkursów,warsztatów, a także prezentacje multimedialne z naszej działalności.01/2011VariArt19


h i s t o r i aŚladami PrusówZamieszkujące we wczesnym średniowieczu tereny naszego województwaplemiona Prusów pozostawiły liczne ślady swojej bytności.Nie jest jednak łatwo dostrzec je przeciętnemu odbiorcy krajobrazukulturowego, bo przecież nie każde wyniesienie to grodzisko,a jeśli nawet takowe nim jest, to jak stwierdzić, że to pozostałość poPrusach? Na takie pytanie może odpowiedzieć jedynie archeolog.Zresztą nie tylko grodziska stanowią stosunkowo dobrze czytelnew przestrzeni kulturowej ślady dawnych gospodarzy tych ziem.Ziemie, które zajmowali potomkowie pradawnych Bałtów, stanowiąwspółcześnie obszar północno-wschodniej Polski wraz z ObwodemKaliningradzkim, przynależnym Rosji. Obszar zamieszkiwany przezludność pruską był z pewnością olbrzymim wyzwaniem, jeżeli chodzio warunki przyrodnicze. Egzystencja w ostrym kontynentalnymklimacie z długimi, srogimi zimami i stosunkowo krótkim okresemwegetacji, wśród bagien i moczarów, nie była łatwa, zwłaszczaże tereny te przynajmniej na początku pozbawione były dostępnychjuż wówczas osiągnięć w zakresie infrastruktury, takich chociażbyjak sieć dróg.Ludność pruska zatrzymała się w swym rozwoju społecznym naetapie plemiennym. Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, czy brakwykształcenia państwowości spowodowany został wewnętrznymiwaśniami w obrębie poszczególnych plemion, czy też procesten został przerwany ekspansją krzyżacką. Być może obie z tychprzyczyn sprawiły, że ludy pruskie nie wykształciły ustroju państwowego.Mimo to powstała dzięki nim imponująca infrastrukturaosadnicza. Wprawdzie Prusowie nie budowali miast – jedynym wyjątkiemjest Truso, legendarne emporium rzemieślniczo-handlowei port nad jeziorem Drużno – nie budowali również typowych wsi.Ich sieć osadnicza składała się z niewielkich jednostek terytorialno--politycznych (tzw. lauksów), tworzonych zazwyczaj przez kilkanaścielub kilkadziesiąt rodzin. Centrum tych dość swobodnie rozrzuconychsiedzib były warowne grodziska i strażnice, stanowiąceschronienie dla okolicznej ludności w momencie zagrożenia. Trudnodostępne tereny okazały się w tym wypadku wyjątkowym sprzymierzeńcem,bowiem większość grodzisk powstała na wysokichi stromych krawędziach jarów, półwyspach jeziornych i wysokichcyplach morenowych. Teren był zazwyczaj na tyle niedostępny,że nawet współcześnie dotarcie do niektórych z nich jest utrudnionei nie zawsze możliwe o każdej porze roku. Prócz naturalnychwalorów obronnych grodziska wyposażone były w całe systemywałów i fos. Przykładem takiego założenia jest stanowiskow Strużynie (gm. Morąg). Dziś, penetrując takie obiekty, w wieluHanna i Adam Mackiewiczowieprzypadkach można odtworzyć ich pierwotne rozplanowanie, któremimo upływającego czasu i nawarstwień ziemnych wciąż wyraźnierysuje się w przestrzeni. Przykładów zachowanych pruskichgrodzisk jest na terenie północno-wschodniej Polski dość sporo.Niektóre z nich zostały objęte badaniami archeologicznymi, któreprzynajmniej częściowo pozwoliły na odtworzenie ich konstrukcji.O niektórych wiedza przetrwała w postaci nazw, sugerujących ichbudowniczych, jak np. grodzisko w Domkowie (gm. Grunwald),zwane Pogańską Górą, lub też grodzisko w Zajączkach, zwaneSassenpils (gród Sasinów). Skupisko stosunkowo dobrze zachowanychpruskich grodzisk między Olsztynkiem, Ostródą i Lubawąw połączeniu z krzyżackimi strażnicami, stanowiącymi bezpośredniąkontynuację założeń obronnych na tym terenie, wydaje się byćwystarczającym pretekstem do założenia w tym miejscu archeologicznegoparku kulturowego. Nie wolno również zapomnieć o bardzobliskim sąsiedztwie Pól Grunwaldzkich, a wszystko to osadzonew przepięknym krajobrazie.Ważnym dla obronności uzupełnieniem sieci grodzisk były wałyi przesieki, budowane najpewniej wzdłuż granic poszczególnychjednostek osadniczych. Na pozostałości tego typu umocnieńprzypisywanych Prusom natrafiono pomiędzy jeziorami Kiermasi Kierzlińskim, a także w rejonie wsi Maruny i Łęgajny.Powszechny wśród Prusów ciałopalny zwyczaj grzebania zmarłychskutkował praktyką sypania kurhanów, w których chowano urnyz prochami oraz przedmioty, należące do zmarłego. Najbardziej znanepruskie nekropolie kurhanowe przetrwały w rejonie wsi Bukwałd(gm. Dywity) i Piórkowo (gm. Płoskinia), natomiast pojedyncze,potężne kurhany zachowały się w Ponarach (gm. Miłakowo)i Tołkinach (gm. Korsze).Trudno jednak nie zmierzyć się z przekonaniem, że mimo stosunkowodużej wiedzy, jaką udało się zebrać na temat dawnych gospodarzytych ziem, wciąż jeszcze wiele śladów po Prusach czeka naswoich odkrywców.Batik Iwona Bolińska-Walendzik20 VariArt01/2011


Gmina Barczewo – fragment wału granicznego międzyjeziorami Kiermas i Kierzlińskim (fot. H. Mackiewicz)Domkowo, gm. Ostróda– fragment wału grodziska(fot. A. Mackiewicz)Domkowo, gm. Ostróda– majdan grodziska(fot. A. Mackiewicz)dr Iza Matusiak-KempaPrzeszłość zaklętaw nazwach, c z y l ijeszcze raz o nazwieOlsztyn i nie tylko…Nazewnictwo na Warmii i Mazurach stanowi bardzo ciekawy przedmiotzainteresowania dla badaczy historii języka, wymaga bowiem widzenia faktówjęzykowych i pozajęzykowych: łączenia wiedzy o historii osadnictwaw regionie, znajomości rozwoju języka polskiego i niemieckiego, jak równieżżmudnych studiów porównawczych nad martwym językiem staropruskim,jak się okazuje, ciągle obecnym w nazwach miejscowych. Na marginesiewarto zaznaczyć, że wiedzę o języku Prusów wzbogaca analiza wyrazówwystępujących w języku litewskim, ponieważ i język staropruski, i litewski,wywodzą się z tej samej grupy języków bałtyckich. Co prawda brzmienienazw miejscowości niekiedy przypomina brzmienie wyrazów występującychw języku polskim, ale odczuwalny język polski jest zwykle tylkopowłoką, zasłaniającą genezę staropruską. Okazuje się, że nawet nazwyDorotowo (koło Olsztyna), czy Błąkały (koło Suwałk), choć łatwo zestawićodpowiednio z imieniem Dorota i czasownikiem błąkać się, kryją jednakrdzenie