„Nie chcê byæ pos¹dzony o z³oœliwoœæ, od której jestemdaleki, ale w ci¹gu dwumiesiêcznej pracy z kierownikiemBiura Nadleœnictwa w Pucha³ce, ob. Szymonem Szylem,zauwa¿y³em, ¿e cz³owiek ten posiada w du¿ej mierzeposuniêty kretynizm umys³owy i w du¿ej rozpiêtoœcisymptomy zwyrodnienia. Z uwagi na stanowisko zajmowanew czasie pracy przez tego cz³owieka i w poczuciuobowi¹zku obywatelskiego, i maj¹c na uwadze tak¿ezdrowie Administracji Lasów Pañstwowych oraz dobrestrony ¿ycia spo³ecznego w ogóle, dzielê siê tymispostrze¿eniami i proszê o wyci¹gniêcie odpowiednichwniosków z tego faktu”.Jest jednak zasadnicza ró¿nica miêdzytym, co stylizuje w narracji Morawski, a tym,co bez retuszu rekonstruuje Redliñski –aczkolwiek oba zamierzenia artystycznepodobnie odk³amuj¹ rzeczywistoœæ. Morawskiwyraziœcie konstruuje postaæ; o dziwo: narrator(Czes³aw Rupnik), który w swoim naiwnymi „wysoce literackim” pisaniu (st¹d te„uczone” inwersje, dba³oœæ o w³aœciwy nazwomw³asnym „szacunek” itp.) pragnie jaknajwiêcej powiedzieæ o adwersarzu, opacznieobna¿a swoj¹ i tylko swoj¹ naturê. I otow charakterystyczny dla Morawskiego sposób,na naszych oczach rozwija siê nietuzinkowapostaæ bohatera, choæ w zamierzeniu „nieœwiadomego”,to jednak w ka¿dym s³owiekontrolowanego przez twórcê-autora. W rezultacieodnajdujemy w Rupniku coœ z GargantuiRabelais’go, który o renesansowych mnichachpowiada... jakby jêzykiem Rupnika (ta oczywista„odwrotnoœæ” chronologii owego„powiadania” ma w moim zamyœle odrzuciædomniemanie o zbyt naskórkow¹ inspiracjêMorawskiego): „Racja ostateczna tego jest, i¿ onipo¿ywaj¹ ³ajno ca³ego œwiata, tj. grzechy i jako takichzeæpi³ajnów wypêdza siê ich do nor, to znaczy do opactwi klasztorów, które s¹ oddzielone od politycznej kompanii[...]. Mamrocz¹ wielk¹ moc litanii i psalmów, którychw z¹b nie rozumiej¹. Klepi¹ swoje ojczenaszki, gêstoszpikowane zdrowaœkami, nie myœl¹c ani nie s³ysz¹c, comówi¹. Owo, co nazywam kpinkami z Pana Boga, a niemodlitw¹”. Morawski, przy zachowaniu proporcji,ze swoj¹ z pozoru zgrzebn¹ powieœci¹,z grubsza tak zgrzebn¹ jak choæby burz¹cawszelkie konwencje „Ferdydurke” Gombrowicza,wpisuje siê w kr¹g spadkobiercówanegdotycznej tradycji pisarskiej ojcaRabelais’go (w tym kanonie po trosze mieœcisiê tak¿e i Redliñski i Skrzyposzek, a tak¿e,jako prozaik, Bia³oszewski).A¿eby daæ dowód „zas³u¿onego towarzystwa”,a przy okazji potwierdziæ gargantuowatoœæjêzyka Morawskiego, poka¿ê dwadoœæ przyd³ugie dowody na „ciê¿k¹ m³odoœæ”Rupnika Czes³awa: „¯eby jednak sumienny dowódprawdy daæ (boæ ten, co czyta, cz³owieka nie zna, tylkoz pisanego musi plewy od ziarnka odsiewaæ) najpierwpokrótce moj¹ m³odoœæ opiszê, która trochê ciê¿ka z kilkupowodów by³a. Za pierwszy powód podam uczciwie fakt,¿e ojca mego, drania, nigdy nie zna³em, gdy¿ uciek³przede mn¹, nim na œwiat wyjrza³em, nazwisko moje,Rupnik, po matce noszê, a imiê, Czes³aw, po dziadku,który jako by³y legionista na emeryturze sta³¹ s³u¿bêwoŸnego w szkole zajmowa³. Z tego te¿ powodu AlojzyKotwa, który w polityce mocny jest, od legionowychwnuków mnie wyzywa, Dziadka Pi³sudskiego o prawdêprosiæ wysy³a podstêpnie. Drugi powód mojego dzieciñstwakiepskiego by³ skomplikowaniejszy, a jego przyczyn¹by³ organista, zach³anny pijak, który ksi¹¿ki stanucywilnego w koœciele prowadzi³, ale nowo narodzonedzieci najpierw zapisywa³ na paczkach od papierosów lubinnych papierowych œmieciach, a póŸniej je b³êdnie doksi¹g wci¹ga³, z czego powstawa³y biurokratycznepomy³ki ¿yciowe – on mnie dziewczyn¹ zrobi³. Powód tenwcale œmieszny nie by³, gdy¿ w szkole, kiedy siêo tym dowiedzieli, od dziewuch mnie wyzywali i do nichprzeganiali, a dziewuchy przyj¹æ nie chcia³y, copowodowa³o, ¿e by³em ni to, ni tamto, niby wszystkich,ale niczyj”.Ju¿ w tym, tak czy owak jednak krótkimfragmencie ¿yciorysu, odnajdujê „wcaleœmieszn¹” sytuacjê owych „legionowychwnuków”. „Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy”to „donos” na rzeczywistoœæ „ni tego, nitamtego, niby wszystkich, ale niczyjego” dotak niedawna przecie¿ wyrzutka spo³ecznego,niczym „obrzydliwy mêdrek” Gargantua. Toproza, która prowokuje sympatiê do tego¿„donosiciela”, gdzie ten, na którego „siê donosi”,zas³u¿ony i odznaczony jawi siê jakoten rzeczywiœcie obrzydliwy. Powieœæ Morawskiegoskutecznie „opiewa” czasy, w którychdonos bywa³ jedyn¹ form¹ oprotestowaniazafa³szowanej rzeczywistoœci. Koniecznaucieczka w pozorne „prostactwo” narratorajest niczym innym, jak wiernoœci¹ konwencji86
powieœci ³otrzykowskiej. Ale z „ukryt¹ si³¹politycznego ra¿enia” – jak ju¿ mówi³em – nienale¿y, przynajmniej z dzisiejszej perspektywy,przesadzaæ.Wrócê jednak na chwilê do „zdrowegorozs¹dku”, który hipotetycznie powinienodwieœæ od lektury doœæ mêcz¹cych dygresjiw donosie Czes³awa Rupnika. Zaiste: d³ugie,czasami potwornie d³ugie zdania, poszatkowanekoszmarn¹ iloœci¹ przecinków, rzadkieakapity, kompletny brak podzia³u narozdzia³y – to mo¿e uko³ysaæ najtwardszegoadmiratora kwiecistego stylu Morawskiego.Zreszt¹ sam autor genialnego s³uchowiska„Zegary” miewa³ w ¿yciu chwile wszechmog¹cejs³aboœci i snu³ niekoñcz¹ce siêopowieœci, okraszane niezliczonymi odp³ywami,ale w koñcu zawsze wraca³ do rozpoczêtegow¹tku. Niemniej dla smakoszy literatury, jakotakiej, „Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy” togratka ju¿ nie tylko jêzykowa, formalna, aletak¿e studnia kryszta³owej jakoœci obyczaju,pokrêtnoœci ludzkiego charakteru, to wreszciedowód na pocieszaj¹c¹ tezê, ¿e w okolicznoœciachnie sprzyjaj¹cych rozumowi w odwodziepozostaje namiêtnoœæ i przekonanie o sile pierwotnychwyznaczników kondycji cz³owieczej(mœciwoœci, zawziêtoœci, egzaltacji i zaprzañstwa).Poza tym – skoro Edward Redliñskipochyla siê w „Nikiformach” nad autentykiemdziennika ksiêgowej, o arcytautologicznymtytule „¯yæ do samej œmierci”, który jestprzera¿aj¹co nudny w swojej „ksiêgowatowoœci”,to có¿ za sens ma wybrzydzanie napalimpsest niby autentycznego donosuMorawskiego? Zreszt¹ pos³uchajmy najpierwRedliñskiego, a potem, na dowód, drobnaegzemplifikacja w postaci wyimku z „mi-³osnej rachuby” wzmiankowanej ksiêgowej:„Dziennik ksiêgowej („¯yæ do samej œmierci”)dla niejednego czytelnika oka¿e siê zapewnemonotonn¹, nudn¹ i nieprzyzwoit¹ bzdur¹.Dla mnie jest arcydzie³em. Arcydzie³o – gdy¿wzbudza arcyprze¿ycie. Czyta³em wieles³ynnych utworów o mi³oœci – ¿aden niewstrz¹sn¹³ mn¹ tak, jak te suche, buchalteryjnezapiski” – wyznaje Redliñski. W