© Military Pharmacy and Medicine • 2012 • 4 • 130 – 132took up the post of the manager of the pharmacyand was promoted to the rank of lieutenant-colonelin 1998.On 12 May 2003 he became the Manager of theBase at the already existing Military Institute ofMedicine. Then, on 1 April 2007 he joined theInspection Office of Military Health Care at thepost of deputy Chief Pharmaceutical Inspector ofPolish Army and was commissioned as colonel.At this post, at this pace and with this rank, heserved until 15 October 2012.Mr Colonel earned high recognition and respectthrough his self-discipline, tact, loyalty, authorityamong colleagues, principled attitude to hisservice, tactful style of behaviour among coworkers.Always modest, genuine, without excessivepretensions or elation. He always showedRadosław Ziemba: Speech made by Commandant of the Military …helpfulness and responsibility, fulfilling a discursiveapproach to the idea of officer and pharmaceuticalethos. You are, Mr Colonel, a Paracelsusin the uniform for us.Mr Colonel, a specialist in many areas of pharmacy– especially military one – we have immortalizedyou in a photograph against a backgroundof the banner of the Military Centre for Pharmacyand Medical Technology in Celestynów. Itis there that you started your initiation into theservice.We also have the great honour to hand this pieceof cold steel called a sabre. Having different patterns,through centuries it lighted with the flashof the blade often heroic deeds of the Polish army,accompanied cavalry troops, and today adds colourto parades, state and military celebrations.So let it be in your hands the symbol of fulfillinga soldier’s duty and loyalty in the officercommunity.Let the motto engraved at its handle:“A reliable friend is recognized in an uncertain situation…”determine your acts in this stage of life.130 http://military.isl-journals.com
© Military Pharmacy and Medicine • 2012 • 4 • 131 – 132 Short CommunicationIMĆ Panu PułkownikowiKrzysztofowi KONDRACKIEMUidącemu w nowy seans życia„pod kapeluszem”Akt one, scena pierwszaPrzez dyskretny otwór w kurtyniewejrzeć tylko w zakulisy wierszaz historii losu spojrzeć o pustej godziniekiedy widownią są oczy, a uszy słuchowiskiemi cienie rzęs na uboczuwięc rozprawimy się z jednym nazwiskiemza którym stoi ten oto…Krzysztof zawinął bieg swojej historiichoć wszystko w niej bywa odmienne.Tak pewien dzień październikaw tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym dziewiątymwyłonił go nam na tę ziemię.Waga mu rysy rzeźbiła na twarzykiedy wodził oczyma po sochaczewskim niebie.Tamte twarze szkolnego ornamentutamta pamięć ust jak pieczęci,grona pedagogów, edukacji momentów.W cenzurze świadectw różne uczniowskie chęci,Tropem w czasy dojrzałe, lato ciała,spokój pajęczany, krzewy obute w kiścikołysały beztrosko – niebieskie lata młodości.W szkolnych wierszach bagnetów strome błyskawicetam nasza chluba i naszych możliwości granice,co noc pośród latarni szukało się srebrnych kawiarniw dzień nad biurkiem trzeba było się zgiąć,pod kluczem szopenowskich nut ksiąg…Przyszedł dzień, kiedy strugi mazowieckiego śwituwysłały w misję wyroku Dioskurydesa przesłaniena łódzkim bruku podchorążacko — studenckieślubowaniesłowa Gaudeamus, żołnierskiej przysięgicyzelowały drogę do etosu oficerskiej wstęgi.W panteonie dwudziestego wieku.Powroty z balów, dyskotek, klęsk, wypraw krzyżowychskacząc przez Pietrynę jak po kolorowych krach,unosząc potem drewniane powieki,przechodząc niebieską granicę w alchemii farmaceutycznychpraw.Od Hipokratesa idei do FarmakopeiPrzy egzaminie – Panie Boże zbaw.Akt two, scena drugaNa ozłoconym przez bliskość balkoniePani Wanda założyła dłonieniech mnie Krzysztof z nadziei wybawiw przestworzach mojego świata się zjawizimowego stycznia szesnastegozłotych obrączek ikonaoświetlała marsza Mendelsona…W sierpniu zszedł z niebiosaMaciej, syn łaskawy, pociecha rodzicówjako w maju rosa co pada na trawy,cicho zszedł w objęcia do komnaty matkijak majowa rosa co pada na kwiatkinazwisko jak totem utrwalone potem.Nie zapominaj jaka to siław czerwcowe słońce gwiazdki zdobyłaetos olśniła i animuszu do farmacjidodała Panu od wtedy co chwila.Z tego posłania od łódzkiej ziemiw Celestynowie między nowemi.Akt three, scena trzeciaTaki to czas był, co dzierżył w swej treścimłodości radości i dobytek mnogidziecięciom płaci w lasach mazowieckichodtąd z Agatką przechodziłeś wszystkie drogi.Czasy edukacji, tym razem dla dziecico troską ojcowską trzeba było cieszyć.Można by wieczność zobaczyć wśród nocykiedy się z wojskową farmacją połączyłjak wielki pierścień życia nieskończonej mocyna tło ogromnych cieni do tej właśnie sprawyrzucono kapitana w konszachty Warszawy.Jak u światłych ludzi czasem bywa,przyszła kariera nawet całkiem błyskotliwa.Czasem tony przedziwne bezrozumnej skargi,obok nich jak z lutni fantazje i fraszkiróżnej cierpkości dowcipnego lotu igraszki.Obok nich pokłony i uciech zasadzki wszelakie,cierpkie lecz drogie, jakby skarby jakierozpraszają człowieka , z doświadczeń bogaty.Nadziejo święta, pokoro wysokajak szczyt niebios wśród planet pochoduTwój wielki szlak jest wskazany dla okaTy znajdziesz gniazdo jak ptak opierzonywyfruniesz łatwo, sam to dostrzec zdołasz.Powracaj znów zatem w Celestynowskie strony…Krzysztof BarczewskiAnno domini 29 listopada 2012http://military.isl-journals.com131