pochodzące z języka Prusów. Analiza nazwy Dorotowo wskazuje,że należałoby ją łączyć ze staropruskim rdzeniem dar- oznaczającym „robić,czynić”, występującym też w litewskim czasowniku daroti „porządkować”.Nazwa Błąkały przechowuje natomiast podstawową formę Blendgalas,związaną ze staropruskim wyrazem galas „koniec, krawędź, brzeg, skraj”.Dlaczego zatem te nazwy brzmią tak swojsko? Najogólniej mówiąc, zadziałałytu fonetyczne procesy adaptacyjne, czyli dostosowanie brzmienia głosekw języku obcym do języka ojczystego.Staropruskie dziedzictwo językowe jest też obecne w nazwach dzisiejszychdzielnic Olsztyna, jak: Kortowo, Likuzy, Redykajny i samej nazwie Olsztyn.Kilka słów na temat genezy tych toponimów. Nazwa własna Kortowozwiązana jest z wyrazem staropruskim corto „gaj, lasek”, zaś polonizującysufiks -owo zastąpił niemiecki formant -au (por. niemiecką nazwę Kortau).W nazwie Likusy (niem. Likusen, Lykusen) obecny jest, występujący w językulitewskim, a zatem prawdopodobnie też w staropruskim, wyraz likas„krzywy, nieużyteczny”. W nazwie Redykajny można wskazać dwie podstawymotywujące: litewskie słowo raῖnas „kolorowy” i pruskie kaimis „wieś”.Całość zestawienia mogła zatem pierwotnie oznaczać „kolorową wieś”.Na koniec jeszcze zapowiadana w tytule analiza nazwy stolicy Warmii.Według M. Biolik w nazwie Olsztyn (niem. Allenstein) odnajdujemy rdzeń*el-/ol- „ciec, płynąć”, występujący również w nazwie rzeki Łyna, która zapisywanabyła w źródłach jako Alna, Alla, Alle, Allne. Od nazwy rzeki zaś zapomocą niemieckiego rzeczownika Stein „kamień” utworzono nazwę miasta.Inaczej nazwę interpretuje G. Gerullis, jako podstawy wskazując pruskiwyraz alne „zwierzę, łania” i niemiecki rzeczownik Stein, będący komponentemwielu nazw miejscowych.Grodzisko w Zajączkach,gm. Ostróda(fot. A. Mackiewicz)Przegląd kilku nazw miejscowych jest zaledwie znikomym wycinkiemz niezwykle interesującego i inspirującego nazewnictwa, występującego naterenie dawnych Prus Wschodnich, nazewnictwa odbijającego skomplikowanedzieje tych ziem. Nazwy tu występujące utrwalają pamięć po ludności,której mowę przyprószyły czas i język tych, którzy bądź to w poszukiwaniuwolnych włók, bądź ze słowem Bożym przybyli na Warmię, Barcję,Pogezanię, Sambię i Galindię. Dotarcie do genezy nazw miejscowychi jeszcze starszych nazw wodnych odsłania nie tylko sam język starożytnychPrusów, ale też pokazuje, jak postrzegano otaczający świat i dokonywanojego interpretacji: jakie rzeczy, zjawiska, cechy charakterystyczneuznawano za ważne na tyle, by nadać im moc identyfikacji miejsc.01/2011VariArt21


h i s t o r i adr Jerzy ŁapoO „babach” z wąsami„Baby” z wąsami – w tym przypadku to żadne antyfeministyczne hasło...Tak w najprostszy sposób można opisać zabytki, które w fachowymjęzyku noszą miano „antropomorficznej rzeźby kamiennej”. Są toposągi przedstawiające ludzkie postacie, wyrzeźbione w sposób prymitywnylub – delikatniej mówiąc – naiwny, których wyraźne skupisko namapie Europy znajduje się w zachodniej i środkowej części dzisiejszegowojewództwa warmińsko-mazurskiego. Od wieków budziły one różneemocje, stając się natchnieniem nie tylko dla poetów i pisarzy. Do dzisiajtutejsze „baby” nie zdradziły, kim były...Dlaczego „baby”?Kamienne rzeźby, wyobrażające ludzi, znane są z wielu zakątkówświata. Tworzone były w różnych okresach, lecz zawsze wiązały sięz sacrum. Zawsze też przez miejscowych mieszkańców otaczane byłyzabobonnymi opowieściami, mniej lub bardziej nawiązującymi do ichdawnej, rzeczywistej roli. Wiele antropomorficznych („podobnychdo ludzi”) posągów, najczęściej męskich, jeszcze do końca XIX w.można było spotkać na euroazjatyckich stepach, gdzie często stały napradawnych kurhanach, wyobrażając zmarłych przodków, praojców– w językach tureckich często określanych jako „baba”. Nazwa ta trafiłado obiegu krajoznawczego i naukowego, najpierw do języków słowiańskich,a później innych, m.in. do niemieckiego, tworząc dziwacznąhybrydę językową „Steinbaben”.Na terenach dawnych ziem pruskich najwcześniej, gdyż w 1706r., wzmiankowano posąg w Bartoszycach, zwany Bartlem. „Baba”o wysokości 1,4 m miała wydzieloną z korpusu głowę zwieńczoną szpiczastymprzykryciem głowy (hełmem?), zaznaczone były oczy i nos.W prawej ręce znajdował się wyrzeźbiony róg do picia. Na początkuXVIII stulecia Bartel stał przy Bramie Królewieckiej, w obrębie zajazduJunkerhof, gdzie wykorzystywany był do... wiązania koni. Ale służyłtakże zabiegom typu magicznego – młodożeńcy, weselący się w gospo-dzie, chcąc zapewnić sobie szczęście na „nowej drodze życia”, pocieraliwyrzeźbiony róg!Bartla można zaliczyć do zbioru klasycznych „bab” kamiennych.Podobne posągi mierzyły sobie najczęściej 1-1,5 m, ale zdarzały się też„wielkoludy” – Prątnica (2,1 m), Bratian (ok. 2 m). Zawsze w obrębierzeźby wyróżniano głowę (czasami ze szpiczastą brodą), inne ryty byłypłaskorzeźbami. Róg umiejscawiano zawsze w prawej lub przy prawejręce, czasami pojawiały się elementy uzbrojenia, najczęściej miecze– po lewej stronie. Wiele rytów jest trudnych współcześnie do interpretacji– być może przedstawiają one także tarcze czy szamańskie laski.Do zbioru klasycznych czy też „prawdziwych” pruskich „bab” kamiennychmożna zaliczyć 11 posągów, ale są też takie „domniemane”, m.in.bartoszycka Gustebalda czy Mensch (Człowiek) z Jelitek. Wyróżnićmożna również „baby” „nieprawdziwe” czy „pozorne”, które są rzeźbamipowstałymi już w okresie nowożytnym i mniej lub bardziej nawiązujądo średniowiecznych „oryginałów”.Kto zacz?Jedną z największych „babskich” zagadek jest to, kogo przedstawiałyowe posągi? Jedyną rzeźbą odkrytą w miejscu jej pierwotnegoustawienia jest „baba” z Poganowa. Stała ona w miejscu kultowym,gdzie składano m.in. ofiary z koniny. Analizy archeologiczne wskazują,iż wykorzystywano je między końcem X w.