istocie;tak, jak si³¹ Rupnika jest niczym niepohamowanegadulstwo, tak ju¿ moc¹ owej ksiêgowejjest przeliczanie, zestawienie w s³upkiwszystkiego, co jest z mi³oœci¹ zwi¹zane,w³¹cznie z iloœci¹ orgazmów wg kwalifikatoradziennego, tygodniowego albo miesiêcznego;oto próbka, najpierw „liryczna”: „Sobota. £adna,s³oneczna pogoda, by³am w parku do 14. Przyszed³wieczorem za kwadrans dziewi¹ta i zapuka³ w okno. Jawysz³am – powiedzia³ , ¿e ¿ona wyjecha³a do Siedlec.Posz³am do niego, by³am tylko do 24, poniewa¿ onamog³a wróciæ nocnym poci¹giem. Wyca³owa³, wypieœci³ca³¹ a¿ do utraty przytomnoœci, na tapczanie. Po drugimrazie zasn¹³ u mnie na piersi. Nie chcia³o siê goopuszczaæ, ale ba³am siê”. Dodajmy do tego„orgiastyczny bilans” roznamiêtnionej ksiêgowej(co brzmi zgo³a oksymoronicznie): „Rok1964 – 44 razy; rok 1965 – 84 razy; rok 1966 – 43 razy;rok 1967 – 33 plus 1, co daje razem <strong>20</strong>4 plus jeden, corówna siê <strong>20</strong>5 razy”.Na có¿ wiêc ta ca³a stylizacja Morawskiego?Zwyk³a ksiêgowa, bez literackiegozamiaru stworzy³a wiêc, zdaniem Redliñskiego,„arcydzie³o”. Byæ mo¿e. Ró¿nica polegana tym, ¿e do tego potrzebowa³a Redliñskiego.Morawski, pewnie mia³ tê wiedzê,któr¹ wykorzysta³ Redliñski w „Nikiformach”i konstruuj¹c „Kotwê” na wzór donosówi dzienników ksiêgowej, doszczêtnie to wykorzysta³.A ju¿ najzupe³niej powa¿nie, bo na tak¹powagê Morawski sobie zas³u¿y³, uzupe³niamwszystkie niezrêczne analogie, jeszcze raz, tênajwy¿szej próby, z Rabelais’m na czele. Botakie jest zakoñczenie powieœci Morawskiego.„Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy” koñczy siêzwalaj¹cym z nóg szyderstwem; po 140 stronachnieokie³znanego gadania, mo¿liwienajluŸniejszych z luŸnych skojarzeñ, milionachszczegó³ów i szczególików pleni¹cychsiê w rojowiska w pojedynczych, acz rozbudowanychniewymiernie zdaniach, Czes³awRupnik z rozbrajaj¹c¹ bezczelnoœci¹ Gargantuiwyznaje: „Gdyby o jakieœ specjalne szczegó³ychodzi³o, to proszê do mnie napisaæ albo najlepiej przyjechaæosobiœcie, tylko powiadomiæ wczeœniej bym prosi³,bo œwiniobicie wtedy urz¹dzê wspania³e. Noc nade mn¹wyblak³a, czas we œwit przeszed³, zgas³o oknow karczemnej izbie, gdzie moi wrogowie na mnie petycjêpisali, i ja te¿ swoje pisanie koñczê, podpisem jezatwierdzaj¹c”.PRZYPOMNIENIA LITERACKIE87
- Page 2 and 3:
Zrealizowano w ramach Programu Oper
- Page 4 and 5:
Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
- Page 6 and 7:
Spis treœciAndrzej K. Waœkiewicz,
- Page 8 and 9:
Andrzej K. WaœkiewiczWtedy i teraz
- Page 10 and 11:
(a pewnie i agentka) specjalizuj¹c
- Page 12 and 13:
Wci¹¿ blisko tradycjiZ Jurijem Ko
- Page 14 and 15:
„Domowina” prze¿y³a ju¿ wiel
- Page 16 and 17:
Brückenteil wieder zwischen die Pf
- Page 18 and 19:
wirtschaftlich genutzt, bevor sie a
- Page 20 and 21:
Hobbyhistorikern und Einheimischen
- Page 22 and 23:
W³adys³aw £azuka* * *Zdzicza³a
- Page 24 and 25:
namowie. Onieœmieleni towarzyszymy
- Page 26 and 27:
ym tu, przy tym biurku, w dzisiejsz
- Page 28 and 29:
wygl¹da nad Sekwan¹ lub w Krakowi
- Page 30 and 31:
ci¹g dalszy, nawet jego konieczno
- Page 32 and 33:
Zenon Musia³owskiWspomnienie Jadwi
- Page 34 and 35:
jekt publikacji rysunków Niemena.