-połową XI w. a połową(końcem?) XII w. Tak też należy datować powstanie tamtejszej „baby”.Podobnie, na X-XII w., datowane są inne pruskie posągi. Czy przedstawiałyone pogańskie bóstwa, wodzów, szamanów – tego jeszcze „niechcą” powiedzieć naukowcom. Były one najprawdopodobniej efektemprzeobrażania się religii pruskiej i zachodzącej w niej antropomorfizacji– m.in. na rzeźby wybierano głazy przypominające wielkością ludzi.Być może był to skutek stykania się wczesnośredniowiecznych Prusówz ideami chrześcijańskimi, płynącymi z Południa i Zachodu, w którychBóg miał postać ludzką.Życie po życiuUpraszczając – św. Wojciech „bab” kamiennych jeszcze nie widział,a krzyżacy – już nie widzieli. Później pradawne posągi stawały sięznakami granicznymi, ustawianymi na miedzach albo nawet materiałembudowlanym. Opowiadano, że to grzeszni ludzie, którzy zostalipokarani skamienieniem za m.in. strzelanie do Pana Boga (Mózgowo),zbytnie strojenie się (Bartoszyce – Gustebalda) czy pracę w niedzielę(Listewoje). Niektóre z posągów otrzymywały własne imiona – jakchociażby te z Bartoszyc czy Potrimpus z Dzierzgonia. Najsłynniejszymistały się bartoszyckie „bartki”, które już w XVIII w. przez gererałaFriedricha zu Anhalta zostały wykreowane na symbole miasta (Bartelstał się św. Bartłomiejem).Bartoszycka „Gustebalda” wg Johanna Benischa (1836)22 VariArt01/2011


Gdy w XIX w. wzrosło zainteresowanie starożytnościami krajowymi,„baby” zaczęły wyruszać w podróże. Posągi z okolic Iławy przewiezionodo Gdańska, gdzie do dziś można je podziwiać przed MuzeumArcheologicznym, a już po II wojnie światowej rzeźba z Barcian trafiłana dziedziniec olsztyńskiego zamku. Niektóre z zabytków zaginęły.Podobno, gdy gdańscy studenci w czasie sesji chcą zdać egzamin, muszą„pogłaskać” któryś z posągów. Czy to skutkuje? Nie sprawdzałem,studiowałem w Toruniu...Zainteresowani więcej informacji znajdą w książce pt. Pruskie babykamienne. Fenomen kulturowy czy europejska codzienność?, red.Jerzy Łapo, Grzegorz Białuński, Olsztyn, Ośrodek Badań Naukowychim. Wojciecha Kętrzyńskiego, 2007.„Portret” rodzinny pruskich bab kamiennych:A-Barciany, B-Bartoszyce(Bartel), C-Bartoszyce (Gustebalda),D-Mózgowo/Laseczno, E-Piętki,F-Pogranicznoje, G-Susz/Różnowo/Bronowo, H-Prątnica, I-Młynisko,J-Dzierzgoń, K-Bratian, L-Poganowo,Ł-Gałdowo/Jędrychowo, M-Jelitki,N-Susz/Nipkowie. Rys. Jerzy ŁapoBartoszycki „Bartel” (fot. Jerzy Łapo)01/2011VariArt23


i n i c j a t y w aRafał KociędaIławscy pasjonaci historiiCzłonkowie Stowarzyszenia „Ylavia”. Od lewej: Michał Młotek, ZbigniewJanik, Bożena Kujawska, Stanisław Baruchowski, Krzysztof Kujawski,Rafał Kocięda, Henryk Oleksiuk.W listopadzie 2010 roku ogólnopolskie media podały informacjęo odkryciu we wsi Mózgowo w powiecie iławskim XI-wiecznegoskarbu. Szczęśliwymi znalazcami byli członkowie historycznego stowarzyszenia„Ylavia”, poszukiwacze amatorzy, których najczęściejokreśla się mianem „poszukiwacze skarbów”. Historia iławskiegostowarzyszenia to jednak nie tylko historia odnalezienia srebrnegoskarbu z Mózgowa, to historia grupy osób, które połączyły swe siły,by odkrywać przeszłość i ukazywać ją innym.Stowarzyszenie Badaczy Historii Deutsch Eylau „Ylavia”, bo takbrzmi pełna nazwa stowarzyszenia, powstało w 2006 roku z inicjatywyStanisława Baruchowskiego, Rafała Kociędy, KrzysztofaKujawskiego, Romana Dembińskiego i Zbigniewa Janika. Jednakpasja odkrywania historii rodzinnego miasta połączyła ich już dużowcześniej. Pierwszy raz grupa historyków-amatorów oficjalniezaistniała w 2005 roku, jako „autorka” i „organizatorka” wystawyhistorycznej z okazji 700-lecia Iławy. Ekspozycja cieszyła się dużymzainteresowaniem nie tylko ze względu na ilość eksponatów,ale przede wszystkim z powodu pierwszej takiej okazji ujrzenia tyluprzedmiotów, związanych z przedwojenną Iławą. Wielu zwiedzającychwyrażało zdziwienie, że autorami wystawy są osoby prywatne,a nie samorząd miejski. Padło wiele słów uznania, były teżsugestie, aby grupa przyjęła jakaś formę organizacyjną. To zadecydowałoo powołaniu stowarzyszenia.Głównym celem pasjonatów z Iławy jest poszukiwanie i kolekcjonowanieporzuconych lub zagubionych pamiątek, przedmiotów sprzed1945 roku, związanych z Iławą i okolicznymi miejscowościami.Dlatego najwięcej czasu poświęcają – prowadząc poszukiwaniaprzy pomocy wykrywaczy metalu – nadzorowaniu wykopów budowlanychi rozbiórek starych kamienic. Członkowie stowarzyszeniamonitorują stale aukcje internetowe, uczestniczą w jarmarkachi targach staroci. Inną formą pozyskiwania pamiątek jest wymianaz regionalistami z innych miejscowości w Polsce. Oddzielnymzadaniem grupy jest zbieranie informacji o przedwojennej Iławie.Ważnym dla Stowarzyszenia „Ylavia” okazał się rok 2008, kiedydzięki wsparciu archeologa, dr. Wiesława Skrobota, i pracownikaMuzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, dr. Jarosława Sobieraja, grupapodjęła współpracę z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytkóww Olsztynie. Pozwoliło to na uzyskanie oficjalnego pozwolenia naprowadzenie poszukiwań w całym powiecie iławskim. Członkowie„Ylavii” uważają to za duży sukces, bo wbrew pozorom uzyskanietakiego pozwolenia jest bardzo trudne, a w niektórych województwachwręcz niemożliwe. Świadczy to o dużym uznaniuze strony archeologów dla starań i zasług „Ylavii” w odkrywaniuhistorii regionu. Już wkrótce współpraca ta okazała się korzystnadla obu stron, bowiem stowarzyszenie przekazało olsztyńskim archeologomzabytki, których rangi naukowej nie sposób przecenić.W tym samym roku skład „Ylavii” powiększył się o jedną osobę– do grupy dołączył Michał Młotek, także pasjonat historii, poszukiwaczi kolekcjoner. W 2010 r. przyłączyli się do stowarzyszenia:Bożena Kujawska, Kamil Knowski, Henryk Oleksiuk i MarekSadłowski (który po kilku miesiącach zrezygnował z członkostwa).W tym samym roku Kapituła „Ylavii” w dowód uznania za wieloletniąwspółpracę postanowiła nadać honorowe członkostwo MoniceKrajnik, przewodniczącej Mniejszości Niemieckiej w Iławie, urodzonejw tym mieście jeszcze przed wojną.Znalezisko „Ylavii” – dolne okucie pochwy miecza. Brąz około X wiekuproweniencja skandynawska24 VariArt01/2011