- Page 36 and 37:
Idalia RoszczykNabieranienabieram c
- Page 38 and 39:
Anna BilonBracia w Bogu,ale czy bra
- Page 40 and 41:
Tego typu spotkania i debaty sprzyj
- Page 42 and 43: 40i w koñcu nawarzy³a kory akacjo
- Page 44 and 45: Mieczys³aw J. WarszawskiW moim sad
- Page 46 and 47: Peter MannsdorfPeter MannsdorfAuf d
- Page 48 and 49: gewesen oder hatte es einfach verge
- Page 50 and 51: Schule seien und dass sie keine Sch
- Page 52 and 53: Ein Student mit langen strähnigen
- Page 54 and 55: NA GRANICYJacek Weso³owskiPowabna
- Page 56 and 57: Przejrza³em ten numer wasz ostatni
- Page 58 and 59: niemiecki jest z jego najnowszej ks
- Page 60 and 61: Zw³aszcza kasowych - w Niemczechpr
- Page 62 and 63: Goldberg do Rappaporta. Oczywiœcie
- Page 64 and 65: serdecznoϾ. Wie i rozumie, ze Ni
- Page 66 and 67: oku i dziœ na nowo przecie¿ dziel
- Page 68 and 69: tematy. Jak polsko-niemiecki - czyn
- Page 70 and 71: Romuald SzuraMalarz w plenerzeBo cz
- Page 72 and 73: Cottbus, 22.08.2007Cottbuser Festiv
- Page 74 and 75: PREZENTACJEIgor MyszkiewiczTrylobit
- Page 76 and 77: Galera, infografia, 2007Canibalix M
- Page 78 and 79: Z cyklu Ulro, rysunek, 1997
- Page 80 and 81: OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJJaros
- Page 82 and 83: œl¹ska z domem Borów Polski rozw
- Page 84 and 85: cesarz mianowa³ go starost¹ ksiê
- Page 86 and 87: g³ogowscy Rechenbergowie po 300 la
- Page 88 and 89: Die Renaissance hatte bestimmt eine
- Page 90 and 91: PRZYPOMNIENIA LITERACKIECzytanie Ÿ
- Page 95 and 96: KRAJOBRAZY LUBUSKIEZygmunt Kowalczu
- Page 97 and 98: strefy z hipotetycznymi Wenetami. K
- Page 99 and 100: tetem moralnym. Znani bowiem byli z
- Page 101 and 102: jest budynek bramny. Zbudowany w XV
- Page 103 and 104: Bo¿e s³odkiej czereœniw œrodku
- Page 105 and 106: RECENZJE I OMÓWIENIAAdam Wierzbick
- Page 107 and 108: Zdarza siê jednak, przy zidentyfik
- Page 109 and 110: Bevor man noch zu einem „Aber”
- Page 111 and 112: Werner nie opowiada siê oczywiœci
- Page 113 and 114: Henryk Szylkin, S³owa i obrazy, To
- Page 115 and 116: Fraszki na Wojtaszka (rymowanki te
- Page 117 and 118: Hauptmanns Zeit. Oft wird auf Kolle
- Page 119 and 120: kartach tej ksi¹¿ki, to jej niew
- Page 121 and 122: polskiej estrady: Lady Pank, Bracia
- Page 123 and 124: za ma³o, by widzieæ”. Pokaz prz
- Page 125 and 126: AUTORZY NUMERUAnna BilonUr. w 1983
- Page 127: KSI¥¯KI OFICYNY WYDAWNICZEJWOJEW