Stowarzyszenie Badaczy Historii Deutsch Eylau „Ylavia” może siępochwalić odkryciem kilkuset zabytków. Pierwszy rok współpracyz Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, a właściwie 5 miesięcy2008 roku, zaowocował dziesięcioma przedmiotami. Wśród nichbyła bransoleta celtycka, zabytek bardzo rzadki i cenny dla badaczykultury celtyckiej w Polsce. Rok 2009 to już 85 przedmiotów, w tymnajcenniejsze to dwa unikatowe na skalę krajową okucia pochewmieczy z X i XI wieku, fragment enkolpionu z XI wieku i grot włóczniz XIV wieku. Przekazano także do muzeum skarb 31 monet rzymskich,odkrytych na terenie Iławy w latach 80-tych XX wieku. Grupaposzukiwaczy wykupiła ów skarb od znalazcy. Ubiegły rok poszukiwańprzyniósł 105 zabytków – oczywiście nie obeszło się bez kolejnychciekawostek. Największe z nich to trzy strzemiona wczesnopruskie,toporek kamienny, toporek z brązu, fragment klingi sztyletuz brązu i średniowieczna plakietka pielgrzymcza. Poza wspomnianymiprzedmiotami przekazano także szereg pomniejszych znalezisk,jak: numizmaty, fibule, ozdoby i przedmioty codziennego użytku,które pozwoliły rzucić nowe światło na pradzieje naszego regionu.Łącznie „Ylavia” przekazała już 200 zabytków i dwa skarby monet– a wszystkie te przedmioty trafiły do specjalnego depozytu utworzonegow Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. Depozyt otwartyzostał w 2007 roku na wniosek Grupy Inicjującej Projekt PowołaniaMuzeum Regionalnego w Iławie. Przez trzy lata trafiło do niego łącznieokoło 500 zabytków, które powrócą do Iławy z chwilą utworzenianad Jeziorakiem Muzeum Regionalnego, którego powstanie jestjednym z pragnień poszukiwaczy z Iławy. Dlatego Stowarzyszenie„Ylavia” na każdym polu wspiera działania Grupy Inicjującej ProjektPowołania Muzeum Regionalnego w Iławie. Jednak znalezione zabytkito zaledwie kilka procent ogółu znalezisk. Większość to przedmiotyXIX- i XX-wieczne, którym nie przysługuje miano zabytku.Jednak i wśród nich są rzeczy, na widok których poszukiwaczomz Iławy przyspiesza tętno. Najbardziej upragnione to przedmioty sygnowanenazwą „Deutsch Eylau” – i nieważne, czy jest to plombaołowiana, dzwonek rowerowy, czy butelka z iławskiego browaru,każdy z nich traktują niemal jak relikwie. Wielkie znaczenie majątakże znaleziska związane z obroną miasta w styczniu 1945 roku,gdyż ten okres historii Iławy jest najmniej znany i udokumentowany.Sukces „Ylavii” to także zorganizowanie pięciu wystaw historycznych,odkrycie nieznanego historykom i archeologom obronnegowału pruskiego, osady i cmentarzyska z okresu wpływów rzymskich,oraz znalezienie trzech nieoznakowanych mogił żołnierzyniemieckich z okresu II wojny światowej, z których ekshumowanoszczątki 17 osób. W trakcie poszukiwań członkowie grupy natrafilitakże na 4 składy niewybuchów i niewypałów, z których saperzyzneutralizowali ponad 100 sztuk amunicji artyleryjskiej z okresuII wojny światowej.Dziś nikt już nie ma wątpliwości, że Stowarzyszenie Badaczy HistoriiDeutsch Eylau „Ylavia” na stałe wpisało się w historię regionu.Znalezisko „Ylavii” – bransoleta celtycka.We wrześniu 2010 roku poszukiwacze z Iławy natrafili bowiemw okolicach Mózgowa na srebrny skarb złożony z 802 srebrnychmonet i fragmentów ozdób z XI wieku o łącznej wadze 322,5 grama.Stanowi on pozostałość po depozycie odnalezionym w drugiej połowieXIX wieku. Odkrycie skarbu zajęło grupie ponad dwa lata poszukiwańw terenie oraz nieokreśloną liczbę godzin spędzonych na tropieniuskarbu w dostępnych materiałach historycznych. Wydarzenieto stało się sensacją w świecie archeologów i historyków, którzybez wahania określili go mianem jednego z największych odkryćna terenie województwa warmińsko-mazurskiego po 1945 roku.Skarb składał się 98 całych denarów, głównie cesarza niemieckiegoOttona III, 598 tzw. „siekańców” monet, arabskich dirhemów i denaróworaz 106 ozdób i ich fragmentów – w tym unikalnego na skalęeuropejską fragmentu srebrnego enkolpionu. Uroczyste przekazanieskarbu muzealnikom z Olsztyna odbyło się 11 listopada 2010 rokuw sali wystawowej Iławskiego Centrum Kultury.Poszukiwacze z Iławy to jedna z nielicznych formalnie zorganizowanychgrup detektorystów, działających na terenie Warmii i Mazur.To też cały czas jedna z niewielu grup w Polsce, która zgodniez prawem, za pozwoleniem odpowiednich instytucji, przeszukujepodmiejskie tereny przy użyciu wykrywaczy metali. Jak widać,z ogromnym pożytkiem dla historii całego regionu. Godnym podkreśleniajest fakt, że Stowarzyszenie „Ylavia” realizuje swoje pasjehobbystycznie z własnych funduszy i w czasie wolnym od obowiązkówzawodowych i rodzinnych.01/2011VariArt25


i n i c j a t y w adr Wiesław SkrobotMuzeum Regionalne w Iławie– processus interruptusMuzealnictwo jest bardzo specyficzną dziedziną życia społecznego.Z ustaw wynika, że muzeum to instytucja upowszechniająca kulturę,służąca ochronie pamiątek przeszłości oraz edukacji i popularyzacjihistorii. Potocznie muzea kojarzą się z nudą zakurzonych gabloti usypiającym głosem znużonego życiem przewodnika, który po raznie wiadomo który opowiada o kawałkach potłuczonych garnków,połamanych i zjedzonych przez rdzę szczątkach uzbrojenia oraz innych,równie godnych pogardy rupieciach.Rzadko pamięta się o tym, że źródłami rozwoju nowoczesnego muzealnictwabyły możnowładcze kolekcje, tworzone w XVII wiekuna dworach Rzymu i Watykanu, a także w pałacach francuskichkrólów, którzy byli pierwszymi propagatorami udostępnienia kolekcjispołeczeństwu. To, co kiedyś stało się triumfalną zdobycządemokracji, dziś bywa lekceważonym dodatkiem do turystyczno--krajobrazowych atrakcji letnich. Nie pamięta się wcale, że instytucjamuzeum nobilituje i uszlachetnia kulturę, dodaje jej ciężaru gatunkowego,który jest wartością trwałą i nie przemija wraz z letnimsezonem imprezowym.Dawno, dawno temu...Pierwszy projekt iławskiej instytucji muzealnej, który przygotowałemw maju 1995 r., był zatytułowany „POMEDIAN – MuzeumPogranicza Kulturowego”. Misję tego muzeum sformułowałem jako„Badanie procesów kulturowych w międzyrzeczu Drwęcy, Osy i dolnejWisły w możliwie szerokim przedziale dziejowym. Gromadzenie,opracowywanie i udostępnianie materialnych i niematerialnych śladówtych procesów”. W projekcie przedstawione zostały także celestrategiczne i zadania iławskiego muzeum. Jeszcze w grudniu 1994r. powstał – także mojego autorstwa – szczegółowy „Projekt stanowiskapracy do tworzenia muzeum w Iławie”. Mimo deklarowanegozainteresowania władz miasta i lokalnych środowisk opiniotwórczychprojekt utworzenia muzeum nie został wówczas podjęty, jakmówiono – z braku odpowiedniego lokalu. Moje opracowanie spoczęłow jakiejś szufladzie magistrackiej i nigdy nie zostało użyte.Dwa lata później, w oparciu o założenia przygotowane dla Iławy,na zaproszenie burmistrza Ostródy podjąłem działania w celu utworzeniaostródzkiego Muzeum Regionalnego. W latach 1997-1999w pomieszczeniach ostródzkiego zamku, przy współudziale dwojgamłodych stażystów i wolontariuszki Amerykańskiego KorpusuPokoju oraz we współpracy ze społecznością Ostródy, stworzyłemstrukturę organizacyjną, wystawienniczą i edukacyjną lokalnegomuzeum, które istnieje do dnia dzisiejszego i bardzo dobrze wypełniaswoje funkcje.Całkiem niedawno!W 2006 r. w iławskim środowisku miłośników przeszłości aktywniezaczęła działać Agnieszka Błędowska – z wykształcenia archeolog,na co dzień kierująca „Lokalną Organizacją Turystyczną PojezierzaIławskiego i dorzecza dolnej Drwęcy”. Z jej inicjatywy powstałaspołeczna Grupa Inicjująca Utworzenie Muzeum Regionalnegow Iławie. W efekcie działań Grupy we wrześniu 2006 r. Rada Miejskapodjęła uchwałę intencyjną o potrzebie utworzenia takiego muzeum.W czerwcu 2007 r., znów z inicjatywy Agnieszki Błędowskiej, odbyłasię konferencja, promująca ideę utworzenia Muzeum Regionalnegow Iławie. W następstwie Rada Miejska w projekcie budżetu na roknastępny wydzieliła kwoty na działania muzeotwórcze.W kwietniu 2008 r. zostałem zatrudniony na pół etatu do realizacjispraw związanych z utworzeniem instytucji muzealnej. Na podstawieswoich doświadczeń i analiz przygotowałem autorską koncepcjęrozplanowania przestrzeni muzealnej w sąsiedztwie gotyckiegokościoła Przemienienia Pańskiego, przy południowej linii zachowanegofragmentu murów miejskich. Kompleks muzealny miałsię składać z czterech głównych elementów: 1. zbudowanego odpodstaw na terenie komunalnym budynku głównego, 2. poddanegoremontowi konserwatorskiemu budynku o konstrukcji ryglowej, należącegodo iławskiego klasztoru Ojców Oblatów (tzw. „stara plebania”),3. krużganka na reliktach muru miejskiego – z funkcją komunikacjiobu budynków muzealnych, 4. terenu ekspozycji zewnętrznej,okalającego bryłę gotyckiego kościoła od stron południoweji wschodniej. W przyszłości planowano także wykorzystać do celówmuzealnych wieżę kościelną, jako miejsce ekspozycji i punktwidokowy. Współpraca ze stroną kościelną układała się bardzodobrze dzięki proboszczowi parafii Przemienienia Pańskiego, księdzuWiesławowi Lewiczowi, który aktywnie uczestniczył w pracachGrupy Inicjującej Utworzenie Muzeum Regionalnego w Iławie.Po jego tragicznej śmierci w 2009 r. pojawiły się pewne komplikacje,ale dzięki istnieniu porozumienia, podpisanego przez władzemiasta i stronę kościelną, proces przygotowań do utworzenia iławskiegomuzeum można było kontynuować.Sprawą utworzenia instytucji muzealnej od początku bardzo żywointeresowali się członkowie iławskiego stowarzyszenia „Ylavia”.Dzięki współpracy z Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie orazWojewódzkim Konserwatorem Zabytków eksploratorzy zbudowalize swych znalezisk depozyt – przechowywany obecnie w muzeumolsztyńskim – złożony z kilkuset, nierzadko bardzo cennych, eksponatów.Po utworzeniu Muzeum Regionalnego w Iławie ma on stanowićzaczątek własnych zbiorów.26 VariArt01/2011


W ramach innych działań promuzealnych, na drodze kontaktówz muzeami warszawskimi i trójmiejskimi, udało mi się skompletowaćokoło 2,5 tysiąca książek historycznych do zbiorów przyszłejbiblioteki muzealnej.W 2010 r. władze miasta ogłosiły przetarg na wykonanie projektuarchitektoniczno-budowlanego kompleksu muzealnego. W grudniuprace projektowe zostały zakończone, a powiatowy nadzór budowlanywydał pozwolenie na budowę.I na tym – póki co – kończy się kolejna próba utworzenia w Iławiemuzeum. Władza zawiesiła bowiem dalsze działania związane z budowąbudynku-siedziby przyszłej instytucji, uznając za ważniejszeinwestycje turystyczno-rekreacyjne nad Jeziorakiem. Co gorszajednak, nie przedłużono ze mną umowy, powstrzymując tym samymdalsze działania organizacyjne i narażając projekt muzealny nazmarginalizowanie oraz odsunięcie jego kontynuacji na czas bliżejnieokreślony.Od czasu powstania pierwszej koncepcji w 1994 r. Iława jeszcze nigdynie była tak blisko zrealizowania projektu utworzenia własnegosamorządowego muzeum, jak w roku 2010. Zaniechanie kontynuacjiprojektu zawiodło oczekiwania wielu mieszkańców Iławy, którzybardzo żywo interesowali się powstawaniem instytucji muzealnej.Zmarnotrawiony został także mój wysiłek skoncentrowany na budowaniusieci współpracy z wieloma polskimi muzeami, które zadeklarowałychęć pomocy w tworzeniu ekspozycji, a także programuedukacyjnego oraz naukowo-badawczego. Jeśli przerwa w pracachpotrwa dłużej niż rok, w warunkach przewidywalnej dekoniunkturywładze miejskie mogą odłożyć utworzenie Muzeum Regionalnegona kolejne dziesiątki lat. Niezrozumiałe posunięcie...Rys. Zbigniew Urbalewicz01/2011VariArt27


e c e n z j aŚw. BrunonWaldemar Tychek– mnich, misjonarz, męczennik, dyplomataBrunon z Kwerfurtu wymyka się utartym schematom, jak dziś byśmypowiedzieli, „pasowania na świętego”. Co prawda tuż po swojejśmierci w 1009 r. został kanonizowany, ale nie znamy miejscaani daty tej kanonizacji. Nie dość na tym – nawet miejsce jegomęczeńskiej śmierci oraz pochówku wciąż pozostaje jedynie w sferzedomysłów. Jego losy, działalność, a nawet misja, którą zostałnaznaczony, nie do końca są jeszcze zweryfikowane, a sama jegoosoba często była mylona z kimś innym. W części źródeł występowałbowiem jako Bruno (dokumenty niemieckie), w innych jakoBonifacy (imię zakonne), a nawet przez niektórych badaczy był przezczas jakiś nazywany drugim polskim metropolitą czasów BolesławaChrobrego. Co ciekawe, w kalendarzu męczenników KościołaRzymskiego także funkcjonował jako dwie różne osoby (19 czerwcajako św. Bonifacy i 15 października jako św. Brunon). Słowem– historię Brunona wciąż spowija całun tajemnicy. Dlaczego – skorotak wiele mu się przypisuje w dziele chrystianizacji rodzącegosię państwa polskiego, pamięć o nim i jego dokonaniach uległyw Polsce na wiele stuleci zapomnieniu? Dlaczego kult św. Brunonatak szybko zanikł i odrodził się dopiero w XIX wieku? Co tak naprawdę– i w świetle najnowszych źródeł – wydarzyło się podczas jegoostatniej misji na terenach Prus i Litwy? Na te oraz szereg innych,rodzących się w trakcie poznawania losów Brunona, pytań postarałsię odpowiedzieć Grzegorz Białuński w swojej najnowszej pracyzatytułowanej Misja prusko-litewska biskupa Brunona z Kwerfurtu.Autor, specjalizujący się w historii osadnictwa na ziemi mazurskiejoraz historii plemion pruskich, który już od lat dziewięćdziesiątychinteresował się postacią Brunona, postanowił dołożyć kolejną„cegiełkę” do powstania biografii biskupa in partibus infidelium 1 .Jak sam autor zauważył, biografii takiej doczekał się już poprzednikBrunona w działalności misyjnej, św. Wojciech – patron Polski,Czech i Węgier.Brunon urodził się w Kwerfurcie (Niemcy), w arystokratycznej rodzinie,spokrewnionej m.in. z saskimi Ludolfingami 2 . Nic więc dziwnego,że po ukończeniu szkoły katedralnej w Magdeburgu (jej absolwentembył też wspomniany wcześniej Wojciech Sławnikowic – pierwszymisjonarz na terenach pruskich i „ojciec duchowy” Brunona)został mianowany kanonikiem, a następnie, na dworze Ottona III,pełnił funkcję cesarskiego kapelana (wszak sam Otton III pochodziłz saskiej linii rodu Ludolfingów. W literaturze nie eksponuje się tegopokrewieństwa, kładąc bardziej nacisk na powinowactwo duchoweOttona i Brunona). Młody Brunon, który bardzo przeżył męczeńskąśmierć św. Wojciecha, zrezygnował w 998 r. z kariery dworskieju boku Ottona i powodowany wewnętrznym niepokojem wstąpiłdo klasztoru benedyktynów, gdzie przyjął śluby zakonne. Dwa latapóźniej (1001 r.) udał się do pustelni św. Romualda w Pereum kołoRawenny – jednak i tam praktykowanie wyłącznie biernej ascezynie do końca odpowiadało duchowym potrzebom Brunona, gdyż– jak podaje Białuński – „jego powołaniem były misje i poszukiwaniemęczeńskiej śmierci”. Na pierwsze miejsce swojej działalnościmisyjnej wybrał Węgry oraz tereny na południe od Rusi Kijowskiej,gdzie ewangelizował plemiona Pieczyngów. Do Polski trafił jesienią1008 r. i za namową Bolesława Chrobrego rozpoczął z początkiem1009 r. swoją ostatnią misję ewangelizacyjną w Prusach, gdzie9 marca 1009 r. zginął śmiercią męczeńską 3 . Ciekawym epizodemz życia męczennika była tzw. „próba ognia”, do której doszło w trakciejego ostatniej misji. Brunon po dotarciu do Prusów początkoworozpoczął działalność ewangelizacyjną bez jakichkolwiek szykanz ich strony. Prusowie, widząc bosego i ubranego w prosty i podniszczonystrój mnisi Brunona, potraktowali go zrazu jako nieszkodliwegojałmużnika. Dopiero, gdy ich król Nethimer ujrzał duchownegow szatach biskupich, zrozumiał, że szczerość intencji misyjnychBrunona była prawdziwa. Według Białuńskiego na specjalnym wiecu,podczas wspomnianej „próby ognia”, doszło więc do swoistego„pojedynku kultów”. W ogień wrzucono posążki bóstw, czczonychprzez Prusów – i spłonęły, w przeciwieństwie do Brunona, którywedle jednych źródeł miał być wniesiony w ogień na swoim troniebiskupim i tam bez jakiegokolwiek uszczerbku przetrzymać siedempsalmów odśpiewanych przez swoich kapelanów. Według relacjiz innych źródeł, do których wiarygodności i bezstronności przychylasię także autor Misji..., św. Brunon przeszedł pomiędzy dwomapłonącymi stosami, a całość wydarzenia była swoistą inscenizacjąi układem, jaki zawarł z wodzem Prusów. W ten sposób miałprzekonać ogół zgromadzonych na wiecu do porzucenia swojej religiii przyjęcia chrztu. Świadczyłoby to o niewątpliwym talenciedyplomatycznym św. Brunona, taką politykę zresztą zastosowałtakże m.in. podczas swojej osobistej misji na Węgrzech oraz wśródPieczyngów (wówczas doprowadził do zawarcia pokoju pomiędzyPieczyngami i Rusią Kijowską).Książka prof. Białuńskiego z co najmniej dwóch powodów jest godnazauważenia – po pierwsze z uwagi na konsekwencję w rysunkucałego spektrum historyczno-polityczno-obyczajowego, związanegoz tym ostatnim ewangelizacyjnym epizodem w działalnościmisyjnej św. Brunona. Po drugie zaś – z uwagi na dogłębną analizęźródeł oraz dotychczasowej literatury naukowej, poświęconejśw. Brunonowi. Między innymi autor – jako szczególnie kuriozalnąmetodę badawczą – przytacza pozycję pani Donaty Godlewskiej,która w swojej pracy o biskupie większość nieznanych ze źródełinformacji przejęła z powieści A. Lisowskiej-Niepokólczyckiej Jesttu chłopiec. Przyczyną problemów z weryfikacją podstawowychfaktów oraz danych faktograficznych, dotyczących losów św.Brunona, jest brak wiarygodnych źródeł, a te, które mogą służyćjako materiał badawczy, wymagają do ich właściwej interpretacjidogłębnej wiedzy historycznej. To, że o św. Brunonie nie wspominaani Jan Długosz, ani inni polscy kronikarze, jest z pewnością faktemdziwnym 4 , ale po lekturze Misji prusko-litewskiej… nieco bardziejzrozumiałym. Dlaczego zatem kult św. Brunona zanikł na naszychterenach? Tu odpowiedź, jak się wydaje, jest prosta i nie wymagazbyt obszernej wiedzy historycznej. Po prostu z uwagi na nie-28VariArt01/2011


Fot. Grzegorz Wadowskiznane miejsce pochówku męczennika zabrakło także jego relikwii,dlatego też jego postać nie zajmowała staropolskich hagiografówi, mimo iż wszedł do panteonu polskich patronów, nie doczekałsię należnej mu biografii. Dopiero w XIX w., gdy odkryto jego spuściznępisarską, powróciło zainteresowanie dziełem i losami św.Brunona. O jego roli i znaczeniu w historii Polski powiedzieli m.in.biskupi polscy w słynnym Orędziu biskupów polskich do ich niemieckichbraci w Chrystusowym urzędzie pasterskim z 18 listopada1965 r.: „Z Zachodu też przybyli do nas apostołowie i święci. Oni tonależą do wartości najcenniejszych, którymi obdarzył nas Zachód.Błogosławioną działalność społeczną odczuwamy na wielu miejscachdziś jeszcze. Do najbardziej znanych zaliczamy św. Brunonaz Kwerfurtu, zwanego biskupem pogan, który w porozumieniuz Bolesławem Chrobrym dokonał dzieła ewangelizacji słowiańskiegoi litewskiego północnego wschodu”. W ten oto sposóbśw. Brunon trafił na karty historii najnowszej.Białuński Grzegorz, Misja prusko-litewska biskupa Brunona z Kwerfurtu,Olsztyn, Towarzystwo Naukowe i Ośrodek Badań Naukowych im. WojciechaKętrzyńskiego [etc.], 2010.1In partibus infidelium (łac.) – w kraju niewiernych; przen. w otoczeniu wrogim.Tytuł nadawany biskupom bez własnej diecezji, piastującym godność nominalną.Brunon został mianowany biskupem in partibus infidelium przez papieżaSylwestra II.2Cyt. za: M. Sas, Działalność św. Brunona z Kwerfurtu, „Teka Historyka”, 2009,nr 38, s. 41.3Cyt. za autorem. Według kronik biskupa Thietmara była to data 14 lutego 1009 r.4J. Długosz w swoich Annales Regni Poloniae, pomimo iż znał Żywot św.Romualda P. Damianiego, w którym występował św. Brunon, nie wspomniało nim ani słowem.Tomasz BirezowskiStaropruski BraveheartNad zielonymi wzgórzami Szkocji w okolicach miasta Stirling dominuje WilliamWallace Monument. Neogotycka wieża wyrasta ze wzniesienia Abbey Craig,przypominając o szkockim bohaterze narodowym, przywódcy powstania przeciwAnglikom, który – mimo że zdradzony, pojmany i ostatecznie stracony– przyczynił się względnej niezależności Szkocji w Wielkiej Brytanii.Niemal pół wieku wcześniej i prawie tysiąc pięćset mil na wschód, w krainiezwanej Prussią, Borussią lub Pruthenią, rozegrała się bardzo podobna historia,o której, niestety, Mel Gibson nie nakręcił filmu i dlatego znana jest tylkonielicznym. Drugie powstanie pruskie, bo o nim mowa, wybuchło w 1260 r.i trwało czternaście lat, nie zaowocowało jednak choćby jedną samodzielnąkomturią pruską w państwie krzyżackim, rozrastającym się wówczas na północod ziem polskich.Jednym z dowódców powstania był Herkus Monte, stojący na czele plemieniaNatangów. Wielu porównuje go, niezbyt szczęśliwie, do Robin Hooda lubWilhelma Tella. Inni widzą w nim pruskiego Konrada Wallenroda, co już bardziejtrafne, gdyż Mickiewicz częściowo wzorował się na postaci Herkusa,jednak Monte nigdy szpiegiem w masce nie był, a i historii miłosnej brak.Według mnie pruski przywódca najbardziej przypomina właśnie Wallace’ai często zastanawiam się, jak skończyłoby się powstanie pruskie, gdybyKrzyżacy przybyli do ziemi chełmińskiej trzydzieści, czterdzieści lat później.Państwo pruskie już by pewnie okrzepło i rycerzom zakonu nie udałoby sięrozgromić jego wojska, tak jak nie udało się rozgromić wojsk polsko-litewsko--ruskich pod Grunwaldem. Można tak „gdybać”, zwłaszcza jeśli nie jest sięhistorykiem...Herkus Monte był potomkiem rodu Montemidów z plemienia Natangów.Jako dziecko został oddany „pod opiekę” (czyli w zastaw) rycerzom Zakonu.Wychowano go w Magdeburgu, gdzie odebrał solidne wykształcenie. Mówiłbiegle po niemiecku i doskonale znał łacinę, a przy tym sprawnie władałmieczem. Myślę, że Krzyżacy hołubili go z kilku powodów: po pierwsze zewzględu na jego – dziś powiedzielibyśmy – arystokratyczne pochodzenie, podrugie widzieli w nim kartę przetargową, argument świadczący o ich „trosce”o rdzennych mieszkańców ziemi pruskiej. Czyż nie dali mu wykształcenia równegosobie i nie pozwolili wstąpić w swoje szeregi? Cóż za znakomity przykładrealizacji idei asymilacji ludności rdzennej i napływowej (skąd my to znamy...)!Herkus Monte – jako młody rycerz zakonny imieniem Henryk – powrócił naziemie pruskie w czasie pozornego pokoju. Mniej więcej w tym czasie podpisanodekret pokojowy między Krzyżakami a plemionami pruskimi. Niestety,Krzyżacy nie przestrzegali zobowiązań porozumienia, co doprowadziło do wybuchupowstania. Herkus, zrzuciwszy płaszcz z krzyżem i imię od chrztu, stanąłna czele buntu i przez kilka lat napsuł krwi Krzyżakom tyle (niszcząc grodyi prowadząc wojnę podjazdową), że musieli prosić o pomoc papieża KlemensaVI, który wezwał rycerstwo na krucjatę. To był początek końca powstania– w 1273 r. ginie Monte, zdradzony przez pobratymca podobnie jak Wallace.Zanim jednak wybuchło powstanie, Monte – licząc na pokojowe rozwiązanie– interweniował u papieża. W liście do Urbana IV próbował przekonać głowęKościoła, że Prusowie wyrzekną się swych bogów i nieuporządkowanychprzywiązań (z których najgorsze, jak wiadomo, wielożeństwo) i przyjmą chrześcijaństwo.List jednak pozostał bez odpowiedzi. Rozgoryczony Monte dopierowówczas wstąpił na wojenną ścieżkę. Epizod papieski miał również Wallace.Szkocki bohater udał się w latach 1299-1230 do Bonifacego VIII z glejtem odkróla francuskiego, lecz podobnie jak Monte nic nie wskórał...Wśród pruskich przywódców jest jeszcze kilku innych podobnych Wallace’owi,jak choćby Skomand – już po upadku powstania walczący samotnie jeszczeprzez dziesięć lat. Warto poznać ich historie.Książki dla zainteresowanych:Okulicz-Kozaryn Łucja, Dzieje Prusów, Wrocław, Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej ;Leopoldinum, 1997.Leo Jan, Dzieje Prus, z braniewskiego wyd. r. 1725 przeł. Julian Wojtkowski, Olsztyn,[Julian Wojtkowski], 2008.f e l i e t o n01/2011VariArt29


e c e n z j aKrzysztof D. SzatrawskiDwa wydarzeniaprzed jubileuszemObchodząca w połowie bieżącego sezonu 65-lecie istnienia, olsztyńskaorkiestra filharmoniczna każdym kolejnym koncertem potwierdzaswą znakomitą pozycję i świetną formę. Wydarzeniakoncertowe jubileuszowego sezonu nie są wielką niespodzianką.Od kilku lat orkiestra pracuje na swój sukces, czego wyrazembyły również ubiegłoroczna nagroda Fryderyka za nagrania mszyNowowiejskiego i wydana latem płyta „grunwaldzka”, zawierającautwory Jana Adama Maklakiewicza, Romualda Twardowskiego,Stanisława Moryto i Janusza Bogdana Lewandowskiego, poświęconesześćsetnej rocznicy zwycięskiej bitwy.Tym, co w ostatnich latach inspirowało środowisko filharmonicznedo ożywionych działań, jest niewątpliwie perspektywa powstającegoobok gmachu. Po raz pierwszy w 65-letniej historii olsztyńskafilharmonia ma własne lokum, wybudowane z myślą o potrzebachorkiestry i słuchaczy. Jak ważna jest to świadomość, świadczyćmoże niezwykłe ożywienie, jakie od kilku lat stało się udziałem olsztyńskiegozespołu, który coraz odważniej podejmuje wyzwania stawianeprzez dyrektora Janusza Przybylskiego. Wyrazem aspiracjiśrodowiska muzycznego może być również powołanie filharmonicznegochóru. Z punktu widzenia publiczności najważniejsze jednakjest to, że sezon jubileuszowy Warmińsko-Mazurska Filharmoniaim. Feliksa Nowowiejskiego obchodzi z udziałem największychgwiazd i z doskonale dobranym repertuarem.Wydarzeniem grudnia i ukoronowaniem ubiegłorocznej serii koncertówbyło wykonanie 17 grudnia Polskiego Requiem KrzysztofaPendereckiego pod dyrekcją kompozytora. W nowym roku,14 stycznia, orkiestra zaakcentowała swoją pozycję świetnymkoncertem pod dyrekcją Janusza Przybylskiego, wykonującV Symfonię Beethovena i III Koncert d-moll Rachmaninowa z udziałemEugena Indjica. Były to wydarzenia pod każdym względemwybitne. Pierwsze to historyczny występ pod dyrekcją jednegoz największych współczesnych kompozytorów i wykonanie monumentalnegodzieła, którego znaczenie symboliczne i duchoweprzekracza granice przeżycia wyłącznie estetycznego. Drugie todwa wielkie dzieła, które cieszą się zasłużoną sławą, świetnieprzygotowana orkiestra, odważne, bezkompromisowe interpretacjei znakomity solista w koncercie – to powody, dla których warto tenwieczór na dłużej zachować w pamięci.Polskie requiem Krzysztofa Pendereckiego jest dziełem monumentalnymzarówno pod względem instrumentacyjnego rozmachu jaki potężnej, modularnej formy, opartej na szeregu uzupełniającychsię części. Ta właśnie cecha sprawia, że każde wykonanie jestz założenia odmienne, będąc swoistym eksperymentem zarównodla kompozytora, jak i dla artystów. To nieustanne tworzenie dziełamożna rozpatrywać w kategoriach intelektualnych jako strategięi estetycznych jako metaforę, niewątpliwie jednak ranga Polskiegorequiem przekracza skalę największych dzieł współczesnej muzykioratoryjnej, chociaż zauważyć należy, iż właśnie wcześniejsze dziełaPendereckiego, Pasja według św. Łukasza i Jutrznia, przez latawyznaczały najwyższy poziom artystycznych zamierzeń.Koncert, traktowany przez wiele osób przede wszystkim jako wydarzenieo wymowie patriotycznej, odbył się w kościele pw. ChrystusaOdkupiciela Człowieka. Znakomici soliści – Izabela Kłosińska,Agnieszka Rehlis, Rafał Bartmiński oraz Piotr Nowacki – to klasa30 VariArt01/2011


sama w sobie. Chór Polskiego Radia w Krakowie, Chór FilharmoniiWarmińsko-Mazurskiej oraz poszerzony skład orkiestry, przygotowanyprzez Macieja Tworka, to potężny aparat wykonawczy, któryuważnie podążał za gestem Krzysztofa Pendereckiego, wznoszącz dźwięków konstrukcję o niezwykłej głębi emocjonalnej.Wykonanie Polskiego requiem było zarazem chrztem bojowymi pierwszym tak znaczącym sukcesem chóru filharmonicznego,który wspaniale wywiązał się ze swego zadania i po koncerciezostał zaproszony przez kompozytora do wykonań dzieła w innychmiastach Polski. Pracujący pod kierunkiem Benedykta Błońskiegozespół daje nadzieję na częstszą obecność w olsztyńskich programachkoncertowych dzieł wokalno-instrumentalnych, chociaż wypadazauważyć, że Olsztyn od lat jest potęgą chóralną i na sukcestego chóru składają się wieloletnie doświadczenia tak chórmistrzajak i chórzystów.Na najwyższym poziomie artystycznym stał także koncert z 14stycznia. Chociaż III Koncert fortepianowy d-moll Rachmaninowajest dziełem powszechnie cenionym, nie zawsze można go wysłuchaćna żywo. Powodem są wysokie wymagania technicznei interpretacyjne, jakie dzieło stawia przed solistą. Od orkiestry zaśwymaga pełnego symfonicznego brzmienia i dużej obsady, co teżbywa problemem. Tym większe jest zainteresowanie publiczności,ilekroć III Koncert Rachmaninowa pojawia się na afiszach. A kiedyzapowiadany jest wybitny solista, można mieć pewność, że będzieto wydarzenie wyjątkowe.Na szczególną uwagę zasłużył oczekiwany przez olsztyńskich melomanówod dawna, fenomenalny występ amerykańskiego pianistyEugena Indjica. Pochodzący z Belgradu, od 4 roku życia zamieszkaływ USA, pianista jest w Polsce artystą bardzo dobrze znanym.Czwarta nagroda w Konkursie Chopinowskim w 1970 r., a dziesięćlat później udział w jury, częste występy w Polsce oraz znakomitenagrania płytowe sprawiły, że jest on w naszym kraju artystą nadzwyczajcenionym. Owacyjnie przyjęte wykonanie pianista uzupełniłdwoma zagranymi na bis mazurkami Chopina – fis-moll op. 59 nr3 oraz D-dur op. 33 nr 2.Godna najwyższej oceny była uważna gra orkiestry. Pełne, nasyconebrzmienie stworzyło znakomitą przeciwwagę kreacji solisty.Romantyczna aura dzieła, wzmocniona przez zagrane nabis mazurki, zdominowała emocjonalny klimat tego wieczoru.Po przerwie zabrzmiała wykonywana już wielokrotnie, znana nietylko melomanom, V Symfonia c-moll Beethovena. Poprowadzonaw wirtuozowskich tempach i zagrana z doskonałym wyczuciem dramatyzmudzieła, najsłynniejsza z symfonii genialnego kompozytorastała się jedną z ostatnich okazji, by zapamiętać orkiestrę w sali,która wielu Olsztynianom kojarzyła się bardziej z filharmonią niż zeSzkołą Muzyczną. A dodać należy, że właśnie do Szkoły ta sala zawszenależała. Już w marcu po raz pierwszy w 65-letniej historiifilharmonicy wystąpią we własnej siedzibie, otwierając nowy rozdziałmuzycznej historii naszego miasta.Fot. Piotr J. Reszczyński01/2011VariArt31


Tę i inne przygody Baby Pruskiego znajdziecie na: http://facebook.com/pages/Baba-Pruski

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!